Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rafał Kalukin. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rafał Kalukin. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, października 24, 2016

Drobny acz miażdżacy dowód na przewagę Tygrysizmu Stosowanego...

... nad wszystkimi innymi metodami poznawania świata.

A w istocie to tylko jedna drobna zagadka. Powiedzcie wy mnie, kochane moje ludzie: kto to był, kto wiele lat temu napisał teksta z tytułem "Czy Kataryna to gazownik Kalukin?" i parę innych w tym samym duchu? No, przypomni nam ktoś?

triarius

niedziela, listopada 18, 2007

Pierdząc miękkim siedzeniem... Czyli dzień z życia Oberredaktora Maleszki

Pierdząc miękkim siedzeniem w miękkie siedzenie, Oberredaktor Maleszka przymknął z rozkoszą oczy, rozparł się w swym niezwykle kosztownym dyrektorskim fotelu, z lubością smakując słodką pewność, że jest właściwym człowiekiem na właściwym miejscu. I że - co jeszcze istotniejsze - naczalstwo wie, że on tym właściwym człowiekiem na właściwym miejscu jest. Kilkunastosekundowa przerwa w dostawie gazu wyrwała go jednak wkrótce z tego rozkosznego stanu. "Będę musiał przejść na inną dietę", powiedział sam do siebie półgłosem, "ta jest jednak zbyt mało wydajna".

Nagle wyprostował się i w jego oczach pojawił się stalowy błysk. Zdecydowanym ruchem sięgnął po dużą zalakowaną kopertę z trupią czaszką. Złamał pieczęć. W środku, jak co dzień, był rozkaz dzienny, a wszystko kończyło się utartą formułą, że "po przeczytaniu zniszczyć, a w przypadku gdyby dokument wpadł w niepowołane ręce, nastąpią bezlitosne represje, nie oszczędzające nikogo z mających z tą sprawą jakikolwiek kontakt".

Rozkaz, który teraz trzymał w ręku, nie różnił się niczym specjalnym od innych dziennych rozkazów. Po prostu należało wykonać normalne dziennikarskie zlecenie. Czyli napisać, co było do napisania. No i jeszcze, jak zwykle, należało wybrać jeden z licznych swych avatarów. Mówiąc prostszym językiem - figurantów, jako że Oberredaktor Maleszka od dawna nie podpisywał już nic własnym nazwiskiem.

"Kogo my tu mamy? Kto jest w tej chwili dostępny?", mruczał sam do siebie Oberredaktor. "No więc, jest Stasiński... Nadaje się?" Oberredaktor zamknął oczy i zaraz oczyma wyobraźni ujrzał krótko ostrzyżonego człowieczka w średnim wieku o charakterystycznym wyrazie twarzy. Zupełnie, jak ktoś, komu znienacka, w czasie rozmowy (lub telewizyjnej debaty) wsadzono w odbyt z metr grubego kija od szczotki, a on zupełnie nie wie, czy to najpiękniejszy dzień jego życia, i teraz już zawsze chce z tą szczotką... Czy też całkiem mu się to nie podoba. A jednocześnie - i tu jest jego mistrzostwo! - cały czas wygłasza drętwym głosem nudne postępowe kwestie. Mistrz, tego się nie da ukryć! Ale może przez to i konkurent? Szukajmy więc dalej...

"Wygląd ma tutaj znaczenie, nie dajmy się omamić politycznej poprawności", mruknął Oberredaktor. "Przykopiemy tym obrzydliwym Polakom na łamach - za ksenofobię, homofobię i wszelkie inne niesłuszne fobie, zgodnie z rozkazem dziennym... A potem będzie się iść za ciosem w telewizji. Tak, wygląd ma znaczenie. Stasiński oczywiście pasuje, ale czy jest najlepszy?" (A może ten z tą szczotką to Pacewicz? Z pewnością nasz bohater ich rozróżnia, ale autor tego tekstu nie za bardzo.)

"Może Kalukin?" I Oberredaktor ujrzał oczyma wyobraźni człowieka dość młodego, rozczochranego i w ogóle jakby niedobudzonego ze stuletniego snu, ale za to wstrząsanego ustawicznymi drgawkami i robiącego przedziwne grymasy. O zezie już nie mówiąc. Ani o jąkaniu. Cóż, z pewnością nieślubny syn Adama, jeszcze jeden powód, by dać mu tę szansę... Ale jeśli zaśnie na planie?

