Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Unia Europejska. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Unia Europejska. Pokaż wszystkie posty

sobota, stycznia 27, 2024

O gównie posypanym złotym pyłkiem i innych hiper-aktualnych sprawach

(Skoro ma być o hiper-aktualności, to, odbiegając nieco od naszego tematu, warto zauważyć, że z całkiem realnym prawdopodobieństwem dokładnie dziś możemy mieć początek wojny domowej w US of A. Byłoby to naprawdę epokowe wydarzenie, historyczna data, choć oczywiście "co się odwlecze" i nie musi być koniecznie dzisiaj. Ja bym po prostu postawił, gdyby płacili 4:1.)

A teraz pyłek... Co myślę o Tusku nie jest już chyba dla nikogo tajemnicą, jego wesoła trzódka też może jedynie budzić obrzydzenie i pogardę, tyle że i z "naszą" stroną jest nadzwyczaj marnie. PiS, przyjmując mocno na wyrost, że to jest jakoś "nasze", a w każdym razie bardziej "nasze" od tamtych, zachowuje się jak stado histerycznych bab i gorzej. "Jeszcze gorzej?!", powie ktoś, "co może być gorszego w polityce?!" I będzie miał masę racji, bo histeria w polityce to dno, ale jeszcze gorsze jest/byłoby nakręcanie histerii u maluczkich dla własnych, niezbyt czystych interesów. Nie wyrokuję, z którym mamy tu do czynienia, ale od zachwytu jestem daleki.

Kurak, wobec którego mam przeważnie masę zastrzeżeń, zadziałał jak należy, choć oczywiście to nie ta skala i możliwości. Dokładnie wymienił tych, którzy już się załapali na różne paragrafy, ich przestępstwa, numery paragrafów itd., oraz solennie zapewnił, że to całkiem możliwe, iź bekną. Dotychczas oczywiście żadnemu włos z głowy, ale oni właśnie z tą piękną tradycją skończyli, a ich szemrane rządy (oparte niemal wyłącznie na Unii i Berlinie, obu słabnących w oczach, dodam od siebie) nie będą długie.

Ja bym do tego dodał jak najczęstsze używanie określenia "Uśmiechnięta Polska Bez Podziałów", bo najgłupszy Leming widzi, że to nie to. ("Leming" powiedziałem, nie "Lewacki Hunwejbin", bo tych cieszy każda podłość i każde kłamstwo, tyle że ich wciąż jest mniej.) Natomiast śpiewanie ckliwych piosenek pod pierdlem i temuż podobne zachowania, jakbyśmy właśnie przegrali Powstanie Styczniowe i zaczęli nas wieszać, to albo bezjajowe pedalstwo, albo cyniczna prowokacja (!). Jak i większość PiSich zachowań.

No to może wrzućmy sobie poziom Meta i ustalmy, gdzie żyjemy i co tu się dzieje. Np. taka kwestia: istnieje jakaś, licząca się choćby potencjalnie i w najmniejszym stopniu, partia naprawdę polska? Mamy przecież "wolny kraj", parlament, politykę... Ach! Ja z przekonaniem twierdzę, że naprawdę polskiej partii nie ma, nigdy nie było, a widoki na jej powstanie są praktycznie żadne.

Platforma to łatwizna - partia niemiecko-brukselska. Cała ta błazeńska trzoda od Biedroniów po niedonoski od K*wina (z wyjątkiem Brauna, przed którym chylę czoła za ostatnie) to głupia ideologia, a Polskę mają albo w dupie, albo nawet bardzo im ona przeszkadza. ZSL to od zawsze wiadomo. Hołownia...? Nie każcie mi nawet tego sobie klarować! Nie jestem treserem niedźwiedzi, i to upośledzonych na umyśle! Tak się z człowiekiem robi, kiedy ogląda telewizje. Przykre to i obrzydliwe, ale cóź - c'est la vie.

PiS wreszcie? Dla mnie oni mają dokładnie trzy istotne zassługi czy zalety, reszta to w sumie fioritury. Jakie, wołacie z wypiekami na buziach? Już mówię:

1. Retoryka "patriotyczna" und, "prawicowa" że aż strach!

2. Nieprzyjęcie waluty ojro.

3. Nienawpuszczanie tu dotąd milionów muzułmańskich "uchodźców".

Teraz mój krótki komentarz do każdego z tych punktów...

Ad. 1 No to właśnie mamy tytułowy złoty pyłek! (Pozdrowienia dla Gustava Klimta, na którego temat to wiekopomne określenie przyszło mi wieki temu do głowy.) Retoryka Tusków tego świata to czyste, nieskażone gówno, ale czy przysypane cienką warstwą pyłku udającego złoto czyni je sympatyczniejszym? Dla co tępszych moich P.T. Czytelników wyjaśniam: pyłek to wypyszczane słowa, powstańcze piosneczki i machanie biało-czerwoną ("Święto NIEPODLEGŁOŚCI", my foot!), to pod nim to real, prawdziwe działania. Sami sobie to w wolnej chwili oceńcie, moi kochani P.T.!

Ad 2. Fajne to było, w sumie ta rzecz wywindowała PiS kiedyś do władzy, jednak... Po pierwsze Ukraińcy (i z całych sił pakowanie Polski w nienaszą wojnę, która nic nam nie da, natomiast łatwo może nas skończyć, tak jak skończyła Ukrainę, choć wam o tym nie mówią, lub o wiele jeszcze gorzej). Jednak z tym jest jeszcze gorzej, choć trudno sobie coś gorszego wyobrazić. Gdybym nie miał tego to powiedzenia, to bym tego tu nie pisał, bo nie jestem grafomanem, a wy płacić wolicie innym, lepszym.

Skoro partii polskiej nie ma, to jaką partią jest PiS? Jest oczywiście partią uczepioną amerykańskiego cycka i bardzo wrażliwą na niemal tysiącletnią wspólną historię różnych tam narodów i religii, z akcentem na jedną specjalną. Menory, mycki i te rzeczy. I to się cudnie zazębia, bo US of A też, wedle niektórych... W sumie PiS to zakamuflowany, ale radykalny GLOBALIZM! Z dwojga złego wolę już  być szkopską kolonią, jak chcą Platfąsy, niż drugą Palestyną, czyli Polin, czy w jeszcze gorszej wersji Ukropolin... A ta sprawa w oczach nabiera szwungu, o jakim dwa lata temu - ba! pół roku temu! - nikt by nawet nie pomyślał.

Unia, powie ktoś, to Unia, a US of A i ich mocodawcy, to co innego. Że się nie zgodzę. Przykładem może być niedawna sprawa wiadomego rurociągu. Mocodawcy i ich przydupasy zza oceanu mają spore wpływy w Unii. Może nie używają ich tak często, ale kiedy tupną, albo coś mokrego wysadzą, Unia słucha i grzecznie robi. W końcu Niemcy są wciąż w pewnym sensie pod okupacją! Formalnie i mniej formalnie.

Już od dawna (żeby wreszcie dojść do pointy i do tej wartości dodanej, którą zaraz dodam do Skarbca Wiedzy Ludzkości, ach!) podejrzewam, iż nasz względny brak muzułmańskich "uchodźców" może się w dość niemiły sposób wiązać z planami zrobienia nam tutaj (Ukro)Polin. Każdy chyba rozumie - IM by to marnie pasowało. (Ad. 3) Kilka dni temu naszła mnie jednak myśl - od czego natychmiast włosy zjeżyły mi się na tyłku i od tego czasu jąkam się i moczę w nocy - że także nasz szczęśliwy brak waluty ojro bez trudu dałby się wyjaśnić w ten sam sposób! Po prostu nikt inny na to dotąd nie wpadł - mówię o waszych dziennikarskich autorytetach i innych mędrcach - a ja tak.

No pomyślcie tylko, moi rostomili P.T.! - czy tym tam (z całym szacunkiem!) od wieków sławnym specjalistom od giełd, piramid finansowych, lichwy i ogólnie finansów koniecznie musi zależeć na tym, żeby w ICH kraju była ta waluta, a rządził tym jakiś tam Europejski Centralny Bank gdzieśtam, zamiast żeby sobie tu sami...?! (Co z tego, że ta sama nacja?) No pomyślcie!

Żeby zakończyć na nieco mniej ponurą nutę, ponowne wpuszczę na arenę klaunów, grzecznościowo zwanych "polskimi politykami", i powiem - przykro mi, moj drogie ludzie, ale z moich trzech praktycznie jedynych, za to wielkich (dwóch z nich) zasług PiSu może nie zostało nic, albo jeszcze gorzej... Partii polskiej nie ma i nie będzie, choć niby po co by miała być, skoro Polska też już się zwija. Nie wiem, czy w (Ukro)Polin będą jeszcze jakieś partie ku zabawieniu głodnych Proli, czy, zgodnie z tym, co głosi Harrari, demokracja się skończyła, bo mamy AI, ale tak czy tak polskie to ci one nie będą. (Co najwyżej moherowi terroryści, jak w moim opowiadaniu o Icku.)

triarius

 

piątek, listopada 05, 2021

Każda miłość jest piękna

U Kuraka pod wczorajszym ktoś ładnie skomentował b. nieładną i niestety prawdziwą rzecz, stwierdzając coś w tym duchu, że: "PiS mówi swoim wiernym wyznawcom: 'tak, sprzedaliśmy Polskę, ale zobaczylibyście, co by było, gdyby to Tusk ją sprzedał!'" Faktycznie, różnica w drodze do rzeźni jest, i to spora! Tusk czyniłby to głośno mlaskając z rozkoszy, przy dźwięku fanfar i biciu w bębny, podczas gdy nasza obecna waadza się kryguje i doprasza dłuższej gry wstępnej, a całując w imieniu nas wszystkich kolejną przepisaną do całowania dupę, stara się skrzywioną kwaśno miną okazać światu, że strasznie ją to brzydzi. (Za co zresztą w końcu sama dostanie w dupę, bo o ile unijna biurokracja PiSie pieprzenie o "wolnej dumnej Polsce" ma gdzieś, na co PiS cały czas glupio liczy, to wszystkie te nieprzeliczone hunwejbiny dostają  szału właśnie od tej gadki i na pewno odpowiednią karę w końcu wymuszą.)

A tak zupełnie przy okazji, to "waadza" jest jak najbardziej właściwym określeniem dla tej, i każdej innej zresztą, zgrai u żłobu, ale "władza" już nie! Albo, %^&* mać mamy wciąż tę "demokrację", a wtedy to urzędnicy, wynajęci i opłacani przez nas, mający psi obowiązek o nas dbać i spełniać nasze życzenia, albo "demokracji" nie ma i to już jacyś udzielni książęta i króle z Bożej łaski, którzy mogą z nami robić, co tylko im do łba strzeli - np. godziny policyjne i różne tam segregacje na tych, co waadzy ślepo uwają (dzisiaj to będą szczepany) i tych drugich, do utylizacji. 

Albo albo! Rozumiem, jeśli ktoś stwierdza, że demokracja się nie sprawdziła... Tylko dlaczego akurat te bezmózgie pokraki bez kręgosłupa i jaj miałyby zostać tą nową arystokracją?! Był na to jakiś casting? Może ja bym się na udzielnego załapał, zamiast tego tam... I tego drugiego. Tylko o dziwo nikt mnie nie raczył zaprosić.

Wracając zaś do wątku głównego, to nie wiem jak kto, ale mi, i żadnemu niepodegłościowcowi, ilość ew. lubrykantu, czy nawet środka przeciwbólowego, przy analnym gwałcie na naszej osobie i/lub na Polsce, większej aksjologicznej różnicy nie sprawia. W rzeźni też zresztą - sękata pała w łeb i poderżnięcie gardła, czy po koszernemu bez sękatej pały - wsio rawno! Nawet humanitarny zastrzyk z fenolu w serce, czy równie humanitarna puszka gazu z cjankiem w łaźni, nie wydają mi się czymś istotnie różnym od sękatej pały, tępego noża, czy zabiegania na śmierć niczym Buszmen antylopę.

Ja mam z tym w ogóle dziwnie, bo moja pretensja do komuchów nie jest o to, w każdym razie nie o to najbardziej, że oni, broniąc swej władzy i swojego tyłka, zabijali naszych patriotów - każda władza tak robi, czyli tępi swych wrogów - tylko, że byli kim byli i wpieprzyli się nam tutaj, do Polski. Podobnie z tym Polski zgonem, aranżowanym na raty od zawsze, a już na pewno od '89, a sfinalizowanym przez Morawieckiego w tej tam Brukseli, gdzie miał wetować, ale poklepali go po pleckach i obiecali, że nie będą oszczędzać na wazelinie, a Cyklon B będzie najwyższej jakości, więc chłopina nie miał wyjścia. Nie zawetował, wrócił do domu, odtrąbił sukces. I my teraz mamy się radować, że obiecali nie na sucho, a co będzie potem... Teatrzyk Sado-Maso niewątpliwie, bo cóż innego, ale jak ktoś ma obiecaną naprawdę wielką michę ryżu - Z OMASTĄ - i dobrej jakości bat, w dodatku higieniczny, bo tylko na własny grzbiet, nie jakiś publiczny, to co mu to robi?

Zaraz, zaraz! Morawiecki nie powie przecież: "Po mnie choćby potop!", bo przecież Prole mają zaiwaniać za miskę ryżu, żeby jakieś niebinarne stwory za setki lat mogły nami spokojnie gardzić, jako binarnymi małpoludami, ciesząc się nienaruszonym klimatem i dobrobytem, na który myśmy za tę miskę ryżu... To by była zbyt wielka sprzeczność, by unijni i globalno-masońscy spece od propagandy na takie teksty mu pozwolili, prawda? Musi biedak inaczej kompinować!

Ale miłość jest ślepa, a do tego piękna, więc Morawiecki na zawsze pozostanie nie do ruszenia i przetrwa każdą "rekonstrukcję rządu" (hłe hłe!). Jeśli Mołotow był "kamienna dupa", to czym jest ten nasz ukochany Delfinek? Nasuwa mi się w powyższych kwestiach sporo różnych rzeczy, co je kiedyś przeczytałem, i nawet kilka z nich teraz wymienie, żebym nie zapomniał co to było. Na wypadek, gdybym jeszcze dał wam ludzie następne odcinki. A więc: jedna powieść o Indianach, jeden egzotyczny reportarz z przedwojennego magazynu ilustrowanego... Tyle w tej chwili pamiętam, czekajcie z zapartym... tchem, niech będzie, to może wam powiem.

I to by na razie było miejsce na uświęcone tradycją: c.d., Triario et Deo volentibus, ale jeszcze...

*

Ogłoszenia parafialne

Kiedyś, może ktoś pamięta, mieliśmy tu po prawej masę linków: do naszych własnych, co bardziej wiekopomnych; do dostępnych w sieci Ardreyi i Spenglerów; do zaprzyjaźnionych blogasów, itd. Potem Gugiel, obecny Blogspota właściciel, zaczął wszystko ulepszać i linki poszły się kochać. Jednak Gugiel, trzeba mu to przyznać, dodał Bloggerowi strony, no i właśnie wczoraj zafundowałem sobie tu pierwszą taką, a na niej umieściłem parę interesujących linków. Deo et Triario volentibus, z czasem będzie tych linków więcej.

Te linki, ta strona znaczy, jest do ujrzenia, jak się tam u góry po prawej, pod Tygrysem, kliknie na linek "LINKI i..." I coś tam jeszcze przed chwilą dopisałem. Łatwo znaleźć, trzeba tylko chcieć! (Pytasz, Mądrasiński, czy naprawdę Pan T. uważa, iż każda miłość jest piękna, czy może to tylko sarkazm? Módl się o dalszy ciąg, to się dowiesz, a na pociechę z ręką na sercu stwierdzę, że wasza z panną N. naprawdę widzi mi się przecudną! I - ach! - mam nawet pokusę  sam się w to włączyć. Tyle informacji na razie. Bądź tak miły i przekaż to jej! A swoją drogą, co z nią dzisiaj - niezdrowe biedactwo?)


triarius

P.S. 1 A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

P.S. 2 A zupełnie przy okazji, to tutaj linek do absolutnie darmowych (nie biorą ani grosza, słowo!), dobrej klasy kursów muzycznych dla początkujących. Tylko parę dni. Piano, Bębny, Śpiew, Gitara - do wyboru, albo wszystko razem: https://www.musora.com/free-music-lessons


niedziela, października 10, 2021

Koniec teatrzyku dla gawiedzi, to zawsze kiedyś się kończy...

Nasi Umiłowani, na ile moje długie życie w tenkraju i w postpolityce pozwala wyrokować, liczyli że wszystko czego ktokolwiek będzie od nich wymagał, to ckliwe bajdy dla "patriotycznej" gawiedzi, z butnym pobrzękiwaniem szabelką, niezmiennie kończonym cmokaniem w przepisane zady - czy to Merkeli, czy powiedzmy kornika drukarza. Cmokanie oczywiście nie ich prywatne, tylko w imieniu nas wszystkich i po prostu Polski.

Można by to jeszcze rozwijać, np. przytaczając znaną przypowiastkę o pastuszku zabijającym nudę straszeniem osób trzecich rzekomym nadejściem wilka... Trzeba by to tylko nieco uogólnić, znaną tygrysiczną metodą. Trudne? Po prostu z tamtej przypowiastki wynika, że jałowe rzucanie poważnych słów na przysłowiowy wiatr w końcu potrafi się zemścić, i tutaj też właśnie to mamy.

PiS wmanewrował się właśnie do narożnika, same słowa już nie załatwią sprawy - mamy autentyczny konflikt, przegrany zapłaci ogromną cenę, a szansę na to, że obie strony lojalnie i uczciwie postarają się o  uniknięcie czołowego zderzenia, z niezbędnym odwróceniam uwagi gawiedzi - tenkrajowej "patriotycznej" i "europejskiej" wręcz przeciwnie - jakąś doraźną głupotą w rodzaju fali V strasznej bezobjawowej "pandemii", postrzegam jako nikłą.

Sytuacja przepięknie gambitowa, dokładnie taka, jak lubię! Może wy ludzie lubicie mecze, gdy obie strony mają dokładnie te same silne  strony, jak i (takie jest życie!) te mniej silne, tylko jedna okaże się o 2% lepsza, więc w końcu wygra. To jednak dla obserwatora najnudniejsza z możliwych sytuacja (chyba że chcę się np. podpatrzeć coś w technice tych panów, co jest jednak specjalną okolicznością). 

Ja lubię takie walki, gdzie np. cholernie prymitywny bokser o piekielnym ciosie regaci się z gościem, co by muchy nie skrzywdził, choćby się ogromnie starał, ale za to o cudownej technice. Albo jak jedna drużyna mogłaby stopami wiązać sobie buty, piłka ich po prostu uwielbia itd., ale tylko ta druga będzie miała kondycję, by się do końca meczu w ogóle poruszać, do tego cwanie pracuje łokciami, a sędzia im sprzyja. (OK, to ostatnie nie jest fajne, zbyt przypomina Unię, ale emocji dodaje, że hej!)

Jeśli jeszcze jakiś poczciwy kretyn, albo ktoś wydarzenia śledzący tylko za moim pośrednictwem, nie wie o czym to wszystko, to mówię, że oczywiście o "wyższości Prawa Unijnego (ach!) nad Prawem Krajowym (też ach! ale mniejsze)" i/lub odwrotnie. PiS Morawieckiego wmanewrował się do narożnika, a to ciągłymi tchóżliwymi ustępstwami, poprzedzanymi za każdym razem takim bojowym tańcem, co się chyba nazywa "haka" - wiecie, nowozelandzkie rugby z wywalaniem jęzorów...

Jeśli PiS się by teraz cofnął, Unia nie da mu obiecanych miliardów i będzie po PiSie, nie mówiąc już o Morawieckim. Ci podpadli już dość, by nie zostać przykładnie ukarani, zresztą nigdy nie byli kochani, choć w sumie tylko "patriotyczna" retoryka mogła się tamtej biurokracji nie podobać. Polskę zaś czeka po prostu ekonomiczna katastrofa i nikt nie będzie już miał wątpliwości, kto ją nam zafundował.

Jedyną szansą PiSu - i tym razem, powiem to wyraźnie, także Polski (choć wciąż po prostu nie wierzę, by ci ludzie nie zachowali się w końcu zgodnie ze swoją naturą, czyli jak tchórze, konformiści i pajace) - jest rozkręcenie buntu ze strony wielu państw (ich biurokracji, "demokratycznych" władz, a także "opinii publicznej") przeciw od lat potulnie akceptowanym, a ewidentnie i jaskrawo bezprawnym działaniom Unii. Chodzi oczywiście o pozatraktatowe rozszerzanie własnych (mglistych zresztą z założenia) uprawnień, w imię "zgodności z europejskimi wartościami".

Mamy najklasyczniejszy bunt na morzu i albo bardzo istotna część załogi szybko się przyłączy, co oznacza kapitana i paru innych co najmniej w szalupie z zapasami na tydzień, albo się nie przyłączy, co dla buntowników oznacza przeciągnięcie pod kilem, a co najmniej zawiśnięcie na rei. Nie wygląda to przesadnie optymistycznie - dla Polski znaczy, bo los PiSu jako takiego jest mi od dwóch lat obojętny - ale chociaż dzieje się coś na serio, a nie tylko postpolityczny teatrzyk dla pogardzanego prola, kłamliwa propaganda, śmierdzące fałszem ckliwe obchody i diskopolo. Czegóż zaś więcej mógłby oczekiwać prol w tych podłych czasach, na tym wyraźnie mało od Boga ukochanym kawałku ziemi?

triarius

P.S. A swoją stroną obie strony trąbią, jak to prawie wszyscy Polacy uwielbiają Unię, ale nie wiem kiedy ostatni raz ktokolwiek raczył to sprawdzić, choćby tylko przy pomocy tych podatnych na manipulacje typowych metod. Po prostu obaj zapaśnicy nie mają odwagi, bo co najmniej byłoby znacznie słabiej, niż w oficjalnie głoszonych danych. Jeszcze by "suweren" zaczął czegoś się dopraszać, po co to komu? Choć wciąż z pewnością ojrolemingoza ma liczbową przewagę.

sobota, czerwca 22, 2019

Od Olofa Palme do... (felietonu część 1)

Kawałek sprzed ponad 10 lat. Zakończenia nie było i na pewno nie będzie. Nie myślałem, że wskoczy na miejsce najnowszego, trochę bez sensu, ale niech mu tam!

Jest to pierwsza część zamierzonego dłuższego tekstu, którego całego tytułu ani pełnej treści na razie nie zdradzę. Mógł Sienkiewicz czy Prus publikować swe dzieła w odcinkach, i to z niezłym sukcesem, mogę i ja. (Toutes proportions gardées, bien sûr!) Tekst będzie chyba miał jeszcze jedną część, być może nawet za chwilę wezmę się do jej pisania. Choć mam coś jeszcze do zrobienia, więc może nie za chwilę jednak.


Od Olofa Palme do...


Znałem swego czasu dobrze osobę mającą całkiem zadziwiający talent, na którym mogłaby chyba zbudować piękną karierę w wielu interesujących dziedzinach... Ale raczej chyba w mniej paskudnych czasach, dzisiaj talenty nie mają już wielkiego znaczenia, a takie talenty - lepiej nie myśleć, do czego by mogły doprowadzić! Z drugiej strony dawniej nie było telewizji.

Na czym ten talent polegał? Polegał na tym, że osoba ta momentalnie i całkiem intuicyjnie wyczuwała w telewizji wszelkie szuje, szubrawców i skurwieli. W PRL ten talent był jeszcze głęboko uśpiony, no i dobrze, bo w innym przypadku osoba ta byłaby w sytuacji człowieka o niezwykle wysubtelnionym zmyśle węchu pracującego z konieczności jako obsługa szambiarki. Potem jednak ta osoba, dzięki światłym i patriotycznym decyzjom tow. Jaruzelskiego i Spółki, znalazła się w innym kraju.

Z którego wedle wszelkiego prawdopodobieństwa już nie wróci, jak miliony innych zdolnych, ambitnych i, mimo prlowskiego systemu edukacji, nieźle wykształconych młodych (początkowo) ludzi. W tamtym kraju, przynajmniej wtedy, bo były to czasy przedunijne, procent telewizyjnych szuj, szubrawców i skurwieli, choć dla wielu wciąż zbyt wysoki, nie był już tak ściśle skorelowany z procentami uzyskiwanymi przez Front Jedności Narodu w kolejnych wyborach. I zaczęło się!

Moja znajoma (bo ten ktoś był kobietą, i ktosiem też przy okazji) ujrzała na przykład na ekranie własnego telewizora ówczesnego przywódcę państwa, które ją gościło... I dostała niemal szału! I twarzyczka tego znanego polityka - Olof Palme mu było - jej się nie podobała, i poglądy, i sposób przemawiania wyglądający na subtelne skrzyżowanie sposobu przemawiania lewackich przywódców z Quartier Latin z roku 1968 i niejakiego Adolfa Hitlera nieco wcześniej. I tak to szło, choć przyznam, że takiego wrażenia, jak Olof Palme nikt już na tej pani nie zrobił. A może raczej powinienem powidzieć, że "nikt już aż tak bardzo nie wychylił jej osobistego czujnika".

Proszę sobie wyobrazić taką sytujację: Siedzimy sobie z nią, na przykład coś tam pojadając, a telewizor w tle gada. W końcu trzeba podłapać miejscowego narzecza, zorientować się co i jak, a w ogóle po dwóch programach prlowskiej telewizji, szczególnie tej tzw. "stanu wojennego", to jednak to była pewna atrakcja. Więc sobie ta telewizja gada, no i pojawia się w niej Pan Premier. Dla mnie to takie sobie ględzenie, fakt że b. ekspresywne, polityk zaś nie w moim wprawdzie guście, ale w końcu... Ta zaś kobieta nagle pąsowieje na twarzy, piana na ustach, rzuca obelgi.

Byłem z pewnością znacznie lepiej wyrobiony politycznie, choć i tej pani patriotyzmu, wraz ze świadomością tego, kto jest z grubsza kim, odmówić nie było można. Przyznam więc, żem z początku potężnie był zdziwiony tą reakcją - no i przyznasz Czytelniku, że ktoś, kto,jak ja i chyba ta niewiasta zresztą też, bo pochodziła z Trójmiasta, oglądał tow. Kociołka w grudniu 1970, plus Jaruzelskiego, Rakowskiego, Urbana i całą masę innych obrzydliwców, byle Palme wielkiego wrażenia robić nie powinien. A jednak na tej mojej znajomej takie wrażenie on właśnie robił. Dziwne!

Nie pamiętam, czy próbowałem polemizować w tej sprawie, może tylko wyszeptałem spierzchłymi wargami coś w stylu: "uspokój się mała, bo cię apopleksja trafi, niejednego lewusa jeszcze w życiu spotkasz, nie można się aż tak przejmować". Nie pamiętam też, czy to zadziałało. W każdym razie moja znajoma przeżyła, tyle że następnym razem - a nie było to dużo później, bo polityk był wtedy na topie i w telewizji pokazywano go często - całkiem to samo! Piana na ustach, czerwona na twarzy, zgrzytanie zębów, pięści raz zaciskają się jak do bicia, drugim razem palce zakrzywiają się w szpony i wyciągają w stronę ekranu. Prze-ra-ża-ją-ce! Uwierzcie!

Mimochodem zacząłem się jednak wnikliwiej przysłuchiwać temu, co polityk Palme mówi, większą uwagę zacząłem zwracać na jego środki wyrazu. Chyba też czegoś tam poszukałem na jego temat - w końcu, jeśli to Palme tak do szału doprowadza moją antykomunistyczną niewątpliwie znajomą... Bo zapomniałem chyba dodać, że przez pokryte pianą wargi dobywał się słaby, ale złowieszczy i w sumie wyraźny syk - rzeczy w rodzaju: "j...any komuch!". Tak że w sumie nie było cienia wątpliwości, z jakich pozycji moja znajoma elokwentnego Olofa nie lubi.

