Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybaczanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybaczanie. Pokaż wszystkie posty

wtorek, lipca 19, 2011

Polska - kraj WiPoW

Polska jest podzielona. Polska jest podzielona na tych, dla których sensem życia jest wyszukanie jeszcze kogoś, kogo by można za swe zbrodnie przeprosić - przy okazji tarzając się  w pyle i głośno ogłaszając światu własną podłość - i tych drugich. Dla tych drugich sensem życia jest "Wybaczamy i Prosimy o Wybaczenie" (dalej w skrócie WiPoW).

Tymi pierwszymi nie będziemy się teraz zajmować (prawicowa blogosfera robi to za nas z nawiązką) - porozmawiajmy krótką chwilę o tych drugich. Choć WiPoW jest dla nich sensem życia, przesadą byłoby zarzucanie im, że nic innego nie robią!

Otóż robią, a jedną z tych rzeczy, które robią, jest wzdychanie. Wzdychanie to bywa na różne tematy i w różnych tonacjach (przeważnie minorowych, ale są wyjątki, jak jeden mój mój kumpel, b. ceniony bloger), ale chodzi takimi sezonowymi modami, mającymi jakiś tam związek z wydarzeniami na świecie.

No i ostatnio modne jest wzdychanie w duchu: "Ach, kiedyż to u nas będzie tak, jak na Węgrzech! Ach!" "Wystarczy jedynie", mówią owi Polacy jeden drugiemu na ucho, a oczy im błyszczą, "że Tusk chlapnie coś tak jak ten tam Ogurczany, ktoś to nagra i ujawni... I wtedy się zacznie! Wkurwiony lud... Itd., itd."

Na co ja, jeśli by mnie oczywiście ktoś spytał o zdanie (co jest oczywiście absurdalnym założeniem, ale w końcu my tu sobie tak tylko piszemy, więc czemu nie?), że może jednak - smutne to - ale nie całkiem. Lud się AŻ TAK raczej chyba by nie wkurwił, pomijając już drobny fakt, że Tusk tak jak tamten zrobić nie musi i raczej nie zrobi. I nikt nie ujawni, a nawet pewnie nie nagra.

No, ale powiedzmy że chlapnął, nagrali, opublikowali... Lud się wkurwił? Jasne, wkurwił się - ilość przypadków wrzodów żołądka i dwunastnicy zwiększyła się dwunastokrotnie, ataki serca też coś koło tego, alkoholizm się potroił... (Mimo, że mało kogo z tych, którzy Tuska nie lubią, było już na jakiś alkohol stać. Trza by poczekać na kartki na cukier!)

Sprawa polega bowiem, w dużym stopniu, na narodowym charakterze i narodowych narowach. Jedni mają WiPoW - inni mają jakieś inne interesujące cechy. Narody znaczy. Te cechy nie są oczywiście łatwe do precyzyjnego określenia z dokładnymi liczbami itd. - zgodzę się nawet z postępowymi socjologami, że "charakter narodowy" to sprawa dość zawikłana i chwilami nawet potencjalnie ryzykowna.

Jednak my tu sobie tylko tak piszemy na blogasku, no więc niech nam wolno będzie zastosować taką oto metodę, że bierzemy jakieś wydarzenie - raczej z tych ważnych i dramatycznych - a potem patrzymy, jak się, albo jak BY się, w nim zachował jeden naród, a jak jakiś inny.

No i weźmy sobie na przykład dość (wciąż) znane węgierskie powstanie roku 1956. W końcu wzdychamy sobie teraz tęsknie akurat do Węgier, więc to chyba odpowiedni przykład. No i jak tam z tym było? No to było tak, że oni tam mieli tę wielką demonstrację poparcia dla Polaków, podczas której ichnie ubectwo (tzw. "awosze", jeśli dobrze pamiętam, ale do bezużytecznych szczegółów nie mam głowy ani serca) zaczęło do tych demonstrantów strzelać z dachów.

Padli zabici i oczywiście ranni, ludzie się wkur... Się znaczy zdenerwowali, zaatakowali posterunki policji i różne takie, skutkiem czego zdobyli broń. (O WiPoW jakoś nikt z nich nie pomyślał.) I zaczęła się walka. Aż nastała noc. A potem wstał nowy dzień.

No i ci, co nie lubili tych awoszów - i w ogóle raczej całej idei "socjalistycznych Węgier" - a nie byli ciężko ranni, ani zabici, dowiedzieli się skądsiś, że ranni po wczorajszym awosze, ci ubecy znaczy, leżą sobie w jednym konkretnym szpitalu i się kurują. Nie wiem, czy wszyscy w jednym, ale w każdym razie jakaś część, a to dla nas tu wystarczy.

No i poszedł tłum pod ten szpital. Oczywiście, żeby im powiedzieć: "WiPoW, kochani awosze, przykro nam, że tak wyszło... Pocałujmy się w mordki jak Polak z Polakiem, czy może Węgier z Węgrem... A potem każdy wróci do swoich obowiązków - my będziemy dalej zapieprzać za głodową pensję, wy będziecie nadal nas szpiclować i w razie potrzeby torturować... WiPoW, niech żyje WiPoW, WiPoW ponad podziałami i razem, w nogę, do świetlanej przyszłości!"

