środa, lutego 29, 2012

Ze sportu - 29-02-2012

Zbliża się Ojro 2012, więc my tutaj wprowadzimy sobie rubrykę sportową. I co pewien czas będziemy podawać und komentować ważne sportowe informacje. Oto pierwsza z nich...

Reprezentacja piłkarska Ubekistanu zremisowała właśnie przed chwilą 0:0 z reprezentacją Portugalii w towarzyskim meczu na nowowybudowanym (i dziesięciokrotnie co najmniej przepłaconym, ale w końcu Miro, Zdzicho, Rycho, Tusko, Barroso i Lato muszą z czegoś żyć!) stadionie. Gdzieśtam. W dużym jakimś, w każdym razie, mieście, gdzie Młodzi Wykształceni.

Wielotysięczne stado lemingów na trybunach, któremu nie przeszkadzała obecność Tuska z ferajną, ani też kamery wszystkich @#$% Polsatów i TVN'ów, zachowało się zgodnie z oczekiwaniami macherów - zarówno tych lokalnych, jak i ich mocodawców zza granicy. Czyli dopingowało i się cieszyło, jak na rasowych niewolników przystało, którym chwilowo Władza pozwoliła odłożyć kilof i się, wraz z Władzą, cieszyć "godziwą rozrywką".

Wszystko oczywiście w jak najbardziej "patriotycznym duchu", bo dla stadnego niewolnika "patriotyzm" to właśnie to, a że pod troskliwym okiem Tuska i "sił porządku", to przecież tym lepiej!

Jezu, jakim trzeba być zerem, żeby dzisiaj traktować kibicowanie jako cokolwiek innego, niż okazję do walenia drug druga po pysku, naparzanek z milicją obywatelską (platformianą) i ew. zwalczania @#$#% Władzy! Jakoś mogę jeszcze zrozumieć kibicowanie małym lokalnym klubom - jakimś Poloniom Golina - ale podniecanie się wyczynami tych tysiąckrotnie przepłacanych pajaców, którzy nie robią absolutnie nic pożytecznego ani interesującego?!

W dodatku, kiedy chodzi o reprezentację kraju tak skurwionego, na każdym kroku okradanego, poniżanego i zniewolonego, jak Ubekistan? Sorry - chciałem powiedzieć "jak III RP". Ale, tak czy tak, różnica przecież żadna. W dodatku kiedy na trybunach pokazują swe zadowolone gębusie właśnie sprawcy tego całego @#$%$% %$##@?!?

I wykorzystują waszą, głupi ludkowie, żałosną "demonstrację patriotyzmu" (rzygać się chce na taki patriotyzm!), jako wyraz poparcia dla samych siebie? I całego tego ojrosyfa, który wszystkich porządnych ludzi coraz bardziej niewoli i wdeptuje w ziemię?!

"Chleba i igrzysk" - jak zawsze! A jak chleba coraz mniej, to i tak durne polactwo da się podpuścić i będzie kwiczeć z radości, że Władza dała - jak nie "Taniec z Gwiazdami", to mecz reprezentacji Ubekistanu. Sorry - III RP.

triarius

P.S. Ludzie, wy naprawdę wierzycie w "równouprawnienie kobiet" i inne tego typu pedalskie pierdoły?

Nieco o Tygrysiźmie i Pospolitych Ogrodowych Odmianach Prawicowości

Gdyby ktoś - liberał, albo ktoś skwaśniały, przemądrzały, z zaciśniętym tyłkiem, czyli "prawicowiec" ze złego snu lewaka - miał się przyczepić do tego tytułu, że "bolszewicki" itd., to mówię durniowi wprost: TO JEST TYTUŁ ŻARTOBLIWY! Zresztą (na razie) sama nazwa "Tygrysizm" jest w sumie żartem. Będę dziko szczęśliwy, jeśli jedynie żartem być przestanie i przerodzi się w coś o wiele większego, ale przecież na to nawet nie liczę.

* * *

Śmy się nieco poprzekomarzali z Nickiem i Timmym (plus kto tam jeszcze chciał się łaskawie dołączyć do zabawy w szufladkowanie i pouczanie Pana Tygrysa) - o tutaj się chłopcy rozdokazywali: http://nicek.info/2012/02/27/manifest-wkurwionego-kaczysty (choć zaczęło się wcześniej).

Te przekomarzanki to by nie był nawet prawdziwy ostry sieciowy spór, ale wygląda to nieco ostrzej z dość mało istotnego powodu - takiego mianowicie, że ja, choć z Nickiem się kochamy jak brat i siostra (no, prawie), to ja u niego w zasadzie nie komętam. Dlaczego? Ktoś jeszcze tu tego nie wie?!

Dlatego, że swego czasu Nicek na moje jeżdżenie po Korwinie w komętach na jego blogu rzekł coś w duchu, że "Korwin to jednak całkiem inna klasa od ciebie". Cóż, są różne gusta i każdy może mieć swoją opinię - ja się o to nie obrażam. Nicek może sobie kochać Korwina und go podziwiać - cóż wtedy dziwnego, że ktoś taki jak ja, piszący lewą ręką nieskładne kawałki na przedziwne często tematy, jest nieco niżej?

Przecież ja, choć cholernie mi się podoba większość z tego, co Nicek pisze, np. w komętach u Timmy'ego na swoim blogu - chodzi mi głównie właśnie o te rzeczy, które dałoby się może nazwać "Ardreyizmem" (choć takiego wydźwięku u Ardreya za cholerę nie ma!), ale na pewno nie "Tygrysizmem" - to też, zapytany wprost i ew. z lampą w oczy, nie powiem, że dla mnie Nicek to absolutnie najwyższa światowa półka.

Do Ardreya nieco mu, dla mnie, brakuje, a o Spenglerze to w ogóle szkoda gadać! Tyle że obaj ci panowie (niestety) już nie żyją, a nawet gdyby żyli, to i tak na naszych polskojęzycznych blogach pewnie by nie komętowali, więc to nie jest całkiem to samo. Ja sobie z Nickiem wesoło rozmawiam, więc o żadnym tam "obrażeniu się" mowy nie ma - tylko po prostu nie raczę mu dostarczać komętów, które dla niego i tak będą marną imitacją komętów Korwina, podczas gdy dla mnie to jednak jest inaczej.

Ktoś tego nie potrafi pojąć? Sorry w takim razie, ale ja faktycznie mam niektóre nastawienia całkiem nie z tej epoki. Także na przykład w kwestii wielkich bryk, ale o tym może kiedyś. (Choć może i nie, bo w końcu my sobie tu uprawiamy gawędę i nikt nie wie, gdzie nas inwencja, czy inny dyabeł, zaprowadzi.)

W każdym razie ta zdalna dyskusja, ten, skądinąd zabawny, sparring na odległość, sprawiła, że padło tam nieco dodatkowych argumencików... O które, mam niepłonną, nikt się na dłużej nie obrazi, ale które mogą właśnie pomóc nam wyjaśnić sobie parę z tytułowych kwestii. A więc, jak niemal zawsze - nie ma tego złego itd.!

Na razie ustaliliśmy sobie, tuszę, że Nicek b. sensownie gada o tych naszych krwiożerczych, źwierzęcych instynktach, choć niepotrzebnie nazywa to "Tygrysizmem"... To nawet nie jest takie złe, że ja miałbym swoim imieniem te sprawy firmować, bo na to się chętnie zgodzę, tylko że ludzie biorą to za jakąś kompletną ideologię, jakąś utopię, którą można postawić w jednym szeregu z np. liberalizmem. A potem sobie w to kopią, jak w słomianego chochoła, wrzeszcząc obelgi.

Ja się tej naszej drapieżnej natury nie wypieram, bo to jest absolutna prawda! Pewnym przegięciem jest po prostu robienie z mojego światopoglądu WYŁĄCZNIE tego. W końcu Monteverdiego, łacinę i inne takie sprawy może sobie Nicek ignorować - nie jest doktorantem piszącym intelektualną biografię Pana Tygrysa, i takich blogów jak mój ma do ew. czytania sporo - ale to są jednak fakty, że ja także i te rzeczy głoszę.

Dla mnie w tej kwestii cholernie jest ważne, żeby - nawet uwzględniając coś "wyższego" w naszej naturze, jakąś, czemu nie, "Bożą iskrę" - jednak NIE MIESZAĆ tego wszystkiego, znaczy źwierzcej natury z Bożą iskrą, w jakiś paskudny KLUMP (sorry, szwedzkie słowo, ale też cudna onomatopeja), bo za każdym razem wylęgną się potworki w rodzaju "Świętej Świeckości Jacka Kuronia" i "człowiek jest z natury dobry".

A więc - tę źwierzęcą naturę trza analizować samą w sobie, do końca i bez ckliwych przekłamań, to "wyższe coś" też, no i ich wyrafinowane połączenie także. Trzy osobne sprawy, które się, oczywiście, jakoś łączą, ale na pewno NIE POWINNY tworzyć żadnego post-oświeceniowego, godnego gazowniczej propagandy, KLUMPA!

A niestety masa prawicowych katolików dokładnie tego KLUMPA tworzy i produkuje takie coś, gdzie nic się już nie da sensownie i trzeźwo analizować, bo wszystko daje się wedle chwilowej potrzeby podsztukować, przyfastrygować, lub zlepić, jak śliną, mętnym leberalnym chciejstwem. Rozumiecie mnie, Ludu Prawicowy?

Powie ktoś, że "tak, ale bez religijności!" Z czym się nie zgodzę, bo o tej waszej religijności, dobrzy ludzie, to można by sporo, ale mnie ona raczej słabo imponuje. I chyba nikomu postronnemu też zbytnio nie. Niestety! Nie macie pojęcia, jak mnie to martwi. Co może daje mi jakąś drobną przepustkę do elitarnego klubu "Polaków katolików", czy innych tam dzieci "cywilizacji łacińskiej". W każdym razie wrogiem autentycznego katolicyzmu naprawdę trudno mnie nazwać!

Co to w ogóle jest ten "Tygrysizm" - żeby tak chwycić byka za rogi? Zakładając oczywiście, że takie coś w ogóle istnieje, że to nie w stu procentach żart. Albo że istnieć powinno, w opinii niektórych przynajmniej spośród nas. No więc, pierwsza, odruchowa niejako, odpowiedź, będzie, że to jest światopogląd wyrażany na tym właśnie blogu.

Czyli na blogu triariusa, znanego jako (Pan) Tygrys, o adresie http//bez-owijania.blogspot.com i przekierowaniu (dopóki mi np. forsy na tę domenę nie zbraknie) z http://triarius.pl. (Domenę triarius.com też mógłbym przekierować, ale jakoś mi się nie chce dłubać.)

Jest to niezła odpowiedź, ale nie wyczerpująca. Nie zawiera bowiem np. aspektu historycznego. (Coś jak, nie przymierzając, Koneczny.) No więc historycznie, to na początku był "Spengleryzm Stosowany". To określenie wydawało się mnie, jego ojcu i jedynemu we Wszechświecie przedstawicielowi w tej naszej epoce, celne i wystarczające.

Ta nazwa miała różne swoje warianty - już to spolszczaliśmy "Spengleryzm" na "Szpęgleryzm" (aspekt ludyczny też nie jest tu bez znaczenia); już to, w nadziei przyciągnięcia młodych, nazywaliśmy to "Młody Spengleryzm";  już to przypominaliśmy sobie o wielkiej roli, jaką w poglądach Pana Tygrysa ma Robert Ardrey, w wyniku czego mieliśmy Spengleryzm-Ardreyizm... I tak dalej. W końcu nikt tego metodycznie i naukowo nie robił, a większość tych nazw była, w jakimś tam przynajmniej stopniu, żartobliwa.

W końcu przyszli Barbarzyńcy A i B (nie żeby te nazwy były szczególnie udane i czytelne, ale chyba już zostaną i dodadzą nam nieco ezoteryki, co także ma swój czar). Kto nie wie, o jakich Barbarzyńców chodzi, wiele stracił. Może sobie zresztą poszukać. Tutaj, albo nawet w całej sieci. Owi Barbarzyńcy to była pewna kontynuacja historiozoficznej i "futurystycznej" myśli Spenglera, pewne wyjście z jego konstatacji i zastosowanie jego metody do epoki, kiedy on sam już nie żył, nie mógł więc sam tego analizować i rozwijać swojego opisu.

I takich spraw, jak owi Barbarzyńcy, pojawiało się wciąż więcej i więcej. Wbrew temu bowiem, co się niektórym wydaje, Pan Tygrys nie zajmuje się jakimś kultem jednostki i interpretacją Świętych Ksiąg - choćby to nawet było Magnum Opus tego ober-genialnego Prusaka (po prostu genialnym był np. Clausewitz) - tylko znalazł sobie gość bardzo genialnego myśliciela, z bardzo oryginalną i płodną metodą, z bardzo oryginalnymi i sensownymi wnioskami... I sobie, częściowo właśnie korzystając z tego dorobku, własnoręcznie kompinuje.

Żadnego obowiązku, żeby to się ze Spenglerem koniecznie zgadzało tu nie ma. Po prostu się zgadza, a tam, gdzie Spengler nad czymś nie popracował, czy popracował tylko trochę - bo na przykład po drodze umarł - to sobie Pan Tygrys kompinuje sam, biorąc różne użyteczne "memy" skąd się da,  ale jednak głównie z własnej mózgowej kory i własnych obserwacji. (Co nie zmienia faktu, że Spengler JEST NAJWIĘKSZY!)

No więc, skoro w światopoglądzie wypracowywanym i lansowanym na tym blogu, przez Tygrysa (Pana), było, jednak, procentowo coraz mniej "czystego Spenglera", to i nazwa tego intelektualnego prądu (hłe hłe!) też się, w naturalny sposób, zmieniała i zmienić powinna. Zafascynowana publiczność otrzymała więc Spengleryzm-Ardreyizm-Tygrysizm (w skrócie SAT)... Z czego już tylko mały skok do po prostu "Tygrysizmu".

W którym, oczywiście, Spengler(yzm) i Ardrey(izm) się jak najbardziej zawierają! Lub, ściślej, my ich tam staramy się zawrzeć, ich myśl znaczy - nie dlatego, że to święte księgi, tylko po prostu znajdujemy tam wielkie pokłady użytecznej (i bezinteresownej też) mądrości. Nie mamy jednak, oczywiście, żadnego monopolu na tych facetów, każdy inny może sobie ich czytać i interpretować... (Co by nawet było bardzo dobrą rzeczą.) Więc nawet ta nazwa nie jest całkiem i na wieki nam jakoś przypisana.

Tak więc, naturalne stało się niejako, że w końcu doszliśmy do czystego "Tygrysizmu". Czyli kompleksu poglądów - w znacznej mierze w jakimś tam szerokim sensie związanych z polityką... Bo, choć pewne tygrysie argumenta za Monteverdem i "przeciw" Fryckom tego świata mają, jak sądzę, swoją intelektualną wagę - to jednak w sumie to jest kwestia gustu i trudno komuś tego typu preferencje wprost, ex cathedra, narzucać, prawda? Tak więc, mówiąc o "Tygrysiźmie", mówimy o sprawach w jaki tam sposób związanych z polityką, a co najmniej z historiozofią.

Wracając zaś do owej uroczej przekomarzanki z chłopakami na prawicy, dodam, że robienie z Tygrysa jakiegoś kanapowego wilkołaka jest nieco bez sensu. No bo? No bo, moi ludkowie rostomili, ani on taki kanapowy, skoro musi być jednym z najstarszych, jakby nie było (niezależnie od poziomu) grapplerów w tym (nieszczęsnym) kraju.