Zacząłem więc w naturalny sposób nieco bliżej się Olofem interesować, wnikliwiej słuchać, tego co mówi... Skutek mógł być tylko jeden. Po dwóch lub trzech tygodniach zacząłem na faceta reagować niemal tak samo żywiołowo, co moja znajoma. Kiedy go w każdym razie menel ugodził w plecy nożem, gdy z żoną wychodził z kina, nie uroniłem ani jednej łezki. Zresztą nie ja jeden, bo kumpel przesłał mi z Ojczyzny list, w ktorym napisał, żartem oczywiście, "dobrze żeście w końcu utrupili tego wstrętnego Olofa Palme". Chyba mi to nie pomogło na karierę.

Olof Palme był najjaskrawszym przykładem niezwykłych zdolności mojej znajomej, jednak oczywiście nie jedynym. I nigdy w tym nie popełniła błędu! Ja, z wyżyn mojej historycznej i politycznej erudycji, początkowo lekceważyłem te irracjonalne awersje. Trudno mi nawet dzisiaj mieć do siebie o to pretensję, skąd niby miałem wiedzieć, że to Dar z Nieba? Dla mnie były to po prostu babskie fochy cum idiosynkrazje. Po pewnym jednak czasie musiałem przyznać, że metoda mojej znajomej (jeśli metodą można to w ogóle nazwać) daje znacznie lepsze wyniki, niż cała moja wiedza, łącznie z psychologią.

Nie mówiłem chyba, że jestem, a w każdym razie byłem wtedy bardzo także zainteresowany psychologią, chciałem nawet wcześniej zostać takim kimś. A zresztą mam chyba pewne zdolności rozpoznawania charakterów, które kompensują w pewnym stopniu mi pewne dotklwie braki mojego własnego charakteru. (Czy może raczej zalety, od świata jednak, niech go bogowie miłują, dziwnie i boleśnie niedoceniane.) To jednak było oczywiście nic wobec fantastycznego czujnika mojej znajomej.

Zacząłem więc starać się także wyrobić w sobie choćby namiastkę tego niewiarygodnego talentu. Moją metodą było przede wszystkim uwierzenie we własne intuicje na temat różnych osób, nawet gdyby wydawały mi się całkiem irracjonalne, oraz wsłuchiwanie się w wewnętrzny głos (czyż tylko ten szurnięty Sokrates mógł mieć swojego daimoniona?), choćby nawet kłócił się on z mymi ówczesnymi... Słuchajcie, słuchajcie! Mymi ówczesnymi konserwatywno-LIBERALNYMI przekonaniami. (Cóż, każdy w młodości jest nieco choćby durny.)

koniec części pierwszej

c.d.n

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, kwietnia 18, 2019

Jak będzie

Uwielbiam ekonomię. Przyznaję to bez wykręcania członka. Sił i środków, ma się rozumieć. Maksimum efektu przy minimum wysiłku - krótko mówiąc. Judo w najogólniejszej, filozoficznej postaci. Meta, krótko mówiąc. W tym widzę esencję wdzięku i smaku. No więc podziwiajcie, ludkowie moi rostomili, ten oto piękny przykład: utworek, który napisałem dość już dawno temu, a nabierający aktualności i sensu z każdym niemal dniem. Naprawdę dziwię się, że to arcydziełko nie uzyskało dotąd większej popularności - i to mimo tak genialnego, na Gugle tego świata obliczonego, tytułu...



triarius

niedziela, lutego 03, 2019

Jak unieszkodliwić agresywnego lewaka (Ugauga Jitsu)

obity pysk
Dawno nie było Ugauga Jitsu (prawda?), ale dzisiaj znowu jest, tyle że w takiej bardziej uduchowionej i subtelniejszej wersji. Jednak Ugauga to b. bogata dziedzina, więc to też jak najbardziej należy.

Zatem mamy tytułowe pytanie: "Jak potraktować agresywnego lewaka, jak nas napadnie i zacznie obrażać z zagrożeniem, że to się rozwinie... Albo od razu zacznie od rękoczynów... Hę? Otóż zgodnie z najnowszą Mądrością Etapu (hurra! teraz też mamy takie coś Po Naszej Stronie!), mówimy mu:

Wiesz co, tyy... tyy... Polaku o radykalnie różnych od moich poglądach (opcjonalnie, jeśli jeszcze nie bije: "Którego Oczywiście Ogromnie Szanuję") Potraktowałbym Cię (duża litera, pamiętać!) Mową Nienawiści, ale w Europie (tak ma być!), którą Nasz Ukochany Rząd słusznie kocha i w ogień by za nią wskoczył wraz z całym Narodem, jest to zakazane, więc pozwól, że Nadstawię Ci (duża litera!) Drugi Policzek, a potem, jeśli mi wolno, odejdę. Niech Cię (!) Jan Paweł II błogosławi, mój Ukochany Polaku!

Nie ma niestety gwarancji, że po tym nie dostaniemy po pysku, lub gorzej - za "Nasz Ukochany Rząd", za Jana Pawła, jeśli akurat lewak taki bardziej od Biedronia czy innego Katzenbrennera... Albo za "Naród"... Lub też za "Polaka" zresztą. Ale zawszeć mamy satysfakcję, żeśmy (niemal) równie Światli, Postępowi, Proeuropejscy itd., jak Nasza Ukochana Władza stara się być.

(Może dałoby się to zresztą jeszcze dopracować, usuwając co kontrowersyjniesze kwestie, ale skąd u nas "na prawicy" wziąć takich geniuszy, którzy po temu zadaniu podołali? Bo też któż zrozumie Duszę OjroLewaka... Że "Pan Tygrys potrafi"? A kto to w ogóle jest "Pan Tygrys"? To nowe pseudo Ziemkiewicza?)

I z tą satysfakcją dalej idziemy przez życie (jeśli nam się, oczywiście, szczęśliwie tym razem uda z nim wyjść). Amen!

triarius

piątek, lutego 01, 2019

Wiedzieliście? We francuskich rzeźniach krowy są zagłaskiwane na śmierć...

... przy kojących dźwiękach Mozarta, a jeśli okażą się na głaskanie patologicznie odporne, to nie przerywając głaskania czeka się cierpliwie aż umrą ze starości. (Karmiąc cały czas obficie haute-cuisine i waflami.)

Tak by można pomyśleć, a w każdym razie to zdają się sugerować francuskie państwowe (?) media. (Ktoś wie, dlaczego ten znak zapytania po "państwowe"? Tak Mądrasiński, właśnie dlatego.) Ale o co właściwie chodzi, pytacie?

Otóż na na tej "państwowej" francuskiej TV, co ją mam, od paru dni jakieś strasznie informacje o tym, że w słodkiej Francyji i okolicach znaleziono ponad 600 kg polskiego mięsa. Co z jakichś powodów ma być rzeczą straszną, tyle że do dziś nie chciało mi się temu dokładniej przysłuchiwać, więc uznałem, że jakaś tam norma została zbiorowo zgwałcona albo coś innego - że nie całkiem Europejskie-cum-Postępowe w tych tam ochłapach...

Dzisiaj jednak widzę, że w tych ichnich Dziennikach TV, obok Wenezueli, gdzie Postępowy Świat, zgodnie ze swą Postępową Naturą, Postępowo zmienia im władzę na bardziej Postępową, pokazują koszmarne zaiste filmy nakręcone (ponoć, ale niestety wierzę) w jakiejś (konkretnej) polskiej rzeźni, gdzie się nad źwierzętami znęcają, a nie tylko im...

Wiadomo. Naprawdę paskudne sceny! Nicka by to może nie ruszyło, ale mnie tak, i masę innych ludzi także musi ruszać. Przeraźliwie chude krowiny - a więc chyba się połapały, gdzie się znalazły (nie to co lemingi!) - wleczone po posadzce za szyję na sznurach.... A potem jakieś takie dziwnie paskudnie wyglądające półtusze na hakach. Chyba je cwanie sfilmowali przez żółty filtr, bo były dziwnie żółtaczkowate i naprawdę obleśne.

Tak czy tak, normalnie te programy są nudne upiornie i proojro, ale jednak bez tego typu walenia leminga (czy przyzwoitego człowieka, gdyby przypadkiem ten OjroDziennik akurat ujrzał) rzeźnicką pałką po łbie. Ale tutaj akurat tak. Sporo minut, po jakimś czasie miałem dość, więc nie wiem dokładnie ile, ale naprawdę sporo... Jeśli to nie jest b. perfidna antypolska propaganda odwołująca się do elementarnych skojarzeń i emocji, to ja już nie wiem, co by to mogło być!

Do tego oczywiście od paru dni prawie nic o Żółtych Kubraczkach... No nie, na tasiemce leciało coś o "zwiększeniu wykonania niszczenia mienia" - mocno enigmatyczne - ale to tyle... A to już przecież jutro znowu! Nic o Kubraczkach - tylko Wenezuela i te nieszczęsne krowiny w polskiej rzeźni.

My oczywiście, wraz z całą Unią, też zmieniamy Wenezueli władzę na odpowiednio Postępową i Cudną-Że-Aż-Strach (podoba wam się ten dupek, cośmy go im wybrali?), przy czym nikt z naszych genialnych "polityków" nie zaprząta sobie z pewnością nawet łepka myślami o tym, że Unia wraz z resztą Postępowego Świata, po załatwieniu tego tam Maduro, co tak paskudnie nie chce się Postępowemu Światu z Postępową Ameryką Na Czele podścielić, oraz po tej krowio-sadystycznej, a do tego gwałcącej Higienę i Wieczne Życie Do Samej Eutanazji, padgotowce - Unia i pozostały Postępowy Świat mogą teraz bez cienia problemów ogłosić, że np. "Schetyna jest odtąd (i do wyborów, które nastąpią, chyba że...) Tymczasowym, ale Jakże Prawowitym Prezydentem Tenkraju..."

I co wtedy? Nadal będziemy triumfalnie zamykać ludzi za brak łez na temat Adamowicza i/lub wystarczająco namiętnej miłości do Unii? Plus bredzić o tej Unii przez nas z paroma kolegami zreformowaniu i zoologicznym wstręcie wszelkich minimalnie choćby przyzwoitych ludzi do wszelkiej zbrodniczej myśli o Polexicie?

Z tym, że ja naprawdę brzydzę się znęcaniem nad źwierzęty i gdybym mógł... (Ale sza, bo będzie "mowa nienawiści" i przylezą o szóstej rano!) Tylko że my teraz nie o tym.

triarius

P.S. Wyobraża ktoś sobie co by się działo, gdyby gdzieś, nie mówiąc już w tenkraju, poświecono pięć minut wieczornego dziennika na sceny dziejące się w jakiejś koszernej rzeźni? Albo np. takiej arabskiej lokalnej jatce, gdzie się krowom też podrzyna gardło na żywca, a potem wywiesza się zakrwawiony łeb przed sklepem?

środa, września 12, 2018

Bonmot europejski o wartościach

Prostytutki
To prostytucja, a więc zawód i mogłoby być gorzej.
Niedługo nie da się już wklejać linków, kombinować memów i co tam jeszcze, więc człek musi zacząć sam sobie różne takie rzeczy tworzyć... No więc stworzyłem dla was, ludkowie, nowego bonmota, oto on:

Prostytutka to zawód - Unia Europejska to charakter. (Lub, jak chcą jej mniej lub bardziej bezinteresowni wielbiciele, "pakiet" czy może "bukiet Wartości", ach!)

triarius

czwartek, sierpnia 23, 2018

Bonmot o koryllicznych trubadurach

Trubadur
Teza, że "trubadurzy byli wyłącznie szpiegami", ma dokładnie tyle sensu, co teza, że "obrazy służą do zasłaniania dziur w ścianach". 

(W obu przypadkach jest to oczywiście możliwe i z pewnością czasem się zdarzało, w przypadku trubadurów to, że tak mogło bywać można nawet uznać za całkiem interesujące "odkrycie"... Ale bez przesady, żeby już nie mówić o "ślepych i kolorach". Sztuka jednak dla niektórych MA znaczenie i nie daje się sprowadzić wyłącznie do ekonomicznych, socjologicznych czy politycznych aspektów.)

triarius

P.S. A tak przy okazji, to Nasza Ukochana Kassandra a.k.a Pan T. wieki temu ostrzegała/ostrzegał, żeby nie lekce-sobie-ważyć Bolka, bo on nam jeszcze jest w stanie paskudny numer w ramach Bratniej Pomocy wyciąć. No i słyszy się ostatnio coraz więcej o tym, że najbliższe wybory mają być przez wiadome siły unieważnione, i to właśnie w oparciu o bolkową "fundację". I kto tu ma dar przewidywania?

wtorek, listopada 21, 2017

W kwestii Puszczy Bałowieskiej

Pchła roznosząca dżumę - znakomita europejska alternatywa dla drzew
Wysłuchałem ci ja właśnie sporego kawałka dyskusji na temat Puszczy Białowieskiej - dla potomności wyjaśniam: chodzi o to, czy mają być w niej drzewa, czy też korniki, bo tak akurat podoba się Unii Europejskiej. Argumenty tych wszystkich "ekologów" i europejsów wydają mi się żałosne, argumenty drugiej strony, tej naszej całkiem sensowne, i nie mam większych wątpliwości co do tego, kto ma rację.

Najważniejszą sprawą tutaj widzi mi się sam prześwietny Trybunał Sprawiedliwości, bo od zawsze głoszę, że wszelkie ponadnarodowe trybunały i inne takie, po prostu pozbawiają państwo części suwerenności; jeśli ktoś nie jest naiwny, jak wczoraj narodzone dziecię, to wie, że "Prawo przez duże P" to może sobie istnieć w tekstach np. K*wina, ale w sądach i na ziemi, prawo to wola silnego narzucona słabym (to akurat cytat ze Spenglera), i dotyczy to nawet prawa Boskiego, jeśli się tę sprawę głębiej przeanalizuje...

