Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rzym. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Rzym. Pokaż wszystkie posty

czwartek, listopada 06, 2008

Powitajmy Erę Gadających Koralików! (i Obamy)

Gdyby ktoś tego jeszcze nie zauważył, to wczoraj z Ery Wodnika przeszliśmy w Erę Obamy (Kumbaya my Lord!). Dla spenglerysty ten i podobne mu fakty - to i podobne mu zjawiska - mają w sobie coś groteskowo oczywistego i nieuniknionego. Po prostu deja vu, jak uwielbiają mówić Amerykanie. (Brak akcentów celowy - chodzi o amerykańską wersję!)

Nie jest to jednak tak, że człowiek od razu od początku do końca wie w szczegółach co będzie i żadnej nie odczuwa ciekawości, jeno obrzydzenie... pesymizm... zniechęcenie. Czyli w sumie stoickie emocje - co stanowi kolejne, drobne może, ale jednak potwierdzenie, że Spengler ma rację i naprawdę na naszych oczach rozgrywa się - wbrew sztafażowi nieudolnej i pokracznie granej farsy - dramat dokładnie w sumie odpowiadający dramatowi końca rzymskiej republiki.

Po czym, przypominam niedouczonym ofiarom nowoczesnej edukacji, nastąpiło cesarstwo, bardzo popularne wśród wszelakich mędrków od dawien dawna po dzień (niemal) dzisiejszy, ale w sumie goła władza, w istocie wojska, bez dających się w miarę poważnie traktować pozorów "suwerenności ludu" czy innej "demokracji". Czyli u dołu tyraj i morda w kubeł, u góry zaś gorąca kąpiel i zaufany cyrulik, jeśli oko władzy padnie na ciebie, na przykład z powodu twego bogactwa... No i oczywiście, o ile władza ci na taką elegancką i w sumie przyjemną śmierć pozwoli. Plus parę innych istotnych spraw, które różniły to cesarstwo od tego, co było przedtem. I z których wiele nie było jednak na plusa.

Nie jest, powtarzam, całkiem tak, by te sprawy całkiem już były w każdym szczególe opisane i nie wzbudzały u człowieka uświadomionego emocji. Każda cywilizacja jest całkiem inna - ja o tym wiem i Spengler wiedział o tym lepiej od kogokolwiek. Są teraz na świecie rzeczy, o których nie śniło się Rzymianom, ani nawet Spenglerowi. I wcale nie twierdził, że zna wszelkie szczegóły, lub powiedzmy dokładne daty kolejnych porażek Zachodu.

Mówią nam czasem, że żyjemy w "globalnej wiosce", tak? Jednak właśnie godzinę temu przyszło mi do głowy, że to nie żadna wioska - to przecież GLOBALNA METROPOLIA! Dzięki m.in. internetowi (a raczej w skutkiem jego istnienia, bo ja tu nie dostrzegam powodów do dziękowania), plus różnym globalizacjom i ekumenizmom, żyjemy dzisiaj właśnie w ogromnym wszechświatowym mieście.

Wioska ma przecież ścisłą strukturę społeczną, we wiosce ludzie się dobrze znają, wioska ma swoje tradycje, tam życie i praca mają swój oczywisty sens... Ludzie tam mają realne doświadczenie i realną godność. Metropolia zaś jest amorficzna. Stanowi jedynie zbiorowisko wrzuconych jedna drugiej na łeb samotnych i zagubionych jednostek, internetu, i koszmarnych, wyglądających na więzienia ze złego snu, albo też cynicznie się mizdrzących, budynków. A wszystko to czeka na swego Zbawiciela, swego Obamę, swego Tuska...

Jak nie ma to powodować - jednocześnie - najbardziej infantylnego egoizmu i skrajnie stadnych odruchów, równie zresztą infantylnych? Do tego naprawdę nie powinno się potrzebować Spenglera, by zrozumieć, że mieszkaniec ogromnego miasta to ktoś całkiem inny od mieszkańca małego miasteczka czy wsi. Mówię oczywiście o czasach, gdy małe miasteczka i wsie istniały - nie będąc tylko gorszymi, pogardzanymi dzielnicami GLOBALNEJ METROPOLII. Albo też realnie - czyli wirtualnie - po prostu nie istnieją.

Wiedzą o tym świetnie marketerzy od żelu do pięt, Tusków, różowych golarek i Obam. Ktoś mieszkający poza GLOBALNĄ METROPOLIĄ po prostu nie jest dla takiego pana czy pani interesujący. Nawet gdyby miał pieniądze na różową golarkę czy Obamę, nie ma sensu mu ich wmawiać! Na taką wymakijażowaną wydmuszkę, takie tomaguchi przez niewiadomo kogo zza kulis sterowane, człowiek nie jeżdżący na co dzień metrem, ani nie stojący codziennie w wielkomiejskich korkach, po prostu nie zareaguje jak należy. Na szczęście dla tych pań i panów, marketerów znaczy, takich ludzi niemal już nie ma.

