Pokazywanie postów oznaczonych etykietą IV władza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą IV władza. Pokaż wszystkie posty

sobota, listopada 10, 2007

Witaj Jutrzenko Swobody! (Może nie całkiem manifest, ale prawie)

Naszą siłą jest słabość naszych wrogów, jeśli oczywiście zdołamy ją znaleźć i wykorzystać. Naszą szansą, w tym konkretnym przypadku (choć ten konkretny przypadek z pewnością obejmie całe życie większości z nas i oby nie wiele więcej) naszą szansą jest to, że każda władza oparta w aż tak dużym stopniu, co obecna, na kłamstwie i przemilczaniu - w odróżnieniu od np. nagiej przemocy, nie mówiąc już o czymś pozytywnym - okłamuje także, a może przede wszystkim, samą siebie, i samą siebie odcina od sporej części najistotniejszych informacji.

System miłościwie nam już od dziesięcioleci panujący - system realnego liberalizmu (bardziej oficjalnie: "liberalnej demokracji", a ostatnio także: "demokracji elitarnej") zasadniczo nie zawiera w swej maszynerii mechanizmu cenzury, zastępując ją w razie potrzeby bardziej doraźnymi środkami, takimi jak: propaganda przy użyciu środków tak potężnych, o jakich całkiem niedawno nikomu się nawet nie śniło; przemyślne tworzenie różnych mód ("intelektualnych" i całkiem przeciwnie, zależnie od adresata i konkretnych potrzeb); "kłamstwo oświęcimskie" i "antysemityzm"; generowanie informacyjnego szumu, w którym nic (a w każdym razie nic czego nie wspiera niezwykle kosztowny aparat "informacji"/rozrywki/propagandy) nie nabierze nigdy znaczenia większego, niż co najwyżej jako chwilowa ciekawostka; odwracanie uwagi od realnego świata i mechanizmów władzy stosując zasadę "sushi i Taniec z Gwiazdami" (wgl. "piwo i Chopin w Filharmonii"), itd. itp.

Taka władza, a w dodatku tak potężnie zbiurokratyzowana i skrępowana milionami sprzecznych ze sobą przepisów - w których sens w dodatku, i jakąś magiczną zaiste moc sprawczą w rzeczywistym świecie, wszyscy ci ludzie usilnie próbują wierzyć - jest niemal bezbronna wobec niektórych działań. I nie chodzi mi bynajmniej o jakieś działania nielegalne (spokój łapsy! przyjdźcie i sprawdźcie że nie mam materaca z TNT, ani nawet głupiego obrzynka... a ta brudna bomba z pół kilo promieniotwórczego plutonu pod zlewem? jaka bomba? to tylko prototyp i będę jeszcze musiał nad nim parę tygodni popracować, zresztą może ją po prostu sprzedam al kaidzie, bo chcę sobie kupić radiomagnetofon), choć z pewnością nie o takie, które by wzbudziły zachwyt tusków, michników czy borrelów tego świata.

Chodzi mi o działania ludzi, którym się obecna sytuacja wszechogarniającej tolerancji i powszechnego dialogu, z których jednak wykluczone są... Miliony zdrowych, normalnych, a najprawdopodobniej najzdrowszych i najnormalniejszych - jeśli nawet nie jedynych normalnych i zdrowych - ludzi. Działania w kierunku zdobycia środków na wyrażenie głośno tych swoich, choćby wstecznych i ksenofobicznych, przekonań i gustów. I na robienie czegoś, by się ta obecna, nieznośna dla nich, sytuacja zaczęła zmieniać. Dlaczego miałoby to być niby nielegalne? Bo nie podoba się red. Michnikowi z red. Wołkiem? A gdzie jest powiedziane, że akurat ich opinia ma się liczyć, a nie np. moja?

Tacy ludzie musieliby mieć pewne cechy, to oczywiste. Inaczej już dawno by się coś takiego zrobić udało i mielibyśmy już tego skutki. A świat, i Polska, nie wyglądałyby tak paskudnie, jak w oczach całkiem sporej ilości ludzi wyglądają. A więc ci ludzie musieliby potrafić myśleć (w odróżnianiu od powtarzania takich czy innych formułek), ale też musieliby być zdolni do tworzenia i umacniania więzi międzyludzkich. Która to umiejętność, dzięki wysiłkom naszych ukochanych władców, zdaje się z każdym dniem zanikać. W każdym razie na trzeźwo.