I w dodatku ma skórę delikatniejszą od tej na pupie niejednej bizantyjskiej księżniczki, więc niemal zawsze krew się leje, progi bólu są cały czas przekraczane... Chcielibyście tak, tylko musicie tyrać na kafelki, bo żona was spławi. Naprawdę chłopaki - wasze jeżdżenie wielką bryką i zadawanie szyku wśród post-prlowskich kmiotków jest jednak sporo łatwiejsze i bardziej kanapowe!

Swoją drogą o wielkich brykach jako formy walki z liberalizmem, jako wyrazu patriotyzmu i prawicowości, można by sporo powiedzieć. I pewnie byłoby warto, bo wydaje mi się, że jest to sfera pełna, jak mało która, zabawnych qui pro quo, i w ogóle paranoja! W dodatku wiąże się to ściśle z kwestią PIENIĄDZA, a niewiele jest, przynajmniej w tej epoce, ważniejszych kwestii! No, ale to, Deo volente, weźmiemy sobie może na warsztat jakimś następnym razem.

Na razie wykrzyknijmy jeszcze tylko "Niech Żyje Tygrysizm - Niezłomny Oręż Walki o Lepszą Przyszłość!" i rozejdźmy się w spokoju, do swoich zajęć, nie budząc nadmiernego zainteresowania. Otrząsając się przy okazji ze sprośnych (i po prostu dziecinnie naiwnych) błędów Prawicowości Pospolita Odmiana Ogrodowa. (Dlaczego mielibyśmy, spyta ktoś? Bo "od mądrego wroga gorszy głupi przyjaciel", a dla prawicy nawet kropla głupoty jest śmiertelna - oto dlaczego!)

triarius

P.S. Ludzie, wy naprawdę wierzycie w "równouprawnienie kobiet" i inne tego typu pedalskie pierdoły?

niedziela, lutego 26, 2012

Myśli kontro-bloody-wersyjne i nie dla ministrantów (ostrzegałem!)

Dla lewicy, w najlepszym przypadku, głupota jest obojętna, a w każdym gorszym jest po prostu chlebem powszednim, niezbędnym do życia. Dodajmy jeszcze sporą porcję podłości, a otrzymamy LEWACTWO.

Dla prawicy głupota stanowi śmiertelną truciznę, której nawet najmniejsza dawka paraliżuje i zabija.

* * *

Cenię kobiety mądre i z osobowością. Jeśli mają mnie one w ten specjalny weneryczny sposób fascynować - to prosiłbym jednak by tego rozumu i tej osobowości nie było zbyt wiele. Nie więcej niż, powiedzmy, u kota.

* * *

Imponujący rozwój żydowskiej myśli religijnej i wszelkiego rodzaju pokrętnej kazuistyki, w której się lud wybrany od prawieków specjalizuje, staje się łatwo zrozumiały, kiedy uwzględni się fakt, że przecież co pewien czas talmudyczni nauczyciele musieli być przez jakieś młode chłopię nagabywani o prawidłową interpretację takich np. fragmentów Pisma jak ten, opisujący jak to patriarcha Abraham prostytuował swą żonę w Egipcie, rozgłaszając, że to jego siostra i zachowując otrzymane za jej talenta skarby „od faraona”.

Ten akurat fragment dotyczy wyjątkowo szacownej persony i jest, całkiem wyjątkowo explicite smakowity, ale smakowitych fragmentów dotyczących szacownych osób w ST nie brakuje.

(Z Marcjonizmem chrześcijanie nie mieliby, nawiasem mówiąc, tych kłopotów, ale cóż. Tym bardziej, że chrześcijanom - a w każdym razie katolikom, dla których NT jest o wiele ważniejszy od ST - jednak łatwiej takie fragmenty po prostu ignorować, i nikt raczej na nie nie zwraca większej uwagi uwagi. Z drugiej strony zmierzenie się z tego typu kwestiami mogłoby na nowo ożywić chrześcijańską teologię i zainteresowanie religią.)

* * *

Różnica pomiędzy carską Rosją i Sowietami?

Niepodważalną państwową doktryną - ba, państwową religią! - carskiej Rosji było: "Każdy kawałek ziemi dotknięty kiedykolwiek stopą rosyjskiego sołdata, musi do Rosji na wieki wieków należeć!” Sowiety zaś do "sołdata" dodały "szpiega, agenta wpływu, użytecznego idioty”. I to tyle!

Skutkiem tej inteligentnej zmiany podbój idzie teraz oczywiście bez porównania szybciej, łatwiej i bez przestarzałych geograficznych ograniczeń, w rodzaju tego, że jak np. Rosja z kimś nie graniczy, to on się Rosji nie należy i nie można go podbić. Sowiety, jak wiadomo, od zawsze graniczą z kim chcą, a w obecnych globalnych czasach także i chcą absolutnie z każdym.

* * *

Prawdziwy reakcjonista to ma ciężkie życie! I w dodatku im zdolniejszy, tym cięższe. Musi się cały czas, biedak, pilnować, żeby nieopacznie nie zrobić czegoś dla Postępu i Szczęścia Ludzkości!

* * *

Sens życia i sens śmierci to w istocie niemal to samo. To najwyżej „dwie strony tej samej monety”. (Czego oczywiście nigdy nie zrozumie liberalny burżuj, ani żadna inna lewizna.)

* * *

Sowiety to po prostu carska Rosja na turbodoładowaniu. (Co oczywiście dotyczy także dzisiejszych neo-sowietów). Komunizm to po prostu ESENCJA SOWIETÓW (czyli carskiej Rosji na turbodoładowaniu) i niewiele ponadto, jeśli w ogóle. W dodatku raczej w wydaniu eksportowym.

* * *

Lewactwo = (Głupota + Podłość + Agresja) * Manipulacja-Przez-Stojących-w-Cieniu-Macherów

Bez Podłości to nigdy nie będzie autentyczne lewactwo, a co najwyżej jakiś tam młodzieńczy bunt, czy zapętlone pryszczate seksualne żądze spod trzepaka.


triarius

P.S. Ludzie, wy naprawdę wierzycie w "równouprawnienie kobiet" i inne tego typu pedalskie pierdoły?

piątek, lutego 24, 2012

Gadanie Michnikiem

Termin "gadanie Michnikiem" zaczyna wreszcie powoli przenikać do prawicowego krwioobiegu, co jest miłe, nawet nie tyle dla mnie osobiście, jako jego ojca, ale nawet dla tego krwioobiegu. Oczywiście odbywa się to znowu za sprawą Nicka, któren ma autentyczny talent publicystyczno-dydaktyczno-propagandowy i wyłapuje z atmosfery sporo tego typu potencjalnych perełek i młotów na lewiznę (z których pewna część jest mojego autorstwa). Sam też oczywiście tworzy swoje własne - nie że coś.

Z tym "gadaniem Michnikiem", że pokrótce wyjaśnię, chodzi o to, że jak się wystarczająco nie oddalimy od liberalnej, post-oświeceniowej - i "zdroworozumowej" po prostu, w takim sensie, że nie podważającej tego, co nam się dzisiaj, skutkiem specyficznej "edukacji", działania mediów, autorytetów, "wolnego rynku", interpretacji rzeczywistości wpaja - to zawsze będziemy skazani na tego typu, w sumie, "narrację". Co najwyżej tu i ówdzie odwrócimy sobie znaczki - że jak Michnik mówi, że pedalstwo dobre, to my że złe.

Ale w sumie to on, w najszerszym sensie oczywiście, narzuca warunki "dialogu" i kształtuje całą tę "dyskusję". O to w sumie chodzi. Owo "wyjście poza" liberalną i post-oświeceniową narrację to nie koniecznie "kopernikańska rewolucja" Spenglera, ale to musi być coś równie radykalnego i "wywrotowego", a ja, przyznam, wielu innych możliwości poza tą "kopernikańską rewolucją" akurat nie widzę.

Co jednak wcale nie oznacza, by o to koniecznie musiało chodzić. Nie - chodzi o "wyjście poza" i tyle! Oczywiście raczej nie na jeszcze bardziej lewackie pozycje, jeśli to ma być prawica i w końcu kontrrewolucja. U Nicka można sobie znaleźć ostatnio całkiem sporo na temat tego "gadania Michnikiem", szczególnie chyba w komętach - nie jest to chyba całkiem tak samo interpretowane, jak u mnie, i tym bardziej warto się zapoznać.

Że jednak przykłady uczą lepiej od wywodów, podamy tu sobie fajny przykład gadania Michnikiem. Prosty i łatwy, jak sądzę, do zrozumienia, choć - podkreślam to z naciskiem! - wcale nie jakiś monstrualny i kretyński. Ot, po prostu widać, jak głęboko w nas to gadanie Michnikiem siedzi!

Fakt, że autor tego przykładu, MatkaKurka, jeszcze niedawno był lewakiem, więc pewnie dużo łatwiej niż nam, czarnopodniebiennej prawicy od zarania dziejów, tym Michnikiem gadać. Jednak gość od jakiegoś czasu gada z dużym sensem, a sam fakt, że przejrzał na oczy, nie tylko dobrze o nim świadczy, ale nawet podważa nieco mój własny programowy brak wiary w człowieka. (Brak wiary w człowieka - sam w sobie ogromnie prawicowy, ale jednak, jeśli w tym, powiedzmy, przesadzam, to i to jest błędem.)

W swym niedawnym tekście - oto link:
http://www.kontrowersje.net/tresc/z_tuskiem_bylo_tragikomicznie_z_komorowskim_moze_byc_tylko_tragicznie

MatkaKurka pisze bardzo sensownie o wyjątkowo szemranym osobniku znanym jako Bronisław Komorowski albo "Prezydent Polski", o jego ciemnej przeszłości, niejasnych powiązaniach z ruskimi służbami (także w wiadomej i najistotniejszej do dwóch lat sprawie), oraz o zagrożeniach jakie się z tym wiążą. Naprawdę sensowny tekst! A samo jego zakończenie jest takie:
Nie chcę bluźnić, ale wydaje się, że Tuska wariant niemiecki nazywa się Pikuś w porównaniu z wariantem sowieckim Komorowskiego. Jakby nie patrzeć Wielkopolska jest „ordnung”, podwórza zagrabione, a Привислинский край gdzieniegdzie jeszcze dumnie strzechami świeci i furmanki ładuje. Strach się bać.
Coś tu kogoś razi? Komuś się jakieś ostrzegawcze światełko zapaliło? Ktoś tu dostrzega jakieś gadanie Michnikiem? Nie? No to nieźle siedzimy w tym michniczo-oświeceniowym szambie, polska prawico! A może jednak? No... właśnie! Czy to nie paranoja, że, po takim przywołaniu tych wszystkich potworności, które się z "Prezydentem" wiążą, i tych zagrożeń, dla nas, dla naszych dzieci, dla Polski... Pointą jest akurat wizja strzech i furmanek? To TO jest ową najstraszniejszą rzeczą, jaka może nas w ogóle, z Komorowskiego i GRU pomocą, spotkać?!

Jeśli naprawdę to, a nie co innego, tak przeraża rodzimą prawicę, no to teraz ten czy ów Orliński Wojtek uzupełni wam, że "jeśli się chce modernizacji, autostrad i czego tam, to trzeba zrozumieć, że to wszystko chodzi w pakiecie, i nie może być autostrad i modernizacji obok pastuszka z fujarką i moheru, a sprzeciwianie się by po tych autostradach paradowały wte i wewte parady kochających inaczej, jest kretyństwem".

Prawda? A mogę was zapewnić i założyć się o co chcecie, że Orliński Wojtek, albo jakiś inny Orliński Wojtek, choćby go inaczej wołali, to powie. Skąd wiem? A stąd, że owe Wojtki już to wiele razy powtarzały, a ich różne ętelektualne guru piszą to nie od dziś.

I co my na to dictum Orlińskiego Wotjka, czy dowolnego innego michniczego avatara? A cóż my innego możemy zrobić, niż podjąć dialog? Konstruktywny oczywiście. Jak Polak z Polakiem! Wszak pragniemy w sumie tego samego! Pragniemy, my i oni też, żeby nie było tych strzech i tych furmanek, a żeby były autostrady i drapacze chmur.

Cóż więc można zrobić? Musimy działać razem - pragniemy tego samego, i chyba nie chcemy, żeby oni nam wkładali kije w szprychy (a kije to oni mają grube!) - prawda? Z pastuszka bez płaczu rezygnujemy, z fujarki też, no a parady pedałów zaakceptujemy - w ramach kompromisu i zwycięstwa rozsądku. 

Co najwyżej we własnym już wyłącznie, prawicowym gronie, podyskutujemy sobie o tym, czy parady lesbijek powinny chodzić od dziewiątej do szóstej w dnie powszednie, czy też 24/7, a parady pedałów jakoś inaczej, czy może tak samo. I czy nie warto by było tej sprawy skierować do Trybunału w Strasburgu. (Prawica, psia mać! Polscy patrioci!)

No więc jak, polska prawico, będzie z tym gadaniem Michnikiem? Gadamy, ale się "w porę" zatrzymujemy? Zostawiając dopowiedzenie dalszego ciągu Orlińskim Wojtkom tego świata? Czy też może zaczynamy się z tego gadania Michnikiem (i Orlińskim Wojtkiem, bo to jedna parafia, gorzej, ze wraz ze sporą częścią rodzimej "prawicy", jak się okazuje) pracowicie wyplątywać?

Może warto się zastanowić CO miałoby być naszym celem, jakie mamy priorytety i jakie są te najgorsze zagrożenia? No bo jeśli ktoś powie, że te zagrożenia to furmanki i strzechy, to sorry, ale z pewnością nie jesteśmy tą samą "prawicą". Może to on jest tą właściwą, to w końcu tylko  kwestia terminologii, ale ja w sumie nie chcę mieć z tą jego nic do czynienia.

BO TU NIE O FURMANKI I STRZECHY CHODZI, A O SPRAWY BEZ PORÓWNANIA WAŻNIEJSZE! (Co nie znaczy, bym o tych strzechach i furmankach koniecznie marzył, jeśli nie miałoby to oznaczać cofnięcia się o powiedzmy sto lat i zrobienia wszystkiego od nowa - lepiej!)

triarius

P.S. W mojej opinii FYM z ekipą robią znakomitą robotę i, z obiektywnych przyczyn, mają o wiele większe szanse dotarcia w pobliże prawdy. (Co nie zmniejsza mego podziwu dla całej ich roboty, bo to jest właśnie coś, dzięki czemu blogowanie nabiera wreszcie realnego sensu.) Ruscy nie są takimi idiotami, żeby pozwolić rozgryźć swoje zagrania standardowym, jakby nie było, urzędnikom, jak Macierewicz, którzy, co nie jest nawet dziwne, bardziej boją się "ośmieszenia" i "absurdalnych teorii", niż mijania się z prawdą o setki kilometrów. 

No i ruscy właśnie tak zagrali, żeby Macierewicz się z prawdą o te kilometry mijał. Cóż, to by się jeszcze dało przeżyć, ale jeśli naprawdę jego sfrustrowana urzędnicza ambicja (którą da się zrozumieć) skłoni go do rzucania obrzydliwych oskarżeń na blogerów, to nie będzie dobrze. Lepiej by było, gdyby Macierewicz robił swoje, jednocześnie będąc świadomy ograniczeń swojej sytuacji, i nie przeszkadzał tym, którzy szczęśliwie tych akurat nie mają.

sobota, lutego 18, 2012

Zasada szwagra

PROLOG

W tej epoce, kiedy liberalizm, przynajmniej intelektualnie, już ledwo zipie i każdy człek mający przynajmniej dwucyfrową ilość czynnych szarych komórek wie, co to za syf... Sorry europejscy mędrcy (ci z certyfikatem i ci chwilowo bez) - mówimy o układzie dziesiętnym, więc platformiani wyborcy nie załapują się z definicji!

