Pokazywanie postów oznaczonych etykietą metapoziomy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą metapoziomy. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, marca 06, 2017

Wołkolisowróblu - ty nad poziomy wylatuj!

Niewolnica - koszmarni samcy przez tysiące lat tak właśnie, paskudniki!
No dobra, Marysiu, napiszemy coś. Wszyscy już chyba o tym blogasie zapomnieli, mogę więc to potraktować jako podrasowane pisanie do szuflady z turbodopalaczem, tak jak lubię... Trochę się też w tej chwili jakby nudzę... No i biegnę spełnić te Twoje codzienne od wieków prośby.

Wiem przecie, że na tym najgenialniejszym, jak twierdzisz, dziele intelektu w historii ludzkości wyszukanie i ze zrozumieniem przeczytanie czegoś w rodzaju "Polska kraj WiPoW" przekracza możliwości normalnego człowieka, że musi być coś lekkiego, o smaku ogórkowym z udziałem Ziemkiewicza, podlanego, jeśli się uda, Lisowróblowołkiem...

Niby mogłabyś się raczyć wyłącznie telewizyjnymi - ale przecież jakże "naszymi"! - mądrościami w stylu przesławnego programu "W tyle wizji brzmi znajomo" (i mnie się faktycznie z czymś konkretnym kojarzy, choć tego czegoś nigdy właściwie porządnie nie obejrzałem). No więc, żeby długą potencjalnie opowieść uczynić krótką - oto i masz!

* * *

W czasach gdzieś tak koło "solidarnościowej odnowy" i młodego "stanu wojennego" (a każdy młody, jak wiadomo, głupi), kiedy igrał był nawet z myślą o zbrojnym narodowym powstaniu... (Zgadnijcie o kim będzie!?)... Kiedy więc był ów ktoś taki niesamowicie radykalny i "nasz", że już mocniej nie można, Michnik (zaskoczenie?) głosił między innymi takiego oto bonmota, że: "Nie chcę socjalizmu z ludzką twarzą, tylko komunizmu z wybitymi zębami". (Cytat z pamięci, ale merytorycznie bezbłędnie.)

Wszyscy to wtedy traktowali jako błyskotliwe i jednocześnie mądre politycznie nie do wyobrażenia, ja, przyznam, także. Bardziej że błyskotliwe, niż że polityczne, jednak. Fakt, że nie znałem jeszcze wtedy PanaTygrysicznych bonmotów - tych o mężowskich brwiach (akurat nadchodzi dzień, gdy będzie jak znalazł!) i temuż podobnież, ale podobało mi się po prostu i tak by z pewnością pozostało, gdyby nie... Co? No przecie, że Tygrysizm Stosowany!

Z tym jego nad poziomy wylatywaniem, z tym jego META (co akurat jest tym samym, ale jakże po grecku!)... Spowodował ci on, że teraz, kiedy się akurat z jakichś tam powodów nad tym michniczym bonmotem zastanowiłem, to mi się mniej podobał z tego tygrysicznego lotu ptaka, co go nazywamy META.

I tak sobie, po tygrysicznemu, z tym obowiązkowym META, pomyślałem... Tygrysizm ci to spowodował, ale także prosta empiria i obserwacja. I tak mnie to nagle uderzyło, spadło na mnie, olśniło... Niczym jakieś nagłe zakochanie, albo jakaś brzydka (jak to one mają w zwyczaju) choroba. I tak ci pomyślałem (już było? sorry!)... Przecież to michnicze marzenie spełniło się jota w jotę i pozostaje na naszych oczach, i co gorzej na naszej skórze, spełnione że hej!

Totalitarna lewizna, której najważniejszym dziś awatarem jest "liberalna demokracja z kapitalizmem" (czyli w sumie marna, załgana demokracja z ewidentną PIRAMIDĄ FINANSOWĄ o jakiej się żadnym Madoffom nie śniło, jako szczudłem i podpórką) przecież właściwie zębami nie gryzie.

