piątek, lipca 14, 2006

"Libertarianizm" to anarchizm udający...

"Libertarianizm" to przecież nic innego, jak anarchizm, z jakichś niezrozumiałych powodów udający, że jest "prawicowy". Tak jest, czy już całkiem mi się w mózgu z tej sklerozy pokręciło? Zanim otrzymam autorytatywną odpowiedź, pójdę tym tropem. No więc idę...

Skąd się biorą anarchistyczne skłonności bez trudu rozumiem, każdy zbuntowany nastolatek je ma, a niektórym nie dane jest nigdy wyjść z sieci "genialnych" odkryć, których się w młodości dokonuje. W końcu do tego potrzeba albo realnego kontaktu z realną rzeczywistością - o którą w tych wirtualnych i rozmemłanych czasach coraz trudniej - albo sporo myślenia i studiowania mędrszych od siebie.

Dużo bardziej od tego pytania: "skąd się biorą anarchistyczne dzieci", intryguje mnie kwestia tego taka: PO KIEGO GRZYBA ANARCHISTA KONIECZNIE CHCE SIĘ UWAŻAĆ ZA "PRAWICOWCA"?

Wyjaśnień zapewne jest kilka, albo i sporo, bo dusza ludzka to skomplikowany organ... Ale jako najoczywistsza nasuwa mi się taka oto, że jak z bogatych i konserwatywnych rodzin wychodzą "zbuntowani" anarchiści, tak z biednych i postępowych wychodzą "libertarianie".

Czyli w sumie dokładnie to samo - po prostu zbuntowana młodzież, jaka była zawsze, kiedy życie stawało się względnie lekkie i nie do wytrzymania bezpieczne. Zwykła zbuntowana młodzież, która po latach stanie się zwykłymi przechodzonymi hippisami à la '68, jacy panują nam dziś łaskawie z Brukseli. Tyle że ci są "prawicowi", więc słuszną rzeczą jest, iż mają swoją odrębną nazwę.

Ja większych istotnych różnic nie dostrzegam, a po głowie, nie wiem dlaczego, kołacze mi się coś... takie zdanie, jak ono brzmi... coś o tym, że "po owocach ich poznacie je". Dziwne, prawda? Co to w ogóle ma do rzeczy?

Ale korzystając z okazji proszę pięknie, dygnąłbym nawet gdybym tylko umiał. Niech mi ktoś łaskawie wytłumaczy różnicę między ANARCHIZMEM a LIBERTARIANIZMEM! Błagam, nie chcę już być głupim, nie nie rozumiejącym pseudo-prawicowcem popierającym rabowanie obywatelskich portfeli przez sprośnych i obleśnych urzędników - ja po prostu naprawdę NIE WIEM!

czwartek, lipca 13, 2006

Srebrna taca Mamy Zizou

Dzisiaj dowiedziałem się z niezawodnej telewizji, że Włosi mogą jeszcze utracić mistrzostwo świata na rzecz "reprezentacji Francji", gdyby się okazało, że Materazzi powiedział Zidanowi coś rasistowskiego. Taki bowiem przepis wydała FIFA, o czym donosi któraś ze znanych niemieckich gazet (nie pamiętam która, nie znam się na niemieckiej prasie).

Nie trzeba wielkiej wyobraźni, by sobie potrafić przedstawić, jakiej niesamowitej korupcji, nie mówiąc już o politycznej manipulacji, taki przepis może stać się źródłem. I z pewnością bardzo szybko się stanie. Szczególnie, że ten światły przepis niewiątpliwie posiada spory potencjał rozwojowy, i niedługo może np. stanowić, że "drużyna, której zawodnik okazał się winien wypowiedzenia rasistowskiej uwagi, traci zdobyty tytuł NA RZECZ DRUŻYNY REPREZENTUĄJCEJ KRAJ, KTÓRY ZOSTAŁ TĄ UWAGĄ OBRAŻONY".

Przecież to w pełni logiczne i na pewno, dla organizacji tak wszechmocnej jak FIFA, całkiem wykonalne. Oczywiście bardziej szczegółowe przepisy musiałyby regulować kwestię, jakie to konkretnie drużyny w danym przypadku zostałyby nagrodzone, ale co do za problem?

W końcu dlaczego jedynie karać rasistów i ksenofobów, skoro można także POZYTYWNIE dowartościować krzywdzone przez nich nacje? A więc jutro może okaże się, że mistrzem świata jest jednak Francja - w tym celu "Zizou" musi tylko przypomnieć sobie, że uwaga Włocha była w istocie rasistowska - za cztery lata jednak mistrzem świata mogłaby zostać Algieria, a jeśli akurat nie załapała się do finałów, to jakiś inny kraj wskazany przez Wielkiego Muftiego Paryża. Czy jakoś tak, szczegóły do dopracowania.

Na dzień dzisiejszy słowa Materazziego nie były jednak rasistowskie, tylko obrażały mamusię i siostrę "Zizou". Na co ta pierwsza zareagowała, wzywając przed kamerami telewizji, by "dostarczono jej genitalia winowajcy na srebrnej tacy". Co oczywiście nie podpada pod żaden paragraf o "wzywaniu do przemocy" i zostało przyjęte, jeśli nie z entuzjazmem, to z pełnym zrozumieniem przez wszystkich, których głosy mają prawo dotrzeć do mas, a także, jak należy sądzić, instytucji i służb zajmujących się z urzędu tępieniem wszelkich przejawów "wzywania do stosowania przemocy".

"Genitalia na srebrnej tacy", to przecież postulat rozsądny, a w dodatku w formie niepozbawiony iście paryskiego je ne sais quoi - w końcu Mama Zizou mogłaby ich zażądać na kawałku sklejki, prawda?

W ogóle drużyna "Francji", w której jest trzech białych, z czego jeden chyba z jakichś pozasportowych powodów, drugi za dawne zasługi, a ten trzeci to muzułmanin, to ciekawy przejaw stanu naszej cywilizacji i dzisiejszej Europy. Nie tak dawno jeszcze przecież słynne pierwsze zdanie francuskiego elementarza brzmiało: "Nos ancêtres les Gaulois étaient grands et blonds" ("Nasi przodkowie Galowie byli wysokimi blondynami"). Uczyły się tego dzieci zarówno w "Heksagonie" (czyli kontynentalej Francji), jak i w Senegalu czy Wietnamie. (I komu to przeszkadzało?)

W tej chwili, kiedy jest jeszcze cień nadziei na mistrzostwo Francji, mało kto zastanawia się tam, jak ten w końcu sukces wpłynie na samopoczucie młodych mieszkańców imigranckich przedmieść Paryża, Tuluzy, czy innych tamtejszych wielkich miast. Pokazali oni już kilka razy swoje nastawienie do przybranej ojczyzny i zdolności wywoływania zamętu, władze pokazały już im swą żałosną nieudolność i politycznie poprawne tchórzostwo...

Ciekawe, czy widok tej niemal całkowicie czarnej drużyny o niemal wyłącznie tak francuskich nazwiskach, jak Makelele czy choćby właśnie Zidane, nie natchnie tych wszystkich innych "nowych Francuzów" pogardą dla przeżartej, głupiej i tchórzliwej, nie umiejącej nawet kopnąć piłki, białej większości. Tak głupiej, że dla błahych sportowych sukcesów, w dodatku przecież w przeważającej części nie własnych, a kupionych - mniej lub bardziej pośrednio za pieniądze - podpala kolejny lont do tej beczki prochu, którą jej zafundowały dawniejsze pożal-się-Boże elity.

