Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agentura. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agentura. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, stycznia 04, 2021

Powalający urok niezależnych mediów w tenkraju...

Nie będę wiele gadał - oto linek. Naprawdę fascynujące i warto!

Jakby coś, np. gdyby moje wypowiedzi zostały usunięte, powiadomcie mnie por favor, bo mam to także w .pdf'ie.

triarius

piątek, sierpnia 16, 2019

Super linek dla umiejących spuszczać wodę i wiązać buty

Jack London - prawdziwy mężczyzna
Dla z nających narzecze Lengłydź (plus rzeczy wymienione w tytule, ale to pakiet) fantastyczny linek! Z wrodzonej uczciwości powiem, że znalazłem go w komentarzu u Coryllusa na https://coryllus.pl/tysiac-slow-dziennie/ (gdzie też ciekawie na ten sam tenat).


Można by tu jeszcze masę napisać, ale to ew. ęteraktywnie.

triarius

P.S. A zresztą, sami nie znajdziecie, nawet jeśli co pewien czas udaje wam się te buty... http://mileswmathis.com/beat.pdf - o Teozofii, Beatnikach i sztuce abstrakcyjnej, i coś jeszcze, nie wiem, szczerze mówiąc jeszcze o czym http://mileswmathis.com/river.pdf

czwartek, maja 23, 2019

Trzy dialogi

Świat pokochał... Trochę przesadziłem... Świat polubił chyba jednak te nasze linki do przeszłych dzieł. Ja nie muszę już wiele pisać, ryzyko kaftana czy choćby jednodniowych przymusowych badań się zmniejsza, a perły intelektu wraz z literaurą trafiają... Tam gdzie, zgodnie z tradycją, trafiać powinny... (Sorry ten, kto to zrozumiał - akurat ciebie nie chciałem obrazić!)

Porządek chronologiczny i nawet można by się w tym dopatrzyć pewnej logicznej sekwencji. No co? Nieprawda? Trochę tylko trzeba pomyśleć. (Czy to ma jakiś związek z nieubłaganie nadciągającymi ojrowyborami? A czy ja wiem? Oceńcie sami.)

Wolny rynek towarzyszu Muszka


triarius

niedziela, maja 19, 2019

Obejrzałem film Latkowskiego...

Moralny autorytet Cohn-Bendit reklamuje pedofilię
Obejrzałem film Latkowskiego. (Było już? Ale w tytule i to się nie liczy.) Ten o pedofilach z Dworca Centralnego w Wawie. (To nie jest żaden "tekst", panno Napieska - to EJAKULACJA! Mądrasiński ci wytłumaczy, jak go ładnie poprosisz.)

Obejrzałem (ci ja) zatem ów Latkowskiego film i, z ręką na sercu, nie mogę powiedzieć, że równie koszmarnego gówna nie było nigdy we wszechświecie, bo gównianych reportaży z zasady nie oglądam, gdybym przypadkiem na coś takiego trafił, po trzech minutach bym wyłączył, ale tutaj czułem się, well... "Osobiście zaangażowany", więc się przymusiłem... I mówię, że tak gównianego filmu nie pamiętam od niepamiętnych czasów, i tutaj są tylko dwie możliwości...

Albo pan L. jest kimś, komu nie tylko kamery, ale nawet kawałka szyny tramwajowej do zabawy nie należałoby nigdy dawać, a ja nie dałbym mu chyba szmaty to wytarcia podłogi w łazience, albo - i to wydaje mi się jeszcze bardziej ponurą i o naszej (z przeproszeniem pań kurw) rzeczywistości świadczącą możliwością - czyli że nakręcenie tego arcydzieła miało na celu "spalenie", jak to się fachowo mówi, tematu, czyli zrobienie tak, żeby już nigdy nikt w obecnym pokoleniu się tym tematem w żadnym filmowym reportażu nie zajął.

(Czemu by nie miał? Nie udawał idioty Mądrasiński! "Już raz o tym jedni nakręcili. Wyszła upiorna nuuudaa. Temat nie wywołał większego oddźwięku, w sumie pudło, nie dostaniecie żadnej forsy, idźcie dalej filmować Festiwal Eurowizji! I bez głupich pomysłów mi tu proszę!") Ten "reportaż" był po prostu tak beznadziejny, i w dodatku tak kłamliwy, że ta druga opcja widzi mi się b. prawdopodobna, choć patrząc na panalatkowską twarz, od razu przypomina mi się anegdota o tym malarzu, co miał malować portret bogatego rzeźnika... (Znajoma wciąż mi zarzuca, że oceniam ludzi po wyglądzie, co nie jest całkiem prawdą, ale jednak charakter, czy też jego brak, piętno odciska... Itd.)

Że to było chaotyczne, tandetne, próbujące, w najbardziej nieudolny sposób w dodatku, budzić gotowe, z puszki, emocje... To chyba każda ofiara tego cuda musiała dostrzec. Jednak że to było po prostu KŁAMSTWO i PRZYKRYWKA, czy ja to potrafię wyjaśnić? Pewnie że tak! Ja tam jedną noc na tym dworcu spędziłem, jak to pokrótce opisałem w niedawnym tekście.... Sorry - ejakulacji! I widziałem np, że te męskie - żeńskich żadnych nie widziałem, jeśli były, to b. wkomponowane w tło i słabo widoczne, co mi się jakoś marnie zgadza z tym zajęciem, choć co ja tam wiem - excusez le mot, prostytutki, to były DZIECI, tak na oko góra po 10 LAT, a nie żadni marudni i mocno już dojrzali pedałowie!

Te dzieci wesoło sobie konwersowały z obsługą i bywalcami, a miały chyba, każde z nich - albo i nie, ale to dopiero by stanowiło! - jakichś opiekunów, rodziców, nauczycieli, wychowawców... Tak? I co? I nic. Siedziały sobie w środku nocy przy bufecie wesoło konwersując z bywalcami i obsługą, a nikt nie rzekł im, że zacytuję: "Co ty tu robisz szczeniaku? Dobranocka skończyła się osiem godzin temu!"

Prawda? I to są po prostu kręgi na wodzie - każde takie dziecko to tak na oko co najmniej 25 dorosłych, którzy coś o jego obyczajach muszą wiedzieć... Tylko że nikt nie raczył ich odszukać i zadać paru pytań. Policja też nigdy na ten dworzec nie zaglądała? A jeśli, to dlaczego nie zainteresowało jej to tak ciekawe przecież zjawisko? DLACZEGO?

Tak należało się do tego zabrać (widzę tu analogię do Teorii Maskirowki FYMa, w której było jednak więcej sensu, niż to się ludziom wydaje, przynajmniej w kwestii metodologii dochodzenia do prawdy), a nie udawać czternastolatka i ganiać za jakimś biedakiem, który być może chciał tylko sobie przypomnieć szkolne lata i pogadać o kopaniu szmacianki! Albo serwować niemal niezrozumiałe z powodu gównianej jakości dźwięku, ale nudne jak flaki, "wyznania" młodocianej prostytutki i żale nad swoim losem jakiegoś odstawionego przez rodzinę od piersi pedała. Co z tych "rewelacji" miałoby niby wynikać?!?

Na razie tyle, mógłbym to rozwijać i rozwijać, ale chyba dla ludzi powyżej poziomu Latkowskiego nie ma sensu, a ja też nie bardzo mam powód robić konkurencję Latkowskim tego świata, kiedy oni są wielcy dziennikarze, a ja mam tu rywalizować z gimnazistkami piszącymi o modzie. (Kiedyś jakiś lewak zaczął mnie, nawiasem, ochrzaniać za słowo "gimnaziści", bo mu się to z "nazistami" kojarzyło. Współczuję takich obsesji, to może rzeczywiście być przykre, ale może już daje się leczyć?)

Reakcje tych wszystkich Ogórków po wyświetleniu owego latkowskiego arcydzieła jakoś mi się dziwnie i paradoksalnie skojarzyły z reakcjami elit słuchających pedofilskich wyznań Cohn-Bendita (brat Mitteranda tam chyba był itd.). Nie wiem, coś może ze mną nie tak, ale tak mi się to skojarzyło, skutkiem czego panna Ogórek, którą dotychczas, mimo upiornej chudości, bez większego bólu tolerowałem, co najwyżej traktowałem wzruszeniem ramion, całkiem mi zbrzydła. Róbcie tak dalej!

Aby podsumować - zasygnalizowałem temat - to nie jest "tekst", powtarzam, bo takich już nie widzę powodu pisać, skoro, jak uważacie, jest tylu lepszych, ino ejakulacja, ale i tak. W razie czego ęteraktywnie albo coś

triarius

P.S. Hastatus w komęcie poparł moją błyskotliwą inicjatywę wrzucania tu jednak co pewien czas hiper-aktualnych kawałków sprzed lat, więc proszę, oto kolejny, tym razem hiper-i-aż-nie-do-uwierzenia-optymistyczny:

Dzień jaguara (wstępny szkic ew. opowiadania)




czwartek, sierpnia 23, 2018

Bonmot o koryllicznych trubadurach

Trubadur
Teza, że "trubadurzy byli wyłącznie szpiegami", ma dokładnie tyle sensu, co teza, że "obrazy służą do zasłaniania dziur w ścianach". 

(W obu przypadkach jest to oczywiście możliwe i z pewnością czasem się zdarzało, w przypadku trubadurów to, że tak mogło bywać można nawet uznać za całkiem interesujące "odkrycie"... Ale bez przesady, żeby już nie mówić o "ślepych i kolorach". Sztuka jednak dla niektórych MA znaczenie i nie daje się sprowadzić wyłącznie do ekonomicznych, socjologicznych czy politycznych aspektów.)

triarius

P.S. A tak przy okazji, to Nasza Ukochana Kassandra a.k.a Pan T. wieki temu ostrzegała/ostrzegał, żeby nie lekce-sobie-ważyć Bolka, bo on nam jeszcze jest w stanie paskudny numer w ramach Bratniej Pomocy wyciąć. No i słyszy się ostatnio coraz więcej o tym, że najbliższe wybory mają być przez wiadome siły unieważnione, i to właśnie w oparciu o bolkową "fundację". I kto tu ma dar przewidywania?

czwartek, grudnia 07, 2017

Bonmot luźno związany ze zmianą na stanowisku Premiera RP

Z absolutnie ostatniej chwili:

Trudno by mnie było posądzić o feminizm (do czego osobiście zaliczam także np. radość z kobiet/bezpituli na wysokich stanowiskach), fryzura Pani Szydło też nigdy mnie nie zachwycała (londyńskie wrotkarki miewają podobne, teraz już można to rzec), ale ta obecna zmiana na stanowisku Premiera RP nie zachwyca mnie nawet w najmniejszym stopniu, a raczej wprost przeciwnie.

Przyszedł mi, nie bez związku z tą sprawą i z rozmową na jej temat z jedną moją znajomą (którą niniejszym), taki oto bonmot:

Istnieją ludzie, którym najwyższą rozkosz sprawia bycie oszukiwanymi - zapewne dlatego, że uznają fakt, że ktoś sobie zadał wysiłek, by ich oszukać, za wyszukany komplement... I istnieją też też, niestety, całe takie narody, a przynajmniej jeden, o którym wiem. To, że są przez stulecia bite i poniżane, nie jest, jak podejrzewam, całkiem bez związku z tą właśnie sprawą.

To był bonmot, nawet, po prawdzie nie wiem do końca, dlaczego mi się skojarzył... A teraz jeszcze trocha (to z Villona Boyem) komentarza:

W tej obecnej decyzji widzę chęć przypodobania się przesławnym, i nie od dzisiaj przecie, Zachodnim Inwestorom, i komu tam jeszcze, przy ewidentnym zlekceważeniu miejscowych proli - elektoratu, jakby nie było Prawa i Sprawiedliwości. Ale kto by się w tych czasach rozkwitu Liberalnej Demokracji prolami, jakimś głupim elektoratem, przejmował.

Na Morawieckiego nie chcę rzucać żadnych podejrzeń, ale od b. dawna mnie zastanawia, dlaczego podziemnej organizacji jego tatusia nie wyłapała ubecja w ciągu tygodnia, skoro tam było tyle wtyk... Choćby to... No i próbowałem sam siebie przekonywać, że to z powodu Buzka, Boniego i Schetyny, trampolina znaczy und legendowanie, ale jakoś mi trochę do domknięcia się tego układu brakowało.