W tych czasach przykopywanie, chwiejącemu się niczym trzcina na wietrze, liberalizmowi może się wydawać zajęciem jałowym i błahym. Fakt, coś w tym jest i chyba jedyną moją obroną może być stwierdzenie, że ja sobie po prostu chcę czasem napisać coś błahego i wesolutkiego, choćby i było jałowe. No bo żeby to tylko ledwo zipał, ale przecież my mamy teraz tak, że niedawny Szaweł liberalizmu nawrócił się nam ze szczętem i teraz robi za bardzo skutecznego Św. Pawła antyliberlizmu!

(Swoją drogą ubawiłem się parę dni temu co niemiara, bo sprawdzałem co tam na mój temat w sieci, no i znalazłem całkiem niedawne moje boje z owym Szawłem/Pawłem, na razie jeszcze szczęśliwie żywym i niekanonizowanym), no i tam mówimy sobie z nim słodkie komplementa, czułe słówka, ocieka to wprost szczerością... Ale kiedy rozmowa zbacza na teren liberalizmu, totalna wojna buldogów - nad, pod i na poziomie dywanu!

I wcale nie było to tak dawno. I każdy może sobie to znaleźć, jeśli np. wklepie w Googla "Pan Tygrys + triarius", jak ja to właśnie zrobiłem. Albo o te linki po prostu poprosi. Tak że liberalizm nie ma już cienia szansy - no, chyba że uciecze się do innych środków. Czyli położy niejako akcent na słowo "realny" w terminie "realny liberalizm".

Ten termin, z którego jestem dziko dumny - bo to i hiper-naukowe, i celne, i potencjalnie skuteczne, jeśli nie w likwidowaniu, to przynajmniej w intelektualnym dawaniu odporu - przez parę lat wegetował nie dając absolutnie żadnego znaku życia... Aż tu nagle - patrz pan! - zaczyna powoli przenikać do krwioobiegu rodzimej debaty.

Na razie rodzimej, ale nie ma tego złego, bo niewykluczone, iż właśnie skutkiem tego, że najpierw rodzima, a potem nie wiadomo, może wyjść w końcu tak, że to wreszcie MY staniemy na samym czele i my właśnie dokonamy jakiejś, da Bóg, kopernikańskiej rewolucji. Czy raczej, ładniej to wyrażając - kopernikańskiej KONTRREWOLUCJI. I tutaj także zasługa naszego Szawła/Pawła. A więc jednak mój brak wiary w ludzkie możliwości i ludzki intelekt nie jest może do końca obiektywnie uzasadniony.

Swoją drogą przydało by się także wylansowanie bliźniaka "realnego liberalizmu" - czyli "liberalnego rewizjonizmu". Co, jak każdy zgadnie, odnosi się do różnych świrów spod trzepaka (i oczywiście agentury, jak zawsze) stręczących nam liberalizm w różnych smakach - od standardowej wanilii, po "libertarianizm" i inne pokraczne hybrydowe twory korwiniego (czy aby tylko?) mózgu.

To był Prolog, bowiem, biorąc na warsztat temat w sumie błahy, postanowiliśmy przynajmniej zadbać o Formę i napisać tekst pod tym względem bez zarzutu: z początkiem, środkiem, końcem, a nawet Prologiem, Wprowadzeniem, Tekstem w Sobie, i Podsumowaniem. (Streszczenie po angielsku zostawiamy sobie na kiedyś, to w końcu nie doktorat.)

WPROWADZENIE

Mój ojciec tłumaczył mi kiedyś, gdzieś chyba w mrocznej epoce późnego Gomułki, istnienie muzeum Lenina w Poroninie "zasadą szwagra". "Widzisz Piotr", mówił, "to jest tak... Ktoś ma szwagra i ten szwagier potrzebuje zostać dyrektorem muzeum. No to zakłada się muzeum Lenina."

Oczywiście całkiem serio, ani on sam tego nie traktował, ani ja tego całkiem serio nie traktuję. No bo po pierwsze, sam podnosiłem krzyk, że "kiedy nie wiadomo o co chodzi, chodzi o pieniądze", to zabawna regułka, która się może nieźle sprawdzała na przedwojennych Nalewkach, ale w globalnej polityce sprawdza się już tylko tak sobie.

Po drugie zaś sam "szwagier", jak taki mnie specjalnie nie razi. Nie miałbym nic przeciw temu, co dzisiaj się tak chętnie i gorliwie określa mianem "nepotyzmu" - gdyby tylko inne, i o wiele ważniejsze, reguły, były przestrzegane. Gdyby taki dyrektor, minister, nie mówiąc już o "prywatnym" (rzekomo) przedsiębiorcy, był za swoje działania naprawdę odpowiedzialny.

Oczywiście nie wszyscy w ten sam sposób, bo minister robi swoje za NASZĄ forsę, a prywatny przedsiębiorca za (miejmy nadzieję) swoją, choć w III RP to chyba częściej forsa WSI, która też, ściśle biorąc, skądś się wzięła i tego WSI tak całkiem to nie jest.

Gdyby taki ktoś był odpowiedzialny za to co robi, to co mi przeszkadza, że pozatrudnia w swojej instytucji samych pociotków, same, powiedzmy, beżowe lesbijki, samych raperów, czy tenorów lirycznych? Jeśli to bractwo będzie kradło, powinno za to beknąć - całe! A jeśli będzie niekompetentne, to też na pewno w zdrowym społeczeństwie nie głaskałoby się ich po łebkach, a zatrudniający, czyli ów szef, płakałby potem rzewnymi łzami i tyle.

Trochę to może zalatuje korwinizmem (czego mi nawrócony Szaweł, którego tu gorąco pozdrawiam, nie omieszka wytknąć), w tym sensie, że nie pilnujemy, jak ktoś coś robi, tylko potem ew. go wieszamy albo wsadzamy do pierdla.

Nie sądzę, by taka metoda sprawdzała się w każdej sytuacji, zapewne w większości by się nie sprawdzała, ale dobór sobie współpracowników wedle własnego smaku i przekonania, to, moim skromnym, sama podstawa autentycznego kierowania i autentycznej odpowiedzialności.

Nie mówiąc już o tym, że wszystkie te rzekomo "prywatne" firmy są w coraz mniejszym stopniu prywatne, i to nie tylko z powodu tego, że chodzą na kredytach, są więc w istocie własnością kredytujących je banków, zaś ich wolni i niezależni, niemal jak "S" (z Bolkiem na czele) "właściciele" są takimi samymi robolami, jak ogromna większość.

Tutaj jednak chodzi mi o to, że co to za właściciel, który nie może sobie np. zadecydować, że z pedałami nie będzie mu się dobrze pracowało? Albo po prostu z kobietami, choćby je w niektórych sytuacjach pasjami lubił i konsumował łyżkami. Sprawa jest dość podobna do sprawy płciowych parytetów w partiach politycznych, co lud, moim zdaniem, przełknął tylko dlatego, że jest już doszczętnie spedalony i wpływu na cokolwiek dawno się wyrzekł.

W innym przypadku, jak jakiś Bul, czy inna pokraczna marionetka nie wiadomo kogo, miałby decydować o naszych, obecnych czy przyszłych, partiach? Czy te partie są dla Bula i jemu podobnych? Zawsze? Z definicji? To takie samo Prawo Przez Duże P, jak to o "kłamstwie oświęcimskim"? Rzymianie gdzieś to spisali, że spytam? Bo podobno rządzimy się prawem rzymskim?


TEKST SAM W SOBIE

Napisać to co widzicie przyszło mi do głowy pod wpływem jednego, naprawdę błahego, wydarzonka. Mianowicie mam ci ja telewizję kablową, choć po prawdzie nie bardzo wiem po co i będę musiał z niej zrezygnować, bo za darmo to jeszcze - ale płacić za takie coś?! (Oczywiście rodzimej "polityki" i innych tefauenów od dawna nie oglądam, ale nawet dzisiejsze Mezzo, MMA i sitcomy nie są warte takich pieniędzy, jakie ja za to muszę płacić.)

No i w każdym razie mam tam m.in. dwie francuskie państwowe telewizje. Fracuskojęzyczne w każdym razie, bo tam sporo Quebecu, Belgii i Szwajcarii Romańskiej. I całkiem ostatnio w tych zajawkach przyszłych programów, co w takich "bardziej wyrafinowanych" kablówkowych pakietach się na ekranie pokazują (jak się guzik w pilocie naciśnie), te zajawki zaczęły być... Słuchajcie, słuchajcie! - PO POLSKU.

Jeśli to nie jest ewidentny przykład działania "zasady szwagra", to ja już nie wiem! Jeśli ktoś nie zna francuskiego, to przecież nie będzie oglądał francuskojęzycznego dziennika TV, albo filmu, prawda? A jeśli zna i ma ochotę jakiś film obejrzeć - choćby dlatego, żeby się przekonać jaką chałą była większość tych dawnych francuskich filmów, do których prlowscy inteligenci wzdychali, o których "Przekrój" pisał itd. - to chciałby raczej wiedzieć, jak ten film się NAPRAWDĘ nazywa, tak?

A nie - w najlepszym przypadku - jaki tytuł nadał mu czterdzieści lat temu pociotek jakiegoś sekretarza czy ubeka, cenzor czy inna menda odesłana na filmowy odcinek. Tym bardziej, że najprawdopodobniej te tytuły są po prostu wymyślane na poczekaniu przez właśnie tego szwagra, dla którego ta wspaniała usługa została - w prywatnej i kierującej się prawami rynku (a jakże!) firmie uruchomiona.

Dla mojej - bo jakże by inaczej? - czyli klienta, radości. I dla zwiększenia sumy szczęścia na całym ziemskim globie, bo tak przecież działa wolny rynek i liberalizm, niezależnie od ew. egoistycznych i pekuniarnych (jest takie słowo?) motywów samych uczestników. A ja wam mówię, że to kłamstwo, bo tak naprawdę chodzi o wulgarny interes czyjegoś szwagra, który nawet się porządnie tego francuskiego nie raczył nauczyć, a ze szczęściem moim czy ludzkości, nie ma to absolutnie nic wspólnego!


ZAKOŃCZENIE

I tak się powoli zbliżamy do końca naszego Nienagannego Pod Względem Formalnym I Mającego Wstęp, Środek, oraz Zakończenie Tekstu. Jeśli nawet treść jest do przysłowiowej dupy (i nie mówimy tu o czarującym posteriorze panny Maryni, którą przy okazji serdecznie pozdrawiam!), to struktury i strony formalnej powinni się od nas uczyć współcześni i przyszłe pokolenia.

Nie ukrywam, że jeśli ten temat chwyci, to mam jeszcze w zapasie parę rzeczy, którymi mógłbym przykopać liberalizmowi. Jak to kwestia maszynek do golenia, tzw. "jednorazowych", o dwóch i więcej ostrzach. Przeznaczonych chyba do tego, żeby metroseksualnych eunuchoidów bez zarostu zmuszać do golenia się trzy, lub więcej, razy dziennie. Jeśli BARDZO chcecie na ten temat moję diatrybę przeczytać, to krzyczcie magna voce, a może dosłyszę i dopieszczę!



KONIEC

* * * * *

Ale jeszcze mamy dzisiaj...

* Ogłoszenia Parafialne *

"Amazonia w weekend", zbiór humoresek Jacka Jareckiego, który wydano już jakiś czas temu w postaci ebooka, jest od paru dni dostępny w postacie audiobooka. Ja sam bardzo lubię audiobooki, nie mówiąc już o tekstach Jareckiego i jego, dla mnie całkiem unikalnym (za użycie słowa "unikatowy" w mojej obecności będę strzelał z biodra!) humorze. Ten gość naprawdę umie pisać i naprawdę potrafi rozśmieszyć!

Polecam tego audiobooka (ebooka zresztą też, ale audio szczególnie, a drukowanej wersji jeszcze nie ma) wszystkim, ale szczególnie Wam - Latarnicy Out There! Tacy z tej nowelki, co się ją czytało w szkole, pamiętacie?

Czyli ludzie korzystający z... "dobrodziejstw", określmy to tak, choć z pewną dozą ironii... globalizacji i unijnej integracji, ze wszystkimi tego mniej miłymi skutkami. Takimi jak brak wokół ojczystego języka, a także płaczących wierzb, pastuszka z fujarką, kosodrzewiny, łowickich pasiaków, i czego tam komu konkretnie brakuje...

Oraz dzieci, które nam się powoli (albo i nie powoli) wynaradawiają, coraz marniej im wychodzi rodzimy język, coraz mniej go cenią, coraz mniej używają, czego skutkiem jest m.in. to, że my, starzy i w tym języku wychowani, którzy raczej nigdy nie osiągniemy już mistrzostwa w tym "nowym", miejscowym, zaczynamy w oczach naszych dzieci spadać w społecznej i intelektualnej hierarchii, ze wszystkim, co to ze sobą niesie.

Szczególnie Wam polecam dziełko Jacka Jareckiego. Nie tylko Wam, oczywiście, ale, jako gość znający z doświadczenia uroki emigracji, wiem, że dla Was to jest szczególnie cenne. (Nie tylko dziełko Jareckiego oczywiście, bo jest jeszcze trochę niezłych rzeczy po polsku dostępnych, ale na razie mówimy o tym. Które jest DOBRE!)

Oto linek: http://audioteka.pl/amazonia-w-weekend,produkt.html

Naprawdę polecam!

triarius

P.S. I pamiętaj, że ZAWSZE będzie jakiś Korwin. Mniejszy lub większy, grubszy lub chudszy. Ale na pewno będzie! Do samego końca.

środa, lutego 15, 2012

!@#$%^&* - bo cóż innego można powiedzieć?

Alternatywny tytuł: "O honor niewolnika".

Choć często rozpoczynam dzień (i nie wasza sprawa o której!) od wizyty na blogu Nicka, żeby nasiąknąć nieco optymizmem i wiarą w rodaków, to przyznam, że optymizmu we mnie niewiele i coraz jakby mniej, a o wierze w rodaków lepiej w ogóle nie wspominać.

O czym zaraz będzie więcej, ale, korzystając z okazji, chcę teraz polecić absolutnie znakomity tekst na Nicka blogu, choć nie jego autorstwa, i dyskusję pod nim. Naprawdę rewelacja! Oto linek: http://nicek.info/2012/02/14/philippino-number-1.

A teraz do naszych mutonów... Żeby bez sensu i bez przerwy się nie kłócić o to, czy I RP była krajem wspaniałym, czy wręcz przeciwnie, ani o to, czy dzisiejsi Polacy mniej czy bardziej są skurwieni, zidiociali i spedaleni od dzisiejszych np. Holendrów - skoncentrujmy się w tej chwili na atutach, jakie ma w ręku (i w obszernych rękawach) ten syf, który nas gnębi. I który z nas zamierza sobie zrobić hodowlane bydlęta. A jeśli z nas się jeszcze nie całkiem pewnie uda, to z naszych ew. prawnuków wygląda, że już na pewno.

Pomówmy o tych atutach, które sprawiają, że po prostu trudno im - tej skurwielskiej globalnej "elicie" - przegrać. Choćby dlatego, że, nawet ew. przegrywając, mają gwarancję, że świat skutkiem tej ich przegranej, a także skutkiem samego procesu przegrywania, będzie wyglądał tak koszmarnie, że niemal nikt z tych, którzy im owej przegranej życzą i marzą o innym, lepszym świecie, nie jest gotów na taki koszmarny świat się zgodzić... A co dopiero do niego ręki przyłożyć i stać się jego twórcą!

OK, można by o tym długo, można by pisać książki i wygłaszać prelekcje, ale nie bardzo widzę cel - poniekąd niestety. Ja tutaj co najwyżej rzucę jakimś przykładem. Jak teraz. No o mówię, że jednym z ogromnych atutów tego (z przeproszeniem kurw) zdegenerowanego kurestwa, które dziś robi za światową elitę, jest fakt, że jak coś skrzywisz, to często to się za cholerę samo nie naprostuje, tylko się ew. skrzywi gdzie indziej, dodatkowo, żeby jakoś sobie, w smętny i rozpaczliwy sposób, zrekompensować.