"Chleba i igrzysk" to było hasło Cesarstwa Rzymskiego w okresie jego długiej agonii. Chleb wciąż jeszcze w Europie jest, a igrzyska kręcą się z coraz większym impetem. I lud dostosowuje się do ich poziomu, infantylniejąc niemal z tygodnia na tydzień... Przykłady? Oto pierwszy z brzegu: kiedyś każdy, kto poważnie zadał sobie trud nauczenia się francuskiego, wiedział, że formy zdrobnień w rodzaju "Zizou" są charakterystyczne dla języka dzieci, czyli po prostu infantylne.

Ale dlaczego niby infantylizm ma być zły? Skoro się w wypromowanie kogoś wkłada miliardy i oczekuje miliardów z powrotem, to niech będzie "Zizou". Niech wszyscy, począwszy od dziennikarzy, a kończąc na pijanych analfabetach w koszulkach z nazwiskami piłkarskich gwiazd zachłystują się tym słowem! Im infantylniej, tym przecież dla nas (macherów i geszefciarzy) lepiej!

Jak to mówił Poeta? "Ludzie to lubią, ludzie to kupią. Byle na chama, byle głośno, byle głupio!" No to się właśnie robi. "Zizou" po swoim wybryku dostaje "Złotą Piłkę", zapewne jako "nagrodę pocieszenia", choć nie byłoby trudno znaleźć innego mniej więcej równie dobrego piłkarza w tym turnieju, a w dodatku powinien to raczej być przedstawiciel zwycięzców. No, ale przecież nie do końca jeszcze wiemy, kto tym zwycięzcą zostanie, prawda? Włochy? Francja? Może jednak Algieria?

To przecież byłby naprawdę piękny gest! Choćby dla Mamy Zizou, której trudno jest w tej chwili dostarczyć srebrną tacę z tym, o czym tak marzy. Wkrótce zapewne zmieni się odpowiednio konstytucję i przepisy wykonawcze, ale to niestety może zająć jeszcze trochę czasu. Pozostaje więc Złota Piłka i mistrzostwo. A srebrna taca z pewnością jakoś sama się sprokuruje, wystarczy przecież, że władze nie będą się zbytnio sprzeciwiać. A dlaczego by miały, skoro dotychczas tego nigdy nie robiły?

Już sobie wyobrażam te wyważone, nabrzmiałem humanizmem głosy w różnych światłych mediach, tłumaczące wiernym, dlaczego srebrna taca Mamy Zizou jest naturalnym dalszym ciągiem wydarzeń (w inteligentniejszych mediach powie się, że co najmniej od bitwy pod Poitiers), i w sumie bardzo pozytywnym dla międzykulturowego dialogu i innych pięknych rzeczy wydarzeniem. Plus oczywiście niezbędna okrasa, czyli tolerancja, wybaczenie, Ustawa o Ochronie Danych Osobowych, oraz zawsze konieczna w rozmowie inteligentnych ludzi wzmianka o przybierających na sile faszyźmie i ksenofobii. A w podsumowaniu oczywiście coś o nieziemskim pięknie zalecanej przez Kołakowskiego postawy "błazna", czyli wątpienia we WSZYSTKO, poza oczywiście poglądami Słusznymi.

W międzyczasie w wielu miejscach na świecie odbywają się już składki na srebrną tacę dla Mamy Zizou. Dlaczego miałoby to komuś przeszkadzać? Raczej należy się cieszyć, że media będą miały o czym mówić, że wkrótce powstanie osnuty na tych wątkach film z obsadą samych gwiazd, w którym Mamę Zizou zagra niezawodna Whoopie Goldberg... A futbol stanie się JESZCZE BARDZIEJ EMOCJONUJĄCY niż dotąd. I tak trzymać!

wtorek, lipca 11, 2006

Oscypek kością w gardle eurosceptycznych wichrzycieli

W niewiele ponad dwa lata od oficjalnego przystąpienia do UE nastąpiło historyczne wydarzenie, które wytrąciło propagandową broń z brudnych łap wszelkich eurosceptyków i skrywających się za ich plecami ich cynicznych mocodawców.

Oscypek, teraz już oficjalny i z nazwą prawnie zastrzeżoną na terenie Unii Europejskiej, stał się jednoznacznie kością w gardle profesjonalnych siewców zamętu i wyznawców hasła "dziel (Europę) i rządź!".

Zatwierdzenie oscypka, to jeszcze jeszcze jeden dowód, że przedstawiciele ponad 20 krajów, porozumiewający się łamaną angielszczyzną (albo przez znających półtorej języka tłumaczy), MOGĄ porozumieć się co do kształtu, ciężaru właściwego i konsystencji starodawnych regionalnych potraw. A jeśli mogą w takich sprawach, to gdzie - zapytajmy bez lęku - może się znajdować granica ich możliwości?

Poza wartością symboliczną, są także i konkretne ekonomiczne korzyści dla Polski. Otóż, dzięki decyzji europejskich gremiów nie grozi nam teraz zalew taniego oscypka z Finlandii, Chorwacji, czy Portugalii. Czy ktoś może sobie wyobrazić jakie PRZERAŻAJĄCE skutki miałoby to dla Polskiej gospodarki?

To jednak nie jedyna korzyść. Sprzedaż oscypka zwiększy się teraz w całej Europie wielokrotnie. Dlaczego? - spyta ktoś. Bowiem teraz będzie można przyozdabiać oscypki europejskim logo z dwunastoma ślicznymi gwiazdkami, co jak dowiedziono ogromnie zwiększa atrakcyjność każdego produktu.

To jednak tylko początek... Jeśli kiedykolwiek była potrzeba przekonywania ludzi myślących do popierania Konstytucji Europejskiej i Europejskich Sił Szybkiego Reagowania - to teraz do końca znikła. Teraz istnieje wciąż jednak pewne ryzyko, że jakiś pozaeuropejski kraj zacznie produkować nielegalne oscypki i zarzucać nimi świat, po cenach dumpingowych i bez zachowania europejskich standardów!

Po ratyfikowaniu umowy taka nieprzyjemna możliwość zniknie - nikt już nie odważy się ryzykować błyskawicznej, chirurgicznie precyzyjnej i bezlitosnej wobec winnych, choć po europejsku humanitarnej, riposty ze strony Zbrojnej Europy, która w takich wypadkach będzie przecież nieunikniona.

Tylko sprawna, silna i mówiąca jednym głosem Europa zapewni nam oscypkowe bezpieczeństwo, czego nie chcą lub nie potrafią zrozumieć "patrioci" z LPR'u i podobnych faszyzujących, lub po prostu nazistowskich, partii i partyjek.

Symbole SĄ w polityce ważne, wnoszę zatem, by dla ostatecznego pognębienia tego rodzaju zbankrutowanych politykierów, oscypek otoczony dwunastoma gwiazdami stał się odtąd herbem III RP, by data jego zatwierdzenia stała się świętem państwowym (dopóki jeszcze państwa w rodzaju Polski oficjalnie istnieją), a także prosiłbym o rozpisanie konkursu na nowy hymn, o tekście na oscypkowym motywie.

Melodię proponuję zapożyczyć od Beethovena, co będzie miało wielorakie symboliczne znaczenie, w dodatku wyłącznie słuszne. Parlament Europejski mógłby nawet wydać deklarację, że Beethoven był wielbicielem oscypka i przyczynił się do jego smakowitego rozwoju. W końcu co to dla niego za problem? (Dla Parlamentu znaczy, nie dla Beethovena.)

niedziela, lipca 09, 2006

Marcinkiewicz musiał przestać być premierem i chwała Bogu

Kazimierz Marcinkiewicz musiał przestać być premierem i chwała Bogu, że przestał!

Dlaczego to mówię? Czyżbym nie doceniał energii, administracyjnych zdolności i charyzmy przyszłego (mam szczerą nadzieję) Prezydenta Warszawy?

Otóż doceniam, tylko że tu chodzi o sprawy BEZ PORÓWNANIA ISTOTNIEJSZE.

Wszyscy chyba czytali sławny tekst Stanisława Michalkiewicza na temat realizacji "jeszcze w tym roku" żydowskich roszczeń, którą to realizację obiecał 16 marca bieżącego roku premier Marcinkiewicz organizacjom żydowskich. Jeśli ktoś potrzebuje przypomnienia, oto link: http://michalkiewicz.pl/rdm_29-03-2006.php

Stanisławowi Michalkiewiczowi nie ma żadnego powodu nie wierzyć, a reakcja na jego tekst była tyleż obłędna, co symptomatyczna - potępienia "antysemityzmu" i kompletne milczenie w kwestii merytorycznej. Co mnie osobiście nie tylko napawało obrzydzeniem, co nie byłoby niczym niezwykłym, ale po prostu PRZERAŹENIEM.

Zastanawiałem się nad tą sprawą wielokrotnie i to z poważną troską - jakby nie było 60 miliardów dolarów piechotą nie chodzi, zgoda? W końcu twierdziłem, że jest jeszcze jakaś szansa, cień szansy...

Szansa oczywiście nie na przekonanie organizacji zajmujących się wykorzystywaniem holocaustu w celach haraczowniczych do zrezygnowania z zamiaru "kompromitowania Polski na arenie międzynarodowej", co nam w przypadku niezrealizowania swych rządań obiecały, ale na wycofanie się z tych samobójczych przyrzeczeń.

Jak? Jeśli premier obiecał, że "sprawa zostanie załatwiona jeszcze w tym roku", to nie ma innego wyjścia, ale "jeszcze w tym roku" musi przestać być premierem. Jest to warunek sine qua non, jeśli w ogóle zamierzamy się bronić. Przecież to oczywiste! No i tak się właśnie stało. To była mądra i konieczna decyzja, bez której podjęcia... Wolę o tym nie myśleć! Lekko i tak nie będzie, ale chociaż próbujemy się bronić.

I jeszcze drobny pendant do powyższego... Oglądam sobie dzisiaj rano dyskusję "autorytetów" w TVN24 (oczywiście traktując to jak należy, czyli jako w przeważającej części kłamstwo i/lub manipulację) i co widzę? Na tasiemce u dołu ekranu biegnie wiadomość, że (cytuję z pamięci): "ambasador Izraela zdecydował się bojkotować ministra edukacji Romana Giertycha, ponieważ LPR to antysemici".

A więc zaczyna się intensywne bombardowanie, dotychczasowe hece z rabinem i pogromem kieleckim to były tylko ostrzegawcze pomruki. Jednak mimo wszystko cieszę się, bo w przeciwnym przypadku byłoby jeszcze bez porównania gorzej.

czwartek, lipca 06, 2006

Szwedzkie postępy postępu w ludzkim rozmnażaniu

Tak się składa, że Bozia mnie obdarzyła znajomością szwedzkiego, więc co pewien czas sprawdzam sobie w sieci, co też tam słychać w Najbardziej Światłym i Postępowym Kraju Na Świecie. A potem czasem nie mogę się po prostu powstrzymać, by części z tych niesłychanych historii nie opowiedzieć Rodakom.

No i właśnie znalazłem taką oto wiadomość:

Parę dni temu do pracującej jako fotograf w b. znanym szwedzkim liberalnym (czyli różowym) dzienniku "Dagens Nyheter" Emelie Asplund zadzwonił pewien człowiek, przedstawił się grzecznie i zapytał ją w imieniu Roberta Acuñi, reprezentanta Paragwaju w piłce nożnej, czy nie zechciałaby się z nim spotkać i bliżej go poznać.

Co do zręczności z jaką pan Acuña tę sprawę próbował załatwić można mieć niejakie zastrzeżenia, tym bardziej, że telefon był o pierwszej w nocy.

Odpowiedzią było zdecydowane "nie", dzwoniący przeprosił i odłożył słuchawkę. Na tym mogło by się zdawać, sprawa się zakończyła. Jednak to by było naiwne przypuszczenie... W końcu przecież mamy Postęp i Równouprawnienie.

Fotografka zwietrzyła swoją wielką zawodową szansę i pobiegła do swej redakcji. Ta również nie zlekceważyła okazji i przez dwa dni ta sprawa była wydarzeniem numer jeden na jej pierwszej stronie.

W dyskusji, jaka się wywiązała - w "Dagens Nyheter" oraz w trzech innych sztokholmskich gazetach - wzięli udzial m.in. szwedzki minister sprawiedliwości Thomas Bodström i rzecznik ds. równouprawnienia Claes Borgström. Tenor tych wypowiedzi był jednoznacznie potępiający, sugerowano między innymi, że obaj winowajcy - piłkarz i jego pomagier - powinni zostać ukarani przez FIFA.

Sprawa jest dość nowa i całkiem możliwe, że będzie jeszcze miała dalszy ciąg, ale na razie podsumowanie...

Jeśli ktoś tego jeszcze nie wie, to proponowanie kobietom randki stanowi zwyczaj sięgający niepamiętnych czasów. Jeśli pominiemy prostytucję i aranżowane małżeństwa - które tak się zabawnie składa, także nie są w szwedzkich postępowych (a są tam jakieś inne?) kręgach popularne - trudno znaleźć jakąś sensowną alternatywę, zapewniającą zachowanie ludzkiego gatunku. Zgoda?

(Gdyby ktoś miał jednak jakiś dobry pomysł, prosiłbym o kontakt, chętnie go rozpropaguję.)

Nie mogę sobie wyobrazić, by to paragwajskość niefortunnego fatyganta stanowiła problem dla wszystkich tych Światłych ludzi. Nasuwa się więc nieodparcie pytanie, czy to może idea zachowania ludzkiego gatunku nie jest im szczególnie bliska?

Ciekawe, co by było, gdyby ten nocny telefon i propozycja rozkosznego tête-à-tête spotkały nie fotografkę Emilię, tylko fotografa Emila?

--------------------------------------------
Gdyby ktoś chciał zweryfikować moje informacje, to oto źródło: http://www.contra.nu/kommentar0623.html

Złote Myśli - część 1

All work and no play... Akurat natrafiłem na nieco moich "złotych myśli" i innych krótkich utworków sprzed paru lat.

Oto te z nich, które w jakimś stopniu traktują o interesujących nas tutaj tematach:

Duża część dzisiejszej tzw. „muzyki” to tylko mniej bolesna forma ogłuszania się przez walenie głową w ścianę. („Mniej bolesna” niestety tylko dla ludzi o drewnianym uchu.)

Największą karierę w dzisiejszym show-biznesie zrobiłby ktoś, komu by przeszczepiono organ powonienia muchy. Potrafiłby od razu odróżnić zwykła chałę od złotodajnego gówna.

Jak można mówić o zniesieniu kary śmierci, skoro wciąż istnieją automatycznie perkusje i wszystkie avatary „muzyki” disco?

„Nowy mężczyzna” – wirtualny eunuch.

„Kobieta wyzwolona” – dobitny dowód, że wibrator nie zastąpi babie groźnego zmarszczenia mężowskich brwi.


Żydzi nie tylko zawsze są patriotami kraju, gdzie mieszkają. Oni także mają monopol na definicję tego patriotyzmu! (Oczywiście nie dotyczy to wszystkich Żydów, a mówię to nie tylko dlatego, że wolność słowa przestaje na naszych oczach istnieć.)

W Brukseli stoi słynny „Siusiający Chłopczyk”. Pytam więc - dlaczego wciąż brak „Siusiającej Dziewczynki”? Co z równouprawnieniem płci?!
 (Po czym się okazało, że Dziewczynka jak najbardziej też jest, no bo jakżeby inaczej.)

Przekujmy miecze na lemiesze! A kosy na sztorc. Niech chociaż kowale zarobią!

Głupota wydaje się w dzisiejszej Polsce takim samym niezbędnym warunkiem sukcesu, jak czerwona dupa u pawianów. Zresztą czerwona dupa też bardzo pomaga.

Powiedział ktoś kiedyś, że umiejętność dobrej gry w bilard jest dowodem zmarnowanej młodości. Tak samo, jak sądzę, znajomość nazwisk tenisistów z aktualnej pierwszej trzydziestki ATP jest dowodem zmarnowanej teraźniejszości.

Ulubione powiedzonko B. Clintona: „ekonomia durniu” ("economy stupid!") jest chyba dowodem, że politycy naprawdę ćwiczą swoje kwestie przed lustrem.

Pocieszam się, że moda na feminizm też minie. Kiedy tylko ludzkość wymyśli coś jeszcze głupszego.

Człowiek nie posiada ogona, dlatego też w kontaktach z władzą merda całym sobą.

Uczcie się Polacy, że homo jest cacy!

Jest jeden dobry sposób, by uczynić z kobiety feministkę - pozbawić ją nadziei na zdobycie chłopa. I jeden stuprocentowy - wydać ją za socjaldemokratę.

„Psychologia” – nauka, której nazwa wywodzi się z pewnością od jedynego jak dotąd jej sukcesu: eksperymentów Pawłowa na psach.

Klasyczny rosyjski nihilista nie założył ponoć nowej koszuli, zanim nią nie wytarł całej podłogi. Że też się nie bał, iż podłoga stanie się od tego czystsza?!

Bolek wraca!

Bolek, Nasz Wyśniony Przez Wieki Zbawca, nasz Rycerz W Lśniącej Zbroi, który w mig wypleni wszelkie nieprawości popełnione przez zbrodniczy i zdradziecki PiS... WRACA!

Wraca, i to ze swym wiernym giermkiem Mieczysławem Wachowskim. (Choć poniektórzy mają pewne wątpliwości co do tego, kto czyim właściwie jest giermkiem.)

Ludzie! Bolek będzie zakładał nową prawicową partię!

Kto się ostatni zapisze ten jest trąba!

Nie, ale całkiem poważnie...

Musimy to polityczne truchło jak najszybciej i jak najskuteczniej przebić osinowym kołkiem. Mówią nam, że "Wałęsa to nasz najlepszy artykuł eksportowy, nieważne czy był agentem". Ale to albo skrajna polityczna głupota, albo po prostu zdradzieckie kłamstwo.

Jeśli piątej kolumnie uda się w końcu doprowadzić do jakiegoś zamieszania, poleje się krew i będziemy mieli europejską "bratnią pomoc" zza naszej zachodniej granicy (tak jak bratnią pomoc niedawno mieli rodzimi pedzie i lewacy, tylko nieco inną), to niemal pewne, iż poprosi o nią właśnie TW Bolek.

Przecież Bolek to ten nasz rodak, który cieszy się za granicą, a już szczególnie w europejsko-lewackich sferach, największym autorytetem. Żaden Tusk, żaden Geremek czy Borowski nie nadałby takiej zbrojnej interwencji (bo o niej tu przecież mówimy) nawet cienia potrzebnego pozoru legalności czy słuszności.

A więc uświadamiajmy wszystkich wokół, kim jest w istocie Lech Wałęsa, aby choć trochę zmniejszyć zagrożenie z jego strony dla nas wszystkich.

poniedziałek, lipca 03, 2006

"Asia Times" o naszej przyszłości

W poszukiwaniu inteligentnych i niepozbawionych gruczołów prawicowych stronek i blogów trafiłem właśnie na felietony zamieszczane w internetowej wersji gazety "Asia Times".

Ich poziom wzbudził moje uznanie, podnoszone tematy to też chwytanie byka za rogi, a nie polityczno-poprawne mizdrzenie się, albo różowe poglądy z jakichś względów serwowane, jako "prawicowe". Jednen z tych tekstów ma tytuł "Dlaczego narody umierają" (Why nations die) autorstwa kogoś podpisującego się Spengler (co samo w sobie świadczy o jego dobrym guście).

Autor przedstawia w nim dane na temat niezwykle szybkiego i często trudnego do wytłumaczenia wymierania, którym zakończyła się historia wielu bardzo różnych społeczeństw na przestrzeni wieków. Społeczeństw tak różnych jak starożytna Sparta, niezliczone ludy pierwotne, Aztecy (nad których zagładą wielu dziś płacze, ale którzy składali ofiary z od 20 tysięcy do pół miliona ludzi rocznie, tylko w tym celu prowadząc wojny, podporządkowując temu całe życie społeczne, i choćby z tego powodu nie mieli szansy na długie trwanie).

Zajmując się w przeszłości dość intensywnie historią i prehistorią, wiele z tych rzeczy wiedziałem. A jednak, coś co ten daleki od Polski autor powiedział jakby od niechcenia lekko mną wstrząsnęło. Cutuję:

"W istocie główną przyczyną tego, że społeczeństwa ponoszą porażkę, jest to, że decydują się już nie dłużej żyć. Uświadomienie sobie tego jest przerażające i przeciętny czytelnik bez porównania woli zagłębiać się w szczegóły mało znanych ekosystemów z przeszłości, niż zastanowić się nad tym, dlaczego połowa wschodniej Europy wymrze do połowy naszego wieku." (Wytłuszczenia pochodzą ode mnie.)

W oryginale, który przytaczam, żeby mi nie zarzucano żadnych fałszerstw, brzmi to tak:

"In fact, the main reason societies fail is that they choose not to live. That is a horrifying thought to absorb, and the average reader would much rather delve into the details of obscure ecosystems of the past than reflect upon why half of Eastern Europe will die out by mid-century."

Ten sam autor w innym opublikowanym na tej samej witrynie tekście, zatytułowanym "Kłamstwo pierwotnej autentyczności" (Fraud of primitive authenticity) pisze coś, co uzupełnia jeszcze ten dość przerażający obraz niedalekiej przyszsłości Polski. Cytuję:

"Kiedy 90% spośród 6 tysięcy światowych języków najprawdopodobniej zniknie w ciągu następnych stu lat (...)."

W oryginale:

"With 90% of the world's more than 6,000 languages likely to disappear during the next hundred years (...)."

Trudno to uznać za jakieś polskie reakcyjne, antyeuropejskie fobie, to zostało w końcu napisane w "Asia Times", po angielsku, i przez autora, którego trudno podejrzewać o jakieś uczuciowe związki z naszym krajem. A więc jest są to stwierdzenia bezstronne, obiektywne, wyrażone bez bez dramatyzowania... I jakże przerażające!

Choć z drugiej strony, dzięki Bogu, że ktoś jeszcze pisze na tym poziomie, czasem mi się wydaje, że już wszędzie można spotkać tylko różnojęzyczne klony światłej "GW".