Nie twierdzę wcale, że prawo zawsze jest niesprawiedliwe - nie, może być (i oczywiście powinno) wprost przeciwnie, ale to raczej, o ile nie wyłącznie, w spójnych grupach, które poczuwają się do wspólnego dobra; widzą się jako mniej więcej równe, a w każdym razie podobnie wartościowe; odczuwają wzajemną solidarność (!)... Te rzeczy.

Kiedy mamy do czynienia z grupami, czy osobami zresztą też, które są sobie obce, których dobro, mimo wszystkich, mniej lub bardziej szczerych, propagandowych wysiłków Światłych i Postępowych, jest sobie wzajemnie obojętne; kiedy, co więcej, wydający wyroki są silni, a podlegający im znacznie mniej - wtedy z reguły "narzucanie" jest o wiele istotniejsze od tej wyśnionej i tak często opiewanej "sprawiedliwości".

(Oczywiście "sprawiedliwość", tak samo jak np. "demokrację", albo nawet "powszechny pokój i szczęście, istny Raj Na Ziemi" można sobie dowolnie niemal przedefiniować, jeśli ma się po temu odpowiednio potężne środki. Mówię o środkach propagandy, ale nie tylko o nich, oj nie, bo i środki przymusu na przykład też grają tu swoją rolę.)

Polska kiedyś miała masę miejscowości na tzw. prawie magdeburskim, skutkiem czego co poważniejsze spory były rozstrzygane nie tutaj, tylko właśnie w Magdeburgu. Było to dobre dla naszej, że spytam, suwerenności, czy nie było? A właściwie to pytanie jest niezręcznie sformułowane, bo tu nie chodzi o to, czy "dobre", tylko o to, czy ta suwerenność pozostawała aby nienaruszoną, czy też została oddana, w jakiejś tam części, Niemcom. Przez co, całkiem po prostu, Polska była mniej państwem, bo państwo, to po prostu suwerenność na pewnym terytorium i nad pewną ludnością. I więcej: częściowo stała się częścią państwa niemieckiego!

Nie mówię, że to dobrze, że państwu, dopóki nim jest, nikt od środka nie może podskoczyć, nie mówię, że to źle - po prostu, choć niby każdy może sobie dowolnie co chce definiować i np. "państwem" nazwać rudego szczura bez ogona, to jednak, kiedy przez tysiące lat mówiło się i pisało o "państwie", to chodziło właśnie o tamto, czyli o tę suwerenność. I tak to się, jak to bywa, wydestylowało. (Terytorium mogłoby teoretycznie być pominięte w tej definicji, jeśli będziemy mówić o takich tygrysicznych czysto sprawach, jak np. "państwo Magiańskiej K/C", w sensie "wedle jej własnych kryteriów", no bo przecie istnieją różne tam Syrie i Izraele... Państwo które, jak wiemy, jest partią komunistyczną lub Al Kaidą. Ale to tygrysiczna awangarda na samym froncie badań historiograficznych (ach!) i oczywiście mało kto o tym w ogóle wie.)

Unia Europejska wieku XIV
Mógłbym jeszcze sporo na temat państwa, suwerenności i różnych, szemranych przeważnie, ponadpaństwowych instytucji, które nas dręczą, ale zasadniczym tematem była Puszcza, więc zakończę o niej. Otóż niezwykle podoba mi się argument, tych nienaszych, że oto "kornik jest częścią przyrody" i że cholernie wiele z tego miałoby wynikać. Konkretnie tyle, na ile mogę wierzyć w wydolność własnej  mózgowej kory, że w lasach mogą sobie być i drzewa, tolerancja panie, ale jeśli ich nie będzie, a będą korniki, to też cudnie.

No więc nieśmiało, choć żaden ze mnie certyfikowany ekolog, przypomnę, że zarazek dżumy to też "część przyrody", więc powinniśmy go chronić, pieścić i opiewać. Albo ta pchła, co go, wraz ze szczurem, przenosiła i którą mamy na obrazku u góry.

Zresztą ktoś już kiedyś wymyślił genialnego bonmota, pod którym się wszystkimi kończynami podpisuję - bonmota o tym, że (z głowy to rzucę i bez stylistycznych zakrętasków): gdyby takie właśnie stworzonka mogły nadawać ordery i stanowiska, rychło doczekalibyśmy się ich piewców. Jak najbardziej prawda, a ewidentnym przykładem dla niedowiarków choćby "Unia" zwana "Europejską".

triarius

niedziela, listopada 19, 2017

Z przeproszeniem skunksa

Istnieją powody, by mniemać, że największym osiągnięciem w dziesięcioletniej karierze (?) tego bloga było skłonienie paru ludzi, by się zainteresowali swoim ciałem i/lub biciem nieprzyjemnych osobników. Właśnie jeden taki człek nam o tym napisał - znaczy żeśmy go zainteresowali - skutkiem czego, choć nas pisanie kompletnie niemal przestało bawić i w ogóle nie dostrzegamy w tym sensu...

Przynajmniej na tyle, by ktoś taki jak ja miał na to poświęcać czas i energię, a do tego się wygłupiać nawołując na targowisku o zainteresowanie i próbując przekrzyczeć masę intelektualnych autorytetów i natchnionych literatów spod znaku "byle na chama, byle głośno, byle głupio"...

Skutkiem czego, jako się rzekło, coś teraz napiszemy. Niech się raduje ten, kto zdolny do pojęcia ogromu (ach!) naszych myśli i rozkoszowania się naszą rozkoszną formą. Dixi! A teraz do ad remu...

* * *

Skunks - stworzenie o ileż szlachetniejsze od Naszych Umiłowanych
Ludzi wciąż zdaje się zaskakiwać zachowanie "totalnej opozycji" i różnych tam Tusków, choć mnie to zaskakiwanie, mówiąc szczerze, bardziej chyba zaskakuje, niż ich tamto. (Dało się to zrozumieć? Nie? No to super, służby też nie złapią.) Patrząc z bardzo bliska i w krótkiej perspektywie, jak oni mają nie wpaść w panikę i stosowną furię, skoro w Polsce oto maszeruje 60 tysięcy ludzi z flagami, a ani jedna nie jest flagą unijną? (Zupełnie na marginesie wypada jednak dodać, że 60 tysięcy to nie jest imponujący wynik, a zanim to obliczono, w naszych telewizjach wyraźnie mówili, że liczymy na sto tysięcy. A więc łyżka dziegciu w beczce miodu i bez przesady z tym orgazmem!)

Że się tutaj skoncentruję na czystych emocjach Naszych Umiłowanych Unijnych Przywódców - pozostawiając na boku sprawę, zapewne nawet istotniejszą, i to znacznie, INTERESÓW (choć tak nie lubię tego geszefciarskiego terminu w takim kontekście!) - finansowych i tych bardziej imponderabilnych (które dla mnie są nawet od finansowych ważniejsze, choć mniej, oczywiście, ponderabilne). O samych emocjach Naszych Umiłowanych Unijnych Przywódców ("NUUP", dla krótkości, gdybyśmy mieli to jeszcze tutaj kiedyś wykorzystać) nikt jednak nie mówi, a to nie jest sprawa całkiem bez znaczenia, więc ja o tym wam powiem.

Pozostając na razie przy tej żabiej perspektywie - jak niby NUUP (o, i przydało się!) mają się nie zdenerwować, jak mają nie mieć portek pełnych strachu, pełnych zajęczego zaiste lęku, skoro nagle jawi im się taka wizja, że oto prol, którego tak skutecznie urabiano przez dziesięciolecia, wypluwa wędzidło, zrzuca chomąto, zrywa się ze smyczy... A mury runą runą runą śpiewa - na razie głownie w Katalonii wprawdzie, ale jednak, i to się niesie, a Merkela nie może sformułować rządu... I te rzeczy... A tu idą prole, idą, idą, i żaden nawet nie poczuł się żeby pomachać unijną flagą.

Nawet skunks - stworzenie od NUUP o niebo przecież inteligentniejsze i szlachetniejsze - kiedy ktoś go nagle przestraszy... Wiadomo, nie? No więc co mają zrobić biedne Tuski i cała ta nieszczęsna reszta? Ja naprawdę nie przeczę, że tu są ogromne interesa, że nikt zakładając Unię (która od samego początku, wbrew temu, co nam mówią, także "na prawicy", była projektem ROBACZYWYM), nie spodziewał się, że jakaś pogardzana i słusznie oddana Sowietom (które albo były super, albo akurat w sam raz na takich, jak Polacy), nagle spróbuje, nie bez pewnych początkowych sukcesów, zostać GRACZEM, państwem, a nie tylko KOLONIĄ, REZERWUAREM SIŁY ROBOCZEJ I RYNKIEM ZBYTU, BANTUSTANEM...

No przecie, że to zgroza, gwałt na Prawach Przyrody i każdy, nawet najodważniejszy i najprzyzwoitszy skunks by się przeraził, ze skutkiem wiadomym! Oczywiście skunksa przepraszamy za te, przyznajemy nie-całkiem-przyzwoite i po prostu nie-za-słu-żo-ne porównania. (Tytuł mamy zatem odklepany, gdyby ktoś interesował się moim natchnionym warsztatem pisarskim np.) Żeby zaś nie było, że ja was, ludzie, karmię wyłącznie dowcipasami, rzucę, tym razem z ptasiej na odmianę perspektywy, całą sprawą (sic!) na tło HISTORIOGRAFICZNE. (Ach!)

Otóż jest tak... Trocki, Róża (nie ta z podrabianym tytułem szkopskiej hrabini jednak)... Jak jej tam było... Gramsci, Szkoła Frankfurcka... Oni na samym początku nawet się zapewne nie spodziewali, że tak łatwo będzie zmieniać psychikę, widzenie świata, system wartości i co tam jeszcze... No czyje? PROLA oczywiście - czyje niby? Na początku polegali zapewne głównie na tym, że proli wprawdzie co niemiara, ale są niezorganizowane, głupie, oglądają telewizje, słuchają festiwali na pieśń, chodzą do przedszkoli, wysyłają swoje baby do roboty... A tutaj prawnicy, prawo i co tam jeszcze, z pomocą Hollywoodów, gazet, uniwersytetów, ukształtują im świat tak, że będą po prostu musieli. Co musieli? Przystosować się oczywiście!

Kto nie pasuje, kto się nie wpasował, kto się nie przystosowuje - ten przecie chory, albo i gorzej... Bez swojej własnej wersji SCHIZOFRENII BEZOBJAWOWEJ liberalizm przewraca się nawet jako czysty intelektualny model, a co dopiero w realu! Różnica z tamtym to tylko kwestia terminologii przecie! Zresztą sama ilość depresji w tym naszym (i nie mówię o PiSowskim oczywiście, któren mi się widzi autentyczny, no prawie) RAJU świadczy o tym, że nie-aż-tak-wielu się do tego raju wzgl. bezboleśnie przystosować potrafi. Plus anoreksja z bulimią, kulturystyka, feminizm, samobójstwa i zamachy w formie rozszerzonego samobójstwa, akurat tam, gdzie tego szczęścia najwięcej.

No i tak to sobie szło, aż tu nagle okazało się, że PROL TO ŁYKA jak młody i głodny pelikan ryby. To znaczy, nie tylko nie potrafi się przeciwstawić, nie tylko boi się już swoim dziatkom rzec (dziadków ignorując, subtelna ale brzemienna różnica w pisowni!), że to nie tak, jak go w szkole uczą, że tych tam płci naprawdę jest tylko... Że... Takie tam! Nie - prol w to wszystko zaczął NAPRAWDĘ WIERZYĆ! Było to początkowo zaskoczenie nawet dla NUUP i im podobnych Globalnych Uszczęśliwiaczy Ludzkości, ale szybko zaczęło im się to wydawać jak najbardziej naturalne, oczywiste, zasłużone, no bo przecie tyle cwanych wykonali posunięć...

No i, jak ja to widzę, w takim właśnie błogim stanie samozadowolenia mieliśmy NUUP w ostatnich, powiedzmy kilkunastu latach. Żarło, żarło, aż tu nagle... Coś się, choliwcia, zaczęło psuć. Gwałtownie i szybko. Najpierw te jakieś Węgry, teraz jakaś Polska, miejsce od Boga (?) przeznaczone na Chłopca Do Bicia i Rezerwuar Siły Roboczej... I różne tam wybory, nawet w miejscach Światłych i Cywilizowanych, gdzie Merkele Tego Świata nie mogą sformułować rządu (i moim skromnym nigdy już nie zdołają). Nie mówiąc już o Francji z jej rozlicznymi problemami i całą uroczą specyfiką, o Katalonii...

Jest także Trump. Sprawa w zabawny (i niepokojący zarazem) sposób złożona, bo ten gość, swoim Twitterem, ale nie tylko, co chwilę nasuwa mi na myśl pewną moją ulubioną lekturę z dzieciństwa... Nazywało się to "Król Maciuś Pierwszy". I naprawdę mnie to nie cieszy. Pewnie nie wiecie, o czym to było, może w ogóle nie czytaliście - BŁĄD! Przeczytajcie, to jedna (na ile pamiętam) z najlepszych politycznych książek napisanych po polsku! (Obok np. "Faraona".) A na temat Trumpa, oby to się nie okazało proroctwem, bo my tu wtedy z naszym sąsiadem, na odmianę tym z prawej strony, będziemy w głębokim szambie. Naprawdę niemiła myśl!

Długo by o tym można, ale potem byłby problem z zaśnięciem, więc chwilowo z tej lekcji macie zapamiętać co następuje:

- Król Maciuś Pierwszy i ten drugi tom są do przeczytania!

- Skunks, choć stworzenie szlachetne i bystre, w każdym razie w porównaniu, też by miał pełne spodnie, gdyby: a. je nosił, i b. gdyby mu nagle 60 tysięcy polnych myszek zaczęło machać flagami, a ani jedna nie byłaby z nim, skunksem znaczy, natomiast wszystkie byłyby z myszami. Nie jest to zapewne NAJWAŻNIEJSZY aspekt tej całej sprawy, ale jednak NOWE i ŚWIEŻE spojrzenie, nie całkiem bez sensu, a to też ma swoją wartość.