Nie mówimy tu o zgięciu kawałka drutu czy świstka papieru, ale o takich rzeczach, jak żywy kręgosłup, żywe drzewko, albo obciążony filar czy ściana. Skrzywisz komuś kręgosłup czyniąc go garbuskiem, to mu się także skrzywi on niżej, w drugą stronę. Jeśli właściciel tego kręgosłupa będzie próbował się naprostować, to najprawdopodobniej sobie jeszcze zaszkodzi, skrzywiając się w dodatkowych miejscach. I temuż podobnież.

Oczywiście daje się to zrobić, mówię teraz o kręgosłupie, ale jest o wiele trudniejsze i wymaga fachowego podejścia. W życiu społecznym, a szczególnie w sprawach, o których tutaj sobie przede wszystkim mamy zamiar mówić, jest z tym z reguły o wiele gorzej. Weźmy takie rozwalanie rodziny. Skutkiem tego dzieci robią się wredne, nieznośne i rodzice tracą ochotę się nimi (z troską i miłością, ach!) zajmować.

Co daje nam śliczne błędne koło, bo rodzina się dalej skutkiem tego rozkłada... I tak to idzie, a totalitarna lewizna zaciera łapki. Albo weźmy sprawy damsko męskie. Nie wiadomo nawet, czy najpierw było jajko, czy kura. Czyli czy spedalenie i zeunuszenie mężczyzn (?), czy też frustracja i wynikające z tego znarowienie kobiet (?). Z którego to znarowienia bierze się jeszcze więcej frustracji i jeszcze więcej zeunuszenia... I tak ad infinitum!

Poza, na każdym kroku występującym, zjawiskiem tego właśnie błędnego koła ("dodatniego sprzężenia zwrotnego", dla ludzi z technicznym wykształceniem), mamy też i niestety to zjawisko, o którym śmy sobie przedtem. Czyli, że jak się zgięte chce wyprostować, to najprawdopodobniej tylko się skrzywi gdzie indziej. Co czasem daje swego rodzaju kompensatę, ale nie zawsze, natomiast zawsze ma niemiłe skutki uboczne, no i po prostu nie likwiduje problemu w żaden czysty i skuteczny sposób.

W sprawach bardziej kosmicznej wagi od skrzywionego drzewka, czy skrzywionego kręgosłupa jakiegoś (i tak totalnie wirtualnego) blogera, to działa tak, że kiedy taka @#$% elita narzuca nam coś (i z góry można przyjąć, że to będzie coś obrzydliwego i pedalskiego), to niestety to nie pozostaje bez skutku, nawet jeśli my (co wcale nie zawsze ma miejsce) się przed tym bronimy.

Oto konkretny przykład, konkretne wydarzenie, które mnie "natchnęło" (jak to się ładnie mówi) do napisania niniejszego. Przełączyłem sobie wczoraj otóż na TV Trwam, a konkretnie na ich wieczorne informacje z kraju i świata, no i przeżyłem... Może nie tyle "szok", co ostry, nawet jak na mnie, atak avsmaku.

(Nie muszę tu chyba deklarować, jak cenię, mimo różnych różnic w gustach i poglądach TV Trwam, i za jak ważną uważam ją dla Polski. Mimo to - amicus Plato itd.)

Było tam mianowicie o tym, że w Holandii stworzono portal, na którym ludzie mają zgłaszać skargi na imigrantów, z tego co zrozumiałem tych zarobkowych, wzgl. świeżej daty, m.in. z Polski. No i okrutnie się z tego powodu oburzano.

Ach, żeby to tylko oburzenie! Wprost nawoływano do tego, by "dyplomacja unijna" zrobiła coś z tym portalem i podobnymi przejawami... Czegoś tam, zapewne "antyeuropejskiego ducha", choć dokładnego określenia nie pamiętam.

Mógłbym to rozwijać, mógłbym z pamięci starać się odtworzyć wszystkie te oburzone sapnięcia prowadzącego, mini-wywiad z unijnym dyplomatą, i tę końcową nadzieję w głosach ich obu, że... "Duch europejski, o którym tyle przecież mówiono w związku z traktatem Lizbońskim" (cytat z pamięci, ale jakoś tak to szło) jednak zwycięży...

I właśnie 1. marca ma się tą sprawą zająć... Jakieś coś... "Rada Europejska"...? "Rada Europy"...? "Rady Robotników, Chłopów i Żołnierzy"...? "Plenum Rady Najwyższej"...? Naprawdę nie pamiętam, ale coś w tym duchu. A poruszyć tę sprawę ma SAM... I tu padło nazwisko tego szkopskiego komucha, który już tyle razy nam wszystkim zalazł za skórę, i którego sama morda wywołuje torsje u każdego w miarę zdrowego człowieka.

Nie wiem ludzie - rozumiecie o co mi chodzi? Zgadzacie się, że to już kompletna paranoja, w wersji spedalono-niewolniczej? I kompletne gonienie w piętkę polskiej "prawicy", wraz z katolikami z całej praktycznie galaktyki? Czy też musiałbym wam wyjaśniać co tu nie tak i jak potwornie nam się już mózgi i dusze skrzywiły skutkiem tej komuszej (nie bójmy się tego słowa!) obróbki?

Jeśli bym musiał, to, sorry, ale, moim skromnym was także już to dotknęło i nie bardzo widzę dla was ratunek! Naprawdę nie zauważacie niczego dziwnego w tym, że TV Trwam nawołuje do cenzurowania portalu, na którym są wyrażane zupełnie zdrowe i normalne poglądy, i gdzie próbuje się coś w tych sprawach robić? Całkiem bez gwałcenia niczego, co by nie było absolutnie oczywiste jeszcze dla naszych ojców, nie mówiąc już nawet o akowcach czy ludziach szturmujących plaże Normandii.

Naprawdę nie widzielibyście nic dziwnego w tym, że nawołuje się semi-totalitaną instytucję do likwidowania obywatelskich instytucji w innych krajach, w dodatku pod człowiekolubnymi hasłami? Oczywiście sprawa np. polskiej mniejszości w Niemczech (choć, po prawdzie, nie potrafię zrozumieć, jak Polak może tam w ogóle mieszkać) to całkiem inna sprawa - i tutaj należałoby walczyć jak cholera! A co najmniej dać poczuć tego samego szemranej "mniejszości niemieckiej" w naszym kraju (nie mówiąc już o stuprocentowych agenturach w rodzaju RAŚ).

Ale my tu mówimy o gastarbeiterach, nie o ludziach, którzy tam żyją od niepamiętnych czasów i zapewne będą żyli do końca czasu. Czy Holendrzy nie mają prawa NIE CHCIEĆ u siebie gastarbeiterów? Czy nie mają prawa w ogóle nie chcieć większości tego typu imigracji, jaką się im przez ostatnich parędziesiąt lat tak obficie fundowało?

I czego skutkiem są nie tylko (wciąż dość faktycznie nieliczne) terrorystyczne zamachy, ale także masa negatywnych, z punktu widzenia wielu "zwykłych" ludzi o nielewackich poglądach, zjawisk. Jak choćby kamery szpiegowskie na każdym kroku, odgórnie egzekwowana polityczna poprawność, oraz cenzura internetu, telefonów i czego tam jeszcze.

Jeśli Polska jest takim dumnym i potężnym krajem, że nie pozwoli byle Holendrowi powiedzieć złego słowa na swego - to niech, do kurwy nędzy, będzie na tyle dumnym i potężnym krajem, żeby nie wysyłać do obcych swoich ludzi do roboty, której nie chce wziąć żaden miejscowy (a często i nawet inni zarobkowi imigranci, także ci z krajów obcych kulturowo i niższych cywilizacyjnie)!

Proste? Poza tym, że podpuszczanie kurewskich instytucji na obywateli, jakichkolwiek, to coś absolutnie sprzecznego z jakąkolwiek prawicowością, z jakąkolwiek wiarą w sens narodowego państwa, z jakąkolwiek autentyczną demokracją, a także - na ile mogę o tym wyrokować, ale chyba mogę - z samym duchem zachodniego katolicyzmu!

I tak to właśnie wygląda. A teraz - jeśli wam włosy nie staną z przerażenia, co już z nami ta kurewska lewizna zrobiła, to znaczy, że albo nie macie włosów, nigdzie, albo też naprawdę nie mam pojęcia, co robicie na tym blogu.

(Naprawdę byłbym aż tak ważny, żeby mnie czytać służbowo? No to co najmniej domagajcie się podwyżki stawki, szczerze radzę! Bo przecież na każdym kroku robię wszystko, żebyście mieli maksymalne problemy ze zrozumieniem czegokolwiek. Ropa wciąż droga, Putina stać - nie dajcie się zbyć byle czym!)


triarius

P.S. Deklaruję: jestem zwolennikiem teorii "maskirowki" FYM'a i jego współpracowników. Serio! To ma ręce i nogi, podczas gdy nic innego nie ma i mieć nie może, bo ruscy nie są aż tak głupi, żeby jakiś standardowy urzędnik (z całym szacunkiem dla Macierewicza) był w stanie ich rozszyfrować. Jeśli Pan Tygrys jest dla Ciebie jakimś intelektualnym autorytetem, to weź i przestudiuj analizy i wnioski FYM'a! (O Spenglerze też durnie i agenci mówią "mętniak i dureń".)

niedziela, lutego 05, 2012

Warts and all

Jaszczur, który nas tu czasem odwiedza, zadał sobie masę trudu napisał ciekawy i istotny tekst o zjawiskach zachodzących akurat w Rosji. Serdecznie ten tekst polecam, a także cały blog! Oto link (od razu do tekstu, ale oczywiście i do bloga): 


Pod tekstem zaś, jak to bywa, jest dyskusja. No i tam jeden taki, niejaki triarius, wyskoczył z tematem tylko marginalnie związanym z tematem samego tekstu, z czego wynikła dyskusja, z jednym właściwie tylko, innym człowiekiem, którą ten okropny triarius i tak całe tam komętowanie zdominował. 

Jednak, powiedzmy to sobie bez ogródek, to, co ten triarius tam gadał, nie było całkiem bez sensu i całkiem nieinteresujące. Zresztą jego oponent też się nieźle bronił, tylko nie mnie to oceniać - są po temu pewne powody.

No i ja wam teraz ludzie (jest tam w ogóle ktoś?) tę całą dyskusję - ze wszystkim, warts and all - tutaj wkleję. Żebyście wiedzieli. I co to za bestia, ten triarius, i pewne inne rzeczy też. Bo nie ukrywam, że tam wyrażono pewne idee, które mi się wydają nieprawdopodobnie ważne, a jakoś nikt, nawet ja, tego dotąd wyraźnie nie mówi. Ja w każdym razie nie widziałem. No a wklejam, bo pisanie drugi raz tego samego byłoby dla mnie, jak zawsze, dziką torturą.

Oto więc wszystko, co w owej dwuosobowej (z niewielkim wkładem samego gospodarza bloga, czyli Jaszczura) dyskusji powiedziano. Warts and all!

* * * * *


Nie chciałbym się obnosić z moją "obsesją", ale wydaje mi się, że nie idziemy dość głęboko, mówiąc o "komuniźmie", "podboju świata", "totalitaryźmie" i innych takich, jeśli nie uwzględnimy tego czym naprawdę to jest. W tym, m.in. drobną kwestią, dlaczego "socjalizm naukowy" NAPRAWDĘ JEST, w istotnym sensie, "naukowy". I czym się b. istotnie różni od wcześniejszego "socjalizmu utopijnego".
Czyli, jeśli nie dostrzeżemy, że tutaj odbywa się walka o to, żeby uczynić ludzki gatunek (a w każdym razie jego podległą większość) ZWIERZĘTAMI UDOMOWIONYMI. Czyli ewolucja, Darwin, genetyka, dobór "naturalny", "przetrwanie PRZYSTOSOWANYCH" itd.
Dopiero wtedy możemy próbować ustalić, jak naprawdę przebiega front w tej wojnie (zakładając, że w ogóle jest jeszcze jakaś druga strona, a nie jedynie entropia), kto walczy po ich stronie, a kto po naszej.
Plus takie interesujące drobnostki na marginesie, jak np. to, dlaczego Spengler tak nienawidzi Darwinizmu (a nie samego Darwina) i dlaczego Marks chciał zadedykować "Das Kapital" Darwinowi (któren tej dedykacji nie przyjął).
Bez tego pójścia maksymalnie i dostatecznie głęboko w głąb, jak sądzę, wszystkie te rozważania o "komuniźmie", "lewackiej i totalitarnej Unii Europejskiej" (co oczywiście jest prawdą) wydają mi się w sumie dość jałowe. Bo po prostu wciąż zapominamy O CO TU NAPRAWDĘ TOCZY SIĘ WALKA!
Co grozi m.in. tym, że w momentach dekoncentracji zaczniemy bełkotać o "globalnej" kapitalizm vs. socjalizm, i/lub konflikcie "wolnego rynku" vs. "gospodarka planowa". Jakby to w ogóle dotykało istoty sprawy.
W końcu, że nieco odskoczę od głównego wątku, choć nie aż tyle - to dzięki "hiper-prawicowcowi" Korwinowi lewizna, z leberałami na czele, rozwaliły polską gospodarkę, i rozdały ją za osobiste korzyści albo poklepanie po plecach, bo "polska prawica" brzydziła się robotnikami, związkami zawodowymi, strajkami... 
Cóż więc miała za środki? Zakładając w ogóle, że ktoś tam w ogóle dostrzegł drobny fakt, że "pieniądz jednak MA narodowość" itd.
Pzdrwm
* * *


Tygrysie,

O "naukowości" komunizmu (zarówno w teorii, jak i praktyce) i jego socjobiologicznych inspiracjach pisał też, dość dokładnie m.in. Henryk Glass: "Marksizm jest systemem społecznym, poszczególnymi składnikami łączącymi się w logiczną całość. Przy tym nie jest to system naukowy oderwany od życia, lecz jest on praktyczną nauką społeczną [...] Marksizm pragnie przekształcić społeczeństwo ludzkie w stado, które miałoby tylko dążenia zwierzęce: napełniania żołądka, ochrony przed chłodem, posiadania wygodnego legowiska, zaspokojenia popędu płciowego."

Z powyższego logicznie wynika, że nie idzie o żadne "wolne rynki" czy inne "socjalizmy". Komunizm/bolszewizm we wszystkich swoich odmianach to teoria i praktyka totalitarnej władzy, teoria i praktyka domestykacji i hodowli ludzi.

Korwin, "korwinizm"? Ja tam myślę, że nie ma co się już nad tym pastwić z tego choćby względu, że jest już passe. Inna sprawa, że realny liberalizm, czy może lepiej - realny demoliberalizm, po prostu torował i toruje drogę bolszewikom.
 * * *
triarius Feb 4, 2012 02:35 AM

Zgoda, Twój Glass to mówi, ale co najmniej brzmi to jednak dość "idealistycznie" (if you get my drift), a ja tutaj magna voce podkreślam BIOLOGIĘ, DARWINIZM, EWOLUCJĘ...

Na początku Trocki bredził o tym, że "wkrótce ludzie będą wyżsi, piękniejsi, obdarzeni bardziej melodyjnym głosem", ale potem już tego typu rojenia porzucono, choć sama biologia i STEROWANA EWOLUCJA jak najbardziej pozostała.

