Pokazywanie postów oznaczonych etykietą totalitaryzm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą totalitaryzm. Pokaż wszystkie posty

niedziela, grudnia 12, 2021

Dwie banalniutkie hipotezy

Dzisiaj w zamierzeniu krótke i - z pozoru przynajmniej - żenująco banalne, na tyle  jednak znam życie, że wątpię, by ktoś sobie to tak explicite sformułował, a zatem jednak ma sens to powiedzieć.

Dlaczego oni tak okrutnie chcą wszystkich wyszczepić? W różnych tam krajach dali do nadzoru nad wyszczepianiem Proli generałów, zaklinają się, że absolutnie nikt tego szczęścia nie uniknie... Dlaczego właściwie? Najprostsza i najelegantsza hipoteza, najbardziej w zgodzie z Brzytwą Pana O., widzi mi się taka, że wiedzą już (wiedzieli od początku, czy może dopiero do nich doszło, nie wiem), iż te cudowne wyszczepki bardziej szkodzą, niż pomagają na cokolwiek, a ich długofalowe skutki mogą być naprawdę bardzo nieprzyjemne... Jednak jeśli wyszczepią wszystkie Prole, to wszelkie skutki będzie można zgrabnie zwalić na "kolejną falę", dla której się znajdzie fajną grecką literę i nikt nie będzie się mógł przyczepić. 

Jeśli jednak pozostanie jakaś statystycznie znacząca ilość niewyszczepionych Proli (bo pojedyncze Prole tutaj się nie będą liczyć, zostaną zamilczane, zresztą statystycznie właśnie nic nie znaczą), która - o zgrozo! - będzie się zdrowotnie miała lepiej od wyszczepionej większości, no to dupa zimna! Prol jest głupi i potulny, ale jak mu dzieci np. wymrą i skojarzy to (płaskoziemiec jeden!) w ich wyszczepieniem, a do tego zacznie się obawiać, że jego własne długie i owocne życie niekoniecznie się zrealizuje, to może naprawdę w desperacji stać mało sterowny, mało podatny na karotkę i kij, a nawet zrobić coś, przed czym waadza nie bardzo potrafi się zabezpieczyć! Bo? Bo czyny "irracjonalne" i ignorujące własny "dobrze pojęty interes", w tym własne bezpieczeństwo i zachowanie życia, to coś, z czym sobie takie waadze ze swej samej natury nie radzą. Przykładem zamachowcy-samobójcy i im podobni islamscy bojownicy, którzy na razie gładko wygrywają przecież z broniami A...Z, różowymi golarkami, i lotami na Jowisza.

Nie wyrokuję w tej chwili, czy te wyszczepki naprawdę z założenia miały zmniejszyć pogłowie Prola, czy też są to "tylko" niesprawdzone eksperymentalne pseudo-terapie, a obecna faza budowy mrówczego globalnego społęczeństwa jest w sumie tylko napędzana ordynarną chciwością, łapówkami itd. (Jak chce np. Kurak.) Tak czy tak, to bardzo nieładna zabawa zdrowiem i życiem Prola, a jak się wyda, to jakaś granica zostanie być może z jego, Prola znaczy, punktu widzenia przekroczona i wejdziemy w coś, co się w nowoczesnej matematyce nazywa "katastrofą". Która to nazwa jak najbardziej pasuje, choć i przed tym ostatnim czymś w normalnym ludzkim języku "katastrofę" mamy że hej od lat. (Np. wali się finansowa piramida zwana "kapitalizmem". I tutaj nawet Morawiecki ma rację, nie mówiąc już o tym, że Pan T. mówił o tym wieki temu.)

Druga sprawa jest taka... Nasza krajowa waadza odgraża się ponoć (nie mam telewizora, ale Kurak tak twierdzi i chyba nie kłamie), że wyszczepi wszystkich nauczycieli, pracowników medycyny i mundurowych. Kurak analizuje to w kategoriach trywialnego partyjnego interesu PiS i zdaje mu się, że wszystko się zgadza und domyka, ale dla mnie właśnie nie. Jednak jak na to spojrzeć mniej "małosygnałowo" i mniej "zdroworozumowo", to rzuca się w oczy, że owe trzy grupy mają całkiem specjalne znaczenie w obecnej fazie generowania Nowego Człowieka i Nowego Świata Globalnych Dwunożnych Mrówek. Tych wyrabiających, niczym Stachanow, 1700% procent normy z "Odą do radości na ustach", trzymając się za ręce z "gejami" wszystkich ras i płci.

Szeroko pojęci medycy to przecież sam grot obecnej fazy tej, jakże chwalebnej, działalności! Zgoda? No przecież, że zgoda! Jak się do tych spraw ma policja i inne służby mundurowe to chyba oczywiste dla najtępszego nawet "prawicowca" (pospolita odmiana ogrodowa). Nauczyciele zaś to samo ostrze indoktrynacji młodzieży, a więc materiału na tego Nowego Człowieka, kiedy już starsze Prole, z takich czy innych powodów, wymrą. Jeśli więc W OBECNEJ FAZIE głównym celem wyszczepiania i reszty tej całej hecy rzeczywiście zdaje się być posegregowanie Proli na potulne i te drugie do jak najszybszej utylizacji.
 
No to właśnie trzy wspomniane grupy powinny, z punktu widzenia zarówno "naszej" waadzy, jak i globalnych Demiurgów, okazać się najpewniejsze i wobec nich najlojalniejsze. A że masa wymrze? Kto niby o tym oficjalnie takiego Eichmanna średniego szczebla, służbową drogą miałby poinformować? Eichmann średniego szczenla nie wątpi, w sumieniu swoim nie rozważa, wszelka niesubordynacja mu wstrętna - on realizuje odgórne polecenia, a Billa Gatesa zna co najwyżej mgliście ze słyszenia.

Oczywiście są jeszcze służby "niemundurowe", czyli "tajne i dwupłciowe" (choć to anachroniczne określenie ze wzgl. na dzisiejszą ilość płci), które zresztą mają o wiele większy od mundurowych wpływ, zarówno na waadzę, jak i na życie Prola, ale ich raczej waadza nie będzie zaczepiać. No a poza tym nawet gdyby ich przymusowo wyszczepiano, to i tak oni są tajni i Prol nie będzie o tym słyszał. 

Tak więc odsiewa się niepewnych, wątpiących, samodzielnie myślących, być może nawet (o zgrozo!) niezbyt chętnych do chóralnego odśpiewywania "Ody do radości" podczas przekraczania kolejnych norm. Nie jest to logiczne? Nie jest to nawet logiczniejsze od każdego innego wytłumaczenia tej sprawy, jakie dotychczas spotkaliście? Tak więc znowu niezbicie wykazaliśmy, ze Tygrysizm Stosowany to Niezłomny Oręż... Itd. Już chyba znacie na pamięć, i powinniście.

triarius

P.S. 1 Teraz wychodzimy pojedynczo, góra po dwóch. I uważać mi na ORMOwców, szpicli, drony i kamery!

P.S. 2 Ale jakiegoś języka byście się mogli cholera pouczyć, a mnie dać trochę zarobić. Tu mi zaraz klikać! ==> Języki w 17 minut <===

środa, października 13, 2021

Problem z ludźmi jest taki, że...

... normalnie żyjący w swoim codziennym kołowrotku i całkiem zdrowy na umyśle osobnik, co oznacza pewną ilość hormonów, kafelki do łazienki, rodzinę i brak intelektualnego wyrafinowania... Mówimy o poziomach meta i przygotowaniu filozoficznym, co - powiedzmy sobie wyraźnie - w zbyt dużych dawkach jest po prostu TRUCIZNĄ! 

Widać to po lewiźnie, gdzie takie zjawisko występuje, nie u hunwejbinów of course, tylko u "intelektualnej elity". Nie kafelki, którymi szczerze mówiąc gardzę, nie rodzina, której urok przemawia do mnie tak sobie, tylko właśnie absurdalny przerost z przekrwieniem kory, z jednoczesną atrofią wszystkiego innego, nawet tych nieszczęsnych kafelków czy innego płotu.

Jak byście przeczytali Ardreya, to może byście zrozumieli, iż to wynika (m.in., zgoda!), że ludzki umysł nie powstał w celu obserwowania kursów giełdowych, poczynań świrów obdarzonych z szemranych powodów totalną władzą nad naszym życiem, czy subtelności rozmnażania się przez podział, wydumanych nie tak dawno, "żęderów", tylko...

Tak Mądrasiński! Do ganiania za antylopą po sawannie (widział ktoś kiedyś, mówię o TV, tę najstarszą znaną metodę polowania?)... Do wyczajenia gdzie można znaleźć najpożywniejsze bulwy... Do prezentowania charyzmy przy plemiennym ognisku... Do potraktowania drugiego samca kością udową wspomnianej antylopy w skroń, ale tak, by jego bracia nie widzieli... Do potraktowania drugiej samicy wstrętnym pomówieniem, żeby drugi pod względem umiejętności łowca w grupie nadal przynosił nam i naszemu potomstwu co upoluje, a nie tej obrzydliwej suce i jej paskudnym bachorom... Te rzeczy!

Wiecie, że wedle najnowszych badań ludzki język powstał nie dawniej, niż 40 tys. lat temu, w jednym miejscu w Afryce?! (Że w jednym miejscu to zawsze podejrzewałem zresztą.) Cóż więc silniej na nas działa, że spytam - kafelki i przemówienia Merkeli, czy też mające miliony lat wdrukowane instynkty?

Tak by można ardreyizować w nieskończoność, z nieskończoną rozkoszą i pożytkiem, ale ja chciałem właściwie rzec rzecz prostą, acz błyskotliwą. Że oto z powyższego wynika m.in., iż człek, o ile nie ma akurat, na dobre czy złe, takiej obsesji, ma cholerne problemy z inteligentnym uwzględnieniem czasu w swoich analizach, szczególnie tych czysto mentalnych, bez wspierających narzędzi, i spontanicznych. Szczególnie trudno jest porównywać wydarzenia mające różne skale czasowe. 

Biurokracje i Naprawiacze Świata mają do tego narzędzia i ludzi, których specjalnie po to pozbawiono troski o kafelki, ale zwykli i na ogół porządni ludzie nie. Nie mają też, jako się rzekło, przez Mamę N. wbudowanych mentalnych narzędzi do rozpoznawania kłamstw mediów i kto z Naszych Umiłowanych jest jeszcze większą mendą, niż reszta (tzw. "wolne wybory"),

Weźmy na przykład naszego ulubionego Kowida... Fakt, że takie małe coś, całkiem nieoczekiwanie wywraca plany Uszczęśliwiaczy Ludzkości, powinien teoretycznie zachwiać wiarą Ludu w nieomylność tamtych i skłonić do ich, łagodnie mówiąc, przepędzenia ze swojego życia. Tak Napieska? No bo jeśli wszystkie te do dwusetnego miejsca po przecinku dopięte na ostatni guzik światłe plany różnych tam noblistów, byle co potrafi obrócić w niwecz, to ile są warte zabiegi tych wszystkich... 

Ale nie! I dlaczego nie, moje dziatki? Właśnie, panno N.! Bo to skala czasowa całkiem inna od tej, w której taki zwykły, normalny i w sumie niegłupi Prol sobie żyje! Tu dnie, tygodnie, góra lata... Tam - ach! - odległe o może setki lat pokolenia jakichś bezpłciowych już zapewne, wielożęderowo-niebinarnych istot z chudzieńkimi nóżkami i ogromną głową - w sam raz pod telewizor! Nie ma już czarnych, żółtych i białych - wszystko to trzymane pod światło prześwieca dziwnym brudno-różowawym brakiem koloru. Wszystkie te, wymarzone przez Merkele tego świata, potworki trzymają się oczywiście bez przerwy za łapki i piskliwymi głosy zawodzą "Odę do radości".

W celu uszczęśliwienia naszych ew. potomków za kilkaset lat, za co my dzisiaj płacimy thru the nose, poświęcamy się każdego dnia i słuchamy tych wszystkich mało melodyjnych syrenich śpiewów, zwanych dzisiaj "mediami", "edukacją" czy "rozrywką". A jednak masy to robią i niestety robić będą, oni to wiedzą i niestety... 

You get the drift. Bez elity nic się nie może udać, a okazuje się, że jednak te ich "elity" elitami są w wystarczającym stopniu, by to działało, a po drugiej stronie... Czy ktoś potrafi sobie na przykład wyobrazić sytuację, że oto Prol z dnia na dzień przestaje kibicować meczykom i innym Małyszom, totalnie olewa media... Ach, co za myśl! Ale by się wystraszyli! Jednak Lud, choć sporo ma zalet i przewag nad tym, co dzisiaj chodzi za "elitę", w swej masie, w sprawach ponad-indywidualnych, bo o nich mówimy, durny jest i durnym pozostanie, taka jego natura.

Tamci to wiedzą i tamci to... Rozumiecie już? A zamiast jakiejś w miarę autentycznej elity,  która by cokolwiek mogła zmienić, podsuwają Prolom Małysze i... Jak ma ten "najlepszy piłkarz na świecie"? A - Lewandowski. Do tego Zenki, Freddy Mercury i inne mumie Stonesów (z czystej miłości do Muzyki wykonujących teraz Disco), "von" Misesa, angielską rodzinę królewską i JP2 doprawionego Franciszkiem... (Uff! Ta litania kosztowała mnie sporo zdrowia!)

A Prol to łyka i łyka, bo od tego też jest Prolem! Tak moje dzieci?

triarius

P.S. A teraz idźcie się poobściskiwać do jakiegoś parku, tylko najpierw wychodzicie stąd niezauważeni! Dbałość o demografię jest chwalebna, ale niekoniecznie na podziemnym wykładzie!

wtorek, października 12, 2021

Osobiście nie posiadam się z podziwu, że już na dobre parę lat przed Morawieckim...

