Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SAT. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą SAT. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, marca 15, 2021

Tygrysiście może właśnie najtrudniej...

... będzie uwierzyć, że tak późno, jak w roku 1976, przy całej tej ohydzie i powszechnym zidioceniu (jednak nie takim by far, jak w 2000, jak początkowo myślałem, czy turpe dictu teraz), mogła pojawić się nowa, absolutnie genialna książka - a mówię o poziomie Magnum Opus Oswalda Spenglera i pracowicie zamilczanych czterech esejach Roberta Ardreya... Jednak to niewiarygodne okazuje się faktem. (Nawiasem, książka, o której mówię jest bez porównania łatwiejsza do zrozumienia, niż Spengler, choć w b. subtelny sposób implicite zdaje się pięknie potwierdzać pewne Spenglera intuicje, np. te na temat powstania języka i konstrukcji naszej psychiki. Ardreya zresztą też, kiedy np. czytamy jak wiele potrafi dokonać psychika całkiem bez udziału świadomości.)

Kończę (ci ja) właśnie czytać coś absolutnie rewelacyjnego, i o tym właśnie mówię...Coś, choć nie chciałbym budować pomników za życia ich... Niech będzie "pierwowzorów", chyba się rozumiemy... (A tym mniej nazywać ich imionami lotniska. Jednak nie ma problemu - gość zmarł był, jak właśnie przeczytałem, w '97, i to jego jedyna książka.) To jednak to dzieło kwalifikuje się do kanonu Tygrysizmu, obok Panów S. i A.!

O jakiej książce mówię? Tytuł "The Origin of Consciousness in the Breakdown of the Bicameral Mind", autor Julian Jaynes. (Nawiasem, polecił mi to ktoś w jednym dawnym komęcie, który ostatnio wygrzebałem, za co pragnę mu wylewnie podziękować i niech się zgłosi po żółty pas.) W dodatku ten autor wydaje się być całkowicie, choć bez nachalstwa, "nasz", w odróżnieniu od różnych takich, co to najpierw w odruchu intelektualnej przyzwoitości coś tygrysicznego napiszą, a potem przez resztę życia naprawiają swą winę całując Molocha w dupę.

Bicameral Mind

Tajemnica się wydała, więc oto macie stosowny obrazek. Oczywiście książka jest po angielsku (jak spuszczanie wody i wiązanie butów, moje ludki!), zaproponowałem zresztą wydawnictwu, że ją przetłumaczę, z czego oczywiście nic nie wyniknie... W każdym razie nigdy bym nie uwierzył, iż w tych podłych, schyłkowych czasach można jeszcze napisać coś tak przełomowego!

No to jeszcze na zakończenie linek - nie do książki, ale wrzucicie sobie w wewnętrzną wyszukiwałkę i wyskoczy - tylko do https://www.scribd.com/g/cir13, gdzie można ją, nawet za darmo, przeczytać. No to właśnie był linek. No to całkiem już na zakończenie, dowcip... Nasza książka to "National Book Award FINALIST"! Czyli nie wygrała! Cholernie jestem jednak ciekaw tego, co ją w tym konkursie pokonało!

triarius

P.S. 1 Jak się okazuje Jaynes jest naprawdę kultowy, oczywiście nie jak jakaś Lady Gaga, ale jest. Jakim cudem gość mi dotąd umykał?!

P.S. 2 A teraz wychodzimy pojedynczo i galopem, w taki czy inny sposób, dorywamy omawianą książkę (Uważać na ogony!)

niedziela, czerwca 02, 2019

W ramach integracji...

... prawicy oraz propagowania treści, macie tu linka do ankiety z odpowiedziami Waszego Oddanego Sługi:


Może to kogoś zainteresuje. Napisane b. szybko, bez żadnego przygotowania czy namysłu, ale w sumie, choć bym to chętnie porozwijał, nadal mogę się podpisać. A co do Wydawnictwa Podziemnego, to trochę, jak niektórzy mogą wiedzieć, się kiedyś spieraliśmy, a nawet... Nieważne, ale wszystko zawsze bardzo elegancko, patriotycznie, bułka przez bibułkę i bez gróźb. Istny Wersal.

triarius

wtorek, grudnia 03, 2013

Kiedy Kara Mustafa...

