Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozruchy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rozruchy. Pokaż wszystkie posty

środa, lipca 18, 2012

Przetrwaj Armageddon za 7 dolarów!

Zareklamował mi to dzisiaj, w swoim emailowym biuletynie, Tim Larkin - twórca metody bicia brzydkich ludzi o nazwie Target Focus Training (TFT), o której zdarzało mi się już tutaj wspominać (i nie bez powodu).

Oto linek do tej jego zajawki:

http://www.targetfocustraining.com/emails/ja-collsurv1.

(A przy okazji cały jego blog, gdzie jest sporo interesującego i potencjalnie użytecznego.)

Linek zaś do samej tej rzeczy, o której Wam teraz opowiadam, jest tutaj:

http://collapsesurvivalsecrets.com/?AFFID=77092

(To NIE jest mój linek partnerski i ja na tym nic nie zarabiam. Po prostu uważam, że warto to rozpropagować.)


Ja to kupiłem obie tak z pół godziny temu i oglądam. To znaczy oglądałem, alem przerwał, żeby Wam o tym opowiedzieć.

Są to dwa ebooki, dość spore i profesjonalnie zrobione, plus jeden plik audio. Oczywiście wszystko po angielsku. Obejrzeć zdążyłem dopiero trochę i nic jeszcze nie wysłuchałem, ale to naprawdę są całkiem sensowne informacje, rekomendacja Tima Larkina coś dla mnie znaczy, a czasy idą przecież ciekawe. Tak że zachęcam - jeśli oczywiście jeśli dla kogoś 7 dolarów to nie jest miesiąc życia całej rodziny i macie jakiś sposób na zrozumienie angielskiego. (Np. siostrzeniec prymusik albo wnuczek.)

Informacja tego typu zawsze jest cenna, widzę tu takie info, którego sobie nie przypominam żebym je gdzieś indziej już spotkał, no a poza tym sam AKT zrobienia czegoś w tę stronę wydaje mi się cenny. To w końcu tylko 7 (a jak się spóźnicie to 27, aż i tylko) dolarów - więcej potraficie przepić w dwie godziny, prawda?

A więc jeszcze raz linek:

http://collapsesurvivalsecrets.com/?AFFID=77092.

Armageddon czeka nas niechybnie, wcześniej czy później, więc raczej warto być do niego przygotowanym. Co najmniej, na razie, mentalnie i pod względem wiedzy. (Rodzinę i ew. kochanki też można zresztą przecież podszkolić. I też może być warto.) W ogóle może już czas, żeby nasza prawica zaczęła się poważnie interesować także i takimi sprawami.

triarius

niedziela, listopada 23, 2008

Co słychać u naszych lewicowych braci - odc. 2

Poniżej drugi odcinek tłumaczenia lewackiej książki pt. "Bodyhammer: Tactics and Self-Defense for the Modern Protester". Czyli w sumie: "Jak się nie dać tzw. siłom porządku na usługach postkomuny, ojropy, ruskich agentów, cieniasów i całej tej obrzydliwej reszty". Może lewizna tak by tego nie przetłumaczyła, ale my sobie tak właśnie tłumaczymy, bo nam wolno. (Prawda towarzysze?) A w dodatku są tu b. fajne historyczne informacje i interesujące obrazki. Co nie powinno być całkiem bez znaczenia dla intelektulanie nastawionej (żeby nie powiedzieć spenglerycznej, prawicy. N'est-ce pas?) No więc jedziemy!


Wybór typu tarczy

Jako osoba dokonująca samoobrony z założenia bez broni, posiadasz szeroki wachlarz możliwości w zakresie taktyki użycia tarczy. Dla naszych potrzeb jesteśmy zainteresowani w tworzeniu formacji ściany z tarcz, zapewniającej swobodę poruszania się i obrony. Oznacza to, że możesz wybrać pomiędzy tarczą wykorzystującą tradycyjną jednoręczną metodę, albo też tarczą wykorzystującą metodę dwuręczną. Podczas gdy tarcza jednoręczna zapewnia większą manewrowość, tarcze dwóręczne dają większą siłę do obrony samego siebie i odpychania atakującego.