[...] kiedy różnorodność gatunków nie rozświeca już godzin poranka, a różnorodność ludzi znikła, niczym ostatnia gwiazda o poranku: jeśli to jest poranek w którym mamy się obudzić, błagam Cię Boże, niech umrę we śnie.

 A jednak jest to poranek, do którego, świadomie czy nie, dążymy: ty, ja, kapitaliści, socjaliści, żółci, biali, brązowi. To poranek, którego domagają się profesorowie wraz z policjantami, który filozofowie dwóch ostatnich stuleci wychwalają, poranek identyczności, zbiorowo wywoływanego odruchu warunkowego, poranek egalitarnej rzeczywistości "Nowego Wspaniałego Świata", porządku niepodlegającego dyskusji, szarych nierozpoznawalnych cieni jednolitej reakcji na jednolity bodziec, poranek dźwięku dzwonka i owiec podążających na pastwisko.

 To właśnie poranek, który sławimy i o który się modlimy w naszych organizacjach przemysłowych, na naszych kolektywnych farmach, w naszych radach kościelnych, w naszych debatach rządowych, w naszych stosunkach międzypaństwowych, w naszych pełnych moralnego uniesienia żądaniach stworzenia światowego rządu, w naszych najcnotliwszych modlitwach o to, byśmy pewnego dnia wszyscy mogli być tacy sami. To poranek, przeciw któremu młodzi, nieważne wiedzą o tym czy nie, podnoszą się w proteście. I jest to także poranek, niech wieczna będzie chwała naszego pochodzenia, który nigdy nie nadejdzie.

 Tak jak życie jest większe od człowieka, tak też większe jest od nas. Ewolucja, tak samo jak nasze powstanie umożliwiła, na koniec nas osądzi. Selekcja naturalna nas do istnienia powołała i ona też, jeżeli pokona nas nasza hybris, zawyrokuje naszą eliminację. Jednak ten ciemny szary poranek nigdy nie nadejdzie, ponieważ prawa wyższe od ciebie i ode mnie, w bezstronnym, niepodważalnym wyroku jakiegoś nocnego sądu, skażą nas jako gatunek na wymarcie - lub, co bardziej prawdopodobne, zmuszą nas do poddania się prawom biologii.

Co to, pytacie dźwięcznym chórem? W dawnych czasach, kiedy były tu jeszcze komęta, ogłosiłbym konkurs na zgadnięcie kto to był rzekł, i dodatkowo, kiedy.  Nagrodą byłby uścisk dłoni Prezesa, albo i żółty pas Tygrysizmu Stosowanego. Teraz jednak nie mam wyjścia, więc mówię: to ostatnie słowa (w moim przekładzie) z mojej chyba najulubieńszej książki Roberta Ardreya (słusznie, z ich pkt. widzenia od leberałów zepchniętej do tygrysicznego podziemia, wraz z pozostałymi!) The Social Contract. Książka wydana w roku 1970, a więc naprawdę jeszcze przed Morawieckim i "pandemią", a nawet Boską Merkelą i LGBTXYZ. Łał?

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo, bez zwracania na siebie uwagi. (Wiem Napieska, że z twoją urodą to cholernie trudne. Załóż może podpaskę na odmianę na twarz. Wiesz: modo pandemico covidis pestis. Cel uświęca środki, a ciebie byłoby szkoda, gdybyś wpadła, nie to co tego tam... (Oczywiście, to łacina kuchenna. A jaka ma być? Garaży wtedy nie mieli. ;-)

czwartek, października 07, 2021

O rozkoszach i pożytkach... czyli Nie wszystko musi być nasze własne!





Dla mniej kumatych, a w każdym razie nie kojarzących tego akurat narzecza:

Feminizm uwolnił kobiety od naturalnej godności ich płci, przerabiając je na marniejszych mężczyzn.

 
Boże, jakie to słuszne i głębokie! Jednak, o ile wiem, nikt wcześniej tego tak lapidarnie i celnie nie ujął. Zaś mówiąc o godności, to warto zauważyć, że mamy tu więcej bolszewickiej konsekwencji, niż na pierwszy rzut oka może się wydawać, bo ludzka godność, godność indywidualnego człowieka (w opozycji do Ludzkości, ach!), to dla nowych globalnych totalitarystów po prostu ANATEMA! 

Nie bez powodu szczują porządnych ludzi behawioryzmem i Dawkinsami tego świata, a to przecież tylko pierwsze z brzegu przykłady. "Jednostka zerem, jednostka niczym!" - cóż może być bardziej bolszewickiego?! (Swoją drogą ów "feminizm" tutaj wspomniany, dla mnie zaczyna się już przy "równouprawnieniu"... Ale sza, bo nam się prole spłoszą!)

triarius

P.S. Co do tytułu, to kusiło mnie coś o nurkowaniu w szambie, bo tego mema znalazłem akurat na Fejzbuku, ale dałem sobie spokój. Jednak faktycznie - gdy człek uzbrojony w Niezłomny Oręż, może sobie i na to pozwolić. (Choć po prawdzie jestem mało odporny na obrzydliwości w rodzaju TVN24, pandemicznej Kurwizji itp., i pilnie ich unikam.)

czwartek, września 16, 2021

O tzw. "równouprawnieniu"

Tzw. "równouprawnienie kobiet" bynajmniej nie wynika z szacunku dla nich, czy ze szczerej troski o ich dobro. Wynika przede wszystkim z chęci ułatwienia sobie roboty przez biurokracje o totalitarnych zapędach. (I paru innych rzeczy, równie uroczych.) "Zamiast dwóch rodzajów ludzi - jeden. Ach, jakie to słodkie!" myśli sobie urzędnik, liżąc pieczątkę.

triarius

niedziela, grudnia 20, 2020

Oto i wyjaśniam pandemię...

"Tajemnica" obecnej zbrodniczej farsy o niemal globalnym zasięgu widzi mi się w swej esencji prosta: nieco zjadliwsza odmiana wirusa grypy nagle uświadomiła IM idiotyzm hodowanego od stuleci przekonania, że już, że oto całkiem opanowują Naturę... Jednocześnie zaś "na pociechę" olśniła ICH (oczywista już dla niektórych od dawna) myśl, że przecież mają już absolutną władzę nad Prolem i mogą z nim bezkarnie wyprawiać co tylko zechcą.

Można by zatem rzec, że jest to sadyzm pełniący funkcję kompensacyjną. Proste? I ktoś może nadal wierzy, iż "pandemia" kiedykolwiek się skończy? A w każdym razie zanim wymyślą coś jeszcze bardziej błazeńsko zbrodniczego?

triarius

poniedziałek, marca 16, 2020

Wybierzmy Przyszłość! (czyli Wesołe przygody koronawirusa) 1

(W ramach zjadania własnego ogona powiem, że) sama myśl i napisaniu czegoś dłuższego i na poważnie wywołuje u mnie sporo naprawdę nieprzyjemnych objawów, ale jednak spróbuję - może w pisaniu się jakoś rozejdzie po przysłowiowych kościach. Ja tu krytykuję Ziemkiewicze i Ogórki, stwierdzam, że koronawirus to sprawa ogromnej wagi - paradoksalnie, właśnie nie tylko mimo, ale po prostu z powodu jego wątłości w porównaniu z każdą przyzwoitą dżumą czy innym wczesnym syfilisem - a sam daję co najwyżej kawałki o wiele poniżej tego ich poziomu... Tak że odczuwam tu pewien zew obowiązku moralnego, żeby tak to wyrazić.)

* * *

Kura na mięso i mięso na kurze
Temat naprawdę wielki, człek się głowi jak zacząć... Może tak... Jaka jest różnica pomiędzy podejściem do wirusowego problemu u Pana T. (czyli mnie, gdyby ktoś nie wiedział) i chłopców od K*wina, z nim samym na przedzie? Tamci twierdzą, a przynajmniej tak twierdzili na początku, że ten wirus to po prostu ściema i manipulacja. Ja też widzę tu, i to mnie bardzo martwi, jak i niepokoi, przedziwną wprost łatwość wszelkich biurokracji (w tym tzw. "polityków" i tzw. "wymiaru sprawiedliwości") do manipulowania nastrojami mas i przerażającą wprost łatwość, z jaką te masy (Prole) ulegają wszelkim zakazom i nakazom...

Samego wirusa nie uważam jednak za ściemę, i nawet sądzę, że te wszystkie cyrki, jakie Waadza (sic!) taka i owaka wyczynia na jego temat, to raczej wynik szczerego przerażenia, niż manipulacja. Jednak kiedy Waadza nieco ochłonie, z pewnością będzie dalej wykorzystywać tę uległość Proli, i oczywiście w swoim, a nie Proli, interesie. To jest praktycznie pewne, jednak wirusa widzę jako nieunikniony wcześniej czy później wynik istnienia milionowych miast i ruchliwości ludzi, którzy się w ciągu paru godzin przemieszczają z końca świata na koniec przeciwny. Jaka jest bezpośrednia geneza tej akurat mutacji możemy sobie co najwyżej pospekulować, jednak że ta nasza globalna cywilizacja będzie na zarazy bardzo mało odporna, można było przewidzieć dawno, i ja na przykład przewidywałem.

No dobra, powie ktoś, ale miało być o tym, dlaczego Oni, Waadza znaczy, autentycznie mieliby się bać, a nie tylko, jak to oni, wrednie manipulować? Ja sądzę, że ten wirus to jest jednak coś, czego oni kompletnie nie mieli w swoich planach. Im (i niestety nam, choć per procura) już od dawna wydaje się, że właściwie wszystko co istotne - od zapłodnienia w probówce po eutanazję, ze smogiem pośrodku - mają odpowiednie procedury, bo tacy są genialni, a tu paczpan, taki mały, niewidoczny prawie gołym okiem wirus...

To jest ta sprawa, o której mówi Dávila, a i my o niej nie raz wspominaliśmy - że dzisiejszy burżuj, z biurokratą na czele (czyli burżujem do sześcianu) obraża się na Pana Boga (choć w niego przeważnie nie wierzy), jeśli coś naprawdę na istotną skalę pójdzie nie tak. Jakieś tsunami, jakieś trzęsienie ziemi, jakaś epidemia - te rzeczy. No bo - spytajcie każdego Napoleona (tylko że to musi być ten Pierwszy!) - dość uzasadnione nawet poczucie własnej mocy (a jeśli czegoś może brakować dzisiejszej biurokracji, to na pewno nie tego!) łatwo przeradza się w poczucie WSZECH-mocy, co często bywa zgubne.

Więc na razie, jak sądzę, oni są naprawdę dość mocno spanikowani, no bo jeszcze parę takich nieprzewidzianych zdarzeń, złośliwych Bożych figlów i czego tam, a ich władza pozna swoje nieprzekraczalne granice. Jednak tych granic nie wytycza, niestety, miłość Ludu do własnej indywidualnej wolności, bo potulność Proli w kwestii tych wszystkich kwarantann i ograniczenia zgromadzeń naprawdę może.... Mnie już prawie nie, bo ja to ziemskie życie już kończę, ale niektórych powinno mocno niepokoić.

Zresztą to nie jest nowa sprawa. Pamiętamy, jak w US of A z powodu jednego rannego osiemnastolatka (fakt, że nie z tej K/C, więc z jajami) półtoramilionowe miasto grzecznie siedziało w domach, nie śmiąc nosa wystawić, bo tak się akurat spodobało Kochanej Waadzy. Nie potrzeba wiele wyobraźni, by domyślić się, w jakich to jeszcze przypadkach Waadza może wydać tego typu zakazy i co z tego najpewniej wyniknie.

Powie ktoś, że to przecież "prawicowy" rząd, w trosce o nasze dobro i życie naszych (ach!) starców, wydał te tutaj nasze krajowe zakazy i faszeruje wszystkie "nasze" programy w TV instruktażami jak myć ręce i dlaczego. (Cholera, co za oszczędność! Mimo nowego nadchodzącego kryzysu światowego, Polska będzie do przodu, bo przez tygodnie nikt nie będzie musiał kręcić nowych programów, wystarczy wpuścić jakichś ludzi z odrobiną znajomości - w sensie "pleców", nie wiedzy! - i parciem na szkło, żeby nam opowiadali o wirusie. Genialne!)

Jednak, co Tygrysizm Stosowany zrozumiał już wieki temu, dzisiejsze Państwo działa w znacznej mierze jako taki Bufor dla Globalnej = Lewackiej i Prawdziwej - Waadzy. Czyli że np. my się dzisiaj grzecznie podporządkujemy, oddając skwapliwie dalszy kawałek z resztek naszej osobistej wolności - no bo to polski rząd i chce naszego dobra. Tak?

Tylko że potem, w jakiejś odpowiedniej dla siebie chwili, ta globalna Międzynarodówka, czy jak to nazwać, ODBIERZE NASZEMU PAŃSTWU te "wierzytelności", i dar z naszej wolności przez nas złożony NASZEMU państwu dostanie się w łapki tych Globalnych, których my tu na tym blogu uważamy z po prostu Wrogów. (I nie tylko my, można by rzec "na szczęście", tyle że b. niewiele z tej ludzi świadomości w realu wynika.) Biurokracja ma czas, moje drogie ludzie! Biurokracja potrafi dobrać odpowiedni moment do działania! Niemal też nie podlega emocjom... no chyba żeby nowy fajny wirus. W tym właśnie spora część jej, Biurokracji znaczy, niesamowitej, na dłuższą metę, siły. Dlatego właśnie odczuwam ten zajęczy niepokój o przyszłość.