Nie, przykro mi, ale nie tak było. Wiem, że to by pięknie brzmiało w uszach moich rodaków, ale niestety, to nie byli moi rodacy. Otóż ten tłum zebrany pod szpitalem zażądał wydania rannych awoszów. "Żeby im osobiście przekazać najlepsze życzenia powrotu do zdrowia i WiPoW?", wykrzyknie z nadzieją ten i ów rodak. Otóż, nie całkiem.

Dyrektor szpitala w każdym razie odmówił. Gdyby to była Polska, tłum grzecznie by się rozszedł do domów, a potem grzecznie zniósł wszystko, co mu reżim miał do zaoferowania... Ale to jednak nie była Polska. Tłum... Przykro mówić, ale postawił dyrektorowi ultimatum: "Wyda awoszów, albo też cały szpital, z jego ludzką zawartością, zostanie spalony".

(Naprawdę nie wiem, czy to był jakiś specjalny szpital z zawartością, która tym ludziom jakoś ogólnie nie pasowała. Szpital ichniego MSW, czy inne takie coś. Pewnie tak, bo nikt by ubeków, elity, jakby nie było, ze zwykłą hołotą do łóżek nie kładł, a lud by aż tak łatwo swoich palić nie chciał, ale nie mam tu żadnych bliższych informacji.)

Dyrektor, postawiony przed tym wyborem Zofii, wydał rannych awoszów. "A wtedy ludzie powiedzieli im 'Wybaczamy i Prosimy o Wybaczenie!' (Czyli nasz WiPoW w pełnej wersji.) I dodali: 'Szybkiego powrotu do zdrowia!'" - wykrzyknął w tej chwili niejeden rodak, a jakieś wewnętrzne światło rozjaśniło jego szlachetną twarz. Wiem to, choć doszedł do mnie tylko lekki szum z oddali. W końcu nie każdy czyta mojego bloga, a do niektórych dojdzie to, jeśli Bozia zechce, dopiero za jakiś czas. Wszyscy na raz wykrzyknąć nie mogli - pogódźmy się z tym!

Niestety, to nie było w Polsce. Lud wziął, powiesił awoszów za nogi na ulicznych latarniach, napełnił im usta bilonem, a potem ich zakatował kopniakami na śmierć. Są tego fotografie, jest też chyba kronika filmowa z tymi scenami, i ja, na ile pamiętam, widziałem właśnie tę kronikę. Zdjęcia zresztą też widziałem. Było to, tak się interesująco składa, za granicą. W telewizji widziałem te sceny, wtedy sfilmowane, a po wielu latach wyemitowane.

Dawno to było, ale takie rzeczy się pamięta. I na pewno można to sobie znaleźć, choć specjalnie się nie dziwię, że o tym nie wiedzieliście, no bo po co niby ktoś, kto w tym naszym kraju trzyma władzę, media, oświatę, miałby wam o tym mówić? I jeszcze do tego wam takie obrazki pokazywać? Żebyście mieli głupie myśli? Żeby wam do reszty waszą przecudną narodową specyfikę zaburzyć, żebyście już tak - włos się jeży na samą myśl! - z zapałem nie powtarzali "WiPoW, WiPoW!"?

Żebyście na ew. demonstracjach (w końcu nie da się od razu wszystkiego zakazać), zamiast wołać "Gestapo! Gestapo!", "Chodźcie z nami, dziś nie biją!", i inne temu podobne... Nie chcę nawet myśleć, co wam by mogło przyjść do głów! A więc, zakrzyknijmy jeszcze raz wszyscy chórem "WiPoW, WiPoW" (oczywiście w pełnej wersji), a potem rozejść się. Do roboty! Na zmywaki do Niemca! (I gdzie tam jeszcze.) I kochać władzę! I kochać siły porządku, bo one w sumie chcą przecież tylko waszego dobra!

WiPoW, WiPoW, WiPoW - niech żyje to co najbardziej polskie i najsłodsze w tym najsłodszym ze słodkich narodów, niech żyje WiPoW! (A teraz rozejść się chamy i budować wspólną Europę! Władza wam powie, kiedy możecie przestać. Za pomocą eutanazji.)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

sobota, listopada 10, 2007

Soliloquia w cieniu Donalda Tuska (odcinek I)

Mój ulubiony rodzimy bard (czyli gitara i własne piosenki o istotnych tekstach) to Jan Kelus - facet, którego cenię o wiele wyżej, niż powiedzmy wściekle przereklamowanego Jacka Kaczmarskiego. Piosenka Kelusa o "naganie dziadunia, co go brat skądś wygrzebał, naoliwił i mówi 'może kiedyś zagram w rosyjską ruletkę'", z refrenem o tym, że "znów historia zrobi szwoleżerów z nas, albo zrobi nas naleśnik", to było naprawdę coś w tzw. stanie wojennym, a szczególnie w niektórych bardziej ryzykownych jego momentach. Proszę mi uwierzyć! Do dziś lekki dreszcz przechodzi mi po skórze na samo wspomnienie...

