Pokazywanie postów oznaczonych etykietą inwigilacja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą inwigilacja. Pokaż wszystkie posty

sobota, grudnia 05, 2020

Noś maseczkę!


Noś maseczkę - Kochanej Waadzy będzie nieco trudniej cię inwigilować!

triarius

środa, maja 15, 2019

U mnie dosłownie każdy ważny temat...

,,, został gruntownie naświetlony zanim pies z kulawą nogą zaczął o tym głośno mówić.

Do pisania już nnie chyba nikt nie skłoni - czytajcie sobie Ogórki, Gadowskie i Ziemkiewicze, skoro wolicie (a jest przecież masa o wiele gorszych), ale jednak lubię się czasem pochwalić swymi proroczymi talentami i przenikliwością. Pedofilia? Proszę bardzo! Na pewno było o tym coś więcej, ale i to powinno wystarczyć, żeby kto potrafi mógł ocenić, kto tu kojarzy i umysłem swym piorunowym przenika, a kto jakby mniej, choćby i...

Rok 2011 - Robin Hood i pedofile:


Rok 2019 -  O nadaniu imienia Moniuszki Dworcowi Centralnemu w Warszawie:


Enjoy!

triarius

piątek, maja 08, 2015

Niemal wszystko co musicie wiedzieć o realnym liberaliźmie

Realny liberalizm brawurowo zwalcza problemy, które bez niego nawet by się nikomu nie przyśniły. Posiada do tego rozliczne tajne bronie, okresowo mniej lub bardziej modne, z których czołową jest w ostatnich czasach totalna inwigilacja.

* * *


Powyższe to oczywiście parafraza znanego stwierdzenia Stefana Kisielewskiego na temat socjalizmu. Nawiasem mówiąc ten Kisielewski wygląda mi coraz bardziej na wyjątkowo paskudnego agenta wpływu, alternatywnie na wyjątkowo durnego użytecznego idiotę. Kiedyś, w mrocznych czasach PRLu, przyznaję, sam go ceniłem, ale do czego nas wiara w te jego wymóżdżone pierdoły doprowadziła, to aż zgroza pomysleć. W końcu Kiszczak to część systemu i po prostu wróg, Michnik, wbrew złudzeniom niektórych, tak samo. Pozostają tacy jak Kisielewski i K*rwin, a tutaj ten pierwszy wydaje się być "prorokiem większym" (by użyć znakomitego określenia by St. Michalkiewicza). 

No, ale co ja tam mogę wiedzieć na takie agenturalne tematy. To czyste intuicje, tyle że one często nieźle mi służą.

triarius

środa, czerwca 13, 2012

Na marginesie Ojro 2012 w piłce kopanej

UEFA musi być chyba o wiele silniejsza od wielu dzisiejszych "państw narodowych", a już z całą pewnością od takiego "państwa narodowego", jak III RP (zwana także, i słusznie, "PRL bis", a przez durniów i naiwniaków "Polską"). Sporo już się w ostatnich latach działo takich rzeczy, które by o tym świadczyły, ale fakt, że UEFA potrafi dać prztyczka nawet Putinowi - w sprawie tych tam stewardów pobitych przez ruskich kibiców - któremu wszyscy inni, z nadzorcami polskiej hołoty, potrafią tylko włazić w dupę - świadczy o tym całkiem już niedwuznacznie.

* * * * *

Zwrócił ktoś uwagę na stroje piłkarzy na Ojro 2012? Jak mało przypominają one to, co reprezentanci tych samych krajów nosili jeszcze kilka lat temu ("wstecz", jak mawiano za średniego Gierka)? Wczoraj (a właściwie to, pedantycznie do sprawy podchodząc, już przedwczoraj) grali sobie np. Szwedzi z Ukraińcami.

Ukraińcy jakoś tam jeszcze byli na żółto i niebiesko, ale Szwedzi mieli czarne, a przynajmniej tak to wyglądało w moim telewizorze, który kolory pokazuje całkiem wiernie, z żółtym pasem na ukos, niczym jakaś szarfa. To była już naprawdę awangardowa wariacja na temat barw narodowych Szwecji, nowe odczytanie i co tam kto chce, ale większość innych reprezentacji także nie sroce spod ogona. Czy raczej nie żeby z nich jakieś nacjonalizmy wychodziły.

Oczywiście reprezentacja III RP się w żaden sposób nie wyłamała. Ruscy nie byli na "narodowo", za to na czerwono, z malutką trójbarwną ruską flażką na cycku. Ta czerwień, w ich przypadku, nie wydaje się być wielkim ustępstwem na rzecz postępowych pragnień UEFA, czy nowej światłej rzeczywistości, w której państwa narodowe, jak wiemy, są przeżytkiem. No, ale to ruscy. U nich nawet demonstracje pedałów się bija i nikt wielkiej sprawy z tego w Obozie Postępu nie robi.

Holandia także była dość chyba pomarańczowa. No, ale za to szaliki kibiców III RP (dla naiwnych i agentury "Polski") mają na sobie CZERWONEGO orła na białym tle. Takiemu to nawet korona nie pomoże! Choć, z tego co pamiętam, i z tą koroną były spore problemy.

W każdym razie UEFA wyraźnie dąży do zatarcia związku reprezentacji "narodowych państw", skoro jeszcze istnieją i wywołują jakieś tam emocje, z ich narodami. Zatarcia, a z czasem z pewnością zerwania. I całkiem nieźle jej się to udaje. Sojuszników ma zresztą licznych i potężnych, a kto niby miałby się sprzeciwić?

* * * * *

Sporo się mówi - jak zawsze zresztą, od lat, ale w związku z Ojro 2012 jakby jeszcze więcej - o rasiźmie kibiców. Że wydają dźwięki i obrażają kolorowych graczy przeciwnika. Ja sobie czasem jednak, oderwawszy się od kąpa, chodzę po świecie, widzę nawet czasem jakichś kolorowych, albo nawet wprost czarnych... I co? I nic! Żaden z nich nie wydawał mi się zastraszony, zalękniony, zahukany...

Nigdy nie widziałem, żeby ktoś na takiego krzywo spojrzał, a co dopiero powiedział mu coś nieprzyjemnego, broń Boże potrącił, czy cokolwiek fizycznie. Choćby sobie szedł objęty z atrakcyjną miejscową babą. Choćby sobie przy tym głośno rozmawiał i się śmiał, a dookoła zabidzone, zatyrane, spsiałe, zmarnowane ofiary III RP i liberalizmu w ogólności.

Ale nic mu nikt nie powie, nikt na niego krzywo nie spojrzy! A piłkarzy kibice jednak tak. Z pewnością reżimowe media przesadzają, koloryzują, robią propagandę, ale jednak coś tam się dzieje. Dlaczego? Pisałem kiedyś o tym w tekście "Dlaczego buczą kibice".

Czy jakoś tak się to zwało. Było tam o ardreyiźmie, ewolucji grupowej, Maleszce (co u niego swoją drogą?), i dlaczego w ogóle przyzwoitość mogła przetrwać, skoro, jak to widzimy na każdym kroku, podłość i skurwielstwo popłaca. Ten mój tekścik można sobie odszukać.

Dodałbym do tego, com wtedy napisał, że tak mi się widzi, że to nie tyle chodzi o wrogość wobec kolorowych zawodników, co o wrogość do kolorowych zawodników grających w drużynach, gdzie ci kolorowi zawodnicy nie są "naturalni". Czyli, że gdyby miała być "prawdziwa" - w oczach tych kibiców - reprezentacja jakiejś tam Norwegii czy Czech, to by wszyscy, z konieczności, naturalnie, byli biali.

I ci kolorowi zawodnicy jakoś to, w oczach tych kibiców, choć przyznam, że do mnie to też trafia, bo bardziej mi się sport podobał, kiedy grali naprawdę "nasi chłopcy", a nie przepłacone, ściągnięte nie wiadomo skąd, przynęcone jedynie lubym groszem, gwiazdy. A że kolorowe gwiazdy się rzucają w oczy... A że to jest takie politycznie niepoprawne (stróże politycznej poprawności wiedzą zresztą co robią, kierując te zdrowe odruchy w takie właśnie, moralnie dwuznaczne, kanały!)...