Musieliby też umieć swe poglądy, i wszelkie przydatne informacje, przekazać jak największej ilości spośród tych, z którym w ogóle rozmawiać warto, co do których jest przynajmniej promyk nadziei. Musieliby być elastyczni w środkach, a jednocześnie wierni pewnym podstawowym zasadom i trzymać się głównego kierunku. Wizja celu i te rzeczy. Także, co być może najtrudniejsze, musieliby dobrze się potrafić porozumieć między sobą, pomimo różnych mniej lub bardziej istotnych różnic ideologicznych, czy powiedzmy religijnych.

Powtarzam, w takiego typu działalności nie ma i być nie ma powodu nic nielegalnego. Przynajmniej dopóki realny liberalizm nie zrzuci maski i nie ujawni się jako przemoc. Ale to jej zajmie sporo czasu, jak sądzę. O tym by te zamiary miały być nieetyczne, już oczywiście nawet nie warto wspominać. To nasi wrogowie są nieetyczni, a w wielu przypadkach także, wobec normalnego poczucia sprawiedliwości - nielegalni. Lewactwo od czasów niepamiętnych robi nie takie rzeczy i od dawna już nikt mu z tego powodu nie czyni przykrości. Więcej, lewactwo, nawet to najagresywniejsze i najbardziej kwalifikujące się do domu bez klamek, przenika się z obecną realno-liberalną władzą w tysiącach miejsc. I nikomu nie przeszkadza, choć realny liberalizm to przecież niemal wszechwładza wielkiego ponadnarodowego kapitału.

Oczywiście pochwał i słów zachęty ze strony michników tego świata oczekiwać nie należy, ani też głaskania po głowie i ułatwień ze strony tego świata borrelów i schetyn. Jeśli ktoś jednak nade wszystko pragnie miłości i pochwał ze strony tych właśnie ludzi, to niech się szybko dołącza do kręcenia lodów - europejskich i/lub tych platformianych - bo wkrótce może dlań zabraknąć! W tym czasie ludzie mający jeszcze nieco honoru i sumienia, plus tzw. jaja, mogą zajść wroga od tyłu. A wtedy... Witaj Jutrzenko Swobody! A każdym razie przestaniemy - każdy z nas, tych brzydzących się pedalstwem, zdradą i służalczością - być więziennymi parówami, w sensie przenośnym, ale niestety zbyt mało przenośnym, różnych biedroniów i każdego dosłownie totalitarnego świra, który raczy się nami zainteresować.

Zasada, wyrażona w cudownie lapidarny sposób, powinna być taka: "Każdy ich doraźny sukces wzmacnia naszą determinację i siłę przekonywania, oznaczając tym samym kolejny NASZ długoterminowy sukces". Aż w końcu naprawdę KAŻDY będzie mógł wyrazić swoje poglądy i mieć wpływ. No a potem się zobaczy.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, sierpnia 24, 2006

V Władza III RP

Oswald Spengler powiedział kiedyś, że "To, czego potrzebujemy to nie wolność prasy, tylko wolność OD prasy". Jak można w ogóle wytłumaczyć tak wsteczne, tak niezgodne z ideałem społeczeństwa obywatelskiego twierdzenia? Zacytujmy może jeszcze samego Spenglera:
Prasa dzisiaj jest jak armia o starannie zorganizowanym uzbrojeniu, dziennikarze to jej oficerowie, zaś czytelnicy to żołnierze. Jednak, jak w każdej armii, żołnierz ślepo słucha, a cele wojny i plany operacyjne zmieniają się bez jego wiedzy. Czytelnik ani nie zna, ani nie ma znać, celów, dla których jest używany, ani roli, jaką ma odegrać. Nie ma bardziej jaskrawej karykatury wolności myśli. Kiedyś nikomu nie pozwalano swobodnie myśleć, teraz jest to dozwolone, ale nikt nie jest już do tego zdolny. Teraz ludzie chcą myśleć jedynie to, co powinni chcieć myśleć, i to uważają za wolność.
Na gruncie czysto teoretycznym można by się z tym spierać - dlaczego czytelnicy to szeregowcy, a dziennikarze oficerowie, nie zaś powiedzmy czytelnicy [coś mi się, jak widzę po latach, tutaj pomerdało, pewnie miało być "podoficerowie" czy coś takiego], a dziennikarze jacyś nieco wyżsi oficerowie? (Tyle, że w tedy czytelnicy byliby tymi zwalczanymi przez gazetową armię wrogami, co wcale nie stawia ich w lepszej pozycji.)