Oto link do cytowanego tutaj tekstu: http://www.atimes.com/atimes/Front_Page/HG04Aa02.html

sobota, lipca 01, 2006

Kanada nadal dzielnie się trzyma na kursie

Wygląda na to, że wszyscy podejrzani w związku z niedawno ujawnionym w Kanadzie spiskiem mającym na celu wysadzenie w powietrze kilku ważnych budynków i ew. ucięciem głowy Premierowi, byli muzułmanami. W każdym razie roi się wśród nich od Muhammedów, Mahmedów, Abdulów i Ahmadów, zaś o innych imionach nic zdaje się nie wiadomo.

Mimo to kanadyjska prasa nie zniża się do żadnych tego rodzaju paskudnych insynuacji. (Że to paskudne, dowiedzieliśmy się choćby z oburzonych wypowiedzi potępiających samo wspomnienie faktu, że zabójcami niedawno zamordowanego młodego Belga są Cyganie, a zatem być może wstydzenie się za "Polaków" i przepraszanie za nich jest nie całkiem dorzeczne.)

Kanada to jednak naprawdę postępowy kraj, bo nie tylko prasa jest tam odpowiednio przeszkolona i czujna. Oto rzecznik Kanadyjskiej Konnej Policji udzielił gazecie "Toronto Star" następujących wyjaśnień na temat zatrzymanych w związku z tym spiskiem:

"[Podejrzani] reprezentują szerokie warstwy społeczeństwa. Niektórzy są studentami, inni mają pracę, jeszcze inni są bezrobotni. "

Zaś gazeta "Star" poinformowała swoich żadnych informacji czytelników, że:

"Poza faktem, iż praktycznie wszyscy [oni] są młodymi mężczyznami, trudno znaleźć jakiś wspólny mianownik".

Radujmy sięwięc, bo tradycja humanistycznej odpowiedzialności za słowo żyje więc nie tylko w Polsce, i byle obcinanie głowy premierowi niczego tu nie zmieni!


(Źródłem tych informacji jest blog Grega StrangeJihad Watch. Wszystkie komentarze są oczywiście moje własne. Tłumaczenia cytatów takoż.)

Czy sędziowanie będzie lepsze?

Puśćmy na chwilę wodzę fantazji, sezon wszak ogórkowy!

Gdyby tak nieszczęśliwym trafem następne demonstracje "Inicjatywy Uczniowskiej", wspartej przez homo Biedronia i jego chutliwą homo-międzynarodówkę, postkomunę, ex-prezydenta Walęsę, posła Śpiewaka z całym chórem euroenstuzjastów, ZNP, WSI, graficiarzy, rolkarzy, zielonych, zwolenników techno, przeciwników lustracji, zwolenników aborcji, świadomych powagi rzeczy księży, francuską "prawicę", Parlament Europejski, redakcję "Gazety Wyborczej"...

Gdyby więc owe demonstracje przerodziły się w coś poważnego i gdyby polskie - poniekąd legalne, a nawet poniekąd demokratycznie jakby nie było wybrane - władze zostały zmuszone do ich tłumienia, i to nie wyłącznie pobożnymi zaklęciami i wezwaniami do dialogu...

Skutkiem czego mielibyśmy kolejną deklarację Parlamentu Europejskiego, ale tym razem już wspartą jakąś formą "bratniej pomocy", na przykład ze strony naszych Europejskich Braci zza zachodniej granicy, bo to najprościej i najbliżej, każdy się chyba zgodzi - można w tamtą stronę na Mundial, można i w drugą...

No więc mamy tę Bratnią Pomoc, a tu ktoś - o zgrozo! - próbował by się przed nią bronić...

Gdyby się bronił choćby godzinę, to nie ma rady - niewątpliwie popełniłby przy tym pewną ilość czynów nie w smak różnym Światłym Międzynarodowym Trybunałom...

No i, kiedy taki ktoś byłby przez nowe Światłe Polskie Władze ujęty i wydany Światłym Międzynarodowym Trybunałom, by być przez nie sprawiedliwie sądzony... To czy mamy jakiekolwiek powody sądzić, że to sędziowanie byłoby choćby o włos uczciwsze i bardziej bezstronne, niż sędziowanie na wczorajszym meczu Niemcy - Argentyna?

A może zresztą komuś się to wczorajsze sędziowanie podobało? W końcu wynik był słuszny i europejski, a przecież tylko to się naprawdę liczy, przynajmniej od kiedy Polska znalazła się w Europie. Tak? No to w takim razie alleluja i miłego weekendu!


środa, czerwca 28, 2006

O medialnym cyrku "Poznań '56"

Najpierw konkrety...

Któraś z telewizji pokazała nam dzisiaj jednego z uczestników "poznańskich wydarzeń" roku '56. Był to trzydziestoletni wtedy kowal z zakładów im. Stalina, który wyszedł z innymi robotnikami i na placu Stalina rzucał butelkami z benzyną w gmach UB.

Za to spotkały go represje. Jakie? Cytuję wiernie, choć z pamięci, wedle jego własnej relacji:

1. spędził cztery miesiące w areszcie;
2. nie pozwolono mu kupić na własność małego mieszkanka, w którym mieszkał;
3. nie pozwolono mu wyjechać za granicę.


Teraz refleksje...

Tyle. Gdyby mi ktoś powiedział, że to żart, albo kpina z antykomunistycznej opozycji, to uwierzyłbym bez najmniejszej trudności. Jednak powiedzano to na poważnie, a przynajmniej nieźle tę powagę udawano.

Cztery miesiące w areszcie, za obrzucacanie państwowego gmachu zapalającymi butelkami? Kiedy w naszych "humanitarnych" czasach za potarmoszenie pejsatego rabina grozi pięć lat? Jeśli ktoś dzisiaj zacznie obrzucać butelkami z benzyną państwowy gmach, to mam ogromną nadzieję, że spotka go za to o wiele dotkliwsza kara, niż owego Poznaniaka. Dodam nawet, że jeśli jeszcze kiedyś zdarzy mi się jeszcze obrzucać cokolwiek butelkami z benzyną, choćby w najlepszej sprawie, to bardzo bym się zdziwił gdyby tamta, nie lubiana przeze mnie władza była tak łagodna.

No i faktycznie, ta komunistyczna przeważnie taka łagodna nie była, po prostu nasi dzielni dziennikarze akurat w ten wyjątkowy przykład jej niewiarygodnej łagodności postanowili dzisiaj, w hucznie obchodzoną rocznicę, ludowi ukazać.

Ten ukazany dziś przez "nasze" media uczestnik zrywu, był niewątpliwie człowiekiem odważnym, z pewnością patriotą, znając te stalinowskie realia można go nazwać "desperatem", albo wprost "bohaterem". Co do tego, że zachował się odważnie i szlachetnie nie mam wątpliwości i absolutnie nie jego zamierzam tu "odbrązawiać". Nie mam też do niego najmniejszej pretensji, że zamierzał upiec żywcem paru ubeków. Raczej żałuję, że mu się to nie udało.

Zastanawia mnie jednak (tak się mówi, bo tak naprawdę, to od dawna już znam odpowiedź), dlaczego nikt nam tego nie raczył powiedzieć? Dlaczego z człowieka próbującego z narażeniem życia upiec żywcem paru wrogów, którzy akurat na to w pełni zasłużyli, robi się jakąś bezbronną ofiarę przemocy? Oczywiście, niemal każdy kto żył w PRL, a w każdym razie każdy porządny patriota, był ofiarą ucisku. I był praktycznie bezbronny, bowiem w przeciwnym razie by tą ofiarą być przestał. Jednak akurat wtedy, równo 50 lat temu, ten Poznaniak żadną bezbronną ofiarą NIE był! Co więcej, represje, które go za to spotkały były, o dziwo, nieporównywalne z niemal wszelkimi innymi represjami za podobne czyny w całej historii sowieckiego obozu.