A że jest to albo skutek imigracji, która obrodziła różnymi paskudnymi rzeczami, z "antyterrorystyczną" inwigilacją na każdym kroku włącznie... Albo jest to skutek kolonialnej przeszłości, co, teoretycznie, powinno być be, ale "wybierzmy przyszłość", więc ofiary Hitlera i Sowietów tak samo startują rzekomo od zera, jak resztki imperiów, wysysających przez stulecia kolonie (o Niemcach i Rosji oczywiście nie wspominając, bo nielzia, a Merkel taka przecież słodka!)...

Albo też są to wspomniane przepłacone gwiazdy, przynęcone jedynie przez umiłowanie forsy... I odbierające, nie da się ukryć, szansę młodym tubylcom... Którzy może by i gorzej grali, ale jednak byliby nasi. A któryś mógłby grać i lepiej, ale pewnie wybierze inny fach, skoro taniej jest nasprowadzać kolorowych graczy.

Podejrzewam, że kibicom nie podoba się wiele rzeczy, których w większości nawet pewnie by nie potrafili wyrazić, ale najbardziej nie podoba im się sport, w którym kibicowanie stało się dokładnie czymś takim, jak byśmy kibicowali firmom na giełdzie - niechby to był i NASDAQ, jako odpowiednik Primera División - nie posiadając w nich ani jednej akcji, ani nawet cienia szansy na jej nabycie.

W porównaniu z prawdziwą lokalną drużyną, gdzie grają lokalni chłopcy, czy lokalne gwiazdy, prawdziwą narodową reprezentacją, czy choćby z prawdziwym Realem Madryd lub Celtikiem Glasgow sprzed paru dziesięcioleci - to przecież paranoja!

Chętnie bym przeprowadził naukowy eksperyment. Taki mianowicie, że sprawdziłbym, jak się zmienia, jeśli w ogóle, zachowanie kibiców w stosunku do czarnych (nie bójmy się tego słowa!) piłkarzy jeśli grają oni w:

a. drużynie, która "zgodnie z logiką, geografią i historią powinna być wyłącznie biała";

b. drużynie, która  "zgodnie z logiką, geografią i historią może, albo i powinna, zawierać graczy kolorowych".

Coś mi się wydaje, że zaobserwowalibyśmy spore różnice, a to by świadczyło o tym, że tu nie chodzi wcale o zwykły ordynarny "rasizm", tylko że ci kibice dostrzegają ważne sprawy, których jakoś nie raczą czy nie potrafią dostrzec uczeni w piśmie i przeróżne mędrki.

* * * * *

Z blogów dowiedziałem się, że znany rusofil, nieprzejednany wróg ulicznych burd i wszystkiego, co na wiorstę nie śmierdzi Prawem-Przez-Duże-P, czyli Korwin, był obecny, wśród jakiejś setki ludzi, którzy obrzucali rosyjskich kibiców, w czasie ich przemarszu na stadion, wulgarnymi obelgami. A w każdym razie takimi, które, choć może nawet i słuszne, na pewno się tym ruskim nie mogły spodobać.

Czyżby już agentura skrobała łyżką samo dno miski, skoro tak do niedawna luksusowego agenta wpływu rzuca się na tak mało elegancki i prozaiczny odcinek, wraz z garstką zapewne po prostu nic nie rozumiejącej młodzieży? Naprawdę nie było już nikogo, kto by mógł swoim flecikiem te biedne szczurki tam zaprowadzić?

No, w każdym razie teraz - jeśli te wieści się potwierdzą oczywiście - już z pewnością powinny się otworzyć oczy każdemu, kto jeszcze miał wątpliwości co do agenturalności Korwina. Że świr, że psychopata z megalomianią jakiej świat nie widział - wszystko zgoda, ale wierzyć, że ruskie służby kogoś takiego nie wezmą pod swoje skrzydła, nie zużytkują, to naprawdę trzeba mieć coś nie tak z korą mózgową!

W każdym razie to, że go do takiego celu użyto, a jeszcze, jak się zdaje (da Bóg!) nie za wiele przez to osiągnięto, daje do myślenia i stanowi może nawet iskierkę nadziei. Agentura im się wyraźnie kończy, wszystkie śpiochy musi już wybudzili, a tu jeszcze wciąż rąk na pokładzie zbyt mało! Ale nie, nie przesadzajmy - zaczynam brzmieć niemal jak Nicek. (A jednak... Miska, łyżka, Korwin, dno. Co za żałosny upadek dla prowokatora z górnej, jakby nie było, półki!)

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.

środa, grudnia 30, 2009

Prawdziwy początek nowego tysiąclecia

Cat Mackiewicz, ale nie tylko on, elokwentnie dowodził swego czasu, że wieki nie rozpoczynają się od kolejnej setki lat plus jeden, tylko że czynią to przeważnie o kilka lat później - wraz z jakiś bardzo poważnym światowej wagi wydarzeniem. Z poglądami Mackiewicza, o którym ktoś kiedyś błyskotliwie powiedział, że "nigdy nie ma racji, ale za to z jakim wdziękiem", można polemizować, ale ja na przykład całkiem mogę dopuścić myśl, że XXI w. rozpoczął się jedenastego września roku 2001. I to nie tylko dlatego, że odchylenie zaledwie dziewięciomiesięczne od daty ortodoksyjnej, ale także dlatego, że faktycznie od tamtego dnia nic już takie samo nigdy nie będzie.

Dzisiaj jednak, jadąc sobie gnuśnie pilotem po kanałach kablówki, natknąłem się na informację o czymś, co moim zdaniem powinno kandydować do rangi wydarzenia godnie konstytuującego początek TYSIĄCLECIA. Dla mnie to było coś, przy czym tamto wydarzenie blednie.

Wiadomość była mianowicie taka, że, w ramach antyterrorystycznych działań, nasilonych po ostatnich, szczęśliwie (ach!) nieskutecznych próbach zamachów na samoloty, w Rosji na lotniskach zainstalowano urządzenie, które pokazuje pasażerom na ułamek sekundy twarz Bin Ladena, a czułe sensory rozpoznają stosunek delikwenta to tej, kontrowersyjnej, przyznajmy, osoby.

Bardzo niedawno w dyskusji na tym blogu wspomniałem, że tego typu urządzenia istnieją, i podobno kiedyś były przez amerykańską armię stosowane do wykrywania homoseksualistów. (Który to cel wydaje mi się bardzo sensowny.) W tej samej dyskusji, zarówno ja, jak i moi rozmówcy, zdawaliśmy się nie mieć wątpliwości, że te i podobne środki będą dość szybko wprowadzane w życie - w unijnej Europie zapewne bardzo szybko, a w reszcie Zachodu może nieco wolniej, ale z pewnością też.

A było to, zwracam uwagę, jeszcze przed tymi nieudanymi zamachami. Co do których niektórzy wyrażają nieśmiałe podejrzenie, że mogło to być działanie służb, mające na celu właśnie ułatwienie inwigilowania wszystkiego i wszystkich, poprzez zmniejszenie społecznego oporu wobec takich działań. Co, jeśli było prawdą, nieźle się udało.

Oczywiście Rosja to nie całkiem to co Europa, w każdym razie jeszcze dzisiaj. Ale, skoro przy spiskowych teoriach już jesteśmy, to zwracam uwagę, że sam w ostatnim swoim tekście na tym blogasku snułem jeszcze jedną - opartą właśnie na założeniu bliższej, niż to się ogółowi wydaje, wspólnoty interesów klasy politycznej dzisiejszej Rosji i Unii. To zaś było jeszcze przed słynną na świat cały niedawną sprawą kradzieży kawałka ponazistowskiego złomu ukształtowanego w napis gloryfikujący pracę jako taką.

Jeśli ktoś jeszcze sam z siebie nie ujrzał oczyma duszy najbliższej przyszłości, no to pomogę. Otóż co będzie na lotniskach w ciągu najbliższych paru lat. Mówię o zdjęciach przy tych antyterrorystycznych czujnikach.

                       Rosja                                                                         Europa
1. Bin Laden                                                       1. na razie nic*
2. Putin (czy inny tam gensek rodem z KGB)       2. Bin Laden
3. herb Matuszki                                                 3. dwanaście gwiazdek na niebieskim**
4. ... (co tam będzie władzy potrzeba)                 4. ... (co tam będzie władzy potrzeba)

* Chyba, że o czymś nie wiemy.
** Podkład muzyczny wiadomy.


No to taką właśnie przewiduję konwergencję. W końcu jeśli w pierwszym akcie wisi na ścianie strzelba, to przed końcem piątego musi wystrzelić, tak? No to i wystrzeli. Unia i cały dzisiejszy Zachód nie może sobie pozwolić na niewykorzystanie takiego technicznego cudeńka! W końcu jeśli Pierwsze W Historii Imperium Za Które Absolutnie Nikt Nie Ma Ochoty Ginąć (co innego brać "od niego" forsę!) ma jeszcze dziesięć lat przeżyć (choć co to za życie?), to muszą się znaleźć faszyści i kontrrewolucjoniści, których będzie można i trzeba zwalczać, i którzy okażą się winni wszystkiemu, co nie poszło całkiem tak, jakbyśmy wszyscy chcieli.

A więc, kiedy przed następnym lotem zostanie ci pokazany Bin Laden, to nie dziw się! Tak walczymy z terroryzmem, który nam wszystkim przecież zagraża i nie ma nikogo, kto by tej walce nie przyklasnął. Więc nie protestuj. Nie awanturuj się broń Boże bez sensu niczym jakiś platformiany i kapeluszowy Rokita. Poproś raczej o dodatkowy kieliszek darmowego szampana - w końcu stałeś się właśnie świadkiem narodzin nowego tysiąclecia!

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

niedziela, maja 11, 2008

Co dziś napędza postęp techniczny?

Powszechnie wiadomo, że postępowi technicznemu i wynalazczości ogromnie sprzyjają wojny. Teraz wojen jakby mniej, a w każdym razie wiele ich nie toczy się na terenach najbardziej cywilizowanych części globu. Cywilizowani żołnierze biorą wprawdzie udział w jakichś operacjach, ale po prawdzie to naprawdę trudno ocenić, jak się one mają do wojny, bo to częściowo praca czysto policyjna, częściowo jakieś elektryfikacje, a czasem tylko coś, co przypomina prawdziwą wojnę. I też nie wiadomo, czy taką, jaka będzie, kiedy się coś naprawdę zacznie.

Oczywiście prawdziwego pokoju nie ma, bo nie jest on stanem naturalnym dla naszego gatunku, i całe stada zajadłych buldogów kotłują się pod całą masą dywanów. Tutaj powalczy się gospodarczo, tu dyplomatycznie, gdzie indziej znowu odkręcając i reinterpretując historię - ersatzów wojny ci u nas dostatek i bez przerwy ktoś wymyśla nowe pola zastępczej walki. Nie oszukujmy się jednak, że wojny się skończyły - w dziewiętnastym wieku też nie było ich w Europie tak wiele, ale mądrzy ludzie już na kilkadziesiąt lat przed pierwszą światową wiedzieli, że im dłużej to trwa, tym straszniejszy będzie ten nieunikniony wybuch.

I oczywiście nastąpił, a po nim dogrywka, jeszcze straszniejsza, tylko tym razem głównie dla cywilów. (Z czysto militarnego punktu widzenia druga wojna przy pierwszej to był taniec po różach.) Po której nastąpiło wyczerpanie, które dodane do zeunuszenia właściwego starym i przeżartym cywilizacjom, odwleka na jakiś czas nowe zbrojne konflikty. Do czego oczywiście przyczynia się postęp techniczny, ponieważ nikt, albo prawie nikt, nie dotąd widział prawdziwej wojny przy zastosowaniu wszystkich dzisiejszych środków walki, więc ludziska się po prostu boją bardziej niż kiedyś. Ale co się odwlecze... Nie łudźcie się - era wiecznego pokoju nie nastąpiła i nie nastąpi. Nigdy!

No dobra, co jednak z postępem technicznym, skoro mamy wprawdzie agresywne buldogi pod dywanem, ale wojen niedostatek? Jest oczywiście komercja i nie da się zaprzeczyć, że w tej epoce różowych golarek do (coraz mniej) intymnych damskich szczególikow, sama chęć sprzedawania tych właśnie golarek powoduje ich ulepszanie. Tyle że co to za ulepszanie, skoro od lat zmienia się jedynie nieco kolor i kształt ("w tym roku nosi się golarki w kolorze młoda cielęcina, a w przyszłym będą w perłowe łatki, trzeba koniecznie zmienić!"), a poza tym właściwie cała para i tak zawsze idzie w ich marketing.

Tak się zastanawiałem nad powyższym problemem, aż tu nagle włączył mi się dzisiaj na TVN24 program o cudach techniki komputerowej dostępnej dla każdego (za parę stów lub parę tysięcy, czasem jeszcze nie u nas, ale wkrótce). Tam zaś, na samo zakończenie, czyli jako puenta i największe cudo, pokazali aparat fotograficzny, co to zamiast samowyzwalacza normalnego, ma taki, co reaguje na uśmiech. Nastawisz sobie, a potem uśmiechniesz się, to on pstryk! A jak się nie uśmiechniesz, to możesz sobie czekać do uśmianej śmierci. Bardzo by nam się tutaj przydały takie aparaty, Polacy by się o wiele więcej uśmiechali, w końcu aparat musi się zamortyzować, zgoda? No a miłościwie nam pajacująca partia to naprawdę powinna zrobić wszystko, żeby każdemu obywatelowi taki aparat już za parę dni móc podarować.

Tylko, ma się rozumieć, trza na każdym namalować znaczek ojro, z gwiazdeczkami. Oprócz "Oby się żyło lepiej". A jak się nie chce uśmiechać, to widać dywersant z PiS, i ma za swoje, że mu aparat nie działa.

Przyszło mi potem do głowy, że ten aparat może być odpowiedzią na nurtujący mnie od jakiegoś czasu problem. Ten właśnie, czym jest napędzany postęp techniczny, skoro tak marnie mamy z prawdziwymi wojnami? No bo ten aparat wyraźnie wygląda na jakiś offspin (niech będzie po naszemu - "produkt uboczny") technologii służących do identyfikacji ludzi, czyż nie? I zaraz mi się przypomniało, iż ze dwa tygodnie temu otrzymałem ofertę wzięcia udziału w testach pewnej technologii mającej rozpoznawać głos.

Miałem zadzwonić z komórki na darmowy numer i coś tam gadać, a oni za to mieli mi na konto przysłać 30 zł. Plus forsa za łowienie innych. Firma była zachodnia, przynajmniej oficjalnie, bo kto to wie co to naprawdę było? Chyba nawet z jakiejś Belgii była, a akurat Polski język ich interesował. Mogło to być cokolwiek, teoretycznie nawet coś obliczonego akurat na mój osobisty głos. I to nie dlatego, że jest ponoć niezwykle sexy.

W każdym razie zaczęła chodzić mi po głowie myśl, że być może w tej chwili głównym motorem postępu technicznego jest inwigilacja, znakowanie ludzi, zapisywanie danych na ich temat w różnych ponurych archiwach... W końcu jak się zwróci uwagę na te wszystkie informacje stąd i z owąd, to widzimy, że mało co rozwija się tak jak mikrochipy, które aż się proszą by je ludziom wszczepiać, oraz techniki nawigacji satelitarnej, co to pokazują drogę, ale przy okazji... Każdy chyba się domyśla co robią. Chyba że bardzo nie chce się domyślać.

Ten rozwój, razem z całym postępem technicznym, może się jednak skończy szybciej, niż sobie większość ludzi wyobraża. Do tej większości (zakładając, że tu bywa) poniższy argument nie trafi, ale do członków Klubu Młodych Spenglerystów może tak. Otóż czytam sobie (obok stada innych) książkę G. i C. Picard "Życie codzienne w Kartaginie". Wydane w 1962 we Francji (a więc w 26 lat po śmierci Spenglera), a w PRL zaraz potem. No i czytam: "Większość ulepszeń, które w starożytności ułatwiały materialną sytuację człowieka, jest owocem trzech wieków, które poprzedzają naszą erę, i wieku, który po niej nastąpił".