Nie oskarżam bynajmniej o nic paskudnego ojca przyszłego, jeśli dożyjemy oczywiście, Premiera, co najwyżej o naiwność i przesadną wiarę we własne możliwości. Wierzę, próbuję wierzyć, że jest uczciwym patriotą. Przyszłego (jeśli dożyjemy) Premiera, też oni nie oskarżam, ale mam niejakie wątpliwości co do jego priorytetów. A że akurat Ostania Nadzieja Bia... O, sorry! Już chciało mi się wypsnąć, a przecież nielzia, bo Europa nigdy przecież biała nie była i tak ma pozostać! Nie palcie mojej kukły, błagam!

Więc ta nadzieja Moich Ukochanych (i jakże niezmiennie słodko naiwnych) Rodaków - o Trumpa chodzi - pokazała właśnie jakie są JEJ na odmianę priorytety. A to się ładnie (intelektualnie, dla przyszłego, da Bóg, historiozofa) domyka z tym, co my tu, w tenkraju, mamy... Piękna sprawa, tylko że łzy się człowiekowi czemuś cisną do ucz. (Swoją drogą, czy Pani Dotychczasowej Premier nie zgubił aby aby ten żółty kubraczek? Żółtość wzbudza sympatię, ale przekreśla autorytet, czego zapewne w PiS nie uczą. Sprawdźcie to sobie np. na dzieciach. Albo na prawicowych (hłe, hłe!) politykach. (Tygrysizm to także rozumienie kolorków!)

triarius

P.S. Nie chcę nic podpowiadać wrażej propagandzie, ale fatalnie to będzie wyglądać w połączeniu: w południe kwiaty i pocałunki w pysio, wieczorkiem kop w... Wiadomo. I co oni teraz zrobią z naszą słodką Beatką? Wybudują jej pomnik i pozwolą się wyhasać do śmierci na humanitarnym wybiegu dla niezdatnych już do niczego koni? Czy może dadzą jej posadę kierownika poczty w Radomsku? (Nikt nie zgadnie, dlaczego akurat ta miejscowość przyszła mi na myśl.)

Serio pytam. W końcu kobieta ma zasługi i nic naprawdę głupiego czy wrednego nie zrobiła, zgoda?  Nic o czym prole by wiedziały, nawet te wzgl. uświadomione. Z tym, że na pomnik nie zgodzi się Gronkowiec, więc... Ogólnie wtopa i wkrótce pójdziemy podbijać Iran z Koreą. (Nie żebym wolał Putina od nawet najgorszych wyskoków Trumpa, oczywiście. Po prostu jak się jest smacznym bezbronnym cielątkiem nierozróżniającym rodzajów agresji, to się ma.)

niedziela, grudnia 18, 2016

Bieżące aktualności - 001

Sytuacja jest chyba znacznie poważniejsza, niż się większości "naszych" wydaje. Choćby już ten brak "naszych" telewizji w połowie kraju świadczy, że to nie tylko dobrze przygotowana akcja, ale że bierze w niej także udział sporo poważnych sił.

* * *

Za publiczne używanie słowa "Antifa" w stosunku do tego lewackiego czegoś dawałbym kopa w dupę z polityki czy mediów (a mówię tu o "naszych") i wysyłał do łopaty. Jeśli ktoś tego jeszcze nie pojmuje, nie nadaje się do pracy, jakby nie było umysłowej, a co dopiero do robienia czy komentowania polityki. Które to zajęcia mają spory wpływ na rzeczywistość, przynajmniej w momentach takich jak w tej chwili.

To jest to samo co z "koktailem Mołotowa" czy, sprawą nieco wprawdzie mniejszą, ale też nieco samobójczą, czyli mówieniem o jaruzelskiej matrioszce "generał". Albo o lemingu-półanalfabecie, czy po prostu ubeckiej mendzie, "wykształciuch". (Teraz już wiemy kim jest Dorn, tak? No to ja na to wpadłem wcześniej.) Ogólnie ci "nasi" politycy i komentatorzy - z pewnymi wyjątkami - to żenada z tym ich nawoływaniem do porozumienia i kompromisu, ale też nie tylko z tym.

* * *

Nie ja na to pierwszy wpadłem, ale (parafrazując oczywiście i odwracając Clausewitza): Polityka to wojna toczona innymi środkami. (Oczywiście może też istnieć arystotelesowskie "dbanie o dobro wspólne" i dobrze, jeśli istnieje., ale to nie jest "polityka" w ścisłym sensie.)

* * *

LEMINNG SZANUJE WYŁĄCZNIE SIŁĘ I NAJBARDZIEJ ZE WSZYSTKIEGO GARDZI SŁABOŚCIĄ! (Bardziej precyzyjnie: tym, co bierze za słabość. I to szanuje, co UWAŻA za siłę - tutaj także. Na przykład możliwości okradania proli czy złote Rolexy.) Wszelkie podchodzenie do niego z sercem na dłoni i próby wzięcia go na litość, albo na wyrzuty sumienia, leming interpretuje właśnie jako słabość i... Powrót to początku tego akapitu. Zrozumcie to wreszcie wszyscy naiwniacy próbujący np. nawracać lemingi z kręgu swych krewnych i znajomych! (Bo "nasi" politycy i "publicyści" ewidentnie są z natury zbyt głupi, by takie rzeczy zrozumieć, i nie ma co do tego większej nadziei.)

Jeśli ktoś nie wierzy, to niech się zastanowi, gdzie - w jakich to politycznych systemach - (były) leming robi się uroczym stworkiem i patriotą, kióry chodzi w nogę, wznosząc państwowotwórcze okrzyki? Chodził ktoś do szkoły? Nawet prlowskiej albo w czeciejerpe? No to właśnie! (Nie żebym te systemy ze sobą kompletnie zrównywał, oczywiście.)

No bo przecież tam leming nagle kompletnie nie znika - to chyba oczywiste, prawda? Ino się ślicznie przepoczwarza w kochającego swój kraj (i co tam jeszcze dostanie do kochania) obywatela. Pod wpływem czego, że spytam? Wiecie już? No zgoda, było ich wtedy na pewno mniej niż dzisiaj - ludzie pracowali fizycznie, nie chodzili do przedszkoli, nie było telewizji... Ale były. A w każdym razie lemingi POTENCJALNE, czyli tacy, co by lemingami byli, gdyby "dano im szansę". ("Protolemingi", żeby to tak określić. I tu właśnie te przedszkola, telewizja, korporacje, Starbucksy...)

Oczywiście nie twierdzę, że leming jest główną siłą sprawczą w tym, co teraz w Polsce mamy - byłbym idiotą, gdybym tak sądził - ale leming bierze w tym aktywny i hałaśliwy udział, i o duszę leminga toczy się też spora część walki. Jest masa lemingów, które na razie żadnego udziału w zadymach nie biorą, bo leming to jednak nie hunwejbin, nie są na razie zresztę porządnie uruchomione i zagospodarowane, ale lemingi gadają z innymi, tweetują, mają kontakty z zagraniczniakami, tworzą więc światową opinię są w różnych instytucjach i mogą w razie czego piasek w tryby... 

I one, niestety, zdają się tą obecną sytuacją, w tym bierną i czysto defensywną postawą "naszych", być powoli spychane na coraz radykalniejsze pozycje. W kierunku coraz śmielszych działań.

Nie twierdzę, że na pewno możemy ich jakoś postraszyć lub natrzeć im uszy, bo pewnie właśnie (niestety) nie, nie chcę się sprzed bezpiecznego ekranu na takie tematy autorytatywnie wypowiadać, ale też warto sobie zdać sprawę z tego, że takie zjawisko tu występuje i nam nie pomaga.

(A tak przy okazji, to niektórzy dojrzą, że znowu mamy tu naszego nieocenionego Ardreya i to, co Pan T. określa mianem "instynktu linczu". I o czym pisał np. zaraz po utracie przez PiS władzy w 2007.)

* * *

Wiem, że to straszne, co teraz mówię i wielu porządnym z kościami ludziom rozkrwawię serduszko, ale fakt, że ktoś ładnie przeprowadzał staruszki przez jezdnię, nie oznacza, że poradzi sobie w klatce UFC. Niestety, choć od przeprowadzania staruszek mamy specjalistów nienajgorszych, jak się z radością przez ostatni rok dowiedzieliśmy, ale z tym UFC to na razie nic pewnego.

Gadki-szmatki, że oto "Beatka nas uratuje", albo że "Duda sobie poradzi", wydają mi się dość smętną metodą walki z tą zdeterminowaną i zasilaną na różne sposoby przez naszych odwiecznych wrogów swołoczą. Oby sobie poradzili i nie wykluczam, że tak, ale gwarancji na razie nie widzę. Sorry, że zakłócam słodki sen! Wiem, że duże demonstracje po naszej stronie wiążą się teraz ze sporym zagrożeniem różnymi prowokacjami, ale jednak ta demonstracja Gazety Polskiej wydała mi się nad wyraz marną odpowiedzią na to, co się nam próbuje zrobić. (Znowu przepraszam!)

Miałem dziś nieco nadziei na jakieś ćwierć miliona spontanicznie tam gdzieś zebranych - a wiem przecie, że to Warszawa i co to za miasto - a tu takie cherlawe coś i te przeróżne mało konkretne, mało głębokie analizy dla ubogich duchem, dla jakiegoś prawicowego leminga, w wykonaniu tych tam przywódców... Ech!

triarius

czwartek, listopada 17, 2016

Takie sobie dwie krótkie sprawy...

Karmienie piersią
Co, że bez związku? Na pewno jakiś jest! Trzeba tylko
trochę pomyśleć, moje drogie ludzie. (A poza tym po prostu
śliczne i budujące. Szczególnie w takich podłych czasach,
jak te obecne.)
Zdrzemnąłem się. Stary już jestem; pogoda jakaś taka; życie szare i nudne, w odróżnieniu od moich snów (ach, gdybym ja mógł te sny światu pokazać, nawet bez sponsorowania ze strony Sił Postępu zrobiłbym karierę!); w dodatku jakoś nie dopiłem drugiego litra mojej południowej herbaty.

Sny miałem faktycznie obłędne (w każdym znaczeniu), ale na samo zakończenie jakiś głos wypowiedział takie słowa: "Upiorna egzystencja na granicy między życiem i śmiercią, którą liberalni propagandziści i ich zmanipulowane ofiary nazywają po prostu 'życiem'". I się zbudziłem.

Niezłe są te moje bonmoty, które mi ktoś, niewykluczone że Duch Święty, albo jakaś kusa Muza, zsyła we śnie! Większość, gdyby to kogoś interesowało, przychodzi na jawie i jest wyłącznie mojego autorstwa, ale niektóre faktycznie tworzymy sobie we współpracy z innymi znakomitymi twórcami i kiedy ja sobie słodko kimam. (Mój ojciec, całkiem na marginesie, mówił na spanie "trening oka". Fajne, nie?)

Co więcej, ten bonmot natchnął mnie i zapłodnił do głębokich myśli, które może kiedyś. (Albo do znajomej przez telefon, jak to ostatnio z naszymi, znaczy moimi i Ducha Świętego czy może kusej Muzy, błyskotliwościami bywa, albo może i, niewykluczone, na tym tu blogasie. Orate pueri (atque puellae) i nie traćcie nadziei!

* * *

Obama w Niemczech, a na CNN przez połowę relacji z tego wiekopomnego wydarzenia pokazywali, obok Obamy... Naszego ukochanego zdRadka! (O Merkeli też oczywiście nie zapomnieli... Jaki ładny wierszyk! Ale zdRadka było niewiele mniej.) Mówią, że CNN to taki Polsat czy inne podobne coś, ale oni sami się przecie chwalą, że są największym informacyjnym serwisem na świecie. Tak że niezła jest ta nagonka na Polskę, którą spróbuję w jakimś drobniutkim ułamku promila zrównoważyć tym oto...

Kacapy mają tak, że jak im się coś w jakimś zdominowanym kraju nie podoba, to robią bratnią pomoc - tak było za Katarzyny, co najmniej, i tak było za Breżniewa, wątpię, by się coś w tych instynktach, samych w sobie, istotnie zmieniło teraz, albo miało zmienić w przyszłości. Częścią bratniej interwencji jest to, że jakaś menda, formalnie przynależąca do danej nacji, o nią prosi.

