czwartek, grudnia 31, 2015

Refleksje na koniec roku (mam nadzieję, że nieco mniej banalne od większości tego typu elukubracji)

Kończy się właśnie rok, który, po krótkim lecz dogłębnym zważeniu tej kwestii, muszę uznać za najlepszy dla Polski od roku 1918, czy może 1920. W każdym razie druga połowa tego roku jest zdecydowanie na plusa, a dynamika też (odpukać) rysuje się, jak na to co mamy na świecie, pozytywnie. Z tej tezy wynika kilka innych interesujących wniosków, z których niektóre pokrótce zasygnalizuję.

Po pierwsze, Tygrysizm Stosowany znowu wygrał z różnymi takimi podejściami, które - jak szczerze patriotyczne by w zamiarach nie były i jak znaczącymi by się nie podpierały autorytetami (choć dla mnie Józef Mackiewicz na przykład to żaden autorytet w sowietologii i podobnych sprawach, czy zresztą czymkolwiek; niech mu ziemia lekką itd., ale nie), jedynie gryzą sercem, masują sobie te ślicznie, mimo lat komuny i III RP, zachowane cnotki, i czekają na gen. Andersa na białym koniu.

Kto wie do kogo piję, ten wie, inni mogą się łaskawie domyślać, jeśli łaskawie zechcą. III RP może być równie, lub niemal tak samo, obrzydliwa jak PRL, ale jednak działało to całkiem inaczej. W tym na pewno inaczej działały i w innym miejscu tego systemu były umiejscowione wybory.

Gadki-szmatki na przykład, że to niby głosowanie w III RP (niech szczeźnie, tutaj całkowita zgoda!) jest całkiem tym samym wygłupem bez najmniejszego przełożenia na rzeczywistość, co w PRL, zawsze były (sorry, jeśli komuś kaleczę nabrzmiałe ego!) głupie; najczęściej, jak podejrzewam, zdradzały lenistwo umysłowe i wygodnictwo w realu; a to co się w roku 2015 stało wykazało ten fakt tak dobitnie, że uciekanie od tej prawdy odbiera chyba po prostu prawo nazywania się polskim patriotą i człowiekiem myślącym.

Wyrażę tę myśl raz jeszcze, w cholernie przystępnej i jasnej formie: O ile w PRL wybory faktycznie były żałosną farsą bez znaczenia i udzial w nich zawsze był jakąś formą osobistego upokorzenia, to w PRL bis, inaczej zwanej III RP, (która wciąż jeszcze nam niestety panuje, choć już nieco mniej) jedynym mądrym i (jednocześnie) przyzwoitym zachowaniem jest jednak głosowanie, a przez ostatnich z grubsza 10 lat - głosowanie na PiS.

Oczywiście jeden głos o niczym nie może przesądzić itd., zgoda, ale tę kwestię sobie już tu kiedyś dyskutowaliśmy. Pascal rzekł credo quiam absurdum est, no to wy możecie sobie rzec eligo quia absurdum est i jazda na wybory! Takie to proste - żeby każde patriotyczne działanie zawsze było tak proste, oczywiste i w dodatku bezpieczne!

Co powiedziawszy, dodać jednak muszę, że porównanie roku 2015 - dla Polski, bo nie dla Francji i USA przecież, ale też Polska nas najbardziej przecie obchodzi - do lat 1918 i 1920 jest jednak jakoś kulawe i, jak się głęboko zamyślić, nieco przygnębiające. No bo wtedy - wiadomo: niepodległość, która zaraz się sprawdziła i potwierdziła w starciach z agresorami, skuteczne, jakby nie było, zjednoczenie rozbitych społeczeństw z trzech zaborów itd.

Teraz zaś po prostu do władzy - tej dzisiejszej, "demokratycznej" (jak to się oficjalnie wabi, choć jakakolwiek realna demokracja to dziś przecie "populizm", młodszy brat terroryzmu), w kraju zniszczonym, lekceważonym i semi-kolonialnym, gdzie władza w związku z tym wszystkim b. niewiele może... no chyba, żeby z czasem zmieniła różne sytuacje i móc zaczęła... - doszła ekipa mająca, na odmianę, dobro Polski na względzie...