Nie jestem typem faceta, który by się w naturalny sposób skłaniał do jakiegoś kultu jednostki, dlatego też, obok całego mego zachwytu nad Spenglerem, staram się go na każdym kroku skonfrontować z konkretnymi informacjami. Jak choćby ta powyższa. No i tutaj akurat Spengler wychodzi bez szwanku, albo i z powiewającymi kolorami. Ponieważ u niego w rozwoju te wieki, o których tu jest mowa, odpowiadają wiekom XVIII - XXI w rozwoju naszej to Kultury/Cywilizacji. Że Rewolucja Przemysłowa zaczęła się w XVIII w. - to wiadomo.

Że nasza epoka różowych golarek czyni wynalazki, ale jakby coraz mniej istotne i coraz bardziej oparte na marketingowych błyskotkach, też dla mnie nie ulega wątpliwości. (Komputry byli ostatnim wielkim wynalazkiem, przynajmniej dla mnie.) Źródła wynalazczości, tej autentycznej i znaczącej, zdają się, w mojej opinii, powoli wysychać.

Pozostaje jeszcze inwigilacja, znakowanie i archiwizowanie ludzi... I to rzeczywiście całkiem możliwe, że się w tym wieku skończy - albo całkowitym zgleiszachtowaniem wszystkiego, ponumerowaniem, zakolczykowaniem i nowym totalitaryzmem, albo też coś z tą sprawą zrobimy. I w jednym i w drugim przypadku nie będzie już wielkiego powodu by te technologie aż tak intensywnie rozwijać.

A więc zachęcam do wyszukania tego uśmiechniętego aparatu jak najszybciej i cieszenia się nim póki czas, bo na to cieszenie może aż tak wiele czasu jednak nie pozostać. A następnych równie błyskotliwych wynalazków może już nie być. Wszyscy i tak będą się jednak ślicznie i dobrowolnie uśmiechać - władza już o to zadba, spokojna głowa! (Tyberiusz zresztą rzekł był kiedyś fajną myśl o uśmiechaniu się właśnie. Pamiętacie?)

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

wtorek, maja 06, 2008

Las i drzewa

Włączyłem ci ja dzisiaj telewizor... Nie żebym się po tym jakiejś wielkiej frajdy spodziewał, ale nie można całkiem się odrywać od realu. Tego w skali makro, bo w skali mikro to ja nigdy się nie odrywał. Mimo całego mego obrzydzenia do tego realu (w skali makro) nie mogę przecież ryzykować, że o jakiejś światłej decyzji Władzy się nie dowiem, skutkiem czego stanę się już całkiem oficjalnie i legalnie (?) łownym zwierzęciem.

Bo kto mi w końcu powie, czy np. nie mam obowiązku od 15 maja b.r. mieć na jednym półdupku wytatuowane "Kocham Donalda", a na drugim "Kocham Unię"? Albo może jakieś gwiazdki, czy coś? Kto mi zaręczy, że nie ciąży na mnie np. obowiązek ofiarowania, najdalej do dnia 30 maja, nerki umiłowanemu przez wszystkich porządnych ludzi narodowi, a jeśli - z czystej niewiedzy oczywiście - tego nie zrobię, stanę się anty... No tym... Takim co nie lubi tych, co ich trzeba czule i namiętnie kochać i nie można słowa złego o nich powiedzieć. A wtedy, całkiem słusznie, zaczną na mnie już całkiem oficjalnie polować. Z nagonką i sforą. A ja po prostu ociągałem się z włączeniem telewizora!

No więc włączyłem. O nerkach nic nie było, o tatuażach z Donkiem też nie. Nieco zaskoczony, ale przyjemnie, przełączyłem na francuski kanał TV5. Tam zaś zaczynał się właśnie reportaż na temat dzieci zaczynających profesjonalny trening sportowy w wieku paru lat, oraz ich hiper-ambitnych rodzicach. Na samym początku pokazali fragment, w którym tytan profesjonalnego golfa Tiger Woods, w wieku dwóch lat (dosłownie!) popisuje się w jakimś telewizyjnym szole swymi golfistycznymi umiejętnościami.

Prowadzący powiedział, że coraz więcej rodziców, szczególnie w Stanach, stara się od najmłodszego wieku wychować swe dzieci na przyszłe gwiazdy sportu, poświęcając na to masę czasu, energii i pieniędzy, o energii i czasie tych dzieci już nawet nie wspominając.

Potem było już głównie o tenisie. I okazało się, że nie tylko w Stanach, bo to właśnie we Francji znajduje się słynna (w pewnych przynajmniej sferach) tenisowa szkółka dla dzieci gościa o tureckim nazwisku na -oglu, którą razem z realizatorami programu odwiedzamy. Pokazano nam czterolatka, cudowne dziecko oczywiście i po prostu Mozarta tenisa, jak nas poinformowano. Którego tenisowym talentem, (takąż) pracowitością i w dodatku charyzmą zachwycali się zarówno jego rodzice, jak i ten oglu, co go trenował.

Trenował go nie za darmo, bo kosztowało to 120 tys. dolarów rocznie, ale pieniądze te wyłożył pewien miliarder i jednocześnie fanatyk tenisa (hurra! a więc można być i idiotą i bogaczem!), który jednak, mimo tego fanatyzmu, oczekuje w przyszłości procentu od tenisowych zarobków swego pupila. Dzieciak byłby może sam z siebie dość sympatyczny, ale oczywiście zadbano o to, by był paskudnie zmanierowany - w amerykańskim silikonowo-plastikowo-entuzjastycznym stylu. Co oczywiście na człowieku takim jak ja robi wrażenie żenujące i przykre.

Po co jednak ja to wszystko opowiadam? Dlatego ja to opowiadam, że wskoczył mi na swoje miejsce w czasie oglądania tego reportażu kolejny malutki światopoglądowy kamyczek. Naprawdę jestem do szpiku kości przekonany, iż żyjemy w wyjątkowo nieprawdziwym, chorym i obłudnym intelektualnym świecie, zaś w tak dojrzałej (żeby nie powiedzieć mocniej) epoce jak nasza, intelektualny światopogląd dominuje nad psychiką ludzi. Choćby sami z prawdziwym intelektem nie mieli wiele wspólnego, choćby byli idiotami zarykującymi się przy "Szkle Kontaktowym".

Po prostu w tak dojrzałej, miejskiej cywilizacji jak nasza, wszyscy już praktycznie żyjemy tworami tej cywilizacji - zarówno różowymi golarkami, czyli produktami materialnymi, jak i tworami intelektualnymi. (Co nie znaczy na wysokim poziomie, czy dobrze oddającymi prawdę. Chodzi o to, że są tworem myślenia, działania kory mózgowej i przekazywania informacji.)

Dało by się o tym napisać parę książek, i warto by było, ale na razie tylko w ogromnym skrócie. Niemal wszyscy, nawet, w odróżnieniu od tych durniów od "Szkła Kontaktowego", inteligentni i zdrowi ludzie, moim zdaniem widzą drzewa, ale nie dostrzegają lasu. Co wcale nie jest dziwne, ponieważ spojrzeć "z boku" na własną sytuację, choćby sytuację historyczną, jest niezwykle trudno. To zarówno coś, co może wyjść, co w ogóle można próbować osiągnąć, tylko w b. dojrzałej cywilizacji, jak i bardzo niewielu ludziom. Dla mnie oczywiście niedościgłym i niemal niewyobrażalnie genialnym przykładem (i całkiem możliwe, że jedynym, a na następne już za późno) takiego osiągnięcia jest znana (z tytułu głównie) książka Oswalda Spenglera. O czym mówię dość często, by ci, którzy to w ogóle czasem czytają, wiedzieli.

Jednak i poza Spenglerem jest sporo interesujących przykładów na widzenie lasu spoza drzew. Na znacznie mniejszą skalę, ale i tak bardzo imponujących. Wygrzebałem sobie na przykład ostatnio z pudeł z książkami "Management and Magic" Grahama Cleverleya. Cleverley to znany w swoim czasie (książka wyszła w 1971) specjalista od zarządzania. W tej książce gość wykazuje, że dzisiejsza klasa (czy może kasta) menadżerska daje się znakomicie analizować w tych samych kategoriach, jakimi posługują się antropolodzy przy analizowaniu pierwotnych plemion.