Ponieważ poza tym jest się nieuzbrojonym, dwuręczne tarcze powinny być zdecydowanie preferowane i stanowić centrum każdej ściany tarcz. Metody z użyciem obu typów zostaną poniżej opisane.

Drugą kwestią do rozważenia jest konstrukcja tarczy. Podczas gdy wiele zależy tu od kosztów i dostępnych materiałów, są i inne czynniki, które powinno się uwzględnić.


Transport:

Jeśli twoja akcja wymaga przekraczania granicy, zabierz ze sobą materiały na tarcze, które mogą być także stosowane jako codzienne artykuły. Duże tekturowe pudło (na przykład wypełnione starymi książkami) na tylnym siedzeniu, albo kilka nienadmuchanych dętek na twój spływ tratwą, łatwo zostaną przeoczone przez władze.

Możliwość ukrycia:

Zabranie tarczy z miejsca, gdzie jesteś zakwaterowany, do miejsce zbiórki na akcję może stanowić pewien problem. Oczywiście duże tarcze trudniej jest ukryć. Zaletą nadmuchiwanych tarcz jest to, że mogą zostać całkiem szybko skonstruowane już w miejscu zbiórki.


Manewrowość:

Jeśli spodziewasz się, że będziesz biegał i obawiasz się, że nie będzie dość członków ściany tarcz do zapewnienia ruchliwej (dosł. "chodzącej") ochrony, uwzględnij fakt, że większe tarcze typu scutum (wieżowe) mogą znacznie utrudniać bieganie z nimi. Kiedy się je utrzymuje w pozycji, twoje kolana mogą uderzać o spód tarczy, i w ogóle są one dość nieporęczne.


Typ akcji:

Jest nadzieja, że będziesz sobie zdawał sprawę z tego, jaki ogólnie typ akcji bezpośredniej jest planowany, jak też jakie środki policja planuje użyć. Większe tarcze lepiej zabezpieczają przed pociskami miotanymi, podczas gdy mniejsze zapewniają lepszą manewrowość przy obronie przed pałkami. Nigdy nie niedoceniaj tego, co policja będzie czynić, ale jeśli wiesz, że jej siły nie są wyposażone w gumowe kule, możesz przyjąć, że walka wręcz jest bardziej prawdopodobna. Także, jeśli typ akcji wymaga obrony pewnego terenu, większe tarcze sa lepsze - choćby z powodu ich imponującego wyglądu.

Typy tarcz i ich zalety

NB. Prostsze metody "zrób to sam" zakładają, że tarcze będą bardziej płaskie, podczas gdy tradycyjnie wszystkie tarcze były zaokrąglone (w sensie "wypukle", przyp. tłumacz) , żeby lepiej odbijać ciosy i kryć ciało. Zaokrąglone tarcze są znacznie trudniejsze do wykonania z większości materiałów. Dla naszych tutaj celów także tarcze o twardych, nie zaś zaokrąglonych, kantach dają się lepiej adaptować do sytuacji, dlatego rozważ nadanie tarczy kształtu prostokątnego (np. podstawowa zakrzywiona okrągła tarcza stanie się płaską "kwadratową").

Tarcza okrągła:

Najbardziej podstawowe (i najprostsze do wykonania z pokryw kubłów na śmieci) są małe okrągłe tarcze, zazwyczaj mierzące 2 1/2 do 3 stóp średnicy (czyli jakieś 76 do 9 cm). Jest to wspólny rozmiar tacz policji w wielu europejskich krajach. Jest ona zwarta i łatwa w użyciu, zapewniając ochronę dla głowy i torsu. Jest to także ten wariant, do którego wykorzystasz dętki.


Okrągła tarcza z ery wikingów

I to na razie na tyle. Jeśli Bóg, Publiczność, sytuacja tu i tam pozwoli, to c.d.n.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

środa, kwietnia 02, 2008

Czy my się nieco nie oszukujemy kochane ludzie?