- To cośmy mówili zawsze: NUUP (i większość innych Umiłowanych Globalnych Nas Uszczęśliwiaczy), na nasze ogromne szczęście (Bóg miałby jednak istnieć?!?) boi się nas wprost mordować, czy choćby ciupasem do łagru. Oni są tacy, jacy są, i nigdy się nie zmienią - chyba że przyjdą nowi - i bez przerwy w tych ich słodkich łebkach tkwi myśl, że przecie Trocki... że przecie Robespierre... 

Skończyli gwałtowną śmiercią, że "Rewolucja zjada własne dzieci". No a teraz jakby już za późno to zmienić, kiedy nagle się wali, kiedy flagi, ale nie takie, kiedy prole z gorszej (o ile!) części Europy (jeśli to w ogóle Europa) chcą tego samego żarcia, kiedy nie chcą utrzymywać mafii, utrzymujących ich, tamtych znaczy, dobrobyt... Chciałoby się użyć radykalnym metod, ale nie ma komu. Nie sądzę, by którykolwiek z nich słyszał coś o Sulli, ale straszna wizja takiego kogoś, kto miałby pogonić NAS, a jakoś się znarowił i zaczął ganiać... Także lub wyłącznie... ICH... Jerum jerum! (Żeby już na tym poprzestać i nie było anty.) Te rzeczy,

(Teraz wychodzimy pojedynczo, nie zwracając na siebie niepotrzebnej uwagi.)

triarius

poniedziałek, listopada 13, 2017

Mandingo, Bundeswera i paski do spodni

Parę dni temu usłyszałem ci ja w jakiejś ("naszej" oczywiście) telewizji, czy może ujrzałem tam na tasiemce, żeśmy się oto stali trzecią armią w Europie - przed Niemcami, a jedynie za Francją i Włochami. Wieść ta natchnęła mnie oczywiście zrozumiałą rozkoszą i dumą, choć z pewną domieszką wątpliwości. Przypomniał mi się Gierek i nasza siódma, na ile pamiętam, światowa pozycja jako ekonomicznej potęgi, a także nasza, całkiem niedawna, piąta pozycja w światowej piłce kopanej (i to męskiej)...

O czym, kiedy Duńczycy gdzieś usłyszeli, zaraz nam dokopali cztery to zera, a i tak niespecjalnie się wysilając. Może z tą piłką zresztą jest gorzej, niż z niezapomnianym tow. Edwardem, bo tę klasyfikację prowadzi tak szemrana instytucja, jak FIFA, która w całkiem ewidentnie korupcyjny sposób (a niech mnie oskarżą i skażą za obrazę majestatu, jeśli chcą mieć Piłkarską-Arabską Wiosnę!) przyznała te najbliższe kopane mistrzostwa globu Rosji, słusznie na wszystkie strony podpadniętej...

A teraz dosłownie każdy pajac w "naszej" telewizji, bez żadnego powodu, musi do każdej dosłownie wzmianki i tych mistrzostwach dodać "w Rosji", i aż mu się japa od tego rozjaśnia. Nie wiem - aż tyle mamy w tenkraju patentowanych ruskich agentów wpływu, czy po prostu głupota. Ta druga opcja jest, mimo wszystko, chyba jednak bardziej optymistyczna, a uprawdopodabniają ją liczne podobne językowe wyczyny, w rodzaju "Generał" o Jaruzelu, "koktalje Mołotowa" o butelkach z benzyną na Tygrysy, "Antifa" o lewackich bojówkach (kiedy nikt o ich konkretną nazwę nie pytał)... I wiele, wiele innych.

Z tą armią, trzecią rzekomo w Europie, żeby to tej sprawy wrócić, jest jednak sporo ciekawych aspektów. Po pierwsze, Turcja, nie mówiąc o Rosji, ma jednak armię z całą pewnością silniejszą. (Może to się w przyszłości, oby, i oby niedalekiej, zmieniło, ale na razie wątpliwości nie mam.) No i leżą sobie one częściowo, chcemy tego czy nie, w Europie. Wielka natomiast Brytania, armię ma niewielką, zgoda, ale nieźle wyszkoloną (do tego jest wyspą, co sporo zmienia, jak uczy tysiąc lat ostatniej historii), no i ma jakieś tam jednak siły jądrowe.

Siły jądrowe to tak jak hetman w szachach - a faktycznie trudno by było samym hetmanem, bez pionkowego mięsa armatniego, zwyciężać w wielu wojnach... Nawet jeśli za dodatkowe gońce uznamy Combatives (które jednak poszło w świat) i szkockie... Powiedziałbym "dudy", bo taka jest właściwa nazwa tego instrumentu, a "kobza" to całkiem co innego, ale jakoś mi to słowo przez gardło przejść nie chce, zaś "dudki" to też nie to samo... W każdym razie dmucha się i się pod pachą tym miechem pompuje...

Ale jednak trudno porównać jabłka z pomarańczami (a niby dlaczego? z parówkami to rozumiem, ale owoce między sobą?) i zdecydowanie orzec, żeśmy od sił zbrojnych J.K. Elżbietańskiej Mości silniejsi. Francja, co to wciąż przed nami - zgoda! Mają swoje jądrowe utensylia, Legię i pełno wojska na ulicach, na razie faktycznie lepiej wojny z nimi nie zaczynajmy. Włochy? Mam dla nich sporo sympatii i szacunku - Monteverdi, z którego powodu nawet się luźno uczę włoskiego - ale jako nowożytna armia jakoś mało kogo przekonują.

Naprawdę nie sądzę, by im coś brakowało (w końcu mafię zrobić potrafili, wcale nie żartuję z tą analogią!), ale tu działa z pewnością to, o czym genialnie (bo inaczej nie potrafił) pisał Spengler w tej książce, co jest po polsku i łatwo ją dostać. "Człowiek i technika" to się zowie, a konkretnie chodzi o tekst "Duch pruski i socjalizm". Gdzie gość pisze, jakże słusznie, że każdy Niemiec, także np. robotnik, czuje się i w sumie jest funkcjonariuszem państwa. ("Urzędnikiem" napisano chyba w polskim przekładzie, mniej mi to pasuje, ale w sumie np. "wyższy urzędnik" to nie jest jakiś skryba, więc i to jakoś tam się zgadza.)

Z czego wynika, choć Spengler tego bezpośrednio nie wiąże, że niemieckie siły zbrojne (jak długo ten stan rzeczy będzie istniał, na szczęście to się właśnie chyba kończy) muszą być cholernie dobre. No i zawsze były. Polacy, a także wspomniani Włosi, mają skrajnie inne podejście do siebie i państwa - dość zresztą łatwe do zrozumienia, jeśli się cokolwiek wie o historii tych narodów (a co dopiero mówić np. o Irlandczykach!) - co wpływa na ich siły zbrojne i w ogóle politykę. Polacy, jak wiadomo, potrafią wspaniale walczyć, ale raczej dopiero w sytuacji mocno podbramkowej. Co ma zalety, ale głównie wady. Podobnie zapewne jest i z Włochami, ale widać podboje w Afryce Północnej za Mussoliniego nie wykrzesały z nich dostatecznej bojowości, by ich rozsławić jako wojowników, a nie przeciwnie.

No dobra, Francję możemy sobie zostawić "na zaś" (jak ponoć mówią w Wielkopolsce, a ojca miałem z Wrześni), zajmijmy się Niemcami. Jeśli naprawdę wyprzedziliśmy już Bundeswerę (czy jak to się pisze, nieważne!), albo wkrótce ją wyprzedzimy, to miód w moje serce i w ogóle. Tym bardziej, że to mi się wydaje sporo bardziej prawdopodobne i łatwiejsze, niż z Turcją, Rosją, czy choćby Francją. Jak nimi obecnie rządzą, to wiadomo. Jeśli ich odwieczny kult własnej władzy trwa, to można nad nimi tylko zapłakać, a jeśli się skończył, to słusznie, ale też a największa siła i najmocniejszy atut Niemiec - poszanowanie hierarchii i władzy, ta "forma" o której Spengler pisze w Magnum Opus - należy już do przeszłości. Alleluja! Czym niby mają to zastąpić, żeby dalej, i w zamierzeniu mocniej, trzymać za pysk Europę, z Polską na czele?

Swoją drogą, patrząc na to wszystko w standardowy sposób, to nasze trzecie miejsce w Europie powinienem był zrozumieć jako trzecie miejsce W UNII. Nie znoszę tego utożsamiania Europy z Unią - sam Unią gardzę, a uważam się za o wiele lepszego Europejczyka od tych wszystkich Tusków, Junckerów i Merkeli. Więcej mam nawet różnistej europejskiej krwi w żyłach, gdyby o to miało chodzić, ale chodzi mi głównie o kulturę (Monteverdy!), języki obce i cudze... Takie sprawy. I to łykanie owej unijnej propagandy, stręczonej nam i sączonej każdego dnia przez ogłupiałych od bezmyślnej pracy, internetu i telewizji proli - tego że "Europa to to samo co Unia Ojro" - jest sprawą z tego samego cyklu, co "koktaile" i "Generał" o ruskiej matrioszce. Wstyd! Poprawcie się! Zacznijcie trochę myśleć! Lewizna może nieco przesadza z tą twórczą rolą języka...

Choć i co do tego można mieć spore wątpliwości, bo politpoprawność jest już w w was, i to ile! Ale my tu, po tej naszej stronie, z pewnością roli języka nie doceniamy i dajemy się robić jak ciapki. Gorzej - sami siebie, o naszych kobietach, dzieciach i zwierzętach domowych nie wspominając, urabiamy się na lewiźnianych niewolników. Słowami właśnie - właśnie tymi "Generałami", "koktailami" i "Europą"!

Komuś, kto sporo zajmował się historią i mocniej siedzi w historii, niż w obecnej biężączce, trudno jest, mimo wszystko, uwierzyć (o happy day!), żeśmy militarnie silniejsi od naszego Przyjaciela i Sponsora Od Zachodu. Jednak pomyślcie! Kogo oni tam mają ministrem Obrony (a co z Atakiem, że spytam? jakiś gabinet cieni się tym zajmuje? chcę go poznać!)? Taką głupiutką, choć faktycznie niezbyt brzydką, blondynkę, zgoda? To już jest pewien znak. No to teraz dobiję tego gwoździa w samą łepetynkę, wykonam zabójczego smecza, i co tam sobie chcecie....

W tej oto formie, że wam powiem, iż czas temu jakiś kupiłem sobie na Allegro pasek do spodni, reklamowany jako "skopiowany z pasków stosowanych przez Bundeswerę" (jak by się to nie pisało). Bundeswera specjalnie mnie nie cieszy, ale pomyślałem sobie, że chyba jednak potrafi sobie zafundować paski, przy których portki im bez przerwy nie opadają, tradycja Moldtkiego i... sami wiecie... zobowiązuje... O - Hugo Bossa też, byłym zapomniał... Więc kupiłem. No i zapięcie jest rzeczywiście pomysłowe, proste, autentyczny patent i w ogóle - tylko że NIE DZIAŁA. Pasek się bez przerwy luzuje i w końcu spodnie zsuwają się z moich szczupłych, jak u brazylijskiego utrzymanka, biódr.

Nie wiem, jak oni mogli coś takiego sobie zafundować - pewnie wielomiliardowa korupcja... Albo też tej niezbyt brzydkiej ministerce coś się pokręciło i zamiast bladych metroseksualnych pacyfistów, oczyma duszy ujrzała dorodnych Mandingo, którym, jak się słyszy, na widok niemieckich turystek (Gambia to ich ulubiony cel wojaży, i nie bez powodu) spodnie, nawet bez patentowanego paska... Rozumiemy się, prawda? (Oczywiście nie ma tu żadnego rasizmu, gdyby jakiś głupek chciał się czepiać. Lubię Murzynów, znałem zresztą jednego Mandingo, z którym pracowałem w Libii, fajny był, nie oceniam ludzi hurtem na podstawie rasy, co innego lewactwo. Jak dorodny był ten Mandingo, co go trochę znałem, nie mam pojęcia, ale wrzućcie sobie "Mandingo" w Gugla i zrozumiecie o co tu chodzi. I co to słowo, słusznie lub nie, oznacza w języku np. LGBT.)

Jaka była przyczyna - Mandingo, zwykłe zaćmienie umysłu, czy też bilionowa korupcja - nie wiem, ale wiem, że Bundeswera musi co chwilę podciągać portki, więc słusznie pozostawiliśmy ją w tyle w tym militarnym rankingu. Wprawdzie portki z jeleniej skóry na szelkach patentowanych pasków "Mandingo" nie potrzebują, ale przemundurowanie Bundeswery (jakby się to nie pisało) na takie coś, to by był faszyzm, i to jeszcze jaki, a w każdym razie, gdyby próbowali, to musimy podnieść tego typu wrzask. My i nasi sojusznicy od morza do morza. Niemiec bez opadających spodni jest ewidentnym zagrożeniem dla Europy i w ogóle świata!

Nie bez powodu Salon Niezależnych śpiewał "jak gonili gestapowca, to mu opadały spodnie"! To właśnie zgubiło Niemca wtedy i, da Bóg, to samo zgubi go teraz! To była nasza Tajna Broń! W ogóle to Merkelę powinno się szybko ubrać w portki, ale nie te z jeleniej skóry na szelkach, nie mówiąc już o jakichś bryczesach od Hugo Bossa, tylko właśnie te od Bundeswery (jakby się to nie pisało)! Od tego należy przyszłość świata i Zbawienie Wieczne!

triarius

P.S. Naprawdę nie musieliście tego czytać. Napisałem to sam dla siebie, dla tzw. jaj. W końcu po tylu latach pisania człek ma pewne dziwne odruchy i musi je co czas pewien odreagować.

czwartek, września 14, 2017

To i owo (lato 2017)

MMA
Na tasiemce wiadomość, że 42-letni mężczyzna, krzycząc "Allach akhbar!", poturbował w Tuluzie siedmiu ludzi, w tym trzech policjantów. Najbardziej interesujące w tym jest, że nie miał przy sobie żadnej, broni, więc gołymi pięściami, czy czego on tam konkretnie używał. Aha - leczył się także już uprzednio psychiatrycznie. Skomentujmy...