I na przykład księgowi znakomicie odpowiadają kapłanom dowolnej religii, zaś dyrektorzy wyznawcom. Niezależni konsultanci od zarządzania to dokładnie to samo, co wędrowni cudotwórcy. Plany dotyczące marketingu nowego produktu, zebrania wyborców, CV, zmiana dyrektorów, umeblowanie biur - wszystko to ma swoje odpowiedniki w prymitywnej, a także nie tak prymitywnej, religijności i magii. Cleverley wcale nie twierdzi, że to źle - on po prostu wykazuje, że taką to rolę pełni i tyle. I nawet przyznaje, że może tak właśnie jest najlepiej, albo po prostu konieczne. Tylko, wracając do naszych drzew i lasu, kto jeszcze takie rzeczy dostrzega?

Innym przykładem czegoś, co jest ewidentne, ale nikt go nie potrafi zauważyć, jest terror prawników w USA. Już dość dawno postawiłem tezę, że w systemie takim, jak mamy obecnie "na Zachodzie", w tym w Polsce, biurokracji nie da się po prostu znacząco zmniejszyć. Chyba że wolimy terror prawników. Fakt, to znacznie bardziej "liberalne". Bo Ameryka, nie oszukujmy się, to kraj liberalny - tak liberalny, jak to jest w ogóle możliwe, przynajmniej w świecie takim jak nasz. (I jak w wymarzonym świecie Korwina zresztą. Nie oszukujcie się ludzie - ten pan w sumie akceptuje ten cały post-oświeceniowy... No wiadomo. I nie chce tutaj żadnych naprawdę poważnych zmian wprowadzać.) Wiec, albo masy biurokracji, albo masy bezczelnych i żerujących na społeczeństwie prawników. Jak w USA. Niektórzy i tak będą się cieszyć, że panują rządy Prawa. Paranoja!

Wróćmy teraz do naszych młodocianych tenisistów i ich ambitnych rodziców. (Będzie to przecudna formalna klamra, prawda? Wrodzony i rzadko spotykany kunszt pisarski, nic innego!) A więc, jak nas poinformowano w tym reportażu, zresztą z pewnością słusznie, dla tych rodziców jest to inwestycja. Dziecko ma zdobyć sławę, być pokazywane w telewizji, sweterki z... moheru (ale to nie ten moher!), butki od Gucciego, te rzeczy... Ale także, a może przede wszystkim - choć nie każdy o tym aż tak chętnie mówi - ma zapewnić wygodne życie swym rodzicom, którzy tyle kosztów dla jego sukcesu ponieśli.

Mamy więc dość pocieszną sytuację, gdy z jednej strony robi się cyrki z powodu pracy zarobkowej dzieci w różnych dalekich krajach, z drugiej zaś zmusza własne dzieci do poświęcania całego życia co najmniej równie ciężkiej pracy, i tak samo dla zysku. To, że w opinii rodziców ta praca nie jest pracą, tylko przyjemnością, to żaden argument - nikt dotąd nie udowodnił, że dzieci czyszczące buty za pół dolara nie mają z tego znacznie więcej satysfakcji i że nie pozostaje im więcej wolnego czasu na normalne życie.

Gdyby ktoś chciał być bardzo bezkompromisowy, mógłby powiedzieć, że nie udowodniono tego nawet w przypadku kurestwa, które także może być przyjemne - co najmniej tak, jak wstawanie w wieku czterech lat co dzień o czwartej rano, aby potem przez wiele godzin wykonywać setki razy te same odbicia piłki i oglądać stale tę samą mordę trenera. Naprawdę, kiedy dwóch robi to samo, to nie jest to samo, jak mówili Rzymianie. Zaś dary Danaów jakoś mnie nigdy nie zachwycają.

Całe to obecne nagłaśniane do maksimum możliwości polowanie na pedofilii służy wcale, naprawdę i przede wszystkim, nie temu, czemu by powinno w oczach religijnej i naiwnej (jak na prawicę przystało, zdaniem wielu) "prawicy". Służy po prostu usprawiedliwianiu szpiegowania absolutnie wszystkiego i możliwości dziwnie łatwego niszczenia ludzi. Przykład ks. Jankowskiego. A w ogóle to się zastanawiam, czy to z pedofilią nie dlatego tak oburza tych wszystkich miłośników tyłków tej samej płci, że gdyby odebrać dorosłym monopol na seks, to by już naprawdę nic ich dzisiaj od dzieci nie różniło. Na pewno zaś nie wolność osobista czy wpływ na cokolwiek.

To był wtręt, jednak przede wszystkim chodzi mi tutaj o sprawę znacznie ogólniejszą, czyli o to niedostrzeganie lasu spoza drzew, które jest taką integralną częścią naszego życia intelektualnego i debaty publicznej. No bo niech mi ktoś powie - jaka jest w istocie różnica między sześciolatkiem siedzącym sobie na ruchliwej ulicy, w towarzystwie paru kolegów, z którymi sobie gada i w ogóle, a czasem szmatką przetrze komuś buty, z jednej strony, i z drugie czterolatkiem wstającym co dzień o czwartej rano i odbijającym godzinami piłkę? Bo rodzice postanowili akurat w niego i w taki sposób - nie zaś w akcje PGNiG - zainwestować? Jeśli miałbym wybrać, to stanowczo bym wybrał  czyszczenie butów. Nie mówiąc już o tym, że tam chodzi o ludzi naprawdę biednych i te dzieci po prostu zarabiają na chleb dla siebie i rodziny, tutaj zaś to fanaberie przeżartej i z przeżarcia zidiociałej schyłkowej cywilizacji.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, marca 20, 2008

Prezydent obraził internautów? Że się zaśmieję

Internet to wielka sprawa. Interent to tak wielka sprawa, że mogę sobie na przykład bez trudu zobaczyć co ktoś, komu wyszukiwarka zaserwowała mojego bloga jako odpowiedź na jego zapytanie, wrzucił był w ową wyszukiwarkę. Jakie słowo kluczowe, jakie hasło, czy równoważnik zdania znaczy.

Internet to wielka sprawa, a tutaj znienacka Prezydent obraża jego dzielnych jeźdźców, zarzucając im, że surfując piją piwo i oglądają pornografię. To zaś nie jest, wedle Prezydenta, stan w którym należałoby głosować nad ważnymi dla państwa sprawami. Czyli że głosowanie przez internet, do czego tak zajadle dąży Platforma i postkomuna, to nie jest taki znowu wielki pomysł.

Internet to wielka sprawa, bo nie tylko mogę sobie różne rzeczy na temat odwiedzających mojego bloga zobaczyć, ale i je wszem i wobec pokazać. Co też lubię od czasu do czasu robić. A więc rzućmy sobie okiem na to, co też ludziska pragną w sieci znaleźć, kiedy to gugiel, przez pomyłkę, wrzuca ich na tego bloga. Oto wybór co smakowitszych poszukiwań, tylko z tego miesiąca, uwieńczonych wizytą na tym blogu:

Wprawdzie leaderem - najpopularniejszym słowem kluczowym, które dostarcza ludzi do mego bloga - jest 'triarius' (i chwała internetowi za to, z guglem na czele), ale na drugim miejscu, z niemal połową wyniku leadera, jest hasełko 'czternastolatki nago'. Przyznam, że nie mam w tej chwili zielonego pojęcia kiedy o czymś takim w ogóle pisałem, a już na pewno tego jakoś z soczystymi szczegółami nie opisywałem, żeby się można było ślinić, nawet jeśli kogoś to kręci. O reklamowaniu takich spraw już nawet oczywiście nie wspominając.

Na ósmym miejscu jest hasło 'gry zoologiczne'. Na dwoje babka wróżyła, bo nie mam pojęcia o co tu może chodzić. Może o xxx, ale niekoniecznie, więc tutaj trza uznać, że mamy neutralność światopoglądową i w ogóle nie wiadomo co.

Ileś pozycji dalej, już nie liczę dokładnie tych pozycji, mamy kilka różnie sformułowanych pytań o 'Pizzerię Husajn' (w mianowniku). Nic zdrożnego, ale jakby mało związane z tym co tu można znaleźć. Minus dla gugla.