Korwin wcale nie jest, jako intelektualny fenomen, taki nieaktualny i niegroźny. Przybieranie póz Katona skrzyżowanego z Kasiuszem i podlanego Mucjuszem Scaevolą, tak przecież ulubione na naszej "prawicy", potrafi oznaczać, jeśli nie zawsze po prostu (neo)sowiecką agenturalność, jak często, to na pewno kompletną bezsilność, bezpłodność i granie na własną bramkę.
Moje dictum o Korwinie było krótkie, szybkie i zapewne nie do zrozumienia tak, jak było pomyślane, ale chodziło mi o to, że jeśli po TAMTEJ stronie jest praktycznie WSZYSTKO z BIOLOGIĄ (ewolucyjną) "na dodatek", a po "naszej" jest tylko masa bezwolnych, zatomizowanych i zależnych od "władzy" ludzi, plus ENTROPIA, to być może nasze (?) "ach-jakże-szczerze-i-do-końca-prawicowe" fobie, pozy, zagrania, świry, obsesje itd. to w znacznej mierze UŻYTECZNY IDIOTYZM najgorszego gatunku (jeśli nie po prostu agenturalność, jak w wielu niewątpliwie przypadkach).
Teraz, mam nadzieję, wyraziłem się na tyle obszernie, że to się dało właściwie zrozumieć. Bo, że pozwolę sobie wykrzyknąć - KORWIN JEST WCIĄŻ GROŹNY I BĘDZIE GROŹNY DO SAMEGO KOŃCA! Oczywiście niekoniecznie TEN chudy, pajacowaty, z muszką, ale - spokojna głowa - zawsze JAKIŚ będzie.
Pzdrwm


* * *



Więc o co "naprawdę toczy się walka"?

(Ciut obawiam się odpowiedzi w świetle akapitu o "hiperprawicowcu Kurwinie" i "rozwaleniu polskiej gospodarki" - albo nazywamy rzeczy po imieniu, albo owijamy je w bawełnę.)
 * * *



Liberały tak mają, proszę się nie przejmować!

Chodzi przecież o "wolny rynek" vs. "socjalizm" - prawda? ;-)

Pzdrwm
* * *
Oczywiście o to KTO będzie tym hodowcą i panem TEŻ toczy się walka: Rosja, Chiny, USA (plus inne masonerie i żydostwa), kto tam jeszcze...

Tylko że z naszego punktu widzenia to nie ma aż tak wielkiego znaczenie, kto będzie hodowcą, skoro by będziemy hodowlanym bydłem. Więc, jak ja to widzę, TA walka jest dla nas BEZ PORÓWNANIA ważniejsza.

Czego jakoś nikt zdaje się nie dostrzegać.

Pzdrwm
* * *

Czyli walka toczy się o to, kto będzie hodowcą bydła? Rosja, Chiny, masoni czy Żydzi?
* * *


Każdy hoduje swoje bydło - u siebie, a na ile to możliwe, także u konkurenta.

To drugie od zawsze znakomicie wychodzi Rosji, co chyba jest dla nas obu raczej oczywiste. (Miło, że się w czymś zgadzamy, prawda?)

Także i np. Indie też robią swoje, choć na razie w tej doborowej konkurencji się zbyt nie liczą i mniej tam jakby chwilowo darwinicznej naukowości, zapewne z przyczyn obiektywnych, zaś atak idzie za pośrednictwem jogi i podobnego typu spraw. Każdy robi w tej sprawie co może, bo to jest trend historyczny numero uno, i głupotą by było się nie starać załapać.
Żydzi (oczywiście nie mówię o pojedynczych ludziach, a tym mniej o np. moim przyjacielu Jareckim, który się określa jako "Żyd, ale bardziej Polak"), masoneria (w b. szerokim sensie, fartuszki i inne cyrki mam w nosie), inne miazmaty oświecenia (leberalizm, globalizm, ekumenizm), późne miazmaty protestantyzmu, ruskie agentury pozujące na prawicę (Korwin, polecam swoją drogą tekst Coryllusa, albo i mój do niego komentarz w tekście "Skąd się wzięła polska powojenna prawica") np. z tą cudną opozycją "monarchia z Bożej łaski (konstytucyjna, żeby było śmieszniej)" vs. "herezja suwerenności narodu"...
Niestety, kiedy są jakieś techniczne możliwości, a ofiara sama się niemal prosi, naprawdę trudno by było się oprzeć ich wykorzystaniu. Tak więc tak czy tak, w mniejszym lub większym stopniu ludzie staną się hodowlanymi zwierzęty, a kwestia głównie na tym polega, KTO będzie ich hodował, jak lewacko, jak brutalnie, i czy to będziemy my, czy raczej wręcz przeciwnie.
A co? Chciałby mi Pan pewnie przytoczyć błyskotliwe zdanko o Żydach i cyklistach, tak? Sorry, ale najpierw warto by było zrozumieć o co tam naprawdę chodziło, bo całkiem nie o to, co się dzisiaj ludziom wydaje. Mało tam jakby pure nonsense'u, za to sporo konkretu.
Polecam się na przyszłość i pozdrawiam

* * * 

Michał Bąkowski Feb 3, 2012 03:33 AM
Drogi Panie Triariusie,

Nie, nie zgadzamy się, że "coś Rosji od zawsze wychodzi", bo ja nie rozumiem, co to ma znaczyć. Rosja nie istnieje od roku 1917, utopiona w morzu krwi przez międzynarodową szajkę opryszków. Nazywanie sowietów "Rosją" jest niewybaczalnym błędem, podstawowym błędem opisu, na tym samym dokładnie poziomie, co nazywanie prlu Polską.

Ale nawet gdybyśmy mieli do czynienia dziś z carską Rosją, to nadal nie rozumiem, co to ma wspólnego z hodowlą bydła. "Każdy hoduje swoje bydło"? Czy rzeczywiście? Ja nie.

Niestety nie będę miał czasu odpowiedzieć bardziej szczegółowo aż do jutra, ale bardzo Pana proszę, niech mi Pan wyjawi, co ma Pan na myśli, mówiąc o tym bydle, bo ja szczerze nie pojmuję.
* * *



OK, zgadzam się, że carska Rosja nie "pokryła się" (w sensie chronologicznym, z naturalnymi konsekwencjami tego faktu) z teorią (i praktyką) darwinizmu.

Ale, w mojej opinii, ten darwinizm - czyli "wychowanie (oby to było tylko "wychowanie"!) nowego człowieka" - na obecnym etapie służy tam, na tych rosyjskich (mówiąc ogólnie) terenach nadal przede wszystkim odwiecznemu (mówiąc ogólnie) rosyjskiemu imperializmowi. Plus temu, co jest w Rosji, a co nie pozwoli im spocząć, dopóki nie opanują świata i nie zniszczą ostatniego śladu znienawidzonej (choć przecież częściowo przyswojonej) cywilizacji Zachodu.

Sprawa nie jest w końcu bardzo prosta, a raczej przeciwnie, i to nie jest tak, żeby owo wychowywanie sobie hodowlanych bydląt (za pomocą "doboru naturalnego", propagandy, edukacji, atomizowania, grzebania w genach, i czego tam jeszcze) było JEDYNYM celem.
Na razie oczywiście naprawdę mamy walkę buldogów NAD dywanem i ona będzie trwała tak długo, aż świata nie opanuje jedno centrum władzy. Jeśli oczywiście po drodze entropia - bo przecież nie my! - nie zwycięży i wszystko to nie padnie. Wraz z ludzkim gatunkiem, albo z całą praktycznie ludzką cywilizacją w najszerszym sensie.
Co osobiście raczej bym jednak wolał od globalnego państwa ludzkich mrówek i zadowolonych niewolników z Borrellami i Cohn-Bentidami na czele, oddającymi się pedofilii z co atrakcyjniejszymi dziećmi owych niewolników.
Wydaje mi się, że - jakby sobie tego nie kompinował np. sam Marks, i inne intelektualne, jakby nie było, wyżyny - to w praktyce mało kto dąży wprost i wyłącznie do tej "nowej Ludzkości" (i zostania Demiurgiem, plus Prometeuszem, który dobrze skończył), a każdy ma jakieś swoje wcześniejsze i bardziej konkretne, a także bardziej "własne", cele.
Ameryka (żydostwo, masoneria, dzieci Oświecenia itd.) tworzy światową religię: "praw człowieka", "Holocaustu"... Od dawna wiedzą, jeszcze pewnie z czasów oświeceniowego deizmu, kiedy bez religii nikomu nie pasowało, że religia być po prostu MUSI. I albo im się uda z tego Oświecenia zrobić autentyczną religię, albo to jednak w sumie przegra.
A ruscy, jak ja to widzę, jadą wciąż na tych samych kompleksach, na tych samych agresjach i tej samej (azjatyckiej?) chytrości. Nie dostrzegam istotnej JAKOŚCIOWEJ różnicy między tym, co robił carat, i tym, co robią sowiety, z neo-sowietami włącznie.
Choć oczywiście "ilość przechodzi w jakość" i wtedy to było w sumie dość "dziecinne" i śmiechu warte... Oczywiście nie dla bezpośrednich sąsiadów i ofiar... A teraz to jest sprawa zupełnie globalna i Rosja, z "komunizmem" (którego jakoś żaden Mackiewicz, ani jego wielbiciel, nie raczył mi ZDEFINIOWAĆ), ma sporą, jak sądzę, szansę na ostateczny sukces. Sukces globalny, a nawet "kosmiczny".



Widzi Pan... wszyscy, albo niemal, jesteśmy nasiąknięci oświeceniowym prymitywizmem i wciąż zapominamy, że problemem każdego z nas - być może w sumie istotniejszym, niż zdobycie chleba z szynką na jutro, a na pewno istotniejszym od wakacji na Majorce - jest SENS WŁASNEGO ŻYCIA.

No i cóż może być w tej dziedzinie "lepszego", niż nie tylko "znalezienie sobie" fajnej religii, w którą daje się naprawdę wierzyć, ale po prostu zostanie DEMIURGIEM, stworzenie (bez cudzysłowu!) od nowa Ludzkości...

Kiedy w dodatku narzędzia same się pchają w ręce, kiedy ofiary wprost proszą o więcej i więcej, i kiedy niemal jedynym problemem jest paru innych buldogów, sorry - Demiurgów in spe! - którzy też kandydują do TOTALNEJ WŁADZY nad światem...
A jeśli nawet jakiś buldog przegra w tej walce, to przecież I TAK zrobił sporo w celu stworzenia tej Nowej Ludzkości, więc jakimś tam Demiurgiem i tak jest/będzie... A przecież indywidualna osobowość i tak na śmietnik, więc w sumie pełny sukces!
To gra - z ich punktu widzenia, bo nie np. z mojego - w której po prostu NIE SPOSÓB PRZEGRAĆ. Czy to nie słodkie?
Pzdrwm

 * * *

 triarius Feb 3, 2012 05:10 AM

Oczywiście, Pan swojego bydła nie hoduje. Ja też nie.

Nie chodziło o jednostki - nawet nie wiem jak wybitne, tylko o realne polityczne, globalne siły w obecnym świecie.

A więc na pewno US of A, Rosję, Chiny, Niemcy... A zapewne, w mojej ocenie, i Indie, mentalno-polityczną oświeceniową formację żydostwo-liberalizm-masoneria-ekumenizm-panekonomia...
Pana nikt do tego nie mieszał i sorry, jeśli tak to się dawało zrozumieć. Ale ja naprawdę tak to widzę, że każdy ostro tworzy to bydło - no bo niby jak tego nie robić, skoro trzeba by się dzisiaj z całych sił powstrzymywać? - starając się, by to było JEGO własne bydło, by jemu podlegało.
No bo na razie oczywiście WALKA O ŚWIAT toczy się nadal pomiędzy wielkimi graczami. Po prostu radziłbym na to spojrzeć jako na swoistą walkę buldogów nad dywanem, która może nam dać ostro w kość i w ogóle, ale jednak sprawą główną jest ta stała obróbka, której my, PROLE (także, jeśli nie najbardziej, właśnie prawicowe), jesteśmy poddawani.
To oni w sumie robią niemal wspólnie, coś jak melodia rozpisana na głosy, choć zapewne to tylko tak samo z siebie wychodzi.
I ta obróbka daje zadziwiające wprost wyniki. (Chyba że ktoś widzi jakie siły za tym stoją, i co stoi im naprzeciw - wtedy to aż tak "zadziwiające" nie jest.)
W każdym razie zanosi się na to, że "przetrwanie tych dobrze przystosowanych", delikatnie popychane w tę lub w tamtą stronę, upora się z nami - w sensie naszych "dusz", naszej ludzkiej godności, naszej wolności i czego tam jeszcze - sporo wcześniej, zanim buldogi wyklarują jakąś swoją wewnętrzną hierarchię i podzielą się światem. Co mnie osobiście wydaje się dość istotne.
Pzdrwm

* * *


@ jaszczur
Zdominowałem Ci dyskusję, tak? Mam się wynieść z tym do siebie?
Szczerze! Nie obrażę się.
Pzdrwm



 * * *


Ależ skąd!

Dyskusja jak najbardziej pożądana! Od teraz mam trochę czasu (zresztą piszę II część, która wyjdzie jutro albo w niedzielę, Inszallach) więc zaangażuję trochę więcej sił i środków.

Co do "żydostwa" i Żydów - to chyba nie jest jakkolwiek jednorodna grupa. I szczerze wątpię, czy Żydzi, jako "naród żydowski" uczestniczą w walce o światowy tron. Bo czy Bronstein, Rotschildowie i Rockefellerowie, Kissingery et consortes to żydowscy nacjonaliści? I z innej strony - czy David Ben-Gurion, Gołda Meir, Ariel Szaron to globaliści? Że nie wspomnę o takim Francesco Hermenegildo Franco y Bahamonde, który oprócz tego, że był Hiszpanem, był także Żydem, co zresztą szło rozpoznać po nazwisku. I małą dygresją: wcale nie był - jak go malują prof. Bartyzel z dr hab. Wielomskim (a za nimi nasza z Bożej łaski prawica) - jakimś dzikim monarchistą i restauracjonistą.

* * *

 triarius Feb 3, 2012 07:11 AM

Widzisz, z Żydami to rzeczywiście dość trudna sprawa. Może o parę rzędów bardziej skomplikowana, niż z po prostu krajami, czy siłami w rodzaju komunizmu.

Ale - choć oczywiście nie sprowadzałbym tego do żadnych genów, ani nawet nie do religii, która przecież już tak wielkiej roli nie odgrywa - to jednak istnieje coś takiego jak "Merkurianie" i istnieją jego piewcy... (Jeden taki nawet to określenie wymyślił.)

Żydzi NAPRAWDĘ z pewnych obiektywnych względów byli na samym froncie Oświecenia i zapoczątkowanych wtedy (jeśli nie przedtem) zmian! No a jak człek sobie poczyta Spenglera (żadnego tam antysemity czy rasisty!) i sobie pokompinuje w tym duchu, to jeszcze wiele ciekawych rzeczy na temat m.in. roli Żydów przychodzi mu do głowy.
Np. rzuciłem swego rodzaju (na tym biednym Forum Młodych przy niepopach) myśl, że - jak państwo terytorialne i post-dynastyczne jest naturalną formą państwa dla naszej Faustycznej K/C, tak samo być może globalną Partię Komunistyczną, a przecież w założeniu taką jest, należałoby interpretować jako naturalną formę "państwa" dla tej ichniej, żydowskiej, czyli b. późnej i mocno shybrydyzowanej, cywilizacji "Magiańskiej", czyli w sumie żydowskiej, bo reszta to głównie al kaida i fellahy...
Ilu jest w końcu dzisiaj Żydów na świecie? Parędziesiąt milionów? Góra, tak? No a banki, media, autorytety moralne i naukowe, "artyści"... Ja naprawdę nie jestem żaden żydożerca, a w młodości byłem łagodnym filosemitą, ale coraz mniej mi się to wydaje niewinne, nieistniejące i słodkie. Sorry!
I jeśli jednak to tworzy jakiś tam specjalny prąd w ramach, w końcu, naszej Zachodniej cywilizacji... No bo samo to by już dawno przestało istnieć ze starości... I jeśli jakieś starotestamentowe kompleksy czy ambicje mają jakąkolwiek siłę... Wiesz jak to działa - tak jak z tymi "rasowo czystymi" dzielnicami. Wcale nie trzeba jakichś wielkich "uprzedzeń etnicznych", wystarczają drobne preferencje, lojalności, co tam jeszcze...
Naprawdę nie chciałbym się koncentrować akurat na Żydach, bo to akurat pewnie najtrudniejsza część problemu, b. ryzykowny teren, a ja naprawdę nie mam żadnej takiej obsesji. Ta hydra ma sporo innych głów i można się zajmować nimi. Jednak całkiem tak bez znaczenia to także ta sprawa - mimo braku widocznej struktury, mimo różnych durnych, także "prawicowych", uproszczeń i bredni na ten temat, mimo zapewne braku jakiegoś jednolitego dowództwa...
Mimo tego wszystkiego nie wydaje mi się, żeby to całkiem nie było GRACZEM, i to WIELKIM, w tej całej grze. Tej, o której ja tutaj.
Pzdrwm

* * *



Panie Jaszczurze,

Nie, żeby mi to robiło wielką różnicę, ale skąd się wziął pomysł, że generał Franco był żydowskiego pochodzenia? Z której części jego nazwiska ma to wynikać?

