środa, lipca 10, 2019

Bonmot trywialnie merkeliczny

Że Europą rządzi dziś ktoś taki, jak Merkela, jest dla mieszkańców tej Europy po prostu upokarzające i nawet może wywołać lęki z moczeniem nocnym i jąkaniem (jako SYMPTOM oczywiście przede wszystkim)... Jednak fakt, że taki ktoś rządzi akurat nabardziej w Niemczech, a nie np. nowy avatar tego, no... albo tego drugiego, co to... wiadomo... to dla Polski akurat bardzo korzystne.

(Trywialna w sumie myśl? Ależ absolutna zgoda! Jednak ktoś to w końcu musiał głośno powiedzieć, n'est-ce pas?)

triarius

czwartek, czerwca 27, 2019

Że uzupełnię...

Dobry człowiek wpisał mi w końcu komęt, więc (choć mam akurat masę paskudnych ojro-problemów i akurat z upału umarła mi Matka, R.I.P., co naprawdę jest aż zaskakująco przykrym przeżyciem) uzupełnię do poprzedniego tutaj wpisu - tego o Bodnarze.

Powie ktoś, że przecież w pierdlu nie powinno być słodko i rozkosznie, więc ci recydywiści to przysłowiowe "dobrodziejstwo inwentarza" i tak ma być, przynajmniej dla tych, których słusznie b. nie lubimy. I z tym, o dziwo, jak się nawet poniekąd jestem gotów zgodzić. Dziwne, prawda? Po tym com rzekł poprzednio? No więc chodzi mi o to, że w pierdlu są nieprzyjemni faceci, np. recydywiści, i to stanowi - chcemy czy nie - "na obecną chwilę" (jak ja kocham ten gierkowski język!) po prostu fakt. Taki koloryt lokalny poważnego pierdla dla poważnych przestępców.

Jednak dla Tygrysisty istnieje b. istotna różnica pomiędzy, z jednej strony, osadzaniem zbrodniarzy (bo o nich w sumie teraz mówimy, a o ich specjalnej wersji - targowicy - sobie możemy na razie tylko w samotności pomarzyć) w miejscu nieprzyjemnym, także z powodu obecności niemiłych ludzi, których nie potrafimy, mimo szczerych chęci, do końca kontrolować, a z drugiej, do używania zbrodniarzy jako ekwiwalentu prawnych sankcji...

Powiedzmy nawet "sędziego, kata i jego pachołków", niech będzie, żeby kogoś karać tam, gdzie my sami, nasze prawa itd., nie mamy odwagi tego wprost zrobić. Da się to zrozumieć? Posługiwanie się recydywistami do wykonywania swego rodzaju "wyroków" na kimkolwiek, choćbyśmy go słusznie nie lubili, przy złudnej nadziei, że ci sami recydywiści oszczędzą wzgl. porządnych, albo całkiem porządnych i w dodatku naszych, a niesłusznie skazanych, to po pierwsze idiotyzm, po drugie etyczna ohyda, a po trzecie po prostu BOLSZEWIZM (czyli poniekąd powtórzenie, bo znowu ohyda, a naawet sama jej esencja).

Albo, inaczej na to patrząc, czy raczej inaczej nazywając, bo przecież "liberalny burżuj to starszy brat bolszewika", paskudnie LIBERALNE. Dlaczego, spyta ktoś? No bo jest w tym takie obskurne "umywanie rączek". My sobie rączek nie ubrudzimy karząc kogoś, choćbyśmy uważali, że ukarany zostać powinien, więc zdamy się na "poczucie sprawiedliwości" innych zbrodniarzy, wierząc oczywiście głęboko, że w tym przypadku postąpią cudownie etycznie i całkiem zgodnie z naszymi pragnieniami.

Tak samo leberały mają np. z "wolnym rynkiem", który, jako ślepa siła, ma nami rządzić, żeby przypadkiem nie rządziła żadna ludzka istota... Tak właśnie działa leberalizm! (A ktoś b. inteligentny, jak ty Mądrasiński, znajdzie tu nawet odpowiedź na pytanie zawarte w poprzednim wpisie, do którego ten tutaj się odnosi. Czyli: "dlaczego (liberalny) leming zawsze będzie nienawidził JK".

Ten, stanowiący samą esencję leberalizmu, organiczny wstręt do SIŁY w każdej dosłownie postaci! W ludziach oczywiście tylko, bo ślepe siły Historii, Ekonomii (z "Wolnym Rynkiem" na czele), czy innego "Prawa Przez Duże P" oczywiście są cacy. To coś trochę jak lemingo-lewacki (lewaka w stosunkowo łagodnej biernej formie, zbliżonej do leminga) "Odległy Mesjasz".

I żeby nie było - mówię o Sile, nie o Przemocy! Sile, choćby w postaci czystej szlachetności. Bloody hell, jakie to w sumie kacapskie, czysty Dostojewski! Dopiero to dostrzegłem. Cały ten syf się ze sobą wiąże. Jak płaszcz z podszewką (w bordelu)...)

Wracając do naszych baranów... Chciałem rzec recydywistów... To samo dotyczy zresztą wszelkich pozaprawnych represji stosowanych przez np. klawiszy, którzy do tego muszą być przecież moralnie zdegenerowani, sorry! Czy nagle Pan T. stał się jakimś fanatykiem "Prawa Przez Duże P", że mówi wam takie rzeczy?

Nie - Pan T. po prostu nie znosi pokracznych hybryd (o dziwo nie tylko "konstytucyjnej monarchii" czy "konserwatywnego liberalizmu") i uważa, że albo Prawo (TO "P" Tutaj naprawdę jest MAŁYM, nie ulegajcie złudzeniu!) jest Prawem (j.w.), albo po prostu należy sobie urządzić Dziki Zachód i ani siebie, ani drugich nie oszukiwać.

Tyle! Da się to zrozumieć? Ktoś się z tym zgadza? Ktoś się z tym może NIE zgadza?

triarius

sobota, czerwca 22, 2019

Od Olofa Palme do... (felietonu część 1)

Kawałek sprzed ponad 10 lat. Zakończenia nie było i na pewno nie będzie. Nie myślałem, że wskoczy na miejsce najnowszego, trochę bez sensu, ale niech mu tam!

Jest to pierwsza część zamierzonego dłuższego tekstu, którego całego tytułu ani pełnej treści na razie nie zdradzę. Mógł Sienkiewicz czy Prus publikować swe dzieła w odcinkach, i to z niezłym sukcesem, mogę i ja. (Toutes proportions gardées, bien sûr!) Tekst będzie chyba miał jeszcze jedną część, być może nawet za chwilę wezmę się do jej pisania. Choć mam coś jeszcze do zrobienia, więc może nie za chwilę jednak.


Od Olofa Palme do...


Znałem swego czasu dobrze osobę mającą całkiem zadziwiający talent, na którym mogłaby chyba zbudować piękną karierę w wielu interesujących dziedzinach... Ale raczej chyba w mniej paskudnych czasach, dzisiaj talenty nie mają już wielkiego znaczenia, a takie talenty - lepiej nie myśleć, do czego by mogły doprowadzić! Z drugiej strony dawniej nie było telewizji.

Na czym ten talent polegał? Polegał na tym, że osoba ta momentalnie i całkiem intuicyjnie wyczuwała w telewizji wszelkie szuje, szubrawców i skurwieli. W PRL ten talent był jeszcze głęboko uśpiony, no i dobrze, bo w innym przypadku osoba ta byłaby w sytuacji człowieka o niezwykle wysubtelnionym zmyśle węchu pracującego z konieczności jako obsługa szambiarki. Potem jednak ta osoba, dzięki światłym i patriotycznym decyzjom tow. Jaruzelskiego i Spółki, znalazła się w innym kraju.

Z którego wedle wszelkiego prawdopodobieństwa już nie wróci, jak miliony innych zdolnych, ambitnych i, mimo prlowskiego systemu edukacji, nieźle wykształconych młodych (początkowo) ludzi. W tamtym kraju, przynajmniej wtedy, bo były to czasy przedunijne, procent telewizyjnych szuj, szubrawców i skurwieli, choć dla wielu wciąż zbyt wysoki, nie był już tak ściśle skorelowany z procentami uzyskiwanymi przez Front Jedności Narodu w kolejnych wyborach. I zaczęło się!

Moja znajoma (bo ten ktoś był kobietą, i ktosiem też przy okazji) ujrzała na przykład na ekranie własnego telewizora ówczesnego przywódcę państwa, które ją gościło... I dostała niemal szału! I twarzyczka tego znanego polityka - Olof Palme mu było - jej się nie podobała, i poglądy, i sposób przemawiania wyglądający na subtelne skrzyżowanie sposobu przemawiania lewackich przywódców z Quartier Latin z roku 1968 i niejakiego Adolfa Hitlera nieco wcześniej. I tak to szło, choć przyznam, że takiego wrażenia, jak Olof Palme nikt już na tej pani nie zrobił. A może raczej powinienem powidzieć, że "nikt już aż tak bardzo nie wychylił jej osobistego czujnika".

Proszę sobie wyobrazić taką sytujację: Siedzimy sobie z nią, na przykład coś tam pojadając, a telewizor w tle gada. W końcu trzeba podłapać miejscowego narzecza, zorientować się co i jak, a w ogóle po dwóch programach prlowskiej telewizji, szczególnie tej tzw. "stanu wojennego", to jednak to była pewna atrakcja. Więc sobie ta telewizja gada, no i pojawia się w niej Pan Premier. Dla mnie to takie sobie ględzenie, fakt że b. ekspresywne, polityk zaś nie w moim wprawdzie guście, ale w końcu... Ta zaś kobieta nagle pąsowieje na twarzy, piana na ustach, rzuca obelgi.

Byłem z pewnością znacznie lepiej wyrobiony politycznie, choć i tej pani patriotyzmu, wraz ze świadomością tego, kto jest z grubsza kim, odmówić nie było można. Przyznam więc, żem z początku potężnie był zdziwiony tą reakcją - no i przyznasz Czytelniku, że ktoś, kto,jak ja i chyba ta niewiasta zresztą też, bo pochodziła z Trójmiasta, oglądał tow. Kociołka w grudniu 1970, plus Jaruzelskiego, Rakowskiego, Urbana i całą masę innych obrzydliwców, byle Palme wielkiego wrażenia robić nie powinien. A jednak na tej mojej znajomej takie wrażenie on właśnie robił. Dziwne!

Nie pamiętam, czy próbowałem polemizować w tej sprawie, może tylko wyszeptałem spierzchłymi wargami coś w stylu: "uspokój się mała, bo cię apopleksja trafi, niejednego lewusa jeszcze w życiu spotkasz, nie można się aż tak przejmować". Nie pamiętam też, czy to zadziałało. W każdym razie moja znajoma przeżyła, tyle że następnym razem - a nie było to dużo później, bo polityk był wtedy na topie i w telewizji pokazywano go często - całkiem to samo! Piana na ustach, czerwona na twarzy, zgrzytanie zębów, pięści raz zaciskają się jak do bicia, drugim razem palce zakrzywiają się w szpony i wyciągają w stronę ekranu. Prze-ra-ża-ją-ce! Uwierzcie!

Mimochodem zacząłem się jednak wnikliwiej przysłuchiwać temu, co polityk Palme mówi, większą uwagę zacząłem zwracać na jego środki wyrazu. Chyba też czegoś tam poszukałem na jego temat - w końcu, jeśli to Palme tak do szału doprowadza moją antykomunistyczną niewątpliwie znajomą... Bo zapomniałem chyba dodać, że przez pokryte pianą wargi dobywał się słaby, ale złowieszczy i w sumie wyraźny syk - rzeczy w rodzaju: "j...any komuch!". Tak że w sumie nie było cienia wątpliwości, z jakich pozycji moja znajoma elokwentnego Olofa nie lubi.

Zacząłem więc w naturalny sposób nieco bliżej się Olofem interesować, wnikliwiej słuchać, tego co mówi... Skutek mógł być tylko jeden. Po dwóch lub trzech tygodniach zacząłem na faceta reagować niemal tak samo żywiołowo, co moja znajoma. Kiedy go w każdym razie menel ugodził w plecy nożem, gdy z żoną wychodził z kina, nie uroniłem ani jednej łezki. Zresztą nie ja jeden, bo kumpel przesłał mi z Ojczyzny list, w ktorym napisał, żartem oczywiście, "dobrze żeście w końcu utrupili tego wstrętnego Olofa Palme". Chyba mi to nie pomogło na karierę.

