Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sterydy anaboliczne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sterydy anaboliczne. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, czerwca 21, 2010

Testosteron

W poświęconym najnowszym naukowym informacjom dotyczącym treningu sportowego biuletynie, który mi co pewien czas poczta z Anglii przynosi, znalazłem interesującą informację. Otóż w Turcji niedawno przeprowadzono studium, z którego jednoznacznie wynika, że 10 mg dodatkowego magnezu na 1 kg ciała, wyraźnie zwiększa ilość testosteronu we krwi. W większym stopniu zwiększa go u ludzi trenujących, ale i u nietrenujących się ilość testosteronu we krwi zwiększa.

O tym, że magnez wpływa na poziom testosteronu we krwi, a jego niedobór ten poziom obniża, wiedziano mniej lub bardziej na pewno od dość dawna, ale to niedawne badanie zdaje się sprawę przesądzać. (Od dawna także wiadomo, że sam trening zwiększa poziom testosteronu we krwi.)

No dobra, spyta ktoś, "a co to właściwie jest ten testosteron?" Będzie to pytanie zasadne, bo, o ile kiedyś testosteron (razem z włosami na klatce) to było coś, z czym na co dzień miał do czynienia każdy facet (a pośrednio i każda niewiasta), to dziś, jak alarmują uczeni (i inni tacy), testosteronu ani na lekarstwo. No, chyba, że mówimy o syntetycznym, ruskiej produkcji, której jest całkiem sporo - w sportowcach i temuż podobnież maniakach.

Całkiem poważnie (bo czasami sobie żartujemy) - w dzisiejszych tzw. "mężczyznach" jest pono 50% tego testosteronu, który był w mężczyznach mojego pokolenia. A w niektórych z owych starców zapewne i dzisiaj jest go więcej - mimo starczego uwiądu i związanego z tym stopniowego, ponoć nieuchronnego, eunuszenia.

Może to z niedoboru magnezu? Choć raczej sądzę, że z względów bardziej, że to tak określę, "spenglerycznych". Tak jak z pewnością przyczyną upadku rzymskiego cesarstwa nie były jednak ołowiane, więc toksyczne, rury wodociągowe. (Ani też inflacja.) Podejrzewam, że przyczyną tego postępującego zeunuszenia jest samo zenuszenie... Że to się tak samo nakręca... Zjadając własny ogon. I wszystko dookoła. Aż niczego nie będzie. Tyko barbarzyńcy i nowe Wieki Ciemne.

O tym testosteronie (jeśli komuś nie wystarczy tego info, które tu ode mnie otrzyma) można sobie potem pójść i przeczytać na jakiejś wikipedii. Na razie ja tu podam jeszcze nieco informacji na jego temat.

Testosteron ma mieszaną, że tak powiem, opinię, bo powoduje agresję i różne typowo męskie zachowania, to zaś w dzisiejszych czasach jest coraz mniej popularne i coraz mniej dobrze widziane. (No, chyba że na ringu czy w oktagonie, gdzie metroseksualny leming może się per procura poczuć super-samcem. Czy raczej obok niego, albo i przed telewizorkiem. Ci w środku to jednak z reguły nie są metro.)

Ostatnio jednak czytałem o takim brytyjskim badaniu, z którego jednoznacznie wynikło, że kiedy podali facetom dodatkowy testosteron, to zwiększyła im się nie agresja, tylko właśnie zdolność negocjacji, odpowiedzialność i różne takie inne słodkie cechy. Także więc typowo męskie cechy, ale jednak nie tyle dziki watażka, co zacny ojciec rodziny.

Co może być prawdą, ale jednak jest o tyle zabawne, że inne badania jednoznacznie wykazują, że kiedy się facetowi urodzi dziecko, to poziom testosteronu momentalnie, z dnia na dzień, spada mu b. wyraźnie. I w ogóle, jak się zdaje, życie cnotliwego żonkosia niezbyt dobrze na poziom testosteronu wpływa.

Swoją drogą, kiedyś, dawno temu, słyszałem na BBC dyskusję panelową kilku sławnych feministek (była tam m.in. Germaine Greer), i te babiany stwierdziły explicite, że "skoro testosteron podwyższa agresywność, to należy chłopców zaraz po urodzeniu kastrować". Było to, dobrze pamiętam, powiedziane z uroczym, figlarnym uśmiechem. Tak, że gdyby ktoś kiedyś miał pod butem szyję jakiejś feministki i zacząłby odczuwać irracjonalną litość, to niech sobie przypomni o czym tu mówię i przestanie odczuwać.

Co jeszcze o tym testosteronie...? Acha, no więc może to, com już tu kiedyś napisał. Otóż z obserwacji miniaturowych szympansów Bonobo - które są najbliżej z nami genetycznie ze wszystkich istot i mają tyle wspólnych z nami genów, że gdyby to był wynik głosowania na PZPR, to by się średni Gomułka nie zawstydził - wynika, że jak taki szympans dokopie innemu, to mu się momentalnie poziom testosteronu podwyższa, coś ze 1300 razy.

Kiedy inny mu dokopie, to mu się momentalnie obniża. Za to podwyższa się momentalnie, choć nie aż tak bardzo, jak przy osobistym dokopywaniu, kiedy taki szympans widzi, jak inne się naparzają. Konkretnie 1100 razy. Stąd zapewne mamy kibicowanie - dość w sumie żałosne, jednak niepozbawione pewnej skuteczności, działanie na rzecz podwyższenia naszego poziomu testosteronu.

OK, co z seksem w takim razie? Jak on się ma do testosteronu? Testosteron ogólnie dobrze wpływa na te sprawy, choć to też nie jest tak jednoznacznie, bo często facet miotany agresywnością i szarpany ambicją pędzi od siebie zalecające się doń osobniki płci przeciwnej. Można by o tym długo, ale na tym tu poprzestaniemy.

W drugą stronę jak to działa? Do niedawna panowała naiwna teoria, wedle której seks obniża poziom testosteronu... No bo jakby miał nie obniżać, skoro jest on do tego potrzebny?! Przecież się zużywa? I podobne prymitywno-mechanicystyczne, oświeceniowe brednie. Jednak tutaj jest, zdaje się, dokładnie tak, jak z mlekiem. Ludzie myślą, że taka pierś (ach!), czy inne wymię, to jest ZBIORNIK mleka. Podczas gdy w istocie mleko jest produkowane NA POCZEKANIU! I nigdzie nie jest tak po prostu przechowywane.

Podobnie zdaje się, choć na to nie mam żadnego naukowego certyfikatu, jest z testosteronem. Tak więc podniecanie się jak się faceci na ringu czy boisku naparzają, podwyższa ten poziom (nie na tyle jednak, zapewne, by to miało uratować naszą nieszczęsną cywilizację przed totalnym zeunuszeniem). Nie mówiąc już o udziale w udanej orgii, czy oglądaniu xxx.

Trening. Czyli zatoczyliśmy niejako pełne koło i powróciliśmy do punktu wyjścia. (Jednak znacznie mądrzejsi niż na początku, a o to przecież chodzi!) Otóż wiadomo, że trening siłowy z naprawdę wysokim obciążeniem zwiększa znacznie poziom testosteronu, podczas gdy trening siłowy z obciążeniem średnim, głównie zwiększa poziom hormonu wzrostu. Nie, żeby to ostatnie było nic nie warte - przeciwnie!

Hormon wzrostu też b. dobrze wpływa na rozwój fizyczny i jest nam istotnie potrzebny. Z powyższego jednoznacznie wynika, że powinno się ćwiczyć zarówno z dużym obciążeniem, jak i z mniejszym. (O bijatykach, orgiach i xxx, już nawet nie wspominam, bo to oczywiste.)