Nie mówię, że jest jakaś gwarancja, że ci ludzie zawsze będą mieli rację, a nawet na pewno zawsze jej nie mają, ale jednak w porównaniu z platfąsami od ośmiorniczek i poklepywania się z Merkelą to jest niebo a ziemia... A więc dobro Polski, to raz, plus dwa, czyli to, że na razie - o dziwo i Deo gratias! - zdają się postępować nieoczekiwanie sprawnie i sensownie.

No i jeszcze trzy, czyli to, że ta ekipa ma już całkiem niemałe poparcie w naszym dzielnym ludzie, a jeśli jeszcze to się trochę pokręci, to ten lud - jak doszczętnie nie byłby chwilowo rozbrojony, pozbawiony wpływu na cokolwiek, zatomizowany i poznawczo/intelektualnie zagubiony - nie da już tego po prostu gładko odkręcić.

"Arabska Wiosna" w Polsce to nie jest jakaś przeurocza perspektywa dla polskiego patrioty, w tym oczywiście dla Stosowanego Tygrysisty, ale ona nie jest urocza także dla naszych ukochanych sąsiadów, przyjaciół, sponsorów i całej tej @#$%^ reszty, która kręci tym nieszczęsnym bantustanem z krzywdą dla tubylców i innych głowonogów. Nieco się jednak zastanowią, zanim zagrają z nami naprawdę ostro - i tym bardziej będą mieli powód się zastanawiać, im dłużej PiS będzie tak fajnie sobie radził, jak to czyni na razie.

Natomiast granie nieostro jakoś im wyraźnie słabo wychodzi - trybuni ludu żałośni nie do uwierzenia, lemingi w demonstracjach antyrządowych gonią w piętkę machając narodowymi flagami i wznosząc patriotyczne na odmianę (!) hasła, ale to są dowcipasy dobre na jakieś lewackie forum, bo, nawet sądząc po różnych szalomach (których linia partyjna, nawiasem, wydaje się ostatnio dość paskudna i targowicka), gdzie patrioci z lewizną bez sensu (chyba głównie dla ilości wejść) gadają, widać, że to nikogo naprawdę nie rusza. A jeśli nie rusza na szalomie, to już nie wiem gdzie by mogło.

I znowu mi wyszło optymistycznie, co za checa! Jednak to, co chciałem na zakończenie rzec, miało być bardziej szpęglerystycznie pesymistyczne. Mianowicie, że o ile kiedyś, te sto lat temu, niecałe, sukces oznaczał, że naprawdę sobie mogliśmy (czas jakiś) robić tak, jak chcieliśmy - mimo wszystkich wrogów i wszystkich dobrze-nam-życzących - to teraz samo w sobie dojście PiS do "władzy" nie oznacza jeszcze prawie nic.

Państwa narodowe nadal zanikają w oczach; globalna biurokracja o jednoznacznie mrówczo-totalitarnych zamiarach, choć ostatnio napotkała pewien opór (sapienti sat), nadal się wzmacnia; przyjaciele i sponsorzy, mimo miliona potencjalnych terrorystów i ich płodnych rodziców w niedalekiej przyszłości, na razie jeszcze zipią; leming nadal jest lemingiem, Obama Obamą, za drzwiami czeka Clintonowa (no bo Trump przecież się nie załapie, choć były milion razy lepszy)... W sumie ten sukces, który z roku Pańskiego 2015 uczynił najlepszy dla Polski i każdego polskiego patrioty od... 95 lat co najmniej, to prawie nic.

Tym niemniej - albo my coś chcemy robić dla TEGO KRAJU (nie do końca rozumiem histerię na temat tego określenia, przyznam), naszego kraju, Polski - albo nie chcemy, kładziemy na wszystko i mamy w dupie. Jeśli to drugie, to nie ma o czym rozmawiać. Dla Tygrysisty może dałoby się znaleźć jakąś inną drogę - od razu jechać globalnie itd., ale bez żartów - to by było jeszcze mniej pewne, jeszcze o wiele trudniejsze... Ktoś to niby realizuje? Wątpię!

A jeśli lagi nie kładziemy i na Polsce (tenkraju) nam zależy - no to sorry, ale ktoś już zrobił jeden mały, jednak zdecydowany i w dobrym kierunku, krok, a my, jeżeli nam zależy - jeżeli tacy z nas junacy, husarze, bataliony Zośka itd. - możemy to pociągnąć dalej. I raczej po prostu powinniśmy.