Wyjaśnialiśmy to sobie wiele razy dlaczego nie - nie przypisywałbym tego jakimś jej wzniosłym cechom charakterologicznym czy szlachetności zamiarów, zresztą to tak po prostu nie działa - więc o tym teraz nie będzie, ale faktem jest, że z nawiązką wystarcza jej gryzienie samymi dziąsłami, prawda? Tylko, wielkim głosem zawoła ten i ów - DLACZEGO? Dlaczego właściwie wystarczają same dziąsła, podczas gdy w historii tyle razy bez zębów się nie dawało, a i zęby potrafiły nie wystarczyć?

Odpowiedź nasza, tygrysiczna oczywiście, jak wszystko co z siebie emitujemy, jest taka, że nie musi, bo społeczeństwo zostało wystarczająco skutecznie rozłożone i przetrącone, by siły mogące chcieć się temu michniczemu marzeniu opierać nie miały cienia szansy.

TEGO akurat nigdy właściwie przed triumfem owych pokracznych oświeceniowych idei - liberalizmu, komunizmu, anarchizmu (w postaci też np. "libertarianizmu", rzekomo "prawicowego"), ekumenizmu, globalizmu, i tego wszystkiego, w co się te potworki na naszych znowu oczach przepoczwarzają - w tak czystej postaci nie było. Może się to wydać dziwne, ale kiedy się pomyśli o telewizjach, kafelkach do łazienki, i tym, co dziś chodzi za "edukację", to dziwne się wydaje już nieco mniej. (Choć wciąż dziwne jest, nie da się ukryć.)

Ten michniczy  przykład, tudzież nasze rozpoznanie ponurej i poniżającej sytuacji, w której się znajdujemy, to sprawy (mam nadzieję) dość interesujące, ale ja zmierzam do pokazania, jak funkcjonuje nasz ukochany Tygrysizm Stosowany. Który, przypominam roztargnionym, nad poziomy wylata i ogólnie lubi żeby było META. (Metanol taki.)

Otóż wszystko zależy od tego, co się uzna za daną rzecz, a co w naszej opinii będzie "poza". Mówiliśmy sobie kiedyś na podstawie książki "Myślenie systemowe" o włosach i metalach ciężkich - pamięta ktoś? Podobnie jest na przykład z "wolnym rynkiem". Triumf... No bo jest tu przecie pewien, względny ale istotny, triumf... Choć cieszyć to on może, wraz z całym leberalizmem, tylko osobniki pokroju tej von Chlewick-Holstein z jakiejś ruskiej budy pod Chobielinem... (Kiedyś się takich szczuło psami, jak się we wsi pojawiali, i komu to przeszkadzało? Dziś są "gräfin" i żrą moimi hrabiowskimi widelcami.)

No więc ten triumf, względny ale jednak, i nikogo nie uszczęśliwiający (poza tymi tam), wynika w dużej mierze z tego, że taki liberał, jak już się dorwie do głosu, nie daj Boże do władzy, to on ludziom wciska wszystko tak, jak jemu to pasuje. Czyli "wolnym rynkiem" jest dokładnie to, co leberałowi pasuje, żeby było, a "gwałtem na wolnym rynku o pomstę do niebo wołającym" wszystko, co mu nie pasuje.

I podobnie jest z takimi postoświeceniowymi pokractwami, jak Unia "Europejska" na przykład. Czy to Unia rozwala społeczeństwo tak, że potem Unia nie musi nawet wyjmować ze szklanki na kozetce sztucznej szczęki, tylko delikatnie, żeby nie powiedzieć pieszczotliwie, zakąsza samymi dziąsłami? Ale KTOŚ przecież tę drugą stronę zadania też wykonuje, n'est-ce pas? Tylko przecie, kiedy to nie jest wygodne, mocodawca, a w każdym razie główny (jeden z głównych, bo być może najgłówniejszych nie znamy) beneficjent tych wszystkich hunwejbinów, dżenderów i czego tam jeszcze...