Olof Palme był najjaskrawszym przykładem niezwykłych zdolności mojej znajomej, jednak oczywiście nie jedynym. I nigdy w tym nie popełniła błędu! Ja, z wyżyn mojej historycznej i politycznej erudycji, początkowo lekceważyłem te irracjonalne awersje. Trudno mi nawet dzisiaj mieć do siebie o to pretensję, skąd niby miałem wiedzieć, że to Dar z Nieba? Dla mnie były to po prostu babskie fochy cum idiosynkrazje. Po pewnym jednak czasie musiałem przyznać, że metoda mojej znajomej (jeśli metodą można to w ogóle nazwać) daje znacznie lepsze wyniki, niż cała moja wiedza, łącznie z psychologią.

Nie mówiłem chyba, że jestem, a w każdym razie byłem wtedy bardzo także zainteresowany psychologią, chciałem nawet wcześniej zostać takim kimś. A zresztą mam chyba pewne zdolności rozpoznawania charakterów, które kompensują w pewnym stopniu mi pewne dotklwie braki mojego własnego charakteru. (Czy może raczej zalety, od świata jednak, niech go bogowie miłują, dziwnie i boleśnie niedoceniane.) To jednak było oczywiście nic wobec fantastycznego czujnika mojej znajomej.

Zacząłem więc starać się także wyrobić w sobie choćby namiastkę tego niewiarygodnego talentu. Moją metodą było przede wszystkim uwierzenie we własne intuicje na temat różnych osób, nawet gdyby wydawały mi się całkiem irracjonalne, oraz wsłuchiwanie się w wewnętrzny głos (czyż tylko ten szurnięty Sokrates mógł mieć swojego daimoniona?), choćby nawet kłócił się on z mymi ówczesnymi... Słuchajcie, słuchajcie! Mymi ówczesnymi konserwatywno-LIBERALNYMI przekonaniami. (Cóż, każdy w młodości jest nieco choćby durny.)

koniec części pierwszej

c.d.n

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

Jeszcze trochę prawicowych aksjomatów

Zwracam uwagę, że "aksjomaty" są to w tym sensie, że nie dowodzę ich tutaj, a traktuję jako coś, co trzeba przyjąć (raczej) lub odrzucić (raczej nie). W obecnej formie nie aspirują one do naukowej czy językowej elegancji, są bowiem, choć oparte na latach przemyśleń i lektur, stworzone ad hoc i właściwie naprędce. Tym razem nie chodziło bowiem o styl (choć jest niezwykle ważną rzeczą!), tylko o materiał do dyskusji. (Marzenie ściętej głowy.)

Oto więc następne aksjomaty:

24. Rynkowa GOSPODARKA - tak, rynkowa RELIGIA - nie!

25. Bezsilność korumpuje, zaś absolutna bezsilność korumpuje absolutnie. (Jest to oczywiście parafraza słynnego stwierdzenia Lorda Actona, moim zdaniem znacznie sensowniejsza od oryginału. Sam ją kiedyś stworzyłem, co nie było aż tak trudne przy moich poglądach, ale całkiem niedawno ze zdziwieniem odkryłem ją w pewnej niezbyt znanej amerykańskiej książce. Autor chyba nazywa się Joseph Korda.)

26. Kobiety i mężczyźni różnią się wcale nie "tylko jedną malutką rzeczą", tak jest dobrze i tak ma pozostać!

27. Naród jest (zgodnie ze słowami kard. Wyszyńskiego) "rodziną rodzin" i jest istotny. Naturalną formą istnienia narodu jest państwo.

28. Takie pojęcia jak "Europa" są pojęciami geograficznymi i nie implikują jakiejś realnej wspólnoty społecznej. Co innego "zachodnia", czy "europejska", "faustyczna", czy "zachodnio-chrześcijańska" cywilizacja.

29. Regionalizm i "małe ojczyzny" mają realne znaczenie proporcjonalne do realnego znaczenia swych gwar, dialektów, miejscowych zwyczajów, i po prostu swego odcięcia od innych obszarów czy społeczności. W dzisiejszym bardzo już ujednoliconym świecie wyraźnie straciły na znaczeniu i wszelkie wysiłki w celu zwiększenia ich znaczenia muszą być uznawane za co najmniej podejrzane, bowiem ich skutkiem jest przede wszystkim rozbijanie państw narodowych w celu stworzenia ponadnarodowego zideologizowanego molocha w rodzaju Unii Europejskiej.

30. Siły zbrojne każdego kraju mają służyć do prowadzenia wojny, albo do unikania wojny przez odstraszanie, nie zaś inżynierii społecznej - czy to w kierunku liberalnym, czy jakimkolwiek innym. Głoszenie propagandowych tez, że to właśnie w pełni zawodowa armia stanowi idealny środek do obrony kraju - w dodatku kraju takiego jak Polska, z jej brakiem naturalnych granic i o specyficznych sąsiadach - dowodzi albo intelektualnej nieuczciwości i/lub kompletnej nieznajomości spraw militarnych, a nawet historii, albo jest po prostu działaniem obcego agenta wpływu. (Zresztą inżynieria społeczna sama w sobie jest w zasadzie sprzeczna z prawicowością.)

31. "Suwerenność narodu", czy nawet "ludu" wcale - wbrew temu, co opowiadają różni monarchiczni frustraci - nie jest zaprzeczeniem prawicowości. Także nie jest nim demokracja, i w istocie znacznie lepiej jest, by naród miał wpływ na własne losy, choćby w sposób wysoce niedoskonały, niż oddać ten wpływ bez żadnego sposobu na jego odzyskanie jakimś niekontrolowanym przez nas i nie godnym zaufania ponadnarodowycm siłom. (Dojście PiS'u do władzy, mimo wszelkich wad tej formacji, jest dobitnym dowodem na to, że demokracja na poziomie kraju nie jest jeszcze zupełną fikcją. I tak powinno pozostać. [Napisane w roku 2007, zmieniło się niestety ogromnie!])

32. Wszelkie hipostazowanie jest wysoce podejrzane, np. czynienie z demokracji jakiejś utopii z gwarancją absolutnego raju na ziemi, czy mieszanie do stosunkowo prostej przecież definicji tego pojęcia niezwiązanych z nim pojęć w rodzaju "tolerancja", "polityczna poprawność", czy "wartości europejskie".

33. Większość ludzi nie jest z pewnością bardzo mądra, ale prawicowiec będzie raczej traktował ich z szacunkiem i nieco na wyrost, niż z pogardą i jako głupszych i podlejszych, niż wedle wszelkich danych w istocie są. A zatem wszelkie pomysły w stylu "wzięcia tej chołoty za mordę i uszczęśliwienia ich na siłę", charakterystyczne dla masonerii, ale wcale nie wyłącznie, są dla prawicowca wstrętne.

(W tej chwili "aksjomatów" jest 33. To liczba nabrzmiała znaczeniami i spuchnięta od aluzji, ale dobrze chociaż, że nie 21. I tak ktoś może się doszukiwać jakichś megalomańskich aluzji. Zabawnie by było, gdyby tacy się naprawdę znaleźli. ;-)

Nie mam pojęcia, dlaczego to było utajnione - jako brudnopis - od lutego 2007. Wydaje się dość sensowne.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

Bodnar, czyli Dlaczego Leming zawsze będzie nienawidził Kaczyńskiego (1)

Leming
Niejaki Bodnar... (To powszechne wśród "naszych" rzucanie "panami" i "mecenasami" w stosunku do najgorszej nawet mendy zalatuje mi podrabianym Wersalem w stylu Mniszkówny, nic nie poradzę. Czworaki, albo może Nalewki, kto to rozpozna?) Więc ów Bodnar, robiący teraz za ombudsmana od "praw człowieka", odezwał się nawet jak na lewaka tak podle, że aż idiotycznie i by mu to zaszkodziło, a przy okazji całej lewiźnie, gdyby nie...

Gdyby nie co? Napieska? Nie wiesz? Fakt, jesteś tutaj dość nowa, ale Mądrasiński z pewnością... Tak Mądrasiński? No właśnie! Gdyby nie, znowu, który to już raz, ci nieszczęśni "nasi"! Większość tych "naszych", bo nie wszyscy zapraszani do "naszych" telewizji, odzywa się co prawda w "dobrą stronę", ale przeważnie są to tak mdłe, ćwierć-połowiczne i płytkie wypowiedzi, że chce się płakać (a lewizna zaciera rączki).

Ta sprawa zmusiła w końcu nawet samego Pana T. do wyjścia z nory na ten obecny upał i pokazania wam, ludzie, że Tygrysizm Stosowany to naprawdę Niezłomny Oręż, a cała ta pospolita odmiana ogrodowa "prawicowości" podlanej "liberalną demokracją" nie nadaje się nawet, by ją rzucić za... powiedzmy Bodnarem. A więc, co robić, zaczynamy.

Na początek sprawa nienajważniejsza (!)... Choć do najważniejszej to my chyba w ogóle nie dojdziemy, skoro pisać nie lubimy, nikt nam nie raczy komętać, że o płaceniu nawet... Jednak idiotyzm z podłością jednych, a bezjajowa bezkrwistość drugich, nas wku... ten tego, i mobilizuje. No więc sprawa jest taka, że taki "nasz", co któryś w każdym razie, nawet jak przyznaje, że Bodnar zagadał jak menda i się wygłupił, gada w tym duchu, że "może nie było potrzeby tego pokazywać, ale wyciekło, szkoda..."

Otóż to jest akurat brednia! (Wiecie co, ludkowie rostomili? Zrobimy to sobie w odcinkach. Następne będą, albo nie, ale tego tematu jest na broszurkę co najmniej, a jak nie będziecie komętać, to w końcu po co się mam dla was wysilać. "Ęteraktywność" to się nazywa.) Tę pierwszą sprawę sobie jednak tutaj, w pierwszym odcinku, spróbujemy wyjaśnić do końca. Dlaczego to pieprzenie, że "niepotrzebnie lud zobaczył" jest takie durne, pedalskie i (excusez le mot) leberalne?

Co drugi z tych, co się nam tak mądrze i obficie po tych "naszych" telewizjach wypowiadają, to prawnik, ale widać, że w tym ich prawnictwie nie ma już wiele filozoficznych podstaw - chyba że liberalne, a to gorzej niż żadne... Nie mówię o filozofii koniecznie wynikającej akurat z religii, ale nawet na świecko, kiedyś taki co mędrszy prawnik miał jakąś ogólną koncepcję prawa - po co ono, jak on realnie działa, jak działać idealnie powinno... Takie tam.

Taki Pan T, tnie będąc nawet przez ułamek choćby sekundy żadnym prawnikiem, w hiper-liberalnej, lewicowej do bólu (mógłbym napisać "bulu" i byłoby śmiesznie, ale sam jestem dyslektykiem, więc to akurat nie to najbardziej) Uppsali, jakoś na tym uppsalskim uniwersytecie (sześćdziesiątym ponoć pod wzgl. poziomu na świecie, czyli o niebo wyżej, niż wszystko takie w tenkraju, ale chyba te jego sprawy były lepsze, i to różne tam obskurne Kvinnostudier obniżały całości lokatę... chyba, że odwrotnie) te rzeczy podłapał i przyswoił. "Nasi" zaś przemądrzy prawnicy jakoś chyba do tych teoretycznych podstaw swojego fachu nie dotarli, ciekawe dlaczego?

Inna możliwość, że wiedzą, ale nie chcą się tymi informacjami z plebsem dzielić. Luter uznawał królów za katów Boga, a książąt za katowskich pachołków - ciekawe za kogo uznałby dzisiejszych liberalnych prawników. Z "naszymi" włącznie.

Aleśmy se podygresjowali! (Wiem Napieska, że paskudny słowotwór.) Co nam jednak kto zrobi, skoro sobie piszemy sami dla siebie i bez sensownego powodu? No dobra, do ad remu! - do czego służy prawo karne? Tak Mądrasiński - do ukarania. Tak Napieska - do odizolowania niebezpiecznych przestępców. Co jeszcze, moje dzieci? Dobrze, panno N., świetnie kompinujecie... Tak - właśnie! Między innymi do tego też ("też" powiedziałem - to nie jest jedyna, czy na pewno najważniejsza, funkcja prawa karnego, ale niewątpliwie istnieje), by dać poczucie sprawiedliwości ogółowi. Z ofiarami, włączając w to osoby "pośrednio dotnięte", że tak to sobie - rodziny, bliskich itd., na czele.