A jednak ktoś wyraźnie uważa, że Polakom najbardziej do twarzy nie z bohaterstwem i walką, tylko z aureolą niewinnych i bezbronnych, wciąż krzywdzonych przez ciemne siły. Co więcej, tutaj ta ciemna siła nazywa się chyba po prostu "Państwo" - nie "państwo komunistyczne" bynajmniej, ono nie zadowalało się pozbawieniem swoich aktywnych przeciwników możliwości zakupu mieszkania i niewydaniem paszportu. Takie państwo, choć zaiste nigdy bym się nie domyślił, iż w ogóle na ziemiach Polskich istniało w latach 1944 - 1989, przedstawia się tak łagodnie, że z czym można je porównać, jeśli nie z obecną Polską? Która przecież także tłumi "słuszne protesty", co wszyscy dokładnie dzięki naszym troskliwym mediom na codzień oglądamy.

Zamiast skoncentrować się na uhonorowaniu odwagi i patriotyzmu uczestników zrywu, oraz przedstawić jakim ochydztwem i jak zbrodniczy był komunistyczny reżim, postarano się nas przekonać, że całe zło tego reżimu polegało na tym, że "zastosował siłę do stłumienia masowych protestów". Co każdy normalny rząd nie tylko by zrobił, ale i miałby obowiązek zrobić. Nie dlatego komunizm był zbrodnią i ochydą, że zastosował siłę, tylko dlatego, że był jaki był.

Zasługa ówczesnych patriotów nie polegała zaś na tym, że ich rzekomo właśnie w te czerwcowe dni niewinnie krzywdzono, tylko na tym, że odważyli się walczyć z narzuconą przez obcych zbrodniczą władzą. Nie na tym jednak w opinii naszych mediów polega wdzięk Polaków, więc, skoro nie było tu żadnego "wyrzeczenia się użycia siły", żadnego "Polak z Polakiem", żadnej wreszcie "tolerancji wobec ubeckiej mniejszości", to trzeba było całą sprawę zmanipulować w inny sposób.

Naród przecież potrzebuje rozrywki, a skoro radosny motyw "jak gonili hitlerowca, to mu opadały spodnie" stał się nie dość europejski, i przez to niekoszerny, to trzeba mu stworzyć inne mity, inne fabułki... Czyż jest bowiem coś bardziej wzniosłego w misji dziennikarza, niż "bawiąc uczyć"? W dodatku uczyć tego co najpiękniejsze i najważniejsze we "wspólnej Europie", czyli "tolerancji", "braku agresji"? Plus nieco nienawiści do państwa jako takiego, szczypta lub dwie poczucia iż Polak, to z definicji zawsze krzywdzony nieudacznik i ofiara... No i ściśle naukowy fakt, że ludziom obalającym komunistyczną władzę nie pozwalano nabywać na własność mieszkań.

W pięknym kraju żyjemy, nie ma co!

wtorek, czerwca 27, 2006

WIĘCEJ TUMULTU ! ! !

Tytuł tego postu to po prostu hasło na koszulkę (nalepkę, czy cokolwiek innego).

Ogłaszam niniejszym konkurs nieustający (zaraz, jak by ten post uczynić wiecznym?) na:


  • koszulkowe hasła
  • pomysły na rysunki
  • złote myśli
  • bardziej odpowiednie nazwy dla różnych organów w rodzaju "Gazety Wyborczej"
  • itp. itd.
Oczywiście o treściach prawicowych, anty-lewacjkich, anty-platformerskich, anty-brukselskich, itp. itd.

Moim własnym wkładem jest właśnie to super-aktualne hasełko "Więcej TUMULTU!". Plus moja prywatna nazwa dla "GW" - "Głos Szabesgoja", którą już wcześniej wspomniałem na tym blogu.

poniedziałek, czerwca 26, 2006

Prawdziwy sens lewicowego eksperymentu?

(wersja 0.2 - 27-06-2006)

Mówi się dość powszechnie, że "wprawdzie realne skutki komunizmu i nazizmu były takie same, ale ten pierwszy był realizacją odwiecznych marzeń ludzkości, podczas gdy drugi - tylko czymś zbrodniczym i bezsensownym".

Na pierwszy rzut oka faktycznie może się tak wydawać, ale nie jest to jedyny sposób możliwego spojrzenia na tę sprawę. W książce Aleksandra Zinowiewa "Przepastne wyżyny" (po polsku chyba nigdy nie wydanej, ja ją czytałem po angielsku) znalazłem takie dowcipne stwierdzenie:

"Celem eksperymentu jest zidentyfikowanie jego przeciwników i wyciągnięcie stosownych konsekwencji".

Oczywiście, jest to błyskotliwy i nieprawdopodobnie śmieszny żart na temat wyimaginowanego "naukowego" eksperymentu w sławnym "naukowym" instytucie w wyimaginowanym mieście Ibańsk. Ale nie tylko... Jeśli się chwilę nad tym nieco głębiej zastanowić, to czy nie jest to aby PRAWDZIWA ZASADA I PRAWDZIWY SENS wszelkich działań nawiedzonej lewicy?

("Nawiedzonej", ponieważ nie chodzi mi o lewicę względnie normalną, walczącą w realnym świecie walkę o realne poprawienie doli swojej i podobnych do siebie, ani nawet walczącą o władzę, jeśli jest ta walka jest pozbawiona silnych utopistycznych i gnostycznych aspektów określających lewackość.)

Dla mnie ten żarcik Zinowiewa mówi o agresywnym współczesnym lewactwie praktycznie wszystko co istotne - i to wcale nie jest żaden żart.

Mówi praktycznie wszystko o podstarzałych "bojownikach" z paryskich barykad roku '68 rządzących dziś w Brukseli, o szwedzkich socjaldemokratach, o organizacjach homoseksualnych, feministkach, rodzimych postkomunistach, amerykańskich "liberałach", latynoskich Che... Jest tego naprawdę sporo, coś ich chyba łączy, ale co właściwie?

Daliśmy sobie wmówić, że w każdym z tych eksperymentów chodzi o to, co eksperymentator podaje nam do wierzenia. Czy musi to być prawda? Wcale nie musi, bardzo możliwe, że celem ich wszystkich jest właśnie ZIDENTYFIKOWANIE PRZECIWNIKÓW I WYCIĄGNIĘCIE STOSOWNYCH KONSEKWENCJI. Albo w pełni świadomie, i tak jest zapewne najczęściej, albo mniej świadome... I co miałoby to zmieniać? Czyli SPROWOKOWANIE OPORU W CELU JEGO PÓŹNIEJSZEGO ZWALCZANIA.

Powiedzmy sobie wreszcie, że to właśnie jest celem tych wszystkich "wzniosłych humanistów", tych wszystkich "współczujących", tych wszystkich "światłych", "postępowych", "otwartych na ludzi", "tolerancyjnych". I zacznijmy stosownie reagować. Nie ma bowiem żadnego przekonującego dowodu, że jest odwrotnie - czyli, że to nie o zwalczanie naszego oporu im chodzi, a o to, co sami mówią!

A zresztą, jeśli np. zbrodnarz naprawdę wierzy, iż jest dobroczyńcą ludzkości, czy zmienia to w czymś istotę jego działań? Czy reakcja ofiar miałaby z tego powodu być inna? (Zgoda, po unieszkodliwieniu można go nie wieszać, tylko zamknąć np. w pokoju bez klamek, ale przecież nie przed!)

Naprawdę NIE MUSIMY przyjmować za dobrą monetę wszystkiego, co nam mówią nasi wrogowie! Zacznijmy ich działania interpretować po naszemu - nie wyłącznie zgodnie z ich własnymi deklaracjami. Z pewnością będzie to nie tylko skuteczniejsze, ale i znacznie sprawiedliwsze!

Jeśli rządza mordu ujawniła się w naziźmie, a poza tym ujawnia się (choć w mniejszym, choćby z praktycznych względów, nasileniu) w całej historii i prehistorii ludzkości, to i wcale nie jest nie do pomyślenia, iż lewica także kieruje się żądzą mordu, nie tylko na wartościach i strukturach społecznych, ale i na ludziach. Zaś wszelkie "gumanisticzieskije" deklaracje to tylko dymna zasłona.

Proponuję to wstępnie przyjąć jako roboczą hipotezę, a po drugie zastanowić się nad tym i podyskutować.

sobota, czerwca 24, 2006

Bądźmy święci dla Parlamentu Europejskiego!

Piłsudski, choć podobno "socjalista" do samego końca, nie był głupi facet. Choćby dlatego, że powiedział kiedyś, że "kto mówi, że chce wolnej Polski, ale nie chce polskiej policji i polskich więzień, po prostu nie chce wolnej Polski".

W jakich czasach żyjemy, skoro kiedyś nawet "socjaliści" mieli tyle rozumu?

Przeciwieństwem tego sensu, i tego patriotyzmu, jest to, co wygłosił niedawno, z okazji werdyktu na temat polskiej ksenofobii i innych strasznych rzeczy w wykonaniu tzw. Parlamentu Europejskiego, senator PO jakiśtam. Dowodził on, że wprawdzie werdykt był niesprawiedliwy, ale (cytuę z pamięci): "Polska powinna być bardziej bez zarzutu, niż inne kraje, powinniśmy być całkiem i absolutnie bez zarzutu pod względem ksenowfobii i antysemityzmu, po prostu święci, bo to jest w naszym interesie, inaczej... itp. itd.".

W mojej opinii takie gadki są obrzydliwe i antypolskie. A także bardziej jeszcze szkodliwe, niż rozkładowy, antypaństwowy bełkot Tuska.

Było to oczywiście mówione na TVN24, gdzie świętość jest z pewnością najforsowniej lansowana w całej Unii Europejskiej, TV Trwam w każdym razie nie może się z tym mierzyć.

środa, czerwca 21, 2006

Wierzejski miał rację!

Wierzejski miał jednak sporo racji. Ilu jest pedałów? Powiedzmy 5%. A o ilu pedofilach się słyszy, którzy molestują dziewczynki? Z pewnością najwyżej co piąty, wątpię żeby nawet to. Reszta molestuje chłopców. A że są to faceci, więc wniosek dość oczywisty, nawet jeśli ktoś się chce wdawać w ścisłe matematyczne obliczenia.

Nieco inną sprawą są gangi zajmujące się dziećmi w celach zarobkowych, ale "przewaga" pedofilii homoseksualnej nad heteroseksualną jest niezaprzeczalna i b. znaczna.

Czyli miał Wierzejski rację, czy nie?

wtorek, czerwca 20, 2006

Do której bramki gramy?

Właśnie dzisiaj bawiąca w USA minister spraw zagranicznych III RP Anna Fotyga ma się między innymi spotkać z "przedstawicielami organizacji żydowskich". Gdzie ma się spotkać? Oczywiście na neutralnym gruncie, pomyśli ktoś.

Otoż nie, spotkać ma się w "Museum Holocaustu". Czyli w miejscu, gdzie rozmówcy będą nabuzowani słusznym, mniej słusznym i udawanym patosem, w miejscu, gdzie akurat najtrudniej byłoby zgłosić jakiekolwiek zastrzeżenia wobec żądań... Gdyby ktoś miał zamiar je zgłaszać, w co niestety można wątpić.

Jeśli ktoś dobrowolnie gra na boisku przeciwnika, to nie można uniknąć pewnych pytań. W rodzaju tego, czy naprawdę zależy mu na sukcesie WłASNEJ drużyny. A jeśli nie, to dlaczego?

czwartek, czerwca 15, 2006

Więcej gadania obok tematu

Kunszt gadania obok tematu został już także opanowany przez naszą do-szpiku-kości-otwartą-i-europejską hierarchę kościelną. Choćby dzisiaj, kiedy to kardynał Dziwisz "przeprosił" za działalność księży - ubeckich agentów.

Nie wydaje mi się, by takie przeprosiny były komuś potrzebne, a co więcej, nie wydaje mi się, by "kościół" miał powód za to przepraszać. To nie "kościół" zdradzał, choć niestety teraz nie zachowuje się chyba należycie. Ale wtedy "kościół" był w porządku, problem dotyczy indywidualnych zdrajców, którzy w dodatku do niczego się nie przyznają, nie przepraszają, nie zadośćuczyniają, i nie proszą przełożonych o wyznaczenie im odpowiednio surowej pokuty.

W przypadku duchownych sprawa pokuty powinna być bardzo prosta - wysłanie na prowincjonalną plebanię, albo na misję do Afryki. Dobre dla zbawienia duszy, wcale nie haniebne... A że nie przesadnie wygodne i bez blasku medialnych reflektorów? Przykro mi, ale to ma być mimo wszytko POKUTA, prawda?

Przeprosiny kardynała nie są chyba nikomu potrzebne, ale potrzebna jest świadomość, że ksiądz u którego się spowiadamy, nie był zdrajcą, albo że ten, który nas poucza i karci z ambony sam nie ma znacznie poważniejszych i paskudniejszych grzechów na sumieniu, do których nie raczy się przyznać, których nie raczy odpokutować. (Może po prostu nie wierzy w sąd ostateczny? Ciekawa myśl.)

Niestety bardzo źle dzieje się chyba w polskim kościele. Właśnie teraz, nie w czasach PRL'u i ubecji. Czemu się zresztą trudno dziwić, w końcu większość wyższych hierarchów polskiego kościoła to Europejczycy całą gębą, trudno żeby się do europejskich standardów nie dostosowali.

niedziela, czerwca 11, 2006

"Parada" to nie to samo co "Demonstracja"

Niechęć do "Parady Równości" oznacza ponoć wrogość wobec wolności wyrażania poglądów. "Każda mniejszość ma prawo do demonstrowania swoich poglądów", poucza się nas bez przerwy.

Mam pewne wątpliwości, czy każda mniejszość miałaby podobne do pedziów poparcie Światłych. No bo wiemy już, że pedofile nie, zoofile nie...

Nekrofile chyba też nie? Choć komu oni szkodzą, biedactwa? Że to mała mniejszość? A kto powiedział, że mniejszość musi być duża? Czy w sferze mniejszości małe nie jest przypadkiem piękne? I DUŹE? A zresztą kto to sprawdził, jaka duża jest ta nekrofilska mniejszość? Stawiam dolary przeciw orzechom, że nie jest ona mniejsza od ilości uczestników wczorajszej "Parady Równości", łączącej homosiów i lewaków z połowy Europy. Których było, wedle oficjalnych danych, a wszyscy przecież wiemy, co o takich danych sądzić, 3 tysiące.