Tego michniczyzmu z trockizmem, z kropką i bez, obywatelskich i... Itd. Jak mu nie pasuje, to przecie ten co najwięcej korzysta, się do tego nie przyzna. On się co najwyżej przyzna do pieszczotliwego kąsania samymi dziąsłami - zgodnie z marzeniem Michnika - co na tle różnych tam Dżyngis Chanów i innych Asyryjczyków musi się wydać miłe i łatwe do zniesienia. Ale my, Tygrysiści, patrzymy na to z lotu ptaka, zgoda? Z poziomu META.

No i dzięki temu wiemy, że Michnik w owych swych wojowniczych i niepodległościowych latach wcale nie tworzył błyskotliwych bonmotów - on po prostu mówił, czego pragnie! I to się niestety spełniło, jota w jotę, ale... Ponoć Bóg, czy może właśnie Diabeł, nie pamiętam, zabawia się spełnianiem ludzkich pragnień, co się zawsze (więc chyba jednak Diabeł, choć czy ja wiem?) obraca w końcu przeciw tym ludziom, co pragnęli...

W każdym razie my, uzbrojeni w Niezłomny Oręż, możemy z tego zrozumieć o wiele więcej niż zwykli zjadacze czegośtam z Biedronki. Nas nikt tak łatwo nie nabierze na uroki gryzienia samymi dziąsłami, na Ziemkiewicze, na arystokrację von Chlewik... My mamy poziom META i my wiemy to, czego zwykłym prolom nawet nie pozwala się dzisiaj domyślać. Większość rzeczy (Hegel to, czy byle Jung?) ma swą ciemną, i nierzadko mroczną, stronę, o której propagandyści, "edukatorzy" i "autorytety moralne" nie raczą wspominać...

Jak z "wolnym rynkiem", który z definicji jest kłamstwem tak wielkim, że umożliwiło zbudowanie największej we Wszechświecie piramidy... Piramidy, przy której ta w Gizie to wzgórek łonowy karłowatego przedpubertalnego komara zaledwie. Prosty lud nie potrafi, od tego jest ludem, ale wy zawsze wylatujcie nad poziomy i patrzcie z lotu ptaka! Dostrzeżecie wówczas ciemne strony, o których wam w szkołach, telewizjach i spotkaniach z Michnikiem nie mówią. Dixi!

triarius

P.S. Spyta ktoś, co ma goła baba na obrazku u góry z tym wszystkim wspólnego, a ja wtedy odpowiem, że ma tyle, że tak samo jak niektórym Autorom pisze się o niebo lepiej i przyjemniej, kiedy mają błogą świadomość, że zanudzają swych czytelników na śmierć, a tytuł nie ma nic wspólnego z treścią, mnie pisze się lepiej i przyjemniej, kiedy mam na obrazku gołą babę. Proste? (A tytułem dość w sumie podobnie. Spodobał mi się pomysł, a jak się człek wysili, to jakoś podwiąże. Jak zawsze.)

niedziela, czerwca 03, 2012

Metarozważania (część 1, niewykluczone że jedyna)

Miałem kiedyś znajomka (nie pytajcie co się z nim stało, to niezwykle smutna historia!), z którym, gdzie się tylko dało, doszukiwaliśmy się wszystkich możliwych pięter metapoziomów i na tych piętrach wszystko sobie analizowaliśmy. Co to jest "metapoziom" pytacie? No więc, moje słodkie niedouczki...

"Meta" to mniej więcej "ponad", z greki. Przykład? Więc powiedzmy, że mamy powiedzmy film, i tam się nagle nam pokazuje jak się ten właśnie film kręci(ło). Albo słynny starożytny "paradoks o kłamcy" (Kreteńczyku zresztą), który mówi, że kłamie. Kłamie zatem, czy nie? Nie da się tego rozstrzygnąć, ponieważ tutaj mamy niejako dwa poziomy logiki, z których ten wyższy - czyli informacja, że każdy Kreteńczyk zawsze kłamie - jest "ponad", tą kwestą, czy on akurat kłamie w chwili, kiedy mówi że kłamie. W dodatku każde rozstrzygnięcie natychmiast wpływa na ten drugi poziom, przez co neguje ten, na którym było to rozstrzygnięcie... Przerzutnik astabilny po prostu, mówiąc elektroniką cyfrową.