Tak moje dzieci - czyli, żeby m.in. zapobiegać samosądom, a powstrzymywanie się od samosądu, czyli brania sprawiedliwości we własne prywatne ręce, uczynić dla ludu (w optymalnym republikańskim przypadku dla "obywatela", które to słowo się nam paskudnie w tej epoce spospolitowało) maksymalnie bezbolesnym. Czyli, jeśli ktoś ci, człeku, broń Boże!, zamorduje dziecko, sadystycznie, plus zgwałci, sprofanuje itd., to ty, zamiast wziąć kawał sznura czy inną gazrurkę i załatwić sprawę sam, oddajesz to w ręce państwa i wzgl. spokojnie czekasz. Na co czekasz? Na sprawiedliwość, tak Mądrasiński, właśnie!

Państwo nie zapewnia ci tego, że będzie fajnie, że nie będziesz rozpaczał i czuł żądzy mordu, ale jednak maksymalnie, na ile to możliwe, daje ci poczucie, że sprawa znalazła swój optymalny, sprawiedliwy i skuteczny dalszy ciąg. Tak? Kiedyś były, a w US of A nawet wciąż są, publiczne, albo w każdym razie z udziałem pewnej dobranej publiczności, egzekucje. Oczywiście potrafi się to przerodzić w paskudnie niesmaczną rozrywkę dla wulgarnej tłuszczy, i to nie jest fajne, ale jednak ma to też swoją jak najbardziej słuszną funkcję.

Jaką? A taką, że bez tego lud nie ma żadnej kontroli nad tym, co tam się naprawdę dzieje. Najsztuby tego świat i różne Bolki, mogłyby być przez waadzę (!) cichcem wypuszczane, zamiast żeby im robić kęsim w majestacie prawa, a porządni ludzie oczywiście nie, fi donc! Nie jest to ładne także w moich oczach, ale rodzina takiego dziecka, które ktoś sadystycznie zadręczył, ma prawo wiedzieć, że jej oddanie sprawy w ręce państwa musi mieć taki skutek, jaki oficjalnie mieć ma, jaki im obiecano, i że wszystko jest jak należy. (Nawiasem - czytał ktoś "Piękne dziewczę z Perth" Scotta? Tam jest taka pozorowana egzekucja.)

(Można w tym nawet dostrzec argument przeciw karze śmierci, jeśli ktoś bardzo pragnie. Nie kłócę się, nie wyrokuję, mówię jak to działa, a co do tego nie ma wątpliwości. Oczywiście są też leberały i one to widzą dokładnie odwrotnie, ale my je zwalczamy.) Tak więc, w przypadku tak potwornej zbrodni, pokazanie że się gościa, który był wedle wszelkiego prawdopodobieństwa sprawcą (i co się szybko ładnie potwierdziło, bo w tortury jako powód przyznania się raczej nie wierzę, tego nawet Bodnar wprost nie sugerował), rzuciło na ziemię i skuło, nie widzi mi się przesadnym, gwałcącym cokolwiek itd.

Że był w gaciach? A może Bodnar chce delikatnie (na razie) zasugerować, że każdy zbrodniarz, dopóki nie włoży spodni, ma być od policji bezpieczny? Taka świecka wersja prawa azylu, co to starożytni mieli je w świątyniach, a potem było w kościołach? Ładny pomysł, przyznaję, jak na lewiznę całkiem błyskotliwy, i w dodatku dość subtelnie prolom na razie podany, co jest cenne. (Takie sondowanie głębi palcem od nogi, jakże na czasie tego lata!)

I żeby nie było! Brzydzę się tymi wszystkimi gadkami, tak niestety powszechnie pojawiającymi się na naszej "prawicy", że "jak to fajnie, że recydywiści wezmą takiego w obroty"... (Nie szalałem ostatnio po forach i po prawdzie nie wiem, ile tego mamy tym razem, ale kiedyś, np. na temat św. p. Simona Mola, co to zarażał lewaczki adidasem, pełno było, że "mu specjalnie otwierali w zimie okna, a on był Murzyn, niezwyczajny, więc szybko zmarł"... Takich kawałków naczytałem się przez lata sporo i zawsze czuję się, jakby mnie wszy oblazły.)

To jest obrzydliwe, po prostu! Sądy i prawników mamy oczywiście jakie mamy, i to trzeba zmienić, ale zasada jest taka, że jak się kogoś wsadza do pierdla - na tydzień czy na 25 lat, to państwo jest za niego odpowiedzialne. Jeśli w wyroku nie ma nic o dręczeniu przez recydywistów lub generowania zapalenia płuc za pomocą mrozu (a nie powinno, gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości), to takich rzeczy nie ma prawa (nomen omen!) w realu być.

Czy to będzie Miłoszewicz, czy Morsi, czy jakiś rodzimy bandzior - za każdą np. śmierć więźnia jest jakoś tam państwo odpowiedzialne, i to zawsze niemal ma prawo budzić pewne podejrzenia. (Chyba że gość ma 95 lat i raka.) Takie pozaprawne represje są nie tylko etycznie oślizgłe, ale także także, i to można uznać za o wiele ważniejsze, za po prostu ANTYPAŃSTWOWE - w sensie anarchistyczno-bolszewickim. Warto o tym pomyśleć! Albo mamy państwo - nasze oczywiście - albo nie mamy i radzimy sobie sami, a jak trzeba, to obce zwalczamy. Proste!

Dlaczego tak, pytacie? O ileż słodziej, o ileż sprawiedliwiej nawet, byłoby przecież... Naprawdę nie wiecie? Otóż Toyahy tego świata (z całym szacunkiem) mogą sobie do woli pisać, co to by ze zbrodniarzem nie zrobili, gdyby im skrzywdził dziecko, ale między pisaniem i rzeczywistością bywa przepaść. Istnieją ludzie, którym by żaden Toyah skutecznie nie podskoczył, choćby nawet naprawdę chciał. Więc choćby dlatego. Przykre, ale c'est la vie, jak mawiali kiedyś różni tacy...

Żeby tę kwestię - istotną choć poboczną w stosunku do całej sprawy, którą chciałbym poruszyć - zakończyć miłym akordem, powiem, że ostatnio byłem u Coryllusa i z przyjemnością znalazłem wybrzydzanie się na wychwalania "bezinteresownej" i, co tu dużo mówić sadystycznej, brutalności policji wobec przestępców w jakichś tam filmach.

O tyle mnie to ruszyło, że pewna, jak to postrzegałem, fascynacja tego typu zachowaniami ze strony niezapomnianej MO wobec różnych tam alfonsów dawała się dostrzec w dawniejszych wspomnieniach tego autora pt. "Dzieci PRLu". Mocno mnie to raziło i uznałbym to chyba za największą wadę tej książki. No a teraz - nie wiem, czy wtedy to był tylko pozór i mój błąd, czy autor dojrzał i zmądrzał, czy coś jeszcze innego, ale takie coś jest właśnie potępiane i to mi się podoba.

A więc - gdyby "naszego" podejrzanego bez sensownego powodu bito po twarzy, opluwano i powiedzmy ściągano mu gacie - byłbym zdecydowanie przeciw, jednak to co widziałem w telewizjach nie wydaje mi się niczym, co by powinno poruszyć jakimkolwiek, choćby i najwrażliwszym, sumieniem.

No, to tę sprawę śmy sobie jakoś chyba wyjaśnili (plus autobiograficzne dygresje do smaku, jak to u nas), ale pozostaje (w rękach Szan. Publiczności) kwestia o wiele w sumie istotniejsza, czyli "dlaczego liberalizm tak ma, że lituje się nad zbrodniarzem, a w dupie ma jego ofiarę". (Co nawiasem, krótko i błyskotliwie wyjaśniliśmy kiedyś w jakimś komęcie, ale to naprawdę zasługuje na szerszą popularyzację i dokładniejsze, z odnogami i mackami, wyjaśnienie.)

No i nie było jeszcze nic o Lemingu i Kaczyńskim, ale może być, jeśli tylko...

triarius

P.S. Nie od rzeczy będzie (już tu) dodać, że Bodnar w swojej szarży jest jednak na tyle cwany, iż próbuje udawać, iż chodzi mu właśnie o te wątpia, o których ja powyżej, a naprawdę stara się zniszczyć nie tylko PiS, ale także elementarne poczucie sprawiedliwości u prola. Jak to lewizna - czysta Szkoła Frakfurcka!.

sobota, czerwca 08, 2019

Lekarstwo na zlotą rybkę

Jako, że w tych czasach zalewu (mniej lub bardziej sensownej) informacji, wszyscy już mamy  pamięć złotej rybki (czyli krótką), nie od rzeczy będzie przypomnieć coś, co przed chwilą znalazłem przeglądając starsze posty Kuraka. Chodzi o (względnie) głośną sprawę tego Brunona, co to zorganizował rodzimą Al Kaidę, ale żeby było zabawniej, z samych agentów tego tam ABW, czy jak mu tam. Oto krótki, a jakże smakowity cytacik:
Nie wystarczy, że „zamachowcy” współpracujący z zamachowcem naczelnym po przesłuchaniu wyszli na wolność, co należy tłumaczyć, że nie stanowią żadnego zagrożenie dla społeczeństwa, przecież obywatele nawet nie poznali personaliów tych „szaleńców”, żeby się mogli jakoś oddolnie obronić. Trzeba jeszcze do tej śmieszności dodać motywy i cele sprawcy. Jak stwierdził pan prokurator, potencjalny napastnik kierował się względami: ksenofobicznymi, narodowościowymi i antysemickimi i tak uzbrojony zamierzał wykończyć: pana premiera, radę ministrów, prezydenta RP, ale i parlamentem nie pogardzi, jako całością. Ktoś z tłumu dziennikarzy zadał przytomne pytanie: „Skoro chciał wysadzić wszystkie organa, jak leci, czy w takim razie można go nazwać anarchistą?”. Pan prokurator i cała organizacja państwowa siedząca za zielonym stolikiem, aż się uniosła na krzesłach, oczy wytrzeszczyła, włos zjeżyła: „Nie! Ksenofobia, nacjonalizm, antysemityzm!”.
(Żółte tło tu i ówdzie to moja własna inicjatywa, to akurat clou całego tego absurdalnego dowcipu.) Prawda, że słodkie? I jak sporo mówi o różnych sprawach? No a ten dziennikarz z tłumu niespotykanie bystry, wykształcony i odważny. Daj nam Panie więcej takich, amen! Co w tym wszystkim może najlepsze, przynajmniej dla mnie samego, to to, że ja przy okazji oszczędzam sobie wysiłku pisania, skoro Moi Umiłowani oszczędzają sobie wysiłku komentowania, by już na tym poprzestać. Wy zaś, Moi Kochani P.T., macie radość i kaganek oświaty. Acha - jeszcze linek do oryginału:


triarius

niedziela, czerwca 02, 2019

W ramach integracji...

... prawicy oraz propagowania treści, macie tu linka do ankiety z odpowiedziami Waszego Oddanego Sługi:


Może to kogoś zainteresuje. Napisane b. szybko, bez żadnego przygotowania czy namysłu, ale w sumie, choć bym to chętnie porozwijał, nadal mogę się podpisać. A co do Wydawnictwa Podziemnego, to trochę, jak niektórzy mogą wiedzieć, się kiedyś spieraliśmy, a nawet... Nieważne, ale wszystko zawsze bardzo elegancko, patriotycznie, bułka przez bibułkę i bez gróźb. Istny Wersal.

triarius

czwartek, maja 23, 2019

Trzy dialogi

Świat pokochał... Trochę przesadziłem... Świat polubił chyba jednak te nasze linki do przeszłych dzieł. Ja nie muszę już wiele pisać, ryzyko kaftana czy choćby jednodniowych przymusowych badań się zmniejsza, a perły intelektu wraz z literaurą trafiają... Tam gdzie, zgodnie z tradycją, trafiać powinny... (Sorry ten, kto to zrozumiał - akurat ciebie nie chciałem obrazić!)