Zamiast przeżuwać kolejną klęskę swej ukochane wizji świata, i wizji ukochanego patriotyzmu (cnotka, masaż, biały koń, choć istnieją i inne, równie, jeśli nie bardziej absurdalne i szkodliwe) i wymyślać alibi mające kogoś przekonać, że "jednak mieliśmy i tym razem rację, tylko trzeba na to spojrzeć dialektycznie..."

W sumie, żeby ładnie to podsumować, ponownie zakrzyknę (a echo mi zawtóruje): to był bardzo dobry rok, a w dodatku NIEOCZEKIWANIE I W SPOSÓB GWAŁCĄCY RACHUNEK PRAWDOPODOBIEŃSTWA dobry rok. Może jednak Bóg istnieje i w dodatku naprawdę da Polsce jeszcze jakąś szansę? Nie wiem dlaczego miałby być aż tak cierpliwy, ale może ktoś to wymodlił, albo... Co ja o tym mogę wiedzieć.

triarius

P.S. A tak zupełnie bez związku z czymkolwiek, to znalazłem w jednym kursie bicia brzydkich ludzi fajne stwierdzenie. W swobodnym tłumaczeniu brzmi to tak, że "Jeśli gość jest uzbrojony, to na pewno zostaniesz zraniony, ale uwierz, że zupełnie inaczej odczuwa się postrzał czy ranę od noża jeśli to ty go zabijasz, a inaczej jeśli jesteś sam zabijany". Bez związku z naszym dzisiejszym tematem, ale daje do myślenia, i w dodatku chyba warto.

poniedziałek, grudnia 21, 2015

Na koszulki...

... i/lub inne takie. Jakoż to: na transparenty, grafitti, tatuaże; wzory na firaneczkach, na sukieneczkach, na majteczkach, śliniaczkach, papeteriach, czołgach itp. Nie zapominając o obrusach, oczywiście (szczególnie restauracyjnych), bombach i rakietach (termojądrowych też, czemu niby nie?) i kaftanach bezpieczeństwa.

A że CO2 w jonosferze szaleje, lodowce topnieją, zima rozkosznie ciepła - więc to nawet nie jest aż takie bardzo przyszłościowe z tymi koszulkami. Które jednak są najprostszą i najszybszą opcją.

Szczerze mówiąc myślałem raczej o ośmiornicy z widelcem wbitym w grzbiet, ale artysta miał nieco inną wizję. Tak chyba też jest nieźle. Może nawet jest bardziej czytelne, bo to przekreślenie by nam obraz nieszczęsnego stworzenia zasłaniało und zaciemniało.

ośmiorniczki na prorządowe koszulki
Mam jeszcze parę niezłych, jak sądzę, pomysłów na tego typu obrazki, więc proszę trzymać ogień pod kotłem pras drukarskich i popracować nad formą fizyczną, żeby w w pełni koszulkowego sezonu, z tak ślicznym obrazkiem na piersi (czy gdzieś) - za to bez bufek, falbanek, watowanych ramion, tupecików (skoro nawet Trump okazał się być autentykiem, to nie ma rady!), implantów łydek, wstrzykiwania tłuszczu w zadek i zabierania go z ust pąkowia, makijażu, kamuflażu - przez kontrast nie wyglądać jak lewacka dupa zza krzaka. OK?

A jeśli ktoś z przekonaniem uważa, że widelec w grzbiecie gada (cicho! wiem że głowonóg) byłby lepszy, to albo niech mi powie, a ja się postaram ten pierwotny pomysł zrealizować, albo niech sobie sam zrealizuje. Nie zapominając jednak o blogasku https://bez-owijania,blogspot.com i Panu Tygrysie, któremu świat ten szatański/szampański pomysł zawdzięcza, o czym warto by było nieświadomych informować. I te rzeczy.

triarius
 

piątek, grudnia 11, 2015

Jeśli nie wiadomo... (plus bonus)

Jeśli nie wiadomo o co chodzi, niemal na pewno nie chodzi wyłącznie o pieniądze. (Choć oni bardzo pragną, byście tak właśnie myśleli.)


* * *

To było kazanie na dziś, czyli samo mięso, a za chwilę obiecany bonus. Otóż przyszła mi właśnie (pod wpływem dyskusji na szalomie, gdzie lewizna namawia naszych do tego właśnie, o czym będzie)...

