Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agenci wpływu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agenci wpływu. Pokaż wszystkie posty

wtorek, lipca 22, 2014

O armiach, cywilach i słowiczych trylach prowokatorów

Korwin na fali, trzódka jego pryszczatych wielbicieli szaleje na blogach i forach, a ja, korzystając z okazji, staram się im sprzedać nieco tego towaru, który mi się przez te wszystkie lata w związku z "wolnym rynkiem", liberalizmem i samym Korwinem naprodukowały.

Tak więc ja im na przykład staram się wytłumaczyć, że wizja jednej zbratanej w uścisku Ludzkości, zajmującej się - bez żadnych tam konfliktów, wojen czy państwowej przemocy - produkcją i wymianą dóbr, plus wynalazkami, mającymi szczęście owej Ludzkości jeszcze dodaktowo zwiększyć, to wizja do szpiku kości lewicowa.

Całkiem niezależnie od tego, jak ktoś takie wizje maluczkim stręczący, sam to nazywa, czy od tego, jakie tam "hiper-prawicowe" dodatki, niczym spleśniałe rodzynki do zakalcowatego ciasta, powpycha. Nie dostrzegam zresztą nic aż tak immanentnie prawicowego w publicznej chłoście i innych tego typu pomysłach.

Jeśli taka rozmowa z pryszczatym nieco potrwa, przeważnie słyszę jak to Korwin wzmocnił polską armię - "więc jak on może być globalny, antynarodowy i w ogóle nie-patriota?!" Albo też to ja mówię, że z umiarkowanego, ale jednak zwolennika Korwina, głównie jako publicysty na ostatnią stronę - z założenia dziko kontrowersyjnego i bez większej odpowiedzialności za słowo - to właśnie ta jego "w pełni zawodowa armia" przestawiła mnie na jego zdecydownego wroga. Potem już poszło naprawdę gładko!

Dlaczego? Dlatego, przede wszystkim, że dla mnie, w odróżnieniu od różnych tam liberałów i innych naprawiaczy świata, armia (w tym flota, lotnictwo itd. oczywiście) służy nie zmniejszaniu bezrobocia, nie promowaniu równouprawnienia, nie zarabianiu nawet na eksporcie broni - tylko niemal wyłącznie, a w każdym razie przede wszystkim - to celów militarnych.

Co, w przypadku Polski, płaskiej jak stół i leżącej tam, gdzie leży - oznacza przede wszystkim OBRONĘ własnego terytorium i państwa. Po prostu! Zresztą, jak się zostawi na chwilę na boku ideologiczne mrzonki i pacyfizmy liberałów - widać, że nawet takie kraje, które natura sama stworzyła dla "w pełni zawodowej armii"...

Jak to: Wielka Brytania (będąca, jakby ktoś nie wiedział, wyspą, którą ostatni raz z sukcesem najechano w roku 1066), czy US of A (będący połową kontynentu, graniczącą z dwoma o wiele mniej ludnymi i słabszymi, co tu dużo gadać, sąsiadami) - kiedy sprawa była napawdę poważna, stosowały pobór na ogromną skalę, na swą "w pełni zawodową armię" jakoś za bardzo nie licząc.

(Szwajcaria, tak przy okazji, też ma nieco inną topografię i geopolityczną sytuację od Polski.) Konkrety? Pierwsza i druga wojna światowa, wojna koreańska, wojna w Wietnamie... Starczy? I, powtarzam - to nie są kraje leżące w takim miejscu, przez które nawet bizony i mamuty z epoki zlodowceń obowiązkowo przechodziły dwa razy do roku, w ramach swej naturalnej, instynktownej transhumancji!

Powie ktoś, że przecież obywatele mają być uzbrojeni, więc każdy potencjalny wróg napotka... I te rzeczy, każdy chyba te dyrdymały wielokrotnie już słyszał. Tym razem nie chcę się nawet znęcać nad poglądem, że na te wszystkie drony, czołgi, odrzutowce, rakiety takie i inne, Spetznazy, Gestapo, piąte kolumny, quislingów i targowice, miałaby wystarczyć zgraja niewyszkolonych cywilów z prywatnymi pistolecikami. ("Zaraz, zaraz, a z której strony to właściwie strzela? Dlaczego to nie pasuje? Przecież mówiłem 9 mm i tu na pudełku stoi 9 mm...?")