Franco był wyłącznie obrońcą swojej własnej ojczyzny przed najgorszymi ekscesami bolszewizmu. Na nieszczęście Hiszpanii marsz przez instytucje trwał wszędzie poza jej granicami, więc jego reduta została w końcu zalana bolszewickim morzem.

(Na marginesie, czy może Pan powrócić do zwykłego szeregu komentarzy? Dla ludzi w moim wieku, to jest zbyt skomplikowane, żeby pojąć kto, komu i kiedy odpowiedział.)

 * * *


@ Michał Bąkowski


Że się wetnę...


Nie tylko gen. Franco (o którym akurat ja chyba nie słyszałem, o jego pochodzeniu znaczy), ale na przykład Św. Ignacy Loyola i Św. Teresa Dávila pochodzili najprawdopodobniej z przechrztów.


Samo w sobie interesujące, jak zawsze genealogie, ale co z tego by miało wynikać poza tym?


Jack Dempsey także miał sporo żydowskiej krwi w żyłach (poza irlandzką i indiańską). I co? Uczyniło to z niego mięczaka?
* * *
Panie Triariusie,

Nadal nie rozumiem, co ma Pan na myśli, mówiąc o hodowli bydła.

"Rosyjski imperializm"?? Wybaczy Pan, ale jeśli szajka opryszków podbiłaby Polskę i próbowała następnie podbić sąsiednie kraje, to czy nazwałby to Pan "polskim imperializmem"? Polska leżałaby przecież w gruzach. Podbita i rozbita. Gdzież tu miejsce na imperializm? Jest zupełnie możliwe, że nowi władcy chcieliby nazwać swój kraj "polską", że nie mieliby nic przeciwko oskarżeniom o "polski imperializm", ale śmialiby się z tego do rozpuku.

O definicji komunizmu pisałem obszernie i muszę Pana odesłać do tych tekstów (bardzo mi przykro). Jeśli nie chce Pan do nich zaglądać, co byłoby zrozumiałe, to proszę się zwrócić do p. Jaszczura, który także pisał o tym wielokrotnie.
 * * *



Na początek - przepraszam, że ja z Panem tak obcesowo dotychczas rozmawiał i w sumie nie za przyjemnie! Pan jest miły i sensowny człowiek, a tutaj człek już całkiem najeżony z tego wszystkiego dookoła... Naprawdę sorry!

Co do Rosji... Cóż, wydaje mi się, że Pan jednak trochę "sercem gryzie". To nie jest całkiem tak, że banda gangsterów opanowała i że w Rosjanach nie ma absolutnie nic, co by temu, i różnym innym ciekawym sprawom, sprzyjało. Jest rosyjska literatura... I ona sporo mówi o charakterze tego ludu.

ie twierdzę, że wyłącznie źle, albo że lud jest totalnie moralnie obrzydliwy - wręcz przeciwnie, Ruscy wydają się być, prywatnie, często uroczymi ludźmi.
Ale niech ich Pan spyta o Polskę, o słowiańszczyznę, o naszą wolność, katolicyzm i zachodniość... Po paru wódkach. (Przy okazji polecam tę słodką scenkę z "Małej Apokalipsy", którą Pan z pewnością zna, a gdzie właśnie o takie coś chodzi.)
Niech Pan pogrzebie w rosyjskiej duszy i wyciągnie (po paru wódkach) stamtąd nieco opinii i nieco ekspresji na temat Zachodu... I, jeśli to będą opinie pozytywne, entuzjastyczne nawet, to proszę się zastanowić, jak cienką warstewką to się w istocie tam rozkłada, i jak wykorzeniony jest ten ktoś. (Pomijając już ew. pochodzenie etniczne, które może być różne, ale często jednak bywa akurat...)
Pan, jak mi się zdaje, "sercem gryzie" i z przekonaniem uważa, że tak właśnie trzeba i że NA TYM WŁAŚNIE POLEGA TA NASZA WALKA. Ja widzę to niemal dokładnie odwrotnie. (Choć dla mnie nie ma polityki bez etyki, tylko że "etyka" to nie jest to samo, co "moralność", jak to rozumieją miłe staruszki, ministranci i czytelnicy Herberta.)
Za definicję komunizmu będę niepomiernie wdzięczny - serio! Mackiewicz, którego znam tak sobie, ale coś tam jednak się czytało, pisze o nim masę sensownych i interesujących rzeczy, ale jednak zawsze mi brakowało jednoznacznego określenia CO TO WŁAŚCIWIE MIAŁOBY BYĆ.
c.d.n. (bo zbyt długie dla Gugla)


* * *




c.d.

Bo bez tego wszelkie te nasze (jego raczej!) dyskusje, jak to Rosja (carska) nie ma nic wspólnego z CCCP, czy może ma, i wiele innych tego typu razgaworów, wydają mi się dziwnie i przykro jałowe.

Prywatnie (choć nie w tajemnicy bynajmniej) nadal uważam, i nadal głoszę, że "komunizm" to coś pomiędzy HODOWANIEM NOWEGO CZŁOWIEKA, NOWEJ LUDZKOŚCI - W SENSIE ABSOLUTNIE DOSŁOWNYM, "NAUKOWYM" I BIOLOGICZNYM i potwornie wyrafinowaną, potwornie wyewoluowaną i POTWORNIE NIEBEZPIECZNĄ (bo "wiralną") formą (WIELKO) ROSYJSKIEGO imperializmu. (Którego naturalnym celem i ofiarą jest umierający z przeżarcia, nudy i starości Zachód.)
Definicje, jak Pan z pewnością świetnie wie, to sprawa poniekąd arbitralna, a nie obiektywnie dana, więc dlatego mamy tutaj "pomiędzy". Gdzieś można, i pewnie trzeba, sobie na tej osi ów punkt, do którego określenie "komunizm" się odnosi, ustawić.
Jednak jestem dziwnie przekonany, iż mnie akurat definicja Mackiewicza - ani nikogo innego myślącego, jak on, w sumie w kategoriach "moralnych" i "idealistycznych" (i ja to mówię? spenglerysta?!), całkiem bez "wulgarnej" biologii, wulgarnej ewolucji... nie przekona.
Po prostu wciąż ślizgamy się po samej powierzchni zjawiska, moralizujemy, gubimy się we fioriturach i ozdobnikach... Kiedy sama rzecz jest zarówno o wiele prostsza, jak i o wiele bardziej skomplikowana. No i oczywiście o wiele chyba trudniejsza do mentalnego zaakceptowania, bo to chyba po prostu summa i apogeum ludzkiego tragizmu do kwadratu.
Co do definicji komunizmu u Jaszczura, to zawiadamiam, że mam dysleksję i może mi być trudno, jeśli to coś prawniczego, moralnego, geopolitycznego, czy coś w tym stylu. Cóż jednak jest nie tak z moją definicją? A właściwie jej szkicową wersją? (Odcinkiem osi, zamiast punktu.)
Mnie się ona wydaje o wiele lepsza i o wiele płodniejsza od wszystkiego, o co w moim długim życiu choćby otarłem. Choć na razie to "odcinek", a nie "punkt", to możemy się choćby w tej chwili umówić i zrobić z tego "punkt", prawda?
Gdyby inne definicje miały jakiś sens i wdzięk - czyż prawica wpadałaby tak bez przerwy w rewelacje typu "wolny rynek vs. socjalizm"? Albo "monarchia z Bożej łaski vs. herezja suwerenności ludu"? (O których już wspominałem, ale b. mi się nadal to podoba i chyba słusznie, bo głębokie.)
Widząc w tym rzekomą ISTOTĘ tego, co się dzieje i tego Z CZYM MY WŁAŚCIWIE PRÓBUJEMY WALCZYĆ? Wątpię!
Pzdrwm


 * * *


Panie Triariusie,
Genealogie są z pewnością ciekawe, ale to nie to samo, co grzebanie ludziom w genach. Jest bardzo prawdopodobne, że wielki inkwizytor Torquemada był pochodzenia żydowskiego, co jest zdumiewającą ciekawostką, ale nic więcej. Jego pochodzenie niczego nie tłumaczy, niczego nie rozjaśnia, ponieważ nie jesteśmy zdeterminowani w naszych wyborach, ale wolni.
Kiedy mówi się o charakterze ludu rosyjskiego albo o „duszy rosyjskiej", to można mieć na myśli pewien skrót myślowy, generalizację, która ułatwia komunikację, ale kiedy nadaje się tym zjawiskom rangę „bytu", to przestaje być zabawne. Narody duszy nie mają. Kropka. Charakter tłumu nie determinuje pojedycznych osób w tym tłumie. Anglicy mają być rzekomo flegmatyczni, ale czy widział Pan angielskich kibiców piłkarskich? Ci sami ludzie idą wszakże na mecz rugby i do głowy im nie przyjdzie zachowywać się tak jak oglądając piłkę nożną. Jaki jest więc „angielski charakter" wyłaniający się z tych sytuacji? Anglicy uważają, że alkohol jest wszystkiemu winien, ale najwięcej alkoholu wypijają w Anglii kibice krykieta i tenisa i nie ma tam żadnych awantur. Więc gdzie ten „charakter narodowy”? Nie, ludzie zachowują się, myślą, wypowiadają, pod wpływem całej miriady różnorodnych wektorów, które pchają ich w przeciwnych kierunkach. Jeżeli życzy Pan sobie, jakoś je wypośrodkować i powiedzieć, że charakter ludzi zamieszkujących stepy będzie inny niż charakter górali, to ja się chętnie zgodzę, ale z poprawką, że żaden z tych górali nie jest zdeterminowany swym otoczeniem i tym przeważającym charakterem.
Wracając do „Rosji”, to nawet przyjmując roboczo, że istniała jakaś „dusza rosyjska” za carów, to „dusza sowiecka” – co oczywiście jest nonsensem, bo homosos nie ma duszy – jest jej przeciwieństwem. Proces sowietyzacji na tym właśnie polega, że wykuwa nowego człowieka, który nie pyta, nie docieka, nie szuka Boga ani nie grzebie w duszy, ale przyjmuje, co m podano.
O trudnościach z definicją komunizmu, które nb. nieodłącznie wiążą się z tzw. kwestią rosyjską, pisałem wielokrotnie na stronie Wydawnictwa podziemnego. Nie ośmielałbym się polecać swoich własnych tekstów, ale skoro Pan jest tak dobry, żeby zapytać, to skieruję Pan do tylko trzech z nich:
Rosja czy sowiety
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/12/rosja-czy-sowiety/
Smutno mi, Boże!
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/21/smutno-mi-boze/
Co to jest komunizm? – czyli ciag dalszy przybijania kisielu do ściany
http://wydawnictwopodziemne.com/2009/10/26/201/
Na ten sam temat pisał także nasz gospodarz. Pokrótce: problem w tym, że każda próba definicji służy tylko bolszewikom jako kolejna warstwa dezinformacyjnej papki, a więc ich wrogowie z najlepszymi initencjami przyczyniają się tylko do zwiększenia konfuzji, próbując przybić ten kisiel do ściany. Nie mam na myśli ludzi pokroju Korwina czy prezesa W, bo oni nie są na poziomie, nie potrafią objąć konsekwencji swoich własnych założeń.
* * *

Mam dość tego formatowania "drzewek" i odtąd wklejam resztę jak leci. I tak się dziko namęczyłem. Teraz to dopiero będzie "warts and all"! (A nie, nie jest aż tak strasznie. I nawet mamy teraz ikonki-avatarki. No to po co ja się dotąd tak upiornie męczył?!)

* * *

    1. Co do genów, to ja się zgadzam. Całkowicie nawet. Co do "narodowego charakteru" w zasadzie też. Co jednak nie oznacza, że i CYWILIZACJE nie mają swego charakteru!


      (Choć Rosja to dla Spenglera JESZCZE nie wysoka Kultura, a coś co ew. by mogło się nią stać, niedługo... Nie mówiąc o Cywilizacji, w specyficznym szpęglerystycznym sensie. No a Pan Tygrys określa to coś jako "Barbarzyńców A". Ale to tylko na marginesie, co do terminologii.)


      W każdym razie takie twory - a już szczególnie coś tak głęboko "zarażone" cywilizacją (w sensie ogólnie przyjętym) Zachodu - z pewnością MA swój "charakter", swoje widzenie świata, swoje narowy, swoje ambicje, cele i fobie.


      Argument, że "komuch nie ma duszy" jest, jak sam Pan wie, raczej słowną sztuczką. Komunizm zresztą, a na pewno ten w kacapskiej wersji, ma w sobie sporo z religii. (Jak i zresztą Nauka, Postęp, Prawa Człowieka, Demokracja "u nas", a co dopiero wszystko to razem!)


      Łatwiej by mi to chyba było wytłumaczyć na Żydach i Ameryce, choć naprawdę nie chciałbym wyjść na gościa z taką obsesją. Ale widzi Pan... Jednak łatwiej, więc od tego zacznę.


      Względnie psychicznie zwarta (choć absolutnie luźna organizacyjnie) ideowo grupa ludzi, w miarę solidarna, względnie wsobna matrymonialnie, mająca pęd i jakieś talenta to zajęcia wpływowych i dowódczych pozycji... No a przecież ilu jest tych Żydów na świecie, a ilu Michników, Madoffów (czy jak mu tam), Bernanków, Barbr Streisand, Greenspanów, Al Gorów, Margareth Allbright, Cohn-Benditów, Polańskich! Et tutti quanti, a imię ich jest MILION. Prawda?


      No i jeśli taka grupa, jakoś tam spójna, powiedzmy ma pewne "preferencje", żeby to tak określić, co do jakichś aspektów naszej (albo i nie) cywilizacji... W której uczestniczy na uprzywilejowanych niejako warunkach... Np. nie znosi, powiedzmy, państwa narodowego - tego powstałego w wyniku dawnych dynastycznych układów i terytorialnego jak cholera...


      Bo woli... Co tam woli, można by długo i dlaczego, ale na razie może nam wystarczyć, że woli jakąś "dobrowolną" organizację, nieterytorialną, ideową...


      Jak... Partia komunistyczna, na przykład. ;-)


      Albo jak ponadnarodowa korporacja. Albo jak ponadnarodowa organizacja -jakiś ONZ czy Europejska Unia. A w każdym razie albańskie Kosowo, Wolny Śląsk... A nie Serbia czy Polska.