Nie mam nic przeciw zasadzie, by "zło dobrem zwyciężać", ale jestem osobą świecką i musiałoby to być zwyciężanie zła dobrem w świeckiej wersji. Czyli coś w stylu:

Wal "kurwę" i złodzieja po mordzie przy każdej możliwej okazji, kop w dupę itd. - "aż im się odechce" (cokolwiek by to miało znaczyć).

No bo czyż takie właśnie traktowanie zła nie jest z definicji summum bonum? Oczywiście że jest! Może nie aż summum, ale bonum z pewnością. (Zwracam przy okazji uwagę na tę "możliwą okazję" - bez okazji nie ma to sensu, mówiąc oględnie, ale też trzeba się za okazją rozglądać.)

* * *

Uzupełnię też, że przez "kurwy" rozumiem tu ogólnie osobników podłych charakterem, a nie wąsko pojęte upadłe niewiasty, które mogą nawet być słodkie i szlachetne. I do których mam akurat pewną, choć raczej abstrakcyjną, słabość, bo też żaden ze mnie "judeochrześcijanin". (Katolikiem PRZEDSOBOROWYM mogłem być, ale wam to nie pasowało. No to teraz macie: właśnie Papież oficjalnie zabronił nawracania żydów.)

Faktem jest jednak, że te liberalne padalce (alem je nazwał!) są przeważnie obrzydliwie wulgarne i ogólnie odstręczające, więc rozumiem wasz ew. brak entuzjazmu, nawet abstrakcyjnego. Zawsze zresztą tak w liberaliźmie było - potrafi ktoś sobie wyobrazić coś wulgarniejszego od can-cana?

triarius
 

niedziela, grudnia 06, 2015

Dzień święty święcić... definicją!

Okrutnie mnie dziś @#$% liberalizm dręczy. (Komu, @#$%^, przeszkadzało "pamiętaj, byś dzień święty święcił"?) Tyram, a po głowie chodzą mi różne przemyślenia. Niektóre mogłyby (kto nie chce, niech nie wierzy) wstrząsnąć bryłą świata, inne mogłyby wywołać melancholijny uśmiech na twarzy melancholika...

Większość nie nadaje się do pokazania na przyzwoitym (i to jak!) blogu, masowo przecie czytanym przez ludzi, którzy ślubowali czystość i zamierzają ślubu dotrzymać, oraz ich czyste (!) przeciwieństwa - czyli takich, którzy ślubowali stracić wreszcie tzw. "cnotę", ale za nic im się to nie udaje.

(I w tych podłych czasach ja ich nieźle rozumiem - niby cholernie łatwo, a jednak wiąże się z tym jakiś absmak. I to wcale nie ten judeochrześcijański, co podobno powinien. Że to niby "a po wszystkim smutno", jak śpiewał zresztą Kelus.)

A do tego mamy tu przecie masy ministrantów, sporo absolutnie nieskalanych, myślą nawet, dziewic, oraz zastępy wdów z gatunku tych, które codziennie po kilka razy padają na kolana i modlą się w te mniej więcej słowa: "Dzięki Ci Panie, że od pasa w dół to już nareszcie całkiem nic, bo to był koszmar i obraza Boska. (Nie śmiałabym Cię oczywiście, Panie, krytykować, ale chyba można było wymyślić jakiś przyzwoitszy i milszy sposób na produkowanie dzieci. Amen.)"

Wracając do naszych wdów... Wszystko od pasa w dół cudownie martwe - poza chodzeniem do toalety of course, ale o tym nasze wdowy, jako szczere damy, nie lubią wspominać. My zresztą też, a co dopiero w rozmowach z samym Bogiem. Zresztą damy chyba tylko chodzą tam pudrować nosek, n'est-ce pas?

Co by kto nie myślał o tym moim wnikliwym opisie różnych ludzkich postaw - w każdym razie z naciskiem podkreślam, że wszystkie wspomniane tu Osoby ogromnie cenię, serdecznie pozdrawiam i całym sercem jestem z nimi. (I niech dalej mnie czytają, bo się wkurzę!)

Upadłe panie, o ile oczywiście nie są liberalnie wulgarne i bezpłciowe, tylko np. takie jak Mari i Aiano, także pozdrawiam. Drogie Panie... Teraz z kolei mówię do tych cnotliwych... Drogie Panie i Kochani Ministranci - a gdzie tolerancja i miłość bliźniego?