Potem mamy 'pacyfistyczne myśli'. Nie mój kubek herbaty, ale może to jakiś wróg pacyfizmu chciał się czegoś konkretnego dowiedzieć, więc się nie wypowiadam. Dalej mamy sporo zapytań o "Odę do Radości" - na flet, w całości, słowa, w wersji piosenkowej (ktoś zdecydowanie zamierza wygrać Konkurs Eurowizji i znalazł na to chytrą metodę), oraz 'muskularna dziewczyna' (co kto lubi, choć jeśli nieprzesadnie muskularna, to czemu nie). A, jeszcze 'tarka na brzuchu' jest bardzo wysoko, dopiero to zauważyłem. Ale ładnie się komponuje z tą muskularną dziewczyną, choć jest od niej znacznie wyżej, no a poza tym, o ile na muskularną mogę się zgodzić, to na babę z tarką na brzuchu zdecydowanie nie!

Potem mamy 'zrobić masakrę w Gdańsku', co też na dwoje babka wróżyła, bo zależy z jakich pozycji i w jakim sensie masakrę. Jeśli ma chodzić o jakieś gwiazdy rapu, heavy-metalu czy innego techno, to na drzewo! Dalej mamy 'włosy na klacie rzepak'. Włosy rozumiem, pisałem o nich parę razy, ale dlaczego rzepak??

Kawałek dalej mamy powrót czternastolatek, tym razem w postaci 'pochwa czternastolatki'. Nie żebym miał coś przeciw broni białej i czymś odpowiednim do jej przechowywania, żeby nam nie zardzewiała i żeby się nią nie pokaleczyć... Szczególnie gdy to coś miałoby być kunsztownie zdobione i zgrabnie przytroczone do pasa. Ale dlaczego akurat czternastolatki? Dla mnie to jakoś do broni białej marnie pasuje.

Poza tym o wiele zbyt młode na jakieś tańce z szablami. (Już prędzej "Lot trzmiela".) Całkiem niezależnie od politycznej poprawności - po prostu zbyt mało jeszcze w takim stworzeniu z kobiety, z prasamicy... Ach! Czyli z tego, co mnie naprawdę kręci. Jednak dzięki niezgłębionej mądrości gugla zostałem się za jakiegoś dostawcę tekstów dla jurnych pedofilów. Co za rozczarowanie muszą te ludzie odczuwać, kiedy zobaczą, co tutaj naprawdę się pisze!

Dalej mamy hasło 'łysina plackowata', które mnie po prostu brzydzi - nawet bardziej od tych czternastolatek. Bo choć to głupi wiek, to mogą w końcu być one przedwcześnie rozwinięte, nabrzmiałe od witamin i hormonów, a przez to bujne że ach! A wtedy to już aż tak źle nie jest. Choć oczywiście nielegalne, nie że coś. W każdym razie mniej obrzydliwe od łysiny plackowatej u muskularnej dziewczyny z włosami na klacie i tarką zamiast brzucha. I wyśpiewującej "Odę do Radości" na dodatek. Brrr!

Warto może na marginesie dodać, że a taka euroznakomistość jak pan Cohn-Bendit mógłby nam na temat uroku takich, i jeszcze młodszych, partnerów do radosnego barabara sporo opowiedzieć. I z pewnością byłoby to wzruszająco liryczne opowiadanie. Zresztą on się z tymi swoimi działaniami wcale nie kryje, ciekawe co by było w przypadku kogoś mniej dla Światowej Rewolucji zasłużonego i nie należącego do Rasy Panów.

O, taraz zauważam, że mamy też krzyżówkę czternastolatek - a właściwie ich męskich rówieśników - z włosami na klatce (dobrze, że nie z łysina plackowatą!). Zgrabnie te dwie sprawy połączono w haśle 'włosy na klatce u czternastolatków'. W więc jednak pan Cohn-Bendit mnie odwiedza, hurra!

Pokrewnymi poniekąd hasłami, które także muszą się podobać panu Cohn-Benditowi i wielu innym podobnym mu ludziom, są 'jak nabrać sporo masy męskiej' i 'porno zoologiczne'. Do czego należałoby jeszcze dodać 'wąchanie benzyny', które też, jak się okazuje, ludzie wrzucają w wyszukiwarkę. Co ich, nieszczęsnych, doprowadza do tego bloga. Powinni podać gugla do sądu i dostać wielomilionowe odszkodowanie za szok spowodowany nagłym rozczarowaniem. Daję im tę radę za darmo, ale każdy coś powinien w końcu mieć z odwiedzin tutaj, nie? Z drugiej strony, jeśli ktoś myśli, że "masy męskiej" nabierze akurat od wąchania benzyny, to co ja mu mogę pomóc?

Także problemy ekonomiczne gnają ludzi na tego bloga, mamy bowiem wśród słów kluczowych zarówno 'groszaki', jak i 'jak rozliczyć bony na dzień kobiet'. Swoją drogą nie wiedziałem, że dają teraz jakieś bony. Kiedyś dawali goździka, a w bogatszych zakładach to i po dwie pary majtek. Oczywiście za pokwitowaniem. I komu to szkodziło?

Zbliżamy się powoli do końca tej listy, bo jeszcze tylko jedne czternastolatki - konkretnie 'filmy nagich czternastolatek'. Które jednak, szczęśliwie, zaraz na siebie coś narzucają, mamy bowiem i 'podomki pikowane'. Nawet tuż za. Potem pytanie całkiem w istocie interesujące, na którego temat sam się parę razy w życiu zastanawiałem... Tylko jakim cudem ktoś spodziewał się znaleźć odpowiedź akurat tutaj?!

Jakie to pytanie? Ano takie: 'jakie podpaski nosiły nasze babcie'. (Rumienię się cały, a właściwie to od kolan w górę. Bardzo uroczo. Szkoda, że Panie tego nie widzicie!) Zakładam, że te 'babcie' to nie takie dosłownie babcie, bo ten rodzaj kazirodztwa wydaje mi się wyjątkowo wprost mało atracyjny, a zatem chodzi tu raczej o młode i czarujące (ach!) dziewczyny, które młode i czarujące były wtedy, gdy nasze babcie były również młodymi i czarującymi dziewczynami. (Ale nie czternastolatkami, wtedy tak wcześnie się nie dojrzewało. I dobrze!) Co akurat dla nas było bez znaczenia, choć jednak nie, bo dzięki temu my mamy dzisiaj naszą wyjątkową urodę. No i... Ale dość tej ginekologii! Milczcie skłonne do lirycznych uniesień usta! Uśnij kwilące i tętniące krwią serdeczną serce moje... To nie to miejsce!

W każdym razie, gdyby ktoś znał odpowiedź na to pytanie, proszę o informację! To naprawdę nie jest sprawa bez znaczenia, tym bardziej dla kogoś jak ja zainteresowanego historią i obyczajami. Że o kobietach już nie wspomnę.

Mamy jeszcze parę fajnych rzeczy, np.: 'publiczne kokietowanie mężczyzn', 'filmy do ściągnięcia z kastrowania'. Drżę z przerażenia na samą myśl, że to jakoś może się łączyć! Za to na samiutkim końcu mamy kogoś zarówno pracowitego, jak i sensownego, bo wklepał hasło brzmiące dosłownie tak: 'Lewicowość jest czym w rodzaju fantazji masturbacyjnej dla której świat faktów nie ma większego znaczenia'. Takie coś wklepał, w całości! Choć może wkleił, fakt. W każdym razie ten człowiek nie odszedł z pustymi rękoma, bo odpowiedzi na takie kwestie to właśnie to, co ludziom w pocie czoła, z zapałem dostarczam. I tym hiper-optymistycznym akcentem kończę analizję konkretnych słów kluczowych za ten miesiąc.

Teraz jeszcze parę podsumowujących uwag...

Po pierwsze, ja wcale nie pyskuję na wszystkich internautów, a już zupełnie nie na tych, którzy odwiedzili moj blog i coś tu dla siebie znaleźli! Oczywiście większość ludzi wklepała b. sensowne słowa kluczowe, albo po prostu szukało wprost mego bloga. A w ogóle dobrze ponad połowa wszystkich odwiedzających trafiła tu nie z wyszukiwarek, ale z linków na innych stronkach czy blogach, albo też sami wpisują adres w wyszukiwarkę.