Jak bufor, albo jak taran może. Albo my chętnie i dobrowolnie naszą wolność oddajemy - z pozoru "naszemu państwu" i jest git, albo też "nasze państwo" odbiera nam jakąś jej część przemocą, a wtedy my "naszego państwa" nie lubimy, ale nawet nam do głowy nie przychodzi, że nielubić powinniśmy nie "naszego państwa", a w każdym razie nie aż tyle, tylko tej Globalnej... Wiecie czego. (I żeby nie było, że jestem przeciw polskiemu państwu! Po prostu bym chciał, by było NAPRAWDĘ PAŃSTWEM, czyli suwerenne, a nie jest. Pod PiS jest z tym o wiele lepiej, ale do ideału bardzo daleko.)

I to występuje na każdym dosłownie kroku. Weźmy taki smog i "kopciuchy". Nikt nie chce oddychać węglowym dymem, prawda? No to zafundujemy sobie wszyscy piecyki na węgiel wysokiej jakości, albo jakiś tam koks, piecyki w których nie da się już palić dosłownie byle czym... I fajnie, tak? Tyle że nagle przyjdzie, bo i może, zima -40 stopni, a my uzależnieni od dostaw wysokiej jakości węgla, zapewne, wcześniej czy później, z importu (i można się domyślać skąd ten import będzie)... Bo dziełami Olgi Tokarczuk, ani książką Tuska "Szczerze" już się rozgrzać zgrabiałych dłoni nie da. I tak to działa na każdym kroku, dlatego też ta nasza potulność, z której na dodatek tacyśmy dumni, napawa mnie niesmakiem i gorzej. Bardziej już mi się podoba anarchiczna postawa Włochów.

Stałe postępy Postępu naprawdę nie wymagają, żeby gdzieś bez przerwy siedział jakiś Sanhedryn i wszystko regulował! Wy sami przyczyniacie się do tego na każdym kroku, niejednokrotnie w tym samym czasie wygłaszając buńczuczne "prawicowe" hasełka pod osiedlowym trzepakiem!

I teraz to już właściwie koniec tego odcinka, choć miałbym tu jeszcze co najmniej jedną b. ważną sprawę to poruszenia w kontekście naszego ulubionego wirusa - właśnie o tym "Wybraniu Przyszłości". Rzecz, jak sądzę, ważniejszą od wszystkiego, com tu dzisiaj napisał, nawet może i tego o "buforze" i "kopciuchach", ale zaplanowaliśmy to sobie na odcinki, więc to musi być w ew. następnym. Tym bardziej, że nam się w miarę pisania zawsze nasuwa masa nowych wątków, na dobre i złe, żeby tak to ująć.

Więc te odcinki ew. będą, o ile pojawi się jakaś ĘTERAKTYWNOŚĆ... Wasz wybór, jeśli tu jacyś jesteście! To naprawdę jest wielki temat, tu się, jak w soczewce, skupiają, ach! I jak w kropli wody się kłębią, ach! Więc od zamiaru napisania tego od jednego zamachu odstąpiłem, bo mnie już od pisania dręczą objawy wraz z symptomami. Trzeba by jeszcze jakąś efektowną płętę (czy jak to się pisze) dla tego pierwszego odcinka, bo paru genialnych myśli, co je mamy, tutaj wpakować już nie zdążymy. A więc może tak...

c.d. Deo et Triario volente n.

triarius

środa, maja 15, 2019

U mnie dosłownie każdy ważny temat...

,,, został gruntownie naświetlony zanim pies z kulawą nogą zaczął o tym głośno mówić.

Do pisania już nnie chyba nikt nie skłoni - czytajcie sobie Ogórki, Gadowskie i Ziemkiewicze, skoro wolicie (a jest przecież masa o wiele gorszych), ale jednak lubię się czasem pochwalić swymi proroczymi talentami i przenikliwością. Pedofilia? Proszę bardzo! Na pewno było o tym coś więcej, ale i to powinno wystarczyć, żeby kto potrafi mógł ocenić, kto tu kojarzy i umysłem swym piorunowym przenika, a kto jakby mniej, choćby i...

Rok 2011 - Robin Hood i pedofile:


Rok 2019 -  O nadaniu imienia Moniuszki Dworcowi Centralnemu w Warszawie:


Enjoy!

triarius

środa, marca 27, 2019

Taka sobie historiozoficzna myśl na marginesie Acta 2

Prawo Hammurabiego
Kurak napisał hiper-optymistyczny tekst, całkowicie lekceważąc sprawę Acta 2 i ew. zagrożenie chińską kontrolą internetu przez Naszych Ulubieńców. (Linek? Oto i, proszę: https://www.kontrowersje.net/acta2_to_bankructwo_ho_dysa_cios_w_ue_i_wojna_facebooka_z_axel_springer ) Kurak, fakt, często powala optymizmem, ale o wiele wnikliwiej ode mnie czyta różne prawnicze teksty... (Jakby to brzmienie takiego czy innego tekstu akurat miało dzisiaj największe znaczenie.) W każdym razie zacząłem się jeszcze intensywniej, niż dotąd zastanawiać nad tym całym Acta 2 z przyległościami, aż mi przyszła do głowy niesamowicie głęboka historiozoficzna hipoteza.

Otóż jest chyba tak, że w czasach, że tak to figlarnie określę, "przed-demokratycznych" - kiedy nikomu o żadnej (mniej lub bardziej w realu załganej, jasne!) "władzy ludu" nikomu się nie śni, a rządzi b. nieliczna elita... Jakieś teokracje, reżimy monarchiczno-militarne, nieowijające w bawełnę oligarchie... Te rzeczy...

Pojawiają się w końcu często jakieś "Prawa XII Tablic", czy inne "Kodeksy Hammurabiego", które (wbrew utartemu poglądowi laików) stanowią zwycięstwo ludu, plebejuszy, proli, czy jak to nazwać, bowiem kodyfikują, a przez to i ograniczają, niczym dotąd nieograniczoną władzę owej elity. (A przy okazji uświadamiają lud, otwierają mu oczy na pewne sprawy, sugerują przebiegłość w stosunkach z władzą itd.)

Pisałem tu kiedyś o tej sprawie i spotkałem się zarówno ze zrozumieniem, co wydaje mi się zrozumiałe, jak i z pewną dawką protestów. Protesty były dość ogólnikowo wyrażone, ale pewnie miały coś wspólnego z obroną tezy, że "konstytucje powinny streszczać się w paru zdaniach" i że "dobre prawo to prawo mikroskopijnej długości i pisane najprostszym językiem". Wiadomo kto te tezy z największym zadęciem głosi, ja na pewno aż tak bym się przy ich wyrażaniu nie nadymał, ale nie są to tezy pozbawione pewnych istotnych racji. Przyznam to bez wykręcania członków.

Skoro tak, spyta ktoś, a będzie to człowiek niezwykle czujny i bystry, skoro mu się to od razu skojarzyło, to co ja tu bredzę z tym Hammurabim? Który kazał, jak wiadomo, wyryć w kamieniu coś ponad sto praw... I w dodatku pismem klinowym. Gdzie tu ta prostota i mikroskopijność zatem? Widzicie ludzie, zapominacie, że człowiek wprawdzie, jako istota biologiczna, (jak chcą dzisiejsi "konserwatyści") istotnie się od czasów Hammurabiego nie zmienił, ale jednak różne epoki historyczne mają swoje osobne "prawa" (tutaj w cudzysłowie, żeby nie było, że Święte Księgi!), i to, co za Hammurabiego było proli (CZYLI NAS!) sukcesem (i w ogóle Postępem, ach!), dzisiaj może być czymś całkiem innym.

No bo właśnie to prawo sobie sformułowałem, czy raczej hipotezę, bo jak tu przeprowadzić dowód, skoro to nie matematyka, prawo które (przed ew. doszlifowaniem do cudnej klasycznej urody) brzmiałoby jakoś tak, że:

W czasach "przed-demokratycznych", kiedy władza praktycznie nie jest przez większość danego społeczeństwa nijak kontrolowana, sformułowanie i ogłoszenie nowych praw jest sukcesem tej większości i w istotny sposób ogranicza tę władzę, natomiast w czasach takich jak nasze, kiedy gołym okiem widać przechodzenie od Demokracji (na ile, oczywiście, ta idea jest możliwa do realizacji, a już szczególnie w tak ogromnych i tak skomplikowanych społeczeństwach, jakie dzisiaj mamy na Zachodzie) do Totalitaryzmu, (niemal) każde nowe prawo (a także chyba każda nowa biurokratyczna regulacja) stanowi kolejną cegłę w totalitarnej budowli i kolejny gwóźdź do trumny wolności.

Mówimy tutaj o skali globalnej, ponieważ całą sprawę komplikuje drobny fakt, że państwo jako takie stanowi dzisiaj dziwny dwoisty twór, który z jednej strony może swoich obywateli bronić przed zakusami totalitarnej w zamiarach i globalnej władzy, a z drugiej strony przeważnie jednak, i w coraz większym stopniu, stanowi agenta tej totalitarnej i globalnej władzy - opartej na biurokracji, wielkich finansach, PRAWNIKACH, i nielicznych państwach atomowych, lub w rzadkich przypadkach, jak Niemcy, po prostu o wiele silniejszych i lepiej, z tego punktu widzenia, zorganizowanych od swojego otoczenia...

Oraz pewien bufor stanowi to dzisiejsze państwo pomiędzy ową totalitarno-globalną władzą i ogółem własnych (Państwa znaczy) proli, biorąc na siebie owych proli co pewien czas się pojawiające niezadowolenie i starając się stworzyć w nich przekonanie, iż warto dla niego zrezygnować z takiej czy innej porcji własnej wolności, kiedy w istocie przeważnie rezygnujemy, my, biedne nieświadome prole, na rzecz owych globalnych totalitarystów. (Tutaj można by o PiS, który widzi mi się w sumie na plus z pkt. widzenia wolności prola, bo bez państwa nawet nie piśniemy, ale widzę tu sporo działań, które z pewnością na dłuższą metę służą właśnie tamtym, o czym kiedyś, albo i nigdy, bo za darmo to nawet Ziemkiewicz by nie pisał.)

Ponieważ to nasze "prawo", ta hipoteza, z tymi wszystkimi nawiasami i dygresjami, jest trudna do pojęcia, nie mówiąc już o zapamiętaniu, i mało piękna, więc jeszcze na zakończenie (hurra!) to samo "prawo" w wersji "lite", bez przypisów, nawiasów i wywijasów:

W czasach "przed-demokratycznych", kiedy władza praktycznie nie jest przez większość danego społeczeństwa nijak kontrolowana, sformułowanie i ogłoszenie nowych praw jest sukcesem tej większości i w istotny sposób ogranicza tę władzę, natomiast w czasach takich jak nasze, kiedy przechodzimy od Demokracji do Totalitaryzmu, (niemal) każde nowe prawo stanowi kolejną cegłę w totalitarnej budowli i kolejny gwóźdź do trumny wolności.

I to na dzisiaj jest nasza forma kanoniczna mojej historiozoficznej hipotezy. Teraz, jeśli ktoś ma jeszcze jakieś zdolne do działania komórki mózgowe, zachęcam do zastanowienia się, jak się powyższe ma do wspomnianego na wstępie unijnego myku pt. Acta 2.

triarius

P.S. To, że globalny totalitaryzm posługuje się dziś przede wszystkim tworzeniem praw i biurokratycznych regulacji, na które prole się potulnie godzą, nie zmienia faktu, że coś, co można by uznać za tego "dokładne przeciwieństwo", czyli ARBITRALNOŚĆ władzy - a już szczególnie SĄDÓW I "PRAWA" - jest czymś jeszcze gorszym, przynajmniej na krótką metę, i stanowi już nie tylko tworzenie totalitarnego systemu, w którym zwykli ludzie (a nawet mniej zwykli, ale porządni) są tylko prolami bez znaczenia, a po prostu JUŻ EKSPLOATACJĘ tego totalitarnego systemu (który widać na tyle już został skutecznie stworzony)!

O czym mówię? A o tych wszystkich "okolicznościach łagodzących", polegających na miłości do Waadzy i Postępu, słusznych poglądach itd. itd., które zawieszają karę albo ją zmniejszają... Oraz o dokładnej tego przeciwności - i nawet bardziej! Kiedy ktoś widzi się jakimś obdarzonym przez Górę spłachciem władzy z tego czy innego powodu niesympatycznym czy niekompatybilnym z ich planami uszczęśliwienia Ludzkości.

sobota, stycznia 16, 2016

Nie wiem czy to wprost Merkela robi, ale...

... chyba gdzieś tam zostałem doceniony, bo od jakiegoś czasu mam koszmarne połączenie, choć mój dostawca jest b. znany i płacę za to masę forsy, a w tych ostatnich dniach, od kiedy stałem się taki sławny (hłe hłe!), a atak na Polskę idzie już bez owijania w bawełnę, to już w ogóle tragedia.

Tak że w razie czego wiecie - młodszy braciszek tego drugiego, bardziej znanego, czyli Weekendowy Psuj Internetowy, działa, i to akurat jakby w tę stronę.

Co, o ile to prawda, oczywiście mnie, skromnemu niszowemu blogerowi, ogromnie pochlebia. I tak się przejąłem, że jeśli mi się połączenie szybko nie poprawi, to nikt inny - tylko UNIA BĘDZIE WINNA. Chcecie wojny propagandowej, to ją macie!

triarius

niedziela, lutego 05, 2012

Warts and all

Jaszczur, który nas tu czasem odwiedza, zadał sobie masę trudu napisał ciekawy i istotny tekst o zjawiskach zachodzących akurat w Rosji. Serdecznie ten tekst polecam, a także cały blog! Oto link (od razu do tekstu, ale oczywiście i do bloga): 


Pod tekstem zaś, jak to bywa, jest dyskusja. No i tam jeden taki, niejaki triarius, wyskoczył z tematem tylko marginalnie związanym z tematem samego tekstu, z czego wynikła dyskusja, z jednym właściwie tylko, innym człowiekiem, którą ten okropny triarius i tak całe tam komętowanie zdominował. 

Jednak, powiedzmy to sobie bez ogródek, to, co ten triarius tam gadał, nie było całkiem bez sensu i całkiem nieinteresujące. Zresztą jego oponent też się nieźle bronił, tylko nie mnie to oceniać - są po temu pewne powody.

No i ja wam teraz ludzie (jest tam w ogóle ktoś?) tę całą dyskusję - ze wszystkim, warts and all - tutaj wkleję. Żebyście wiedzieli. I co to za bestia, ten triarius, i pewne inne rzeczy też. Bo nie ukrywam, że tam wyrażono pewne idee, które mi się wydają nieprawdopodobnie ważne, a jakoś nikt, nawet ja, tego dotąd wyraźnie nie mówi. Ja w każdym razie nie widziałem. No a wklejam, bo pisanie drugi raz tego samego byłoby dla mnie, jak zawsze, dziką torturą.

Oto więc wszystko, co w owej dwuosobowej (z niewielkim wkładem samego gospodarza bloga, czyli Jaszczura) dyskusji powiedziano. Warts and all!

* * * * *


Nie chciałbym się obnosić z moją "obsesją", ale wydaje mi się, że nie idziemy dość głęboko, mówiąc o "komuniźmie", "podboju świata", "totalitaryźmie" i innych takich, jeśli nie uwzględnimy tego czym naprawdę to jest. W tym, m.in. drobną kwestią, dlaczego "socjalizm naukowy" NAPRAWDĘ JEST, w istotnym sensie, "naukowy". I czym się b. istotnie różni od wcześniejszego "socjalizmu utopijnego".
Czyli, jeśli nie dostrzeżemy, że tutaj odbywa się walka o to, żeby uczynić ludzki gatunek (a w każdym razie jego podległą większość) ZWIERZĘTAMI UDOMOWIONYMI. Czyli ewolucja, Darwin, genetyka, dobór "naturalny", "przetrwanie PRZYSTOSOWANYCH" itd.
Dopiero wtedy możemy próbować ustalić, jak naprawdę przebiega front w tej wojnie (zakładając, że w ogóle jest jeszcze jakaś druga strona, a nie jedynie entropia), kto walczy po ich stronie, a kto po naszej.
Plus takie interesujące drobnostki na marginesie, jak np. to, dlaczego Spengler tak nienawidzi Darwinizmu (a nie samego Darwina) i dlaczego Marks chciał zadedykować "Das Kapital" Darwinowi (któren tej dedykacji nie przyjął).
Bez tego pójścia maksymalnie i dostatecznie głęboko w głąb, jak sądzę, wszystkie te rozważania o "komuniźmie", "lewackiej i totalitarnej Unii Europejskiej" (co oczywiście jest prawdą) wydają mi się w sumie dość jałowe. Bo po prostu wciąż zapominamy O CO TU NAPRAWDĘ TOCZY SIĘ WALKA!
Co grozi m.in. tym, że w momentach dekoncentracji zaczniemy bełkotać o "globalnej" kapitalizm vs. socjalizm, i/lub konflikcie "wolnego rynku" vs. "gospodarka planowa". Jakby to w ogóle dotykało istoty sprawy.
W końcu, że nieco odskoczę od głównego wątku, choć nie aż tyle - to dzięki "hiper-prawicowcowi" Korwinowi lewizna, z leberałami na czele, rozwaliły polską gospodarkę, i rozdały ją za osobiste korzyści albo poklepanie po plecach, bo "polska prawica" brzydziła się robotnikami, związkami zawodowymi, strajkami... 
Cóż więc miała za środki? Zakładając w ogóle, że ktoś tam w ogóle dostrzegł drobny fakt, że "pieniądz jednak MA narodowość" itd.
Pzdrwm
* * *


Tygrysie,

O "naukowości" komunizmu (zarówno w teorii, jak i praktyce) i jego socjobiologicznych inspiracjach pisał też, dość dokładnie m.in. Henryk Glass: "Marksizm jest systemem społecznym, poszczególnymi składnikami łączącymi się w logiczną całość. Przy tym nie jest to system naukowy oderwany od życia, lecz jest on praktyczną nauką społeczną [...] Marksizm pragnie przekształcić społeczeństwo ludzkie w stado, które miałoby tylko dążenia zwierzęce: napełniania żołądka, ochrony przed chłodem, posiadania wygodnego legowiska, zaspokojenia popędu płciowego."

Z powyższego logicznie wynika, że nie idzie o żadne "wolne rynki" czy inne "socjalizmy". Komunizm/bolszewizm we wszystkich swoich odmianach to teoria i praktyka totalitarnej władzy, teoria i praktyka domestykacji i hodowli ludzi.

Korwin, "korwinizm"? Ja tam myślę, że nie ma co się już nad tym pastwić z tego choćby względu, że jest już passe. Inna sprawa, że realny liberalizm, czy może lepiej - realny demoliberalizm, po prostu torował i toruje drogę bolszewikom.
 * * *
triarius Feb 4, 2012 02:35 AM

Zgoda, Twój Glass to mówi, ale co najmniej brzmi to jednak dość "idealistycznie" (if you get my drift), a ja tutaj magna voce podkreślam BIOLOGIĘ, DARWINIZM, EWOLUCJĘ...

Na początku Trocki bredził o tym, że "wkrótce ludzie będą wyżsi, piękniejsi, obdarzeni bardziej melodyjnym głosem", ale potem już tego typu rojenia porzucono, choć sama biologia i STEROWANA EWOLUCJA jak najbardziej pozostała.

Korwin wcale nie jest, jako intelektualny fenomen, taki nieaktualny i niegroźny. Przybieranie póz Katona skrzyżowanego z Kasiuszem i podlanego Mucjuszem Scaevolą, tak przecież ulubione na naszej "prawicy", potrafi oznaczać, jeśli nie zawsze po prostu (neo)sowiecką agenturalność, jak często, to na pewno kompletną bezsilność, bezpłodność i granie na własną bramkę.
Moje dictum o Korwinie było krótkie, szybkie i zapewne nie do zrozumienia tak, jak było pomyślane, ale chodziło mi o to, że jeśli po TAMTEJ stronie jest praktycznie WSZYSTKO z BIOLOGIĄ (ewolucyjną) "na dodatek", a po "naszej" jest tylko masa bezwolnych, zatomizowanych i zależnych od "władzy" ludzi, plus ENTROPIA, to być może nasze (?) "ach-jakże-szczerze-i-do-końca-prawicowe" fobie, pozy, zagrania, świry, obsesje itd. to w znacznej mierze UŻYTECZNY IDIOTYZM najgorszego gatunku (jeśli nie po prostu agenturalność, jak w wielu niewątpliwie przypadkach).
Teraz, mam nadzieję, wyraziłem się na tyle obszernie, że to się dało właściwie zrozumieć. Bo, że pozwolę sobie wykrzyknąć - KORWIN JEST WCIĄŻ GROŹNY I BĘDZIE GROŹNY DO SAMEGO KOŃCA! Oczywiście niekoniecznie TEN chudy, pajacowaty, z muszką, ale - spokojna głowa - zawsze JAKIŚ będzie.
Pzdrwm


* * *



Więc o co "naprawdę toczy się walka"?

(Ciut obawiam się odpowiedzi w świetle akapitu o "hiperprawicowcu Kurwinie" i "rozwaleniu polskiej gospodarki" - albo nazywamy rzeczy po imieniu, albo owijamy je w bawełnę.)
 * * *



Liberały tak mają, proszę się nie przejmować!

Chodzi przecież o "wolny rynek" vs. "socjalizm" - prawda? ;-)

Pzdrwm
* * *
Oczywiście o to KTO będzie tym hodowcą i panem TEŻ toczy się walka: Rosja, Chiny, USA (plus inne masonerie i żydostwa), kto tam jeszcze...

Tylko że z naszego punktu widzenia to nie ma aż tak wielkiego znaczenie, kto będzie hodowcą, skoro by będziemy hodowlanym bydłem. Więc, jak ja to widzę, TA walka jest dla nas BEZ PORÓWNANIA ważniejsza.

Czego jakoś nikt zdaje się nie dostrzegać.

Pzdrwm
* * *

Czyli walka toczy się o to, kto będzie hodowcą bydła? Rosja, Chiny, masoni czy Żydzi?
* * *


Każdy hoduje swoje bydło - u siebie, a na ile to możliwe, także u konkurenta.

To drugie od zawsze znakomicie wychodzi Rosji, co chyba jest dla nas obu raczej oczywiste. (Miło, że się w czymś zgadzamy, prawda?)

Także i np. Indie też robią swoje, choć na razie w tej doborowej konkurencji się zbyt nie liczą i mniej tam jakby chwilowo darwinicznej naukowości, zapewne z przyczyn obiektywnych, zaś atak idzie za pośrednictwem jogi i podobnego typu spraw. Każdy robi w tej sprawie co może, bo to jest trend historyczny numero uno, i głupotą by było się nie starać załapać.
Żydzi (oczywiście nie mówię o pojedynczych ludziach, a tym mniej o np. moim przyjacielu Jareckim, który się określa jako "Żyd, ale bardziej Polak"), masoneria (w b. szerokim sensie, fartuszki i inne cyrki mam w nosie), inne miazmaty oświecenia (leberalizm, globalizm, ekumenizm), późne miazmaty protestantyzmu, ruskie agentury pozujące na prawicę (Korwin, polecam swoją drogą tekst Coryllusa, albo i mój do niego komentarz w tekście "Skąd się wzięła polska powojenna prawica") np. z tą cudną opozycją "monarchia z Bożej łaski (konstytucyjna, żeby było śmieszniej)" vs. "herezja suwerenności narodu"...
Niestety, kiedy są jakieś techniczne możliwości, a ofiara sama się niemal prosi, naprawdę trudno by było się oprzeć ich wykorzystaniu. Tak więc tak czy tak, w mniejszym lub większym stopniu ludzie staną się hodowlanymi zwierzęty, a kwestia głównie na tym polega, KTO będzie ich hodował, jak lewacko, jak brutalnie, i czy to będziemy my, czy raczej wręcz przeciwnie.
A co? Chciałby mi Pan pewnie przytoczyć błyskotliwe zdanko o Żydach i cyklistach, tak? Sorry, ale najpierw warto by było zrozumieć o co tam naprawdę chodziło, bo całkiem nie o to, co się dzisiaj ludziom wydaje. Mało tam jakby pure nonsense'u, za to sporo konkretu.
Polecam się na przyszłość i pozdrawiam

* * * 

Michał Bąkowski Feb 3, 2012 03:33 AM
Drogi Panie Triariusie,

Nie, nie zgadzamy się, że "coś Rosji od zawsze wychodzi", bo ja nie rozumiem, co to ma znaczyć. Rosja nie istnieje od roku 1917, utopiona w morzu krwi przez międzynarodową szajkę opryszków. Nazywanie sowietów "Rosją" jest niewybaczalnym błędem, podstawowym błędem opisu, na tym samym dokładnie poziomie, co nazywanie prlu Polską.

Ale nawet gdybyśmy mieli do czynienia dziś z carską Rosją, to nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego z hodowlą bydła. "Każdy hoduje swoje bydło"? Czy rzeczywiście? Ja nie.

Niestety nie będę miał czasu odpowiedzieć bardziej szczegółowo aż do jutra, ale bardzo Pana proszę, niech mi Pan wyjawi, co ma Pan na myśli, mówiąc o tym bydle, bo ja szczerze nie pojmuję.
* * *



OK, zgadzam się, że carska Rosja nie "pokryła się" (w sensie chronologicznym, z naturalnymi konsekwencjami tego faktu) z teorią (i praktyką) darwinizmu.

Ale, w mojej opinii, ten darwinizm - czyli "wychowanie (oby to było tylko "wychowanie"!) nowego człowieka" - na obecnym etapie służy tam, na tych rosyjskich (mówiąc ogólnie) terenach nadal przede wszystkim odwiecznemu (mówiąc ogólnie) rosyjskiemu imperializmowi. Plus temu, co jest w Rosji, a co nie pozwoli im spocząć, dopóki nie opanują świata i nie zniszczą ostatniego śladu znienawidzonej (choć przecież częściowo przyswojonej) cywilizacji Zachodu.

Sprawa nie jest w końcu bardzo prosta, a raczej przeciwnie, i to nie jest tak, żeby owo wychowywanie sobie hodowlanych bydląt (za pomocą "doboru naturalnego", propagandy, edukacji, atomizowania, grzebania w genach, i czego tam jeszcze) było JEDYNYM celem.
Na razie oczywiście naprawdę mamy walkę buldogów NAD dywanem i ona będzie trwała tak długo, aż świata nie opanuje jedno centrum władzy. Jeśli oczywiście po drodze entropia - bo przecież nie my! - nie zwycięży i wszystko to nie padnie. Wraz z ludzkim gatunkiem, albo z całą praktycznie ludzką cywilizacją w najszerszym sensie.
Co osobiście raczej bym jednak wolał od globalnego państwa ludzkich mrówek i zadowolonych niewolników z Borrellami i Cohn-Bentidami na czele, oddającymi się pedofilii z co atrakcyjniejszymi dziećmi owych niewolników.
Wydaje mi się, że - jakby sobie tego nie kompinował np. sam Marks, i inne intelektualne, jakby nie było, wyżyny - to w praktyce mało kto dąży wprost i wyłącznie do tej "nowej Ludzkości" (i zostania Demiurgiem, plus Prometeuszem, który dobrze skończył), a każdy ma jakieś swoje wcześniejsze i bardziej konkretne, a także bardziej "własne", cele.
Ameryka (żydostwo, masoneria, dzieci Oświecenia itd.) tworzy światową religię: "praw człowieka", "Holocaustu"... Od dawna wiedzą, jeszcze pewnie z czasów oświeceniowego deizmu, kiedy bez religii nikomu nie pasowało, że religia być po prostu MUSI. I albo im się uda z tego Oświecenia zrobić autentyczną religię, albo to jednak w sumie przegra.
A ruscy, jak ja to widzę, jadą wciąż na tych samych kompleksach, na tych samych agresjach i tej samej (azjatyckiej?) chytrości. Nie dostrzegam istotnej JAKOŚCIOWEJ różnicy między tym, co robił carat, i tym, co robią sowiety, z neo-sowietami włącznie.
Choć oczywiście "ilość przechodzi w jakość" i wtedy to było w sumie dość "dziecinne" i śmiechu warte... Oczywiście nie dla bezpośrednich sąsiadów i ofiar... A teraz to jest sprawa zupełnie globalna i Rosja, z "komunizmem" (którego jakoś żaden Mackiewicz, ani jego wielbiciel, nie raczył mi ZDEFINIOWAĆ), ma sporą, jak sądzę, szansę na ostateczny sukces. Sukces globalny, a nawet "kosmiczny".