Żeby się na chwilę oderwać od tego pracowitego liberalnego koszmaru, zaserwuję wam (drogie wdowy, ministranci, dziewice i ew. P.T. Reszto) dwie definicje, które mi w tych trudnych godzinach przyszły do głowy. (Jedna to nieoczekiwany dla was bonus, bo w tytule mamy przecie jedną.) Wydają mi się być zarówno istotne, jak i całkiem niegłupie. A więc jedziemy...

* * *

POPULIZM - wszelkie działanie Proli godzące we wszechwładzę globalnej lewackiej biurokracji, która nam miłościwie nastała. (Czy jak to kurestwo, z przeproszeniem kurw, nazwać. Ale wszyscy tu chyba wiemy o co chodzi.)
 

* * *

LEMING - Prol któremu z tym dobrze. 

(Często zresztą po prostu dlatego, iż nie zdaje sobie sprawy, że jest tylko Prolem. Jak i, @#$%, my zresztą nim jesteśmy. Niestety!)

* * *

Zastanowić się, ew., jeśli się wyda dorzeczne, nauczyć się na pamięć, a potem traktować tym lemingi - jak obuchem przez łeb; zaś rodzinę, przyjaciół i ukochane źwierzęta łaskotać tym niczym delikatnym piórkiem w nozdrza. I gdzie tam sobie lubicie. Dixi!

triarius

P.S. A teraz módlcie się za biednego Pana T., bo ta kurewska robota się nie kończy.

czwartek, grudnia 03, 2015

Powiem wam, bo nikt inny tego za mnie nie zrobi...

Muszę sam, bo niestety nikt inny wam tego nie powie... Otóż, jak wszyscy wiemy, najlepszym sprawdzianem dla różnych tam teorii, koncepcji, hipotez i wizji świata jest zdolność przewidywania na ich podstawie przyszłych wydarzeń. Tak? (Liberał powie, że "zdolność zarabiania na ich podstawie grubej forsy", ale tak mogło być kiedyś, a jeśli liberał mówi to jeszcze dziś, to dowodzi kompletnego rozbratu z elementarnym poczuciem rzeczywistości.)

No i ja twierdzę, że nie ma w dziedzinie teorii, wizji świata i intuicji nic, co by się dało porównać z Tygrysizmem Stosowanym i waszym oddanym. Po prostu! Zobaczcie sobie na przykład, jak się kończy mój tekst sprzed pół roku pt. "Żegnaj włochaty pustynny wielorybie!" (nie mogę dać linka, bo ta wewnętrzna wyszukiwarka mi z jakichś powodów nie raczy działać, Gugiel widać ma wznioślejsze cele, niż przyzwoicie działający blogspot).

I poszukajcie sobie, jeśli zdołacie, tego mojego nagranka sprzed półtora roku, które powinno być w sieci pod nazwą Piotrek.mp3 (Adaś się niezbyt popisał dając mu taką nazwę), a do którego linek zamieściłem tutaj w takim poście, co się zwał chyba... "Tygrysizm wkracza w XXI wiek". (Sam tytuł oczywiście raczej żartobliwy.) Tam jest o tych sprawach szerzej, choć o wiele mniej konkretnie, niż w tym poprzednim, wielorybim, tekście.

O co mi chodzi, do czego właściwie piję? Chodzi mi o to (pomijając język giętki), że od bardzo dawna przewiduję - i tylko od czasu do czasu wam o tym mówię, żeby się nie powtarzać itd. - że fixum dyrdum (jak mawiała moja babcia) tej naszej/nienaszej zachodniej cywilizacji w jej zdychającej fazie jest uczynienie i z chłopa, i z baby, czegoś pośredniego i absolutnie bezpłciowego. I to coś koniecznie MUSI, zdaniem miłościwie nam panujących, posiąść ziemię, być jako gwiazdy na niebiesiech, jako piasek w morzu...

Te rzeczy. Od dawna jestem przekonany, że kastrowanie - w tym szerokim sensie - i likwidowanie różnic między płciami to będzie OSTATNIA RZECZ, jaką, sztywniejącymi palcami, będzie ta @#$%^ nasza/nienasza cywilizacja próbować robić. Zanim wyda ostatnie cuchnące tchnienie, a z nią niestety w mrok przeszłości na wieki wieków odejdzie sporo niezłych rzeczy. Sami wiecie.