Po drugie, świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że pisząc tu takie tekściki jak ten, utrwalam te wszystkie, często przedziwne, choć nierzadko cholernie zabawne, skojarzenia różnych gugli z moim blogiem. Ale to nie ja w końcu zacząłem, a jakoś się w tych smętnych czasach trzeba rozerwać, prawda? Więc co mam robić? Nie poinformować swych czytalników, że gugle kojarzą mnie z włochatymi na klatce nagimi czternastolatkami w pikowanych podomkach? Lepiej już się tym gwałtem cieszyć, zgodnie z pradawną chińską senstencją, niż drżąc pośladkami czekać, aż gugiel zapomni.

Zanim zapomni, skojarzy mnie z całą masą innych równie obłędnych, albo i obłędniejszych (jeśli to w ogóle możliwe) słów kluczowych, tak to bowiem działa. Internet jest super, ale nie aż tak, jak się nam wmawia. A Triarius the Tiger dawno już stwierdził, że "gdyby blogowanie miało wiele wspólnego z wolnością słowa, to w dzisiejszej Europie byłoby już zakazane".

No i po trzecie, to zaś jest już sprawa całkiem innej wagi i powagi od tej - żartobliwej w końcu, choć opartej na absolutnie prawdziwych danych, analizie odwiedzin na tym blogu - problemem głosowań poprzez sieć jest nawet nie tak bardzo piwo i pornografia przyswajane przez ew. wyborców podczas spełniania tego donioslego aktu, choć to też... Prawdziwym problemem jest absolutna niepewność co do autentycznej tajności głosowania. Mówiąc bardzo łagodnie, bo chodzi tu raczej po prostu o to, że tego się po prostu nie da zrobić tak, by było tajne. A newet gdyby dało się to jakoś rozwiązać, bardzo wątpię, by się postarano to zrobić. Nie mówiąc już o przekonaniu o tym zwykłych ludzi.

No a dlaczego Prezydent o tym akurat aspekcie,
bez porównania moim zdaniem ważniejszym od wszystkich innych, nawet nie wspomniał w swych zastrzeżeniach? Przyznam, że odczytuję to jako bardzo niepokojący sygnał, choć nic specjalnie nowego, bo takich sygnałów odbieram wiele niemal codziennie.

O tych rzeczach po prostu "nie wypada" mówić. Nie życzą sobie tego aktualnie nam panujący, a złamanie tego tabu i wywleczenie na światło dzienne sprawy z każdym dniem większej kontroli rządzących nad "obywatelami", kontroli dokonywanej w dużym stopniu właśnie za pomocą środków elektronicznych (wszechobecne dzisiaj kamery) i telekomunikacyjnych (nawet nie warto tego wszystkiego tu wymieniać, zresztą każdy chyba już wie, choć mało o tym myśli) oznacza z pewnością zadarcie z tą "elitą" i narażenie się na wściekły atak z jej strony.

I to niepokoi mnie jeszcze o wiele bardziej, niż głupota i wulgarność przeciętnego rodzimego internauty, który poczuł się tak strasznie obrażony prezydencką krytyką.


triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, grudnia 31, 2007

Ktoś pytał o różnicę między socjaldemokracją a liberalizmem?

W dzisiejszej zachodniej polityce nie ma już praktycznie znaczących różnic programu, są tylko różne stopnie rewolucyjnego radykalizmu, różne obiektywne powiązania i interesy, oraz, co może najważniejsze, różne, choć wcale nie aż tak bardzo różne, opakowania, w których sprzedaje się to wszystko ludowi.

Jaka jest jedyna znacząca różnica pomiędzy dwoma "poglądami", które dziś praktycznie zmonopolizowały całe polityczne i ideowe spektrum, czyli między socjaldemokracją i liberalizmem tout court? Obie wywodzącą się przecież z tego samego ideologicznego pnia i, choć oczywiście wzajemnie się krytykują, wyraźnie trudno to nazwać walką, społeczne skutki zaś tych działań to zawsze w sumie postępy postępu, o jakim marzyli Fourier (ten od ogonów z okiem na końcu i "antywielorybów", nie ten od przekształcenia), Trocki czy Pol Pot.

Jedyna istotna różnica jest taka oto: Socjaldemokracja otwarcie chwali się tym, co się od dziesięcioleci w zachodnim świecie dzieje, jako swoją zasługą, obiecując wkrótce jeszcze o wiele więcej tego samego; liberalizm zaś kładzie akcent na umywanie rąk, głosząc, że wszystko to, co w obecnym życiu społecznym obrzydliwe, nie jest jego winą, bo on w istocie nigdy jeszcze tak naprawdę nie rządził.

Bardzo jaskrawym przykładem tego zjawiska jest sprawa ogromnej imigracji do Europy przeróżnych egzotycznych ludzi i wywołanych przez to - z jednej strony - problemów. Wiele z których zwykły człowiek ma tendencję ignorować, w ogóle o nich nie wie, albo też nie kojarzy tego z imigracją - na przykład te niemal sto tysięcy kamer, i z każdym dniem więcej, podglądających bez przerwy mieszkańców Londynu, a mającym zapobiegać, przynajmniej oficjalnie, przede wszystkim terroryzmowi. A przecież Londyn nie jest tu jakiś wyjątkiem.

Zarówno "człowiekolubna" socjademokracja, jak i "rynkowy" liberalizm mają co najmniej równe "zasługi" w stworzeniu tego niesamowicie poważnego problemu (ze wskazaniem na liberalizm), a jednak jedni wskazują na "pozytywy" w postaci "wielokulturowości" i "wzrostu tolerancji", drudzy zaś wolą się po prostu swej roli wypierać, czasem tylko oferując jakieś własne ideologiczne mumbo-jumbo, które by miało cały problem szybko, radykalnie i bezboleśnie zlikwidować.

(Na naszym zaś rodzimym politycznym targowisku, czyż tak trudno jest znaleźć liberałów, "którzy jeszcze nie rządzili", mimo że... Każdy chyba wie, poza oczywiście oglądaczami "Szkła Kontaktowego" i innymi głosującymi na plastik, skrzyżowanie dupy z batem i wymiotne hasła durniami.)

Czyli, wracają do mej głównej tezy w tym tekście, w sumie po prostu sprawa rozłożenia propagandowych akcentów. A także wyjątkowo pokrętna wersja znanej "zabawy" w dobrego i złego policjanta... Czy raczej dobrego i złego ubeka, bo policjant to w końcu przyzwoite zajęcie.

I tym optymistycznym noworocznym akcentem... Obym dał paru osobom do myślenia, choć niestety słabo w to wierzę.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

wtorek, października 30, 2007

Lekarstwo na anonimowość będzie chyba bez recepty

Włączyłem ci ja wczoraj publiczną telewizję... Gadają coś tam, że powstaje koalicja, nudy. Dołem biega taka tasiemka z najaktualniejszymi aktualnościami: Tusk, powstaje koalicja, Rosja cośtam... Nudy! Aż tu nagle jedna z tych aktualności całkiem fascynująca. Cytuję: "Raport WHO: Niemal połowa ludzi na świecie rodzi się i umiera anonimowo".

Poczułem się, jakby mi ktoś zrobiony z lodowego sopla sztylet wbił w serce i obracał go w ranie. Umierają anonimowo... Czyli przed śmiercią czołgają się gdzieś, gdzie nikt ich nie zna. Ach, jakież to okrutne! Co może człowieka, w dodatku ledwo już zipiącego i mającego umierać, zmusić do takiego uczynku? Czyżby Eskimosi? Jakaś inwazja, jakaś infekcja? Fi donc! Śpiewał wprawdzie kiedyś Jan Kelus o tym, że "gdzieś na wyspach Fidżi, starców kijem bili tam, żeby im obrzydzić", ale to Fidżi było mu raczej potrzebne jako rym, bo co bardziej wykształconym wiadomo, że to Eskimosi wypędzali swych starców z igloo, żeby nie zużywali cennych zasobów bez pożytku.