Czyli jest sobie to "meta" i coś z tym trzeba zrobić. Odwołanie się do metalogiki jest metodą zrobienia w tym jakiegoś tam porządku, na ile to w ogóle możliwe. (Nie wiem, czy jakoś inaczej też do tego dzisiaj się podchodzi, ale tutaj to "meta" jest dość oczywiste, w postaci akurat metalogiki.) Czyli "meta" to będzie na przykład "logika logiki" (metalogika), "taktyka taktyki" (o której sobie zresztą zaraz porozmawiamy), "opowieść o opowieści", "prawo prawa", "miłość miłości"...

I co tam jeszcze dałoby się na takiej zasadzie wymyślić. Rozumiecie? (Kto jeszcze nie rozumiał, bo przed resztą chylę czoła i stukam obcasami.) Jak pomyślicie, jak się rozejrzycie, to co bystrzejszy z was, jeśli nie żyje całkiem w jakiejś głuszy, znajdzie sobie jeszcze nieco takich przykładów. I z grubsza (a więcej nam nie potrzeba) zrozumie o co tutaj z tym "meta" chodzi.

To meta jest naprawdę ciekawą sprawą, która się wiążę z całą masą różnych rzeczy. Jedne pradawne, tajemnicze i owiane mgłą, jak powiedzmy Hegel z jego dialektyką... Że: "Teza plus antyteza równa się synteza". Co wcale nie jest takie głupie, sam Hegel zresztą też, choć trzeba mu przyznać, że jego historiozofia to już sprawa co najmniej na pograniczu jakiejś nowej religii.

Ciekawa rzecz, krótko mówiąc - i wcale nie tak durna, jak nam to wielu wmawia... Akurat najczęściej jakby liberałowie różnej maści nam to wmawiają, którzy - no patrz pani, pani Popiołkowa, co za paradoks! - sami raz po raz próbują tego Hegla z jego quasi-religijną historiozofią przejąć... No bo czymże w końcu jest ten słynny "koniec historii", który nam ów zamerykanizowany Japończyk wykrakał, jeśli nie chęcią przejęcia heglizmu i uwieńczenia go pokraczną wisienką na torcie?

Poziomy meta potrafią także mieć związek ze sprawami bardziej konkretnymi, czasem nawet całkiem bieżącymi. I zastosowanie w ich analizowaniu także potrafi to podejście "meta" mieć. Na przykład mnie od stuleci pasjonują takie sytuacje, kiedy jest walka, i jedna strona jakoś zdobywa taką specyficzną, i na tyle dużą, przewagę, że ta druga strona, co by nie zrobiła, albo jakby nic nie zrobiła, to i tak przegra.

Niestety, poza ew. sportem, gdzie to jest sprawa dość dla mnie neutralna (no, chyba że się akurat kulam z Danielem, mistrzem Polski, ale w końcu to tylko trening), gdzie nie spojrzę, w takiej polityce, a o nią przecież nam najbardziej niestety chodzi, owo fascynujące zjawisko gra przeciw nam, stawiając nas w naprawdę nieprzyjemnej i słabą rokującej nadzieję sytuacji.

Przykład? Proszę - pierwszy, który mi do głowy przychodzi. Mamy więc Unię Ojro, i mamy tzw. kryzys, tak? Tej Unii, ale przede wszystkim - w tym sensie, że jego lud zauważa, i że o nim trąbią media - ekonomiczny. No i jest ogromna szansa, że ten kryzys jednak o wiele bardziej osłabi europejski lud, mówiąc wprost proli, niż ojrobiurokrację i cały ten... Interes, że tak to eufemistycznie wyrażę (żeby np. nie obrażać pań kurw). Ten "europejski".