Porządek chronologiczny i nawet można by się w tym dopatrzyć pewnej logicznej sekwencji. No co? Nieprawda? Trochę tylko trzeba pomyśleć. (Czy to ma jakiś związek z nieubłaganie nadciągającymi ojrowyborami? A czy ja wiem? Oceńcie sami.)

Wolny rynek towarzyszu Muszka


triarius

niedziela, maja 19, 2019

Obejrzałem film Latkowskiego...

Moralny autorytet Cohn-Bendit reklamuje pedofilię
Obejrzałem film Latkowskiego. (Było już? Ale w tytule i to się nie liczy.) Ten o pedofilach z Dworca Centralnego w Wawie. (To nie jest żaden "tekst", panno Napieska - to EJAKULACJA! Mądrasiński ci wytłumaczy, jak go ładnie poprosisz.)

Obejrzałem (ci ja) zatem ów Latkowskiego film i, z ręką na sercu, nie mogę powiedzieć, że równie koszmarnego gówna nie było nigdy we wszechświecie, bo gównianych reportaży z zasady nie oglądam, gdybym przypadkiem na coś takiego trafił, po trzech minutach bym wyłączył, ale tutaj czułem się, well... "Osobiście zaangażowany", więc się przymusiłem... I mówię, że tak gównianego filmu nie pamiętam od niepamiętnych czasów, i tutaj są tylko dwie możliwości...

Albo pan L. jest kimś, komu nie tylko kamery, ale nawet kawałka szyny tramwajowej do zabawy nie należałoby nigdy dawać, a ja nie dałbym mu chyba szmaty to wytarcia podłogi w łazience, albo - i to wydaje mi się jeszcze bardziej ponurą i o naszej (z przeproszeniem pań kurw) rzeczywistości świadczącą możliwością - czyli że nakręcenie tego arcydzieła miało na celu "spalenie", jak to się fachowo mówi, tematu, czyli zrobienie tak, żeby już nigdy nikt w obecnym pokoleniu się tym tematem w żadnym filmowym reportażu nie zajął.

(Czemu by nie miał? Nie udawał idioty Mądrasiński! "Już raz o tym jedni nakręcili. Wyszła upiorna nuuudaa. Temat nie wywołał większego oddźwięku, w sumie pudło, nie dostaniecie żadnej forsy, idźcie dalej filmować Festiwal Eurowizji! I bez głupich pomysłów mi tu proszę!") Ten "reportaż" był po prostu tak beznadziejny, i w dodatku tak kłamliwy, że ta druga opcja widzi mi się b. prawdopodobna, choć patrząc na panalatkowską twarz, od razu przypomina mi się anegdota o tym malarzu, co miał malować portret bogatego rzeźnika... (Znajoma wciąż mi zarzuca, że oceniam ludzi po wyglądzie, co nie jest całkiem prawdą, ale jednak charakter, czy też jego brak, piętno odciska... Itd.)

Że to było chaotyczne, tandetne, próbujące, w najbardziej nieudolny sposób w dodatku, budzić gotowe, z puszki, emocje... To chyba każda ofiara tego cuda musiała dostrzec. Jednak że to było po prostu KŁAMSTWO i PRZYKRYWKA, czy ja to potrafię wyjaśnić? Pewnie że tak! Ja tam jedną noc na tym dworcu spędziłem, jak to pokrótce opisałem w niedawnym tekście.... Sorry - ejakulacji! I widziałem np, że te męskie - żeńskich żadnych nie widziałem, jeśli były, to b. wkomponowane w tło i słabo widoczne, co mi się jakoś marnie zgadza z tym zajęciem, choć co ja tam wiem - excusez le mot, prostytutki, to były DZIECI, tak na oko góra po 10 LAT, a nie żadni marudni i mocno już dojrzali pedałowie!

Te dzieci wesoło sobie konwersowały z obsługą i bywalcami, a miały chyba, każde z nich - albo i nie, ale to dopiero by stanowiło! - jakichś opiekunów, rodziców, nauczycieli, wychowawców... Tak? I co? I nic. Siedziały sobie w środku nocy przy bufecie wesoło konwersując z bywalcami i obsługą, a nikt nie rzekł im, że zacytuję: "Co ty tu robisz szczeniaku? Dobranocka skończyła się osiem godzin temu!"

Prawda? I to są po prostu kręgi na wodzie - każde takie dziecko to tak na oko co najmniej 25 dorosłych, którzy coś o jego obyczajach muszą wiedzieć... Tylko że nikt nie raczył ich odszukać i zadać paru pytań. Policja też nigdy na ten dworzec nie zaglądała? A jeśli, to dlaczego nie zainteresowało jej to tak ciekawe przecież zjawisko? DLACZEGO?

Tak należało się do tego zabrać (widzę tu analogię do Teorii Maskirowki FYMa, w której było jednak więcej sensu, niż to się ludziom wydaje, przynajmniej w kwestii metodologii dochodzenia do prawdy), a nie udawać czternastolatka i ganiać za jakimś biedakiem, który być może chciał tylko sobie przypomnieć szkolne lata i pogadać o kopaniu szmacianki! Albo serwować niemal niezrozumiałe z powodu gównianej jakości dźwięku, ale nudne jak flaki, "wyznania" młodocianej prostytutki i żale nad swoim losem jakiegoś odstawionego przez rodzinę od piersi pedała. Co z tych "rewelacji" miałoby niby wynikać?!?

Na razie tyle, mógłbym to rozwijać i rozwijać, ale chyba dla ludzi powyżej poziomu Latkowskiego nie ma sensu, a ja też nie bardzo mam powód robić konkurencję Latkowskim tego świata, kiedy oni są wielcy dziennikarze, a ja mam tu rywalizować z gimnazistkami piszącymi o modzie. (Kiedyś jakiś lewak zaczął mnie, nawiasem, ochrzaniać za słowo "gimnaziści", bo mu się to z "nazistami" kojarzyło. Współczuję takich obsesji, to może rzeczywiście być przykre, ale może już daje się leczyć?)

Reakcje tych wszystkich Ogórków po wyświetleniu owego latkowskiego arcydzieła jakoś mi się dziwnie i paradoksalnie skojarzyły z reakcjami elit słuchających pedofilskich wyznań Cohn-Bendita (brat Mitteranda tam chyba był itd.). Nie wiem, coś może ze mną nie tak, ale tak mi się to skojarzyło, skutkiem czego panna Ogórek, którą dotychczas, mimo upiornej chudości, bez większego bólu tolerowałem, co najwyżej traktowałem wzruszeniem ramion, całkiem mi zbrzydła. Róbcie tak dalej!

Aby podsumować - zasygnalizowałem temat - to nie jest "tekst", powtarzam, bo takich już nie widzę powodu pisać, skoro, jak uważacie, jest tylu lepszych, ino ejakulacja, ale i tak. W razie czego ęteraktywnie albo coś

triarius

P.S. Hastatus w komęcie poparł moją błyskotliwą inicjatywę wrzucania tu jednak co pewien czas hiper-aktualnych kawałków sprzed lat, więc proszę, oto kolejny, tym razem hiper-i-aż-nie-do-uwierzenia-optymistyczny:

Dzień jaguara (wstępny szkic ew. opowiadania)




środa, maja 15, 2019

U mnie dosłownie każdy ważny temat...

,,, został gruntownie naświetlony zanim pies z kulawą nogą zaczął o tym głośno mówić.

Do pisania już nnie chyba nikt nie skłoni - czytajcie sobie Ogórki, Gadowskie i Ziemkiewicze, skoro wolicie (a jest przecież masa o wiele gorszych), ale jednak lubię się czasem pochwalić swymi proroczymi talentami i przenikliwością. Pedofilia? Proszę bardzo! Na pewno było o tym coś więcej, ale i to powinno wystarczyć, żeby kto potrafi mógł ocenić, kto tu kojarzy i umysłem swym piorunowym przenika, a kto jakby mniej, choćby i...

Rok 2011 - Robin Hood i pedofile:


Rok 2019 -  O nadaniu imienia Moniuszki Dworcowi Centralnemu w Warszawie:


Enjoy!

triarius

czwartek, kwietnia 18, 2019

Jak będzie

Uwielbiam ekonomię. Przyznaję to bez wykręcania członka. Sił i środków, ma się rozumieć. Maksimum efektu przy minimum wysiłku - krótko mówiąc. Judo w najogólniejszej, filozoficznej postaci. Meta, krótko mówiąc. W tym widzę esencję wdzięku i smaku. No więc podziwiajcie, ludkowie moi rostomili, ten oto piękny przykład: utworek, który napisałem dość już dawno temu, a nabierający aktualności i sensu z każdym niemal dniem. Naprawdę dziwię się, że to arcydziełko nie uzyskało dotąd większej popularności - i to mimo tak genialnego, na Gugle tego świata obliczonego, tytułu...



triarius

wtorek, kwietnia 16, 2019

Naprawdę mistrzowskie zagranie!

Pożar Reichstagu
Kto mnie kojarzy... (Wiem, że to nie jest literacka polszczyzna, mordeczko!)... Kto mnie zatem trochę zna, wie jaką pogardą darzę wszystkie te Microny i Merkele, jak niską mam opinię o ich intelektualnych możliwościach. Od wczoraj jednak nie posiadam się wprost z podziwu, bo to z pożarem katedry Nôtre-Dame to było naprawdę mistrzowskie posunięcie!

Trochę w stylu Aleksandra, choć nie całkiem, bo Persowie w końcu - choć marnie zorganizowani i niezbyt krwiożerczo w większości nastawieni - przedstawiali jednak jakąś realną siłę, a co mogą prole? Ubrać się w żółty kubraczek i dać sobie odstrzelić oko? Zagłosować na PiS? A i to rozrywka dość przecie elitarna i niewielu znajduje w tym ukontentowanie.

W każdym razie pożar Reichstagu to przy tym akcja banalnie prosta i w sumie prymitywna. Nie da się nie doceniać potęgi i, co tu dużo mówić, w porywach po prostu GENIUSZU rozszalałej biurokracji, o ile nic dosłownie nie jest się już jej w stanie przeciwstawić. Teraz do ojrowyborów będziemy się trzymać za ręce, chóralnie zawodząc "Odę do Radości" (choć wielu durnym żabojadom będzie się to wydawało Marsylianką, a niektórym innym naiwniakom, że to "Kiedy ranne wstają zorze"). I nikt o nic nie spyta, bo to by była fopa, nikt nie zgłosi żadnych zastrzeżeń...

"Katolicy" (ciężko mi dziś się to pisze bez cudzysłowu) podzielą się na tych, co się będą składkować na ów "dorobek całej Ludzkości (ach!) niezależnie od wyznania" i "arcydzieło sztuki gotyckiej, panie dzieju, 13 milionów głupków z aparatami rocznie!", czyli ogromną większość, i tych nielicznych, którym ta sprawa śmierdzi, choć po prawdzie dziwne, że dopiero teraz zauważyli, jak wokół ich ukochanego Kościoła, i w nim samym, dzieje się nie tak, skoro to już od końca lat '60 przecie... Naprawdę genialnie pomyślane, choć przecie tak proste!

Mógłbym o tym pisać tomy, ale takie rzeczy to nie na publicznych blogasach, a co najwyżej na tajnych kompletach czy w jakichś - nie nielegalnych, no bo jakby inaczej, ale jednak nieźle zakonspirowanych - organizacjach. Czyli pozostaje wam, drogie ludziaczki, "bycie dzisiaj wszyscy Francuzami" i rozsupłanie sakiewki. A jeśli prol nie wybuli i nie zechce zawodzić? Pokaże, jak ma  w (excusez le mot) dupie Joannę D'Arc, Matkę Boską i samego Jezusa! Nie wspominając o reszcie Trójcy Przenajświętszej  i wszystkich Apostołach. Une vraie impasse, mon petit chou-chou! Szach i mat!

Bloody genialne, naprawdę aż mu trudno uwierzyć, szczególnie, kiedy sobie przypominam te poczciwe (w tym drugim i potocznym znaczeniu) mordki, tych naszych Umiłowanych! Żeby nie było że coś - nic konkretnego nikt mi na stół nie rzucił, ja nie taki dziennikarz; żaden zresztą, bo się po prostu tym brzydzę, nikt mnie nie czyta i nikt mi nie płaci, ale ileż to razy uczono nas o "cui prodest", prawda? Oczywiście dochodzi do tego po prostu możliwość wykonania, o czym często się zapomina, ale tutaj trudno by było twierdzić, że to byłoby niewykonalne.