      No a jak ma jakiś w miarę wspólny interes, no to także podciąga go pod te rzekomo ociekające humanitaryzmem i wszystkim co piękne i wzniosłe zasady. Np. w interesie swego - kontrowersyjnego nawet, a nawet właśnie dla wielu "własnych", TERYTORIALNEGO I CAŁKIEM W ZACHODNIM NIBY STYLU PAŃSTWA.


      W końcu czemu nie? Skoro dają? Prawda?


      To akurat nie było o Rosjanach, tylko o tych drugich, a w dodatku tylko liźnięte całkiem po wierzchu. Ale przypuszczenie, że Rosjanie mają SPECJALNY stosunek do władzy i swojego państwa, które kochają raczej tak, jak żona bijącego je alkoholika... I że satysfakcji oczekują nie w jakichś tam liberalnych rozkoszach przyszłego raju, co ja akurat łatwo rozumiem, tylko w tym, że w końcu to jednak "MY" zwyciężymy, "MY" upokorzymy, i "MY" napiszemy sobie historię na wieki wieków, w której to "MY" będziemy nadludźmi...


      Bo przecież obiektywna prawda to zachodnie kłamstwo, a Zachód to zgraja bezdusznych i bezbożnych pedałów. (Co akurat nie jest dziś bardzo dalekie od prawdy.)


      I niech takie coś sobie rezydualnie w psychice egzystuje... To jaką Pan będzie miał wypadkową? Jaki tropizm? Jakie skutki?


      A do tego jest takie coś, jak stałe, lub prawie, metody i sposoby rekrutowania elit, tych elit cele i metody...


      Nie da się ukryć - ROSJA MA SWÓJ SPECJALNY CHARAKTER i, niezależnie od "wiary" w istnienie duszy wśród większej czy mniejszej ilości aktualnie żyjących Rosjan, ma też swoje cele, styl działania (Smoleńsk), ukochanych wrogów i ukochane ofiary...


      Wiem, że to było tylko malutko i pewnie nikogo nie zdążyło przekonać, ale ja to właśnie jakoś tak widzę.


      Pzdrwm
  1. Nie. Argument, że homosos nie ma duszy, nie jest wcale sztuczką słowną, a raczej próbą zwrócenia uwagi, że proces sowietyzacji polega na wyplenieniu z człowieka tego wszystkiego, co za duszę może uchodzić. Najpierw przez bestializację, a potem mechanizację; poprzez rozpętanie zwierzęcych instynktów, do spętania maszyny. Nie na darmo mówi się o "bezdusznej maszynie". Komunizm nie ma w sobie nic z religii, oprócz tego, że jest religii karykaturą.

    Nie mam pojęcia o jakiej spójności Pan mówi. Jaka jest spójnia między Romanem Polańskim i Bernie Madoffem?? Co ma wspólnego Adam Michnik np. z Bobem Dylanem?? Niechęć do narodowego państwa?? Nie trzeba do tego być Żydem (skąd ta dziwna nieśmiałość? skąd nagle "ci drudzy"?). Polska była tak długo potężna, jak była wielonardowa. Ale co ważniejsze dla mnie, była wówczas atrakcyjna; jej państwowa zawartość była piękna. Kiedy powoli, przez wieki (z bardzo różnych i często racjonalnych pozornie przyczyn) zacieśniła się do pojęcia polskości, kiedy ateistyczny cham, Dmowski, wyłożył bluźnierczą formułkę "Polak-katolik", stała się czymś wrogim i przeciwstawnym pojęciu Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

    No, więc ja nie wiem, o czym Pan mówi, bo ja kocham tamtą Polskę, w której było miejsce dla Żydów i Rusinów, dla Polaków i Niemców, dla Szkotów i Francuzów, dla Litwinów i Prusaków; kocham Polskę, która przyciągała uciekinierów skądinąd, a nie tworzyła krocie emigrantów.

    Ponadnarodowe organizacje nie służą Żydom - co w ogóle jest absurdalne - ale bolszewikom. Z tą różnicą, że ich interesuje nie tyle ponadNARODOWY ich charakter co ponadPAŃSTWOWY.

    Przypuszczenie, że "Rosjanie mają SPECJALNY stosunek do władzy i swojego państwa, które kochają raczej tak, jak żona bijącego je alkoholika", jest, wybaczy Pan, na tym samym poziomie, co twierdzenie, że Polacy są durni, bo większość z nich to sprzątaczki.

    Ale najgorsze w tym, co Pan powiedział powyżej, są słowa o "metodach i sposobach rekrutowania elit, tych elit celach i metodach"... No, wie Pan, takie rzeczy robili Hitler i Stalin. Elity "rekrutuje się" wyłącznie w totalitarnym systemie, bo do elity zaliczać się może wyłącznie ten, kto podpisuje się pod podaną prawdą. W wolnych społeczeństwach elity wyłaniają się samoistnie. Nie mają metod ani celów - po prostu są. I rzadko kiedy nazywają siebie same elitami, bo to jakoś nie wypada...


    1. Dzięki za kochanie Szkotów - jako MacLeod w 1/32 (and proud as hell) naprawdę doceniam. Ale tamta Polska to był kraj, który w haniebny sposób stracił wolność, o wielkości już nie wspominając, za co my tutaj - hańbą i cierpieniem od stuleci płacimy.

      Wiem że to mało słodkie, ale tak właśnie to widzę, przykro mi.

      Co do reszty, to raczej się nie zgadzam. Co nie zmienia faktu, że cenię, nawet bardzo, Dylana, cenię też bardzo Knoppflera... I sporo innych. Co jednak (znowu!) nie zmienia pewnych faktów, na przykład tego, że NAWET ONI jakoś nigdy nie bywają prawicowi, w sensie, jaki ja nadaję temu słowu (ze sporym marginesem, ale na pewno nie np. Korwin).

      A przecież nie mówimy o nich, prawda? Ani o muzyce.

      Związki między Madoffem i np. Ms Allbright jednak jakieś są, koro ich jest niewiele milionów, chyba mniej niż np. Irlandczyków, a jednak...

      Jednak JA NAPRAWDĘ NIE O TYM! NIE O NICH!

      Po prostu widzę (proszę bez urazy, ale cóż, amicus Plato itd.), że Pan taki oświeceniowy człowiek. Wszystko proste, racjonalne, zasada przyjemności, własny interes... A jak to nie działa, no bo i nie działa, chyba że człek głuchy, ślepy i durny... To się doda - a to "imperatyw moralny", a to "miłość bliźniego swego", a to "świecką świętość Jacka Kuronia", a to "prostą przyzwoitość", a to "elementarną wiarę w ludzi"...

      A to tak nie działa - po prostu, przykro mi!

      To jest dokładnie to, co my z kumplami, np. z Arturem M. Nicponiem, nazywamy "gadaniem Michnikiem". W sumie gadać całkiem to samo, tylko tu i ówdzie odwrócić wektory.

      Przykro mi, ale np. pogląd, że z zarośli wyskoczyło nagle paru bandziorów i sterroryzowali spory kawał świata na niemal sto lat, a potem na jego grzbietach jeszcze parę razy większy, wydaje mi się tak naiwny, że aż rozczulający!

      Naprawdę nie chcę być niemiły i pozdrawiam Pana jak najgoręcej! Po prostu chyba się nie dogadamy, bo ja dla Pana zawsze będę "irracjonalistą" (zapewne "z nożem w zębach"), a Pan dla mnie chyba, niestety, zawsze będzie "naiwnym dziecięciem Oświecenia, ew. podlanego bezkrwistym deizmem udającym katolicyzm".

      Chyba, żeby się coś zmieniło w czyichś poglądach, albo może otwartości na przeciwne i mocno obce. Ale to chyba mnie nie spotka, bo ja człek wiekowy i pół wieku mi dochodzenie zajęło do tych, co je właśnie mam.

      Pozdrawiam czule
      Usuń na zawsze
  2. Mówi Pan, że jakiś związek między nimi jest, ale jaki?? Tego Pan nie mówi. Co do lewackości Dylana czy Cohena, to są tak samo lewaccy jak cała współczesna nam pop-kultura, czy Lennon tez był Żydem?

    Ja ani oświeceniowy człek (tfu!), ani święcę świecką świętość Kurwonia (tfu!), więc niech Pan nie gada głupstw, tylko mówi wprost, bo ja przestaję cokolwiek rozumieć.

    Rozumiem, że rozczula Pana wizja bandziorów wyskakujących zza krzaka, ale mnie nie rozczula. Mnie to wkurwia.


    1. Mnie też wkurwia, tylko że to nie o to tu chodzi, bo świat po prostu nie tak działa i tyle.

      Nie ma tak, że gromadka bandziorów - nie dysponujących w końcu żadnym sprzętem o dwa choćby wieki wyprzedzającym to, czym dysponuje otoczenie - może po prostu wyłącznie bandyckim terrorem opanować szóstą (chyba) część globu. A potem, na jej grzbiecie, jeszcze sporo. Tak życie po prostu nie wygląda!

      Nie ta skala po prostu, pomijając już, że "wolny rynek" (w najszerszym nawet oświeceniowym rozumieniu) nic praktycznie w historii nie wyjaśnia. I nigdy nie wyjaśni. A Pan - nie sam jeden oczywiście, bo to jest cały prąd intelektualny, w pewnym sensie nawet "dominujący" - wyraźnie zdaje się myśleć, że to jest właśnie wyjaśnienie wszystkiego.

      Nie spiskowe teorie; nie mentalność różnych tam ludów; nie propagowanie się pewnych nastawień poprzez rodzinę, środowisko... Geny mogą nie mieć znaczenia, albo niemal, ale jednak wciąż np. Żydzi rodzą się i wychowują w rodzinach żydowskich, tak samo jak powiedzmy Ukraińcy w ukraińskich, a nie portugalskich. I to ma pewne znaczenie, jeśli się uwzględni mechanizmy statystyczne i "systemowe".

      Ale ci Żydzi w sumie byli nam tu całkiem niepotrzebni, bo najważniejszą - dla mnie oczywiście - kwestią było to "hodowanie nowych ludzi, czyli udomowionych bydląt", a jedna głowa tej hydry mniej, czy jedna więcej, to sprawa stosunkowo drugorzędna. Choć tutaj, dla mnie, jest jednak niezły kompleks: dzieci Oświecenia, US of A, masoneria, liberalizm, prawa człowieka...

      No i to właśnie. Ale to nie jest najważniejsze, choć piekielnie interesujące, ponieważ jakby bardziej "wirtualne" i bardziej polegające na informacji, niż np. Rosja czy inne Niemcy.

      Tak przy okazji, to oczywiście nie "paradygmat moralny", ino "IMPERATYW"! Głupio się pomyliłem z tym Kantem. (Coś mnie ostatnio paradygmaty prześladują.)

      A w ogóle, to miałbym do Pana prośbę, czy może pytanie...

      Chciałbym mianowicie wykorzystać tę dyskusję (jeśli można to tak nazwać) na swoim blogu, bo rzekłem tu kilka rzeczy, których dotąd nie rzekłem, co najmniej to o hodowli uważam za PO PROSTU NAJWAŻNIEJSZĄ KWESTIĘ dla różnych takich młodych (?), zajadłych, prawicowych intelektualistów, z jakimi ja staram się pracować...

      A jestem upiornie leniwy i nie znoszę się powtarzać - to znaczy pisać czegoś dwa razy, albo choćby pisać czegoś, co już dokładnie przemyślałem. Zbyt nudne i nużące.

      Naprawdę nie chodzi o żadne tam "triumfowanie" nad kimkolwiek, a po prostu o te (moje, nie ukrywam) myśli. O hodowli, ale, choć Panu tak się nie podobają, także i o tych co ich nie ma, ale są, i nic nie znaczą, choć... Sam Pan wie. To też było, moim skromnym, interesujące.

      Zresztą to o Rosji, komuniźmie i bandytach wyskakujących z krzaków też. (A co w sumie nie było?)

      Nie znam się na prawie i dyplomacji, nie wiem, czy mam moralny obowiązek Pana pytać, skoro to i tak "publiczne", ale pytam i jeśli Pan postawi veto, to Pańskich wypowiedzi, co najmniej, nie będzie w moim blogowym wpisie. Zapewne nie będzie nic (Konowicz się kłania!), albo napiszę coś od nowa, z bólem, ale sam.

      Co do bezsensowności naszej ew. dalszej dyskusji - to proszę bez urazy! - mnie się ona całkiem podoba, po prostu wydaje mi się, że nasze wyjściowe pozycje, aksjomaty, widzenie świata, są tak różne, że trudno by nam było dojść do jakichś obustronnie akceptowalnych wniosków o jakiejkolwiek wadze. Ale, jeśli Pan ma ochotę, to czemu nie? Można próbować.

      Pozdrawiam wylewnie i polecam się na przyszłość
    2. Nigdy nie twierdziłem, że Pan święci świecką świętość! I serdecznie przepraszam, jeśli to się tak dało zrozumieć!

      Chodziło mi po prostu o to, że mamy prosty, logiczny, elegancki nawet system - taki układ słoneczny Newtona przeniesiony na ludzkie sprawy... No bo czym była w końcu oświeceniowa liberalna myśl, jeśli nie w dużej mierze tym właśnie?

      Ludzie osobni, racjonalni; prawda dostępna, jeśli się człek wysili; wolny rynek; zasada przyjemności (wiem, że sama nazwa jest późniejsza!); trójpodział władzy; państwo minimalne; społeczeństwo obywatelskie; równość wolność braterstwo (a dla "prawicy" to nie, ale jak poskrobać... ;-)

      No i potem jednak się widzi, że to za cholerę tak nie działa... Że miliony ludzi daje się, czasem nawet z zapałem, zabijać za różne irracjonalne głupoty - ojczyzny, wiary, przesądy, honor (cóż to jest?!)... A za "wolny rynek" jakoś nikt... Wot zagwozdka!

      No to się dodaje: święta świeckość; schizofrenia bezobjawowa (byłbym zapomniał!); nerwica (ditto, a mistrzem w stosowaniu tego pojęcia jako obelgi Mises); imperatyw moralny; "ludzie są jednak z natury bezinteresowni" (mistrzowskie!)... I inne takie.

      Całkiem jak epicykle dodawane do systemu Ptolemeusza - też eleganckiego i z założenia prostego - w miarę, jak nie pasowało. Pan tego całkiem nie dostrzega?

      No i o go mi chodziło - że się ludzie trzymają tego "prostego i eleganckiego modelu", nie zauważając, bo nie chcą, że na każdym kroku muszą go, doraźnie, ad hoc, sztukować i łatać czymś, co akurat się da wpasować. A potem dalej go głoszą, bo PROSTY, LOGICZNY I NIEPODWAŻALNY! ;-)

      Pozdrawiam
  3. @ jaszczur

    Słuchaj - chętnie bym tę moję dyskusję z panem Bąkowskim i (krótko) z Tobą wkleił na swego bloga. No bo rzekłem tam parę rzeczy, które moje chłopcy powinni, moim skromnym, usłyszeć, a jestem leń i nie znoszę się powtarzać.

    Jeśli pan Bąkowski nie złoży veta, bo go o to pytałem.

    Oczywiście z linkiem i rekomendacją Twojego tekstu.

    Powiedz, czy się zgadzasz, OK? W razie czego przeżyję, więc się nie zmuszaj!

    Pzdrwm
  4. Panowie!

    Mnie tu do tablicy wywołują, a tu taka zima, że internet mi zasypało!

    Triariusie - moja definicja komunizmu jest w dużej części (i uważam, że nie bez realnych podstaw) inspirowana tym, co wyżej podawał Pan Michał (ale też wcześniej to samo pisał np. Darski). I ani w niej jakiegokolwiek śladu "prawniczego" myślenia itp:). Komunizm to - w największym skrócie, jeśli są jakieś pytania to... - teoria i praktyka totalitarnej władzy, która zakłada właśnie wyhodowanie nowego typu człowieka. Ideologia, świecka religia (czy jak pisał wyżej P. Michał - karykatura religii) - służące gł. nadaniu temu całemu (tfu!) przedsięwzięciu sensu - to sprawy ściśle i logicznie z tym właśnie powiązane.

    Tutaj linek: http://jaszczur09.blogspot.com/2010/11/woko-teorii-komunizmu-ciag-dalszy.html , zresztą zgrabniej podsumował to Amalryk: Dopiero po dłuższym namyśle zauważyłem, że komuchy do wysadzenia w powietrze aktualnego systemu władzy zawsze bedą potrzebować jakiegoś "proletariatu"! Obojętny jest jego rodowód, poziom intelektualny, wykształcenie, skład narodowościowy czy rasowy! Lumpy, pariasi, bezrobotni, a jak tych zabraknie to: kurwy i złodzieje czy choćby aborterki i sodomici - wsio rawno! Podobnie jest z tymi socjalnymi pierdoletami, przecież aktualnych posiadaczy, (poza nielicznymi umysłowymi dewiantami, którzy zawsze sie trafią), nie przyciągną do siebie tym że chcą zrobić z nich nędzarzy! Więc jedziemy: Ziemia - chłopom! Fabryki - robotnikom! Burdele - kurwom! (Oj! Chyba się zagalopowałem - ale w sumie, w głównym nurcie.)Etc, etc... W zasadzie obiecaja wszystkim i wszystko, byle tylko ucapić władzę! Ale gdy już ucapimy... Nooo! To się bydełko dopiero dowie, które pół dnia dłuższe! Żywi władzy nie oddamy! Nigdy! I to jest prawdziwe hasło komunizmu, a nie jakiś bełkot dla debila; "Proletariusze wszystkich krajów itd.." - parodia!

    Oczywiście w każdym - współczesnym czy historycznym, społeczeństwie są jednostki, mężczyźni i kobiety, które są na tyle zemoralizowane, że zachowałyby się wobec swych bliźnich jak oszalałe bydlęta, gdyby tylko pozostawić im wolną rękę. Ale istnieje tylko jeden konsekwentny, metodyczny i dopracowany system, który świadomie i bez żadnych zastrzeżeń powierza władzę psychopatom i wszelkiej maści zdegenerowanym szumowinom, zwalniając ich od wszelkiej odpowiedzialności - tym systemem jest współczesny komunizm.


    I nie uważam, żeby analizy jednego z twórców przedwojennego polskiego wywiadu traciły przez swój "idealizm" - on po prostu pisał "Metody ekspansji komunizmu" z punktu widzenia rzymskiego katolika (trochę bardziej rzymskiego i trochę bardziej powszechnego nawet, niż dzisiejsi) i polskiego patrioty. Swoją drogą - czy z "irracjonalistycznego" punktu widzenia? Jak najbardziej!

    Komunizm a rosyjski imperializm. Komunizm (komunistyczne struktury władzy) musiał, po prostu musiał dostosować się do warunków lokalnych żeby przetrwać a dalej, żeby podbijać nowe terytoria i nowe ludy. Przegryzienie się komunizmu/bolszewizmu z przedrewolucyjnym imperializmem rosyjskim nie jest, gdyby się przyjrzeć bliżej, żadnym wyjątkiem. Bo również i cała (z bardzo małymi wyjątkami) polska powojenna prawica, polski powojenny patriotyzm wzięły się z peerelu. W taki czy inny sposób; czy to jako wytwór, czy to jako przetwór.

    Co do kopiowania i powielania powyższego - ja ze swojej strony się zgadzam, czekamy jedynie na to, co powie P. Michał.

    Pozdrawiam, c.d.n.
    Odpowiedz
  5. Panie Michale,

    Nie musi Pan wyliczać mi zasług caudillo, którego uważam za najwybitniejszego polityka XX wieku. A który też niewiele mógł zdziałać ze względu nie tyle na postępy komuny, ale także indolencję, tchórzostwo i pedalstwo (bez przeproszenia, bo to opis) USA i Wielkiej Brytanii. Które z kolei wynikało (i wynika nadal, ale to już inny temat) z pewnych przypadłości kultury/cywilizacji zachodniej, o których napomknął tutaj Triarius.

    Właśnie nazwisko Franco (choć zaznaczam, że z hiszpańskiego rozumiem jedynie tyle, co jest wspólne dla wszystkich języków indoaryjskich) sugerowałoby jego pochodzenie od przechrztów. Ale czy to miałoby o czymkolwiek stanowić?
  6. Chciałbym Pana dobrze zrozumieć. Czy nie na tym polega dyskusja? Wypowiedział Pan interesującą opinię, że "nie idziemy dość głęboko, mówiąc o "komuniźmie", "podboju świata", "totalitaryźmie" i innych takich, jeśli nie uwzględnimy tego czym naprawdę to jest". Tak się składa, że nie mam monopolu na prawdę i chętnie zostanę poinstruowany, bo jeśli ktoś wykaże mi, że się mylę, to odtąd przestanę się mylić, więc podziękuję z pocałowaniem ręki. Pragnąłem więc zrozumieć, jaką głębię pominąłem, na co powiedział Pan: hodowlę bydła. Kiedy drążyłem dalej, to napisał Pan o Żydach i masonach, a na moje zdziwienie odparł, że jestem naiwny. Ja akurat nie uważam naiwności za wadę, bo naiwnym można być na różne sposoby. Zarówno Pan nasz, Jezus Chrystus, jak i Sokrates, którego Pan nie lubi, byli zdecydowanie naiwni. Można być naiwnym z otwartymi oczami albo naiwnym ślepcem, zaślepionym swoją własną ideologią, do punktu w którym pragnienia zastępują rzeczywistość. Otóż jeżeli Pan naprawdę twierdzi (a jest możliwe, że czegoś nie pojąłem), że istnieje jakaś tajemna spójnia pomiędzy Żydami, dlatego tylko, że są Żydami, że Polański i Madoff to sitwa, że Juliusz Margolin i Adam Michnik to spisek - to ja twierdzę stanowczo, że Pan jest naiwny. Naiwny jak dziecko. Nie tygrys, ale kociak. Miau.

    Michnik jest komunistą i jego pochodzenie jest mi obojętne, oprócz tego drobiazgu, że jest polskim komunistą i przyczynia się do kontynuacji prlu. Juliusz Margolin był antykomunistą i jest mi obojętne jego pochodzenie, choć jest mi bliski, bo związany z tą samą ziemią, z której ja przyszedłem i którą kocham jako swoją ojczyznę. Pewnie nie słyszał Pan o Margolinie. Rzadko kto słyszał, ponieważ był antykomunistą. Nikt nie chciał wydać jego książki o kraju zeków, bo były w niej między innymi niewygodne porównania, gdzie żydowscy więźniowie gułagu słuchali o reżymie w obozie w Dachau w 1937 roku, jakby to była opowieść o hotelu. Niewygodne dla lewaków wszelkiego autoramentu, niewygodne dla syjonistycznego lobby, ale - o zgrozo! - niewygodne także dla Pana. Niechże się Pan przebudzi! Przetrze oczy i spojrzy na świat wokół. Ten świat nie pasuje do Pańskich aksjomatów, a nie jest Pan przecie heglistą! Nie powie Pan: "tym gorzej dla faktów..."

    Ja nie mam nic przeciwko, żeby publikował Pan dyskusję. Dyskusja jest krwioobiegiem życia intelektualnego. Coż nam innego zostaje, jak nie dyskusja? Mam tylko nadzieję, że nie publikuje Pan w salonie24 ani w blogmedia24, bo ja do burdeli nie chadzam.


    1. Nie grzebałem nikomu w genach, ani nawet w spodniach. Żydzi nie byli w moim wywodzie najważniejsi, ale ów "konglomerat", dzięki któremu mamy "propagowanie demokracji", "wolny przepływ ludzi i kapitałów", "multi-kulti" (nieważne, że to akurat chyba z niemieckiego), RELIGIĘ HOLOCAUSTU... No i Wielkiego Szatana, wedle niektórych na pasku Małego - to po prostu cholernie interesująca sprawa!

      Bardziej, dla mnie, niż banalnie terytorialna (no, niemal) Rosja czy inne Sowiety. Może niepotrzebnie o tym rzekłem, ale to nie jest całkiem nie na temat - po prostu może było źle dydaktycznie.

      A teraz szybko, z głowy: ILU PAN ZNA IRLANDCZYKÓW? No to dziękuję, dla mnie wszystko jasne! (I oczywiście nie ma to wiele wspólnego z genami, czy ze składnikami macy.)

      I nie mówię o Żydach, których by ktoś (ja?) ROZSZYFROWAŁ I WYKRYŁ, ino o takich, którzy się za nikogo innego nie podają. (I niby dlaczego by mieli?)

      Swoją drogą - i cudnie, że Pan mi przypomniał - określenie "Szkoła Frankfurcka", mówi to coś Panu? Wywołuje jakieś emocje? Skojarzenia? Niepokoje?

      No a za zgodę na pokazanie tej rozmowy milionom (da Bóg!) oczywiście serdecznie dziękuję!

      Pzdrwm i polecam się łaskawej pamięci, albo inie tylko!
      Usuń na zawsze
  7. Panie Jaszczurze,

    Przepraszam, powyższy tekst jest pod adresem p. Triariusa. Tylko nas dwóch tu było przez jakiś czas.

    Nie wyliczałem niczego dla Pana, Pan na pewno wie lepiej ode mnie. Raczej dla siebie: Franco był zbawcą swojej ojczyzny, niezależnie od pochodzenia, ale nigdzie nie słyszałem, żeby był pochodzenia żydowskiego. Polacy mają feblik na temat grzebania w genach. Kiedyś przeglądałem antysemickie blogi prlowskie i zdumiało mnie, że Żydami wydają im się wszyscy, którzy cokolwiek sobą reprezentują. Żydem miał być - wedle tych kretynów - Słowacki, Mickiewicz, Chopin. Jesli tak jest, to może syjoniści mają rację, może rzeczywiście Żydzi są "lepsi"? Jaka szkoda, że nie jestem Żydem!
    1. Panie Triariusie,

      Jeżeli oskarża Pan nacjonalizmy o podtrzymywanie bolszewizmu, to ja się całkowicie zgadzam. Syjonizm jest jednym z nacjonalizmów i to równie nieprzyjemnym co nacjonalizm polski. Będąc Polakiem, czuję się zobowiązany zwalczać zło mnie samemu najbliższe, a więc polski nacjonalizm. W odróżnieniu atoli od endeków, mam prawo krytykować żydowski nacjonalizm, podczas gdy w ustach endeckich to brzmi kretyńsko, bo oskarżają innych o to, co robią sami.

      Irlandczyków znam bardzo wielu, przypuszczam, że o wiele więcej niż Pan - tylko co to ma do rzeczy? Irlandzki nacjonalizm jest jednym z najpodlejszych na tej ziemi.

      I dlaczegóż miałbym się niepokoić szkołą frankfurcką bardziej niż jakąkolwiek inną bolszewicką jaczejką?? Rozumiem z Pańskich aluzji - bo dlaczegoś nie chce Pan mówić wprost - że "propagowanie demokracji" to jest żydowski spisek, czy tak? A dlaczego nie szkocki? Cameron jest Szkotem. Dlaczego nie węgierski? Sarkozy jest Węgrem. Gdyby Pan mieszkał w Libii i był ofiarą zwycięskiej demokracji, oskarżałby Pan Żydów?


      1. Cameron? A Blair niby nie był? Szkotem znaczy? ;-)

        Połowa brytyjskich premierów w historii, z tego co kojarzę, była Szkotami. Chyba w sumie i Churchill, choć może częściowo.

        Sarkozy jest Węgrem... Jasne, tylko zależy wedle jakiej definicji. Bo tam, wie Pan, w Budapeszcie to przed wojną było aż połowa Węgrów... Alem się uśmiał. Nawet dzisiaj w stolicy mają nastroje anty-Orban i pro-Unia. Ciekawe dlaczego?

        Tylko o czym my tutaj? Ja o hodowlanym Człowieku, a rozmowa zeszła na to, kto zna więcej Irlandczyków.

        (Zresztą jestem dziwnie spokojny, że jednak ja. A irlandzki nacjonalizm jest akurat piękny, choć nieco faktycznie masochistyczny, niemal jak "polska prawica".)

        I nikt tu nie mówił o "oskarżaniu Żydów", tylko dlaczego właściwie to nie Szkoci zrobili Szkołę Frankfurcką? Wot zagwozdka!

        W Libii mieszkałem pół roku.

        No i nie wiem co mają usta endeckie do mnie. Co z endeckim czołem na przykład? Albo nosem?

        Ale nacjonalizmów o podtrzymywanie bolszewizmu za cholerę nie oskarżam - skąd taki niemądry pomysł? Ja się w ogóle oskarżaniem mało zajmuję, szkoda że Pan nie zauważył. Natomiast, że "w Panu najniższe to akurat polski nacjonalizm" to mnie ostro zszokowało.

        Anioł z Pana, po prostu! Tylko pogratulować i... Dawać mi tu Św. Piotra!

        Pzdrwm
    2. No to może jeszcze podsumuję naszą dyskusję... Złośliwie, ale niestety jestem wredny facet.

      "Definicja nie jest mi do niczego potrzebna, jak to działa mnie całkiem nie interesuje - bo moją najpotężniejszą, ba, jedyną bronią jest BEZGRANICZNE i BEZGRANICZNIE BEZSILNE moralne oburzenie!"

      Że westchnę (i proszę tu o nieco psychicznej odporności, bo to może być przykre): Prawica, psia mać!

      ;-)

      Z taką prawicą, nic dziwnego, że Polska kwitnie, a sąsiedzi kłaniają jej się w pas!

      Pzdrwm
    3. Panie Michale,

      To, że w polskiej (pewnie Pan, nie bez podstaw powie, że peerelowskiej) blogosferze czy publicystyce można znaleźć trochę "list Żydów" itp. to fakt, ale nie powiedziałbym wcale, że ten feblik jest statystyczny. Tacy są krzykliwi i rzucają się w oczy, nic więcej.

      Niech to nie będzie usprawiedliwieniem, ale te antyhebrajskie (i "antyhebrajskie") wynurzenia mają szereg swoich przyczyn. M.in. to, że tzw. "mainstream" wyznacza pewną linię za którą są sprawy, o których albo "nie trzeba głośno mówić", albo nie trzeba mówić wcale. Przykładowo - profesora, który w swojej książce zamieścił krótki podrozdzialik referujący poglądy amerykańskich i australijskich tzw. "rewizjonistów Holocaustu" wyrzucono z pracy z uczelni. Choć - powtarzam - o tym był jedynie podrozdział, reszta była m.in. o neokomunie i politycznej poprawności. Zresztą to nie jest typowe dla peerelu, bo i nikt nie chce dyskutować np. z Davidem Irvingiem, na którego wydano europejski nakaz aresztowania. I o ile jest jak najbardziej zrozumiała polityka państwa izraelskiego wobec chasydów z "Neturei Karta", to dlaczego są oni represjonowani także w krajach europejskich? I to nie za ewentualne powiązania z Iranem czy arabskimi islamistami, a właśnie za "rewizjonizm historyczny" (jakby historia, czy jakakolwiek nauka w ogóle, nie była z definicji rewizjonistyczna).
    4. Przepraszam, znowu pytanie było pod adresem pana Triariusa i jego cytatu o oburzeniu.
* * * * *

No i to by było na tyle. Zainteresowanym - np. ew. dalszym ciągiem - polecam sam tamten blog. "W sobie", mówiąc heglowskim językiem. Link jest na samej górze tego wpisu. A zresztą, co mi tam, proszę znowu:



triarius

P.S. I pamiętaj, że ZAWSZE będzie jakiś Korwin. Mniejszy lub większy, grubszy lub chudszy. Ale na pewno będzie! Do samego końca.