Wracając do sprawy wolności poglądów w ujęciu ogólnym. Otóż wiemy już, że ludzie dochodzący do innych, niż ostatnio uznawane za ortodoksyjne, wniosków na tzw. holokaust są teraz po prostu przestępcami. Wszystko przed nami, tak elegancko problemu niesłusznych poglądów nie sformułowano nawet w ZSRR. Tam musiano się uciekać do pozaprawnych sztuczek albo pozaprawnej przemocy, tutaj mamy to wszystko załatwione "legalnie" i z podniesiona przyłbicą.

Powie ktoś - "ci ludzie szkodzą innym, a granica wolności jest tam, gdzie zaczyna się wolność innych ludzi". Jakim to "innym ludziom" szkodzą zoofile? A nekrofile? Nie mówiąc już o wsadzaniu kogoś do więzienia za jego wnioski z własnych historycznych badań.

Co do "Parady Równości" pragnę zwrócić uwagę, że TO NIE JEST żadna, żądająca czegoś konkretnego, DEMONSTRACJA. Takie demonstracje potrafią być obrzydliwe i lewackie, ale ludzie mówią za ich pomocą, o co im konkretnie chodzi, w mniej czy bardziej durny sposób, ale mówią. Choćby o odwołanie ministra edukacji Romana Giertycha.

Tutaj jest to, jak sama nazwa wskazuje - PARADA. A cóż to takiego jest parada? Jest to pochód przeznaczony przede wszystkim do oglądania przez stojące z boku osoby, zgoda? Czyli w sumie showbiznes. Najpierw były chyba tylko parady wojskowe, potem pojawiły się różne takie na dzień Św. Patryka, czy Święto Niepodległości. (A wcześniej oczywiście były religijne procesje. Sprawa pokrewna.)

"Parady" to nie są żadne demonstracje wyrażające poglądy i domagające się czegoś. W przypadku zachodnich parad homosiów mówi się nam, że chodzi o ich "dumę" i "tożsamość". Nie o żadne poglądy. I tutaj jest to samo, choć oczywiście mniej ostentacyjnie, bo społeczeństwo nie jest aż tak "dojrzałe". (W założeniu "jeszcze".)

Jest to więc show, taki sam, jak konkurs na miss, pokaz mody, albo bicie seksualnego rekordu. Którego nikt, kto nie chce nie ma obowiązku oglądać. W sensie NIE POWINIEN MUSIEĆ. "Poglądów" jest tu dokładnie tyle, co w konkursie na miss, czy innym idiotyźmie dla frajerów. Dlaczego więc wciąż wciska się ludziom głupoty na temat "wolności wyrażania poglądów", która jest w Polsce rzekomo gwałcona?

Z pewnością nie powiedziałem tu niczego wyjątkowo oryginalnego, bo tak to zapewne rozumiał Lech Kaczyński zakazując niegdyś parady pedałów, choć oczywiście nigdy by tego tak wprost nie wyraził. (Bycie europejskim politykiem ma swoją cenę.) Być może jednak wyrażenie tych prostych myśli własnymi słowami i bez europejskiego knebla ma swoją, choćby niewielką, wartość.

Europejskie gadanie obok tematu

Wygląda, że podstawową kwalifikacją wszpółczesnych dziennikarzy - tych politycznie poprawnych, ale to praktycznie oznacza wszelkich mających dostęp do większej publiczności - jest gadanie obok tematu. Dziennikarz wyższego sorta, taki którego dopuszczą do różnych panelów dyskusyjnych, musi mieć tę sztukę opanowaną perfekcyjnie, to chyba podstawowe kryterium zresztą.

Przed chwilą w naszej publicznej telewizji dyskutowało grono dzienniarzy, w tym ludzie stosunkowo znośni, jak p. Semka i p. Karnowski. Oczywiście ci byli w mniejszości, większość była znacznie bardziej Światła i Postepowa. Był też dziennikarz niemiecki.

Rozmawiano między innymi na temat ostatnich antyposlkich dowcipasów w niemieckiej telewizji, w wykonaniu "bardzo popularnego komika" (nie znam się na niemieckich komikach i ichniej telewizji, więc cytuję dyskutantów). Nasi dyskutanci zlekceważyli tę sprawę, podobno "większość Niemców już tak Polaków nie widzi", "były protesty" itd. Oczywiście, to była sprawa całkiem marginalna - państwowa telewizja, program satyryczny o podobno 25-procentowej oglądalności, bardzo popularny komik, w czasie Mundialu, gdzie "przyjaciele spotykają się, aby pograć w piłkę" (czy jak to tam sformuowano).

Z pewnością na temat Żydów, Arabów czy Rosjan tego rodzaju dowcipasów się w Niemczech nie opowiada. Na temat homoseksualistów z pewnością też nie. Ale mniejsza z tym. Argumenty panów z panelu były żałosne, ale o jednej naprawdę ważnej sprawie nawet nikt się nie zająknął. Poprawna politycznie tresura działa.

O co mi chodzi? A o to, że w żadnej polskiej telewizji nic podobnego na temat Niemców nie mogło by się po prostu pojawić, Jest to absolutnie nie do pomyślenia. Ja sobie w każdym razie tego nie potrafię wyobrazić, a Ty czytelniku? To samo dotyczy zresztą homoseksualistów, Arabów czy Żydów.

I to jest zasadniczą sprawą, o której rozsądny europejski dziennikarz nie wspomni, bo wie że nie nada. W Niemczech wolno o Polakach, w Polsce o Niemcach byłoby nie do pomyślenia. Nigdzie nie można o Arabach czy homosiach, o Polakach wolno.

A czemu się tu właściwie dziwić? W końcu to my mamy za co pokutować, prawda? Gdybyśmy dali Niemcom korytarz i Gdańsk, Żydom nie spadłby przecież włos z głowy! A poza tym, w końcu to nas dzięki wstawiennictwu Niemiec wpuszczono na europejskie pokoje, a nie odwrotnie. Skorzystajmy więc z okazji i nauczmy się trzymać gębę na kłódkę. Bo jak nie, to na następną Paradę Równości przyjedzie więcej niemieckich lewaków i będą lepiej uzbrojeni. Także w odpowiednie bumagi z Brukseli.

czwartek, czerwca 08, 2006

Sprawa naszych miliardów nadal aktualna

Zbliżający się Mundial pozwala politykom jeszcze łatwiej uniknąć odpowiadania na niewygode pytania, zaś dziennikarzom zadawania ich. Oby nie ułatwił spełnienia tych bardzo niepokojących, mówiąc eufemistycznie, obietnic...

O co dokładnie chodzi? Oto link do witryny Stanisława Michalkiewicza, na której są wszystkie jego teksty na ten temal:

Stanisław Michalkiewicz

Gorąco zachęcam do zainteresowania się tą witryną i całym problemem. A raczej dwoma co najmniej problemami:

- ustępliwością naszych władz wobec bezprawnych żądań Przedsiębiorstwa Holocaust, oraz...
- łatwością, z jaką można dzisiaj w Polsce oskarżyć kogoś o brzydkie, a co gorsza ścigane przez prawo, rzeczy.

W tej pierwszej sprawie jest jeszcze szansa na walkę, nie wszystko jest przesądzone, ponieważ tak bezprawne żadania, z jakimi spotyka się Polska nie dadzą się zrealizować bez specjalnej działalności ustawodawczej. To zaś zakłada udział w tym posłow polskiego Sejmu. Skoro mamy jeszcze cień narodowej niezależności i oficjalną (choć ograniczoną) suwerenność, nie da się tej fazy pominąć. Zaś posłowie, to... W każdym razie nie są od nas do końca niezależni. Odwiedź więc stronę Stanisława Michalkiewicza, zastanów się, a potem zrób, co zrobić możesz.