Co będzie dalej? Sądzę że wiem, przynajmniej w ogólnym zarysie, ale teraz nie o tym. Jeśli ktoś chce wiedzieć tak samo dobrze jak ja, albo jeśli chce móc o tym na serio podyskutować - niech postudiuje Spenglera. Zaczynając choćby od tego, co sam tutaj z niego umieściłem, albo o czym pisałem. Sama ocena tego, co się w istocie w tym momencie historii dzieje, to już ambitne i fascynujące wyzwanie.

Możemy w każdym razie ze sporym prawdopodobieństwem przyjąć, że - o ile po nas będą jeszcze jacyś historycy - przyszli historycy będą o tych latach mówić jako o przejściu z Ery Wodnika w Epokę Obamy. Choć niewykluczone, że nazwą to jakoś inaczej - na przykład przejście od Ery Wylewania Błękitnego Płynu do Ery Gadających Kolorowych Koralików Które Nie Potrafią Się Uwolnić.

Chodzi oczywiście - choć nie wierzę, bym musiał to komukolwiek wyjaśniać! - o dwie kolejne Ery Podpaskowo-Marketingowo-Telewizyjne, w których przyszło nam szczęśliwie żyć. Tak czy tak możemy być z siebie dumni. Było super, a teraz jest jeszcze bardziej super. I cool. Po prostu pełny odlot. Biali wykazali się tolerancją, może jeszcze będą z nich ludzie. Teraz tylko pozostaje zacisnąć kciuki (nie zapominając o pośladkach) w oczekiwaniu na następną erę... Jaka też ona też będzie?! Chyba zacznę przyjmować zakłady.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, sierpnia 18, 2008

Darlington o początkach rzymskiego cesarstwa

Trochę się tu czasem wygłupiam - jak choćby wczoraj - ale w sumie traktuję to przedsięwzięcie serio, więc teraz na odmianę coś poważnego. Nie jakoś wyjątkowo aktualne, nie żebym miał coś wstrząsającego do ujawnienia, ale przedstawię coś co, jak sądzę, warto przeczytać, a podlane odpowiednim sosem powinno dać do myślenia. Plus sporo intelektualnej satysfakcji.

Przeglądałem sobie mianowicie książkę C. D. Darlingtona, o której ostatnio wspominałem - tę historię świata z punktu widzenia biologa - konikretnie mendlowskiego genetyka. Nie żeby on to robił jakoś obsesyjnie i na chama, ale faktycznie widać, że sprawy genetyczne, dziedziczenie - różne takie szybko powstające, dynamiczne, niewielkie "mikro-rasy" (to chyba moje własne określenie) - mają w historii spore znaczenie. Właśnie one, bo żadnego generalizowania na temat różnic pomiędzy "rasą białą", a "rasą czarną" (czy zieloną) praktycznie u tego pana nie ma. (No, faktycznie to jest jednak nieco o Żydach, do których Darlington zdaje się być nieźle nastawiony.)

Książka jest gruba - 700 stron nie licząc indeksów i takich rzeczy - gęsta od treści, chwilami nieco kontrowersyjna, ale czyta się, jak na swoją gęstość i konkretność, znakomicie. Od tych paru dni co mówiłem szukałem w niej jakiegoś fragmentu, który byłby wystarczająco samodzielny i wystarczająco interesujący, by go tutaj (jako przeciwwagę po różnych błahych wygłupach na temata Tusia) przetłumaczyć.

No i znalazłem taki fragment, który jest dość drobną częścią tego, co Darlington pisze o Oktawianie Auguście i początku rzymskiego cesarstwa. Dlaczego akurat to warto moim zdaniem tutaj opublikować? Nie da się tutaj nie wspomnieć o NAJWIĘKSZYM... Jeśli ktoś ma już całkiem dość Spenglera, to niech tego po prostu nie czyta. Ale nie ma racji! To nie jest tak, że ja potrzebuję jakichś kultów, czy intelektualnych szczudeł - wręcz przeciwnie. Po prostu Spengler jest niesamowicie wielki i bez niego jesteśmy jak małe ciapki w gęstej mgle!

Co ma Spengler wspólnego z Darlingtonem i Augustem? Z pozoru nie tak aż wiele, bo Darlington na temat Spenglera słowa w swojej książce nie wspomina. Jednak zgodnie ze spenglerowskim historycznym paralelizmem pomiędzy naszą ("faustyczną") i starożytną ("apolińską") Kulturą/Cywilizacją, jesteśmy właśnie mniej więcej w tej fazie, która odpowiada Augustowi. Jaka to faza? Ludzie w miarę kształceni (i nie mówię tu o ofiarach min. Hall czy Niepublicznych Szkół Marketingu i Zarządzania w Pacanowie) powinni wiedzieć, jak wyglądały tamte czasy.