Mógłbym niby napisać biężączkę... (Słyszeliście o "knockout game"? No to właśnie! Albo i o Ukrainie.) Ale nie wyczuwam należytego zapotrzebowania i skupienia u potencjalnej (ach, jakże potencjalnej!) P.T. Publiczności... Więc napiszę coś krótkiego (jak się uda), ale za to Ponadczasowego.

Chyba z półtora roku nie zaglądałem niemal do Magnum Opus (jeśli ktoś naprawdę nie wie co to jest, to niech spojrzy na tagi i pokombinuje!), ale wczoraj zacząłem znowu wyczytywać z początku drugiego tomu. Któren jest bardziej historyczny, więc, dla mnie przynajmniej, bardziej podniecający, bo filozofię tego pana chyba w sumie pojmuję nieźle, ale w jego historycznych rewelacjach ciągle odnajduję coś nowego.

No i faktycznie, Drogie Ludzie, tam są rewelacje! Nieźle by poniekąd było przetłumaczyć jakiś większy fragment, żeby pokazać tę klasę, oraz jakie to jest w sumie adekwatne i aktualne... Ale właściwie po co, skoro wy to macie po prostu sami wszystko przeczytać? A potem ew. pytać i dyskutować. (Otwartym na ęteraktywność, ale na tresera niedźwiedzi się słabo nadaję. Wiecie o co chodzi z tym treserem, by the way?)

Jednak żebym nie był taki nieużyty, i żeby coś tu jednak było, skoro już piszę, dam Wam, Drogie Ludzie, dwa fragmenty. Pierwszy jest zabawny, a pokazuje humorystyczną stronę, choć jak najbardziej autentyczną, współczesnej oficjalnej nauki. Historii konkretnie w tym przypadku. Tej trzeźwej, rozsądnej, pozbawionej irracjonalnych striemlień... Hłe hłe! Czyli wszystkiego tego, czym Magnum Opus NIE jest. Oto ten cytat:
Trudno sobie wyobrazić, do jakich wyników uczony z roku A.D. 3000 mógłby dojść, gdyby stosował dzisiejsze metody do nazw, lingwistycznych pozostałości, oraz pojęć o pierwotnych miejscach zamieszkania i migracji. Na przykład rycerze Zakonu Krzyżackiego koło roku 1300 wypędzili pogańskich "Prusaków", a w roku 1870 ten lud nagle pojawia się w swych wędrówkach pod bramami Paryża! [Przypis tłumacza: Po polsku istnieje rozróżnienie pomiędzy "Prusami" i "Prusakami", więc to aż tak fajnie nie działa, ale w innych językach tego rozróżnienia na ogół nie ma.] Rzymianie, naciskani przez Gotów, emigrują znad Tybru nad dolny Dunaj! Albo być może część z nich osiedliła się w Polsce, gdzie mówiono po łacinie? Karol Wielki nad Wezerą pobił Sasów, którzy następnie wyemigrowali w okolice Drezna, ich ziemie zostały zaś zajęte przez Hanowerczyków, którzy, zgodnie z nazwą dynastii, pochodzili znad Tamizy!
Jak widzicie (ktoś doczytał? Adaś może? Brawo!), jest tu i Polska, a nawet "cywilizacja łacińska" poniekąd. (Hłe, hłe, że się zaśmieję z tej cywilizacji.) Kawałek zaś dalej autor mówi o Żydach w Warszawie, porównując tę sytuację z etruskimi inskrypcjami na Lemnos. (Łał? Łał!)