Widzi Pan... wszyscy, albo niemal, jesteśmy nasiąknięci oświeceniowym prymitywizmem i wciąż zapominamy, że problemem każdego z nas - być może w sumie istotniejszym, niż zdobycie chleba z szynką na jutro, a na pewno istotniejszym od wakacji na Majorce - jest SENS WŁASNEGO ŻYCIA.

No i cóż może być w tej dziedzinie "lepszego", niż nie tylko "znalezienie sobie" fajnej religii, w którą daje się naprawdę wierzyć, ale po prostu zostanie DEMIURGIEM, stworzenie (bez cudzysłowu!) od nowa Ludzkości...

Kiedy w dodatku narzędzia same się pchają w ręce, kiedy ofiary wprost proszą o więcej i więcej, i kiedy niemal jedynym problemem jest paru innych buldogów, sorry - Demiurgów in spe! - którzy też kandydują do TOTALNEJ WŁADZY nad światem...
A jeśli nawet jakiś buldog przegra w tej walce, to przecież I TAK zrobił sporo w celu stworzenia tej Nowej Ludzkości, więc jakimś tam Demiurgiem i tak jest/będzie... A przecież indywidualna osobowość i tak na śmietnik, więc w sumie pełny sukces!
To gra - z ich punktu widzenia, bo nie np. z mojego - w której po prostu NIE SPOSÓB PRZEGRAĆ. Czy to nie słodkie?
Pzdrwm

 * * *

 triarius Feb 3, 2012 05:10 AM

Oczywiście, Pan swojego bydła nie hoduje. Ja też nie.

Nie chodziło o jednostki - nawet nie wiem jak wybitne, tylko o realne polityczne, globalne siły w obecnym świecie.

A więc na pewno US of A, Rosję, Chiny, Niemcy... A zapewne, w mojej ocenie, i Indie, mentalno-polityczną oświeceniową formację żydostwo-liberalizm-masoneria-ekumenizm-panekonomia...
Pana nikt do tego nie mieszał i sorry, jeśli tak to się dawało zrozumieć. Ale ja naprawdę tak to widzę, że każdy ostro tworzy to bydło - no bo niby jak tego nie robić, skoro trzeba by się dzisiaj z całych sił powstrzymywać? - starając się, by to było JEGO własne bydło, by jemu podlegało.
No bo na razie oczywiście WALKA O ŚWIAT toczy się nadal pomiędzy wielkimi graczami. Po prostu radziłbym na to spojrzeć jako na swoistą walkę buldogów nad dywanem, która może nam dać ostro w kość i w ogóle, ale jednak sprawą główną jest ta stała obróbka, której my, PROLE (także, jeśli nie najbardziej, właśnie prawicowe), jesteśmy poddawani.
To oni w sumie robią niemal wspólnie, coś jak melodia rozpisana na głosy, choć zapewne to tylko tak samo z siebie wychodzi.
I ta obróbka daje zadziwiające wprost wyniki. (Chyba że ktoś widzi jakie siły za tym stoją, i co stoi im naprzeciw - wtedy to aż tak "zadziwiające" nie jest.)
W każdym razie zanosi się na to, że "przetrwanie tych dobrze przystosowanych", delikatnie popychane w tę lub w tamtą stronę, upora się z nami - w sensie naszych "dusz", naszej ludzkiej godności, naszej wolności i czego tam jeszcze - sporo wcześniej, zanim buldogi wyklarują jakąś swoją wewnętrzną hierarchię i podzielą się światem. Co mnie osobiście wydaje się dość istotne.
Pzdrwm

* * *


@ jaszczur
Zdominowałem Ci dyskusję, tak? Mam się wynieść z tym do siebie?
Szczerze! Nie obrażę się.
Pzdrwm



 * * *


Ależ skąd!

Dyskusja jak najbardziej pożądana! Od teraz mam trochę czasu (zresztą piszę II część, która wyjdzie jutro albo w niedzielę, Inszallach) więc zaangażuję trochę więcej sił i środków.

Co do "żydostwa" i Żydów - to chyba nie jest jakkolwiek jednorodna grupa. I szczerze wątpię, czy Żydzi, jako "naród żydowski" uczestniczą w walce o światowy tron. Bo czy Bronstein, Rotschildowie i Rockefellerowie, Kissingery et consortes to żydowscy nacjonaliści? I z innej strony - czy David Ben-Gurion, Gołda Meir, Ariel Szaron to globaliści? Że nie wspomnę o takim Francesco Hermenegildo Franco y Bahamonde, który oprócz tego, że był Hiszpanem, był także Żydem, co zresztą szło rozpoznać po nazwisku. I małą dygresją: wcale nie był - jak go malują prof. Bartyzel z dr hab. Wielomskim (a za nimi nasza z Bożej łaski prawica) - jakimś dzikim monarchistą i restauracjonistą.

* * *

 triarius Feb 3, 2012 07:11 AM

Widzisz, z Żydami to rzeczywiście dość trudna sprawa. Może o parę rzędów bardziej skomplikowana, niż z po prostu krajami, czy siłami w rodzaju komunizmu.

Ale - choć oczywiście nie sprowadzałbym tego do żadnych genów, ani nawet nie do religii, która przecież już tak wielkiej roli nie odgrywa - to jednak istnieje coś takiego jak "Merkurianie" i istnieją jego piewcy... (Jeden taki nawet to określenie wymyślił.)

Żydzi NAPRAWDĘ z pewnych obiektywnych względów byli na samym froncie Oświecenia i zapoczątkowanych wtedy (jeśli nie przedtem) zmian! No a jak człek sobie poczyta Spenglera (żadnego tam antysemity czy rasisty!) i sobie pokompinuje w tym duchu, to jeszcze wiele ciekawych rzeczy na temat m.in. roli Żydów przychodzi mu do głowy.
Np. rzuciłem swego rodzaju (na tym biednym Forum Młodych przy niepopach) myśl, że - jak państwo terytorialne i post-dynastyczne jest naturalną formą państwa dla naszej Faustycznej K/C, tak samo być może globalną Partię Komunistyczną, a przecież w założeniu taką jest, należałoby interpretować jako naturalną formę "państwa" dla tej ichniej, żydowskiej, czyli b. późnej i mocno shybrydyzowanej, cywilizacji "Magiańskiej", czyli w sumie żydowskiej, bo reszta to głównie al kaida i fellahy...
Ilu jest w końcu dzisiaj Żydów na świecie? Parędziesiąt milionów? Góra, tak? No a banki, media, autorytety moralne i naukowe, "artyści"... Ja naprawdę nie jestem żaden żydożerca, a w młodości byłem łagodnym filosemitą, ale coraz mniej mi się to wydaje niewinne, nieistniejące i słodkie. Sorry!
I jeśli jednak to tworzy jakiś tam specjalny prąd w ramach, w końcu, naszej Zachodniej cywilizacji... No bo samo to by już dawno przestało istnieć ze starości... I jeśli jakieś starotestamentowe kompleksy czy ambicje mają jakąkolwiek siłę... Wiesz jak to działa - tak jak z tymi "rasowo czystymi" dzielnicami. Wcale nie trzeba jakichś wielkich "uprzedzeń etnicznych", wystarczają drobne preferencje, lojalności, co tam jeszcze...
Naprawdę nie chciałbym się koncentrować akurat na Żydach, bo to akurat pewnie najtrudniejsza część problemu, b. ryzykowny teren, a ja naprawdę nie mam żadnej takiej obsesji. Ta hydra ma sporo innych głów i można się zajmować nimi. Jednak całkiem tak bez znaczenia to także ta sprawa - mimo braku widocznej struktury, mimo różnych durnych, także "prawicowych", uproszczeń i bredni na ten temat, mimo zapewne braku jakiegoś jednolitego dowództwa...
Mimo tego wszystkiego nie wydaje mi się, żeby to całkiem nie było GRACZEM, i to WIELKIM, w tej całej grze. Tej, o której ja tutaj.
Pzdrwm

* * *



Panie Jaszczurze,

Nie, żeby mi to robiło wielką różnicę, ale skąd się wziął pomysł, że generał Franco był żydowskiego pochodzenia? Z której części jego nazwiska ma to wynikać?

Franco był wyłącznie obrońcą swojej własnej ojczyzny przed najgorszymi ekscesami bolszewizmu. Na nieszczęście Hiszpanii marsz przez instytucje trwał wszędzie poza jej granicami, więc jego reduta została w końcu zalana bolszewickim morzem.

(Na marginesie, czy może Pan powrócić do zwykłego szeregu komentarzy? Dla ludzi w moim wieku, to jest zbyt skomplikowane, żeby pojąć kto, komu i kiedy odpowiedział.)

 * * *


@ Michał Bąkowski


Że się wetnę...


Nie tylko gen. Franco (o którym akurat ja chyba nie słyszałem, o jego pochodzeniu znaczy), ale na przykład Św. Ignacy Loyola i Św. Teresa Dávila pochodzili najprawdopodobniej z przechrztów.


Samo w sobie interesujące, jak zawsze genealogie, ale co z tego by miało wynikać poza tym?


Jack Dempsey także miał sporo żydowskiej krwi w żyłach (poza irlandzką i indiańską). I co? Uczyniło to z niego mięczaka?
* * *
Panie Triariusie,

Nadal nie rozumiem, co ma Pan na myśli, mówiąc o hodowli bydła.

"Rosyjski imperializm"?? Wybaczy Pan, ale jeśli szajka opryszków podbiłaby Polskę i próbowała następnie podbić sąsiednie kraje, to czy nazwałby to Pan "polskim imperializmem"? Polska leżałaby przecież w gruzach. Podbita i rozbita. Gdzież tu miejsce na imperializm? Jest zupełnie możliwe, że nowi władcy chcieliby nazwać swój kraj "polską", że nie mieliby nic przeciwko oskarżeniom o "polski imperializm", ale śmialiby się z tego do rozpuku.

O definicji komunizmu pisałem obszernie i muszę Pana odesłać do tych tekstów (bardzo mi przykro). Jeśli nie chce Pan do nich zaglądać, co byłoby zrozumiałe, to proszę się zwrócić do p. Jaszczura, który także pisał o tym wielokrotnie.
 * * *



Na początek - przepraszam, że ja z Panem tak obcesowo dotychczas rozmawiał i w sumie nie za przyjemnie! Pan jest miły i sensowny człowiek, a tutaj człek już całkiem najeżony z tego wszystkiego dookoła... Naprawdę sorry!

Co do Rosji... Cóż, wydaje mi się, że Pan jednak trochę "sercem gryzie". To nie jest całkiem tak, że banda gangsterów opanowała i że w Rosjanach nie ma absolutnie nic, co by temu, i różnym innym ciekawym sprawom, sprzyjało. Jest rosyjska literatura... I ona sporo mówi o charakterze tego ludu.

ie twierdzę, że wyłącznie źle, albo że lud jest totalnie moralnie obrzydliwy - wręcz przeciwnie, Ruscy wydają się być, prywatnie, często uroczymi ludźmi.
Ale niech ich Pan spyta o Polskę, o słowiańszczyznę, o naszą wolność, katolicyzm i zachodniość... Po paru wódkach. (Przy okazji polecam tę słodką scenkę z "Małej Apokalipsy", którą Pan z pewnością zna, a gdzie właśnie o takie coś chodzi.)
Niech Pan pogrzebie w rosyjskiej duszy i wyciągnie (po paru wódkach) stamtąd nieco opinii i nieco ekspresji na temat Zachodu... I, jeśli to będą opinie pozytywne, entuzjastyczne nawet, to proszę się zastanowić, jak cienką warstewką to się w istocie tam rozkłada, i jak wykorzeniony jest ten ktoś. (Pomijając już ew. pochodzenie etniczne, które może być różne, ale często jednak bywa akurat...)
Pan, jak mi się zdaje, "sercem gryzie" i z przekonaniem uważa, że tak właśnie trzeba i że NA TYM WŁAŚNIE POLEGA TA NASZA WALKA. Ja widzę to niemal dokładnie odwrotnie. (Choć dla mnie nie ma polityki bez etyki, tylko że "etyka" to nie jest to samo, co "moralność", jak to rozumieją miłe staruszki, ministranci i czytelnicy Herberta.)
Za definicję komunizmu będę niepomiernie wdzięczny - serio! Mackiewicz, którego znam tak sobie, ale coś tam jednak się czytało, pisze o nim masę sensownych i interesujących rzeczy, ale jednak zawsze mi brakowało jednoznacznego określenia CO TO WŁAŚCIWIE MIAŁOBY BYĆ.
c.d.n. (bo zbyt długie dla Gugla)


* * *




c.d.

Bo bez tego wszelkie te nasze (jego raczej!) dyskusje, jak to Rosja (carska) nie ma nic wspólnego z CCCP, czy może ma, i wiele innych tego typu razgaworów, wydają mi się dziwnie i przykro jałowe.