Nie jest to oczywiście, w sensie wąsko pojętych technikaliów, kompletnie niezbędne, ale kacapy lubią takie ładnie zakręcone ogonki na swoich świnkach, bo ich cieszy, że ktoś się na to łapie. (A łapią się równie chętnie, jak pelikany na świeże makrele.)

Prośba o tę bratnią pomoc formalnie powinna być wygenerowana PRZED samą bratnią pomocą, ale oczywiście, jak śmy to sobie już ustalili, nie jest to całkiem niezbędne i jeśli się znajdzie takiego proszącego już PO czy W CZASE bratniej pomocy, to też będzie git, a nawet całkiem cudnie.

No i teraz ci "nasi", żeby to tak przewrotnie wyrazić, durnie, ta miejscowa targowica, wyraźnie pomyliła przyczynę ze skutkiem i naprawdę chyba uwierzyła, że to prośba o bratnią pomoc tę bratnią pomoc wywołuje, a nie całkiem odwrotnie. Naiwniaczki nasze kochane!

(Tym razem, choć to niczego istotnego nie zmienia, ten zew jest faktycznie skierowany głównie na Zachód, pewnym może odchyleniem na Południe, choć w sumie raczej po prostu w porywie rozpaczy rzucony w przestrzeń, bez konkretnego adresata, choć nie bez długawej listy przed oczyma adresatów potencjalnych.)

Biedni durnie miotają się, nic nie rozumiejąc, i, zamiast nas zniszczyć, napuszczając na nas wraże siły różnych Merkeli i czego-tam-jeszcze - kompromitują tylko swoich zagranicznych mocodawców, wzmacniając nasze poczucie siły. Co nie może tych mocodawców nastrajać do nich przesadnie przychylnie, a jeśli to jeszcze trochę potrwa, mogą nawet od nich zacząć brać klapsy. Jakiś poważniejszy rozlew krwi mógłby im pomóc, ale jakoś nikt z nich nie pali się do nadstawiania własnego karku, a przekonywanie kolegów wychodzi im marnie. Pierwsi chrześcijanie biją ich w tym na głowę!

Tak że, choć sytuacja nie jest, i nie może być, lekka, łatwa ani przyjemna, to oni już naprawdę gonią w piętkę, co jest miłą informacją. Do tego stopnia gonią w piętkę, że nawet właśnie wskrzesili słynnych Cieniasów. Pewnie wierzą głupki, że to one właśnie kiedyś ponownie dały im władzę, i to na całe osiem lat, z ośmiorniczkami i carpaccio z żubra w pakiecie, a że zagranica na ich syrenio-łabędzie śpiewy jakoś wciąż nie reaguje, więc może to zadziała, skoro nic innego nie chce. Żałośni durnie, krótko mówiąc, i tyle!

triarius

czwartek, sierpnia 25, 2016

O poprzednich wcieleniach i planach pięcioletnich

Korwin w jednym z wcześniejszych wcieleń?
Niestety, w tych warunkach nie da się prowadzić poważnej działalności na niwie, więc husarstwo na razie zostawimy sobie na czas jakiś odłogiem, ale proszę łaskawie nie myśleć, że będzie jakiś produkt drugiej jakości! (Swoją drogą, młodzież może się dziwić, że nie napisałem "odrzut z eksportu", ale to wskazuje, iż młodzież nie ma bladego pojęcia o PRLu, bowiem "odrzut z eksportu" to było właśnie to co najlepsze. Wpadłby ktoś na to?)

Każdy - nawet analfabeta ślabizujący GWyba na wydmach bez skarpetek, nawet nie znający podstaw polszczyzny owego GWyba dziennikarz! - gołym okiem może stwierdzić, że to nie żaden drugi sort, tylko najwyższa jakość ze znakiem Q, Jak? A choćby na podstawie tego tu obrazka, który wprawdzie znalazłem niepodpisanym, ale musi on przecie przedstawiać Korwina w jednym ze wcześniejszych wcieleń, ew. jakiegoś jego brata bliźniaka. A więc jak mówi młodzież - taka pod pięćdziesiątkę - będzie się działo!

No więc zaczynam... Od niemal pół wieku zastanawiam się co czas jakiś, czy wciąż popularny w niektórych kręgach Stefan Kisielewski, z tym jego uwielbieniem "wolnego rynku", to był agent, czy też zwykły użyteczny głupek. Sam go w mrocznych czasach lubiłem - zgoda, przyznaję się - szczególnie gdy w "Tygodniku Powszechnym" (Jezu, wybacz, że takie coś człek kiedyś czytał!), co trzecie słowo zastępowali kwadratowym nawiasem i tym tam tekstem o... No wiecie - jaruzelska cenzura.)

Na spotkaniu z młodzieżą, co ono było na PG, wypadł dość marnie - całkiem nie to co Kuroń wcześniej na UG! - ale fakt, to nie przesądza, może był zmęczony, może nie całkiem ta uroda amanta, może młodzież go nie zachwyciła... Mówię to dla przyszłych historyków, nic poza tym. Lubiłem go w każdym razie w tamtych czasach. Potem przyszła "wolność" (ach!)), wolny (i to jak!) rynek... I moja wcześniejsza sympatia (no bo przecie nie aż miłość) przerodziła się w brzydkie, przyznaję, podejrzenia.

Ale może jednak nie, może się w tych podejrzeniach myliłem... Otóż kupiłem ci ja swego czasu, wśród dość wielu interesujących książek, także i znaną (ze słyszenia, niektórym) pozycję pt. "Nomenklatura", pana Wosleńskiego. (Po francusku zresztą.) Grube to potężnie, więc podczytuję raz na jakiś czas i jeszcze mam masę do zakończenia. Całkiem interesująca książka i absolutnie niegłupia, ale dotychczas do orgazmu nieco mi jednak brakowało, aż tu nagle...

Otworzyłem to znowu wczoraj i zacząłem czytać - słuchajcie, słuchajcie! - akurat o centralnym planowaniu, ze wszystkich tematów, czyli o gospodarce. Zapewne nie wiecie, ale Ojciec Tygrysizmu Stosowanego parę razy już w swym długim życiu zetknął się był z historią ekonomiczną, i z tych spotkań, o dziwo, wynikały często całkiem interesujące rzeczy. Nawet się przez krótki czas on zastanawiał, czy się historii ekonomicznej całkiem nie oddać i nie poświęcić. (Mocne, co?)

No i te rzeczy, które nam pan Wosleński mówi o tych tam planach pięcioletnich, są tak nieprawdopodobnie obłędne, w wielu przypadkach tak cholernie śmieszne nawet, że aż... Nie będę wam tu całości streszczał, jak to działało, bo to długi rozdział, powinno to być i po polsku, ale przecie nie za darmo - tym bardziej, że mówimy o EKONOMII. (N'est-ce pas? No to właśnie! Skarpetki noszę, wprawdzie sandałów nie, ale duszą jestem z Januszami w tej kwestii, jednak potrafię, i to mimo dysleksji, napisać to co tu widzicie... Więc redaktorzy GWybu - sprężcie się i znajdźcie na mnie jakieś wreszcie celne argumenta, albo do łopaty!)

W każdym razie są tam takie historyjki, a pan W. wie co mówi, że np. oficjalnie ogłasza się śliczny wzrost produkcji rolnej na przestrzeni ostatnich pięciu lat, a to przez skorygowanie danych sprzed lat pięciu, zakładając z pewnością, i akurat w tym przypadku jakże słusznie, że te dane musiały być oszukane. Albo dwukrotny wzrost płacy w ciągu roku, wynikający z wymiany waluty, kiedy w realu płaca się akurat nieco (tylko?) zmniejszyła.

Albo kiedy KC, czy co tam to było (musiałbym wstać i sprawdzić, ale na co wam te szczegóły?) oficjalnie się przyznało do niemal klęski w rolnictwie w bieżącym planie pięcioletnim, a to dlatego, iż właśnie obalono Chruszczowa, więc było na kogo to zwalić. I masę podobnych kwiatków.

Tak że zgoda - jeśli ktoś ma tak prosty umysł, tak bipo-że tak to określę-larny, iż widzi albo tego typu centralne planowanie, gdzie szerokość gumki do majtek w Karagandzie (jest takie coś? fajnie brzmi) zostaje zadekretowana z Kremla, albo rozdokazywany "wolny rynek" bez żadnych ograniczeń - no to faktycznie nawet ja wybrałbym ten nieszczęsny "wolny rynek". Tyle że po co się obnosić z tak prymitywnym, bipolarnym myśleniem? Tacy ludzie powinni pracować w jakimś dającym satysfakcję przemyśle, jak to wiązanie wikliny w miotły, albo zarządzanie powierzchniami płaskimi, z całym szacunkiem!

Jednak zgoda - takie kacapskie centralne planowanie to było dno! Może to sobie wydrukować i powiesić nad łóżkiem każdy fanatyk, każde korwiniątko: "Nawet Pan Tygrys mówi, że centralne planowanie jest denne i wolny rynek jest lepszy!" Chyba nie muszę wam sporządzać gotowej tabliczki - czcionki i te rzeczy? Sami sobie poradzicie, prawda?

Jednak, żeby tak nie było że Polak z Polakiem (?) i wszystko cacy cacy, rzekę wam, iż taka myśl mi się pałęta po głowie, w związku z powyższym... Otóż być może te kacapy, te tam komunistyczne służby i inni hiper macherzy, którzy przecież niejedno potrafią, skoro nie tylko dali nam Tuska, ale także dręczą nas wciąż Merkelą i Obamą, a przecie Clintonowa wisi i grozi, niczym żarówka "Osram"...

Więc że oni specjalnie obrzydzali takiego Kisielewskiego centralnym planowaniem - niczym Tanie Dranie swą ofiarę cynaderką - żeby był gotów (bud' gatow, wsiegda gatow!) na przyjęcie "wolnego rynku", kiedy nadejdzie, z otwartymi ramionami, a nawet nie tylko ramionami, i żebyśmy mieli, na naszą zgubę, takich właśnie elokwentnych piewców owego "wolnego rynku" w stanie maksymalnego wzmożenia i złotoustości...

Rozumie ktoś coś z tego? Jeśli nie, to proszę mi uwierzyć na słowo, i to może wystarczy: straszne myśli mi się pod czaszką legną w kwestii tego tam pięcioletniego planowania, wolnego (a jakże!) rynku, propagandy, Kisielewskiego Stefana... Brrr! W każdym razie, jako drobny optymistyczny akcencik, w ramach wyciągania ręki i "Polak z Polakiem" (?) i czego tam jeszcze, powiem otwarcie, bez żadnych zwodów czy uników - centralne planowanie i różne tam plany pięcioletnie to rzeczywiście była czysta paranoja! (Niech nam zatem żyje...? No nie, bez przesady! To by była Scylla i Charybda.)

triarius

piątek, marca 18, 2016

Rozmyślania z banjem na kolanie

Siedziałem sobie luźno, niczym król, w fotelu, brzdąkając na moim banjo - już to "The Lilting Bunshee", już to "King of the Fairies", już to "Harvest Home". Ponieważ mam cholernie podzielną uwagę i mózg chodzi mi 800-1800 razy szybciej, niż u przeciętnych ludzi (w istocie to nie wiem, ile w tym prawdy, ale tak kiedyś wyczytałem o dyslektykach i coś tam w tym może być), więc sobie przy tym rozmyślałem, a żem Tygrysista, więc i rozmyślanie było tygrysiczne. (Czyli takie, jakim każde rozmyślanie być powinno, ale do tego niestety daleka droga. U was, ludkowie, znaczy, bo u mnie nie ma z tym problemu.)

* * *

Tu będzie dygresja - kompletnie obok tematu, ale cholernie ważna sprawa i trzeba sobie w końcu to wyjaśnić. Otóż... Podoba mi się moje miano "Pan Tygrys" (tak Jarecki cholernie dawno, jeszcze na Prawica-niet, mnie nazwał, z powodu Błękitka oczywiście, za co mu wieczna chwała i nagroda w Niebiesiech), a nazwa "Tygrysizm" jest bardziej chwytliwa od "SAT", krótsza i słodsza od jej pełnej wersji ("Spengleryzm-Ardreyizm-Tygrysizm", zresztą tutaj znowu mamy "Tygrysizm"), no a "Młody Spengleryzm" to był w sumie żart z początków naszej na niwie działalności, bo ja naprawdę młody już nie jestem i nikogo też z powodu zgrzybiałego wieku przecie odpędzać nie będę.