Sporo dzisiaj w sieci niezłych tekstów wyrażających różne formy i nasilenia moralnego kaca po tym, czego dokonali demokratycznie wybrani przedstawiciele nas, czyli suwerennego narodu. Niektóre z nich zawierają zaś nawet wątki optymistyczne - mówi się w nich, że Unia nie jest wieczna, że już widać na niej rysy i wszystko tam zgrzyta, a my niedługo rozliczymy zdrajców i wskrzesimy Polskę. I takie tam.

Bardzo to wszystko fajne, a czytanie takich wypowiedzi zawsze mi nieco poprawia humor, który, jak wszyscy w tej chwili, poza kompletną swołoczą i/lub idiotami, mam dzisiaj marny. Jednak czy my się nieco nie oszukujemy tym optymizmem, kochane ludzie? Oto jest pytanie!

Zgoda, Unia nie jest wieczna, zapewne istnieć będzie znacznie krócej, niż większości z nas się wydaje. Tyle że mało kto się zastanawia nad tym, jak realnie będzie wyglądał jej zgon. A więc, stawiam tezę, iż aby się zaczął, potrzebny będzie naprawdę potężny kryzys, przede wszystkim gospodarczy. A wtedy co? Proszę sobie wyobrazić mieszkanie w wielkim mieście bez wywożenia śmieci - choćby przez tydzień. Plus z brakiem prądu, dostaw benzyny do stacji, stojącą komunikacją miejską... Sklepy nie mają żywności na sprzedaż. Rzerzucha z hodowli na balkonie zjedzona w ciągu dwóch dni, potem ew. rodzinny piesek...

Po czym zaczynają się odbywać dantejskie sceny przy śmietnikach, gdzie obywatele mordują drug druga w walce o odpadki. W końcu drug druga zaczyna, początkowo z ociąganiem, zjadać. No i z dnia na dzień nasila się działalność bandytów, plus różnych lewackich bojówek, pedalstwo sobie gwałci i rozlicza się z homofobami... I te rzeczy. Że wspomnę jeszcze działania różnych fałszywych proroków i prowokatorów, którzy się wtedy z całą pewnością uaktywnią. Jednego już wszyscy dobrze znamy - aż przebiera kopytkami do tej wzniosłej chwili, kiedy to wreszcie zaistnieje i wykona swoje zadanie w całej pełni.

Jedyna nadzieja, że może nie dożyje, jeśli Unia jeszcze parę lat pociąnie. Oby pociągnęła! My nie jesteśmy na jej rozkład przygotowani, proszę mi uwierzyć, mimo że to niszczy złoty sen, ale ten pan jest. Więc naprawdę lepiej by to się parę lat odwlekło. Będziemy chociaż mieli czas wyhodować rzerzuchę i kupić sobie większego psa.

W dodatku, kiedy unijna biurokracja i jej przydupasy uwidzą, co sie dzieje - a konkretnie, że mogą stracić władzę, przywileje a nawet gorzej, bo lud zacznie ich być może rozliczać - z całą pewnością będą się starali zaostrzć jeszcze cały kryzys. A możliwości im nie będzie brakować, o nie! Chodzić będzie oczywiście o to, by lud zaczął magna voce błagać o silną władzę. Rzuciłem tylko kilka szkicowych obrazków, ale taki kryzys od którego mogłaby się zawalić Unia, to naprawdę nie są żarty, więc nie mówmy sobie o tym tak lekko. Lepiej zacznijmy się do tego jakoś przygotowywać. Stanie z bronią u nogi, po prostu, bo wiele innych rzeczy na razie zrobić chyba nie możemy.

No i właśnie, mam jeszcze parę uwag na temat naszego własnego potencjału. Przysięgam, nie uważam się za żadnego bohatera, moja fizyczna odwaga jest taka sobie, w krajowej normie... Tym niemniej stało się więcej razy niż potrafiłbym sobie tak od razu przypomnieć naprzeciw uzbrojonego ZOMO, uzbrojonego LWP, naprzeciw luf kołowych wozów bojowych SKOT, czy po prostu czołgów. Słyszało się też parę razy strzały, nie wiem czy akurat była to wtedy ślepa amunicja w tych czołgowych lufach, czy też ostra, ale na szczęście w powietrze...