Wyobraźmy sobie jednak te tłumy na drogach, które tej mitycznej "w pełni zawodowej armii" plączą się pod nogami, wyjadają dostępne żarcie, blokują drogi... I tak dalej. Gość zmobilizowany, nawet gdyby mu kazali siedzieć w domu, będzie w tym domu (dopóki całe państwo całkiem się już nie zawali) siedzieć. Nie będzie się platał i przeszkadzał. To już coś.

Długi, suchy wykład... Czy jak to nazwać... Pamflet? Teraz będzie human touch. Miałem dziadka, niestety zmarł na pół roku przed moim urodzeniem, więc go osobiście nie znałem, ale był b. interesującym człowiekem. (O którym np. teraz pono książkę gość pisze, itd. I nie tylko to, serio!)

I ten dziadek był przed wojną b. dobrze prosperującym przedsiębiorcą budowlanym w Gdyni. (Coś dla liberałów rynkowych, jak sądzę.) W pamiętnym roku 1939 powołano go i wysłano na Hel. Jako inżyniera od umocnień. Kiedy Hel się poddawał, mój dziadek był jedynym tam cywilem i szkopy by go natychmiast - w świetle nawet poniekąd międzynarodowego prawa - rozwaliły.

Tak samo, jak to uczyniły np. z obrońcami Poczty Gdańskiej przecież, tak? Dziadek, na jego szczęście, w ostatniej chwili dostał od kogoś mundur, po czym całą wojnę przetrwał w oficerskim obozie jenieckim. Musiało to być dość mocne przeżycie, zapewne każdy dzień był emocjonujący, bo cały czas groziło mu wykrycie i cała reszta.

Co chciałem przez ten osobisty wtręt uzyskać, spyta ktoś? A to chciałem uzyskać, że jeśli ktoś nam stręczy propagandę taką, że my tu - banda, jakby nie była, cywili, w razie napaści na nasz kraj, będziemy sobie, cywilnie, do tych najeźdźców i okupantów strzelać - jako partyzantka - no to ten ktoś ewidentnie Polakom dobrze nie życzy.

Można nawet sądzić, że, z głupoty albo wrednego charakteru i mętnych powiązań, pragnie, by ewentualny najeźdźca czy okupant wymordował sporo Polaków, nie gwałcąc przy okazji jakichś tam Porozumień Genewskich. Jasne - niby są potem trybunały za ludobójstwo, ale po pierwsze - trochę później, a po drugie - nikt przytomny sobie tam chyba nie wyobraża np. Rosji, np. Niemiec, czy np...

Sami wiecie o kim myślę... W roli oskarżonych. Prawda? W drugiej wojnie światowej Niemcy jednak nie zdecydowały się na użycie broni chemicznej, na parę innych radykalnych posunięć tego typu też nie, a z rozwalaniem "polskich bandytów" czy obrońców Poczty skrupułów nie mieli.

Więc jednak jest pewna różnica nawet dla tak bezwzględnych okupantów, a status "zielonego ludzika" też nie w każdych okolicznościach działa tak pięknie i gładko, jak to widzimy w tej chwili w telewizjach. W wykonaniu Polaków, zapewniam, działać to zbyt skutecznie nie będzie!

Tak więc, jeśli się nie jest Rosją, Izraelem, czy powiedzmy Ameryką, to albo należy być oficjalnie żołnierzem i po ew. wzięciu do niewoli być traktowanym jako kombatant, zgodnie z konwencjami, albo nie należy na najeźdźcę/okupanta, jako cywil, ręki podnosić - o ile człek nie ma ogromnego zaiste upodobania do ryzyka. W skali całego narodu raczej takiego upodobania mieć nie należy.

Nie każdy będzie miał tyle szczęścia, żeby w ostatniej chwili dostać mundur, i żeby - to są nowe czasy, wedle wielu lepsze - ów okupant w bazie danych, takiej czy innej, nie wykrył, że to jednak zwykły cywil, więc można go na łono Abrahama bez problemów.

Nie chcę tu się bez wielkiej potrzeby podpierać cytatami z narodowych bohaterów, ale w czasach zamętu - a obecny z całą pewnością taki jest, choćby na razie był to zamęt głównie umysłowy - naprawdę przede wszystkim należy się wystrzegać prowokatorów i ich slowiczych tryli.

(Słowo "prowokator" podoba mi się jakoś bardziej niż "agent wpływu", może dlatego, że jestem stary, a może dlatego, że z francuskiego, a to drugie chyba z terminologii jakiegoś NKWD. Dlatego mówię chętniej o "prowokatorach" - można sobie jednak tam wstawić "agenci wpływu" i też będzie z sensem.)