Sprawdził się nieźle jako 'kataryna', choć w sumie akcja spaliła na panewce, z powodu tego cholernego oszołoma... Jak mu tam? Niebieskiego kota sobie wybrał jako emblemat, eurosceptyk cholerny i w ogóle reakcja! No dobra, w tej sprawie trzeba będzie coś zrobić, a na razie bez nerwów... Mamy zadanie do wykonania! Więc, młodzi, wykształceni, z dużych miast, wierzący w cuda i drugą Jap... Irlandię, Kalukina lubią. Może do tego pasować lepiej, niż Pacewicz. Choć gdyby tak znienacka zastosować kij od szczotki, mogłoby być jeszcze lepiej...

Wroński? Oberredaktor uczynił wysiłek, by usunąć ze swej wyobraźni podrygującego i czyniącego grymasy Kalukina, a na jego miejsce przywołać subtelnego dziennikarza o wyglądzie i manierach ulubionego syna koszernego rzeźnika z Nalewek, który się dorobił na fałszowaniu koszernej kiełbasy psim mięsem, nadgniłą wieprzowiną i po prostu chrzcząc ją wodą z kranu. "I ta niezwykle rzadka bródka! Całkiem jak u eunucha! Włosek od włoska co najmniej 8 milimetrów! Łał! Taka bródka, to autentyczna rzadkość w skali światowej! To się MUSI podobać tym idiotom, co nas czytają! W dużej części z pewnością wywołuje natychmiastowy orgazm.

A może od razu z grubej rury? Może warto do tego użyć samego Adasia? Żeby jednak się nam nie zdewaluował... Co będzie, jeśli np. jutro przyjdzie rozkaz, że idziemy na całego? Że ruszamy z posad bryłę świata? Wot problema! Ciężkie jest życie Oberredaktora. Żebyście wy durnie o tym wiedzieli - wy, którzy mi zazdrościcie i piszecie donosy! Ech żizń!.

I postanowił Oberredaktor, że po zakończeniu tej aktualnej roboty pójdzie się upić. A przedtem poszuka sobie hipermarkecie jakichś bardziej wydajnych z punktu widzenia gazownictwa produktów spożywczych. W końcu praca to nie wszystko, trzeba także móc się trochę zabawić! Ale na razie pozostawała decyzja do podjęcia... A więc kto spośród standardowych figurantów pana Oberredaktora ma zostać autorem najnowszego cyklu demaskujących Polaków artykułów?

Tak rozmyślał w swym zacisznym (bo tylko cichy szum aparatury klimatyzacyjnej było już słychać, jako że gazu już definitywnie zabrakło, a zresztą chwila była przecież zbyt poważna na tego typu bezpretensjonalne rozrywki) gabinecie Szef Propagandy na Priwislinskij Kraj, Oberredaktor Maleszka. Tymczasem, setki kilometrów dalej, w prywatnym pokoju bez klimatyzacji, ktoś łamał sobie głowę nad tym, jak pokrzyżować plany Oberredaktora Maleszki i jego mocodawców. Ale o tym może już innym razem...

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, czerwca 08, 2007

Czyżbym przebił katarynę osikowym kołkiem?

Napisałem nie tak dawno temu tekścik w odcinkach pt. 'Czy "kataryna" to gazownik Kalukin?' I nawet go jeszcze nie dokończyłem - jednego odcinka wciąż brakuje, ale to po pierwsze niemal formalność, po drugie mam ostatnio sporo innej roboty, po trzecie zaś znowu mam sporo wątpliwości z cyklu "powrót na zewnętrzną ścianę wychodka".

Te dwa odcinki, które są już napisane, można znaleźć tutaj: Czy kataryna to gazownik Kalukin? ( 1 ) i Czy kataryna to gazownik Kalukin? ( 2 ).

Tekścik jest na serio w jakichś 90-95%. To znaczy prawdopodobieństwo, że to rzeczywiście jest Kalukin oceniam zdecydowanie niżej, choć gość mi z wielu względów do tego pasuje. Jednak najistotniejszą kwestię, czyli to, że "kataryna" to lewacka, zapewne gazownicza, prowokacja, traktuję w sumie całkiem poważnie. Zachęcam zresztą do zapoznania się z tymi dwoma istniejącymi już odcinkami cyklu.