No dobra, to było lekkie i (I hope) zabawne, choć niepozbawione. Teraz rzecz króciutka, ale za to cholernie poważna i potencjalnie brzemienna. Wcale się nie wygłupiam! Krótki przypis na następnej stronie, gdzie autor mówi co następuje:
W Macedonii w dziewiętnastym wieku Serbowie, Bułgarzy i Grecy, wszyscy oni zakładali szkoły dla ludności antytureckiej. Jeśli zdarzyło się tak, że w jakiejś wiosce uczono serbskiego, także następne pokolenie składało się z fanatycznych Serbów. Obecna siła tych "narodów" stanowi zatem prostą konsekwencję wcześniejszej polityki edukacyjnej.
Przeczytajcie to sobie kilka razy, jeśli mogę Was o coś prosić. Nauczcie się może na pamięć. Przemyślcie. Zastanówcie się nad edukacją jako taką, nad edukacją bandy Tuska, nad edukacją Unii "Europejskiej"... Nad edukacją autentyczną. Nad Tygrysizmem wreszcie, oraz mądrością wypływającą z Magnum Opus, z Ardreya i... z tego blogaska też. (Ty też Adasiu jesteś o to proszony, choć wiem, że Ci trudniej.)

triarius

środa, lutego 29, 2012

Nieco o Tygrysiźmie i Pospolitych Ogrodowych Odmianach Prawicowości

Gdyby ktoś - liberał, albo ktoś skwaśniały, przemądrzały, z zaciśniętym tyłkiem, czyli "prawicowiec" ze złego snu lewaka - miał się przyczepić do tego tytułu, że "bolszewicki" itd., to mówię durniowi wprost: TO JEST TYTUŁ ŻARTOBLIWY! Zresztą (na razie) sama nazwa "Tygrysizm" jest w sumie żartem. Będę dziko szczęśliwy, jeśli jedynie żartem być przestanie i przerodzi się w coś o wiele większego, ale przecież na to nawet nie liczę.

* * *

Śmy się nieco poprzekomarzali z Nickiem i Timmym (plus kto tam jeszcze chciał się łaskawie dołączyć do zabawy w szufladkowanie i pouczanie Pana Tygrysa) - o tutaj się chłopcy rozdokazywali: http://nicek.info/2012/02/27/manifest-wkurwionego-kaczysty (choć zaczęło się wcześniej).

Te przekomarzanki to by nie był nawet prawdziwy ostry sieciowy spór, ale wygląda to nieco ostrzej z dość mało istotnego powodu - takiego mianowicie, że ja, choć z Nickiem się kochamy jak brat i siostra (no, prawie), to ja u niego w zasadzie nie komętam. Dlaczego? Ktoś jeszcze tu tego nie wie?!

Dlatego, że swego czasu Nicek na moje jeżdżenie po Korwinie w komętach na jego blogu rzekł coś w duchu, że "Korwin to jednak całkiem inna klasa od ciebie". Cóż, są różne gusta i każdy może mieć swoją opinię - ja się o to nie obrażam. Nicek może sobie kochać Korwina und go podziwiać - cóż wtedy dziwnego, że ktoś taki jak ja, piszący lewą ręką nieskładne kawałki na przedziwne często tematy, jest nieco niżej?

Przecież ja, choć cholernie mi się podoba większość z tego, co Nicek pisze, np. w komętach u Timmy'ego na swoim blogu - chodzi mi głównie właśnie o te rzeczy, które dałoby się może nazwać "Ardreyizmem" (choć takiego wydźwięku u Ardreya za cholerę nie ma!), ale na pewno nie "Tygrysizmem" - to też, zapytany wprost i ew. z lampą w oczy, nie powiem, że dla mnie Nicek to absolutnie najwyższa światowa półka.

Do Ardreya nieco mu, dla mnie, brakuje, a o Spenglerze to w ogóle szkoda gadać! Tyle że obaj ci panowie (niestety) już nie żyją, a nawet gdyby żyli, to i tak na naszych polskojęzycznych blogach pewnie by nie komętowali, więc to nie jest całkiem to samo. Ja sobie z Nickiem wesoło rozmawiam, więc o żadnym tam "obrażeniu się" mowy nie ma - tylko po prostu nie raczę mu dostarczać komętów, które dla niego i tak będą marną imitacją komętów Korwina, podczas gdy dla mnie to jednak jest inaczej.

Ktoś tego nie potrafi pojąć? Sorry w takim razie, ale ja faktycznie mam niektóre nastawienia całkiem nie z tej epoki. Także na przykład w kwestii wielkich bryk, ale o tym może kiedyś. (Choć może i nie, bo w końcu my sobie tu uprawiamy gawędę i nikt nie wie, gdzie nas inwencja, czy inny dyabeł, zaprowadzi.)