Prywatnie (choć nie w tajemnicy bynajmniej) nadal uważam, i nadal głoszę, że "komunizm" to coś pomiędzy HODOWANIEM NOWEGO CZŁOWIEKA, NOWEJ LUDZKOŚCI - W SENSIE ABSOLUTNIE DOSŁOWNYM, "NAUKOWYM" I BIOLOGICZNYM i potwornie wyrafinowaną, potwornie wyewoluowaną i POTWORNIE NIEBEZPIECZNĄ (bo "wiralną") formą (WIELKO) ROSYJSKIEGO imperializmu. (Którego naturalnym celem i ofiarą jest umierający z przeżarcia, nudy i starości Zachód.)
Definicje, jak Pan z pewnością świetnie wie, to sprawa poniekąd arbitralna, a nie obiektywnie dana, więc dlatego mamy tutaj "pomiędzy". Gdzieś można, i pewnie trzeba, sobie na tej osi ów punkt, do którego określenie "komunizm" się odnosi, ustawić.
Jednak jestem dziwnie przekonany, iż mnie akurat definicja Mackiewicza - ani nikogo innego myślącego, jak on, w sumie w kategoriach "moralnych" i "idealistycznych" (i ja to mówię? spenglerysta?!), całkiem bez "wulgarnej" biologii, wulgarnej ewolucji... nie przekona.
Po prostu wciąż ślizgamy się po samej powierzchni zjawiska, moralizujemy, gubimy się we fioriturach i ozdobnikach... Kiedy sama rzecz jest zarówno o wiele prostsza, jak i o wiele bardziej skomplikowana. No i oczywiście o wiele chyba trudniejsza do mentalnego zaakceptowania, bo to chyba po prostu summa i apogeum ludzkiego tragizmu do kwadratu.
Co do definicji komunizmu u Jaszczura, to zawiadamiam, że mam dysleksję i może mi być trudno, jeśli to coś prawniczego, moralnego, geopolitycznego, czy coś w tym stylu. Cóż jednak jest nie tak z moją definicją? A właściwie jej szkicową wersją? (Odcinkiem osi, zamiast punktu.)
Mnie się ona wydaje o wiele lepsza i o wiele płodniejsza od wszystkiego, o co w moim długim życiu choćby otarłem. Choć na razie to "odcinek", a nie "punkt", to możemy się choćby w tej chwili umówić i zrobić z tego "punkt", prawda?
Gdyby inne definicje miały jakiś sens i wdzięk - czyż prawica wpadałaby tak bez przerwy w rewelacje typu "wolny rynek vs. socjalizm"? Albo "monarchia z Bożej łaski vs. herezja suwerenności ludu"? (O których już wspominałem, ale b. mi się nadal to podoba i chyba słusznie, bo głębokie.)
Widząc w tym rzekomą ISTOTĘ tego, co się dzieje i tego Z CZYM MY WŁAŚCIWIE PRÓBUJEMY WALCZYĆ? Wątpię!
Pzdrwm


 * * *


Panie Triariusie,
Genealogie są z pewnością ciekawe, ale to nie to samo, co grzebanie ludziom w genach. Jest bardzo prawdopodobne, że wielki inkwizytor Torquemada był pochodzenia żydowskiego, co jest zdumiewającą ciekawostką, ale nic więcej. Jego pochodzenie niczego nie tłumaczy, niczego nie rozjaśnia, ponieważ nie jesteśmy zdeterminowani w naszych wyborach, ale wolni.
Kiedy mówi się o charakterze ludu rosyjskiego albo o „duszy rosyjskiej", to można mieć na myśli pewien skrót myślowy, generalizację, która ułatwia komunikację, ale kiedy nadaje się tym zjawiskom rangę „bytu", to przestaje być zabawne. Narody duszy nie mają. Kropka. Charakter tłumu nie determinuje pojedycznych osób w tym tłumie. Anglicy mają być rzekomo flegmatyczni, ale czy widział Pan angielskich kibiców piłkarskich? Ci sami ludzie idą wszakże na mecz rugby i do głowy im nie przyjdzie zachowywać się tak jak oglądając piłkę nożną. Jaki jest więc „angielski charakter" wyłaniający się z tych sytuacji? Anglicy uważają, że alkohol jest wszystkiemu winien, ale najwięcej alkoholu wypijają w Anglii kibice krykieta i tenisa i nie ma tam żadnych awantur. Więc gdzie ten „charakter narodowy”? Nie, ludzie zachowują się, myślą, wypowiadają, pod wpływem całej miriady różnorodnych wektorów, które pchają ich w przeciwnych kierunkach. Jeżeli życzy Pan sobie, jakoś je wypośrodkować i powiedzieć, że charakter ludzi zamieszkujących stepy będzie inny niż charakter górali, to ja się chętnie zgodzę, ale z poprawką, że żaden z tych górali nie jest zdeterminowany swym otoczeniem i tym przeważającym charakterem.
Wracając do „Rosji”, to nawet przyjmując roboczo, że istniała jakaś „dusza rosyjska” za carów, to „dusza sowiecka” – co oczywiście jest nonsensem, bo homosos nie ma duszy – jest jej przeciwieństwem. Proces sowietyzacji na tym właśnie polega, że wykuwa nowego człowieka, który nie pyta, nie docieka, nie szuka Boga ani nie grzebie w duszy, ale przyjmuje, co m podano.
O trudnościach z definicją komunizmu, które nb. nieodłącznie wiążą się z tzw. kwestią rosyjską, pisałem wielokrotnie na stronie Wydawnictwa podziemnego. Nie ośmielałbym się polecać swoich własnych tekstów, ale skoro Pan jest tak dobry, żeby zapytać, to skieruję Pan do tylko trzech z nich:
Rosja czy sowiety
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/12/rosja-czy-sowiety/
Smutno mi, Boże!
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/21/smutno-mi-boze/
Co to jest komunizm? – czyli ciag dalszy przybijania kisielu do ściany
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/26/201/
Na ten sam temat pisał także nasz gospodarz. Pokrótce: problem w tym, że każda próba definicji służy tylko bolszewikom jako kolejna warstwa dezinformacyjnej papki, a więc ich wrogowie z najlepszymi initencjami przyczyniają się tylko do zwiększenia konfuzji, próbując przybić ten kisiel do ściany. Nie mam na myśli ludzi pokroju Korwina czy prezesa W, bo oni nie są na poziomie, nie potrafią objąć konsekwencji swoich własnych założeń.
* * *

Mam dość tego formatowania "drzewek" i odtąd wklejam resztę jak leci. I tak się dziko namęczyłem. Teraz to dopiero będzie "warts and all"! (A nie, nie jest aż tak strasznie. I nawet mamy teraz ikonki-avatarki. No to po co ja się dotąd tak upiornie męczył?!)

* * *

    1. Co do genów, to ja się zgadzam. Całkowicie nawet. Co do "narodowego charakteru" w zasadzie też. Co jednak nie oznacza, że i CYWILIZACJE nie mają swego charakteru!


      (Choć Rosja to dla Spenglera JESZCZE nie wysoka Kultura, a coś co ew. by mogło się nią stać, niedługo... Nie mówiąc o Cywilizacji, w specyficznym szpęglerystycznym sensie. No a Pan Tygrys określa to coś jako "Barbarzyńców A". Ale to tylko na marginesie, co do terminologii.)


      W każdym razie takie twory - a już szczególnie coś tak głęboko "zarażone" cywilizacją (w sensie ogólnie przyjętym) Zachodu - z pewnością MA swój "charakter", swoje widzenie świata, swoje narowy, swoje ambicje, cele i fobie.


      Argument, że "komuch nie ma duszy" jest, jak sam Pan wie, raczej słowną sztuczką. Komunizm zresztą, a na pewno ten w kacapskiej wersji, ma w sobie sporo z religii. (Jak i zresztą Nauka, Postęp, Prawa Człowieka, Demokracja "u nas", a co dopiero wszystko to razem!)


      Łatwiej by mi to chyba było wytłumaczyć na Żydach i Ameryce, choć naprawdę nie chciałbym wyjść na gościa z taką obsesją. Ale widzi Pan... Jednak łatwiej, więc od tego zacznę.


      Względnie psychicznie zwarta (choć absolutnie luźna organizacyjnie) ideowo grupa ludzi, w miarę solidarna, względnie wsobna matrymonialnie, mająca pęd i jakieś talenta to zajęcia wpływowych i dowódczych pozycji... No a przecież ilu jest tych Żydów na świecie, a ilu Michników, Madoffów (czy jak mu tam), Bernanków, Barbr Streisand, Greenspanów, Al Gorów, Margareth Allbright, Cohn-Benditów, Polańskich! Et tutti quanti, a imię ich jest MILION. Prawda?


      No i jeśli taka grupa, jakoś tam spójna, powiedzmy ma pewne "preferencje", żeby to tak określić, co do jakichś aspektów naszej (albo i nie) cywilizacji... W której uczestniczy na uprzywilejowanych niejako warunkach... Np. nie znosi, powiedzmy, państwa narodowego - tego powstałego w wyniku dawnych dynastycznych układów i terytorialnego jak cholera...


      Bo woli... Co tam woli, można by długo i dlaczego, ale na razie może nam wystarczyć, że woli jakąś "dobrowolną" organizację, nieterytorialną, ideową...


      Jak... Partia komunistyczna, na przykład. ;-)


      Albo jak ponadnarodowa korporacja. Albo jak ponadnarodowa organizacja -jakiś ONZ czy Europejska Unia. A w każdym razie albańskie Kosowo, Wolny Śląsk... A nie Serbia czy Polska.


      No a jak ma jakiś w miarę wspólny interes, no to także podciąga go pod te rzekomo ociekające humanitaryzmem i wszystkim co piękne i wzniosłe zasady. Np. w interesie swego - kontrowersyjnego nawet, a nawet właśnie dla wielu "własnych", TERYTORIALNEGO I CAŁKIEM W ZACHODNIM NIBY STYLU PAŃSTWA.


      W końcu czemu nie? Skoro dają? Prawda?


      To akurat nie było o Rosjanach, tylko o tych drugich, a w dodatku tylko liźnięte całkiem po wierzchu. Ale przypuszczenie, że Rosjanie mają SPECJALNY stosunek do władzy i swojego państwa, które kochają raczej tak, jak żona bijącego je alkoholika... I że satysfakcji oczekują nie w jakichś tam liberalnych rozkoszach przyszłego raju, co ja akurat łatwo rozumiem, tylko w tym, że w końcu to jednak "MY" zwyciężymy, "MY" upokorzymy, i "MY" napiszemy sobie historię na wieki wieków, w której to "MY" będziemy nadludźmi...


      Bo przecież obiektywna prawda to zachodnie kłamstwo, a Zachód to zgraja bezdusznych i bezbożnych pedałów. (Co akurat nie jest dziś bardzo dalekie od prawdy.)


      I niech takie coś sobie rezydualnie w psychice egzystuje... To jaką Pan będzie miał wypadkową? Jaki tropizm? Jakie skutki?


      A do tego jest takie coś, jak stałe, lub prawie, metody i sposoby rekrutowania elit, tych elit cele i metody...


      Nie da się ukryć - ROSJA MA SWÓJ SPECJALNY CHARAKTER i, niezależnie od "wiary" w istnienie duszy wśród większej czy mniejszej ilości aktualnie żyjących Rosjan, ma też swoje cele, styl działania (Smoleńsk), ukochanych wrogów i ukochane ofiary...


      Wiem, że to było tylko malutko i pewnie nikogo nie zdążyło przekonać, ale ja to właśnie jakoś tak widzę.


      Pzdrwm
  1. Nie. Argument, że homosos nie ma duszy, nie jest wcale sztuczką słowną, a raczej próbą zwrócenia uwagi, że proces sowietyzacji polega na wyplenieniu z człowieka tego wszystkiego, co za duszę może uchodzić. Najpierw przez bestializację, a potem mechanizację; poprzez rozpętanie zwierzęcych instynktów, do spętania maszyny. Nie na darmo mówi się o "bezdusznej maszynie". Komunizm nie ma w sobie nic z religii, oprócz tego, że jest religii karykaturą.

    Nie mam pojęcia o jakiej spójności Pan mówi. Jaka jest spójnia między Romanem Polańskim i Bernie Madoffem?? Co ma wspólnego Adam Michnik np. z Bobem Dylanem?? Niechęć do narodowego państwa?? Nie trzeba do tego być Żydem (skąd ta dziwna nieśmiałość? skąd nagle "ci drudzy"?). Polska była tak długo potężna, jak była wielonardowa. Ale co ważniejsze dla mnie, była wówczas atrakcyjna; jej państwowa zawartość była piękna. Kiedy powoli, przez wieki (z bardzo różnych i często racjonalnych pozornie przyczyn) zacieśniła się do pojęcia polskości, kiedy ateistyczny cham, Dmowski, wyłożył bluźnierczą formułkę "Polak-katolik", stała się czymś wrogim i przeciwstawnym pojęciu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

    No, więc ja nie wiem, o czym Pan mówi, bo ja kocham tamtą Polskę, w której było miejsce dla Żydów i Rusinów, dla Polaków i Niemców, dla Szkotów i Francuzów, dla Litwinów i Prusaków; kocham Polskę, która przyciągała uciekinierów skądinąd, a nie tworzyła krocie emigrantów.

    Ponadnarodowe organizacje nie służą Żydom - co w ogóle jest absurdalne - ale bolszewikom. Z tą różnicą, że ich interesuje nie tyle ponadNARODOWY ich charakter co ponadPAŃSTWOWY.

    Przypuszczenie, że "Rosjanie mają SPECJALNY stosunek do władzy i swojego państwa, które kochają raczej tak, jak żona bijącego je alkoholika", jest, wybaczy Pan, na tym samym poziomie, co twierdzenie, że Polacy są durni, bo większość z nich to sprzątaczki.

