Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zielona Wyspa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zielona Wyspa. Pokaż wszystkie posty

piątek, czerwca 21, 2013

Nie mówię że to...

... na pewno na zawsze, ale na razie tak. Nie jestem teraz w stanie pisać tego typu kawałków, jak te tutaj, bo nie mam do tego głowy. Zielona Wyspa, Szczaw, Mirabelki, Drugia Irlandia (nie zapominając o Japonii)... Zaczyna być znowu wesoło.

Ale interaktywnie wciąż jeszcze trudno mi się przed pisaniem oprzeć, i tu jest wasza, kochane ludzie, szansa. Powiecie, że Fejzbuk to dzieło panów Szatana, Belzebuba, Putina, Obamy i Mąki. Zgoda. Ale czyż tutaj ci panowie zostawiają nas w spokoju? Nie szpiclując? Nie analizując? Nie składujac każdego słowa, każdej litery, każdego pokrętnego językowego dowcipaska na wieki wieków?

Więc nie ma co udawać dziewicy, skoro się uszczęśliwiło kilka batalionów liniowych, nie wspominając o fizylierach i grenadierach! Ten tu blogasek pozostaje na zawsze Fundamentalnym Dziełem i Źródłem Mądrości. (Jak również czymś, co Obamy tego świata będą przeżuwać, aż połamią sobie zęby.)

Rozmowa jednak (Polak z Polakiem i te rzeczy), wymiana poglądów, debata, dziennikarstwo obywatelskie (ach!)... I takie tam... Przenosi się na razie na Fejzbuka. A konkretnie do Grupy o adresie https://www.facebook.com/groups/339843406144589/ i nazwie "WSTWiE Szarżujący Bawół".

Nikt wam przecież nie każe udzielać się na Fejzbuku w jakikolwiek inny sposób, prawda? A czy tutaj, czy tam, to dla Obamy i Putina całkiem to samo - nie oszukujmy się! Zresztą nie jest wcale wykluczone (choć nawet Szpęgler tego nie przewidział, fakt!), że za jakiś czas gość bez Fejzbuka i umiejętności się nim posługiwania będzie czymś takim, jak dziś facet bez konta email (też przecie je szpiclują!), a wczoraj gość, który nie umiał pociągać za łańcuszek lub wykręcić numeru tarczą. Czyli Totalny i Nie-Do-Odratowania PROL. (Doceńcie, że nic nie napisałem o angielskim!)

Tak więc, zapraszam do mojej nowej grupy i tam wspólnie POKAŻMY TYM PEDAŁOM! (Żeby zacytować dzisiejszego pupilka Platformy, ze wzajemnością, więc ten okrzyk niczym nam grozić nie może, choć brzmi miło i niedzisiejszo.)

Za dobre sprawowanie przewidywane są różne cenne nagrody, a z czasem możemy sobie zrobić bardziej wewnętrzne i bardziej tajne Kręgi Piekieł. Jeśli będzie warto. Tak więc, zapraszam tutaj:


albo po prostu (zapiszcie się, kto nie ma, i) zalogujcie się na FB i szukajcie Grupy "WSTWiE Szarżujący Bawół" (bez cudzysłowu). Albo mnie po nazwisku (niestety ksywę Triarius na FB straciłem głupio i już jej nie odzyskam).

triarius

środa, listopada 21, 2012

Żadnych zamachów, żadnych samobójstw!

Mam nieco wątpliwości, czy w tych różnych ABW mają kogoś dość inteligentnego, by czytać tego bloga, ale na wszelki wypadek wyjaśnijmy sobie parę podstawowych rzeczy.

Nie planuję żadnego zamachu. Ani bombowego, ani żadną inną metodą. Mam swoje sceptyczne poglądy na temat całej tej sytuacji, tak krajowej, jak i bardziej globalnej. Fakt, moja sympatia i uznanie dla miłościwie nam panującej Władzy, dla Autorytetów, Mędrców, Artystów, Hillary Clinton, van Rumpuja, oraz świeckich relikwii Bronisława Geremka, są nikłe, w sumie niezauważalne. Ale żadnych zamachów nie planuję!

Faktycznie trudno nawet ustalić dlaczego, ale chyba nie jest tu moim obowiązkiem analizować tu przepastnych głębi mojej duszy. Czego by zresztą, sądząc po dotychczasowych sukcesach tego typu instytucji, i tak nikt by w żadnym ABW nie zdołał pojąć.

Ponad to oficjalnie zawiadamiam (skoro już przy tego typu sprawach jesteśmy, wcześniej było mi trochę głupio, że to trochę jak "żaba nadstawia łapę"), że absolutnie nie zamierzam popełniać samobójstwa. Ani w piątek, ani w sobotę, ani nawet w żaden inny dzień tygodnia (co by było poniekąd miłą odmianą na krajowym rynku, ale też nic to dla mnie).