Jednak niedługo po tym, jak swoją filozofię nazwałem "Tygrysizmem" zorientowałem się, że, choć nieczęsto, jednak daje się w świecie, także w sieci, znaleźć innych "Tygrysistów", i to są nieszczęsne ogłupione głupki, alternatywnie ubeckie syny, wyznające doktryny stręczone przez niejakiego Krzeczkowskiego, o którym ładnie napisał, niczego nie pozostawiając mglistym domysłom, Coryllus (i tutaj akurat nie mam wątpliwości, że nie snuje własnych sennych majaków, jak w paru innych miejscach).

Ja też zresztą tutaj kiedyś, na podstawie tego właśnie tekstu Koryły, napisałem, bo to sprawa zaiste wstrząsająca. Ten Krzeczkowski był po prostu kacapski agent - który "podziękował za współpracę, bo mu się nie podobała sowietyzacja polskiej armii" (paczpan!) i zaczął tłumaczyć książki, dla chleba, a w wolnym czasie wychowywać młodzież...

Do jego wychwanków należą np. Wołek, Hall, Wielomski (chyba też trochę K*win)... Z tego co kojarzę to "Ruch Młodej Polski" był zapłodniony jego (ach!) ideami... A więc i... poniekąd Tusk... Fajnie? I  pisać też własne rzeczy zaczął, po tym jak się z własnej woli, pod wpływem moralnego impulsu, a jakże, rozstał z LWP i ruską agenturą, Które to rzeczy mu, o dziwo, w tym prlu wydawali. Krótko mówiąc Ojciec i Stwórca polskiej powojennej prawicy. Chyba wszystko jasne?

No i paskudna sprawa jest taka, że ten Krzeczkowski... Pedał skądinąd, choć przecie jakoś tę młodzież - i to JAKĄ! - musiał do siebie przyciągać, prawda, więc Sherlock by się sam tego domyślił. No i w końcu mu wydawali, dawali zlecenia... Na zarobek znaczy. Starczy! Więc ten Krzeczkowski nosił wśród tych swoich słodkich chłopaczków ksywę "Tygrys"...

Ciekawe dlaczego, ale już tego chyba dziś nie dojdziemy, a jego ideologia, wyrażona, jak czytałem, w książce o uwodzicielskim zaiste tytule "Proste prawdy", nosi w związku z tym uwodzicielskie miano "Tygrysizmu". Nie "stosowanego", ale jednak "Tygrysizmu". ("Stosowany" to jest Marksizm/Leninizm, stąd nasz drobny żarcik, który jednak stał się po jakimś czasie rzeczywistością, ach!)

Swego czasu, lata temu, szukałem w Googlu co jest w sieci o "Tygrysiźmie" i znalazłem dwoje młodych ludzi, osobno, którzy się do wyznawania "Tygrysizmu" przyznawali. Najpierw się dziko ucieszyłem... (Swoją drogą - co byście powiedzieli na tygrysiczne koszulki na to lato? Nosiłby to ktoś? Dałaby mu żona na kupienie takiej? Jak was znam, to pewno pytam bez sensu.)

Ucieszyłem się, a zaraz potem dowiedziałem się o tym Krzeczkowskim i humor mi się nieco zepsuł. Tylko dwóch, jakichś nieznaczących lemingów na Fejzbukach, ale - choć moim skromnym, nawet z tą niesamowitą popularnością mojego bloga, miałbym szansę tamten fałszywy sowiecki "Tygrysizm" przykryć czapkami, tylko trzeba jednak pamiętać, że on istnieje... A w każdym razie udaje że istnieje - ten "inny Tygrysizm", fałszywy do szpiku kości, Z KTÓRYM MY ABSOLUTNIE NIC WSPÓLNEGO NIE MAMY... I to by było na tyle tej dygresji.

* * *

Kiedy tak w końcu wróciliśmy to wątku głównego, widzimy, że długie nam się to zdążyło zrobić, zresztą jedną b. ważną sprawę sobie już wyjaśniliśmy, więc nasz wątek główny odłożymy sobie na zaś, niewykluczone że na Św. Nigdy, czyniąc z tego wpisu pierwszy (i niewykluczone jedyny) odcinek czegoś co naprawdę warto by było powiedzieć, bo to poniekąd wstęp do propedeutyki Tygrysizmu (tego PRAWDZIWEGO I NASZEGO), choć zaczyna się od Fairies i Banshees wybrzdąkiwanych na tenorowym banjo i ogólnie, jak to u nas miałby formę lekką i gawędziarską, chwilami zaś może nawet i figlarną.

* * *

A gdyby ktoś chciał wiedzieć o jakie banjo chodzi, to niech sobie poszuka na YT "Irish banjo", albo kliknie na linek poniżej. To wprawdzie nie ja, ale o takie coś właśnie chodzi. (Jak coś, to ja nie jestem gorszy od tych ludzi, od tej kobiety od "Króla wróżek" nawet zdecydowanie lepszy, choć fakt, że ta piękna melodia akurat na tenorowym banjo niespecjalnie leży pod palcami. No i ja poza tym gram też na paru innych rzeczach. Fakt, że istnieją zawodowcy jeszcze o wiele lepsi. Na razie.) Tu macie linki:

https://www.youtube.com/watch?v=BzQa1xgUIIE

https://www.youtube.com/watch?v=8Oburlh8BwY

https://www.youtube.com/watch?v=W65ja1OrDpc

Tak więc, na razie ¡Hasta la próxima! (I pamiętajcie o tym fałszywym "Tygrysiźmie"! Przynajmniej dopóki cały świat o nim nie zapomni, o co się powinniście modlić.)

triarius

piątek, marca 11, 2016

A nie mówiłem...?

... że mam już tu wszystko z góry opisane na każdą okazję? No bo i proszę:

http://bez-owijania.blogspot.com/2014/07/wolny-rynek-towarzyszu-muszka.html

Gratulacje, batony Snickers, salwy armatnie i ładniutkie babcie proszę kierować na adres:

http://bez-owijania.blogspot.com/

triarius

wtorek, stycznia 19, 2016

Premier Szydło niestety rozminęła się z prawdą

Rzuciłem przed chwilą okiem na tę brukselską hecę, którą z jakiegoś powodu (nie wykluczam, że to MA sens, choć nie jest to pewne) pokazuje TV Trwam. No i muszę z wielkim żalem stwierdzić, że Premier Szydło zdecydowanie rozminęła się z prawdą. Polska NIE JEST bowiem, jak stwierdziła, "suwerennym", "silnym" krajem! 

Nie jest także - wciąż jeszcze, bo dwa miesiące na to absolutnie nie wystarczą - krajem "demokratycznym". (Zresztą cóż w tych podłych czasach i do tego w Unii Europejskiej oznacza słowo "demokracja"? To co akurat dostaną prikaz głosić najemne "autorytety"? A niech se głoszą!) Tak że, nawet jeśli nam demokracja miałaby leżeć na sercu, to i tak - albo Polska kiedyś może będzie demokratyczna, albo też będzie "spełniać europejskie standardy" itp. Tertium non datur.

Zgadzam się jednak, że Polska - w swej najgłębszej istocie - jest krajem "europejskim". Co więcej - o wiele bardziej "europejskim", niż Unia "Europejska". To zgoda, tyle, że na razie to tutaj to w ogóle nie bardzo jest "Polska".


Na razie Polska, czy raczej to co z niej zostało, czyli "tenkraj", jest ponurym bantustanem dręczącym swoich nieszczęsnych mieszkańców i wysyłającym ich milionami na poniewierkę. Jest krajem, w którym indywidua, które w mniej parszywych okolicznościach ozdabiałyby sobą publiczne szubienice, a co najmniej pręgierze, robią za "autorytety moralne" i opływają w dostatek.

Gdzie sterowana zza granicy i na zagraniczną interwencję licząca opozycja wypada marnie nawet na tle tej pierwszej, oryginalnej Targowicy. Obecna władza chce to zmienić i chwała jej za to, ale też na razie wiele zmienić nie mogła. Co każdy zdrowy na umyśle chyba bez trudu rozumie. I nie jest to winą, a w każdym razie etycznym występkiem, Pani Premier, że rozminęła się tu z prawdą o lata świetlne.

Ona albo naprawdę uważa, że Polska jest super, nawet dzisiaj - tylko są jakieś drobne zawirowania i paru brzydkich ludzi nam ów przepiękny obraz szpeci... Albo może wie, że to bzruda, ale z jej punktu widzenia powiedziała słusznie, bo to się nazywa "dyplomacja" i bez tego w polityce nijak... Dla mnie słyszeć to było naprawdę przykre, ale do samej Pani Premier pretensji mieć nie mogę. Co innego do targowicy, piątej kolumny, Platformy "Obywatelskiej" i reszty tych, mentalnych i faktycznych, uboli.

W sumie zdaję sobie sprawę, że Prawo i Sprawiedliwość to partia b. łagodnie, co najwyżej, "eurosceptyczna" i tak z przekonania demokratyczna, że może mieć ogromne problemy z obecną targowicą, piątymi kolumnami i wszelkiego typu bratnią pomocą zza granicy. Wszystkie te siły wydają się jednak być zbyt głupie, żeby to zrozumieć.

I zbyt głupie, żeby zrozumieć, że jeśli udałoby im się zwalczyć PiS, to czeka ich przeprawa z takimi, którzy co do Unii nigdy nie mieli cienia złudzeń (choć przyznam, że Unia moje własne czarne przewidywania realizuje jednak z nadwyżką), i dla których młodzieńczą lekturą były "Dzieci Alkazaru".

Tak więc, żeby kiedyś nie było płaczu, kiedy na tych wszystkich światłych obrońców (przez siebie samych do woli definiowanej) "demokracji", oprócz islamistów z nożami w zębach, zwalą się także inne poważne i cholernie przykre problemy. Nie liczę na zrozumienie, bo lewacki umysł to już właściwie nie umysł, tylko jakiś całkiem nowy dziwny twór, ale żeby nie było, że nikt nie ostrzegł.


triarius


P.S. Tytuł jest mocny i naprawdę przykry, ale ma ten wdzięk, że może zwabi jakiegoś leminga i przeczyta to ktoś spoza naszego kręgu. Recepta jest oczywiście w sumie Hitchcocka.

poniedziałek, marca 09, 2015

To byłby całkiem szatański plan, ale niestety...

Po kilku dniach przerwy od różnych tam blogów, wszedłem na szalom i przeczytałem Coryllusa...

* * *

Tu czuję się zmuszony rzec kilka słów na temat tego autora. Tak mało jak to będzie możliwe, ale parę słów muszę. Otóż faceta uważam, niezmiennie, za wybitny talent, czy nawet geniusza. (Spokojnie! Siebie też za geniusza uważam, choć od Coryllusa-Maciejewskiego różni mnie m.in. to, że on naprawdę jest tym pisarzem i publicystą, a ja czasem tylko dzielę się jakąś, napisaną lewą ręką, własną myślą. Poza tym, oczywiście, różnimy się diametralnie zainteresowaniami, typem intelektu, życiowymi doświadczeniami i ich brakiem, itd.)

Jest to samorodny talent wielkiej klasy, a z drugiej strony, w moich oczach, smutny przykład na, nieuniknione poniekąd, wypaczanie diamentowych talentów w kraju, gdzie jedynym w miarę sensownym uniwersytetem okazuje się prasa kobieca, a wszystkie eksponowane miejsca są dawno, i na wieki, zajęte przez tzw. "resortowe dzieci" i ich pociotków. Jednak Coryllus znakomicie (i chyba coraz zgrabniej) pisze, a poza tym, co dla mnie jest chyba jego największą wartością - miewa wprost fantastyczne INTUICJE.