(Raczej to pierwsze, bo strzelanie ostrą w centrum Elbląga, i to pod górę akurat...) W każdym razie proszę mi uwierzyć, że taki wystrzał robi wrażenie. Głośny jest jak skurwysyn, no i naprawdę znaczać mógł wtedy cokolwiek, łącznie z masakrą w stylu węgierskim czy innym Placem Niebiańskiej Szczęśliwości. (Tyle, że w tym drugim przypadku bez telewizji.)

Zresztą sam ryk dziesięciu czołgów na jałowym biegu robi całkiem spore wrażenie. Tym bardziej jeśli pełno jest wokół dymów z granatów łazawiących, a sytuacja napięta, bo nikt nie wie czym to się skończy. A skończyć mogło się za każdym razem czymkolwiek, łącznie z wielotysięczną masakrą, jak nieraz w historii bywało. Tak to właśnie w moim osobistym przypadku wyglądało nie raz i nie dwa - i w Elblągu w roku 1970, gdzie szalałem po ulicy jako uczeń liceum, i w grudniu 1981, jak i nieco później. Wtedy to było dla pewnego gatunku ludzi dość normalne zachowanie, że człowiek szedł i, jakby nie było, ryzykował.

W końcu o zwykłym ubectwie, zwykłej milicji obywatelskiej, o realnej perspektywie szykan w pracy czy na uczelni, o możliwości spotkania nieznanych sprawców itd., itd., nawet tutaj nie wspominam. A zresztą, co tam czołgi! W późnych latach '70 naprawdę bywały dość niepozbawione napięcia sytuacje np. pod gdańskim pomnikiem Jana III Sobieskiego w późnojesienne wieczory 11 listopada. (3 maja to była sama słodycz, bo jasno i przyjemnie, ale ten listopad w deszczowy wieczór, kiedy sto kilkadziesiąt osób stoi całkowicie otoczone przez milicję i pies z kulawą nogą, poza nami i paroma setkami stróżów porządku, o niczym nie wie. A potem jeszcze trzeba dotrzeć do domu.)

W sumie wygląda, że dla ogromnej większości ludzi niepójście na pierwszego maja, albo na oszukańcze wybory, to było bohaterstwo ponad możliwości, natomiast całkiem sporo było ludzi, którzy znacznie większe sprawy traktowali po prostu jako swój obowiązek i nie przywiązywali do nich wielkiej wagi. A jak jest dzisiaj?

Przyznam zresztą, że wtedy ta łatwość chodzenia na różne demonstracje - które dzisiejszej prawicy, a nawet nie tylko prawicy, bo wszelkiej politycznie zaangażoanej młodzieży, dla której szczyt rewolucyjności to dziś pójście w czasie lekcji na demonstracjię pod ministerstwo pod opieką swych nauczycieli, by pokrzyczeć "Giertych do wora, wór do jeziora"... Co uważam za tak żałosne, nawet w kategoriach Che Guevary i Lenina, którzy nie są moimi ulubieńcami, że po prostu nie mam słów, by to wyrazić. Więc kiedyś wydawało mi się nieco przesądą, iż tak łatwo przychodzinam  ganiać się z milicją, a tak trudno nieco pomyśleć. Gdybym był wtedy wiedział, że przyjdzie czas, gdy będzie dokładnie odwrotnie! (Choć z tym dzisiejszym myśleniem, też powodów do orgazmu nie dostrzegam.)

No bo jak jest dzisiaj? Dzisiaj nikt na ulicę nie wyjdzie, prawda? Po pierwsze, jeśli coś mu się nie podoba w rządach platfusów, czy postkomuny, czy powiedzmy Unii Europejskiej, to sobie popisze na blogu i tyle. A po drugie, przecież bez pozwolenia odpowiedniego urzędu nie wolno zakłócać porządku, więc jak? No więc cóż dziwnego, że cała działalność patriotyczna, prawicowa, antykomusza, antyplatfusia, antyunijna - wszystko to polega jedynie na przerzucaniu się słowami na blogach i forach. Co z dnia na dzień można będzie zresztą ukrócić, bo śruba jest już przecież powoli przykręcana - na przykład przez czynienie z blogowisk przymusowego wersalu... Tylko mało kto raczy to zauważyć. Jak z reguły wszystkiego, co ma jakiekolwiek znaczenie, w odróżnieniu od pozorów i rzeczy całkiem bez znaczenia.