Bez wdawania się w głębokie analizy powiem, że po prostu całkiem nie jestem typem samobójcy. Jakoś mi to nie leży. Jakoś to nie jest kompatybilne z moją naturą, a w końcu akurat te rzeczy są najtrudniejsze do zrobienia. Z ekonomią faktycznie mogłoby być lepiej. Ale cóż, wiadomo, Zielona Wyspa i Druga Irlandia - nie tylko mnie to dotknęło przecież. To jednak nie powód. Żadnych większych długów nie mam, potrzeby w sumie elastyczne i mogę się bez wielu wydatków obejść. I nie tylko to.

Lat mi niby faktycznie nie ubywa, ale zdrowy jestem jak przysłowiowa ryba... Nie - naprawdę o żadnym samobójstwie mowy być nawet nie może! Ani, przypominam, o zamachu. Może w tym jest jakaś pycha - że niby moje własne życie, tych parę lat, które mi pozostały (i KTÓRE MAM ZAMIAR WYKORZYSTAĆ DO SAMEGO KOŃCA!), w moich własnych oczach jest warte bez porównania więcej, niż ew. śmierć (o życiu nawet nie wspominając) tych, których by ew. należało. Napisałem "ew." - bo nikogo do niczego nie namawiam, a tylko sobie tak hipotetycznie. Marzę, czy jakoś tak.

Niechęć do wszystkiego co piękne, humanistyczne i postępowe? Zgoda, winny! Marzenie o przyszłej kontrrewolucji, a nawet poniekąd próby działania na jej rzecz? Zgoda, przed tym zarzutem nie mógłbym się uczciwie (i bez jakiegoś ketmana) obronić. Jednak - i to być może nawet co bystrzejszy pracownik ABW mógłby w porywach zrozumieć - od wyjaśniania ludziom Ardreya do organizowania bombowych zamachów jest bardzo daleka droga. Że o ew. samobójstwie (w piątek, sobotę, czy nawet w inny dzień) nie wspomnę.

Do tego Polonu 210 praktycznie nie ruszam, Pavulonu też. Alkohol to dla mnie niemal już abstrakcja. Na drogach jestem przedziwnie ostrożny, poruszając się po nich niemal wyłącznie na własnych zelówkach. Cholesterol? Dokładnie nie wiem, ale właśnie dlatego nie wiem, że mnie to kompletnie nie interesuje. Jestem po prostu zdrowy i dziarski młodzieniaszek, mimo chronologicznie starczego wieku.

Mimo to, mimo tego, żem taki w sumie młody - NAPRAWDĘ ŻADNYCH ZAMACHÓW TERRORYSTYCZNYCH NIE PLANUJĘ! Ani do nich nikogo nie namawiam. Nie z powodów moralnych zresztą, tylko z obiektywnych - to po prostu nic nam w obecnej sytuacji nie da. Ale w końcu nie o moralne motywy tutaj chodzi, tylko o fakty - planowanie, zamierzanie, namawiania. W końcu nie o (posoborowym) zbawieniu mojej duszy teraz rozmawiamy, tylko o innych sprawach. No to ja tego właśnie NIE robię. I wątpię, żeby się to w przewidywalnej przyszłości mogło zmienić.

Tak że proszę do mnie w tej sprawie nie przychodzić, nie przysyłać mailów, nie dzwonić... A Masowy Samobójca (nie żebym naprawdę sądził, że mógłby mnie spotkać ten  poniekąd zaszczyt, ale w tym nieszczęsnym kraju niczego człek nie może już być całkiem pewien) mógłby się ew. zająć paroma innymi osobami. Nie żebym wskazywał palcem, co mogłoby być zinterpretowane itd., ale płakał w razie czego nie będę. A jak MS nieco pomyśli, to sam bez większego trudu wpadnie, o kogo by mogło chodzić.

No i żeby to wszystko na koniec zrekapitulować (i nie przeciążać za bardzo niczyjej inteligencji) - rekapituluję: ANI TERRORYSTYCZNYCH ZAMACHÓW, ANI SAMOBÓJSTW NIE PLANUJĘ! Ani na siebie, ani na nikogo innego! Ani też nie namawiam. (Jeszcze tego nie mówiłem?)

Gdybym zaś kiedyś zaczął głosić coś innego, proszę to brać z dużą dozą sceptycyzmu! A teraz proszę mi życzyć jeszcze co najmniej stu lat życia W końcu jak ktoś żadnych zamachów, ani samobójstw, nie planuje, to dlaczego by nie miał długo żyć? W tym szczęśliwym punkcie globu, gdzie nas czule umieścił miłosierny Los? Nie ma żadnego powodu!

Ludzi służbowo monitorujących sieć (a więc, pochlebiam sobie, i tego mojego bloga, choć taki trudny) proszę, by ten mój wpis starannie sobie zarchiwizowali i przynajmniej postarali się zrozumieć to co tu napisano TŁUSTYM DRUKIEM. Na żółtym tle, żeby było łatwiej zauważyć. Oczywiście nie chodzi o zrozumienie w pojedynkę, tylko z pomocą baterii potężnych serwerów. Takie jak te od ostatnich wyborów mogą być. Może się to kiedyś przyda. (Oby nie!)


triarius

poniedziałek, listopada 05, 2012

I ty masz szansę!

I ty masz szansę zasponsorować kontrrewolucję!

Czytam tę "Nomenklaturę" Woslenskiego, co ją mam po francusku, i jak na razie super! Księga jest gruba i dalej naprawdę nie wiem jak będzie, ale w tej chwili jest o istocie leninizmu, Lenina ideologicznych wygibasach i początkach bolszewików - i to jest naprawdę znakomite. Masa rzeczy, których absolutnie nie wiedziałem, masa rzecz, które rozświetlają różne istotne problemy - jak na przykład ten, czy naprawdę "marksizm jest jedynie ideologią władzy". (Na to od razu odpowiem. Taki bonus dla moich Ukochanych Czytelników. Nie jest, ale leninizm za to jest z całą pewnością!)

No i to właśnie zapłodniło mnie, by się na tym blogasku zająć także trochę i "bazą", a nie tylko "nadbudową", a jednocześnie, da Bóg, popchnąć nieco sprawę kontrrewolucji naprzód. Chodzi o to, że tej książki Woslenskiego, jak wynika z moich (dość pobieżnych wprawdzie) poszukiwań w sieci, nie ma po polsku. A szkoda, tym bardziej, że, jak już wielokrotnie cytowałem, "istotny język to taki, w którym można przeczytać wszystkie istotne książki".

My zaś tych książek, których po polsku przeczytać nijak się nie da, mamy przecież całkiem sporo. No bo Ardrey, którego przetłumaczyłem dotąd jakąś może góra jedną czwartą jednej książki, a pozostała nam nieprzetłumaczona cała jej reszta plus trzy inne książki... Teraz, jak widzę, także przydałoby się te kawałki i leniniźmie przetłumaczyć... Oczywiście Spengler, a w każdym razie te ocenzurowane i "nieinteresujące dla dzisiejszego czytelnika" fragmenty... A znalazło by się jeszcze sniemało. Książek, tekstów w periodykach, itd.

No i ktoś to by musiał zrobić. Na przykład ja. Ale, z wielu względów, jak tego, że od pewnego czasu Zielona Wyspa naprawdę zaatakowała - mnie w każdym razie na pewno... I, u mnie w każdym razie, zaczyna to wyglądać naprawdę ponuro. W kwestii "bazy", czyli, mówiąc wprost i dla niemarksistów - ekonomii.

Widzę wokół, że różni blogerzy próbują od niedawnego czasu jakoś na swojej robocie zarobić. Na przykład MatkaKurka ma teraz na stronie masę (wkurwiających, ale c'est la vie) reklam. Ten i ów ma na stronce taki guzik PayPala i prosi o darowizny. Stanisław Michalkiewicz ma go zresztą od niepamiętnych czasów i, sądząc z podziękowań na stronie, dostaje całkiem sporo forsy. I tak dalej.

Nie wiem też zresztą jak sam bym zareagował na konieczność pisania w dużej ilości, a do tego w profesjonalnej i uczesanej formie. Zapewne szybko odczułbym nieznośny przymus, pisanie tego uczesanego nie cieszyłoby mnie nawet tyle, co pisanie tego co teraz. I w ogóle niespecjalnie mi się ta myśl wydaje podniecająca.

Inna sprawa jednak z tłumaczeniami i tu dostrzegam cień nadziei. (Na co? A na uniknięcie śmierci głodowej za sprawą Tuska i Unii, a w każdym razie na możliwość dalszego wykręcania sobie i bliźnim członków, bez czego w moim wieku pozostaje tylko skleroza, zęby w szklance i czekanie na łowców skór.)

Na tym blogasie jest już całkiem sporo tłumaczeń, można sobie poszukać i może być warto. I one, tuszę, są zarówno interesujące, jak i nieźle zrobione. W końcu, choć różne rzeczy w życiu robiłem, to w ostatnich latach głównie tłumaczenia i zdziwilibyście się, jakie szychy, jakie instytucje, z tego korzystały. I nikt na ogół nie narzekał.