W każdym razie ta zdalna dyskusja, ten, skądinąd zabawny, sparring na odległość, sprawiła, że padło tam nieco dodatkowych argumencików... O które, mam niepłonną, nikt się na dłużej nie obrazi, ale które mogą właśnie pomóc nam wyjaśnić sobie parę z tytułowych kwestii. A więc, jak niemal zawsze - nie ma tego złego itd.!

Na razie ustaliliśmy sobie, tuszę, że Nicek b. sensownie gada o tych naszych krwiożerczych, źwierzęcych instynktach, choć niepotrzebnie nazywa to "Tygrysizmem"... To nawet nie jest takie złe, że ja miałbym swoim imieniem te sprawy firmować, bo na to się chętnie zgodzę, tylko że ludzie biorą to za jakąś kompletną ideologię, jakąś utopię, którą można postawić w jednym szeregu z np. liberalizmem. A potem sobie w to kopią, jak w słomianego chochoła, wrzeszcząc obelgi.

Ja się tej naszej drapieżnej natury nie wypieram, bo to jest absolutna prawda! Pewnym przegięciem jest po prostu robienie z mojego światopoglądu WYŁĄCZNIE tego. W końcu Monteverdiego, łacinę i inne takie sprawy może sobie Nicek ignorować - nie jest doktorantem piszącym intelektualną biografię Pana Tygrysa, i takich blogów jak mój ma do ew. czytania sporo - ale to są jednak fakty, że ja także i te rzeczy głoszę.

Dla mnie w tej kwestii cholernie jest ważne, żeby - nawet uwzględniając coś "wyższego" w naszej naturze, jakąś, czemu nie, "Bożą iskrę" - jednak NIE MIESZAĆ tego wszystkiego, znaczy źwierzcej natury z Bożą iskrą, w jakiś paskudny KLUMP (sorry, szwedzkie słowo, ale też cudna onomatopeja), bo za każdym razem wylęgną się potworki w rodzaju "Świętej Świeckości Jacka Kuronia" i "człowiek jest z natury dobry".

A więc - tę źwierzęcą naturę trza analizować samą w sobie, do końca i bez ckliwych przekłamań, to "wyższe coś" też, no i ich wyrafinowane połączenie także. Trzy osobne sprawy, które się, oczywiście, jakoś łączą, ale na pewno NIE POWINNY tworzyć żadnego post-oświeceniowego, godnego gazowniczej propagandy, KLUMPA!

A niestety masa prawicowych katolików dokładnie tego KLUMPA tworzy i produkuje takie coś, gdzie nic się już nie da sensownie i trzeźwo analizować, bo wszystko daje się wedle chwilowej potrzeby podsztukować, przyfastrygować, lub zlepić, jak śliną, mętnym leberalnym chciejstwem. Rozumiecie mnie, Ludu Prawicowy?

Powie ktoś, że "tak, ale bez religijności!" Z czym się nie zgodzę, bo o tej waszej religijności, dobrzy ludzie, to można by sporo, ale mnie ona raczej słabo imponuje. I chyba nikomu postronnemu też zbytnio nie. Niestety! Nie macie pojęcia, jak mnie to martwi. Co może daje mi jakąś drobną przepustkę do elitarnego klubu "Polaków katolików", czy innych tam dzieci "cywilizacji łacińskiej". W każdym razie wrogiem autentycznego katolicyzmu naprawdę trudno mnie nazwać!

Co to w ogóle jest ten "Tygrysizm" - żeby tak chwycić byka za rogi? Zakładając oczywiście, że takie coś w ogóle istnieje, że to nie w stu procentach żart. Albo że istnieć powinno, w opinii niektórych przynajmniej spośród nas. No więc, pierwsza, odruchowa niejako, odpowiedź, będzie, że to jest światopogląd wyrażany na tym właśnie blogu.