Jan Kelus, obok masy talentów i zalet, musiał mieć w ogromnym natężeniu tę przedziwną, typowo polską, "zdolność do wybaczania". (Nie mówcie mi proszę, że to ma cokolwiek wspólnego z katolicyzmem, na tej zasadzie można by zapytać, dlaczego nie ma u nas np. lewiratu.) Śpiewał bowiem między innymi, że "są w narodzie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli, lecz gdy tłum będzie gonił kogoś w resztkach munduru, ślepą drogą, to póki co otworzę drzwi". Przyznam, że zawsze bardziej mnie to dziwiło, niż zachwycało. A przecież było to jeszcze w początkach tzw. stanu wojennego i o III RP nikomu się nawet nie śniło. Z drugiej strony jednak Kelus wyraźnie przecież mówi "póki co".

Niechże więc zadam teraz sobie sam pytanie, czy ja też bym drzwi otworzył, gdyby np. żądny mordu tłum gonił red. Wołka w strzępach koszuli i bez gaci? To będą takie soliloquia, czyli "rozmowy z samym sobą". Albo inaczej, stosując zarzuconą już chyba trydencką terminologię - rachunek sumienia. A że odbywają się one nie w cieniu Alaryka, któren z kolegami spustoszył Rzym, jak soliloquia Św. Augustyna, tylko w samym początku miłościwego nam panowania innego wielkiego wodza i męża stanu, uznałem za właściwe o tym wspomnieć w tytule.

Przyznam, czego co wnikliwszy czytelnik mógł się już zresztą zacząć domyślać, że moje organy wybaczania aż tak rozwinięte nie są. Mnie bliższa jest postawa cudownie moim zdaniem zgrabnie wyrażona w pewnej angielskiej książce dla młodzieży z przełomu wieków XIX i XX, a którą poznałem czytając b. fajną biografię P. G. Woodehouse'a - sławnego i naprawdę przezabawnego brytyjskiego autora, twórcę m.in. przemyślnego kamerdynera o nazwisku Jeeves. Takie książki czytywał bowiem, o ile pamiętam, P. G. Woodehouse... A może raczej o nich pisał w początkach swej kariery? Już naprawdę nie pamiętam.

W każdym razie owa genialna sentencja brzmiała mniej więcej tak:
Kim był (tutaj imię i nazwisko bohatera)? Był człowiekiem. Po prostu człowiekiem. Co robił? Żył, po prostu żył - nigdy nie wybaczał i nigdy nie zapominał. Czyli żył znacznie intensywniej i robił znacznie więcej, niż większość ludzi kiedykolwiek mogłaby choćby marzyć.
Dla mnie przeczytanie tych paru zdań było naprawdę swego rodzaju olśnieniem. A więc istnieją, choćby w wyobraźni, ludzie, nie mający tej dziwnej, chorej jak mi się zawsze podświadomie wydawało, chęci wybaczania i zapominania dosłownie wszystkiego. I to właśnie jest, wedle tego geniusza, który tym jednym zdaniem pokazał w mojej opinii, że mógłby - gdyby taka posada w ogóle była możliwa - rządzić światem, zaś w rzeczywistości pisał książki dla skautów i uczniaków pragnących wyrwać się z szarej szkolnej rzeczywistości. Jaki dziwny, jaki chory jest ten nasz świat, skoro wszystkie te środy, biedronie, michniki, tuski i schetyny, clintony i de borele nie piszą groszowych książek, tylko, zebrani w kupę, naprawdę robią coś, co przypomina rządy nad światem!

My zaś tylko wybaczamy i wybaczamy... Intensywnie i z pełnym przekonaniem. Wszystko, chyba że nam powiedzą, że nielzia wybaczać - wtedy okazujemy zadziwiająco bezlitosną twardość i pamięć do drobiazgów, jakiej by się nie powstydził Harry Lorraine.

Co jest ze mną, skoro ja w żadnej z tych grup nie tylko się nie znajduję, ale nawet znaleźć się nie pragnę? Czy to już schizofrenia? I czy aby na pewno bezobjawowa? Czy to nie "fijoł broń Boże, panie doktorze?" Będę teraz myślał, będę drapał swą zrogowaciałą duszyczkę, będę torturował te nędzne resztki kory mózgowej, które mi pozostały...

A nigdy przecież nie było jej zbyt wiele, pomarszczona też przesadnie to ona nie była. Ale w końcu dojdę - będę wiedział, czy to ja jestem jakimś dotkniętym amnezją kosmitą, rzuconym na Ziemię z odległej galaktyki... i że grozi mi, iż w każdej chwili spod mego (przystojnego) pyszczka wychnie ohydna morda zielonego jaszczura... Czy też takich jak ja jest więcej, może nawet... Co za przedziwna myśl? Może nawet większość?

A więc... Do następnego odcinka mego rachunku sumienia! (Deo volente oczywiście, a poza tym u mnie dalsze ciągi to niestety rzadkość.)

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.