Tak więc jeśli kryzys się rozszaleje i potrwa długo, to Unia się wzmocni. Kosztem proli, czyli ludu, oczywiście. No a jeśli ekonomia by w Unii kwitła? Albo - żeby już całkiem nie fantazjować - jeśli się za parę lat TROCHĘ i NA JAKIŚ CZAS poprawi? To co wtedy? Wtedy oczywiście Unia też się wzmocni, a prole zostaną dodatkowo wzięte za ryje.

Aż do momentu, kiedy zostanie osiągnięta jakaś tam masa krytyczna i całkiem nie będzie już rytualnych "demokratycznych" tańców, zaklinana duchów na temat wolności takiej czy owakiej, a "prawa człowieka" będą oznaczały DOKŁADNIE to, co poprzedniego dnia ustali jakiś Naczelny Ubek (już są Komisarze, prawda?), czy jakieś zbiorowe gremium, zależnie jak się to tam im NA GÓRZE ułoży.

Jeśli mam w tym rację, to widać tu właśnie, iż chwyt jaki unijna biurokracja, i co tam jeszcze, ma taki fajny chwyt założony prolom, ludowi Europy, plemionom mniej wartościowym i bez ratunku skażonym zboczeniami, jak heteroseksualizm, czy jak to nazwiemy, że ci ani pisną, co by nie uczynili! Tak?

Oczywiście zawsze, mniej lub bardziej teoretycznie, istnieje szansa, że nagle coś się posypie i ten chwyt - a raczej ta sytuacja, w której jedna strona wygrywa na wszystkie strony, jakie by ("małosygnałowe") okoliczności nie były, i co by ofiara nie zrobiła - przestanie funkcjonować. To jest zagadnienie związane z MODELEM MAŁOSYGNAŁOWYM, o którym sobie już parę razy tutaj rozmawialiśmy.

I z "teorią katastrof " też zresztą, bo przecież przejście od modelu małosygnałowego, gdzie sobie możemy sprawę dość ściśle analizować, do wielkosygnałowego, gdzie już nic nie wiemy - poza tym, że na pewno nie będzie lekko ani słodko - to, w tym matematycznym sensie, właśnie "katastrofa".

Jest to coś z inżynierskiej teorii sygnałów, ale funkcjonuje w wielu różnych kontekstach, na przykład w tym. Albo kiedy mamy przez dwóch noblistów w ekonomii genialnie wyliczone wzory pozwalające na zarabianie bez przerwy na funduszu hedgingowym, a potem jednak okazuje się, że tak gwałtowne zmiany, jakich "w ogóle nie należało się, zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa, spodziewać", jednak nastąpiły i wszystko się wali na mordę.

Tyle że, o ile można się cieszyć kiedy takim noblistom i jakimś hiper-bogatym macherom się zawali i stracą  forsę, to jednak z Unią nie jest tak słodko, bo biedne prole zapewne dostaną w pupę o wiele bardziej od "elit", i po paru dniach, góra, poproszą każdego dostępnego pociotka Barroso czy Cohn-Bendita, żeby nimi rządzili, "bo tak dalej już się nie da". (Na przykład w roli Udzielnych Monarchów z Bożej Łaski - czemu nie, skoro by to sprawiło masę radości Wielomskim i Korwinom tego świata?)

Cały ten powyższy wątek wynikł, pobocznie niejako, z tego, że nie chcę tutaj snuć przygnębiających opowieści, więc o ew., mniej lub bardziej teoretycznej, szansie na zawalenie się tego czegoś, chciałem wspomnieć, ale potem jednak poczułem się zmuszony to osłabić i uwarunkować. No bo, niestety, jak rzekł jeden mądry gość: "Optymizm jest tchórzostwem". I, niestety, wciąż pozostaje.