    Ale najgorsze w tym, co Pan powiedział powyżej, są słowa o "metodach i sposobach rekrutowania elit, tych elit celach i metodach"... No, wie Pan, takie rzeczy robili Hitler i Stalin. Elity "rekrutuje się" wyłącznie w totalitarnym systemie, bo do elity zaliczać się może wyłącznie ten, kto podpisuje się pod podaną prawdą. W wolnych społeczeństwach elity wyłaniają się samoistnie. Nie mają metod ani celów - po prostu są. I rzadko kiedy nazywają siebie same elitami, bo to jakoś nie wypada...


    1. Dzięki za kochanie Szkotów - jako MacLeod w 1/32 (and proud as hell) naprawdę doceniam. Ale tamta Polska to był kraj, który w haniebny sposób stracił wolność, o wielkości już nie wspominając, za co my tutaj - hańbą i cierpieniem od stuleci płacimy.

      Wiem że to mało słodkie, ale tak właśnie to widzę, przykro mi.

      Co do reszty, to raczej się nie zgadzam. Co nie zmienia faktu, że cenię, nawet bardzo, Dylana, cenię też bardzo Knoppflera... I sporo innych. Co jednak (znowu!) nie zmienia pewnych faktów, na przykład tego, że NAWET ONI jakoś nigdy nie bywają prawicowi, w sensie, jaki ja nadaję temu słowu (ze sporym marginesem, ale na pewno nie np. Korwin).

      A przecież nie mówimy o nich, prawda? Ani o muzyce.

      Związki między Madoffem i np. Ms Allbright jednak jakieś są, koro ich jest niewiele milionów, chyba mniej niż np. Irlandczyków, a jednak...

      Jednak JA NAPRAWDĘ NIE O TYM! NIE O NICH!

      Po prostu widzę (proszę bez urazy, ale cóż, amicus Plato itd.), że Pan taki oświeceniowy człowiek. Wszystko proste, racjonalne, zasada przyjemności, własny interes... A jak to nie działa, no bo i nie działa, chyba że człek głuchy, ślepy i durny... To się doda - a to "imperatyw moralny", a to "miłość bliźniego swego", a to "świecką świętość Jacka Kuronia", a to "prostą przyzwoitość", a to "elementarną wiarę w ludzi"...

      A to tak nie działa - po prostu, przykro mi!

      To jest dokładnie to, co my z kumplami, np. z Arturem M. Nicponiem, nazywamy "gadaniem Michnikiem". W sumie gadać całkiem to samo, tylko tu i ówdzie odwrócić wektory.

      Przykro mi, ale np. pogląd, że z zarośli wyskoczyło nagle paru bandziorów i sterroryzowali spory kawał świata na niemal sto lat, a potem na jego grzbietach jeszcze parę razy większy, wydaje mi się tak naiwny, że aż rozczulający!

      Naprawdę nie chcę być niemiły i pozdrawiam Pana jak najgoręcej! Po prostu chyba się nie dogadamy, bo ja dla Pana zawsze będę "irracjonalistą" (zapewne "z nożem w zębach"), a Pan dla mnie chyba, niestety, zawsze będzie "naiwnym dziecięciem Oświecenia, ew. podlanego bezkrwistym deizmem udającym katolicyzm".

      Chyba, żeby się coś zmieniło w czyichś poglądach, albo może otwartości na przeciwne i mocno obce. Ale to chyba mnie nie spotka, bo ja człek wiekowy i pół wieku mi dochodzenie zajęło do tych, co je właśnie mam.

      Pozdrawiam czule
      Usuń na zawsze
  2. Mówi Pan, że jakiś związek między nimi jest, ale jaki?? Tego Pan nie mówi. Co do lewackości Dylana czy Cohena, to są tak samo lewaccy jak cała współczesna nam pop-kultura, czy Lennon tez był Żydem?

    Ja ani oświeceniowy człek (tfu!), ani święcę świecką świętość Kurwonia (tfu!), więc niech Pan nie gada głupstw, tylko mówi wprost, bo ja przestaję cokolwiek rozumieć.

    Rozumiem, że rozczula Pana wizja bandziorów wyskakujących zza krzaka, ale mnie nie rozczula. Mnie to wkurwia.


    1. Mnie też wkurwia, tylko że to nie o to tu chodzi, bo świat po prostu nie tak działa i tyle.

      Nie ma tak, że gromadka bandziorów - nie dysponujących w końcu żadnym sprzętem o dwa choćby wieki wyprzedzającym to, czym dysponuje otoczenie - może po prostu wyłącznie bandyckim terrorem opanować szóstą (chyba) część globu. A potem, na jej grzbiecie, jeszcze sporo. Tak życie po prostu nie wygląda!

      Nie ta skala po prostu, pomijając już, że "wolny rynek" (w najszerszym nawet oświeceniowym rozumieniu) nic praktycznie w historii nie wyjaśnia. I nigdy nie wyjaśni. A Pan - nie sam jeden oczywiście, bo to jest cały prąd intelektualny, w pewnym sensie nawet "dominujący" - wyraźnie zdaje się myśleć, że to jest właśnie wyjaśnienie wszystkiego.

      Nie spiskowe teorie; nie mentalność różnych tam ludów; nie propagowanie się pewnych nastawień poprzez rodzinę, środowisko... Geny mogą nie mieć znaczenia, albo niemal, ale jednak wciąż np. Żydzi rodzą się i wychowują w rodzinach żydowskich, tak samo jak powiedzmy Ukraińcy w ukraińskich, a nie portugalskich. I to ma pewne znaczenie, jeśli się uwzględni mechanizmy statystyczne i "systemowe".

      Ale ci Żydzi w sumie byli nam tu całkiem niepotrzebni, bo najważniejszą - dla mnie oczywiście - kwestią było to "hodowanie nowych ludzi, czyli udomowionych bydląt", a jedna głowa tej hydry mniej, czy jedna więcej, to sprawa stosunkowo drugorzędna. Choć tutaj, dla mnie, jest jednak niezły kompleks: dzieci Oświecenia, US of A, masoneria, liberalizm, prawa człowieka...

      No i to właśnie. Ale to nie jest najważniejsze, choć piekielnie interesujące, ponieważ jakby bardziej "wirtualne" i bardziej polegające na informacji, niż np. Rosja czy inne Niemcy.

      Tak przy okazji, to oczywiście nie "paradygmat moralny", ino "IMPERATYW"! Głupio się pomyliłem z tym Kantem. (Coś mnie ostatnio paradygmaty prześladują.)

      A w ogóle, to miałbym do Pana prośbę, czy może pytanie...

      Chciałbym mianowicie wykorzystać tę dyskusję (jeśli można to tak nazwać) na swoim blogu, bo rzekłem tu kilka rzeczy, których dotąd nie rzekłem, co najmniej to o hodowli uważam za PO PROSTU NAJWAŻNIEJSZĄ KWESTIĘ dla różnych takich młodych (?), zajadłych, prawicowych intelektualistów, z jakimi ja staram się pracować...

      A jestem upiornie leniwy i nie znoszę się powtarzać - to znaczy pisać czegoś dwa razy, albo choćby pisać czegoś, co już dokładnie przemyślałem. Zbyt nudne i nużące.

      Naprawdę nie chodzi o żadne tam "triumfowanie" nad kimkolwiek, a po prostu o te (moje, nie ukrywam) myśli. O hodowli, ale, choć Panu tak się nie podobają, także i o tych co ich nie ma, ale są, i nic nie znaczą, choć... Sam Pan wie. To też było, moim skromnym, interesujące.

      Zresztą to o Rosji, komuniźmie i bandytach wyskakujących z krzaków też. (A co w sumie nie było?)

      Nie znam się na prawie i dyplomacji, nie wiem, czy mam moralny obowiązek Pana pytać, skoro to i tak "publiczne", ale pytam i jeśli Pan postawi veto, to Pańskich wypowiedzi, co najmniej, nie będzie w moim blogowym wpisie. Zapewne nie będzie nic (Konowicz się kłania!), albo napiszę coś od nowa, z bólem, ale sam.

      Co do bezsensowności naszej ew. dalszej dyskusji - to proszę bez urazy! - mnie się ona całkiem podoba, po prostu wydaje mi się, że nasze wyjściowe pozycje, aksjomaty, widzenie świata, są tak różne, że trudno by nam było dojść do jakichś obustronnie akceptowalnych wniosków o jakiejkolwiek wadze. Ale, jeśli Pan ma ochotę, to czemu nie? Można próbować.

      Pozdrawiam wylewnie i polecam się na przyszłość
    2. Nigdy nie twierdziłem, że Pan święci świecką świętość! I serdecznie przepraszam, jeśli to się tak dało zrozumieć!

      Chodziło mi po prostu o to, że mamy prosty, logiczny, elegancki nawet system - taki układ słoneczny Newtona przeniesiony na ludzkie sprawy... No bo czym była w końcu oświeceniowa liberalna myśl, jeśli nie w dużej mierze tym właśnie?

      Ludzie osobni, racjonalni; prawda dostępna, jeśli się człek wysili; wolny rynek; zasada przyjemności (wiem, że sama nazwa jest późniejsza!); trójpodział władzy; państwo minimalne; społeczeństwo obywatelskie; równość wolność braterstwo (a dla "prawicy" to nie, ale jak poskrobać... ;-)

      No i potem jednak się widzi, że to za cholerę tak nie działa... Że miliony ludzi daje się, czasem nawet z zapałem, zabijać za różne irracjonalne głupoty - ojczyzny, wiary, przesądy, honor (cóż to jest?!)... A za "wolny rynek" jakoś nikt... Wot zagwozdka!

      No to się dodaje: święta świeckość; schizofrenia bezobjawowa (byłbym zapomniał!); nerwica (ditto, a mistrzem w stosowaniu tego pojęcia jako obelgi Mises); imperatyw moralny; "ludzie są jednak z natury bezinteresowni" (mistrzowskie!)... I inne takie.

      Całkiem jak epicykle dodawane do systemu Ptolemeusza - też eleganckiego i z założenia prostego - w miarę, jak nie pasowało. Pan tego całkiem nie dostrzega?

      No i o go mi chodziło - że się ludzie trzymają tego "prostego i eleganckiego modelu", nie zauważając, bo nie chcą, że na każdym kroku muszą go, doraźnie, ad hoc, sztukować i łatać czymś, co akurat się da wpasować. A potem dalej go głoszą, bo PROSTY, LOGICZNY I NIEPODWAŻALNY! ;-)

      Pozdrawiam
  3. @ jaszczur

    Słuchaj - chętnie bym tę moję dyskusję z panem Bąkowskim i (krótko) z Tobą wkleił na swego bloga. No bo rzekłem tam parę rzeczy, które moje chłopcy powinni, moim skromnym, usłyszeć, a jestem leń i nie znoszę się powtarzać.

    Jeśli pan Bąkowski nie złoży veta, bo go o to pytałem.

    Oczywiście z linkiem i rekomendacją Twojego tekstu.

    Powiedz, czy się zgadzasz, OK? W razie czego przeżyję, więc się nie zmuszaj!

    Pzdrwm
  4. Panowie!

    Mnie tu do tablicy wywołują, a tu taka zima, że internet mi zasypało!

    Triariusie - moja definicja komunizmu jest w dużej części (i uważam, że nie bez realnych podstaw) inspirowana tym, co wyżej podawał Pan Michał (ale też wcześniej to samo pisał np. Darski). I ani w niej jakiegokolwiek śladu "prawniczego" myślenia itp:). Komunizm to - w największym skrócie, jeśli są jakieś pytania to... - teoria i praktyka totalitarnej władzy, która zakłada właśnie wyhodowanie nowego typu człowieka. Ideologia, świecka religia (czy jak pisał wyżej P. Michał - karykatura religii) - służące gł. nadaniu temu całemu (tfu!) przedsięwzięciu sensu - to sprawy ściśle i logicznie z tym właśnie powiązane.

    Tutaj linek: http://jaszczur09.blogspot.com/2010/11/woko-teorii-komunizmu-ciag-dalszy.html , zresztą zgrabniej podsumował to Amalryk: Dopiero po dłuższym namyśle zauważyłem, że komuchy do wysadzenia w powietrze aktualnego systemu władzy zawsze bedą potrzebować jakiegoś "proletariatu"! Obojętny jest jego rodowód, poziom intelektualny, wykształcenie, skład narodowościowy czy rasowy! Lumpy, pariasi, bezrobotni, a jak tych zabraknie to: kurwy i złodzieje czy choćby aborterki i sodomici - wsio rawno! Podobnie jest z tymi socjalnymi pierdoletami, przecież aktualnych posiadaczy, (poza nielicznymi umysłowymi dewiantami, którzy zawsze sie trafią), nie przyciągną do siebie tym że chcą zrobić z nich nędzarzy! Więc jedziemy: Ziemia - chłopom! Fabryki - robotnikom! Burdele - kurwom! (Oj! Chyba się zagalopowałem - ale w sumie, w głównym nurcie.)Etc, etc... W zasadzie obiecaja wszystkim i wszystko, byle tylko ucapić władzę! Ale gdy już ucapimy... Nooo! To się bydełko dopiero dowie, które pół dnia dłuższe! Żywi władzy nie oddamy! Nigdy! I to jest prawdziwe hasło komunizmu, a nie jakiś bełkot dla debila; "Proletariusze wszystkich krajów itd.." - parodia!

    Oczywiście w każdym - współczesnym czy historycznym, społeczeństwie są jednostki, mężczyźni i kobiety, które są na tyle zemoralizowane, że zachowałyby się wobec swych bliźnich jak oszalałe bydlęta, gdyby tylko pozostawić im wolną rękę. Ale istnieje tylko jeden konsekwentny, metodyczny i dopracowany system, który świadomie i bez żadnych zastrzeżeń powierza władzę psychopatom i wszelkiej maści zdegenerowanym szumowinom, zwalniając ich od wszelkiej odpowiedzialności - tym systemem jest współczesny komunizm.


