poniedziałek, sierpnia 12, 2013

O nicnierobiącej ekipie Tuska i psychopatycznym polowaniu na mamuty (część 4)

Powie ktoś "Bardzo ładna klasyfikacja und taksonomia, ale co w praktyce z tego wszystkiego wynika". Na co ja: "ogromnie wiele". I że właśnie wyjaśniam.

Rzecz w tym, że agresję, taką czy inną, spotykamy niemal na każdym kroku, a jeśli jakiś jej rodzaj nie aż tak bardzo często, to jest to przeważnie taki rodzaj, że gdybyśmy się z nim często spotykali, to by nas już nie było. Co do tego zgoda? No to jedźmy dalej...

Bardzo dobrze jest w związku z tym umieć rozpoznawać z jakim to rodzajem agresji ma się właśnie do czynienia. W tym tam agresorze (choć to czasem zbyt brutalne określenie) - ale także w nas samych. Bardzo dobrze jest to umieć, ale może jeszcze istotniejsze jest, że bardzo źle jest nie umieć tego zadania szybko i bezbłędnie wykonać. Przykłady? Służę uprzejmie.

Mamy więc biurowe party. Na którym lekko podpity kolega z pracy, którego niespecjalnie zresztą lubimy, postanawia nam udowodnić, że wszystkie grapplingi, RAT'y, boksy i TFT, nie są warte wspaniałych technik, które on podpatrzył w wiekopomnym serialu "Stawka większa niż życie". No i on nam jakąś tam niesamowitą dźwignię ("niesamowitą" w sensie "żałośnie śmieszną"), na co my, niewiele się zastanawiając...

A już całkiem nie starając się klasyfikować typu tej jego agresji, czy starając się dopasować do niej NASZ rodzaj agresji, który, mimo wszystko, jest niezbędny, skoro nie chcemy ani wąchać jego wódczanego oddechu, ani przyczyniać się do promowania ubeckich filmów, ani też narazić na szwank honoru różnych pięknych sztuk walki...

Więc my mu, żeby daleko nie szukać, łamiemy goleń uderzając pod kątem 45 stopni zewnętrzną krawędzią buta jakieś 10 cm nad wewnętrzną kostką. (Co, nawiasem, znakiem firmowym oddziałów do tłumienia rozruchów jednego z naszych Wielkich i Niezłomnych Przyjaciół - tego po lewej. Jeśli ktoś wyjątkowo niecierpliwy i nie chce czekać, aż się z tym spotka w realu, to proszę pytać o szczegóły.)

Skutkiem czego gość pada ze złamanym podudziem, wykrwawiając się z przerwanej tętnicy na śmierć. Atmosfera na biurowym party robi się mniej radosna, ale to jeszcze nie jest najgorsze, bo potem możemy mieć poważne, i nie całkiem, powiedzmy to sobie, potrzebne, nieprzyjemności. I to nawet w przypadku, gdy sądowi nie będzie przewodził sędzia Nakrętka, z TYCH Nakrętek!

I coż to będzie w kategoriach naszej taksonomii agresji? Oczywiście, że będzie to agresja Społeczna (ze strony podpitego wielbiciela Klossa) vs. agresja Aspołeczna (ze strony niestety naszej).

Inny przypadek... Napada nas rasowy psychopatyczny recydywista - z tych, którzy dla byle iPoda gotowi są nas bez mrugnięcia okiem przerobić na wędlinę. A my, wytrenowani w sztukach walki jak mało kto, będziemy to traktować tak samo, jakbyśmy w ringu, w klatce, na macie... Stali naprzeciw, b. groźnego wprawdzie przeciwnika, ale jednak w ZRYTUALIZOWANEJ, posiadającej reguły i ograniczenia walce. Gdzie sędzia, lekarz, itd.

To zresztą nie musi być koniecznie taki sobie zwykły drobny "psychopata" - może także być zawodowiec. W każdym razie ktoś, kto do agresji podchodzi w sposób absolutnie praktyczny i użytkowy. Niczego sobie czy komu nie udowadnia, a jeśli serce przepełniają mu jakieś emocje i uczucia, są to te same mniej więcej emocje i uczucia, które przepełniają kobiety z jakigoś prymitywnego plemienia, kiedy, z błyskiem w oku, zbiorowo polują na jaszczurkę, czy młodą antylopę... Żeby już zna chwilę zostawić prehistorycznego łowcę z jego stadem mamutów. O linczach i innych tego typu sprawach nie wspominając.

Bywały przypadki, że policjant, po długiej i niebezpiecznej walce, zakładał przestępcy gołe duszenie, tamten klepał - widać też miał z jakąś matą do czynienia - na co policjant odruchowo chwyt zwalniał, zamiast, jak sytuacja wymagała, trzymać go te klikanaście sekund, żeby gościa uśpić. (Choć nie tak długo, by go pozbawić życia.) Dlaczego tak zareagował? No bo tak się w końcu te rzeczy w realu trenuje.

Trudno by było inaczej, bo stałoby się to realną walką na śmierć i życie, a nie rozkosznym się grapplingowaniem. Jednak faktem także jest, że ów policjant nie rozpoznał, a w każdym razie nie na tyle mocno, by to się przejawiło w jego reakcji, typu agresji, z którym ma do czynienia. Typ ten to oczywiście agresja Aspołeczna, w wykonaniu przestępcy, na co on, zamiast odpowiedzieć tym samym, czyli agresją Aspołeczną, odpowiedział agresją Społeczną, jakby to była jakaś rywalizacja o oklaski widowni i punkty od sędziów.

Podobnie bywało z oddawaniem pistoletu zaraz po odebraniu go uzbrojonemu przestępcy. Policjant miał to tak wytrenowane, i tak odruchowo zrobił. Odruchy to potężna siła, ale jednak pełna świadomość faktu, że tutaj ma się do czynienia z INNYM RODZAJEM agresji mógłby pomóc uniknąć tak głupiego, i potencjalnie cholernie niebezpiecznego, błędu.

Przykład na konfrontację agresji Prospołecznej z jakąś inną? Widział ktoś może taką sfilmowaną scenkę, jak najbardziej autentyczną, choć to wprost trudne do uwierzenia, jak domowa kotka, w obronie swych małych, zmusza do panicznej ucieczki niedźwiedzia? No to właśnie to jest fajny przykład. Przykład na siłę agresji Prospołecznej, której łatwo można czasem nie docenić.

Innym, choć trochę z fantazji, byłby taki, że ktoś bierze zachowanie niedźwiedzicy z małymi za propozycję przyjacielskiego sparringu w leśnych zapasach. Realne zachowanie wynika z agresji Prospołecznej, natomiast my byśmy sądzili, że to Społeczna. Oczywiście przykład jest wydumany, ale co nam to szkodzi?

OK - a co z ryżym? I co, ogólniej, z polityką?

To, to już całkiem inna historia. (No nie, bez przesady! To akurat całkiem ta sama historia, tylko trzeba ją jeszcze opowiedzieć. Co my sobie może jeszcze zrobimy. Albo nie.)

c.d.n. (albo i nie, bo poniekąd to już można uznać za całość)

triarius

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz