Czy ja zawsze muszę pisać o sprawach poważnych? Spokojnie, nie wszyscy na raz! To jak? Nie muszę? No to w porządku, porozmawiajmy sobie zatem o zakładaniu dynastii...
Zakładanie dynastii to oczywiście czynność ambitna, szczególnie w tych naszych czasach. Czasach gdy nikt już ojca matki nie szanuje, na co w pocie czoła pracują liberalne media... Co? Że nie liberalne? Te wszystkie "Wielkie Braty", "Tańce z gwiazdami", "Szkła Kontaktowe" - to nie ma z liberalizmem nic, ale to nic, wspólnego, tak? Nie ma w tym niewidzialnej ręki rynku, chęci zarobienia? Są, ale to nie jest liberalizm, tak? Bo liberalizm to waszym zdaniem oznacza... co? Acha - wduszanie ludziom liberalnej ideologii i jeszcze na tym zarabianie. Brawo, bardzo sprytny pomysł! Nie wiem jednak czy popyt na taką masową rozrywkę byłby dostatecznie masowy, wiecie...
Pozostanę więc, jeśli pozwolicie, przy swojej opinii. Że jeśli coś się kieruje żądzą zysku i może sobie robić niemal wszystko, co zechce - to to jest właśnie liberalizm najczystszej wody. A w rozrywce działa chyba siostra-bliźniaczka Niewidzialnej Ręki Rynku - nazywa się Niewidzialna Ręka Szmiry.
No dobra, co jednak z zakładaniem dynastii? Trudne to jest, jak już żeśmy się zgodzili. Być tym tam cysorzem to też nie byle jaka sztuka... Trzeba umieć z niebywałą godnością dawać obcym ambasadorom rękę do pocałowania, siedząc z niebywałą godnością na kiblu... Jak powiedzmy Ludwik XIV. Trzeba też umieć, w razie niepowodzenia, odejść z gestem, jak powiedzmy Sardanapal. "Nobles, obliż!", to się podobno w eleganckim języku nazywa.
Nikt nie prostestuje, a ja mogę się założyć o co kto chce, że wy w ogóle nie macie pojęcia, kto to taki ten Sardanapal... Prawda? Kto coś o tym panu słyszał? Nie widzę...
Pomyśleć, że sto lat temu połowa europejskich malarzy żyła właśnie z Sardanapala, o librecistach nie wspominając. I nie licząc niezliczonych panieńskich pąsów, dąsów, palpitacji, ekscytacji, waporów... Nie, bachorów do tego nie mieszajmy, takie rzeczy się w dobrych domach NIE zdarzały!
Dzisiaj zaś kto to był ten Sardanapal na żadnych studiach nie uczą, no bo i po co? Gdyby ktoś, gnany wstydem, że z braku klasycznego wykształcenia nie żadnym jest inteligentem, tylko zwykłym niedoukiem (z przechyłem w stronę wykształciucha), to niech sobie tego Sardanapala poszuka w jakichś księgach czy Wikipediach (gdzie jednak pierdoły potrafią pisać niebywałe, na przykład o Oswaldzie Spenglerze, więc uwaga!).
Dla ułatwienia mogę tu wklepać rymelik, którym kiedyś na tego Sardanapala temat napisał. Oto on:
Ambitny ktoś niebywale
Chciał zostać Sardanapalem.
Udało to mu się częściowo,
Gdy ukłuł widelcem teściową,
Żonę swą ugryzł zaś w palec.
Od wielkiej poezji wracając do immanentnych (fajne słowo, daje się włożyć niemal wszędzie, polecam!) trudności bycia monarchą. Fakt, autorytet monarsze potrzebny można, wytrwałą pracą, zbudować. Jeśli się wie jak. Siłą woli można zapewne osiągnąć umiejętność leczenia dotykiem skrofułów, co umieli podobno królowie Francji. W każdym razie, skoro nikt już dzisiaj nie wie (bo i jak by miał wiedzieć przy tym liberalnym szkolnictwie?) co to są "skrofuły", to w razie czego można "skrofułami" ogłosić coś co się rzeczywiście daje leczyć... Ale co ja będę tutaj podawał dokładne recepty, płaci mi ktoś za to? (W razie czego proszę o kontakt. Otwarty jestem np. na tutuł para. Ze stosownymi parafernaliami.)
Dobry też byłby na autorytet monarchy złoty kolczyk, który by można dla większego monarszego majestatu nazwać powiedzmy "kolcem"... Powiedzmy w nosie. Może się to kojarzyć z jakimś ludem pierwotnym, ale w istocie to patent Króla Salomona! A był to przecież monarcha nie byle jaki, wszyscy się chyba zgodzą... Jedni dlatego że tak go przedstawiają w Biblii, drudzy dlatego, że miał słuszne handlowe pochodzenie.
Nie wierzy ktoś, że Król Salomon lansował złote kolce w nosie? Cytuję: "Niewiasta piękna a głupia jest jako złoty kolec w pysku świni". (Koniec cytatu.)
A więc sposobów na majestat jest co niemiara, kiedy już się tym monarchą jest. Co jednak robić, żeby nabrać tego majestatu zanim się jeszcze zostało monarchą? Tak, żeby lud monarchii zapragnął jak wody, jak powietrza, jak "Tańca z gwiazdami"? I żeby wybrał do tej fuchy nas, a nie kogoś innego? W końcu mamy liberalizm i ktoś może mieć więcej forsy, tak? Albo większe poparcie u grupy Bildercośtam.