Czyli na blogu triariusa, znanego jako (Pan) Tygrys, o adresie http//bez-owijania.blogspot.com i przekierowaniu (dopóki mi np. forsy na tę domenę nie zbraknie) z http://triarius.pl. (Domenę triarius.com też mógłbym przekierować, ale jakoś mi się nie chce dłubać.)

Jest to niezła odpowiedź, ale nie wyczerpująca. Nie zawiera bowiem np. aspektu historycznego. (Coś jak, nie przymierzając, Koneczny.) No więc historycznie, to na początku był "Spengleryzm Stosowany". To określenie wydawało się mnie, jego ojcu i jedynemu we Wszechświecie przedstawicielowi w tej naszej epoce, celne i wystarczające.

Ta nazwa miała różne swoje warianty - już to spolszczaliśmy "Spengleryzm" na "Szpęgleryzm" (aspekt ludyczny też nie jest tu bez znaczenia); już to, w nadziei przyciągnięcia młodych, nazywaliśmy to "Młody Spengleryzm";  już to przypominaliśmy sobie o wielkiej roli, jaką w poglądach Pana Tygrysa ma Robert Ardrey, w wyniku czego mieliśmy Spengleryzm-Ardreyizm... I tak dalej. W końcu nikt tego metodycznie i naukowo nie robił, a większość tych nazw była, w jakimś tam przynajmniej stopniu, żartobliwa.

W końcu przyszli Barbarzyńcy A i B (nie żeby te nazwy były szczególnie udane i czytelne, ale chyba już zostaną i dodadzą nam nieco ezoteryki, co także ma swój czar). Kto nie wie, o jakich Barbarzyńców chodzi, wiele stracił. Może sobie zresztą poszukać. Tutaj, albo nawet w całej sieci. Owi Barbarzyńcy to była pewna kontynuacja historiozoficznej i "futurystycznej" myśli Spenglera, pewne wyjście z jego konstatacji i zastosowanie jego metody do epoki, kiedy on sam już nie żył, nie mógł więc sam tego analizować i rozwijać swojego opisu.

I takich spraw, jak owi Barbarzyńcy, pojawiało się wciąż więcej i więcej. Wbrew temu bowiem, co się niektórym wydaje, Pan Tygrys nie zajmuje się jakimś kultem jednostki i interpretacją Świętych Ksiąg - choćby to nawet było Magnum Opus tego ober-genialnego Prusaka (po prostu genialnym był np. Clausewitz) - tylko znalazł sobie gość bardzo genialnego myśliciela, z bardzo oryginalną i płodną metodą, z bardzo oryginalnymi i sensownymi wnioskami... I sobie, częściowo właśnie korzystając z tego dorobku, własnoręcznie kompinuje.

Żadnego obowiązku, żeby to się ze Spenglerem koniecznie zgadzało tu nie ma. Po prostu się zgadza, a tam, gdzie Spengler nad czymś nie popracował, czy popracował tylko trochę - bo na przykład po drodze umarł - to sobie Pan Tygrys kompinuje sam, biorąc różne użyteczne "memy" skąd się da,  ale jednak głównie z własnej mózgowej kory i własnych obserwacji. (Co nie zmienia faktu, że Spengler JEST NAJWIĘKSZY!)

No więc, skoro w światopoglądzie wypracowywanym i lansowanym na tym blogu, przez Tygrysa (Pana), było, jednak, procentowo coraz mniej "czystego Spenglera", to i nazwa tego intelektualnego prądu (hłe hłe!) też się, w naturalny sposób, zmieniała i zmienić powinna. Zafascynowana publiczność otrzymała więc Spengleryzm-Ardreyizm-Tygrysizm (w skrócie SAT)... Z czego już tylko mały skok do po prostu "Tygrysizmu".

W którym, oczywiście, Spengler(yzm) i Ardrey(izm) się jak najbardziej zawierają! Lub, ściślej, my ich tam staramy się zawrzeć, ich myśl znaczy - nie dlatego, że to święte księgi, tylko po prostu znajdujemy tam wielkie pokłady użytecznej (i bezinteresownej też) mądrości. Nie mamy jednak, oczywiście, żadnego monopolu na tych facetów, każdy inny może sobie ich czytać i interpretować... (Co by nawet było bardzo dobrą rzeczą.) Więc nawet ta nazwa nie jest całkiem i na wieki nam jakoś przypisana.