    I nie uważam, żeby analizy jednego z twórców przedwojennego polskiego wywiadu traciły przez swój "idealizm" - on po prostu pisał "Metody ekspansji komunizmu" z punktu widzenia rzymskiego katolika (trochę bardziej rzymskiego i trochę bardziej powszechnego nawet, niż dzisiejsi) i polskiego patrioty. Swoją drogą - czy z "irracjonalistycznego" punktu widzenia? Jak najbardziej!

    Komunizm a rosyjski imperializm. Komunizm (komunistyczne struktury władzy) musiał, po prostu musiał dostosować się do warunków lokalnych żeby przetrwać a dalej, żeby podbijać nowe terytoria i nowe ludy. Przegryzienie się komunizmu/bolszewizmu z przedrewolucyjnym imperializmem rosyjskim nie jest, gdyby się przyjrzeć bliżej, żadnym wyjątkiem. Bo również i cała (z bardzo małymi wyjątkami) polska powojenna prawica, polski powojenny patriotyzm wzięły się z peerelu. W taki czy inny sposób; czy to jako wytwór, czy to jako przetwór.

    Co do kopiowania i powielania powyższego - ja ze swojej strony się zgadzam, czekamy jedynie na to, co powie P. Michał.

    Pozdrawiam, c.d.n.
    Odpowiedz
  5. Panie Michale,

    Nie musi Pan wyliczać mi zasług caudillo, którego uważam za najwybitniejszego polityka XX wieku. A który też niewiele mógł zdziałać ze względu nie tyle na postępy komuny, ale także indolencję, tchórzostwo i pedalstwo (bez przeproszenia, bo to opis) USA i Wielkiej Brytanii. Które z kolei wynikało (i wynika nadal, ale to już inny temat) z pewnych przypadłości kultury/cywilizacji zachodniej, o których napomknął tutaj Triarius.

    Właśnie nazwisko Franco (choć zaznaczam, że z hiszpańskiego rozumiem jedynie tyle, co jest wspólne dla wszystkich języków indoaryjskich) sugerowałoby jego pochodzenie od przechrztów. Ale czy to miałoby o czymkolwiek stanowić?
  6. Chciałbym Pana dobrze zrozumieć. Czy nie na tym polega dyskusja? Wypowiedział Pan interesującą opinię, że "nie idziemy dość głęboko, mówiąc o "komuniźmie", "podboju świata", "totalitaryźmie" i innych takich, jeśli nie uwzględnimy tego czym naprawdę to jest". Tak się składa, że nie mam monopolu na prawdę i chętnie zostanę poinstruowany, bo jeśli ktoś wykaże mi, że się mylę, to odtąd przestanę się mylić, więc podziękuję z pocałowaniem ręki. Pragnąłem więc zrozumieć, jaką głębię pominąłem, na co powiedział Pan: hodowlę bydła. Kiedy drążyłem dalej, to napisał Pan o Żydach i masonach, a na moje zdziwienie odparł, że jestem naiwny. Ja akurat nie uważam naiwności za wadę, bo naiwnym można być na różne sposoby. Zarówno Pan nasz, Jezus Chrystus, jak i Sokrates, którego Pan nie lubi, byli zdecydowanie naiwni. Można być naiwnym z otwartymi oczami albo naiwnym ślepcem, zaślepionym swoją własną ideologią, do punktu w którym pragnienia zastępują rzeczywistość. Otóż jeżeli Pan naprawdę twierdzi (a jest możliwe, że czegoś nie pojąłem), że istnieje jakaś tajemna spójnia pomiędzy Żydami, dlatego tylko, że są Żydami, że Polański i Madoff to sitwa, że Juliusz Margolin i Adam Michnik to spisek - to ja twierdzę stanowczo, że Pan jest naiwny. Naiwny jak dziecko. Nie tygrys, ale kociak. Miau.

    Michnik jest komunistą i jego pochodzenie jest mi obojętne, oprócz tego drobiazgu, że jest polskim komunistą i przyczynia się do kontynuacji prlu. Juliusz Margolin był antykomunistą i jest mi obojętne jego pochodzenie, choć jest mi bliski, bo związany z tą samą ziemią, z której ja przyszedłem i którą kocham jako swoją ojczyznę. Pewnie nie słyszał Pan o Margolinie. Rzadko kto słyszał, ponieważ był antykomunistą. Nikt nie chciał wydać jego książki o kraju zeków, bo były w niej między innymi niewygodne porównania, gdzie żydowscy więźniowie gułagu słuchali o reżymie w obozie w Dachau w 1937 roku, jakby to była opowieść o hotelu. Niewygodne dla lewaków wszelkiego autoramentu, niewygodne dla syjonistycznego lobby, ale - o zgrozo! - niewygodne także dla Pana. Niechże się Pan przebudzi! Przetrze oczy i spojrzy na świat wokół. Ten świat nie pasuje do Pańskich aksjomatów, a nie jest Pan przecie heglistą! Nie powie Pan: "tym gorzej dla faktów..."

    Ja nie mam nic przeciwko, żeby publikował Pan dyskusję. Dyskusja jest krwioobiegiem życia intelektualnego. Coż nam innego zostaje, jak nie dyskusja? Mam tylko nadzieję, że nie publikuje Pan w salonie24 ani w blogmedia24, bo ja do burdeli nie chadzam.


    1. Nie grzebałem nikomu w genach, ani nawet w spodniach. Żydzi nie byli w moim wywodzie najważniejsi, ale ów "konglomerat", dzięki któremu mamy "propagowanie demokracji", "wolny przepływ ludzi i kapitałów", "multi-kulti" (nieważne, że to akurat chyba z niemieckiego), RELIGIĘ HOLOCAUSTU... No i Wielkiego Szatana, wedle niektórych na pasku Małego - to po prostu cholernie interesująca sprawa!

      Bardziej, dla mnie, niż banalnie terytorialna (no, niemal) Rosja czy inne Sowiety. Może niepotrzebnie o tym rzekłem, ale to nie jest całkiem nie na temat - po prostu może było źle dydaktycznie.

      A teraz szybko, z głowy: ILU PAN ZNA IRLANDCZYKÓW? No to dziękuję, dla mnie wszystko jasne! (I oczywiście nie ma to wiele wspólnego z genami, czy ze składnikami macy.)

      I nie mówię o Żydach, których by ktoś (ja?) ROZSZYFROWAŁ I WYKRYŁ, ino o takich, którzy się za nikogo innego nie podają. (I niby dlaczego by mieli?)

      Swoją drogą - i cudnie, że Pan mi przypomniał - określenie "Szkoła Frankfurcka", mówi to coś Panu? Wywołuje jakieś emocje? Skojarzenia? Niepokoje?

      No a za zgodę na pokazanie tej rozmowy milionom (da Bóg!) oczywiście serdecznie dziękuję!

      Pzdrwm i polecam się łaskawej pamięci, albo inie tylko!
      Usuń na zawsze
  7. Panie Jaszczurze,

    Przepraszam, powyższy tekst jest pod adresem p. Triariusa. Tylko nas dwóch tu było przez jakiś czas.

    Nie wyliczałem niczego dla Pana, Pan na pewno wie lepiej ode mnie. Raczej dla siebie: Franco był zbawcą swojej ojczyzny, niezależnie od pochodzenia, ale nigdzie nie słyszałem, żeby był pochodzenia żydowskiego. Polacy mają feblik na temat grzebania w genach. Kiedyś przeglądałem antysemickie blogi prlowskie i zdumiało mnie, że Żydami wydają im się wszyscy, którzy cokolwiek sobą reprezentują. Żydem miał być - wedle tych kretynów - Słowacki, Mickiewicz, Chopin. Jesli tak jest, to może syjoniści mają rację, może rzeczywiście Żydzi są "lepsi"? Jaka szkoda, że nie jestem Żydem!
    1. Panie Triariusie,

      Jeżeli oskarża Pan nacjonalizmy o podtrzymywanie bolszewizmu, to ja się całkowicie zgadzam. Syjonizm jest jednym z nacjonalizmów i to równie nieprzyjemnym co nacjonalizm polski. Będąc Polakiem, czuję się zobowiązany zwalczać zło mnie samemu najbliższe, a więc polski nacjonalizm. W odróżnieniu atoli od endeków, mam prawo krytykować żydowski nacjonalizm, podczas gdy w ustach endeckich to brzmi kretyńsko, bo oskarżają innych o to, co robią sami.

      Irlandczyków znam bardzo wielu, przypuszczam, że o wiele więcej niż Pan - tylko co to ma do rzeczy? Irlandzki nacjonalizm jest jednym z najpodlejszych na tej ziemi.

      I dlaczegóż miałbym się niepokoić szkołą frankfurcką bardziej niż jakąkolwiek inną bolszewicką jaczejką?? Rozumiem z Pańskich aluzji - bo dlaczegoś nie chce Pan mówić wprost - że "propagowanie demokracji" to jest żydowski spisek, czy tak? A dlaczego nie szkocki? Cameron jest Szkotem. Dlaczego nie węgierski? Sarkozy jest Węgrem. Gdyby Pan mieszkał w Libii i był ofiarą zwycięskiej demokracji, oskarżałby Pan Żydów?


      1. Cameron? A Blair niby nie był? Szkotem znaczy? ;-)

        Połowa brytyjskich premierów w historii, z tego co kojarzę, była Szkotami. Chyba w sumie i Churchill, choć może częściowo.

        Sarkozy jest Węgrem... Jasne, tylko zależy wedle jakiej definicji. Bo tam, wie Pan, w Budapeszcie to przed wojną było aż połowa Węgrów... Alem się uśmiał. Nawet dzisiaj w stolicy mają nastroje anty-Orban i pro-Unia. Ciekawe dlaczego?

        Tylko o czym my tutaj? Ja o hodowlanym Człowieku, a rozmowa zeszła na to, kto zna więcej Irlandczyków.

        (Zresztą jestem dziwnie spokojny, że jednak ja. A irlandzki nacjonalizm jest akurat piękny, choć nieco faktycznie masochistyczny, niemal jak "polska prawica".)

        I nikt tu nie mówił o "oskarżaniu Żydów", tylko dlaczego właściwie to nie Szkoci zrobili Szkołę Frankfurcką? Wot zagwozdka!

        W Libii mieszkałem pół roku.

        No i nie wiem co mają usta endeckie do mnie. Co z endeckim czołem na przykład? Albo nosem?

        Ale nacjonalizmów o podtrzymywanie bolszewizmu za cholerę nie oskarżam - skąd taki niemądry pomysł? Ja się w ogóle oskarżaniem mało zajmuję, szkoda że Pan nie zauważył. Natomiast, że "w Panu najniższe to akurat polski nacjonalizm" to mnie ostro zszokowało.

        Anioł z Pana, po prostu! Tylko pogratulować i... Dawać mi tu Św. Piotra!

        Pzdrwm
    2. No to może jeszcze podsumuję naszą dyskusję... Złośliwie, ale niestety jestem wredny facet.

      "Definicja nie jest mi do niczego potrzebna, jak to działa mnie całkiem nie interesuje - bo moją najpotężniejszą, ba, jedyną bronią jest BEZGRANICZNE i BEZGRANICZNIE BEZSILNE moralne oburzenie!"

      Że westchnę (i proszę tu o nieco psychicznej odporności, bo to może być przykre): Prawica, psia mać!

      ;-)

      Z taką prawicą, nic dziwnego, że Polska kwitnie, a sąsiedzi kłaniają jej się w pas!

      Pzdrwm
    3. Panie Michale,

      To, że w polskiej (pewnie Pan, nie bez podstaw powie, że peerelowskiej) blogosferze czy publicystyce można znaleźć trochę "list Żydów" itp. to fakt, ale nie powiedziałbym wcale, że ten feblik jest statystyczny. Tacy są krzykliwi i rzucają się w oczy, nic więcej.

      Niech to nie będzie usprawiedliwieniem, ale te antyhebrajskie (i "antyhebrajskie") wynurzenia mają szereg swoich przyczyn. M.in. to, że tzw. "mainstream" wyznacza pewną linię za którą są sprawy, o których albo "nie trzeba głośno mówić", albo nie trzeba mówić wcale. Przykładowo - profesora, który w swojej książce zamieścił krótki podrozdzialik referujący poglądy amerykańskich i australijskich tzw. "rewizjonistów Holocaustu" wyrzucono z pracy z uczelni. Choć - powtarzam - o tym był jedynie podrozdział, reszta była m.in. o neokomunie i politycznej poprawności. Zresztą to nie jest typowe dla peerelu, bo i nikt nie chce dyskutować np. z Davidem Irvingiem, na którego wydano europejski nakaz aresztowania. I o ile jest jak najbardziej zrozumiała polityka państwa izraelskiego wobec chasydów z "Neturei Karta", to dlaczego są oni represjonowani także w krajach europejskich? I to nie za ewentualne powiązania z Iranem czy arabskimi islamistami, a właśnie za "rewizjonizm historyczny" (jakby historia, czy jakakolwiek nauka w ogóle, nie była z definicji rewizjonistyczna).
    4. Przepraszam, znowu pytanie było pod adresem pana Triariusa i jego cytatu o oburzeniu.
* * * * *

No i to by było na tyle. Zainteresowanym - np. ew. dalszym ciągiem - polecam sam tamten blog. "W sobie", mówiąc heglowskim językiem. Link jest na samej górze tego wpisu. A zresztą, co mi tam, proszę znowu:



triarius

P.S. I pamiętaj, że ZAWSZE będzie jakiś Korwin. Mniejszy lub większy, grubszy lub chudszy. Ale na pewno będzie! Do samego końca.