Trzeba więc sobie zorganizować grupkę wyznawców, a potem nad nią pracować. Dawać im różne zadania do rozwiązania, żeby im się całkiem kontakt z rzeczywistością urwał i żeby tylko nas, w tym purpurowym płaszczu z gronostajami i stosownej koronie, widzieli. Chodzi o rzeczy z gatunku pytanek o klaskanie jedną ręką, uwielbianych przez buddystów od Zen.
Robimy na przykład tak, że z jednej strony wpajamy tym swoim wyznawcom, iż każdy polityk to dureń i skurwiel, z drugiej jednak strony o każdym dosłownie polityku piszemy - i tego się od naszych wyznawców domagamy - per "Jego Hipereminencja Jaśnie Wielmożny Pan Premier". I podobne teksty, które w Bizancjum wzbudziłyby wesołość, nam jednak nawet powieka przy tym nie drgnie. Ma się w sobie to monarchiczne... Coś! Nie wiem dokładnie co, ale chyba to jest je ne sais quoi.
Albo weźmy imiona. Mówimy naszym obecnym wielbicielom, a przyszłym poddanym, że wszelkie zagraniczne imiona koniecznie trzeba tłumaczyć na polski. Co ma i tę dodatkową zaletę, iż pozwala nam pokazać swój patriotyzm. W końcu łatwiej jest zostać monarchą w jednym kraju, niż od razu ruszyć z posad bryłę świata i zostać Wszechmonarchą Uniwersum, prawda?
No więc tłumaczymy te imiona... Jak dotychczas największym naszym osiągnięciem było w tej dziedzinie zwanie dość niegdyś znanej sowieckiej marionetki pełniącej rolę władcy Chile per... Słuchajcie słuchajcie! Per ZBAWICIEL Allende! Bo facet miał na imię Salvador, co faktycznie przekłada się na nasze jako Zbawiciel. Ale to przezabawne zderzenie lewaka ze Zbawicielem, szczególnie gdy się głosi hiper-tradycyjny katolicyzm (co akurat jest dobrą rzeczą)!
Czyste klaskanie jedną ręką! Każda mózgowa półkula zaczyna sobie wędrować swymi własnymi drogami, dobrze, jeśli raz na parę lat jedna drugiej wyśle kartkę na Nowy Rok.
Na temat tłumaczenia imion miałbym jeszcze masę przezabawnych konceptów własnego chowu, zakończę jednak anegdotką...
Do czarownka przychodzi młody Indianin i mówi: "Słuchaj Milcząca Skało, to ty wymyślasz w naszym plemieniu imiona dla wszystkich dzieci?"
- Tak, ja. A co?
- A mógłbyś mi powiedzieć jak to robisz?
- Siedzę sobie przed wigwamem i palę fajkę, a tu przychodzą i mówią mi, że urodziła się dziewczynka. Albo chłopiec. To ja się rozglądam dookoła. I powiedzmy widzę jak chmura zasłania słońce. No to mówię: "ta dziewczynka będzie się nazywała Chmura Zasłaniająca Słońce". Albo powiedzmy widzę, że wysoko leci orzeł. No to mówię: "ten chłopiec będzie się nazywał Orzeł" Lecący Wysoko. A dlaczego cię to zainteresowało, Dwa Pieprzące Się Psy?
Gdyby ktoś miał wątpliwości co do znaczenia tej anegdotki w realnym życiu, to zwracam uwagę, iż, w dobie globalizacji itd., wcale nie jest tak bardzo wykluczone, że kiedyś Monarcha będzie... Wedle odpowiedniego protokołu, być może wzorowanego na tym z dworu Ludwika XIV... Przyjmował ambasadora powiedzmy Siuksów... Albo innych Huronów... I Pan Ambasador - Jego Hipereminencja cum Ekscelencja czy jakoś tak - będzie nosił tego typu imię. Do którego już jego plemię zdążyło się przyzwyczaić... Jak i do innych malowniczych imion nadawanych przez Milczącą Skałę...
Co jednak z NASZYM ludem? Z poddanymi naszego Monarchy Ukochanego? Nie ma ten lud wprawdzie skrofułow, ale fakt, że w rękę całuje monarchę, gdy ten siedzi z monarszą godnością na sedesie, ktoś o imieniu... Wiadomo jakim. Albo - apage Satanas! - jakimś JESZCZE straszniejszym? (Bo Milcząca Skała był na kacu.)
I tym optymistycznym akcentem kończę. Jeszcze może tylko wykrzyknę: Niech żyje Monarchia! (Fanfary, werble, chóry starców zawodzą.)
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.
Tygrysku
OdpowiedzUsuńnie masz racji
większość Twoich czytelników czytała Łysiaka.
[ ja mam przynajmniej takie wyobrażenie ]
nie sposób czytać Łysiaka i przegapić zdjęcie obrazu
Eugene Delacroix - śmierć Sardanapala
pozdrawiam
grafomania
OdpowiedzUsuńLubię pasjami taką lapidarność, jak ktoś wypowiada się jednym słowem, którego znaczenia w dodatku całkiem nie rozumie.
UsuńPodaj definicję "grafomanii", koleś! ;-)