* * *

No i właśnie! W tekście o którym mówię, mianowicie tym oto:

http://coryllus.salon24.pl/635803,o-propagandowym-znaczeniu-slowa-ludobojstwo

gość szkicuje coś (zakładając że to zrozumiałem, ale tak sądzę), co jednocześnie byłoby wprost niesamowitą intrygą wymierzoną w Polaków, i jak na taką intrygę, wydaje się całkiem prawdopodobne. Kto by to miał realizować? A choćby Putin, któremu i cynizmu, i szachowego myślenia, i możliwości nie brakuje.

Tu zawsze są i inne opcje możliwe, choć ja wprost Anglików za każdym dosłownie świństwem dokonanym w ostatnim tysiącleciu w dowolnym punkcie globu, z Sowietami na czele, nie dostrzegam. W odróżnieniu od Coryllusa. Co nie znaczy, że moja sympatia do Anglików miałaby być przeogromna.

Zresztą także w znacznej mierze pod wpływem Coryllusa spojrzałem na Anglię jako na o wiele poważniejszego gracza, niż dotychczas (mówimy o czasach wzgl. obecnych, nie o XIX w.), choć dla mnie i teraz więcej w tych wszystkich szemranych sprawach jest "Liberalizmu", niż "Anglii" jako takiej. Choć fakt, że teraz już Anglii też ani nie lekceważę, ani nie mam do niej wiele sympatii.

No dobra, naszym odwiecznym zwyczajem zrobiliśmy sobie długaśny wstęp - wyjaśniający wszystko ab ovo i z licznymi dygresjami - a teraz do ad remu...

* * *

Na czym by miała mianowicie, spyta ten i ów, polegać owa "szatańska intryga"? Tak to by wyglądało: nagle zaczyna się w Polsce, czy raczej w nieszczęsnej III RP, nakręcać kult "żołnierzy wyklętych"... Tak? To raz. Do tego rośnie w siłę ruch kibicowski - pełen patriotyzmu, bojowy, nasza jedyna (ach!) nadzieja na wypadek np. bratniej pomoc... Tak? To dwa.

Można tutaj dodać Korwina i jego trzódkę - niby nic to sobą realnie nie przedstawia, ale krzykliwe i da się poprowadzić w całkiem dowolnym kierunku, kiedy tylko przyjdzie odpowiedni prikaz. Tak? No to dwa i pół. Do tego, jak wszyscy wiedzą, mamy, i to nie od dzisiaj, te niezliczone "ruchy autonomii": śląskiej, kaszubskiej, białoruskiej...  Zgoda? O tej ostatniej właśnie traktuje zalinkowany tekst. Coś na pewno jeszcze pominąłem, ale i tego starczy.

"Komu starczy?", pytacie... Putinowi na przykład. (Czy innej tam Merkeli, zakładając, że to jest byt autentyczny, nie zaś smętna hipostaza.) A są jeszcze i inni. Jednak Putin tutaj pasuje nam najbardziej i na razie nam wystarczy. (Nawet bez stojących w cieniu i pociągających za sznurki Anglików.)

Jak by to ten Putin miał rozegrać? Niczego tu nie odkryłem - po prostu streszczam (??) myśl, którą wyczytałem u Coryllusa, w zalinkowanym tekście, a którą uważam za niezwykle ważną, niezwykle odkrywczą, a do tego szczerze przerażającą! Myśl jest taka: tacy różni, z tych miniejszości, wspierani przez niezliczone agentury i inną swołocz, o prostych idiotach nie zapominając, zaczynają coraz głośniej "dopominać się o swoje", przy okazji plując na naszych bohaterów, w tym na "żołnierzy wyklętych".

Możliwe? Jak najbardziej przecież, zresztą to się już dzieje. Nie od dzisiaj. Jak by wynikało z artykułu Coryllusa, to się nawet nasila, a w każdym razie nasila się, i to ostro, na froncie białoruskim. Co nie jest bez znaczenia, że akurat, w tej chwili, na tym. No bo ci nasi (albo i nie całkiem nasi) kibole, oburzeni pluciem na naszych "wyklętych" i innych bohaterów - dają w dupę tym mniejszościom.

A przy okazji oni, albo ktoś w ich imieniu, dewastuje jakieś cmentarze, zabytki, świątynie... Da się to zrobić? Ależ oczywiście - nie takie rzeczy dzieją się w III RP! To z kolei oburza tamtych - te mniejszości znaczy i te ruchy separatystyczne - reagują, spirala wrogości i robienia wbrew się nakręca... Putin, żeby już przy nim pozostać, reaguje! Broniąc na przykład "braci Białorusinów" przed "poską przemocą". W sumie tak samo, jak Rosja robiła od wieków, jak czyniła jeszcze chyba intensywniej pod szyldem ZSRR, i jak Putin czyni ostatnio, na naszych oczach.

Jeśli ktoś, na przykład Putin, potrzebowałby dobrego pretekstu do interwencji - no to ci "wyklęci", plus kibole, plus agentury i paliezni idioci (od Korwina, na primier), plus oczywiście odpowiednia mniejszość i jej ruch autonomii, mu tę sprawę załatwią. Powie ktoś: "a po co Putinowi miałby być pretekst? Przecież on i bez pretekstu potrafi!" Zgoda, coś w tym jest, ale preteksty, z wielu względów, się przydają. Jak to czynią, to temat na osobny wykład, ale naprawdę dobry pretekst to nie w kij dmuchał, proszę mi wierzyć!

A jeśli ktoś ma z uwierzeniem problemy i koniecznie potrzebuje przykładów, no to powiem: na przyklad gdyby chodziło o kolejny rozbiór, z udziałem także i (choć niekoniecznie wyłącznie) naszego zachodniego przyjaciela i sponsora w Unii. Oni na przykład pasjami lubią preteksty - i to takie nieco solidniejsze od tych, które cieszą społeczeństwo Kraju Rad. No więc choćby to!

Jeśli ktoś coś zrozumiał z tego pokrętnego i długiego tekstu, to zachęcam do przemyślenia zawartej tu tezy! Która to teza, powtarzam, absolutnie nie jest mojego autorstwa, bo wyczytałem ją w zalinkowanym tekście Coryllusa, jednak uznałem, że jest to tak ważne, iż warto by dotarło także do tych Tygrysistów (ach, jakże licznych!) i ludzi jakimś dziwnym trafem mój blog odwiedziwszych, a którzy z samego źródła Corrylizmu pijać dotąd nie zwykli, więc mogą pozostać nieświadomi.

Proszę to przemyśleć! Ew. polemiki czy protesty dziwnie mile widziane, serio! Ale, jeśli my tu (raz działamy równolegle, choć całkiem niezależnie i inaczej) mamy z Coryllusem rację, to sprawa wygląda WYJĄTKOWO PONURO, a ktoś nam szykuje paskudne, cuchnące siarczanymi babelkami bagno! Obyśmy się nie dali w to wciągnąć, amen!

triarius

niedziela, stycznia 04, 2015

Raduj się kopnięta...

... "prawico" spod znaku masochistycznej i wodzonej za nos przez wszelkie agentury głupoty! Oto spełnia się twoje odwieczne marzenie! Właśnie zobaczyłem na tasiemce francuskiej telewizji, że 11 bierzącego miesiąca zostanie w Belgii dokonana eutanazja gwałciciela - na jego własną oczywiście prośbę.

Jako że przy odrobinie wysiłku każdego można w pierdlu (w paru innych miejscach też zresztą) skłonić, aby grzecznie poprosił o eutanazję - was też oczywiście, durne pajace, w razie czego, choć was komuna kocha, więc na razie pewnie pożyjecie, choć równie marnie jak dotychczas - no to się cieszcie, bo przecież było wam wciąż za mało pały na wasze kretyńskie łby i bata na zgięte od szukania nosem w ziemi za groszem plecy, Nie pasowało wam nijak, że nie ma na was kary śmierci - przynajmniej oficjalnie, prawda?

Co to za niewolnik, którego pan nie może bezkarnie utrupić, i to przy gromkim aplauzie pozostałych niewolników w dodatku? To dopiero będzie pięke, to dopiero będzie prawicowe, prawda? Pewnie zaraz przetaniecie pierprzyć o "socjaliźmie" i jak nie lubicie Unii?

Z tak głupimi prolami naprawdę ta obecna "elita" nie musi być specjalnie elitarna (no bo i nie jest) - jesteście pajace stworzone na niewolników i oczywiście niewolnikami będziecie do końca waszych dni. Nie mówiąc już o waszych dzieciach i ew. wnukach. Gratulacje! A 11. proponuję zorganizować masowe i radosne demonstracje. Oraz wystosować dziękczynną epistołę do Brukseli. Szybko - bo nie zdążycie zebrać pod nią miliona podpisów!

Tylko nie zapomnijcie w niej nadmienić, że ta cała eutanazja nie jest może aż taka zła, jak wam się wydawało! Inaczej władza może tego nie docenić. Czy może jednak nie jest to wydarzenie, które nas za tydzień czeka, aż takie fajne? Bo jeszcze nie całkiem oficjalne, tak? Bo ma być tępienie nieposłusznych proli przy dźwiękach orkiestr dętych, z obowiązkowo sprowadzoną na tę okoliczność szkolną dziatwą i delegacjami zakładów pracy? Dopiero wtedy będzie napradę słusznie i ach, jakże prawicowo? A nie socjalistycznie jak dotąd?

Może się i tego doczekacie, ale nie bądźcie zbyt wybredni. I aż tak cholernie niecierpliwi. Ważne żeby władza mogła was w razie czego bez kłopotu utrupiać - to się w sumie liczy! Tak że wasze marzenie w sumie się przecież spełnia, na waszych oczach, a jeszcze przecież władza nie powiedziała ostatniego słowa. A wiec, jak będzie? Alleluja? No jasne że Alleluja!

triarius

piątek, grudnia 19, 2014

Pyzata Zuzia, Muzy i Spengleryczny Pesymizm

Jako że my się tu często żywimy gotowym, żywym mięsem - nie zaś trawą, którą dopiero musielibysmy przerabiać na nasze własne tkanki - zaczniemy dziś od tego, że Coryllus-Maciejewski napisał tekst o pyzatej Zuzi, co to nie tylko poetka, ale także rytualnie z kolegą utrupiła tatusia, kiedy spał. I od tego wyjdziemy.

Tutaj ten tekst na szalomie: http://coryllus.salon24.pl/622152,jak-szatan-werbuje-poetow,

a tutaj na jego własnej, coryllicznej, stronce: http://coryllus.pl/?p=1940

Jest to sensowny tekst z kilkoma strzałami w samo bycze jądro, jak to, że w mrocznych czasach nie można było zostać w tym kraju poetą bez milicyjnych czy homoseksualnych kontaktów; jak to, że na Zachodzie potrzeba do tego homoseksualnych protekcji ze strony angielskiego dworu i agentury; że tzw. krytyka literacka to ściema... Jednak nie potrafię ukryć, że czytając poczułem dość znaczny niedosyt - z powodów zarówno formalnych, jak i merytorycznych, lub niemal-merytorycznych, że tak to określę.

Otóż te perły obserwacji i celności sformułowań, te strzały w bycze jądro, toną w zwykłym, sieriozno-ślamazarnym (jak na tego autora) wywodzie, z którego można by wysnuć wniosek, że cała ta "poezja" pyzatej Zuzi, to było coś poważnego, wartego w jakimś stopniu naszej (i autora) uwagi "per se"... Tak samo jak owa "krytyka literacka", która Zuzię nam wylansowała, choć ten i ów "krytyk" po prawdzie akurat się Zuzią nie zachwycił, o czym nam nawet wprost zechciał powiedzieć.

Kiedy Coryllus stwierdza, że (moimi własnymi słowy): "być może już trubadurzy to byli faceci w stylu Zuzi, którzy dodatkowo szpiegowali dla swoich mocodawców", to jest to oryginalne, błyskotliwe, ale jednak jakoś, w moich oczach, bez sensu podnosi Pyzatą Zusię i jej "poezję". Być może jestem nieuleczalnie skażony spenglerowskim widzeniem tych spraw (Nicka niestety nie ma, on by mi to zaraz skwapliwie potwierdził), ale dla mnie problem jest już w samej tej "poezji" - zuzinej i tej trubadurów.