Najzabawniejsze jednak jest to, że ostatni tekst na przesławnym blogu "kataryny" powstał 13 maja i traktuje o, z pozoru rzeczywiście przedziwnej, zmianie poglądów Adama Michnika w sprawie ujawnienia teczek. Można zresztą kliknąć i samemu sprawdzić: Michnik: "Teczki dla wszystkich". Jakby nic istotnego się od tamtego momentu nie wydarzyło...

Przyznam, że obserwuję tę systuację na przesławnym blogu od dłuższego czasu, z coraz większym zainteresowaniem i coraz większym rozbawieniem. Kataryna bywała na Forum Frondy, gdzie postawiłem swą przewrotną tezę, a potem broniłem ją przed zgrają oburzonych i pełnych pogardy szermierzy. No i sprawa jest o tyle zabawna, że jeśli moja gambitowa teza byłaby słuszna, to samo jej ujawnienie - nawet na tak mało znanym blogu, jak mój - zniszczyłoby cały sens tej przemyślnej (hipotetycznej) manipulacji.

Co zresztą jest właśnie jedynym powodem, dla którego starałem się tę tezę rozpropagować - żeby nie można było potem kiedyś manipulacji ujawnić i obśmiać prawicowych internautów, prawicowych blogerów i prawicy w ogóle: "jacy to durni i jak łatwo łapią się na byle fałszywkę, byle używała ulubionych słów kluczowych".

Wyobrażacie sobie, co by się działo? Wyobrażacie sobie, jak byśmy się potem czuli? I to nie tylko wszyscy namiętni i całkiem liczni wielbiciele "kataryny", ale po prostu wszyscy, dla ktorych poglądy gazownika i innych demokraci.pl są głupie i obrzydliwe. Pomyślcie tylko! Czy nie warto było sprytną paradą zapobiec czemuś takiemu?

No bo teraz - o ile oczywiście mam co do "kataryny" rację - nie będzie można już nas bezkarnie wyśmiewać, bo zawsze ktoś w odpowiedzi może powiedzieć: "No ale przecież jeden facet przejrzał całą tę grę na oczy, prawda? Więc chyba nie całkiem chodzimy stadem, nie zawsze nabierzemy się na każdą farbowaną lipę".

No więc w sumie, każdy kolejny dzień, nic nowego nie pojawia się na blogu "kataryny" sprawia, że bardziej na serio zastanawiam się, nie tylko czy jednak nie mam racji, ale także, czy moje na ten tamat pisanie nie nie stało się dla "kataryny" osikowym kołkiem. No bo po co dalej miałby się Kalukin i Agora wysilać, skoro manipulacja spaliła na panewce? Natomiast w innym przypadku, dlaczego nagle "kataryna" zaczęła na swym blogu publikować raz na miesiąc, zamiast jak dotychczas nie rzadziej niż co parę dni?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

sobota, maja 19, 2007

Czy kataryna to gazownik Kalukin? ( 2 )