Na zakończenie fajna informacja na temat testosteronu, która do mnie dotarła całkiem niedawno, z b. fajnej książce o kulturystyce. Otóż okazje się, że w czasie intensywnego treningu, poziom testosteronu najpierw się podnosi - mniej więcej przez 27 minut - a potem opada, by około 45 minuty osiągnąć poziom wyjściowy.

Z czego jednoznacznie wynika, że treningi powinny być krótkie i intensywne, bo tak jak większość ludzi trenuje, to zanim skończą rozgrzewkę, ponownie osiągają swój normalny (?) poziom zeunuszenia.

A trening, warto to tutaj podkreślić, wbrew naiwnym wyobrażeniom, polega właśnie m.in. na odpowiednim regulowaniu poziomu naszych hormonów, nie zaś tylko po prostu zwiększaniu przekroju mięśni. Z tym, że także i zwiększanie przekroju mięśni, razem z ich siłą (dla jednych ważniejsze jest jedno, dla innych drugie, ale to raczej chodzi w parze, choć nie do końca) także w znacznej mierze zależy od hormonów. Więc i trening siłowy to w pewnym sensie gra z naszym hormonami własnie - z gospodarką hormonalną naszego organizmu.

I to by chyba było na tyle. Z pewnością coś ciekawego lub istotnego na temat testosteronu zapomniałem... No jasne! Więc dodam, że istnieje kontrowersja na temat tego, czy testosteron (także podawany z zewnątrz, syntetyczny, w postaci popularnych "anaboli") naprawdę wpływa bezpośrednio na przyrost mięśni. Jedni mówią, że nie, bo kobietom mięśnie od treningu rosną tak samo szybko jak mężczyznom, i że testosteron (oraz anabole) jedynie zwiększają maksymalną masę mięśni, jaką jesteśmy w stanie osiągnąć. (Taki pogląd wyczytałem niedawno w tym biuletynie, o którym było na początku.)

Inni, i tych jest znaczna większość, podają wyniki badań, z których jednoznacznie zdaje się wynikać, że anabole ZNACZNIE przyspieszają przyrost masy mięśniowej i siły. O wiele bardziej nawet niż takie skądinąd cudo, jak kreatyna. (Jednak o ile kreatynę bym, przy porządnym treningu, mógł polecić, to anaboli na pewno nie polecam.)

Powinna tu być pewnie jakaś błyskotliwa pointa... Ale nie - "pointy nie będzie i czekać jej na próżno!" (żeby zacytować Waligórskiego). Tym razem to był tekst informacyjny, z którego zawartości należy korzystać i tyle. Żadnych więc końcowych figlasów, które by nam ten nabrzmiały informacją referat obróciły w żartobliwy felietonik! (Nie, nawet nie proście! Nie ustąpię! Nie będzie pointy!)

triarius
---------------------------------------------------  
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, listopada 07, 2008

Gołota czyli III RP (biężączka)

Andrzej Gołota po paru sekundach walki poleciał na deski. Potem dostał jeszcze parę razy w pysk, po czym coś go tkęło... Pomyślał sobie (jąkania nie reprodukuję, sorry!): "Czy ja po to przez 20 lat ćpałem anabole, żeby teraz nie mógł mi pęknąć mięsień? Na przykład w lewym bicepsie?" Jak pomyślał, tak i zrobił. Spojrzał żałośnie na swój lewy biceps. Nic tam widać nie było, choć sam w sobie był b. kształtny i wyglądał solidnie. Co akurat w tej chwili nie było tym, o co chodziło. "Ach, gdybyż chociaż jakieś zaczerwienienie, skoro już nie może być opuchlizny!"

Niestety, pocieranie bicepsa ukradkiem, żeby się zaczerwienił i, da Bóg, spuchł, nie wchodziło w grę, bo przeciwnik nadal Gołotę bił. Pozostało więc dowiezienie skóry skóry końca rundy. Co się faktycznie udało. Nie bardzo właściwie wiadomo po co, skoro biceps wyglądał dokładnie tak samo w przerwie po pierwszej rundzie, jak w jej trakcie, a do drugiej Gołota już nie wyszedł. Co nawet dla historii oznaczało to samo, co gdyby się poddał jeszcze przed przerwą: "TKO w 1 rundzie".