Książkę bym już chyba potrafił napisać wypełnioną przemądrymi rozważaniami dlaczego tak się właśnie dzieje - a hipotezy mam przeróżne: od naturalnych zapędów nieograniczonej przez nikogo biurokracji, po lewacki gnostycyzm (of course świecki), od mądrości Szkoły Frankfurckiej (też oczywiście lewizna, ale do potęgi), po samą osobistą naturę tych eunuchowatych zer, które wiatry Historii wyniosły nam globalnie do żłobu... Jednak to może kiedyś, czyli niemal na pewno nigdy. (Może kiedyś jakiś drobny fragment tych rozważań w blogaskowej formie. Jak się ładnie pomodlicie i mi tu pokomętujecie.)

Która to sprawa ma swoje rozliczne macki i powiązania, bo np. teza, którą żem (o dziwo!) zdołał kiedyś, musi być z 30 lat temu, wyczytać w Svenska Dagbladet (żadnym przecież tygrysicznym medium, a obecnie online jest to po prostu żenada), że mianowicie: "Każda funkcja, zawód czy stanowisko parszywieje i traci na prestiżu w miarę jego feminizacji" (oczywiście z wyłączeniem pielęgniarek, zakonnic, dużej części nauczycielek, żon, matek, i tym podobnych kobiecych ze swej natury zajęć, w tym paru dość rozrywkowych), po kolejnych 30 latach mojej obserwacji świata wydaje mi się słuszniejsza, niż kiedykolwiek.

(Nie jest to atak na obecną Panią Premier, choć faktycznie facet by mi na takim stanowisku pasował lepiej. Tyle że to jest sprytne taktyczne posunięcie w obecnej obrzydliwej, politpoprawnej atmosferze, zaś sama Pani Premier na razie mile mnie zaskakuje, mimo... Nie powiem czego, żeby nie dawać amunicji lewiźnie.)

"Równouprawnienia" mamy w każdym razie z każdym dniem więcej i więcej, prawda? W amerykańskich siłach zbrojnych jest już ponoć 16 procent kobiet (czy jak to nazwać)... No i, biorąc te sprawy bez klapek na oczach i liberalnych złudzeń - kiedy USA ostatnio NAPRAWDĘ wygrały jakąś wojnę? Do końca - militarnie i POLITYCZNIE? Przecież nie drugą światową, bo Sowiety Stalina okazały się zaraz potem dla nich wrogiem groźniejszym, niż Niemcy Hitlera, szczególnie od kiedy Amerykanie dali sobie wykraść bombę jądrową.

Korea? Co najwyżej połowiczne zwycięstwo i połowiczna, co najmniej, klęska. Wietnam to wiadomo. Afganistan, Irak - niby to się wciąż jeszcze dzieje, ale bez żartów, skończy się jak zawsze. Poza Wojną Rozporkową, czyli Clintona napaścią na Serbię, ostatni prawdziwy militarny sukces USA to chyba odebranie Kuby i Filipin Hiszpanii na początku XX w. No nie, pierwszą wojnę światową mogę, a nawet muszę, im przyznać. Ale to i tak dawno było.

Nie twierdzę oczywiście, że wszystkie te cudowne "sukcesy" dzielnych Jankesów wynikają z feminizacji ich sił zbrojnych, ale bardzo wątpię, by ta feminizacja im w jakikolwiek sposób militarnie, czy politycznie zresztą, pomagała. Raczej im ona szkodzi, i to na sporo różnych, czasem b. pośrednich, sposobów, a do tego wiąże się, idąc niejako w pakiecie, z innymi podobnymi genialnymi "rozwiązaniami", które im także, moim skromnym, szkodzą.

Ale co to dla nich - ważne są "wartości", czyli m.in., jeśli nie po prostu przede wszystkim, "równouprawnienie". Zwykłe normalne kobietki siedzą cicho, więc trzeba robić na rączkę rozwrzeszczanym frustratkom nieokreślonej płci, domagającym się różnych rzeczy w ich imieniu. I te sprawy. (Naprawdę mógłbym to analizować przez parę dni i mam masę fajnych hipotez, ale to temat ogromny, niemal jak teatr tego tam gościa.)