Moje początkowe wątpliwości Pierwszą mą wątpliwością na temat "kataryny" była, być może całkiem niesłusznie zresztą, ta że jej sława znacznie przekracza moim zdaniem rzeczywiste zalety czy zasługi jej blogu. (Nie mówię oczywiście o moim, który w ogóle nie jest normalnym blogiem, a poza tym z pewnością nie zawiera żadnego śledczego dziennikarstwa, a tylko moje idiosynkrazje, żarciki i takie tam). Dowód? Twardych dowodów oczywiście nie dam, bo de gustibus i tak dalej, ale proszę sobie na przykład porównać blog "kataryny" choćby z tymi kilkoma, których linki mam na swoim. A potem z ewentualnie tamtych, przez linki, do jeszcze innych prawicowych blogów. Jeśli to zbyt trudne zadanie, to proszę po prostu kliknąć tutaj: http://jacek-jarecki.blog.onet.pl/ i zobaczyć jak rewelacyjnie, jak zabawnie i jak mądrze pisze jego autor Jacek Jarecki! Jego blog jest stosunkowo nowy, nie jest oczywiście nieznany, ale kudy mu pod względem popularności do blogu "kataryny"! Oczywiście, blog "kataryny" nie jest byle jakim blogiem - zawiera dość sporo informacji z aktualnej prasy, która dla wielu ludzi może być interesująca, plus, choć już nie zawsze, dogłębne i drobiazgowe wyniki studiowania prasy dawnej, wszelkiego typu archiwów itd. Poza tym jest pisany dobrą polszczyzną, bez błędów, po prostu profesjonalnie. (Nie, nie jest to zakamuflowany atak, choć rzeczywiście ta profesjonalność nie podważa mojej - ryzykownej, zgoda - tezy. Nawet jeśli nie uznamy, że ją wzmacnia.) Blog "kataryny" jest po prostu dość... pardonnez le môt, nudny, a w naszych słodkich czasach, gdy wszyscy są przyzwyczajeni do migających obrazów, skaczących lasek, wykrzykujących raperów itd. itd. trudno mi jakoś uwierzyć, by rzeczywiście sam z siebie doprowadził on masy surfujących po sieci do aż takiej ekstazy. Bez jednego obrazka, bez jednego pliku video, bez żadnej animacji? Słaba moim zdaniem szansa, że bez wsparcia potężnych środków, tak się samo z siebie stanie. Zaś dla ludzi poważnych, którym obrazki i raperzy nie są potrzebni, to przecież - powtarzam - dość monotonny w sumie, bardzo monotematyczny, politycznie w sumie centrowy, czyli nijaki... Czym tu się można AŻ TAK podniecić? I żeby jeszcze był często aktualizowany, ale nie jest. Następną sprawą jest "kataryny" niewytłumaczalna przemiana - czyta sobie dzień w dzień Gazownik, wierzy mu, wszystko jej się w nim podoba i pasuje do widzialnego świata, aż tu pewnego dnia łuski spadają z oczu, widzi, że Gazownki łże i zmienia światopogląd o 180 stopni. Po pierwsze, mało to prawdopodobne psychologicznie. Dorośli ludzie nie zmieniają nagle bez b. poważnego powodu światopoglądu o 180 stopni, nie odrzucają nagle swych najzaufańszych autorytetów... To się po prostu prawie nigdy nie zdarza. Człowiek dwudziestoparoletni jest już niemal na pewno pod względem światopoglądu ukształtowany. Jasne, Św. Paweł na drodze do Damaszku - tyle, że on jednak miał pewien konkretny powód, "katarynie" zaś, z tego czego się dowiedzieliśmy, po prostu otworzyły się oczy. Poza tym, kiedy człowiek doznaje jakiegoś nawrócenia - a przecież tutaj można mówić o swego rodzaju nawróceniu - to wahadło przeważnie wychyla się dobry kawał w drugą stronę i człowiek staje się przysłowiowym "gorliwym neofitą". Nic takiego wyraźnie nie wystąpiło u "kataryny" zmieniła poglądy o 180 stopni, ale pozostała niemal w tym samym miejscu, czyli, wedle mojej, wysoce subiektywnej co prawda, oceny, gdzieś po lewej stronie POPiS'u. Co najwyżej w jego centrum. A takie coś już przecież przerabialiśmy - AWS swobodnie sterowany przez Unię Wolności. I Michikowi całkiem to się przecież podobało. Pewnie, że Unia z SLD byłaby jeszcze piękniejsza, ale przecież... Gdzie tutaj ta radykalna zmiana poglądów, skoro "kataryna" parę miesięcy temu z radością witała, niedostrzeżoną zresztą przez nikogo poza nią, śladową możliwość powstania POPiS'u. Następna wątpliwość jest oczywista dla niemal każdego, kto w ogóle zastanowił się chwilę nad sprawą "kataryny". Jej całkowita, nieprzenikniona anonimowość! Jakby to łatwo było się w naszej rzeczywistości, w polskiej sieci, tak całkowicie utajnić! Takiej sobie zwykłej, niezbyt chyba obeznanej z hakerskimi sztuczkami kobietce (z całym szacunkiem dla kobietek!) ukryć się przed ciekawością potężnych, bogatych, wyćwiczonych w szperaniu i dochodzeniu do różnych tajemnic (nie mówiąc już o ew. szemranych kontaktach) agencjom medialnym, dziennikarzom... No i hakerom przecież - co to by była za miła dla takiego hakera sprawa, móc urbi et orbi ogłosić, że nikt nie potrafił, ale ja owszem. Kolejna sprawa także jest dość oczywista, choć nie stanowi jakiegoś miażdżącego dowodu. Zgoda, żaden z dotychczasowych argumentów nie stanowi, ale tej jest taką sobie po prostu wątpliwością. Po prostu "kataryna" musiałaby być bardzo nietypową osobą, by robić taką solidną dziennikarską robotę z zacisza własnego domu, do tego sporo udzielać się na różnyc forach... Skąd ma na to czas? Fakt, że mogłaby mieć jaką np. rentę inwalidzką i nie musieć pracować. Skąd ma jednak te profesjonalne umiejętności? Moim zdaniem jej talent nie jest błyskotliwy, nie ma w jej blogu nic specjalnie fascynjącego, ale jest to bez wątpienia dobra i inteligentna robota, nie mówiąc, że wymagająca cierpliwości i rzetelności. (Zakładam oczywiście, że wygrzebane przez "katarynę" w archiwach i opublikowane fragmenty są autentyczne, nic jednak nie wskazuje, by nie były.) Ostatnią z moich wątpliwości, jeszcze sprzed głośnej awantury o krytykę "kataryny" przez lewactwo z salon24 i opuszczenia przez nią tego towarzystwa, była właśnie ta łatwość, z jaką ktoś, kto rzekomo odrzucił gazownicze i salonowe kłamstwa, brata się nadal z tym towarzystwem. Znowu nie jest to żaden miażdżący dowód, bo ciągle przecież oglądamy stosunkowo przyzwoitych dziennikarzy jedzących sobie z dzióbków z ewidentnymi skurwielami. (Ale właśnie dziennikarzy.) Na tym kończę omawiać moje początkowe wątpliwości, które - mówię to otwarcie i wyrażnie - wcale nie były specjalnie wielkie, bo w "katarynę" jak najbardziej wierzyłem i bardzo mi się nawet w sumie podobała. Była to pewnie dość nudna część mojego tekstu, mam nadzieję, że następne będą ciekawsze, ponieważ w następnym mam zamiar omówić kwestię tego kto i po co miałby tworzyć "katarynę". (Jeśli naprawdę nie jest to po prostu miła, bystra i niezwykle pracowita osoba, która w jakiś cudowny sposób przejrzała na oczy, a przy tym zachowała taką słodycz charakteru, że do najpaskudniejszego nawet komucha nienawiści nie czuje i może uprzejmie rozmawiać z każdym michnikoidem.) Oraz tego, jakim zagrożeniem byłoby, gdyby rzeczywiście była ona gazowniczą kreacją (żeby nie powiedzieć prowokacją), a my byśmy dali się na to naiwnie nabrać. c.d.n (Deo volente) triarius --------------------------------------------------- Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