Tak więc, naturalne stało się niejako, że w końcu doszliśmy do czystego "Tygrysizmu". Czyli kompleksu poglądów - w znacznej mierze w jakimś tam szerokim sensie związanych z polityką... Bo, choć pewne tygrysie argumenta za Monteverdem i "przeciw" Fryckom tego świata mają, jak sądzę, swoją intelektualną wagę - to jednak w sumie to jest kwestia gustu i trudno komuś tego typu preferencje wprost, ex cathedra, narzucać, prawda? Tak więc, mówiąc o "Tygrysiźmie", mówimy o sprawach w jaki tam sposób związanych z polityką, a co najmniej z historiozofią.

Wracając zaś do owej uroczej przekomarzanki z chłopakami na prawicy, dodam, że robienie z Tygrysa jakiegoś kanapowego wilkołaka jest nieco bez sensu. No bo? No bo, moi ludkowie rostomili, ani on taki kanapowy, skoro musi być jednym z najstarszych, jakby nie było (niezależnie od poziomu) grapplerów w tym (nieszczęsnym) kraju.

I w dodatku ma skórę delikatniejszą od tej na pupie niejednej bizantyjskiej księżniczki, więc niemal zawsze krew się leje, progi bólu są cały czas przekraczane... Chcielibyście tak, tylko musicie tyrać na kafelki, bo żona was spławi. Naprawdę chłopaki - wasze jeżdżenie wielką bryką i zadawanie szyku wśród post-prlowskich kmiotków jest jednak sporo łatwiejsze i bardziej kanapowe!

Swoją drogą o wielkich brykach jako formy walki z liberalizmem, jako wyrazu patriotyzmu i prawicowości, można by sporo powiedzieć. I pewnie byłoby warto, bo wydaje mi się, że jest to sfera pełna, jak mało która, zabawnych qui pro quo, i w ogóle paranoja! W dodatku wiąże się to ściśle z kwestią PIENIĄDZA, a niewiele jest, przynajmniej w tej epoce, ważniejszych kwestii! No, ale to, Deo volente, weźmiemy sobie może na warsztat jakimś następnym razem.

Na razie wykrzyknijmy jeszcze tylko "Niech Żyje Tygrysizm - Niezłomny Oręż Walki o Lepszą Przyszłość!" i rozejdźmy się w spokoju, do swoich zajęć, nie budząc nadmiernego zainteresowania. Otrząsając się przy okazji ze sprośnych (i po prostu dziecinnie naiwnych) błędów Prawicowości Pospolita Odmiana Ogrodowa. (Dlaczego mielibyśmy, spyta ktoś? Bo "od mądrego wroga gorszy głupi przyjaciel", a dla prawicy nawet kropla głupoty jest śmiertelna - oto dlaczego!)

triarius

P.S. Ludzie, wy naprawdę wierzycie w "równouprawnienie kobiet" i inne tego typu pedalskie pierdoły?

niedziela, czerwca 20, 2010

Dzikim być i więcej nic!

Rozmawiałem sobie z tj na temat zalet i wad Ardreya pod moim niedawnym wpisem o nocnych myślach, i przyszedł mi nagle do głowy taki oto bonmot:

Istota Spengleryzmu-Ardreyizmu-Tygrysizmu (SAT) dałaby się sprowadzić do jednego: być zwierzęciem dzikim, nie zaś hodowlanym, i walczyć o to, by człowiek jako taki okazał się zwierzęciem dzikim, nie zaś hodowlanym.

(Oczywiście "dzikie zwierzę" nie oznacza koniecznie tygrysa czy czegoś równie walecznego i krwiożerczego - łagodne i znajdujące się dość nisko w łańcuchu pokarmowym polna mysz, sarenka czy świnka pekari, to też zwierzęta dzikie!)

Z powyższego wynika jednoznacznie, że SAT to par excellence ANTYTOTALITARYZM - któż bowiem próbuje z ludzi zrobić zwierzęta hodowlane, że spytam, jeśli nie totalitaryści właśnie (w tym liberały)?

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.