Jednak znamy przecież rolę "Gazety Wyborczej" i jej wpływ na "inteligentów" III RP, więcj moim zdaniem należy raczej zadumać się nad proroczymi zdolnościami Spenglera.

Za jego czasów nie było jeszcze telewizji czy interntowych portali, które można uznać za pewną formę prasy, czyli "IV Władzy". Nie było też nagłaśnianych przez IV Władzę politycznych sondaży, które niniejszym pozwolę sobie nazwać "V Władzą".

Jakie znaczenie mają te sondaże przede wszystkim dla wyników wszelkich wyborów, może sobie łatwo wyobrazić każdy, kto choć trochę zna się na polityce. Partia, która w sondażach otrzymuje konsekwentnie poniżej wymaganego minimum, to idealny sposób, by zmarnować swój głos, więc mało kto znając takie wyniki, będzie na nią głosował. Z drugiej strony, ludzie kochają mieć rację i wygrywać, choćby per procura - w osobach przez siebie wybranych. A zatem jeśli jakaś partia, albo jakiś mający kandydować w wyborach polityk, ma ogromną przewagę, dostaje jeszcze za to pewną premię.

Sondaże to ogromna polityczna potęga i bardzo trudno mi sobie wyobrazić, by nie używano jej świadomie i cynicznie do manipulowania nastrojami społecznymi i pośrednio wynikami różnych wyborów. (Zresztą nie tylko o wybory chodzi, bo wrogość wobec władzy czy polityka także ma wpływ na życie polityczne, a i na to mają wpływ sondaże.) Oczywiście znaczenie mają tylko te sondaże, które są potem szeroko nagłaśniane - te zlecane przez różne instytucje czy firmy po to, by się czegoś dowiedzieć, tego znaczenia nie mają. A więc można by rzec, że "V Władza" jest nią jedynie w ścisłym współdziałaniu z "IV Władzą".

Nie ma przecież żadnych przepisów, ba! - nie ma nawet sposobów, by sprawdzić rzetelność sondaży. Wyniki mogą zostać całkowicie zanegowane i ośmieszone, a mimo to nikt nie ma formalnego prawa zarzucić firmie, która przeprowadziła dany sondaż, ani też medium, które jego wyniki ogłosiło, nadużycia. Nie mówiąc już o jakichkolwiek konsekwencjach karnych.

Wracając na chwilę do Spenglera, to również zgadza się z jego przewidywaniami, bowiem mimo "schyłku zachodniej cywilizacji", który ogłaszał (i którego charakteru, jak się wydaje, większość ludzi całkiem nie zrozumiała), Spengler przewidywał, że w niektórych dziedzinach zachodnia cywilizacja ma jeszcze przed sobą całkiem długi rozwój. Do takich dziedzin miało należeć prawodawstwo, spotykające się z całkiem nowymi zjawiskami i wyzwaniami. No i rzeczywiście - czyż nie mamy spamu, sieci P2P, no i politycznych sondaży?

Jak można manipulować wynikami sondaży, i to na wszystkich poziomiach - od sformuowania pytań, przez pominięcie niektórych potencjalnych respondentów, po obróbkę statystyczną, może sobie wyobrazić każdy, kogo kiedyś rozgorączkowana ankieterka spytała o upodobanie np. do Wódki Bols. To akurat tylko ta druga z wymienionych tutaj faz, ale wątpię, by te inne miały wyglądac dużo lepiej.

A zresztą, po co tylko wątpić? Oto absolutnie cudowny przykład tego, jak się w III RP fałszuje polityczne sondaże:

http://kataryna.blox.pl/2006/07/Przepis-na-lze-sondaz.html

--------------------------------

Ten tekścik napisałem ze dwa tygodnie temu, ale warto dodać drobne uzupełnienie. Otóż, wczoraj pojawiły się nowe oficjalne, a jakże, dane na temat poparcia dla poszczególnych partii: PO 30%, PiS 23%, Samoobrona 9%... Reszta zdecydowanie pod kreską - także folksfront zblokowanych komuchów i różowych liberałow (oraz czasopism).

Bardzo interesujące wyniki, ale moim zdaniem więcej mówią o celach i metodach naszych dzielnych razwiedczików, niż o nastrojach i opiniach Polaków. Nazwijcie mnie zwolennikiem teorii spiskowych, jeśli chcecie.