No i, wbrew pozorom, nie jest to wcale kwestia nieistotna - więcej powiem, dla mnie jest ona być może właśnie najistotniejszą ze wszystkich! Trubadurzy mogli sobie szpiclować, możemy to oceniać negatywnie, ale jednak to co oni wyśpiewywali nie było SAMO W SOBIE czystym hołdem dla, i robotą na rzecz, TegoKtóryNieMarnujeŻadnychOkazij, jak to określa Coryllus. Czyli na rzecz Szatana, mniej lub bardziej świeckiego.

To znaczy, może oni nawet wyśpiewywali rzeczy, które się Szatanowi podobały - taki Bertran de Born, z jego elokwentnymi orgazmami na temat masakr i przelewu krwi, mógłby tutaj pasować - ale chodzi mi o to, że FORMA tych jego śpiewów nie była jednoznacznie diabelską sprawą. Forma zaś, jeśli się bardzo nie mylę, jest właśnie w sztuce najważniejsza.

Nie chodzi nam o jakieś późne, martwe i wysilone formalizmy oczywiście, nie chodzi nam o klasycystyczne wypieszczanie formy kosztem wszystkiego innego (również spenglerycznie późne, martwe i wysilone, z definicji), że o "czystej formie" nawet nie wspomnę. Chodzi mi o to, że jeżeli "sztuka" - to forma, forma przede wszystkim, a reszta, czyli "treść" (ikonografia, wyrażane idee itd.) oczywiście powinna być "kompatybilna", ale jest drugorzędna.

Dlatego też np. proza nie do końca jest "sztuką" (jak na przykład ten blogas), choćby nawet miała takie pretensje, ponieważ treść zdecydowanie dominuje w niej nad formą. (No, chyba że ktoś się cholernie sili na jakieś forsowne wygibasy, ale to już nie będzie proza.) Co oczywiście nie umniejsza znaczenia prozy (czy tego blogasa), a raczej przeciwnie!

Zawsze mnie bawiło, że nie aż tak dawno temu faceci, którzy na pewno powinni byli pisać prozą i dzisiaj by tak robili - bo mieli coś konkretnego do przekazania, albo im się tak w każdym razie wydawało - żeby być "wieszczami" i by ich dzięki temu traktowano poważnie, musieli pisać "poezje", często z prawdziwą poezją nie mające wiele wspólnego. Mówię o Norwidzie, ale dotyczy to także w jakiejś mierze nawet Słowackiego. Który przecież robi za hiper-poetę. Albo taki Wyspiański.

Ponieważ my tu bez żadnego udawania do szpiku kości jesteśmy przesiąknięci spenglerowską interpretacją historii - dla nas jest oczywiste, że proza jeszcze jakiś czas ma szansę sobie poistnieć i może reprezentować niezły poziom... Wszystkie te Spenglery, Ardreye, blogi Pana T. czy pana Coryllusa... Ale z autentyczną sztuką - "stuprocentową", nie mówimy o jakości, tylko o przewadze jej formy nad merytorycznym przekazem, tym który by ew. można podać jakoś inaczej - tą ambitną, jest bez porównana gorzej. Na co nawet, jak się pod właściwym kątem przyjrzeć, nawet pyzata poetessa Zuzia jest przykładem.

Dzisiaj mądrzy nad wyraz eksperci od sztuki powiedzą wam, np. w stosownych wykładach w telewizji BBC, że "celem artysty jest uzyskanie jak największej władzy nad naszymi emocjami". I co? I nic! Nikt się przeciw tej tezie nie zbuntuje, nie zaprotestuje, nie mówiąc już o wyjściu na ulice i wzywaniu magna voce do zrobienia czegoś z "artystami"!?

"Artystami", którzy nas przecie bez obcyndalania się łapią za to, co naintymniejszego w ogóle mamy, i zniewalają nas dla jakichś sobie tylko znanych celów? Dla mnie jest to nieco dziwne, bo cóż może być bardziej explicite szatańskiego, niż takie właśnie działania? No ale "artystyczne" przecie jak cholera, i przez to jakoś tam uświęcone - jak nam to pracowicie klarują certyfikowani znawcy,

Tak to widzę, że nikt poza Tygrysizmem (uzbrojonym z niezłomny oręż Spengleryzmu) nie idzie w tych analizach i krytykach dostatecznie głęboko, żeby potrafić dostrzec, że JUŻ sama "poezja" pyzatej panny Zusi - ba, już sama jej chęć, żeby być "poetką" - stanowi, jeśli nie sedno, to co najmniej początek problemu. Problemu, w skład którego wchodzi, przypomnijmy, bo ja się tego wcale nie wypieram, rytualne zamordowanie swego śpiącego ojca.

Powie ktoś "gdzie Rzym, gdzie Krym". Jasne, jak można porównywać! Jednak jeśli można mówić o poezji w kontekście agentur, milicji obywatelskiej, brytyjskiego dworu i homoseksualnego lobby - no to bez przesady, to nie są takie całkiem osobne sprawy: ta "poezja", w sensie choćby wyłącznie "formy", i takie różne działania, które wciąż jeszcze nie są nam lansowane jako godne pochwały.

Skoro celem artysty jest "zdobycie władzy nad naszą psychiką", czy tam "emocjami" - przynajmniej tak to niektórzy eksperci interpretują i ci właśnie zostali oddelegowania do edukowania nas  - no to to jest sprawa poważna! Każdy wie, jeśli się chwilę zastanowi, co potrafią emocje, prawda? Jeżeli zapomniał, to niech włączy telewizor. No a jeśli do tego są ci artyści manipulowani przez milicje, dwory i agentury - to bez żartów!

Toyah-Osiejuk, w którego, b. dobrze zresztą napisanym, tekście pierwszy raz przeczytałem o pyzatej Zuzi, słusznie podnosi kwestię tego przedziwnego czegoś na Facebooku, pod nazwą "Kraina Grzybów". Gdzie, w urywanych fragmentach bez sensu, dziwnych rysunkach, w poezji naszej pyzatej pannicy właśnie, itd. itd., dostrzega wyraźny satanizm. Satanizm który miałby wpłynąć na Zuzię i spowodować jej czyny. Zgoda, z opisu Toyaha ta "Kraina Grzybów" wygląda dość paskudnie, ale jak w takim razie z takim np. Picassem?

Kilka lat temu mieliśmy z Toyahem ogromną wirtualną awanturę, która rozpoczęła się akurat od tego, że on wyraził zachwyt nad Picassem, na co ja z kolei wyraziłem zdziwienie i zacząłem gościa wyśmiewać. A raczej obu gości - Toyaha i Picassa. Jeśli porównamy wpływ Picassa z wpływem "Krainy Grzybów", to sorry, ale kierunek i cel dokładnie ten sam, komusze poparcie tak samo oczywiste, a skala tysiąckrotnie większa. To się nie daje zrozumieć?

(Nie jestem specjalnie dumny z tej masy agresywnej ironii, którą głowę na biednego Toyaha wtedy spuściłem, choć sam się o to prosił próbując mnie zniszczyć własną, pożal się Boże, ironią. Plus sprawa tego "Blogera Roku", który to tytuł Toyah otrzymał od samego Żakowskiego, a o co wielu miało doń pretensje, on zaś wtedy odbieral wszelką krytykę swej osoby jako perfidną nagonkę.)

Żeby jeszcze dzisiaj to ew. zakończyć i nie musieć pisać następnych odcinków, powiem tak... Kiedyś sztuka, ta ambitna (dla spenglerysty "Ornament") to było POSZUKIWANIE PRAWDY. Prawda, Religia, Bóg, Matematyka, Natura (na ile była dla tych ludzi interesująca), Proporcja, Harmonia - to było, w głębokim sensie, JEDNO. Absolutne i najważniejsze ze wszystkich spraw.

Wielcy artyści popychali swoją sztukę o krok dalej w stronę tej Prawdy, a artyści mniejsi robili swoje, adorując i popularyzując ową Prawdę, w tym miejscu, do którego ich ci wielcy doprowadzili. (I też było super!) Tak oni to widzieli i nie mieli co do tego cienia wątpliwości. Oczywiście nie chodzi o to, że na pewno muzyka XVI w. jest "lepsza" od chorału z wieku X, albo że Caravaggio jest jednoznacznie "lepszy" od Fra Agelico...

Mimo że ci późniejsi byli "bliżej" tej Prawdy, do której oni wszyscy dążyli. Prawdy ich cywilizacji (a bardziej po spenglerowsku ich "Kultury"), która dla nich, a także dla odbiorców ich sztuki, była prawdą OBIEKTYWNĄ. (Da to się zrozumieć?) Jednak to, że byli "bliżej", wcale DLA NAS nie stanowi o automatycznie większej wartości tej sztuki. My tam widocznie szukamy czegoś innego - na dobre i złe. (Interesująca myśl i chyba dość odkrywcza.)

Potem, nie musimy w tym miejscu ustalać dokładnie kiedy, zresztą dla różnych rodzajów sztuk ta chronologia jest nieco inna, misją sztuki stało się łechtanie zmysłów burżujów, "wyrażanie niepokojów swojej epoki", "krytyka rzeczywistości", "wychowywanie nowego człowieka" (choćby to było i jego "uszlachetnianie"), "budowa nowego społeczeństwa", "dawanie głosu tym co go nie mają"...

Teraz zaś jest to już niemal jedynie "uzyskanie władzy nad naszymi emocjami" - co może być robione jako cel sam w sobie, albo też w jakimś innym, "ważniejszym i konkretniejszym" celu. W dodatku sztuka - ta współczesna - nie może po prostu żyć bez handlarzy, objaśniaczy, krytyków, sponsorów, ministrów, bankierów, spekulantów i policji.

Trudno przypuścić, by to całe towarzystwo miało wyłącznie "artystyczne" kryteria co do tego, co do nas dotrze jako "arcydzieło", a czego autor zemrze z głodu prywatnie lub w spokojnie odpłynie w niebyt po długim pobycie w zakładzie zamkniętym, Zresztą to też by nie robiło nam wielkiej różnicy, bo autentyczny "gust" tych pomocników, sponosorów i objaśniaczy, także, w mojej opinii, władny jest zatruć miliony dusz. Samym sobą - pomijając nawet wszelkie celowo zdrożne cele i agenturalność.

Z celami tego towarzystwa jest chyba jednak raczej wprost przeciwnie. One są ściśle określone i nie-do-końca "artystyczne". Jakby z tym tam nie było - dla mnie SAM ten fakt, że "celem sztuki jest zdobycie władzy nad naszymi emocjami". wystarcza, by uznać tę sztukę za syf i, jeśli ktoś lubi tę terminologię, dzieło szatańskie.

Czy robotę satanistów, mówiąc inaczej, bo ktoś, kto chce nade mną, nad moimi emocjami, zdobyć władzę - nieważne czy z próżności, dla zysku, czy w jakichś jeszcze bardziej ponurych zamiarach - to dla mnie satanista na pewno nie mniej groźny od takich co palą Biblię i odmawiają "Ojcze nasz" od tyłu. Może i dzisiaj są jeszcze jacyś pojedynczy prawdziwi poeci (jak Kelus), ale INSTYTUCJA "Poety" i INSTYTUCJA "Poezji" to jest dno, które nas duchowo patroszy i resztę składa w dani Belzebubowi.

(A propos Kelus... Chcecie drobny przykład prawdziwej, a przecie współczesnej, poezji? Oto: "szesnaste miejsce na świecie w konkursie na samotność zajął księgowy w GSie". Chodzi za mną od trzydziestu lat, a przecie nie ma w tym żadnego zadęcia czy pretensji do ponadczasowej wielkości.)

To samo dotyczy malarstwa, rzeźby, muzyki... Oczywiście łatwo jest mówić tu o Heavy Metal, ale mi chodzi nie o taką łatwiznę, tylko o to, że każda "sztuka" traktowana śmiertelnie poważnie (bo jeśli nie aż tak poważnie, to sprawa staje się błaha) jest DZIŚ (w tej późnej, schyłkowej epoce) Z ZAŁOŻENIA czymś nieludzkim, zwyrodniałym i - jeśli ktoś chce - "szatańskim".

To, że młodzi ludzie, na których zrobiła wrażenie jakaś dawniejsza poezja, zechcą sami coś podobnego napisać, żeby się "sprawdzić" itd., nie jest samo w sobie niczym zdrożnym. Jednak powinniśmy traktować to mniej więcej tak, jak pryszcze-zachciewajki, mimowolną masturbację na lekcji fizyki, łamanie się głosu z powodu mutacji itd. Robienie z tego misji i wmawianie dzieciakowi, że dokonuje właśnie czegoś wielkiego, to idiotyzm, a może i dużo gorzej.