Rozumiem kontuzje, żeby nie było. Tyle że, jeśli to miał być "zerwany mięsień", jak by tego chcieli zebrani w TV eksperci, to by raczej było coś więcej widać. W kategoriach opuchlizna cum zsinienie. A poza tym mięśnie, czy raczej ich zaczepy, pękają właśnie od zbyt długiego i intensywnego ćpania anaboli - więc sam tego chciałeś Grzegorzu Indyku! ("Dinde" to jest po francusku indyk, więc mogę to sobie inaczej od Boya przetłumaczyć, wolno mi!).

W sumie Gołota kolejny raz okazał się czymś typowym dla III RP. Choć faktycznie jest od niej o wiele lepiej zbudowany i ma o wiele lepszą technikę (tego mu nie odmawiam), skutek przeważnie bardzo podobny. Gołota potrafi dobrze boksować, dopóki do jego... powiedzmy "mózgu", nie dotrze przykry fakt, że ktoś może mu dać po pysku. Wtedy odmawia dalszej walki. I to nie w sposób (jak na zawodowego boksera) w miarę inteligentny - czyli że daje się musnąć ciosem, pada na deski i wstaje nie mogąc złapać równowagi, skutkiem czego sędzia musi ogłosić nokaut.

Nie! Gołota przeważnie - o ile jest na tyle przytomny (?) - odmawia dalszej walki, bije sekundanta, który go do tej walki przekonuje, nie wychodzi na następną rundę... Tym razem, z tym bicepsem, rozegrał to i tak bardzo inteligentnie. Widać że doświadczenie jednak jakoś tam popłaca!

W sumie - mimo imponującej muskulatury i fajnej techniki, popartej niezłą szybkością - ten gość zawsze niemal Polskę kompromitował. To zaś, że cwani macherzy z takim zapałem go od dziesięcioleci głupiemu ludowi tak skutecznie wmawiali jako globalne cudo-niewido i nowe skrzyżowanie Joe Louisa z Jackiem Dempseyem i Rockym Marciano, jest dla mnie jednym z najbardziej typowych aspektów III RP i tego wszystkiego, co komunizm, a potem leberalizm uczyniły z tym nieszczęsnym narodem. (Nie zapominając oczywiście o tym, co było przedtem.)

"Jeśli to bydło", tak sobie muszą myśleć cwani macherzy mający udziały w Gołocie i różnych telewizjach, "kupiło Kwaśniewskiego, Unię Europejską, Wałęsę, Tuska i całą tę resztę, dlaczego byśmy nie mieli sprzedać mu także Gołoty?" Jak pomyśleli, tak też i zrobili, a lud to oczywiście skwapliwie kupił. Jak zawsze.

Jeśli będzie mi dane wyjaśniać komuś młodemu za lat dwadzieścia czym była III RP, chyba pokażę mu wyciąg filmowy, nieocenzurowany, z kariery Andrzeja Gołoty. Ze specjalnym akcentem na głosy różnych telewizyjnych ekspertów. Nic chyba lepiej nie wyraża koszmaru tego czegoś i skali upadku tego nieszczęsnego narodu.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

P.S. Dopisane po latach: Na grapplingu miałem kolegę Jacka, cholernie silnego, ćwiczącego w domu ze sztangą, któremu akurat wtedy kolejno pękły oba bicepsy. Facet miał potem w nich b. wyraźne przewężenia. Dziwnie to wyglądało i naprawdę nie dało się nie zauważyć. Gość przy tym trenował tak jak poprzednio i nie było widać u niego jakiegoś zmniejszenia tej jego ogromnej siły, choć być z pewnością w bicepsach musiała ona być mniejsza.