Że psychiatrycznie, to mnie akurat nie rusza, bowiem ciągle widzę w mediach ludzi, którzy powinni się leczyć, a się albo nie leczą, albo też skutek jest żaden, co na jedno wychodzi. Teraz do meritum... Trudno, przynajmniej mnie, któren takimi sprawami jak walka wręcz, interesuję się od pół wieku przynajmniej, nie czuć podziwu dla tego faceta. W końcu jeśli ofiar było siedem, to dojście do piątej czy siódmej zajęło parę sekund, więc oni mieli trochę czasu się przygotować... Pomijając już drobną kwestię, że trzech z nich to byli policjanci, więc teoretycznie ludzie trochę podszkoleni i obwieszeni różnoraką artylerią.

Jednak swego czasu oglądałem ci ja dość sporo różnych tam MMA, tajskich boksów i czego tam jeszcze w telewizji, i wiem, że zawsze uderzał mnie drobny fakt, że oto ogromna większość uczestników tych zabaw we Francji to byli albo ewidentni muzułmanie, albo co najmniej Murzyni (o nieznanym mi wyznaniu.) Nie wiem czy jest coś o tym na naszym ukochanym blogasie, albo w ogóle gdzieś w sieci - w moim wykonaniu znaczy - ale przysięgam, że o tym wielokrotnie myślałem i przewidywałem ciekawe tego skutki.

W pewnym istotnym sensie obicie pys... twarzy znaczy, czy też wątroby, siedmiu ludziom, w tym trzem policjantom, to lepsza propaganda tych tam brzydkich terrorystów, niż wjechanie w tłum samochodem. Czy sprytnie w kuchni zmajstrowana bomba nawet.

Prorokuję, że teraz w salkach treningowych słodkiej Francji pojawi się jeszcze więcej młodych śniadych i marzących o hurysach mężczyzn, skutkiem czego tych pozostałych, należących do tzw. niegdyś "milczącej większości", będzie tam jeszcze mniej niż dotąd... I tak to się wesoło kręci.

Ślimaki nadal jednak będą zjadane, żabie udka też, kredkami będzie na bruku czyniony impresjonizm przy dźwiękach ckliwych komunistycznych pień... Tak że nic się nie stało, chèrs citoyens, drogie enfants de la patrie, le temps de cośtam cośtam est arrivé. Bombą to może byśmy się trochę przejęli, SUVem tyż, ale jak jakiś flic dostał po ryju, to nie ma problemu, byle nam udka żabie nie wystygli!

Że to się działo w Tuluzie, to raczej logiczne, z wiadomych powodów. (Mam zresztą w Tuluzie kuzynkę, autentyczną, nie że coś, hrabiankę, a wiadomo... Po Sorbonie. Strasznie postępowa, jak to oni. Ciekawe czy coś jej się zaczęło w tym biednym łepku przejaśniać. Zresztą to b. miła rodzina, tylko im te stulecia prześladowania pańszczyźnianego chłopstwa i praktykowanie Ius Primae Noctis trochę odbiły. Wyrzuty sumienia musi.)

No dobra, to było ciekawe i pouczające, ale jakiś niewierny Tomasz mógłby mimo wszystko zapytać: "OK, kochany Panie T., ale co z tego DLA NAS TUTAJ konkretnie wynika?" Na co odpowiadam, że całkiem sporo, jak to:

1. Pana T. prorocze talenty (przewidział był!)

2. Fakt, że od Ugauga NIE UCIEKNIECIE - albo wy będziecie zdolni czynić je innym, tym różnym brzydalom przede wszystkim, albo WAM będzie, prędzej czy później jakaś forma Ugauga czyniona. Pomyślcie nad tym!

3. W nawiązaniu do poprzedniego wspomnę, że na początku tego (nabrzmiałego wydarzeniami) lata zaproponowałem jednemu zasobnemu i posiadającemu obiektywnie środki, a cholernie kiedyś znanemu z radykalizmu i krwio...

Radykalny był po prostu i nie owijał ci on w bawełnę... Człowiekowi (zgadlibyście, że człowiekowi?)... Ci ja zatem zaproponowałem, że w jego posiadłościach zorganizujemy weekendową sesję szkoleniową Ugauga Jitsu, z moim udziałem jako instruktora. (Nie jestem największym twardzielem na tej planecie, ani jakimś tam mistrzem od czarnych pasów, ale swoje wiem i potrafię, a wam ludzie nie tyle mistrz jest potrzebny, co właśnie ktoś, kto mógłby wam pokazać co i jak w tej Tuluzie należy, i to bez 20 lat ciężkiego codziennego treningu pod okiem Mistrza Świata. Choćby i byłego.)

Nie chciałem się też wacale na tym dorabiać, zwrot kosztów przejazdu, nocleg na sianku i skromne jedzonko by mnie zadowoliły. I co? I to co zwykle. Czyli nic, żadnego odzewu. Róbcie tak dalej, to nie radzę podróżować do Tuluzy i módlcie się, żeby Tuluza nie przywędrowała do was! A jak nie konkretnie Tuluza, to jest jeszcze parę innych kandydatów. Dixi!

* * *

To co mamy teraz z PiSem, to fajny poglądowy kurs AUTENTYCZNEJ, PRAKTYCZNEJ, choć parlamentarnej (więc dziś poniekąd i wirtualnie nierealnej) polityki. Na przykład to, że PiS twardo stoi, albo przynajmniej tak dramatycznym głosem twierdzi, przy, jakże przez nas wszystkich tutaj "na prawicy" uwielbianej, Europejskiej Unii. Co cudnie pokazuje mechanizmy, w tym ograniczenia, różnych spraw w realnej (choć dziś trochę już wirtualnej) polityce.

Czy możemy już teraz występować z Unii? Jak Unii nie znoszę i uważam za totalitarny lewacki syf, itd. itd., z przekonaniem odpowiadam, że NIE. Byłby to skok prosto w ramiona Putina, a Unia bardzo chętnie by temu panu sprawę ułatwiła, starając się nas na wszelkie sposoby zgnoić, co niestety by się jej (nie)pięknie udawało że hej! Zgoda?

No więc PiS chce być w tej Unii, a w każdym razie wie, że wyplątywanie się z tego... czegoś... nie na nasze obecne siły, nie na obecne siły Unii (choć akurat tu mamy to odwrotnie), Putin czeka, lemingi nadal durne, targowica nie dość, że szaleje, to gotowa na wszystko (poza osobistym ryzykiem of course)... Ale czy PiS, albo ktokolwiek zresztą, kto głosi, że Unia jest Polsce potrzebna, może jednocześnie mówić głośno, że "kiedyś oczywiście będzie się z tego... czegoś... wyplątać, jeśli to coś samo do tego czasu, Deo volente, nie zdechnie"?

Oczywiście, że nie może, bo to by było nielojalnością - wprawdzie tylko wobec @#$% Unii, więc w etycznych kategoriach żaden problem, ale tu nie tylko o etykę (niestety) chodzi. PiS nie może jednocześnie być całym sobą (i nami) w Unii, co jest (niestety) dzisiaj (i zapewne długo jeszcze, oby nie aż tak długo) konieczne, i dopuszczać do siebie w ogóle myśli, że Unia to nie jest absolutnie cudowny projekt stworzenia autentycznego raju na ziemi. Projekt mający oczywiście ręce i nogi.

No więc mamy "Unia tak, wypaczenia nie!" (Jeśli komuś to coś przypomina, to jest nas dwóch.) My tę Unię mamy reformować od środka i da Bóg, żeby to się udało - szanse oceniam jako niewielkie, ale jednak są różne tam państwa i państewka, elity i elitki, które też chcą mieć coś do powiedzenia, i nie wszystkie takie znowu do szpiku unijno-postępowe... I te rzeczy.

I są też ludzie, zwykłe prole, które nie mają nic do gadania, ale którym smarowanie kredką po bruku nie całkiem wystarcza, i one się nieco jakby mniej Unią ostatnio podpalają. Szanse, jako rzekłem, oceniam jako nikłe, ale nie jest to całkiem bez sensu pomysł, a lepszego, w kwestii Unii znaczy, nie ma i długo nie będzie. Tak to widzę. Przemyśleć, skomętować, pytać, propagować... No i, do ##$%$%^ nędzy, zacznijcie coś robić z tym Ugauga, bo niedługo nie tylko 42-letni wariat z Tuluzy, ale nawet Środa ze Szczuką może wam w biały dzień na ulicy zrobić kęsim!

triarius

P.S. Dobranoc państwu. Teraz spokojnie, nie popychając się, wychodzimy. Pojedynczo, góra po dwóch. Pilnie uważając na ogony.

niedziela, maja 07, 2017

Ośmiorniczko wróć! (czyli "Z Olgą Tokarczuk na podbój świata")

- Mamo, tak strasznie lubię ośmiorniczki - czemu ten pan nam ich nie dozwala?

- No właśnie. Ja też ośmiorniczki uwielbiam. Mogłabym je jeść trzy razy dziennie. Chodźmy mu to powiedzieć!

Serce mam wielkie jak dzwon, nie przymierząjąc, Zygmunta, więc za darmo oddaję ten, praktycznie gotowy, scenariusz Totalnej Opozycji na nowy polityczny spot. Nie mogę zagwarantować, że na pewno będzie skuteczniejszy od tego co sami wymyślili, ale gorzej chyba być nie może, a o ile sensowniej! No i zabawniej oczywiście.

Teraz sobie na warsztat weźmiemy inny wyczyn naszej (?) totalnej opozycji. W zasadzie przebiegająca bez żadnych burzliwych wydarzeń - choćby i czegoś smętnego, w rodzaju podpalenia, czy raczej samozapłonu, Budki Borysa - piętnastotysięczna demonstracja dwóch partii liczących, jak słyszę, po 30 i 140 tysięcy, plus całej reszty niezadowolonych z obecnej władzy, to nie jest coś, o czym by można poważnie rozmawiać...

Ale też ja wcale poważnie o tym rozmawiać nie chcę! Nie jest przecie AŻ tak dobrze, jak by się na podstawie tej żałosnej demonstracji mogło wydawać, no bo jeszcze "Europa" jakoś tam trwa, rzęzi i plwa, ale też na miejscu liderów tej "opozycji" zacząłbym się naprawdę rozpaczliwie martwić. Na szczęście nie muszę.

Wydano też na to podobno dwa melony, a na ile wiem coś o Nalewkach z przyległościami, to ta suma musi być mocno zaniżona. Ale i tak wystarczy na taką demonstrację. To niemal coś takiego jak owe tysiące za porcję robactwa z Biedronki w wytwornym otoczeniu nagrywających mikrofonów. Arystokracja, psia mać! Mają gest!

Co mi się, skoro już się tym zabawiamy, najbardziej na owej prześmiesznej demonstracji podobało? Trudno wybrać, bo praktycznie wszystko. Ale że od czegoś trzeba zacząć, więc zacznę od tego kogoś, kto na pierwszym planie większości telewizyjnych obrazów (a najfajniej mi się to oglądało na Polsacie, którego nie oglądałem od lat, dzięki mordeczki!) wymachiwał wielkim sztandarem z napisem "Młodzi Demokraci".

Jest to, gdyby ktoś nie wiedział, młodzieżówka Platformy, a wielki sztandar i pierwszy plan to naprawdę, muszę to z bólem przyznać, nie było złe posunięcie ze strony... Wiadomo kogo. Dlaczego? - spyta ktoś. No to odpowiem, że dzięki temu udało się zwrócić uwagę publiczności na kogoś, kto, w odróżnieniu od większości młodych wykształconych z dużych miast, mógł jeszcze nie mieć pięćdziesiątki, a pampersy nosi (tylko zgaduję, ale nie wykluczam), wyłącznie do oglądania "Szkła kontaktowego".

Drugim prześmiesznym w tym przezabawnym dniu były występy choreograficzne, lekko już wprawdzie osłabionych głodem, ubeków pod melodię "Katiuszy". A co innego mieli wybrać, że spytam? Nawet oni zorientowali się, widać, że nie mamy akurat żadnego fajnego święta, kiedy to możnaby się radośnie łamać jajeczkiem pod "Podmoskowskije wiecziera". No to krasnoarmieskaja, stalinowskaja "Katiusza" - logiczne!

Teoretycznie mogłoby być coś bardziej unijnego, zachodniego, coś od naszych najszczerszych przyjaciół... Coś jak "Horst Wessel Lied" naprimier,.. Co, że nie wypada? Gorzej? Propagowanie? Wizyta o szóstej rano? Sorry, ale czym się w istocie różni od tego "Katiusza"? Putin miałby niby być lepszy od Mamy Merkeli?!

Zresztą może po prostu bez krasnoarmiejstwa nie udałoby się ściągnąć na demonstrację Olbrychskiego? Bo on, powiedzmy, tamtego nie zna. A przecież lubimy melodie, które znamy, jak uczy reklama banku Millenium. W filmie nie grał, w szkole nie uczyli. "Horst Wessel" znaczy. (Mnie też zresztą nie. I też zresztą nie znam, poza tytułem.)

W sumie było to naprawdę prześmieszne wydarzenie, ta demonstracja wszystkich niezadowolonych z obecnej władzy, ale wszystkiego i tak wam nie pokażę, więc musicie trochę sami, a ja mam jeszcze jeden istotny temat do omówienia. Z przyległościami. Otóż dotychczas przeważnie płakać mi się chciało, gdy myślałem o "naszych", mimo że pilnie ich jak mogę unikam.

Wszystkie te stare - bardziej "wyjedzone" i "przejedzone", niż "wyjadacze"... Często po prostu żałosne to do potęgi i trudno mi zaakceptować, że w tej "nowej Polsce" nadal brylują oślizgłe, średnio zdolne, od lat siedzące na płocie... Jak ich by tu nazwać... Geniusze - niech będzie. Krótko i celnie!