No więc odnajdźcie sobie - mimo wszystkich ew. trudności - te ostatnie zdania z mojego tekstu o wielorybie. Warto! Sam tamten tekst był dziwną, amorficzną, co chwilę się wykolejającą gawędą szlachecką, ale w sumie był to tekst poważny i zawierał sporo myśli, które są w tych podłych czasach zarówno aktualne, jak i oryginalne, nie mówiąc już niebezpieczne. I, choć moje libijskie wspomnienia miały chyba swój nieuchwytny wdzięk, wszystko w sumie zmierzało tam do tego podsumowania w ostatnich kilku zdaniach.

No i teraz, przed chwilą, przeczytałem ci ja na pasku telewizji BBC, że oto: "USA otwiera wszystkie militarne funkcje dla kobiet". Czyli Marines, Navy SEALS, Rangers... Myśliwce... Itd. itd. Mniejsza już z tym, jak tam będą rozwiązywać problemy tamponów i takich spraw - choć to interesujące, czy każdy żołnierz będzie musiał je mieć w swojej osobistej mini-apteczce, wraz z morfiną i plastrem na odciski, czy będzie tu dopuszczona jakaś segregacja...

Mniejsza z tym, jak tam będzie z chcicą i jej różnymi skutkami... (Wibrator w każdej żołnierskiej apteczce? W końcu nerwicowa ciągotka w USA szaleje. Kosztem jednego magazynka, czy może tabletek przeciwbólowch? Zakładam w tym przypadku oczywiście, choć nie mam do tego większych podstaw, że to będą kobiety-kobiety, a nie jakieś takie dziwne...)

No i najważniejsza sprawa: co z seksistowskimi dowcipami w ogniu walki? W miejscu pracy wojaka, jakby nie było. Gdzie będą one zgłaszane, kto będzie rozstrzygał o winie i jakie będą za to kary? Zgodnie z militarnymi tradycjami w karą za poważne przestępstwo w obliczu wroga musi to chyba być doraźne rozstrzelanie - no bo co można z takim wtedy zrobić? Zabronić mu oglądania telewizji? Tylko jak na to zareagują koledzy? I jak to wpłynie na przyszłą rekrutację?

I nie wspomnę nawet co takie Państwo Islamskie zrobi z taką babską komandoską, co im jakąś krzywdę uprzednio zrobiła, jak ją dorwie, a z pewnością kiedyś takie dorwie, i to nie jedną. I jak wtedy lud amerykański, wraz z reszta świata, zareaguje. Stawiam tezę, że mniej więcej tak, jak na migawki filmowe z Wietnamu, tylko o wiele szybciej.

No ale co znaczy życie i cnota jakiejś tam "komandoski", choćby nawet miała coś nie tak z hormonami i zamiast zupę mężowi, a dzieciom nosy, wolała... Cóż to znaczy wobec Postępu?! I cóż wobec Postępu znaczy kolejna żałośnie przerżnięta przez Najpotężniejszą Armię Świata wojna? Przecież nie pierwsza i nie ostatnia.

Dla nas najważniejsze jest to, że Tygrysizm Stosowany znowu okazał się najlepszym ze wszystkich Niezłomnym Orężęm w Walce o Lepsze Jutro. (Łał!) Nie mającym żadnej absolutnie konkurencji. To mało? Czy może jednak warto wykrzyknąć Alleluja i ze wzmożonym wysiłkiem zabrać się za UTYGRYSIANIE swojej osoby i otoczenia!? Że spytam.

(Po latach: to końcowe proroctwo o feminiźmie nie było jednak w tekście o Wielorybie, tylko w innym z tamtej epoki.)

triarius


P.S. A teraz grzecznie wracamy do lektury Ardreya.

środa, grudnia 02, 2015

Nie mogę z tym PiSem! Chyba se gdzieś wmontuję jakiś opornik, albo coś...

Po ponad pięciu latach oglądam rodzime... Czy raczej "lokalne"... Telewizje. No bo inaczej trudno by mi było na bieżąco śledzić, a na TV Trwam tego nie ma. No i muszę powiedzieć tak... Artyzm ze strony tych platfąsów jest godny podziwu i nieco mi wstyd, że PiS tego nie docenia. Tyle energii! Tyle histerii, i z jakim, cholera, autentycznym przekonaniem!

