poniedziałek, lutego 23, 2015

Dobry doktor Mengelman i implanty

Tegorocznej nagrody Oscara za najlepszy film zagraniczny nie zdobył niestety polski film pt. "Dobry dr Mengelman i chłopcy". Zdobyła go za to jego, z tego co wiem, nędzna imitacja. Dlaczego tak? Przecież to chore! Zgoda, ale rzecz w tym, iż film o dobrym doktorze i chłopcach w ogóle nie został dotąd nakręcony.

Po prostu komuś się nie chciało zapłacić niewielkiej sumy za genialny scenariusz - istny hollywoodzki samograj - a potem poświęcić dwóch popołudni, plus nieco wysiłku, żeby dzieło zrealizować i móc je wysłać na konkurs, po murowaną nagrodę. Nie głupio wam teraz, ludzie?

Było zapłacić, pożyczyć skądsiś kamerę, zebrać rodzinę - kuzynce przyprawić pejsy, ciotkę obrzezać, siostrze zmienić płeć... Albo przynajmniej zrobić z niej na czas jakiś transwestytę... Z psa też ewentualnie, to nigdy nie zaszkodzi. I mielibyście nagrodę! Co ja mówię - CAŁA POLSKA by miała! (A wy przy okazji oczywiście też, albo nawet najbardziej. I ja też trochę.)

Ten film byłby przecież tak samo do szpiku kości polski, jak ten co tego tam Oscara w tym roku rzeczywiście dostał, albo jak ci husarze, o których nam niedawno tak pięknie prawił przedstawiciel zaprzyjaźnionego (a są jakieś inne?) państwa.

Głupio wam, prawda? Teraz przez kilka następnych lat polski (tak jak ci husarze) film będzie miał z dostaniem Oscara problemy. I na co wam to było? Jednak jeśli myślicie choć trochę perspektywicznie,  na kilka lat z góry, to tamten GENIALNY scenariusz jest jeszcze do nabycia, a można też, za bardzo niewielką cenę, zamówić sobie inne, równie GENIALNE.

Kto nie wierzy, z pewnością nie czytał jeszcze cudownej oscarowej historyjki o Icku i dobrym doktorze. Oto ona:

http://bez-owijania.blogspot.com/2013/09/nike-nobel-oscar-zote-klamki-wszystko.html

Niewiarygodne, że jeszcze nikt się na jej potencjale nie poznał, w każdym razie na tyle, by wybulić i nakręcić. A potem spokojnie czekać na Oscara. W tej chwili jednak ona WCIĄŻ jest do dostania, więc się proszę spieszyć!

* * *

A teraz coś tylko odlegle pokrewnego w stosunku do powyższej kwestii... Przyszło mi mianowicie ostatnio do głowy, że za największe osiągnięcie zachodniej cywilizacji przyszli ew. historycy (?) z pewnością uznają IMPLANTY ŁYDEK. (Podobno bardzo dziś popularne w oświeconych kręgach.) Dlaczego? A dlatego, że dzięki temu zamiast banalnie: "W początkach XXI w. zachodnia cywilizacja była już tylko kolosem na glinianych nogach", będzie moźna napisać: ""W początkach XXI w. zachodnia cywilizacja była już tylko kolosem z implantami łydek". O ileż piękniej!

(A biedny Spengler, nie tylko wcale tego nie chciał, ale z pewnością przewraca się teraz w grobie, że AŻ TAK. Swoją drogą "różowe golarki do... wiadomo czego, i implanty łydek" - TO jest dopiero idealna para i idealny symbol!)

triarius

wtorek, lutego 17, 2015

O istocie Cywilizacji (w sensie szpęglerycznym)

Sam Spengler stwierdza w swym Magnum Opus explicite, że rozwój Kultury daje sie w sumie sprowadzić do rozwoju miast. (Oczywiście, jeśli na takim stwierdzeniu poprzestaniemy, będzie to bardzo gruba kreska,) Mnie się wydaje, że analogicznie jest z Cywilizacją. Zaraz powiem, jak to widzę, ale na razie jeszcze trochę doprecyzujmy...