Polska prawica ma obecnie taką sytuację, że mamy tysiące generałów, ale żadnych żołnierzy. Generałowie przerzucają się genialnymi koncepcjami na blogach, ale wykonać ich nie ma komu. Nie ma nawet komu trenować zwykłą fizyczną odwagę, a przy okazji pokazać światu nasze istnienie i naszą determinację. W końcu wychodząc masowo od czasu do czasu na ulicę - tłumnie i nawet pomimo ew. administracyjnych zakazów - to akurat byśmy z pewnością osiągnęli.

W każdym razie, z tego co słyszałem, to 23 kwietnia 2008 r., o godz.12.00 pod pomnikiem Witosa na placu Trzech Krzyży w Warszawie będzie wiec w sprawie suwerenności narodu. Co, mówię o suwerenności, zostało ewidentnie zgwałcone przez "naszych" parlamentarzystów, o ojropejsach i ich przydupasach już nie wzpominająć. A więc, kto może (ja nie, bom daleko od Warszawy) niech idzie i demonstruje. Chyba że wszystkie te nasze patriotyczne blogowe pohukiwania nie są warte nawet funta kłaków. Czyli choćby tyle, co nasze, moje też, smętne w istocie demonstracje z lat '70 i '80. Które tak w końcu niewiele Polsce przyniosły w realu.

Zgoda, niewiele, ale to by zawsze był jakiś wstęp do działania, a nie tylko pisania na blogach. Teraz z całą pewnością potrzeba czegoś o wiele większego... A więc, do kurwy nędzy - zacznijmy coś wreszcie robić!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

środa, czerwca 28, 2006

O medialnym cyrku "Poznań '56"

Najpierw konkrety...

Któraś z telewizji pokazała nam dzisiaj jednego z uczestników "poznańskich wydarzeń" roku '56. Był to trzydziestoletni wtedy kowal z zakładów im. Stalina, który wyszedł z innymi robotnikami i na placu Stalina rzucał butelkami z benzyną w gmach UB.

Za to spotkały go represje. Jakie? Cytuję wiernie, choć z pamięci, wedle jego własnej relacji:

1. spędził cztery miesiące w areszcie;
2. nie pozwolono mu kupić na własność małego mieszkanka, w którym mieszkał;
3. nie pozwolono mu wyjechać za granicę.


Teraz refleksje...

Tyle. Gdyby mi ktoś powiedział, że to żart, albo kpina z antykomunistycznej opozycji, to uwierzyłbym bez najmniejszej trudności. Jednak powiedzano to na poważnie, a przynajmniej nieźle tę powagę udawano.

Cztery miesiące w areszcie, za obrzucacanie państwowego gmachu zapalającymi butelkami? Kiedy w naszych "humanitarnych" czasach za potarmoszenie pejsatego rabina grozi pięć lat? Jeśli ktoś dzisiaj zacznie obrzucać butelkami z benzyną państwowy gmach, to mam ogromną nadzieję, że spotka go za to o wiele dotkliwsza kara, niż owego Poznaniaka. Dodam nawet, że jeśli jeszcze kiedyś zdarzy mi się jeszcze obrzucać cokolwiek butelkami z benzyną, choćby w najlepszej sprawie, to bardzo bym się zdziwił gdyby tamta, nie lubiana przeze mnie władza była tak łagodna.

No i faktycznie, ta komunistyczna przeważnie taka łagodna nie była, po prostu nasi dzielni dziennikarze akurat w ten wyjątkowy przykład jej niewiarygodnej łagodności postanowili dzisiaj, w hucznie obchodzoną rocznicę, ludowi ukazać.