I te obstrukcje! Takie obstrukcje to można, a nawet należałoby, pokazywać studentom medycyny, jako pomoc dydaktyczną. Więcej! Można by to obwozić po świecie, bo nawet w Indiach, gdzie, jak mówią znawcy, "nikt nie słyszał o regularnym wypróżnieniu" (odstąpiłem na chwilę od mojej zwykłej awersji do skatologii, żeby wam to rzec, doceńcie!), takie obstrukcje byłyby wydarzeniem!

Co zaś mówić i innych krajach, choćby i takich niespecjalnie w tej dziedzinie... Wiadomo. (Naprawdę nic nie mam do Paragwaju, nawet zamierzałem tam alternatywnie emigrować, ale fakt faktem, że samo mięso, nawet popijanie yerbą, tak właśnie działa.)

To już by mi wystarczyło, by się rozejrzeć za jakimś fajnym opornikiem do wpięcia sobie w klapę, albo gdzieś, ale jest coś. Albo nawet go wszczepię na stałe. Coś jednak zmusza mnie do pójścia jeszcze dalej - do rozejrzenia się za sporym potencjometrem, żeby go...

Mianowicie to mnie zmusza, że jak Platforma dokonała naprawdę wybitnego naukowego odkrycia - konkretnie POLITYCZNEGO PERPETUM MOBILE - to zamiast dumy, zamiast radości, zamiast poczucia, że możeł orze i Polska gola, Polska gola, taka jest kibiców wola... Co ich spotyka? Niezrozumienie, szykany, kontrdemonstracje... Ech!

Jeśli ktoś kompletnie niezorientowany - np. czyta to tysiąc lat po napisaniu (ale mi się udało z tym przejściem do Historii!), albo, alternatywnie, współczesny ale kretyn, i nie wie na czym to PERPETUM MOBILE polega, no to powiem...

Otóż chodzi o to, Trybunał Konstytucyjny ma prawo się wypowiadać we własnych sprawach i nikomu nic do tego. Mógłby nawet, jak rozumiem, w dowolnej chwili obwołać się (zbiorowym) Cysorzem... Albo nawet Regentem Januszem I... I nikt nic na to nie może.  I to nie tylko będzie DEMOKRACJA jak się patrzy - jeśli się łaskawie obwoła, znaczy - ale nawet coś lepszego: HIPER-DEMOKRACJA, demokracja do n-tej potęgi... (Gdzie n liczbą naturalną.)

Natomiast jakby ktoś miał coś naprzeciw, to będzie gwałt na demokracji, że aż niebiosa się w Brukseli zatrzęsą. Bloody genialne! Tylko że niestety w Tymkraju jak ktoś coś genialnie wymyśli, to zaraz inni skaczą mu do gardła i wciągają z powrotem do tego tam kotła ze smołą. I diabły nie mają całkiem nic do roboty. Co za... Ech, nie mam na to słów!

triarius

P.S. 1 Spełniłem swój obywatelski (!) obowiązek i teraz lecę dalej patrzyć. (Byle tylko im się te obstrukcje za bardzo nie przeciągnęły, w sensie chronologii, bo ja mam dzisiaj trening.) Jeszcze tylko wykrzyknę: Niech żyją Platfąsy i zaprzyjaźnione stacje. (Ta druga też.) Swoją drogą, jeśli w tych stacjach te dwie demonstracje wyglądają ilościowo podobnie, to jak to musi wyglądać w rzeczywistości?

Jednak z drugiej strony - im więcej tych tam brzydkich, moherowych demonstrantów, tym bardziej oni faszyści... Zaczynam mieć już dość tej całej polityki, człek się w tym nigdy nie połapie. Ale zaraz... Może te oporniki na to właśnie pomagają?! Potem to rozgryzę, na razie idę oglądać.

P.S. 2 Dziki kraj! W cywilizowanym byłoby "Kumbaya my Lord, kumbaya!", a potem tru-tu-tu-tu tru-tu-tu-tu tru-tu-tu-tu tru-tu-tu... Na stutysięczny chór dziecięcy w błękitnych kapotkach z dwunastoma gwiazdkami i stosownie ogromną orkiestrę. Wszyscy się trzymają za ręce, pląsając wokół tow. Rzeplińskiego... Mogło być tak pięknie!