Dowcip z niniejszym tekstem polega na tym, że - taki ogólny i filozoficzny, jak on jest - zainspirowany został najczystszej wody BIĘŻĄCZKĄ, a mianowicie wizytą rosyjskich kibiców na na tym tam kopanym Ojro, i, niestety, automatycznie niejako, w naszym nieszczęsnym kraju, a raczej w tym, co nam jeszcze z niego zostało. A jeszcze konkretniej zainspirowany on został tekstem Coryllusa, który np. tutaj: http://nicek.info/2012/06/02/znieczulanie-kokieteria/.

Jest to dobry i sensowny tekst, stanowiący poza tym radykalną przeciwwagę, żeby to tak określić, dla tych wszystkich alarmów związanych ze wspomnianą przyjacielską wizytą, które się przez sieć przetoczyły. Nie żeby tamte ponure przepowiednie nie mogły się (niestety) sprawdzić, ale głos w przeciwną stronę jest cenny. A do tego głos sensowny.

Coryllus twierdzi, że nic strasznego - przynajmniej w tym sensie, którego się tylu spodziewa - się nie wydarzy, a "tylko" ów fakt, że ruscy, po których spodziewanmy się najgorszego, będą się zachowywać dziwnie przyzwoicie, zostanie skutecznie propagandowo wykorzystany przez obecnie nam miłościwie panującą ekipę... Sami wiecie. A to się przecież też da łatwo osiągnąć, skoro tych ruskich kibiców zachowanie zależy jedynie od rozkazu Putina.

A że ta ekipa, która nas miłościwie gnębi, rabuje i sprzedaje w niewolę obcych, to przecież także ruskie sługusy - może nie wyłącznie ruskie, ale coraz jakby bardziej - więc koło się elegancko zamyka... I tak czy tak jesteśmy w ryżej dupie. Tego akurat Coryllus tak wprost nie mówi, to mówię ja, ale chyba wniosek jest uprawniony.

Więc jest tak, że na obie strony, jeśli ja mam tu rację, znowu wygrywają ruscy. A z nimi Tuski i to wszystko co tak kochamy. A przegrywamy my, Polska i... Sami wiecie - to co zawsze jakoś przegrywa. Czyli co my tu mamy? Czyż nie taką właśnie "meta-sytuację", o jakiej sobie na początku, abstrakcyjnie i na wysokim stopniu ogólności, rozmawialiśmy? Mnie się wydaje, że to właśnie coś takiego tu mamy!

Z czego by z kolei wynikało, że przyszłe (da Bóg!) nasze elity powinny chyba się wysilić, żeby być w stanie aż tak filozoficznie na różne konkretne sytuacje spojrzeć, bo niestety, bez tego, w naszej niewesołej sytuacji, chyba się nie da. Nie mam żadnych konkretnych pomysłów na to, jak rozkołysać tym @#$% interesem, tak żeby z modelu MAŁOSYGNAŁOWEGO zrobił się WIELKOSYGNAŁOWY, a przy tym żebyśmy my sami od tego nie zdechli, jako pierwsi...

Żebyśmy nie ucierpieli bardziej od wroga, a przecież "zanim gruby schudnie, chudego diabli wezmą" (jak uczy chyba Fredro ustami Pana Jowialskiego). A my właśnie przecież ten chudy! No ale, choć konkretnych pomysłów nie mam, to i tak filozofowanie tego typu, jaki ja tu wam, ludzie (prole kochane, bracia i siostry!) serwuję, i tak wydaje mi się mieć stosunkowo spore, w porównaniu z innymi propozycjami innych ludzi, które ja znam, szanse. (Bo np. meta-poziomy i wielkosygnałowość to w niektórych kontekstach, dwie strony tej samej monety. A co najmniej sprawy pokrewne. I wytrenowany rozum przydaje się do obu.)

Tak więc, kochane współ-prole, zachęcam was do przemyślenia poruszonych tu kwestii, z meta-poziomami i meta-analizami włącznie, a może nawet i na czele!

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.