Tak więc - jak będzie z tymi prowokatorami (agentami wpływu)? Jak będzie z ich słowiczym śpiewem? Jak będzie z tą "w pełni zawodową armią" i, przy okazji, resztą podobnie obłędnych teorii? Jak będzie z wizją Jednej Ludzkości Złączonej w Bratnim Uścisku Bez Granic Bez Władzy Państwowej - Konsumującej, Produkującej i Wymieniającej Się Dobrami Pod Dobrotliwym Okiem Łowcy Socjalizmów Wszelakich...? Hę?

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

poniedziałek, marca 02, 2009

Nie ma dziś bardziej lewackiej idei niż...

Zadziwiająca jest bezczelność zawodowych kłamców, demagogów i agentów wpływu, jak też ich pogarda dla ludzi, którzy ich słuchają. Niemal równie zadziwiająca, jak naiwność i głupota ludzi, którzy tego od lat słuchają i nie zauważają podstawowych sprzeczności i b. grubej nici, którą te manipulacje sfastrygowano.

Przykładów mógłbym przytaczać tysiące, ale weźmy sobie na początek taki oto, pierwszy z brzegu...

Otóż ci sami ludzie, którzy z oburzeniem wrzeszczą, że obowiązek wywieszania państwowych flag w państwowe święta gwałci wolność obywatela, jednocześnie potrafią temu obywatelowi (zamiast pogardzanej przez siebie "d*kracji") wciskać... Nie do uwierzenia - monarchię!

Kiedy przecież prawdziwa monarchia, ta pierwotna, magiczna, niemal-religijna, odeszła już wieki temu w mrok historii i najgłupszy nawet kmiotek nie uwierzy dziś, że np. jakikolwiek realnie istniejący król naprawdę swym dotykiem leczy skrofuły.

Tak uwielbiana przez tego typu świrów "monarchia konstytucyjna" to pokraczna hybryda, dziecię Oświecenia (i to z tych mniej udanych), a dzisiaj trzymane jest to przy życiu jako nieco inna forma seriali dla głupiego i zawsze szmirowatej rozrywki spragnionego ludu. Nie ma chyba dzisiaj wiele bardziej lewackich idei niż idea "monarchiczna"! To poniekąd takie odwrócenie sytuacji faszyzmu.

Który to, mając w istocie jak najbardziej prawicowy cel (odkręcenie liberalizmu, socjaldemokracji i innych lewackich prądów), z konieczności musiał się posługiwać współczesnymi środkami, pasującymi do masowego społeczeństwa wielkomiejskich lemingów, miał więc, na powierzchni, sporo cech nie różniących go od ruchów lewicowych. (Z nazizmem widzę to dość podobnie, choć tam był już totalitaryzm i o wiele więcej czysto lewackich, często z sowieckiego z komunizmu zapożyczonych, aspektów.)

No i ci skurwysyńscy kłamcy, demagodzy na żołdzie i agenci wpływu (jak i ich durne poputcziki) robią coś dokładnie odwrotnego: czysto lewacką ideologię (Postęp, panekonomizm, człowiek rozumiany w całkiem oświeceniowy sposób, "Prawo" żywcem wzięte z Locke'a czy innego Woltera itp. itd.) ubierają w niby "prawicowe" fioritury, w rodzaju "monarchii" (oczywiście w lewackiej wersji), czy "katolicyzmu" (który dobry jest oczywiście tylko o tyle, o ile daje się wykorzystać, "na szczęście" dziś każdy może sobie katolicyzm interpretować jak zechce, więc ci ludzie proplemów tu nie napotykają).

Waracając do głównego wątku - czyż postawienie nad wolnym, zdrowym i mającym do siebie szacunek człowiekiem jakiegoś "monarchy", którego ten ma czcić, uważać się za jego "poddanego", za którego ma walczyć, ale krytykować - nielzia! Bo za TĘ osobistą wolność obywatel (?) zapłaci i to sporo! W majestacie Prawa (przez duże "P").

Czy to nie jest tysiąc razy gorsze, tysiąc razy bardziej poniżające, tysiąc razy bardziej ograniczające osobistą wolność - ba, kpiące sobie z tej wolności w żywe oczy! - niż np. obowiązek wywieszania państwowej flagi w narodowe święta?

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.