We wspomnianym tutaj artykule Coryllusa raziło mnie może najbardziej poważne traktowanie tych szemranych "krytyków". A co taki ktoś może w opóle wiedzieć o poezji - nawet zakłądając, że nie jest wprost idiotą czy agentem wpływu? Skoro nagrodę Nobla dostaje "oszalały Mozart poezji" w postaci ewidentnej grafomanki... (Swoją drogą to dęte określenie, użyte w oficjalnym uzasadnieniu, jest równie grafomańskie. Wart Pac pałaca!)

Jak jej tam było? Naprawdę nie pamiętam. Wiecie o którą chodzi, nie? (Po kwadransie mi się przypomniało: Szymborska.) Oczywiście - babsko pisało całkiem sprawnie, umiało rymować, miało spore słownictwo... Jednak Z POEZJĄ nie miało to nic wspólnego (i pomijam tu całkowicie różne jej ody do Stalina), a udawanie jest w tej akurat sprawie wyjątkow obrzydliwe, przynajmniej w moich oczach.

No, ale jeśli tylu ludzi, o niby wyrobionym smaku (hłe hłe!), zachwyca się jeszcze o wiele koszmarniejszą grafomanką Osiecką.. No to o czym my w ogóle mówimy? To w ogóle nie jest poezja, a jeśli gdzieś się jakaś poezja w tych podłych czasach w ogóle pojawia, to tylko ukradkiem, przemykając się - a na pewno nie z zadęciem, pieniami krytyków i milionami ze spadku biednego oszukanego Nobla!

To samo zresztą dotyczy i filmu - żeby nie było że nie! Może w nieco mniejszym stopniu, bo w filmie jednak "treść" może mieć większą wagę w stosunku do formy, niż np. w poezji, ale jednak. Podobnie z teatrem. W ogóle, jak ja to widzę, to WSZYSTKO co jest dziś, i od co najmniej XIX w., w dziedzinie "sztuki" robione z pełną powagą, tak jak była robiona sztuka dawna, ta do powiedzmy XVII w., to oszustwo, albo i gorzej. A co dopiero, kiedy taki celuje w nieśmiertelność i ruszanie z posad!

Dotyczy to tak samo pisanych w XXI w. oper, patriotycznych kantat o Żołnierzach Wyklętych (choć tu chociaż zamiar może być słuszny, albo i nie), ambitnych dzisiejszych obrazów czy rzeźb, oraz każdej architektury próbującej "stworzyć coś naprawdę nowego" (bo to co już istnieje, jest wystarczająco koszmarne, załgane i upodlające człowieka zmuszonego to oglądać, albo, o zgrozo, w tym żyć, a to "nowe" zawsze okazuje się jeszcze gorsze), jak i facebookowej poezji różnych pyzatych nastolatek - choćby nawet jeszcze rytualnie nie zdążyły zaszlachtować ojca.

Mówię o "tworzeniu" - nie o odtwarzaniu! (Choć po prawdzie rzępolenie dziś Beethovenów i Wagnerów tego świata, że nie wspomnę o Stockhausenach i Pendereckich, uważam za oszustwo, skrajną głupotę, drewniane ucho, albo smutną ekonomiczną konieczność. Ale my teraz nie o tym.)

I na tym właśnie polega ów pesymizm, wyrażony w słowach Spenglera, że "optymizm jest tchórzostwem"! Pięćset lat temu dziewczyna w wieku Zuzi mogła być autentyczną poetką - dzisiaj jest to niemal niemożliwe, nawet jeśli nie zaangażują się w to szemrani krytycy, znawcy i handlarze. Jeśli zaś oni się w tę "poezję" zaangażowali, no to z całą pewnością będzie to szatańska i zatruwająca dusze sprawa. Dixi!

triarius

piątek, sierpnia 30, 2013

Rocznicowo

Dzisiaj uczcimy tu sobie rocznicę. Nie jest to na tym blogu  zjawisko częste, ale czasem warto zrobić coś nietypowo. Zaczniemy jednak, dość na odmianę typowo, od całkiem innej strony, żeby przez krótki moment nikt nie wiedział do czego zmierzamy.

Pierwsza RP była wspaniała, prawda? Tylko, z całkiem niewiadomego powodu, najpierw się skończyła, a potem jej późne wnuki miały, z drobnymi przejaśnieniami, tylko gorzej i gorzej. Nie mówiąc już o tym, co nas samych czeka i nasze ew. potomstwo.

No a jak było z "wielkim wolnościowym zrywem Polaków" w lecie roku 1980? Bardzo podobnie, jak się chwilę zastanowić. Najpierw cudnie, "jak Polak z Polakiem", "walka bez użycie przemocy" i masa tego typu nabrzmiałych humanizmem spraw... A teraz mamy co mamy. To samo co skutkiem Pierwszej RP, tylko w wiele szybciej.

Ja sam brałem żywy udział w strajkach sierpnia 1980, strajk razem z kumplem zorganizowałem w swoim zakładzie, a byliśmy jednym z kilkunastu, jak dobrze pamiętam, pierwszych strajkujących zakładów w Gdańsku. Potem byłem np. delegatem z tego zakładu do Stoczni Gdańskiej. Mówię to nie po to, żeby się puszyć, bo i nie ma za bardzo czym. W porównaniu z prawdziwym bohaterstwem to nie było wiele, a że nie lubilem komucha...?

Cóż, faktycznie dziwnie wielu rodaków nie było aż tak źle do kochanej waadzy nastawionych, ale to też nie jest chyba osiągnięcie na miarę, powiedzmy, napisania Misia 2 i 3. Chodzi mi o to, że brałem w tym udział i nie mam oczywiście najmniejszego zamiaru głosić, że każdy kto się w to angażował był agentem czy choćby politycznym idiotą.

Agentów tam oczywiście, jak dzisiaj wiemy (kto wie, ten wie) nie brakowało, ale porządnych ludzi także. Tyle że... Kto miał na przebieg zdarzeń i ich skutki większy wpływ? Tu niestety muszę jednak postawić na agentów, przykro mi!

Nie wiem, czy każdego stać na takie intelektualne osiągnięcie (choć kto dobrowolnie czyta mojego blogaska tępy raczej nie jest), ale proponowałbym drobne ćwiczenie. Intelektualne właśnie. Andrzej Gwiazda, podczas jednej z tysięcznych dyskusji na temat Bolka, rzekł był kiedyś coś w tym duchu, że: "Gdyby Wałęsa nie był agentem, to by nas wszystkich w tym WZZ po prostu wymordowali".

No i ja bym proponował się po prostu nad tym przez chwilę głębiej zastanowić. Wyłączyć telewizorek, odłożyć ulubioną gazetkę, kazać się kobiecie na moment zamknąć, wywalić dzieciaki na podwórko (robi się to jeszcze?)... I pomysleć.

Nie wiem, czy każdy kojarzy, co to były WZZ'ety. Może nawet nie każdy kojarzy (sukces obecnej waadzy i tych wszystkich licznych Bolków z "S", o których tak okrutnie nie chcemy pamiętać!) kto to Andrzej Gwiazda. Mówię krótko: WZZ to Wolne Związki Zawodowe, czyli coś, na czego jakakolwiek komusza władza, łącznie z samymi sowietami, absolutnie nie mogła sobie pozwolić. Z powodów zarówno ideologicznych, jak i praktycznych, bo to, gdyby pozwolono, mogłoby się błyskawicznie rozprzestrzenić. Ze strasznymi dla sowietów i światowego postępu skutkami.

Andrzej Gwiazda zaś (aż wstyd mi, że to muszę mówić) to był wybitny, autentyczny działacz opozycji, WZZ właśnie i "Solidarności". "Oszołom", "ekstremista", konkurent Bolka w walce o władzę w "S". Do tego patriota. Słusznie więc zapomniany i zmarginalizowany, na rzecz takich bohaterów jak nowoodkryta puszysta tramwajarka, czy wspomniany Bolek. (Andrzej Gwiazda mieszka zresztą, wraz ze swą równie wspaniałą żoną Joanną, niedaleko ode mnie i czasem ich spotykam. W sensie widzę i kłaniam się, a oni się jakby dziwią. Osobiście ich nie znam, z nim rozmawiałem raz krótko zaraz po Sierpniu.)

Władze za Gierka wielu ludzi, nawet opozycjonistów, nie zamordowały - to nie to co fala samobójstw, która nie tak dawno dotknęła nasz kraj, ale KOR to jedno, czy nawet coś o wiele mniej lewackiego i bardziej autentycznego - ale WZZ to nie były żarty.

Zaangażowanych było w to niewielu ludzi, których nawet tacy opozycyjnie nastawieni goście jak ja, i coś tam dla opozycji robiący, uważali za desperatów prowadzących beznadziejną walkę, którzy niestety, muszą prędzej czy później źle skończyć. (Przykro mi, ale tak to właśnie widzieliśmy. Walka walką, ale tamto to było po prostu samobójstwo. W naszych oczach.)

Tak więc, jeśli Andrzej Gwiazda coś takiego jak tu przytoczyłem powiedział, to raczej coś w tym było, i to nie była raczej żądza autoreklamy czy spóźniony o wiele lat irracjonalny lęk. Warto się, w każdym razie, nad tym jednym krótkim zdaniem zastanowić. Wiele nam mówiono o "Solidarności", wiele sami przemądrych kwestii większość z nas wygłosiła przez te lata, ale tutaj mówi nie byle kto i dość nietypowe rzeczy.

Może to nie być prawda? Niby może, ale wątpię. Bardzo wątpię. Na pewno dla mnie jest w tym bez porównania więcej prawdy, niż w rzekomym sukcesie Polaków "bez użycia przemocy". Dla mnie po prostu Andrzej Gwiazda powiedział tu rzecz zasadniczą, która ujawnia całą praktycznie prawdę o tamtym "wybuchu" i "Solidarności".

Oczywiście - wybuch buntu, a potem radości i entuzjazmu - był u wielu absolutnie autentyczny. Wciąż pamiętam ten "wspaniały" rok, a nawet nieco ponad. Mimo wszystkich prowokacji, mimo tego, że cały czas trzeba było się w słowach, o czynach nie mówiąc, ograniczać... "Jak Polak z Polakiem" i inne takie pierdoły... To był jednak, na tle życia w epoce późnego Gierka, fascynujący i radosny rok. Nie mówiąc już na tle Jaruzelskiego.

Tylko że my teraz mówimy nie o autentyczności tego czy owego indywidualnego przeżycia, tylko o WALCE z komuną, o "zrywie wolnościowym", o "prawie powstaniu", o "SZANSIE na godne wreszcie życie"... Czyi, turpe dictu, o POLITYCE i HISTORII.

No i w tych kategoriach to ja się niestety obawiam, że to jedno krótkę zdanie Andrzeja Gwiazdy mówi o tamtym "zrywie", o "Solidarności", o "walce bez użycia przemocy", praktycznie wszystko.

Jeśli Andrzej Gwiazda ma rację, to BOLEK BYŁ INTEGRALNĄ CZĘŚCIĄ WZZ! Oczywiście nie w tym samych charakterze co Andrzej Gwiazda, Krzysztof Wyszkowski czy (ojciec mojej nieżyjącej już koleżanki z pracy i z "podziemia") Jan Zapolnik. Jednak bez Bolka WZZ by szybko nie było, bo by jego działaczy wymordowano. (Faktycznie procesy, nawet w dobrym sowieckim stylu, w grę raczej nie wchodziły. Byłoby to propagandowe samobójstwo dla ruchu komunistycznego. Trochę przesadzam, ale "samobój" na pewno.)

Bez WZZ zaś nie byłoby "Solidarności", tak? No więc wynika nam, że Bolek był integralną częścią "Solidarności". No i raczej to nie my - ci porządni - kontrowaliśmy jego, i tych, którzy jego kontrolowali, tylko odwrotnie. Prawda?