Czy kataryna to gazownik Kalukin? ( 1 )

Jeśli śledzisz, Drogi Czytelniku, całą tę fascynującą i tajemniczą sprawę blogerki-widma, podpisującej się "kataryna"... Jeśli wciąż starasz się odgadnąć rysy jej twarzy... Jeśli w rannej mgle, w szarpanym przez wiatr Cirrusie czy pulchnym Cumulusie zdajesz się dostrzegasz zarys jej nigdy nie widzianej sylwetki... I jeśli Ci ten jaskółczy niepokój, ta paląca ciekawość, zaczęły utrudniać normalne, codzienne życie... Spójrz na fotografię po lewej, ponieważ to właśnie może być twarz, którą tak pragniesz poznać!

Jeśli jakimś przedziwnym trafem nie znasz Czytelniku całej tej fascynującej sprawy, to oto w każdym razie link do "kataryny" blogu: http://kataryna.blox.pl/html.

Nie, nie podrzucono mi na biurko żadnej teczki. Nie mam takich kontaktów. (Gdybym je miał, nie zabawiałbym się pisaniem błahych kawałków, które przeczyta pięć osób, tylko bym balował z Kulczykami tego świata i... nie, ten to już przesada!). Nie przeprowadziłem setek wywiadów z sąsiadami, nie mogę nawet przysiąc, że na sto procent Kalukin to właśnie "kataryna" - nie jest bowiem do końca wykluczone, że jest to jakiś inny pracownik Gazety Wyborczej, albo jeszcze prawdopodobniej - cały team pracowitych i oddanych sprawie gazowników.