Aż tu ostatnio... Filmik z uczynionych przez same lemingi nagranek z ciamajdanu... Cztery pytania do platfusów... Spocik na ten sam temat... To już sporo, jeśli się porówna z tym co było, ale chyba teraz nagle jest jeszcze lepiej. Otóż znajoma mówi mi dziś, ubolewając, że Gadowski (ten superman, wiecie) płakał, publicznie, jak to supermeni, że na jakieś tam targi książki do Londynu (czy gdzieś) wysłano niejaką Tokarczuk. Jak dobrze pamiętam, to (nomen omen) Olgę.

Owa Tokarczuk pluje bowiem na Polskę... (Tak mnie poinformowano, bo babusa nie znam, tylko mam słuchową pamięć, stąd jest faktycznie pewna szansa, że to Olga.) Pluje, żeśmy, Polacy znaczy, kolonizowali Białoruś i inne takie okropne rzeczy. Na co ja wpadłem w radosną ekstazę i pobiegłem do świnki, żeby sprawdzić czy starczy mi na metrową świecę, grubą jak ramię dorosłego blogera, prawicowego ma się rozumieć, do najbliższego kościoła. W podzięce Bogu, za Jego hojne dary.

Do ociekających testosteronem prawdziwych mężczyzn, choćbym i chciał, z obiektywnych przyczyn odruchowej wrogości odczuwać po prostu nie mogę... No, chyba że do jakichś innych, nie do siebie. Ale przyznam, że zawsze staram się takiego sobie obejrzeć najpierw pod światło, nadgryźć zębem... I tak od razu w orgazm na ich temat nie wpadam.

Do Gadowskiego nic właściwie nie mam - więcej powiem, przypomina mi takiego jednego adoratora mojej matki z czasów bardzo już zamierzchłych. Który to adorator był supersamiec, miał b. ciekawą biografię, rysował jak anioł, wspinał się na pionowe skały, tudzież posiadał Lambrettę. (Wtedy jeszcze nikt nie używał kasku, więc nie był to żałosny obciach, a całkiem przeciwnie.)

Tak że do Gadowskiego (choć mnie kiedyś zablokował na Fejzbuku, długo by było opowiadać, gołe zdjęcia tej tam tenisistki, co to niby taka nasza, się z tym wiążą), jeśli jestem uprzedzony, to raczej na plus, choćby właśnie z powodu Pana Władka.

I rozumiem, że jego zdaniem Polska, zamiast lansować w Londynie tę Tokarczuk, powinna postawić na wylansowanie naszego własnego Bonda - o ileż od pierwowzoru lepszego, a w dodatku prawdziwego! - którym to Bondem (lepszym i prawdziwszym) zgodzi się ewentualnie, z braku alternatyw, zostać sam Gadowski.

Tyle, że te, jak ich nazwać... Super samce (poza waszym, ma się rozumieć, oddanym) często nie błyszczą wyrafinowaną przebiegłością. Wszystko by chcieli bicepami i te rzeczy.

W każdym razie on białą łapkę z nadzieją w oku wystawia do podkucia, a tu mu jakaś Tokarczuk z naszym niegdysiejszym dręczeniem Białorusinów wchodzi w paradę. Fopa! Jednak ja to widzę inaczej - sorry Bond! Anglicy przez setki lat kolonizowali i podbijali innych, aniołkami też nie zawsze byli, tak? Oni to wiedzą - spokojna głowa! Więcej - są z tego dziko dumni. Choć to przecie przeszłość, a teraz za to "przez nos" (żeby użyć kalki z ich narzecza) płacą. Tyle, że w większości zbyt głupi, by to pojąć, więc dumni i bladzi. (Zresztą nie tyle ZA TO płacą, co raczej za swoje obecne, a trwające już od dziesięcioleci, spedalenie. Uleganie syrenim śpiewom liberałów i innej lewizny. Te sprawy.)

 A my? Etatowi i wieczni chłopcy do bicia. Czyż nie? Ludziom się wydaje, że my się tego uczymy od Żydów i że to nieludzko cwane. Od Żydów, którzy cudnie na każdym kroku wygrywają i zarabiają prezentując sińce, odleżyny i kikuty To jednak, niestety, moje drogie naiwniaczki, nie tak! Oni przetrwali cztery tysiące lat, mimo że absolutnie nikt ich nigdy nie lubił, a niektórzy naprawdę starali się dać im w kość. No i (choć się Adam Michnik z Bratem z pewnością nie zgodzą) mimo tego, dziś jednak pewne znaczenie w świecie mają.

Do tego sobie ostatnio, ci Żydzi znaczy, dołożyli to skamlenie i siniaki, zgoda, tyle że - nie oszukujmy się! - ze stalowym błyskiem w oku. Ktoś tego błysku nie dostrzega? No a my co? Że zacznę od innej strony... Czy świat może się obyć bez etatowych chłopców do bicia? Może ze mnie stary cynik, ale twierdzę, że nie. I nigdy nie będzie mógł.

Czy jest zatem na to zaszczytne stanowisko wielu stałych, wiecznych i chętnych jak cholera kandydatów? Nie ma! Raz jakiś afrykański szczep dostanie w kość od innego, drugim razem gdzieś wojna, trzęsienie albo powódź - ale to się szybko zmienia, pada to na kogoś innego...

A na stałe, to tylko, sorry, Polacy. I nikt inny. Nie żadni "Irokezi", jak chciał Fryc (i chce Michalkiewicz) bo Irokezi to był bitny lud, który, gdyby nawet usłyszał o JP2, to by się, mówiąc b. już łagodnie, co najwyżej lekceważąco skrzywił. Inaczej Polacy! Prawda? No więc, teraz nagle, wbrew ubolewaniom różnych tam in spe Bondów w krakusce i z husarskimi skrzydłami, okazuje się, że potrafimy jednak kogoś skolonizować...

Że tylko (z całym szacunkiem, to nie jest wyraz lekceważenia) Białorusinów, lud chłopski i niezbyt dotąd znany z państwotwórczych instynktów? Cóż, ale jednak, w końcu od kogoś trzeba zacząć. Raczej blisko, bo nie trzeba wydawać na bilet itd. Niemcy od stuleci przekonują świat - w końcu nas samych przekonali - że jesteśmy całkiem niezdolni do kolonizowania, do budowania państwa, lub choćby utrzymania go, gdyby psim swędem lub w prezencie... Zgoda? Oni to konsekwentnie, jak to potrafią, robią od stuleci, świat uwierzył, my sami też...

Aż tu nagle polski rząd wypuszcza na szerokie wody Olgę Tokarczuk, która cały ten propagandowy antypolski syf jednym machnięciem pióra zmiata z powierzchni ziemi. Mam nieodparte wrażenie, ze jeszcze rok temu posłalibyśmy do tego Londynu Gretkowską, żeby przekonywała Świat, że w Polsce nie dzieje się żadna krzywda kobietom (?) z dwiema łechtaczkami.

(Co za obrzydliwa wizja! Zresztą samo to słowo jest paskudne, choć sam organ i jego łacińską nazwę da się zaakceptować. W końcuśmy nie muślimy.) Żeby nas źle nie sądzili, żeby pamiętali o drzewkach gdzieś tam w tropikach... Jak zawsze. Przy czym oczywiście skutek byłby wprost przeciwny, bo i babus bo pracowicie dowodził czegoś dokładnie przeciwnego, a my byśmy się zaklinali, bili w piersi...

Ale coś się nagle zmieniło, coś pękło, coś... Ach! I choć ani Pan T., ani żaden z paru jego faworytów (czysto profesjonalnie i merytorycznie rzecz biorąc, nie zawsze obecnych osobistych przyjaciół) nadal się do żadnego Trustu Mózgów nie załapał, choć Burze Mózgów robią nam nadal Warzechy z Ziemkiewiczami, to jednak nie mam już prawa się zapluwać krytyką nieudolności i głupoty "naszych" - samo to genialne posunięcie z tą tam Olgą Tokarczuk wyrównuje większość idiotyzmów i samobójów w naszej historii. Tak z grubsza licząc od testamentu Krzywoustego.

A zatem wykrzyknijmy jednym wielkim głosem i niech nas świat usłyszy:


Niech żyje Olga Tokarczuk - Ambasador Dobrej Zmiany!


triarius

P.S. A jeśli ktoś jeszcze czuje niedosyt? Jeśli ktoś JESZCZE czuje niedosyt, brakuje mu w powyższym wizji, optymizmu i takich tam - to tutaj ma wizję, optymizm, proroctwo, plus zawoalowane wyjaśnienie, po co ja w ogóle te perły... Skoro przecie niedźwiednikiem nie jestem, prawda? (Bez urazy!) Oto i:

https://bez-owijania.blogspot.com/2011/11/dzien-jaguara-wstepny-szkic-ew.html

poniedziałek, marca 06, 2017

Wołkolisowróblu - ty nad poziomy wylatuj!

Niewolnica - koszmarni samcy przez tysiące lat tak właśnie, paskudniki!
No dobra, Marysiu, napiszemy coś. Wszyscy już chyba o tym blogasie zapomnieli, mogę więc to potraktować jako podrasowane pisanie do szuflady z turbodopalaczem, tak jak lubię... Trochę się też w tej chwili jakby nudzę... No i biegnę spełnić te Twoje codzienne od wieków prośby.

Wiem przecie, że na tym najgenialniejszym, jak twierdzisz, dziele intelektu w historii ludzkości wyszukanie i ze zrozumieniem przeczytanie czegoś w rodzaju "Polska kraj WiPoW" przekracza możliwości normalnego człowieka, że musi być coś lekkiego, o smaku ogórkowym z udziałem Ziemkiewicza, podlanego, jeśli się uda, Lisowróblowołkiem...

Niby mogłabyś się raczyć wyłącznie telewizyjnymi - ale przecież jakże "naszymi"! - mądrościami w stylu przesławnego programu "W tyle wizji brzmi znajomo" (i mnie się faktycznie z czymś konkretnym kojarzy, choć tego czegoś nigdy właściwie porządnie nie obejrzałem). No więc, żeby długą potencjalnie opowieść uczynić krótką - oto i masz!

* * *

W czasach gdzieś tak koło "solidarnościowej odnowy" i młodego "stanu wojennego" (a każdy młody, jak wiadomo, głupi), kiedy igrał był nawet z myślą o zbrojnym narodowym powstaniu... (Zgadnijcie o kim będzie!?)... Kiedy więc był ów ktoś taki niesamowicie radykalny i "nasz", że już mocniej nie można, Michnik (zaskoczenie?) głosił między innymi takiego oto bonmota, że: "Nie chcę socjalizmu z ludzką twarzą, tylko komunizmu z wybitymi zębami". (Cytat z pamięci, ale merytorycznie bezbłędnie.)

Wszyscy to wtedy traktowali jako błyskotliwe i jednocześnie mądre politycznie nie do wyobrażenia, ja, przyznam, także. Bardziej że błyskotliwe, niż że polityczne, jednak. Fakt, że nie znałem jeszcze wtedy PanaTygrysicznych bonmotów - tych o mężowskich brwiach (akurat nadchodzi dzień, gdy będzie jak znalazł!) i temuż podobnież, ale podobało mi się po prostu i tak by z pewnością pozostało, gdyby nie... Co? No przecie, że Tygrysizm Stosowany!

Z tym jego nad poziomy wylatywaniem, z tym jego META (co akurat jest tym samym, ale jakże po grecku!)... Spowodował ci on, że teraz, kiedy się akurat z jakichś tam powodów nad tym michniczym bonmotem zastanowiłem, to mi się mniej podobał z tego tygrysicznego lotu ptaka, co go nazywamy META.

I tak sobie, po tygrysicznemu, z tym obowiązkowym META, pomyślałem... Tygrysizm ci to spowodował, ale także prosta empiria i obserwacja. I tak mnie to nagle uderzyło, spadło na mnie, olśniło... Niczym jakieś nagłe zakochanie, albo jakaś brzydka (jak to one mają w zwyczaju) choroba. I tak ci pomyślałem (już było? sorry!)... Przecież to michnicze marzenie spełniło się jota w jotę i pozostaje na naszych oczach, i co gorzej na naszej skórze, spełnione że hej!

Totalitarna lewizna, której najważniejszym dziś awatarem jest "liberalna demokracja z kapitalizmem" (czyli w sumie marna, załgana demokracja z ewidentną PIRAMIDĄ FINANSOWĄ o jakiej się żadnym Madoffom nie śniło, jako szczudłem i podpórką) przecież właściwie zębami nie gryzie.

Wyjaśnialiśmy to sobie wiele razy dlaczego nie - nie przypisywałbym tego jakimś jej wzniosłym cechom charakterologicznym czy szlachetności zamiarów, zresztą to tak po prostu nie działa - więc o tym teraz nie będzie, ale faktem jest, że z nawiązką wystarcza jej gryzienie samymi dziąsłami, prawda? Tylko, wielkim głosem zawoła ten i ów - DLACZEGO? Dlaczego właściwie wystarczają same dziąsła, podczas gdy w historii tyle razy bez zębów się nie dawało, a i zęby potrafiły nie wystarczyć?

Odpowiedź nasza, tygrysiczna oczywiście, jak wszystko co z siebie emitujemy, jest taka, że nie musi, bo społeczeństwo zostało wystarczająco skutecznie rozłożone i przetrącone, by siły mogące chcieć się temu michniczemu marzeniu opierać nie miały cienia szansy.

TEGO akurat nigdy właściwie przed triumfem owych pokracznych oświeceniowych idei - liberalizmu, komunizmu, anarchizmu (w postaci też np. "libertarianizmu", rzekomo "prawicowego"), ekumenizmu, globalizmu, i tego wszystkiego, w co się te potworki na naszych znowu oczach przepoczwarzają - w tak czystej postaci nie było. Może się to wydać dziwne, ale kiedy się pomyśli o telewizjach, kafelkach do łazienki, i tym, co dziś chodzi za "edukację", to dziwne się wydaje już nieco mniej. (Choć wciąż dziwne jest, nie da się ukryć.)

Ten michniczy  przykład, tudzież nasze rozpoznanie ponurej i poniżającej sytuacji, w której się znajdujemy, to sprawy (mam nadzieję) dość interesujące, ale ja zmierzam do pokazania, jak funkcjonuje nasz ukochany Tygrysizm Stosowany. Który, przypominam roztargnionym, nad poziomy wylata i ogólnie lubi żeby było META. (Metanol taki.)