I dla mnie jest to w sumie wszystko (poza ckliwymi wspominkami starszych panów, choćby nawet mieli pręgowane futro), co o "Solidarności" i tamtym "wolnościowym zrywie" dzisiejszy polski patriota musi wiedzieć. Tylko tyle i aż tyle!


triarius

niedziela, sierpnia 18, 2013

Pan jeszcze nie szczepujesz, panie Tuszk!

- Pan jeszcze nie szczepujesz, panie Tuszk! Pan dalej szikasz. Pan udajesz. Tu eweryłer mogą bycz kameras.

- ...

- Pane Tuszk... Dobrze, że pan potrafilesz sze urwacz na to szpotkanie. I kongratulejszyns sze panu sze udało... sze pan... sze udało ten słup... sze panu sze udało zostać ten słup... ten prajnminister.

- ...

- Ale pan wiesz, sze pan jestesz słup i pan zależysz od tych... Sam pan wesz. I my mamy dla pana, panie Tuszk... propoziszion.

- ...

- Pan, panie Tuszk... Weźmiesz pan do tego swojego gowernment... Rozumiesz pan, panie Tuszk? Pan weźmiesz... Bardzo mądry czowiek! Rebe Roszto... Rosztoszki, panie Tuszk!

- ...

- To nasz czowiek, panie Tuszk. Pamiętaj pan. Bardzo mądry czowiek! On wszystko zrobi jak czeba.

- ...

- Rozumiesz pan, panie Tuszk? Czy pan za... zamieszasz? Jes, zamierzasz... Panie Tuszk... Dalej bycz tym ich słupem? Det iz rili... Naprawdę, pane Tusz... Niez.... Tak, niezbyt... Luksusowa profeszion!

- ...

- Pan weźmiesz nasz człowiek, panie Tuszk... Bardzo mądry człowiek, rebe jakmutam... Roszto... On się do pana zgłosi, panie Tuszk, pan go za... pan mu dasz ten posadę...

- ...

- I my będziemy o ciebie dbać, panie Tuszk! Nic się ci nie sztanie, jak... jak długo... nasz człowiek będzie u pana ten minister. Tak panie Tuszk? Umowa sztoi?

- ...

- I pamiętaj o naszej umowie! Pan możesz hara... hara... hara... tacz w ta...

- ...

- Gała... Tak panie Tuszk? Pan kopiesz ta... ta kula, a my reszta! Nasz człowiek, Rosz... jakmutam... Szwsztowsz... Terible macie ta prononcjaszon.... Chyba się pan nie obrazisz, jeszli powiem "dziki kraj"?

- ...

- Szwsz... cz... ki... Ros na początku... Umowa sztoi, panie Tuszk? I nigdy pan tego nie zapomnisz. Bo wtedy... Wiesz pan co... Tak panie Tuszk?

- ...

- Pan mu dajesz absolutly wolna ręka. Zrozumiano, panie Tuszk?

- ...

- Teraz pan możesz oczepacz, panie Tuszk. (Blady hel, czo za barbarik lengłydż!)

triarius

środa, października 24, 2012

Putinie, obudź się!

Aktualny cytacik z jednego pana:
Gramy teraz na przejęcie elektoratu PO. By odebrać elektorat PO trzeba, oczywiście, krytykować zdradę liberalizmu dokonaną przez PO – ale atakować PiSi zdecydowanie odciąć się od jakichkolwiek kompromisów z narodowymi socjalistami. Oczywiście wartości narodowe TAK, oczywiście przedwojenna „stara” eNDecja TAK, oczywiście Adam Heydel, Edward Taylor i Roman Rybarski TAK, TAK, TAK – natomiast przedwojenne ONRy zdecydowanie NIE.
Kto to mógł rzec? Któż by, jeśli nie jedyny prawowity dziedzic dorobku N***dowej D***kracji!

(To NIE jest kpina z Endecji! To jest kpina z tego pana - który rzuca "narodowymi socjalizmami", co jest zresztą po prostu DONOSEM, a sam przyznaje się do Narodowej Demokracji, plując na nacjonalizm, plując na suwerenność narodu, plując pryncypialnie na demokrację i pisząc to słowo właśnie tak, jak tu powyżej widać. Absolutna paranoja!)

Putinie, obudź się! Alzheimer, skleroza, demencja starcza, totalna już kompromitacja... i NIC?! Czego wam potrzeba? Publicznego niedotrzymywania? (Moczu, nie obietnic.) Naprawdę musicie zajeździć każdego agenta do ostatniego tchu?!

Jasne - ten pan ma na koncie całą masę sukcesów, służył wam wiernie przez dziesięciolecia... Ale teraz już tylko wierne, ale litość litość jedynie budzące, internetowe trolle mu zostały i tego typu wypowiedzi. Nikt wam tego tam do Moskwy nie przekazał? Jak działa ta wasza agentura w końcu? Miała niby być taka skuteczna, a tu co?

Litości dla zużytego agenta! W waszym własnym, dobrze oczywiście pojętym, interesie. Przecież inni agenci, nie całkiem jeszcze zamuleni przez sklerozę, widząc to, się po prostu zdemoralizują! Nie tak się postępuje z wysłużonymi rumakami bojowymi! Na jakaś łączkę go, albo, w ostateczności, na kiełbasę. Litości!

No, chyba że chcecie wszystkich humorystów w III RP puścić z torbami. Zaiste szatański byłby to plan! I to by faktycznie mogło, wedle niektórych, być do was podobne. Azjatycka mentalność i wpojone tatarskim batogiem tradycje. Takie rzeczy o was faktycznie niektórzy mówią. (Bez urazy oczywiście.) Ale wy przecież nie tacy, prawda?

Hej tam, pobudka!

triarius

czwartek, czerwca 14, 2012

Jak rozpoznać spetznaza?

Jak rozpoznać spetznaza - wśród ruskich kibiców, albo gdzieś? Wot zagwozdka, prawda?

Ale spokojnie - "Szarżujący Bawół" przychodzi z pomocą. Jak zawsze.

O proszę - po tym można go rozpoznać, co tu pokazują:

http://slava.su/ChASY-SPECNAZ/View-all-products.html

Na wszelki wypadek, gdyby nasz spetznaz miał się okazać nonkonformistą, warto sobie jeszcze utrwalić w pamięci te tutaj:

http://slava.su/ChASY-AVIATOR/View-all-products.html

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.

czwartek, maja 03, 2012

Bobry i anakondy

Ten wpis dedykuję jednej mojej znajomej, która od dawna przekonuje mnie, że wrogowie i przyjaciele w polityce się zmieniają, a USA to dokładnie taki sam (jeśli nie gorszy) wróg Polski jak Rosja...

Na co ja odpowiadam, że jednak nie. Że Rosja to coś zupełnie specjalnego, nie mówiąc już o tym, że tuż obok, że ma tu wciąż taką ilość swoich... Od Wajdy z... jak się ten pajac nazywa...? Olbrychski chyba... Od tych, po Jaruzelskich i Komorowskich, z całym WSI na dodatek i nie tylko.

To jednak nie tylko to. USA faktycznie podbija świat i wszystkie te hamburgery, hollywoodzkie filmy i Myszki Miki to dla spenglerysty w sumie takie samo imperium, jak każde inne, ale jednak to działa wolniej od łagrów i kul w potylicę, i jeśli już człowiek musiałby wybierać, to także jest nieco milsze.

Poza tym USA podbija w ten sposób CAŁY świat, a nie akurat jakoś szczególnie Polskę. Gdzie oczywiście mamy problem z bezczelnymi żydowskimi roszczeniami i innymi tego typu sprawami, ale nawet to jednak nie całkiem jest tym samym co wspomniane kule i łagry. 

Rosja jako państwo, jako państwowa idea, jako wizja świata i wizja swojej w nim roli, to absolutny NIHILIZM i pogarda dla wszystkich zachodnich wartości. Im lepsze, większe, ważniejsze - dla nas, ale także, mam nadzieję "obiektywnie" - są te wartości, tym większą nienawiść wzbudzają one w prawdziwym rosyjskim polityku... I co gorsza - także w każdym gorącym rosyjskim patriocie!

Z wyjątkiem oczywiście tych prozachodnich, którzy od stuleci tam istnieją i którym się od stuleci wydaje, że ten liberalny świat, któremu od dawna już Ameryka przewodzi i daje wzorzec, to cel do którego trzeba absolutnie dążyć i w ogóle ziemski raj. Ale ci zawsze jakoś przegrywają z tamtymi - tymi, którzy Zachodu nienawidzą i nim gardzą, Rosję zaś uważają za tym cudowniejszą sprawę, im bardziej obrzydliwą w oczach Zachodu przybiera formę.

Ma to oczywiście jakiś tam pokrętny związek z tym, że Rosja, i jej wciąż niewykluta Kultura (spenglerycznie mówiąc, mówiąc prosto - cywilizacja) od stuleci, a konkretnie od Piotra I, znajduje się w pseudomorfozie, właśnie w stosunku do Zachodu. Ta więc nienawiść daje się w sumie dość łatwo zrozumieć, ale jej konkretniejsze przejawy już nie. Nie człowiekowi Zachodu w każdym razie.

Dla jakichś innych - ani Rosjan, ani ludzi Zachodu - ten nihilizm w stosunku do wartości Zachodu zapewne nie jest aż tak rażący. Nie raz więc może być traktowany jako sprzymierzeniec w walce z Zachodem i narzucanej przez niego całemu praktycznie światu pseudomorfozie (jeśli nie gorzej, bo wiele wskazuje, że te zdominowane cywilizacje już się nigdy nie mają szansy podnieść), innym zaś razem jako coś obcego i nie do wytłumaczenia.

Sporo by można jeszcze na temat tej tajemniczej rosyjskiej duszy - a raczej tajemniczej duszy rosyjskiej polityki i rosyjskiego państwa (jak by się ono aktualnie nie zwało), ale to może innym razem. (Swoją drogą niedawno w Nowym Państwie opublikowano b. interesujący tekst Mariana Zdziechowskiego, sprzed pierwszej wojny światowej jeszcze, właśnie na ten temat. Polecam!)

I co z tego, spyta ktoś, że Rosja nienawidzi, gardząc nimi jednocześnie, zachodnich wartości? A to, odpowiadam, iż w tym sensie to Polska rzeczywiście jest częścią "łacińskiej kultury", że opiera się na zachodnich, w znaczniej mierze w jakimś tam sensie rzeczywiście "łacińskich", wartościach.

W odróżnieniu od wielu piewców różnych sarmatyzmów i słowiańskości, ja skłaniam się do poglądu, że większość z tego, co dobre w naszej historii, a także w naszej teraźniejszości, to jednak ta zachodniość. Czy, jeśli ktoś woli, "łacińska cywilizacja". A w każdym razie sposób, w jaki adaptowaliśmy ją z trudem to tych naszych trudnych peryferyjnych i niebezpiecznych warunków. Reszta to w znaczniej mierze Szela, Komóra i P*kot!

Na zakończenie i w skrócie pojadę Ardreyem i powiem tak: Rosja jest jak drapieżnik, który żadnego mięsa tak bardzo nie lubi, jak polskie, a do tego ma super warunki, żeby właśnie to mięso sobie upolować. Dla Rosji upolowanie Polski to sprawa żywotna i po prostu WAŻNY CEL. (Dla mnie to zresztą raczej nie tygrys czy lew, a coś obrzydliwego, jak np. anakonda, która obślini i będzie połykała przez długi, długi czas.)

Ameryka to oczywiście nie jest żaden chór anielski i swoje także ma za pazurami, ale to raczej coś takiego, przynajmniej w porównaniu z Rosją, jak bobry potrafiące swymi tamami i groblami powodować powodzie. (Czy to prawda z tymi bobrami, czy też nie, nieważne! Zakładamy, że tak jest.)  Pewnie nie ta skala, tylko o wiele większa, ale to jakoś tak. Albo powiedzmy stonka ziemniaczana, czy stado pawianów, niszczące plony.

A Niemcy, spyta ktoś? A Anglia? A jakiś inny muzułmański fundamentalizm? A Unia Europejska wreszcie? Te rzeczy dla mnie są gdzieś POMIĘDZY amerykańskimi bobrami (stonką, pawianami) i rosyjską anakondą uzależnioną od polskiego mięsa. Niemcy stosunkowo (choć z mniej demonicznych powodów) blisko anakondy. Anglia bliżej bobra. Unia anakondy... Itd.

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.