Kto czytał Spenglera i cokolwiek zrozumiał, tym bardziej dostrzeże te analogie. Jednak i bez tego, nawet dla ofiary min. Hall, jest nadzieja! Po prostu niech ten ktoś przeczyta poniższy fragmencik, a potem się zastanowi, czy niczego mu to nie przypomina. Z tych rzeczy, które widzi wokół siebie. I przypominam - to nie jest inspirowane Spenglerem, nie ma tu do niego żadnych odniesień - to jest historia świata, pisana na dodatek przez biologa!

Pragnę z naciskiem podkreślić - głównie na użytek ew. Michników tego świata, których rewolucyjna czujność może zostać obudzona, ale wcale nie tylko na ich użytek - że Darlington nie jest żadnym zamordystą i zwolennikiem "czystości rasy" (cokolwiek by to miało oznaczać). W tym akurat fragmencie, na temat tej akurat sytuacji, wyraża poglądy jak poniżej, w wielu innych jednak miejscach mówi bardzo pozytywne rzeczy na temat etnicznej i indywidualnej rozmaitości. (Widać to zresztą nieco w początkowym fragmencie.) Tutaj widzi to tak jak widzi i warto moim zdaniem się z tym widzeniem zapoznać.

A oto ten fragment (strony 275 i następna):


[Polityka mająca na celu zwiększenie dzietności klas wyższych i zapobieżenie mieszaniu się tych klas z ludnością napływową, a szczególnie niewolnikami i wyzwoleńcami] była świadoma z punktu widzenia zarówno moralności, jak i z rasowego. Rozpoczęła się prawdopodobnie na długo przed założeniem miasta i miała być tak długo kontynuowana, jak długo istnieć miało Imperium, z jego religią. Była ona oparta na pewnych założeniach dotyczących dziedziczenia i selekcji, łatwo zrozumiałych w starożytnym świecie, gdzie zasady hodowli bydła uważano z reguły za zdrowe wskazówki dla kierowania ludzkim rozmnażaniem.

Z punktu widzenia nowoczesnej genetyki co najmniej jeden aspekt tych zasad nie dawał większej szansy na sukces: ogromna niejednorodność rzymskiego społeczeństwa pozwalała selekcji na najswobodniejszą z możliwych gier. Poniesiono klęskę, ponieważ dokonano pewnych założeń, dużych i małych, które były w oczywisty sposób fałszywe.

Jakie były owe fałszywe założenia? Pierwszym było to, iż rzymska klasa rządząca dobrze nadaje się do radzenia sobie ze światową sytuacją, za którą była częściowo odpowiedzialna. Jednak, jak możemy zauważyć, warunki z którymi potrafiła sobie radzić były tymi, które sama już zniszczyła. Militarna ekspansja została zastąpiona pokojową stabilizacją.* Małe państwo zastąpione zostało wielką federacją. Rasową jedność i moralną spójność zastąpiła skrajna różnorodność charakterów i celów, tylko chwilowo ukryta przez pokój wynikający z wyczerpania**. Rzymska klasa rządząca po osiągnięciu swego celu nie miała już nic do roboty. Utraciła swój świadomy cel, podstawę swego doboru partnerów [do małżeństwa i rozmnażania], a wraz z nią swoją społeczną spójność. Jako klasa znikła więc. Jak i gdzie odeszła, będziemy musieli zbadać.

Drugie fałszywe założenie wynikło z niedostrzeżenia paradoksu rzymskiej sytuacji. Bowiem Rzym i społeczeństwo Italii, choć kulturowo i politycznie dominujące nad całym Imperium, fizycznie i biologicznie było tylko małą i zależną jego częścią. Dominacja zaś, już po kilku pokoleniach ustąpiła zależości - z powodów, którym przyjrzymy się bliżej.

Zanim jednak przeanalizujemy Imperium, musimy spojrzeć na to, co działo się w samym Rzymie. Już w tym czasie rząd Augusta okazał się niezdolny do uregulowania napływu bogactw do miasta. Mimo swej pozornej potęgi i prestiżu, polityką władcy w jego stolicy nadal rządził strach. Władca ten miał w Italii gwardię pretoriańską, złożoną z dziewięciu kohort ludzi o czystej italskiej krwi. Miał też w Rzymie swą osobistą straż przyboczną, złożoną z równie rasowo czystych Germanów. Nie wystarczały one jednak, by zaniechać praktyki utrzymywania obywateli w spokoju przez dawanie im łapówek - przez politykę zapewniania im panem et circenses***. To określenie Juwenala wydaje się być komentarzem do reform princepsa - owe reformy utonęły w bogactwie wielkiego miasta.

-------------------------------------------------

* Dosłownie "maintenance", czyli "utrzymywaniem" czy "podtrzymywanie".


** To wytłuszczenie jest moje, nie Darlingtona. Po prostu nie mogłem go sobie odmówić, tak wydało mi się to wyjątkow celne. Oraz naprawdę niezwykle AKTUALNE.

*** "Chleba i igrzysk". (Of course.)



triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.