Anonimowa śmierć jest bez wątpienia straszna, ale co powiedzieć o anonimowych narodzinach?? Matka ogląda "Plebanię" czy inne wystąpienie senatora Niesiołowskiego, całkiem nie zwracając uwagi na to, że dziecko się jej rodzi? Anonimowe, bowiem nie wiadomo nawet jakie nosi nazwisko? Jak już urodzi, ta matka znaczy, to nawet nie sprawdzi, chłopiec czy dziewczynka i nie dopasuje do noworodka swego wcześniej wymarzonego imienia? Bo gdyby to zrobiła, to nie urodziłoby się, wraz z niemal połową ludzkości, anonimowe.

To był jednak dopiero początek. Obrazy bowiem, które widziałem oczyma duszy były coraz potworniejsze... Jak długo trwa ta anonimowość? Mniejsza już o tę od umierania, ale ta przy urodzeniu? Jak długo ten noworodek żyje samotnie, sam musząc sobie we wszystkim radzić, całkiem nie znany nikomu i w nikim nie mający wsparcia?

Potem jednak przychodzi chyba moment... O szczęśliwa chwilo! - kiedy ten niemowlak, a może już przedszkolak, przestaje być anonimowy, włącza się w jakąś społeczność... Jak się to odbywa? Na tasiemce tego nie powiedzieli, a tak bym chciał wiedzieć!

Kiedy tak oglądałem te obrazy, wszystkie przygnębiające, poza jednym optymistycznym, przez zalane łzami współczucia oczy, przyszło mi do głowy, iż być może to "rodzi się i umiera" to była tylko taka figura retoryczna. Że w istocie chciano nam powiedzieć, że ci nieszczęśnicy, z których, przypominam, składa się połowa ludzkiego rodzaju, żyją anonimowo od urodzenia do śmierci. Może jednak o to chodziło?

Łzy zaczęły mi płynąć z ócz jeszcze większą strugą, moja jednak niestrudzona kora dalej próbowała zrozumieć... Jak to może być, iż połowa ludzkości nie ma ani imienia, które by ktokolwiek z bliźnich znał, ani choćby ksywy: "Rudy z Rozbieganymi Ślepiami", albo powiedzmy "Główny Macher"... Możliwe to? Gdzie tacy anonimowi pustelnicy się dzisiaj ukrywają, skoro nawet na pustyni jest już pełno ludzi? Z czego oni biedaki żyją? Jak się rozmnażają, jeśli oczywiście to robią?

Kiedy zaczęło już mi w organiźmie brakować wilgoci na dalsze łzy, jakoś tak, z nie wiadomo kąd, przyszło mi do głowy, iż "anonimowo" mogłoby także oznaczać "pozbawieni dokumentów tożsamości, nie mówiąc już o czipach wszczepionych pod skórę... niezarejestrowani i nieopisani w najmniejszych szczegółach w centralnych komputowych rejestrach jakiejś dobroczynnej administracji... nie obserwowani na każdym kroku z satelitów, a więc mogący się zgubić, zbłądzić, zrobić coś, czego potem będą żałować (władza już o to zadba)...

No i łzy znowu zaczęły mi tryskać z oczu, choć wody już prawie w sobie nie miałem. Jak to tak? Bez dowodu osobistego? Bez osobistego udziału w Systemie Schengen? Aż dziw, że ci ludzie w ogóle upierają się żyć, skoro ma to być tak beznadziejna egzystencja, prawda?

A tak na serio, to zacząłem się bardzo ostro zastanawiać, dlaczego taka obłędna wiadomość została ludowi zaserwowana. W końcu ktoś chciał tym coś osiągnąć, raczej wiadomo co... Zaczyna się jakaś kampania, bez dwóch zdań! Widać nastąpił jakiś istotny postęp w technologii mikroczipów i teraz będzie można powiedzmy robić bilingi wszystkiego co taki nieanonimowy obywatel kiedykolwiek powiedział... A wszystko przy pomocy czipa tak malutkiego, że delikwent nawet go prawie nie zauważy! Hurra, niech nam żyje Nowa Globalna Władza!

I coś chyba jest na rzeczy, moim państwo. Dzisiaj bowiem znalazłem w sieci taki oto artykuł...

Znakowanie dzieci czipami RFID w brytyjskich szkołach

Uczniowie szkoły Hungerhill School w Edenthorpe w hrabstwie South Yorkshire, poddani zostali eksperymentowi, który można uważać za przygotowanie do powszechnego wprowadzenia identyfikowania uczniów za pomocą nadajników RFID.
Jak twierdzą organizatorzy eksperymentu, jest to pierwsze tego rodzaju zastosownie urządzeń identyfikacyjnych działających na zasadzie sygnałów radiowych RFID (Radio Frequency Identification) w szkole brytyjskiej. Mikroskopijne nadajniki RFID zostały wszyte do mundurków szkolnych i pozwalają na śledzenie każdego ruchu uczniów.
Trevor Darnborough, konstruktor nadajników a zarazem właściciel firmy Darnboro Ltd, produkującej nadajniki i lansującej technologię przekonuje, że szerokie ich zastosowanie pozwoli na zwiększenie bezpieczeństwa szkół i samych uczniów i może być skuteczną metodą identyfikacji uczniów nie przetrzegających przepisów.
Władze szkolne miasta Doncaster wyrażają wielkie zainteresowanie systemem i mają nadzieję, że będzie on wkrótce zastosowany, a nadajniki wszyte do uniformu każdego ucznia. Firma Dornboro Ltd twierdzi, że jest gotowa do zastosowania technologii na szeroką skalę i spodziewa się wielkich zysków z rynku mundurków szkolnych, szacowanego na 300 milionów funtów rocznie. Firma twierdzi też, że władze szkolne Doncaster chciałyby zastosować technologię począwszy już od roku 2008, co pokrywa się z założeniami władz brytyjskich zmierzającymi do uruchomienia podobnego systemu z internetową bazą danych dostępną dla rodziców.
Wielkie zastrzeżenia do pomysłu znakowania i śledzenia uczniów wyrażają rodzice oraz organizacje walczące z ingerencją rządu w prywatność obywateli. David Clouter, ojciec jednego z uczniów i założyciel organizacji Leave them kids alone, sprzeciwiającej się tworzeniu bazy danych odcisków palców uczniów, mówi że: "Zamocowanie [czipu RFID] w szkolnych mundurkach jest w gruncie rzeczy całkowitym śledzeniem dzieci. Takie znakowanie robione jest wobec kryminalistów wypuszczonych z więzienia na przedterminowe zwolnienie [a nie wobec uczniów]."
Oryginał tutaj.
triarius

P.S. No i patrzcie ludzie - ledwom powyższe napisał, a już na znajduję w sieci taką oto informację:

Hitachi: "A oto chip, którego nie dostrzeżesz gołym okiem!"
--> AudioBot - odsłuchaj materiał oceń i skomentuj tekst wklej zwiastuny aktualności na swoją stronę WWW podyskutuj na forum wyślij pocztą wersja do wydruku
06.02.2006 12:36


Hitachi zaprezentowało chip RFID mający kształt kwadratu o bokach 0,15 x 0,15 milimetra i grubości 0,0075 mm. Nikłe rozmiary sprawiają, że oglądany gołym okiem układ jest nieodróżnialny od drobinki kurzu!
-->

Pracownik Hitachi prezentuje nowy układ
Zdaniem przedstawicieli Hitachi, osiągnięty poziom miniaturyzacji umożliwi znaczące obniżenie kosztów produkcji elektroniki i zwiększenie liczby układów, które można wyciąć z jednej płytki krzemowej.

Układ może zostać zastosowany w banknotach, dokumentach czy certyfikatach jako dodatkowy - prócz znaków wodnych i innych zabezpieczeń - element potwierdzający ich autentyczność. Może się również przydać do oznaczania i śledzenia przesyłek - Hitachi czeka teraz na większe zamówienia.

Chip nie potrzebuje zasilania. Energia generowana jest przy pomocy zewnętrznej anteny odbierającej fale elektromagnetyczne.


Oto link do oryginalnego tekstu.

Prawda, że wszystko się przecudnie po prostu zazębia? Sprawa zdaje sie wyjaśniać. Z drugiej strony, gorliwości. bezczelność, ale i refleks, tych totalistycznych globalistów, którzy nami w mediach manipulują, są naprawdę przerażające...