Istnieje też pewna, niewielka ale jednak, szansa, że się mylę i "kataryna" naprawdę jest niewiastą siedzącą sobie w pokoiku i robiącą to, co robi, a nikt, łącznie z potężnym koncernem medialnym, choć stara się jak nie wiem, co, nie jest w stanie jej namierzyć i zidentyfikować, więc tylko skarży się przejmująco i nawołuje "katarynę" by się ujawniła. Może i tak być, tyle że prawdopodobieństwo czegoś takiego oceniam na pomijalne. Przedstawię teraz moje argumenty w całej tej fascynującej sprawie, a także nieco w jaki sposób do tego wniosku doszedłem. Zacznę od tego drugiego, bo to jest proste i łatwe do przedstawienia.

Jednak przedtem jeszcze oświadczenie: Nie mam najmniejszej pretensji do jakiegokolwiek blogera, że chce pozostać anonimowy i mu się to udaje!. Tak właśnie wygląda ta gra, i ta anonimowość jest jedną z naszych niewielkich przewag w walce z dysponującymi milionowymi budżetami, mającymi kontakty i prawników medialnymi kłamcami. Zresztą nietrudno zauważyć, że ja także piszę pod pseudonimem, choć pewien jestem, że zidentyfikowanie mnie nie zajęłoby jakiejś Agorze dwóch godzin, gdyby z jakiegoś powodu jej na tym miało zależeć. To było niezbędne wyjaśnienie, teraz powiem jak spłynęła na mnie intuicja na temat tożsamości "kataryny".

Otóż na pewnym forum, w dyskusji nad tożsamością "kataryny", jaka musiała się wtedy toczyć na bardzo wielu forach, a pewnie nadal się toczy, powiedziałem, właściwie żartem, że "kataryna to przecież Kalukin z Gazownika". Nie żebym całkiem się wcześniej nie zastanawiał nad pewnymi dziwnymi aspektami z "kataryną" związanymi, ale to jednak było swego rodzaju olśnienie. Olśnienie, bo zaraz potem wszystkie elementy tej układanki wskoczyły jakby na swoje miejsce...

Po prostu ta hipoteza (bo jest to hipoteza, co do tego chciałbym być dobrze zrozumiany!) wydała mi się od razu znacznie bardziej prawdopodobna od tej, że "kataryna" to rzeczywiście jakaś całkiem niezależna blogerka, której z niewyjaśnionych przyczyn parę lat temu spadły z oczu łuski i przestała wierzyć Gazecie Wyborczej, i żeby to odpokutować siedzi przy kompie, robiąc profesjonalne (choć nieprzesadnie ekscytujące i nieprzesadnie prawicowe) dziennikarstwo, a do tego tak cudownie myli za sobą ślady, że naprawdę nikt nie był jej w stanie namierzyć.

Co spowodowało jednak, że przyszedł mi wtedy do głowy ten forumowy żarcik? W końcu to nie musiał być Kalukin, mógłby być np. Maleszka czy sam Wielki Językoznawca, zgoda? Otóż ta akurat część mojej teorii, czy może mojego satori, wynikła przede wszystkim z faktu, że "kataryna" dziwnie łagodnie potraktowała brutalny atak na siebie i swoją anonimowość dokonany przez Kalukina właśnie, podczas gdy tuż przedtem dużo ostrzej zareagowała na łagodniejszy znacznie atak jakiegoś profesorka (Sadurski mu było, czy jakoś tak). W dodatku "kataryna" nazwała Kalukina "całkiem sympatycznym", co... Zaiste jest nieco dziwne, przynajmniej w tej sytuacji, chyba że się jest Kalukina matką... Albo właśnie samym Kalukinem.

Przejdźmy teraz do analizy czynników, które sprawiają, że moja hipoteza wydaje się znacznie bardziej prawdopodobna od wszystkich, które spotkałem w sprawie "kataryny" dotychczas. Ale to już w następnym odcinku. Mogą tak robić tabloidy, mogę i ja. Szczególnie, że sprawa jest i tak zbyt długa na jeden blogowy tekst.

c.d.n. (Deo volente of course)

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.