Ten ukazany dziś przez "nasze" media uczestnik zrywu, był niewątpliwie człowiekiem odważnym, z pewnością patriotą, znając te stalinowskie realia można go nazwać "desperatem", albo wprost "bohaterem". Co do tego, że zachował się odważnie i szlachetnie nie mam wątpliwości i absolutnie nie jego zamierzam tu "odbrązawiać". Nie mam też do niego najmniejszej pretensji, że zamierzał upiec żywcem paru ubeków. Raczej żałuję, że mu się to nie udało.

Zastanawia mnie jednak (tak się mówi, bo tak naprawdę, to od dawna już znam odpowiedź), dlaczego nikt nam tego nie raczył powiedzieć? Dlaczego z człowieka próbującego z narażeniem życia upiec żywcem paru wrogów, którzy akurat na to w pełni zasłużyli, robi się jakąś bezbronną ofiarę przemocy? Oczywiście, niemal każdy kto żył w PRL, a w każdym razie każdy porządny patriota, był ofiarą ucisku. I był praktycznie bezbronny, bowiem w przeciwnym razie by tą ofiarą być przestał. Jednak akurat wtedy, równo 50 lat temu, ten Poznaniak żadną bezbronną ofiarą NIE był! Co więcej, represje, które go za to spotkały były, o dziwo, nieporównywalne z niemal wszelkimi innymi represjami za podobne czyny w całej historii sowieckiego obozu.

A jednak ktoś wyraźnie uważa, że Polakom najbardziej do twarzy nie z bohaterstwem i walką, tylko z aureolą niewinnych i bezbronnych, wciąż krzywdzonych przez ciemne siły. Co więcej, tutaj ta ciemna siła nazywa się chyba po prostu "Państwo" - nie "państwo komunistyczne" bynajmniej, ono nie zadowalało się pozbawieniem swoich aktywnych przeciwników możliwości zakupu mieszkania i niewydaniem paszportu. Takie państwo, choć zaiste nigdy bym się nie domyślił, iż w ogóle na ziemiach Polskich istniało w latach 1944 - 1989, przedstawia się tak łagodnie, że z czym można je porównać, jeśli nie z obecną Polską? Która przecież także tłumi "słuszne protesty", co wszyscy dokładnie dzięki naszym troskliwym mediom na codzień oglądamy.

Zamiast skoncentrować się na uhonorowaniu odwagi i patriotyzmu uczestników zrywu, oraz przedstawić jakim ochydztwem i jak zbrodniczy był komunistyczny reżim, postarano się nas przekonać, że całe zło tego reżimu polegało na tym, że "zastosował siłę do stłumienia masowych protestów". Co każdy normalny rząd nie tylko by zrobił, ale i miałby obowiązek zrobić. Nie dlatego komunizm był zbrodnią i ochydą, że zastosował siłę, tylko dlatego, że był jaki był.

Zasługa ówczesnych patriotów nie polegała zaś na tym, że ich rzekomo właśnie w te czerwcowe dni niewinnie krzywdzono, tylko na tym, że odważyli się walczyć z narzuconą przez obcych zbrodniczą władzą. Nie na tym jednak w opinii naszych mediów polega wdzięk Polaków, więc, skoro nie było tu żadnego "wyrzeczenia się użycia siły", żadnego "Polak z Polakiem", żadnej wreszcie "tolerancji wobec ubeckiej mniejszości", to trzeba było całą sprawę zmanipulować w inny sposób.

Naród przecież potrzebuje rozrywki, a skoro radosny motyw "jak gonili hitlerowca, to mu opadały spodnie" stał się nie dość europejski, i przez to niekoszerny, to trzeba mu stworzyć inne mity, inne fabułki... Czyż jest bowiem coś bardziej wzniosłego w misji dziennikarza, niż "bawiąc uczyć"? W dodatku uczyć tego co najpiękniejsze i najważniejsze we "wspólnej Europie", czyli "tolerancji", "braku agresji"? Plus nieco nienawiści do państwa jako takiego, szczypta lub dwie poczucia iż Polak, to z definicji zawsze krzywdzony nieudacznik i ofiara... No i ściśle naukowy fakt, że ludziom obalającym komunistyczną władzę nie pozwalano nabywać na własność mieszkań.

W pięknym kraju żyjemy, nie ma co!