Otóż wszystko zależy od tego, co się uzna za daną rzecz, a co w naszej opinii będzie "poza". Mówiliśmy sobie kiedyś na podstawie książki "Myślenie systemowe" o włosach i metalach ciężkich - pamięta ktoś? Podobnie jest na przykład z "wolnym rynkiem". Triumf... No bo jest tu przecie pewien, względny ale istotny, triumf... Choć cieszyć to on może, wraz z całym leberalizmem, tylko osobniki pokroju tej von Chlewick-Holstein z jakiejś ruskiej budy pod Chobielinem... (Kiedyś się takich szczuło psami, jak się we wsi pojawiali, i komu to przeszkadzało? Dziś są "gräfin" i żrą moimi hrabiowskimi widelcami.)

No więc ten triumf, względny ale jednak, i nikogo nie uszczęśliwiający (poza tymi tam), wynika w dużej mierze z tego, że taki liberał, jak już się dorwie do głosu, nie daj Boże do władzy, to on ludziom wciska wszystko tak, jak jemu to pasuje. Czyli "wolnym rynkiem" jest dokładnie to, co leberałowi pasuje, żeby było, a "gwałtem na wolnym rynku o pomstę do niebo wołającym" wszystko, co mu nie pasuje.

I podobnie jest z takimi postoświeceniowymi pokractwami, jak Unia "Europejska" na przykład. Czy to Unia rozwala społeczeństwo tak, że potem Unia nie musi nawet wyjmować ze szklanki na kozetce sztucznej szczęki, tylko delikatnie, żeby nie powiedzieć pieszczotliwie, zakąsza samymi dziąsłami? Ale KTOŚ przecież tę drugą stronę zadania też wykonuje, n'est-ce pas? Tylko przecie, kiedy to nie jest wygodne, mocodawca, a w każdym razie główny (jeden z głównych, bo być może najgłówniejszych nie znamy) beneficjent tych wszystkich hunwejbinów, dżenderów i czego tam jeszcze...

Tego michniczyzmu z trockizmem, z kropką i bez, obywatelskich i... Itd. Jak mu nie pasuje, to przecie ten co najwięcej korzysta, się do tego nie przyzna. On się co najwyżej przyzna do pieszczotliwego kąsania samymi dziąsłami - zgodnie z marzeniem Michnika - co na tle różnych tam Dżyngis Chanów i innych Asyryjczyków musi się wydać miłe i łatwe do zniesienia. Ale my, Tygrysiści, patrzymy na to z lotu ptaka, zgoda? Z poziomu META.

No i dzięki temu wiemy, że Michnik w owych swych wojowniczych i niepodległościowych latach wcale nie tworzył błyskotliwych bonmotów - on po prostu mówił, czego pragnie! I to się niestety spełniło, jota w jotę, ale... Ponoć Bóg, czy może właśnie Diabeł, nie pamiętam, zabawia się spełnianiem ludzkich pragnień, co się zawsze (więc chyba jednak Diabeł, choć czy ja wiem?) obraca w końcu przeciw tym ludziom, co pragnęli...

W każdym razie my, uzbrojeni w Niezłomny Oręż, możemy z tego zrozumieć o wiele więcej niż zwykli zjadacze czegośtam z Biedronki. Nas nikt tak łatwo nie nabierze na uroki gryzienia samymi dziąsłami, na Ziemkiewicze, na arystokrację von Chlewik... My mamy poziom META i my wiemy to, czego zwykłym prolom nawet nie pozwala się dzisiaj domyślać. Większość rzeczy (Hegel to, czy byle Jung?) ma swą ciemną, i nierzadko mroczną, stronę, o której propagandyści, "edukatorzy" i "autorytety moralne" nie raczą wspominać...

Jak z "wolnym rynkiem", który z definicji jest kłamstwem tak wielkim, że umożliwiło zbudowanie największej we Wszechświecie piramidy... Piramidy, przy której ta w Gizie to wzgórek łonowy karłowatego przedpubertalnego komara zaledwie. Prosty lud nie potrafi, od tego jest ludem, ale wy zawsze wylatujcie nad poziomy i patrzcie z lotu ptaka! Dostrzeżecie wówczas ciemne strony, o których wam w szkołach, telewizjach i spotkaniach z Michnikiem nie mówią. Dixi!

triarius

P.S. Spyta ktoś, co ma goła baba na obrazku u góry z tym wszystkim wspólnego, a ja wtedy odpowiem, że ma tyle, że tak samo jak niektórym Autorom pisze się o niebo lepiej i przyjemniej, kiedy mają błogą świadomość, że zanudzają swych czytelników na śmierć, a tytuł nie ma nic wspólnego z treścią, mnie pisze się lepiej i przyjemniej, kiedy mam na obrazku gołą babę. Proste? (A tytułem dość w sumie podobnie. Spodobał mi się pomysł, a jak się człek wysili, to jakoś podwiąże. Jak zawsze.)

środa, grudnia 14, 2016

Czemuś głupi?

Śliczny obrazek à propos
Takie coś przyszło mi do głowy. (Parafraza znanego skądinąd liberalnego powiedzonka. Tyle że ludzie naprawdę kreatywni wiedzą, iż cała kreatywność to tylko sprytne ścierwojadztwo, więc gdzie tu problem?) W każdym razie od razu poraziło mnie swoją prawdziwością. Idzie to tak:

 Czemuś głupi? (No dobra, złagodzę: "Czemuś głupi POLITYCZNIE? Za to jak but. Narodzie mój najukochańszy.") Bo nie czytałeś Ardreya. A czemu nie czytałeś Ardreya? Boś głupi. (Niech będzie "politycznie głupi", żebyście nie płakali za bardzo).

Jak przerwać to błędne koło?!

To było mięso, natomiast gdyby ktoś chciał sam, w domowym zaciszu, potrenować sobie tygrysiczne myślenie, gdyby zapragnął wznieść się na metapoziomy... (Oczywiście już po przeczytaniu Ardreya, bo bez tego nie rozmawiamy.) To niech weźmie na warsztat kwestię naszej/nienaszej obecnej "opozycji", Unii "Europejskiej" i tych wszystkich cyrków, co je mamy, w świetle następujących słów kluczowych:

diamat, marksistowska dialektyka, realizm socjalistyczny, schizofrenia bezobjawowa, liberalizm, moralność socjalistyczna (oczywiście "socjalistyczna" w znaczeniu kacapsko-marksistowskim, bo do dyskusji o bezprzymiotnikowym "socjaliźmie" nie raczymy się tu zniżać), Komisja Europejska, cośtam weneckie... Nie mówimy tu teraz o sprawach względnie prostych i oczywistych, jak targowice, bratnia pomoc, ob*otowe q*slingi, ino o głębokich i meta-skomplikowanych.

Plus książka "Ciemność w południe" (Arthura Koestlera, gdyby ktoś nie wiedział). Kto potrafi inteligentnie WSZYSTKIE te słowa kodowe połączyć między sobą i tym co się w Polszcze i wokół niej obecnie wyprawia - ale nie chodzi o połączenie w jakąś tam wypowiedź, ino o użycie ich w inteligentnej ANALIZIE! - może się zgłosić po cenną nagrodę. Nie wiem jeszcze dokładnie jaką, ale nie wykluczam nawet Uśmiechu Prezesa, przy czym tym doraźnym Prezesem byłbym ja sam.

A teraz, ambitna młodzieży (także ta starsza i całkiem już obwisła) - do roboty!

triarius

P.S. Ardrey, nawiasem mówiąc, jest dostępny na http://chomikuj.pl - zarówno w oryginale po angielsku (poza "Hunting Hypothesis", jeśli mówimy o jego czterech hiper-ważnych książkach), jak i spory kawał po polsku w moim tłumaczeniu (niby to samo co tutaj w odcinkach, ale tam bardziej wylizane i w jednym kawałku).

sobota, października 22, 2016

Je suis Wallon!

Louis De Geer starszy
Louis De Geer starszy (1587-1647)
Mała Walonia załatwiła bezczelną unijną biurokrację. Tym ciulom wydawało się, że rozwalając państwa narodowe i tworząc ojroregiony, będą mogli pod załganym szyldem "demokracji" totalotarnie niemal rządzić w nieskończoność. (Coś jak rodzime platfąsy, to zresztą ta sama paczka, jak każdy chyba wie.) No i się nie udało. Kanadyjczycy już pono zrezygnowali i wrócili do siebie, a to tutaj robactwo kłębi się, naradza, poklepuje drug druga po pleckach, uśmiecha (Tusk się wczoraj cudnie zaiste uśmiechał, on chyba w ogóle nic nie kojarzy) i radzi, radzi, radzi...

Co zrobić, żeby ta ich "demokracja" kolejny raz pokonała tę zwykłą, w miarę zgodną z odwiecznym znaczeniem tego greckiego słowa. Niech sobie radzą! Niektórzy, przynajmniej na szalomie, naprawdę zdają się wierzyć w jakieś "europejskie armie, z których Polska, z powodu odrzucenia Karakanów... Karakali znaczy, zostanie wykluczona", ale to przecie ściema dla lemingów, a nawet nie każdy leming to już chyba łyka.

O Trumpie i tym co się tam za oceanem dzieje można by tomy - w każdym razie widać gołym okiem, że partia rzekomo "prawicowa" i broniąca niby (pewną ilością pozornych ruchów i niczym prawie więcej) normalnego człowieka przed Postępem i bezpłciowym mrówczym totalitaryzmem napędzanym politpoprawnością, całkiem już praktycznie zdechła i w to miejsce pojawiło się to, co nasz ukochany Establiszmą raczy nazywać "populizmem". Będzie się działo, jak mawia lud!

Wracając zaś do Walonów... Żaden ze mnie arysto - przysięgam! Nawet saskim hrabią jestem tylko w jednej czwartej, bo to się (mało postępowo) przenosi tylko w linii męskiej, a u mnie babcia... Jednak jakichś tam przodków człek ma, a wśród nich także i Walonów. Wprawdzie gdzieś w XVI w. wyemigrowali oni do Szwecji, tworzyć tam tę ich, szwedzką znaczy, sławną potem w świecie metalurgię, ale wiadomo że to byli ursprungligen Waloni, a i nazwisko mają adekwatne.

De Geer mianowicie. Można sobie poszukać w sieci. Potem była to w Szwecji wielka arystokracja i cholernie bogaci ludzie. Z tego co pamiętam, mam takiego stosunkowo blisko swojej słodkiej osoby - pokoleniowo znaczy, bo gość był chyba arcybiskupem Uppsali, luterańskim, więc trudno o coś dalszego.

W każdym razie widziałem go na tym czerpanym papierze, co go gdzieś jeszcze w szpargałach powinienem mieć i com go, chyba na urodziny, otrzymał od rodaka i kuzyna żony, który był tam za królewskiego bibliotekarza numero uno i głównego heraldyka. Hejmowski Adam, świętej już od dawna pamięci.

Też można sobie poszukać, bo to interesująca rodzina, szczególnie może jego ojciec. Hejmowscy znaczy. Snob swoją drogą okrutny był z tego Adama, ale też kto inny zostałby w tych czasach królewskim heraldykiem i kto takiemu wykolejeńcowi jak wasz oddany, zamiast czegośtam do konsumpcji lub do upojnej zabawy, sporządziłby wyciąg z drzewa ginekologi... gene... genealogicznego... tak chyba? Nie żeby mi ten wyciąg nie dał sporo radości - przez te wszystkie lata może nawet jej więcej miałem, niż powiedzmy z twardego dysku o pojemności całe 40 MB do mojej uwielbianej Amigi.

W każdym razie w tym wyciągu, krętą damsko-męską drogą facet doprowadził rzeczonego lumpa do Ottona III, tego co to Chrobremu włócznię... (Potem się Hejmowski, musi co, zorientował, że ze mnie nie będzie żaden modelowy hrabia czy arcybiskup, że nie da mnie się po prostu zaprezentować u dworu, bo mogę pogryźć Monarchę i zgwałcić połowę fraucymeru... I jakoś ostygł w swych uczuciach. To całkiem nawiasem. Ciekawostka dla przyszłych moich biografów.)

A domyślnie przecie, skoro mnie dociągnięto do Ottona, to, przez mamusię Paleologiżankę, także i do Konstantyna Wielkiego. Implicite oczywiście i pomijając wszystkich tam ewentualnych lokajów, germańskich gwardzistów (może jednak Nicek miał trochę racji z tym moim "teutonizmem"?) i eunuchów (speców od damskiej psychologii). Ale przecież tak to zawsze działa i te eunuchy, wraz z koniuchami, są tam zawsze! Dlaczego akurat u mnie miałyby się one więc liczyć, a nie u tych tam Burbonów z Habsburgami? Nikt ich zresztą za rękę nie złapał, tych lokai znaczy, ani za nic innego.

W każdym razie chciałbym wyrazić radość, że w moim przypadku - choć, powtarzam, żaden ze mnie arysto! - nie jest to do końca pańszczyźniana bezrolność i żaden ze mnie gęsi pastuszek, któremu PRL jedynie dała szansę, ach! Co tak lubił podkreślać np. tow. Rakowski o sobie...

A jeśli mam ci ja wśród przodków jakieś eunuchy czy świniopasy, to starannie ukryte w mej gineko... gene... czymśtam logii... I z pewnością ach, jakże przystojne! Dzięki temu mogę nie tylko z przekonaniem dziś wykrzyknąć "Je suis Wallon!", ale uczynić to ze zwielokrotnioną siłą - siłą miliona pokoleń! Co nie znaczy, by prostsi ludzie nie mogli, więc niniejszym wzywam was wszystkich - wołajmy zgodnym i głośnym chórem:

Je suis Wallon!

(Choć oczywiście gramatyczniej i z większym sensem, jeśli chórem, byłoby: "Nous sommes Wallons!)

triarius

P.S. Usunąłem "un" z naszego francuskiego zdanka. Nie jest w sumie potrzebne.