(Jakie języki? Angielski, szwedzki w obie strony, ale francuski i hiszpański, choć nieco zardzewiałe, także mogą być, choć NA polski, a nie w drugą stronę. Ale my tu w końcu mówimy przecież o tłumaczeniu na polski. Książek i takich tam.)

Ja z czegoś muszę jednak (wbrew temu, co sądzi Tusk z Merkelą) żyć, ważne książki, lub ich istotne fragmenty, muszą być wreszcie dostępne po polsku... Powinny być, nawet gdyby rodacy byli mistrzami obcych narzeczy, a przecież nie są, prawda? No więc umówmy się tak... (Nic pewnie z tego nie wyjdzie i ja się tu tylko wygłupiam, ale spróbować muszę.)

Ja podaję listę propozycji rzeczy, które chętnie bym przetłumaczył i które, moim zdaniem, powinny być po polsku dostępne. Podaję sukcesywnie, albo uaktualniam. Ale na razie jest oczywiście Ardrey i ten fragment z książki "Nomenklatura" o leniniźmie i bolszewikach (naprawdę b. interesujące).

Jeśli ktokolwiek z obecnych czuje, że byłby gotów ufundować to dzieło - po naprawdę bardzo niskiej cenie (bo mnie w końcu też zależy, żeby to było, a poza tym was kocham) - to niech się zgłosi. Gdyby się zgłosiło nieco ludzi, to można by to jakoś rozwiązać bardziej hurtowo, np. guzik PayPala i w komentarzu powiedzenie o jakie konkretnie tłumaczenie by chodziło. Albo jakoś.

Wydaje mi się (choć może to majaczenia z głodu), że, gdyby można było w taki sposób opłacić dowolną ilość pojedynczych stron tłumaczenia, to niektórych przynajmniej byłoby na to stać i może coś by się udało zrobić. Tym bardziej, że - powtarzam - cena byłaby niezwykle wprost niska. (Także dlatego, że dla mnie taka robota, mimo że trudna, jest jednak o wiele sensowniejsza i milsza, od jakichś koszmarnych unijnych umów czy opisów pieców krematoryjnych, nawet kiedy one są do zrobienia i za nie płacą.)

Nie wiem jak to widzicie, ale moim skromnym - WY POTRZEBUJECIE ARDREYA I PARU INNYCH KSIĄŻEK, ja potrzebuję jakiegoś zarobku. Skojarzenie obu tych rzeczy wydaje mi się sensowne, etyczne, a nawet "kapitalistyczne". I kontrrewolucja też na tym raczej nie straci, tylko wprost przeciwnie.

W końcu ludzie piszą swoje kawałki w książkach i je sprzedają, za pieniądze, a ja pieniądze chciałbym nie za swoje idiosynkratyczne twory, a jedynie za inną nieco robotę - mniej zabawną, mniej twórczą, bardziej żmudną, bardziej odpowiedzialną (jeśli człek uczciwy), ale też, być może, potrzebniejszą. Trudno zresztą, żebym to, co w ostatnich latach jest moim zasadniczym zarobkowym zajęciem, robił za darmo, i to w tak podłych czasach. (A będzie gorzej i to ile!) Prawda?

Powtarzam - cena byłaby b. niska, a płacić, sponsorując KONTRREWOLUCJĘ (itd., z wolną Polską włącznie) można by nawet jedną stronę. Taką à 1800 znaków. (Ze spacjami, ale nie jakąś wielką ich ilością oczywiście.) Byłbym wszystkim cholernie wdzięczny za wypowiedzenie się w tej sprawie. Wszystkie głosy (poza oczywiście ew. głosami lewackich trolli) zostaną docenione i czule zapisane w pamięci. Dzięki za uwagę!

* * * * *

UZUPEŁNIENIA:

1. Mam tu też np. na pulpicie argentyńskie wydanie Magnum Opus Spenglera w wersji wirtualnej, z przedmową Ortegi y Gasseta. Tę przedmowę, dość długą, chętnie bym wam ludzie przetłumaczył. Nie ze wszystkim tam się zgadzam, niektórych rzeczy chyba on do końca nie zrozumiał, więc pewnie warto by było dać tam komentarze, ale tak czy tak jest do dość interesując, w sumie entuzjastyczne, a Ortega ma wśród wielu o wiele lepszą opinię od Spenglera (bo go wydawali w PRL?).


triarius

P.S. Wy potrzebujecie Ardreya i paru innych istotnych książek, ja potrzebuję czasem coś zarobić. Wniosek?