No a ja tym... Niech już będzie "ludziom"... Za ch... olerę nie wierzę. Wolno mi? (Swoją drogą, czy tam przypadkiem nie widziano ostatnio w okolicy niejakiego Franciszka o ksywie "Papież"? Nie że coś, ale to by sporo wyjaśniło.) Na zakończenie radośnie wykrzyknę: Dzięki Bogu, że nie jestem już katolikiem! Czyli jednak dzięki ci Franciszku, nie ma tego złego!

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo i radzę uważać na ogony! Nasza ukochana Waadza, choć faktycznie milion razy lepsza od wszystkich poprzednich, potrafi ostentacyjnie zamykać za wyśmiewanie się z utrupienia tej... tego Adamowicza (zapewne) przez jego mafijnych kumpli, choć dla równowagi np. zarżnięcie (cóż że posoborowego) księdza stłuczoną butelką nie wywołuje już w niej aż takich emocji.

środa, marca 27, 2019

Taka sobie historiozoficzna myśl na marginesie Acta 2

Prawo Hammurabiego
Kurak napisał hiper-optymistyczny tekst, całkowicie lekceważąc sprawę Acta 2 i ew. zagrożenie chińską kontrolą internetu przez Naszych Ulubieńców. (Linek? Oto i, proszę: https://www.kontrowersje.net/acta2_to_bankructwo_ho_dysa_cios_w_ue_i_wojna_facebooka_z_axel_springer ) Kurak, fakt, często powala optymizmem, ale o wiele wnikliwiej ode mnie czyta różne prawnicze teksty... (Jakby to brzmienie takiego czy innego tekstu akurat miało dzisiaj największe znaczenie.) W każdym razie zacząłem się jeszcze intensywniej, niż dotąd zastanawiać nad tym całym Acta 2 z przyległościami, aż mi przyszła do głowy niesamowicie głęboka historiozoficzna hipoteza.

Otóż jest chyba tak, że w czasach, że tak to figlarnie określę, "przed-demokratycznych" - kiedy nikomu o żadnej (mniej lub bardziej w realu załganej, jasne!) "władzy ludu" nikomu się nie śni, a rządzi b. nieliczna elita... Jakieś teokracje, reżimy monarchiczno-militarne, nieowijające w bawełnę oligarchie... Te rzeczy...

Pojawiają się w końcu często jakieś "Prawa XII Tablic", czy inne "Kodeksy Hammurabiego", które (wbrew utartemu poglądowi laików) stanowią zwycięstwo ludu, plebejuszy, proli, czy jak to nazwać, bowiem kodyfikują, a przez to i ograniczają, niczym dotąd nieograniczoną władzę owej elity. (A przy okazji uświadamiają lud, otwierają mu oczy na pewne sprawy, sugerują przebiegłość w stosunkach z władzą itd.)

Pisałem tu kiedyś o tej sprawie i spotkałem się zarówno ze zrozumieniem, co wydaje mi się zrozumiałe, jak i z pewną dawką protestów. Protesty były dość ogólnikowo wyrażone, ale pewnie miały coś wspólnego z obroną tezy, że "konstytucje powinny streszczać się w paru zdaniach" i że "dobre prawo to prawo mikroskopijnej długości i pisane najprostszym językiem". Wiadomo kto te tezy z największym zadęciem głosi, ja na pewno aż tak bym się przy ich wyrażaniu nie nadymał, ale nie są to tezy pozbawione pewnych istotnych racji. Przyznam to bez wykręcania członków.

Skoro tak, spyta ktoś, a będzie to człowiek niezwykle czujny i bystry, skoro mu się to od razu skojarzyło, to co ja tu bredzę z tym Hammurabim? Który kazał, jak wiadomo, wyryć w kamieniu coś ponad sto praw... I w dodatku pismem klinowym. Gdzie tu ta prostota i mikroskopijność zatem? Widzicie ludzie, zapominacie, że człowiek wprawdzie, jako istota biologiczna, (jak chcą dzisiejsi "konserwatyści") istotnie się od czasów Hammurabiego nie zmienił, ale jednak różne epoki historyczne mają swoje osobne "prawa" (tutaj w cudzysłowie, żeby nie było, że Święte Księgi!), i to, co za Hammurabiego było proli (CZYLI NAS!) sukcesem (i w ogóle Postępem, ach!), dzisiaj może być czymś całkiem innym.

No bo właśnie to prawo sobie sformułowałem, czy raczej hipotezę, bo jak tu przeprowadzić dowód, skoro to nie matematyka, prawo które (przed ew. doszlifowaniem do cudnej klasycznej urody) brzmiałoby jakoś tak, że:

W czasach "przed-demokratycznych", kiedy władza praktycznie nie jest przez większość danego społeczeństwa nijak kontrolowana, sformułowanie i ogłoszenie nowych praw jest sukcesem tej większości i w istotny sposób ogranicza tę władzę, natomiast w czasach takich jak nasze, kiedy gołym okiem widać przechodzenie od Demokracji (na ile, oczywiście, ta idea jest możliwa do realizacji, a już szczególnie w tak ogromnych i tak skomplikowanych społeczeństwach, jakie dzisiaj mamy na Zachodzie) do Totalitaryzmu, (niemal) każde nowe prawo (a także chyba każda nowa biurokratyczna regulacja) stanowi kolejną cegłę w totalitarnej budowli i kolejny gwóźdź do trumny wolności.

Mówimy tutaj o skali globalnej, ponieważ całą sprawę komplikuje drobny fakt, że państwo jako takie stanowi dzisiaj dziwny dwoisty twór, który z jednej strony może swoich obywateli bronić przed zakusami totalitarnej w zamiarach i globalnej władzy, a z drugiej strony przeważnie jednak, i w coraz większym stopniu, stanowi agenta tej totalitarnej i globalnej władzy - opartej na biurokracji, wielkich finansach, PRAWNIKACH, i nielicznych państwach atomowych, lub w rzadkich przypadkach, jak Niemcy, po prostu o wiele silniejszych i lepiej, z tego punktu widzenia, zorganizowanych od swojego otoczenia...

Oraz pewien bufor stanowi to dzisiejsze państwo pomiędzy ową totalitarno-globalną władzą i ogółem własnych (Państwa znaczy) proli, biorąc na siebie owych proli co pewien czas się pojawiające niezadowolenie i starając się stworzyć w nich przekonanie, iż warto dla niego zrezygnować z takiej czy innej porcji własnej wolności, kiedy w istocie przeważnie rezygnujemy, my, biedne nieświadome prole, na rzecz owych globalnych totalitarystów. (Tutaj można by o PiS, który widzi mi się w sumie na plus z pkt. widzenia wolności prola, bo bez państwa nawet nie piśniemy, ale widzę tu sporo działań, które z pewnością na dłuższą metę służą właśnie tamtym, o czym kiedyś, albo i nigdy, bo za darmo to nawet Ziemkiewicz by nie pisał.)

Ponieważ to nasze "prawo", ta hipoteza, z tymi wszystkimi nawiasami i dygresjami, jest trudna do pojęcia, nie mówiąc już o zapamiętaniu, i mało piękna, więc jeszcze na zakończenie (hurra!) to samo "prawo" w wersji "lite", bez przypisów, nawiasów i wywijasów:

W czasach "przed-demokratycznych", kiedy władza praktycznie nie jest przez większość danego społeczeństwa nijak kontrolowana, sformułowanie i ogłoszenie nowych praw jest sukcesem tej większości i w istotny sposób ogranicza tę władzę, natomiast w czasach takich jak nasze, kiedy przechodzimy od Demokracji do Totalitaryzmu, (niemal) każde nowe prawo stanowi kolejną cegłę w totalitarnej budowli i kolejny gwóźdź do trumny wolności.

I to na dzisiaj jest nasza forma kanoniczna mojej historiozoficznej hipotezy. Teraz, jeśli ktoś ma jeszcze jakieś zdolne do działania komórki mózgowe, zachęcam do zastanowienia się, jak się powyższe ma do wspomnianego na wstępie unijnego myku pt. Acta 2.

triarius

P.S. To, że globalny totalitaryzm posługuje się dziś przede wszystkim tworzeniem praw i biurokratycznych regulacji, na które prole się potulnie godzą, nie zmienia faktu, że coś, co można by uznać za tego "dokładne przeciwieństwo", czyli ARBITRALNOŚĆ władzy - a już szczególnie SĄDÓW I "PRAWA" - jest czymś jeszcze gorszym, przynajmniej na krótką metę, i stanowi już nie tylko tworzenie totalitarnego systemu, w którym zwykli ludzie (a nawet mniej zwykli, ale porządni) są tylko prolami bez znaczenia, a po prostu JUŻ EKSPLOATACJĘ tego totalitarnego systemu (który widać na tyle już został skutecznie stworzony)!

O czym mówię? A o tych wszystkich "okolicznościach łagodzących", polegających na miłości do Waadzy i Postępu, słusznych poglądach itd. itd., które zawieszają karę albo ją zmniejszają... Oraz o dokładnej tego przeciwności - i nawet bardziej! Kiedy ktoś widzi się jakimś obdarzonym przez Górę spłachciem władzy z tego czy innego powodu niesympatycznym czy niekompatybilnym z ich planami uszczęśliwienia Ludzkości.

sobota, lutego 16, 2019

O kur na szczanie wyprowadzaniu i innych nabrzmiałych sprawach

kura po międzynarodowej konferencji
Niedawna heca z "mową nienawiści" była nie do wyobrażenia denna, ale to, co się ostatnio wydarzyło z okazji tego spędu w Warszawie, bije tamto o siedem długości. Tym beznadziejnym typom, którzy prowadzą naszą zagraniczną politykę nie dałbym kury do wyprowadzenia do kibla, bo to o wiele przekracza ich intelektualne możliwości. Że o godności, odwadze, patriotyźmie i innych tego typu imponderabiliach nie wspomnę.

Chyba rzeczywiście nie tylko (po tygrysiemu) "Bezsilność deprawuje", ale ten stary nudziarz Lord Acton miał też jednak trochę racji mówiąc, że "Władza deprawuje". ("Korumpuje" to jednak po polsku nie całkiem to, o co chodzi.) Kaczyński to niewątpliwie porządny z kościami człowiek, nawet powiedziałbym że często rozedrgany swoją własną (choć nie ma na nią monopolu, niestety) specyficzną etyką, a jednak to, jak traktuje swój wierny, niezłomny elektorat, który przeszedł z nim przez wszystkie trudności, ufał mu... Jak najgorszą kurwę po prostu, z całym szacunkiem oczywiście.

Bo wie, Kaczyński znaczy, że i tak nie mamy żadnej innej możliwości w #$%^ wyborach. Jednak widzi mi się, że jego nadzieja na złowienie serca leminga to złudzenie, natomiast spora część najwierniejszego elektoratu co najmniej zostanie w domach, albo gorzej. Sam tego chciałeś Grzegorzu Indyku! (Wie ktoś, dlaczego "Indyku"? Mądrasiński?)

Jak się pozwala na plucie mu, elektoratowi znaczy, lojalnemu, raz po raz w gębę - od Nocnej Zmiany II, z wymianą premier Szydło na tego obecnego speca od elektrycznych samochodów, po dzisiejsze cyrki z tygodniowym pogrzebem mającym przykryć jawną hańbę i pedalstwo. Że na tym skończę charakterystykę wyczynów tej naszej władzy. (A każda istniejąca alternatywa jeszcze gorsza. Co za kraj!) 

Wyczynu Dudusia ze storpedowaniem reformy sądów, co było warunkiem wszystkiego i mogło się ew. udać, gdyby zrobiono to szybko, bez zwracania na siebie przesadnej uwagi naszych Zagranicznych Przyjaciół, nie liczę na karb Kaczyńskiego, bo to nie do końca akurat jego wina. W każdym razie to było straszne i, jak można było od razu przewidzieć, stało się początkiem naszego upadku.