Rozwój Cywilizacji, to jednocześnie i rozwój i zamieranie tego, co sobie tutaj nazywamy K/C (od "Kultura/Cywilizacja"), czyli tej "całości", którą w potocznym języku określa się mianem "cywilizacji" (i co sobie my piszemy z małej litery). Gdy mówię o "całości", chodzi mi o to, że pomiędzy Kulturą i Cywilizacją jest jednak ciągłość, ponieważ obie dotyczą przecież tego samego "czegoś", tego samego "społeczeństwa", a bardziej precyzyjnie tej samej (z małej litery i w potocznym sensie) "cywilizacji".

No więc najpierw, kiedy mamy już C., wciąż więcej rzeczy się rozwija i pojawiają się nowe rzeczy, często niepozbawione wartości - różne tam saksofony, aparaty słuchowe, materiały wybuchowe, loty na Marsa, różowe golarki, itd. - choć niektóre właśnie zamierają. Potem, w miarę "postępu" C., coraz mniej się rozwija, a coraz więcej albo zamiera, albo gorzej, bo pojawia się jako coś chorego, trującego i/lub rakowatego. Jak "muzyka dysko", "sztuka awangardowa", "równouprawnienie", czy "wyższe studia dla idiotów".

W końcu te rzeczy zaczynają dominować. Jest to oczywiście całkiem tak samo jak z żywym organizmem, choćby ludzkim - można być bardzo starym i w ostatnim dniu życia, tuż przed zejściem na uwiąd, nauczyć się wycinać kogutki  z papieru, ale schyłku jest więcej i on zwycięży. Śmieszą mnie okrutnie (choć nie żeby nie wkurwiali, ponieważ oni są głośni, a Spengler cichy) ci wszyscy mędrcy, ględzący o głupocie i "idealiźmie" Spenglera, który widzi cywilizacje jako organizmy.

To jest jednak absolutna prawda i b. cenne odkrycie - tym bardziej, jeśli sobie uświadomimy, że to nie żadna naciągana biologia, tylko systemy samosterujące, czyli cybernetyka. (Jakby to słowo dziś paskudnie w wielu uszach, i nie bez powodu, nie brzmiało.)

No dobra - do ad remu! Co jest nutą przewodną w "rozwoju" (będącego jednocześnie zamieraniem, albo i gorzej) Cywilizacji? Jest nią BIUROKRACJA! Biurokracja w najszerszym sensie - także jako organizacja, być może nawet jako aparat prawny... Biurokracja to ogromna potęga, wcale nie żartuję, która umożliwa wiele rzeczy, bez niej nie do pomyślenia, ale jednocześnie niszczy i wyjaławia dosłownie wszystko co naprawdę żywe. I z czasem to wyjaławianie nieuchronnie bierze górę... Zawsze! Chyba że ktoś wcześniej daną C. uśmierci, of course.

Powtarzam: rozwój każdej C., będący jednocześnie usychaniem i wstępem do zejścia na uwiąd starczy każdej K/C, to rozwój BIUROKRACJI. (W najszerszym sensie tego słowa.) To zaś, co obserwujemy wokół siebie, to rozwój biurokracji na skalę, która się nikomu nigdy w historii nawet w najdzikszych pijackich majakach nie śniła...

Dzięki bazom danym, internetowi itd., między innymi... Co z kolei doprowadziło do zarówno do niesamowitych osiągnięć (jaka by nie była ich wartość w najgłębszym sensie), jak i do tego koszmaru, z każdym dniem przybierającego na sile, oraz do tego przyspieszonego upadku, który możemy sobie luźno w telewizjach oglądać.

Mętne to było okrutnie, jak na takiego subtelnego stylistę i hipnotycznego pisarza jak ja, ale cóż... Spengleryzm i tak jest tylko dla elity, a elita, jeśli zechce, przedrze się przez to i zrozumie. Amen!


* * *

W nawiązaniu do powyższego, a także do wszelkich naszych Ardreyów i Spenglerów, serdecznie polecam to: http://tinyurl.com/oog6y4b

a dla co bardziej naukowo nastawionych także to:

http://www.physicsoflife.pl/dict/eksperyment_calhouna.html

Dzięki Piotr34 i Anonimowy za te linki!

triarius