Upadku, który JUŻ sięgnął takiego dna, jak owa międzynarodowa konferencja, gdzie najpierw wtryniono się nam, niczym Jeż do żmijowej norki w bajce Ezopa, a potem jeszcze nas wydupczono, napluto nam w gębę i podtarto się nami wielokrotnie. W nagrodę będziemy mogli napaść Iran, co zresztą szykowało się nam od dawna i chyba tylko "ten koszmarny" (dla naszej "prawicy") Obama jakoś to swoim brakiem entuzjazmu dla Braci Starszych powstrzymywał.

No to teraz mamy entuzjastę i zacznie się jazda! No, chyba że go wkrótce obalą, co też nie jest niemożliwe, a wtedy dostaniemy w dupę za to, żeśmy się tak z nim myziali. Dostaniemy ze wszystkich możliwych stron - od Iranu, po tych dla których zgodziliśmy się z Iranem bez żadnego własnego powodu walczyć.

Kurwa, cieszę się, że jestem stary, bo nie wiem co bym zrobił, gdyby mi jeszcze pozostało pół wieku życia w tym, co się nam tutaj szykuje! Szykuje się zresztą nie tylko tutaj, ale my idziemy na przemiał jako jedni z pierwszych. Jak niemal zawsze. I trudno się dziwić, przy takich elitach.

* * *

polska polityka zagraniczna
Wybrałem taki bardziej smakowity obrazek w stylu soft-porno, ale wszystko
inne, i o wiele bardziej adekwatne, co było na ten temat w Google Images, okazało
się (o dziwo) o wiele bardziej ginekologicznie bezkompromisowe.
No a gdybym wam pokazał, jak to  naprawdę widzę, rozpętałbym piekło. W każdym
razie tak, o ile mamy tu stosować rokokową konwencję w stylu Bouchera,
widzę polską politykę zagraniczną. Jasne że za Platfąsów było jeszcze gorzej, bo oni
po prostu starali się nas zlikwidować, w czym byli naprawdę skuteczni.
("Polityczna maestria Tuska" się to chyba nazywa.) Jednak ci obecni, którzy,
wciąż naiwnie wierzę, chcą Polsce służyć... Naprawdę, takiego poziomu
spedalenia i głupoiy, nikt kto nie jest postpolitycznym "politykiem" nie zdoła pojąć! 

Nie jest to wesołe, ale poniekąd przezabawne, widzieć jak oni tymi sondażami podtrzymują PiS, a przede wszystkim niezawodnego Dudusia, w przekonaniu, że są na dobrej drodze - drodze do Zwycięstwa! Kiedy taki zrobi coś paskudnego, idiotycznego i po prostu samobójczego, dodaje mu się punkcik procentowy lub dwa, a on się cieszy jakby wygrał małego Fiata na loterii! I odwrotnie, przynajmniej w teorii, bo nie ma wielu okazji. Oby się nie skończyło jak z Bulem i zakonnicą!

* * *

Korzystając z pięknego światła (dzięki Ci Słoneczko!), zacząłem przeglądać taki popularny atlas historyczny, co go mam po szwedzku, a ursprungligen on jest duński. Tidens Världshistoria on się nazywa, gdyby ktoś pytał. Miałem naiwną nadzieję, że pokażą mi tam średniowieczne szlaki handlu niewolnikami. Nie chodziło mi o Afrykę czy inne Karaiby, tylko o to, co działo się tu w Europie, choć ten towar był obficie eksportowany poza Europę... Ciekawa w końcu sprawa, nie?

Tego typu mapek, pokazujących, jak przepływały ametysty, a jak rubiny, jak wełna, a jak konie, jest tam sporo. Jak niewolnicy też zresztą, tylko że... Tylko że dla średniowiecza wcześniejszego niż rok plus minus 1400 absolutnie żadnej takiej mapki tam nie ma. Na stronie 106 mamy "Życie gospodarcze w czasach Cesarstwa Rzymskiego", jak najbardziej z niewolnikami, a potem nic, nic, nic... Ze szlaków handlowych znaczy. Aż dopiero na stronie 182 dostajemy stosowną mapkę "Handel w obszarze bałtyckim około roku 1400". (Bez niewolników.) Drobne tysiąc lat bez handlu i gospodarki!

Dla okresów wcześniejszych i późniejszych takich mapek jest pełno. (I z niewolnikami - a jakże!) Trochę to dziwne, a już szczególnie w skandynawskiej książce, skoro wiadomo np., jak ogromną ilość srebrnych monet z Bagdadu znaleziono w szwedzkiej Birce, co się cudnie zazębia ze znanymi faktami na temat podbojów i dalekosiężnego handlu w wykonaniu wikingów... No przecież należałoby to pokazać i na pewno czytelnik nie zacząłby akurat wtedy ziewać z nudów, prawda? A tu nic. Za to Żydów, których, przyznam ze wstydem, moja mała nędzna duszyczka miała drobny zamiar jakoś z tym handlem skojarzyć, jest sporo - osadnictwo, wypędzenia, ośrodki...

Tylko handlu nie ma. Widać już wtedy zajmowali się inkasowaniem grantów na stręczenie ideologii żęder wśród przedszkolaków i wybieranie demokratycznej władzy ludziom na innych kontynentach. Może coś tam w drobnoliterkowym tekście, którego ten atlas ma całkiem sporo, o niewolnictwie jest, choć wątpię, ale z całą pewnością nikt tego z tymi... Cudownie przedsiębiorczymi ludźmi... Nie skojarzył, bo przecież to aż by się prosiło o mapkę, a mapki niet'.

Przechodząc na nasz ulubiony poziom Meta należałoby rzec - poniekąd za Cyceronem - że tutaj milczenie woła głośniej, niż by to uczyniły najdonośniejsze wrzaski. Mówię o milczeniu tego popularnego atlasu. Zgoda?

* * *

Na zakończenie PRYWATA. Naprawdę nikt, kto nie jest bezpośrednio zainteresowany, a takich jest na szczęście niewielu, nie ma powodu tego czytać, psować sobie tym łepka, frasować kory itd. Dixi! Zresztą ten ktoś też tego z pewnością nie przeczyta i prosiłbym takich (sztuk zapewne jeden), którzy mogą kojarzyć o co tu chodzi i mają kontakt, żeby tamtemu/tamtej przekazali. Mówię serio! Proszę, jeśli to zrozumiesz, o przekazanie.

No więc wreszcie zrozumiałem o co chodziło z tym "brakiem dorobku" i "zwracaniem na siebie uwagi". Naprawdę nie było to łatwe, bo istniało tam sporo, jak na tak krótki tekst, mylących tropów, ale w końcu razem z dobrym doktorem A. śmy doszli. Nie tylko oczywiście zrozumiałem, ale absolutnie się zastosuję. Już nigdy, w żaden sposób... Wiemy o co chodzi.

Będę się naprawdę starał, by wszystkie Twoje drogi, wszystkie media i kanały były od teraz wolne od mojej ingerencji, jak przychylna by ona nie była z założenia. Chyba rozumiem o co może w całej tej sprawie chodzić, współczuję, do żadnej wielkiej winy się oczywiście nie poczuwam, ale tak bywa. Można być czyimś wrogiem, tylko dlatego, że się znalazło w złym miejscu o nieodpowiednim czasie - to podstawy prawdziwego prawicowego myślenia i ja to bez trudu akceptuję. Nie pozdrawiam, bo to już by było przekroczenie tych nowych granic. Tyle. 

triarius

środa, lutego 13, 2019

Czasem człowiek umrzeć musi, jeśli nie pokory...

... llusi! Bo się udusi.

(Co "lusi"? Kory-llusi. Jeśli nie. Tam w tytule. Pokora nade wszystko! Nie, ludzie - nie zgadliście? To od "Coryllus"!)


Najpierw coś na lekką i rozkoszną nutę. Otóż czytam ci ja sobie interesującą książkę The Trojan War: A New History, pana, co się nazywa Barry Strauss. Jest to nowoczesne i trzeźwe (żeby nie powiedzieć "naukowe", bo to dość trefne słowo) podejście do zrozumienia o co naprawdę chodziło w przesławnej Wojnie Trojańskiej i jak mogła ona w rzeczywistości wyglądać. Na podstawie archeologii i zdrowego rozsądku, czyli nawet taki trochę jakby Tygrysizm. I nagle, całkiem nieoczekiwanie, na trzydziestej czwartej stronie widzę to:
Western Anatolia was the Poland of the late Bronze Age: wealthy, cultured and caught between two empires.
Co się na nasze merytorycznie przekłada (kochane niedouczki), jako:
Zachodnia Anatolia była Polską późnej Epoki Brązu. bogata, kulturalna i uwięziona pomiędzy dwoma imperiami.
Szczerze mówiąc, zawsze mnie mocno u obcych zaskakują takie od niechcenia, a do tego przychylne i pochlebne, wzmianki o naszym kraju. Mam znajome próbujące mnie przekonywać, że np. Florencja z Lizboną to nic przy podrobionej i przez pół roku szwargoczącej po niemiecku gdańskiej starówce, ale ja się wciąż bronię. (Choć po prawdzie to mój dziadek miał właśnie istotny udział w odbudowaniu owej starówki.) Mój patriotyzm to coś całkiem innego, a nawet jakby odwrotnego.

* * *

Teraz zaś coś o wiele, wiele poważniejszego i po prostu KORYLLICZNEGO do potęgi. Koryllizm
dla... Nie chcę nikogo obrazić, więc nie powiem "ubogich duchem", ale o wiele mniej tutaj przesubtelnych analiz na podstawie prlowskich lektur, więcej zaś przebłysków tygrysicznej intuicji, kawaleryjskiej fantazji i... Takich tam.

Co mamy na tym obrazku obok? Nie na tym u góry, o tym będzie, Deo volente, później, ale tu po prawej? Tak Mądrasiński, mamy dzieło Matejki z roku 1889, przedstawiający przyjęcie w Polsce, w roku Pańskim 1096, Żydów zewsząd, z dotąd nie do końca wyjaśnionych względów, wypędzanych. Miało to być dzieło Władysława Hermana, taty Krzywoustego. To ich przyjęcie znaczy.

przyjęcie Żydów w Polsce w roku 1096Nie wiem, czy znacie ten tu obraz. Ja dotąd nie znałem, choć przyznaję, iż malarstwo Matejki nie jest żadną moją specjalnością czy pasją. (Nawet nie żebym coś miał przeciw, po prostu doba ma tylko... ileśtam godzin, i te rzeczy.) W każdym razie you live and learn, jak to mówią - a to dowiesz się, że husaria nie żadne tam skrzydła miała, tylko pejsy... O czym kiedyś tu sobie też pokrótce wspominaliśmy... A to znowu nieoczekiwanie poznasz zabytkowe malowidło o subtelnej ikonografii...

Dlaczego mnie nagle tak oświeciło, spytacie? Nie ze skrzydłami, tylko z tatusiem Bolka z Krzywą Buzią znaczy i tymi, no... Wiecie o kim mówię. Otóż od lat miałem (ci ja) tu w "ulubionych", ale od lat nie odwiedzałem, bloga tego oto:


gdzie jest np. naprawdę fascynujący cykl pod zbiorczym tytułem "Demiurg", właśnie na takie tematy. Dałem wam tu nawet od razu linka do jednego odcinka, żebyście długo nie szukali i mnie niepotrzebnie nie klęli, a to można w sumie czytać w dowolnej kolejności.

Tam chyba wyczytałem właśnie to, że Żydzi - ci to to z nami od tysiąca lat zgodnie budują naszą (ach!) wspólną Polskę - nie znaleźli się tutaj dopiero pod Kazimierzem (słusznie lub nie, tutaj panuje ostra kontrowersja, zwanym) Wielkim, tylko właśnie za Władysława Hermana, trzysta lat wcześniej. (Trzysta lat więcej tego budowania!)

No i tak mi zaczęły te tam synapsy w tym moim niebylejakim mózgu, i inne neurony, na te tematy między sobą odpalać sygnały i się między sobą komunikować... Może wam o tym nie aż tak często mówią, ale każdy wiedzieć jednak powinien, że zachodnie słowo na niewolnika pochodzi od nas - Słowian. Odwrotnie być po prostu nie może, że niby Słowianie od niewolników, a w starożytności słowa na niewolnika były zupełnie inne.

Dlaczegóż, ach dlaczegóż tak jest? No bo we wczesnym średniowieczu, kiedy te zachodnie języki powstawały, wykluwając się z mieszanki różnych plemiennych narzeczy i łaciny, mieli tam oni w tej Europie masę niewolników i pochodzili oni właśnie z naszych słowiańskich terenów. Po prostu za niewolników robili wtedy w większości nasi słowiańscy bracia. Czy może raczej babcie i dziadkowie.

Handlowano nimi wtedy, z tego co kojarzę, najintensywniej w Szampanii, a zajmowali się tym Żydzi. Chrześcijanie nie mogli - nie twierdzę, że by chcieli, nie twierdzę, że by nie chcieli, nie wchodzę w takie spekulacje - ale z przyczyn religijnych tak czy tak by się nie dało. Najcenniejsi, przynajmniej poza jakimiś wyjątkowymi egzemplarzami dla koneserów, byli niewolnicy kastrowani. No więc ktoś to musiał (musiał?!) robić, a potem sprzedawało się ich głównie muzułmanom, bo chrześcijanie znowu, chcieli by czy nie, korzystać nie mogli.

Nie mówię, że mam dokładnie obcykane wszystkie szczegóły, ale z grubsza tak to było, to się wie (chyba że ktoś skończył edukację na min. Hall), i tego można sobie, choćby w sieci, poszukać. I tak sobie szło, handel międzynarodowy kwitł, wszyscy zadowoleni. Były też inne ośrodki, nie tylko ta Szampania - była Praga, była Wenecja, był wielecko-skandynawski Wolin... A Przemyśl stanowił ważny punkt na szlaku transportu niewolników z Rusi. Wrocław zdaje się także.

Źli ludzie sugerują, że nasz Chrobry mógł z podobnych powodów dokonywać znacznej części swych podbojów i że z tego handlu pochodziło jego bogactwo. (Ze "złymi ludźmi" żartuję, to były brutalne czasy, a Chrobry na pewno się łagodnością i chrześcijańską słodyczą na tamtym tle nie wyróżniał. C'est la vie, jak mawiali dawni hrabiowie, a dzisiaj mawiają niektóre ich wnuki.)

W każdym razie ten handel był zdominowany przez... Wiadomo kogo, co nikogo przesadnie dziwić chyba nie może, bo i łeb do handlu i różne korzystne imponderabilia... Ale się zaczęło pogarszać. Albo się rynek u muślimów popsuł, albo kontakty się handlowe urwały... Albo się miejscowe prole, goje znaczy, jakoś tam zbuntowały, zhardziały... I może zaczęły niechętnie łypać okiem na to bogactwo i kręciły nosem na jego, co by nie rzec, moralnie wątpliwe, źródło? Choćby ze zwykłej, ordynarnej i proto-liberalnej chciwości. No i w końcu Słowiańszczyzna się nieco ucywilizowała, przyjęła chrześcijaństwo...

Przestano w każdym razie na zachodzie Europy masowo kastrować mężczyzn, przestano masowo eksportować niewolników płci wszelakiej. No a to przyjęcie owych uchodźców w Polsce, co je mamy na obrazie Matejki, wynikające z wypędzania ich skąd się tylko dało, zbiega się akurat, co jest dość często podkreślane, z pierwszą krucjatą. Więc faktycznie i stosunki z nabywcą mogły się tym naszym zdolnym biznesmenom popsuć, a i parę innych czynników mogło zadziałać.

Z Anglii, jak wiadomo, wypędzono wszystkich Żydów w roku 1290. Z Hiszpanii w 1492. Jeśli ktoś czytał "Królów przeklętych", to tam jest o tym, że Jakuba de Molay (z kolegą) spalono na takiej małej wysepce tuż obok Île de la Cité na Sekwanie, gdzie był królewski pałac, a ta wysepka nazywała się kiedyś Île aux Juifs, czyli "Żydowska Wyspa", bo tam namiętnie ponoć Żydów palono.

W roku 1314, kiedy palono owych dwóch Templariuszy, nazywała się już inaczej ("Kozia Wyspa", o ile pamiętam), więc to z Żydami musiało być sporo wcześniej, i palić ich musiano dość intensywnie, skoro z tym się akurat to miejsce najbardziej skojarzyło. Drobiazg, ale mnie to wpadło w pamięć i akurat do układanki pasuje. Oczywiście nie twierdzimy tu, że to palenie było rzeczą ładną, albo że na pewno znamy w każdym przypadku jego powody. (Poza oczywiście brakiem Praw Człowieka. Choć i kastrowanie ludzi, także niewolników, też przecież nie jest całkiem... Tak?)

Czemu tych Żydów wtedy tak nie lubiano? Mówi się nam bez przerwy, że to nasza zazdrość, chciwość i chrześcijańskie przesądy religijne, a w najlepszym czasie pretensja do b. dalekich przodków o zabicie za pośrednictwem Rzymian Jezusa. To by faktycznie było kontrowersyjnym powodem - w końcu nawet starotestamentowy żydowski Jahwe mści zniewagi do siódmego pokolenia (o czym sam otwarcie mówi w PEŁNEJ wersji Dziesięciu Przykazań), a tu już mieliśmy sporo ponad to.

Jednak nie wykluczyłbym hipotezy, że ten - dziwny z jednej strony, fakt, z drugiej jednak z jakichś powodów w historii bez przerwy występujący - brak sympatii do Narodu Wybranego może mieć związek z owym masowym i ach, jakże zyskownym, kastrowaniem gojów.

Albo inny drobiazg, może bez znaczenia, ale jakoś już dawno temu zwrócił moją uwagę... Otóż b. znany średniowieczny autor, gość który stworzył tzw. Cykl Arturiański, znany jest jako Chrétien de Troyes, czyli "Chrześcijanin z Troyes". Żył mniej więcej w latach 1135-1185. Uważa się, że chrześcijaninem faktycznie był, ale z wyboru, choć może nie w pierwszym pokoleniu, bo z pochodzenia był Żydem. I co z tego?

A to, że miasto Troyes w Szampanii było właśnie centrum uszlachetniania i ogólnie fachowego obsprawiania naszego egzotycznego towaru. (Że nie musiało być fachowe? Nie znacie się! Musiało, jeśli istotna część towaru miała to przeżyć. Za mydło mniej płacono.) I że jakby tam mieszkał chrześcijanin na chrześcijaninie, to by się ludzie z takim imieniem chyba nie mieli powodu obnosić, bo by ich to słabo wyróżniało. Trochę wygląda tak, jakby ów utalentowany Chrétien chciał się odciąć od ogółu swoich ziomków, skoro już nie dało się zmienić miejsca urodzenia. Może tylko chciał się pochwalić swym chrześcijaństwem, co i tak stanowi pewien argument w naszym wywodzie.

(Nawiasem, potem się te wielkie europejskie targi w Szampanii gdzieś w XII w. odrodziły, stając się - ponownie - ważnym motorem międzynarodowej ekonomii. Handlowano m.in. wełną, co naprawdę było ważną sprawą. Jednak początki, i być może samo źródło owej prosperity, to musieli być właśnie nieszczęśni Słowianie, masowo przerabiani na metroseksuali i sprzedawani temu, kto dał więcej, na pęczki.)

No a teraz wielki finał.... Zewsząd tych biednych Żydów wtedy wypędzają - z opisanego tu powodu ich nie lubiąc, czy może z jakichś innych powodów, ale jednak każdy goj o tamtych przykrych dla gojów sprawach pamięta, a do nas, czyli do miejsca, które przez stulecia było owych eunuchów i innych podludzi dostarczycielem, do tych, którzy ten surowiec przez całe stulecia stanowili, sprowadza się nagle, absurdalnie i schizofrenicznie, samowolną decyzją kacyka spragnionego lubego brzęku monet, potomków w prostej linii sprawców tamtych moralnie niejednoznacznych działań...

(Dlaczego "kacyk"? No a kim w końcu takim wielkim był Władysław Herman, skoro nawet jego o ileż sławniejszy syn musiał w końcu Polskę podzielić, bo inaczej przyszłyby tu Niemce i zrobiły po swojemu porządek? Nie każdy twierdzi, że musiał, ale niektórzy sensownie argumentują, że przez większość średniowiecza byliśmy jednak niemiecką marionetką und kolonią, i inaczej się wtedy nie dało.)

W każdym razie tak opiewana dziś braterska przyjaźń między dwoma narodami, które potem przez tysiąc lat wspólnie (ach!) budowały tę naszą Polskę, zaczęła się, jak ja to widzę, pod nieco dziwnymi auspicjami i nie ukrywam, że trudno mi uwierzyć, by na początku obie strony żywiły drug do druga same pozytywne uczucia, a potem się to, całkiem bez powodu, zaczęło psuć. Raczej chyba przeciwnie.

To z macą mogło faktycznie nigdy nie być prawdą, symetrycznie z opłatkiem tak samo (to ostatnie to żart i aluzja do opowieści o Icku i bandzie moherów niejakiego Adolfa, dla rozluźnienia ciężkiej atmosfery), ale jednak jakieś tam powody do niejakiej gnuśności w kwestii chleba i soli dałoby się, na chłopski rozum, znaleźć. Jak rozkosznie by to wszystko nie wyglądało na obrazie Matejki, który też najpierw chyba powinien być dokładnie przeanalizowany pod tygrysicznym kątem: "co właściwie ten tutaj #$%^ chce mi wdusić i dlaczego?" Tym bardziej, że to jednak były zabory, CK Austria... O czym zresztą nasz dzisiejszy Mentor i Wzór nie raz w kontekście Matejki wspominał.

I to by było na tyle. Przekażcie sobie pocałunek pokoju i wracajcie do domu, nie budząc niczyjego przesadnego zainteresowania.

triarius

niedziela, lutego 03, 2019

Jak unieszkodliwić agresywnego lewaka (Ugauga Jitsu)

obity pysk
Dawno nie było Ugauga Jitsu (prawda?), ale dzisiaj znowu jest, tyle że w takiej bardziej uduchowionej i subtelniejszej wersji. Jednak Ugauga to b. bogata dziedzina, więc to też jak najbardziej należy.

Zatem mamy tytułowe pytanie: "Jak potraktować agresywnego lewaka, jak nas napadnie i zacznie obrażać z zagrożeniem, że to się rozwinie... Albo od razu zacznie od rękoczynów... Hę? Otóż zgodnie z najnowszą Mądrością Etapu (hurra! teraz też mamy takie coś Po Naszej Stronie!), mówimy mu:

Wiesz co, tyy... tyy... Polaku o radykalnie różnych od moich poglądach (opcjonalnie, jeśli jeszcze nie bije: "Którego Oczywiście Ogromnie Szanuję") Potraktowałbym Cię (duża litera, pamiętać!) Mową Nienawiści, ale w Europie (tak ma być!), którą Nasz Ukochany Rząd słusznie kocha i w ogień by za nią wskoczył wraz z całym Narodem, jest to zakazane, więc pozwól, że Nadstawię Ci (duża litera!) Drugi Policzek, a potem, jeśli mi wolno, odejdę. Niech Cię (!) Jan Paweł II błogosławi, mój Ukochany Polaku!

Nie ma niestety gwarancji, że po tym nie dostaniemy po pysku, lub gorzej - za "Nasz Ukochany Rząd", za Jana Pawła, jeśli akurat lewak taki bardziej od Biedronia czy innego Katzenbrennera... Albo za "Naród"... Lub też za "Polaka" zresztą. Ale zawszeć mamy satysfakcję, żeśmy (niemal) równie Światli, Postępowi, Proeuropejscy itd., jak Nasza Ukochana Władza stara się być.

(Może dałoby się to zresztą jeszcze dopracować, usuwając co kontrowersyjniesze kwestie, ale skąd u nas "na prawicy" wziąć takich geniuszy, którzy po temu zadaniu podołali? Bo też któż zrozumie Duszę OjroLewaka... Że "Pan Tygrys potrafi"? A kto to w ogóle jest "Pan Tygrys"? To nowe pseudo Ziemkiewicza?)

I z tą satysfakcją dalej idziemy przez życie (jeśli nam się, oczywiście, szczęśliwie tym razem uda z nim wyjść). Amen!

triarius

Ardrey o ludzkiej agresji (po angelsku)

Zbliża się rocznica zgonu Roberta Ardreya - 14 stycznia (1980) - (nie żebyśmy się tu rocznicami aż tak bardzo przejmowali, ale nawet pięcsetna trzydziesta siódma i 7/8 rocznica Ardreya wzrusza mnie bardziej od zejścia jakiegoś Adamowicza), a ja akurat znalazłem w sieci znaną (niektórym) rozmowę wielkiego Leakeya z Aredreyem na b. interesujący i ważny ("nabolały", jak mawiano za Gierka) temat. Z roku 1971.

Jest to po angielsku, więc kto kiedyś zadał sobie trochę trudu, będzie miał łatwiej, a reszta i tak pewnie ma w dupie. A jeśli nie, chylę czoła i polecam tłumacza Google'a online. Stracicie styl, ale może merytorycznie da się zrozumieć, Stylu macie zresztą tu u mnie ile zechcecie. Oto linek:

[Po latach: jesienią roku 2021 linek oczywiście już nie działa.]

 
triarius

P.S. 1 W tej rozmowie polowanie lwów na zebry "nie jest agresją". Jest to tam zresztą nieco mgliście wyrażone - raz wygląda że "nie", innym razem "nie o tej agresji dzisiaj". Jeśli "nie", to dokładnie jak np. u Konrada Lorenza. To tylko kwestia terminologii oczywiście, ale my tutaj nie dostrzegamy potrzeby wykluczania tego typu drapieżnych zachowań, popędów, instynktów i chęci z szerokiego spectrum różnych typów agresji. Dla nas ta lwia, to "agresja aspołeczna" i tyle. Tak jest o wiele logiczniej, prościej i sensowniej.

P.S. 2 A jeśli ktoś miałby do mnie mieć pretensję, że nie płakałem po Adamowiczu - może nawet przyłazić o szóstej rano, albo ciągać mnie po czymś - to z ręką na sercu mówię, że naprawdę żałuję, iż Adamowicz zszedł był tak jak zszedł. Oczywiście! - wolałbym, żeby umarł we włanym łóżku, po długim życiu, po jak najdłuższej i paskudnie nieprzyjemnej chorobie... Absolutnie bez udziału osób trzecich, chorych psychicznie czy też nie. Wolno mi? Zresztą i tak zapewniam, że ja akurat nie nakłuwałem niczyjej podobizny szpilkami, jak i nie zamierzam w pszyszłości. Ani by mi się nie chciało - zbyt ich niestety wielu - ani za bardzo w to nie wierzę. Da się to zrozumieć?

piątek, lutego 01, 2019

Wiedzieliście? We francuskich rzeźniach krowy są zagłaskiwane na śmierć...

... przy kojących dźwiękach Mozarta, a jeśli okażą się na głaskanie patologicznie odporne, to nie przerywając głaskania czeka się cierpliwie aż umrą ze starości. (Karmiąc cały czas obficie haute-cuisine i waflami.)

Tak by można pomyśleć, a w każdym razie to zdają się sugerować francuskie państwowe (?) media. (Ktoś wie, dlaczego ten znak zapytania po "państwowe"? Tak Mądrasiński, właśnie dlatego.) Ale o co właściwie chodzi, pytacie?

Otóż na na tej "państwowej" francuskiej TV, co ją mam, od paru dni jakieś strasznie informacje o tym, że w słodkiej Francyji i okolicach znaleziono ponad 600 kg polskiego mięsa. Co z jakichś powodów ma być rzeczą straszną, tyle że do dziś nie chciało mi się temu dokładniej przysłuchiwać, więc uznałem, że jakaś tam norma została zbiorowo zgwałcona albo coś innego - że nie całkiem Europejskie-cum-Postępowe w tych tam ochłapach...

Dzisiaj jednak widzę, że w tych ichnich Dziennikach TV, obok Wenezueli, gdzie Postępowy Świat, zgodnie ze swą Postępową Naturą, Postępowo zmienia im władzę na bardziej Postępową, pokazują koszmarne zaiste filmy nakręcone (ponoć, ale niestety wierzę) w jakiejś (konkretnej) polskiej rzeźni, gdzie się nad źwierzętami znęcają, a nie tylko im...

Wiadomo. Naprawdę paskudne sceny! Nicka by to może nie ruszyło, ale mnie tak, i masę innych ludzi także musi ruszać. Przeraźliwie chude krowiny - a więc chyba się połapały, gdzie się znalazły (nie to co lemingi!) - wleczone po posadzce za szyję na sznurach.... A potem jakieś takie dziwnie paskudnie wyglądające półtusze na hakach. Chyba je cwanie sfilmowali przez żółty filtr, bo były dziwnie żółtaczkowate i naprawdę obleśne.

Tak czy tak, normalnie te programy są nudne upiornie i proojro, ale jednak bez tego typu walenia leminga (czy przyzwoitego człowieka, gdyby przypadkiem ten OjroDziennik akurat ujrzał) rzeźnicką pałką po łbie. Ale tutaj akurat tak. Sporo minut, po jakimś czasie miałem dość, więc nie wiem dokładnie ile, ale naprawdę sporo... Jeśli to nie jest b. perfidna antypolska propaganda odwołująca się do elementarnych skojarzeń i emocji, to ja już nie wiem, co by to mogło być!

Do tego oczywiście od paru dni prawie nic o Żółtych Kubraczkach... No nie, na tasiemce leciało coś o "zwiększeniu wykonania niszczenia mienia" - mocno enigmatyczne - ale to tyle... A to już przecież jutro znowu! Nic o Kubraczkach - tylko Wenezuela i te nieszczęsne krowiny w polskiej rzeźni.

My oczywiście, wraz z całą Unią, też zmieniamy Wenezueli władzę na odpowiednio Postępową i Cudną-Że-Aż-Strach (podoba wam się ten dupek, cośmy go im wybrali?), przy czym nikt z naszych genialnych "polityków" nie zaprząta sobie z pewnością nawet łepka myślami o tym, że Unia wraz z resztą Postępowego Świata, po załatwieniu tego tam Maduro, co tak paskudnie nie chce się Postępowemu Światu z Postępową Ameryką Na Czele podścielić, oraz po tej krowio-sadystycznej, a do tego gwałcącej Higienę i Wieczne Życie Do Samej Eutanazji, padgotowce - Unia i pozostały Postępowy Świat mogą teraz bez cienia problemów ogłosić, że np. "Schetyna jest odtąd (i do wyborów, które nastąpią, chyba że...) Tymczasowym, ale Jakże Prawowitym Prezydentem Tenkraju..."

I co wtedy? Nadal będziemy triumfalnie zamykać ludzi za brak łez na temat Adamowicza i/lub wystarczająco namiętnej miłości do Unii? Plus bredzić o tej Unii przez nas z paroma kolegami zreformowaniu i zoologicznym wstręcie wszelkich minimalnie choćby przyzwoitych ludzi do wszelkiej zbrodniczej myśli o Polexicie?

Z tym, że ja naprawdę brzydzę się znęcaniem nad źwierzęty i gdybym mógł... (Ale sza, bo będzie "mowa nienawiści" i przylezą o szóstej rano!) Tylko że my teraz nie o tym.

triarius

P.S. Wyobraża ktoś sobie co by się działo, gdyby gdzieś, nie mówiąc już w tenkraju, poświecono pięć minut wieczornego dziennika na sceny dziejące się w jakiejś koszernej rzeźni? Albo np. takiej arabskiej lokalnej jatce, gdzie się krowom też podrzyna gardło na żywca, a potem wywiesza się zakrwawiony łeb przed sklepem?

niedziela, stycznia 27, 2019

Bonmot termojądrowy

Długo byłem przekonany, że nie mam już w tych kwestiach żadnych złudzeń - wciąż jednak potrafi mnie zaskoczyć porażająca szpetota tzw. "życia politycznego" w krajach pozbawionych broni atomowej.

triarius

P.S. Wychodzimy oczywiście pojedynczo. I uważać na hejt z mową nienawiści! (No i paczpan - napisałem to kretyńskie leminżo-gazownicze słowo, i to bez cudzysłowu! Fakt, że dla jaj.)

czwartek, stycznia 17, 2019

Zamykają...

... ludzi za kpiny z nagłego zejścia tego co wiecie przekrętasa i zdrajcy, ostentacyjnie germanizującego Gdańsk? Który w mniej podłych czasach dostałby zapewne już dawno od AK wyrok, i to chyba bez zawieszenia? (O "Goralenvolku" i smutnym na koniec losie tego tam Gąsienicy słyszał ktoś?)

Oczywiście nie sugeruję, że gość zginął z takiego lub podobnego powodu - zapewne polityka nic wspólnego z tym nie miała, chyba że to jakieś ubecko-mafijne sprawy, których oczywiście nie pochwalam - ale obowiązek rozpaczania?!

Po ojcu nie płakałem, kiedy zginął w naprawdę przedziwnym wypadku, a mam obowiązek płakać po Adamowiczu?! Nie żałuję go, sorry! Strasznie zginął? A jak by było "niestrasznie"? Rak jest chyba jednak gorszy. We własnym łóżku, otoczony przez pięć pokoleń potomków, po 140-letnim życiu? Owocnym, jak przystało na Gdańskiego Liberała? Fakt, tyle że normalnego i przyzwoitego na odmianę człowieka pięć razy po drodze spotka dzisiaj eutanazja. Jakoś wciąż oczy mam suche.

Mam się mazać - bo co? Bo nagle facet z Gdańskiego Liberała z całym dobrodziejstwem inwentarza stał się świętym? Fakt, że PiS zachowuje się, jakby w ramach "wyciągania ręki do zgody" zamierzał się samorozwiązać, posypać łepki popiołem i masowo powstępować do .Nowoczesnej Platformy... Przedtem jednak powyzamyka oczywiście wszystkich, którzy nie wylali przepisowej ilości litrów łez nad Św. Pawłem Adamowiczem... ("Hejt", psia mać - kolonialna mentalność nawet w języku, który też zresztą, jak wszystko dziś w tym bantustanie, musi do tego zostać okaleczony. "Hejt", "gej", co tam jeszcze w tej parcianej angielszczyźnie naszych Elit - ruska mentalność, bo to ruscy tak piszą, ale oni nie mogą inaczej.)

Elegancja to jedno, ale to nie dla cenzorów z prokuratorami sprawa. Rozumiem że takie kpiny z Denata. kim by nie był, mogą być uznane za chamstwo... Ale zamykać?! W LIBERALNEJ DEMOKRACJI Z JEJ WOLNOŚCIĄ SŁOWA?!? A KTO, że spytam, beknął za "Zimnego Lecha"? Kto beknął za szczanie do zniczy?

Za szturchanie modlących się staruszek? Za blokowanie dostępu do Wawelu temu samemu Kaczyńskiemu, który teraz tak gorliwie "wyciąga rękę"? Niewątpliwie super, jak to przyszłość wkrótce pokaże, skutecznie, że się gorzko zaśmieję, choć śmiech grozi teraz wyrokiem, o jakim nie śmiałby marzyć nawet Masowy Weekendowy Samobójca, gdyby oczywiście pies z kulawą nogą starałby się go w ogóle znaleźć, nie mówiąc już ukarać. Czy Bolek beknął za "wyskakiwanie przez okna" i masę podobnie koncyliacyjnych, miłością oddychających, odzywek?

Ech, Liberalna Demokracja! Ech, ta wyśpiewywana przez starcze chóry Wolność Słowa! Ale w końcu czego się ludzie spodziewaliście? Że ktoś np. uratuje życie takim jak św. pamięci Denat uczciwą realizacją (implicite przyobiecanego łatwowiernym, jak zawsze, wyborcom) Programu Cela Plus dla ewidentnych oszustów, choćby byli wysoko postawieni w Targowicy? (Z RZETELNYM na odmianę monitorowaniem celi oczywiście.)

No co wy, naiwniaki?  Duszeszczipatielnych seriali na TVP ście się naoglądali?! Bogaojczyźnianych dudusiowych przemówień nasłuchali?! Że to wszystko niby naprawdę? Łącznie z tą wysławianą "wolnością słowa", tak? I może jeszcze "niepodległość"? Bez żartów! Otrzeźwijcie! I płakać mi tu zaraz, bo jak Waadza weźmie i...! Nie nad Polską żadną, do cholery - NAD ADAMOWICZEM!

triarius

P.S. Polecam też (nic osobistego)  Jareckiego na ten sam temat:

http://amazoniawweekend.blogspot.com/2019/01/powitajmy-cenzure-chlebem-i-sola.html