poniedziałek, lipca 28, 2008

Paskudny figiel Morfeusza, czyli Ichtiologiczne qui pro quo

Dzisiaj bajeczka...


Premier Tusk przyszedł do pracy i, jak niemal zawsze, od razu zapadł w słodki sen. (Tutaj od razu poczułem się w obowiązku wyjaśnić, że osobiście nie mam do premiera najmniejszych pretensji o to, iż dużo śpi. Ani też o to, że sporo kopie szmaciankę, albo na odmianę przy zdobywaniu Andów kopie się z lamą,  przybrany w przezabawną czapeczkę. Premier Tusk naprawdę potrafi robić gorsze rzeczy i ja szczerze bym pragnął, by ograniczył się do tu wymienionych. Ze spaniem na czele.)

Przyszedł więc nasz premier do pracy i zapadł w sen. I od razu przyśniło mu się to, co śni mu się niemal za każdym razem. Mianowicie, że jest rybakiem, wypływa samotnie łódką na jezioro... Zarzuca sieć, by ją po niedługiej chwili wyciągnąć... A tam coś się telepie i łuskami błyska.

No i wtedy, jak zawsze w takich wypadkach, odzywa się nasz premier w te oto słowa: "Złota rybko, spełnij takie oto moje trzy życzenia!" Nawet nie bardzo patrzy co tam ma w tej sieci. Tylko tęsknie spogląda na zachód, ach! Bo i tak wie co tam ma. W końcu ten sen śni mu się niemal bez przerwy. I bardzo ten sen lubi nasz premier. No bo jak go nie lubić, skoro życzenia wszystkie, a co dzień nowe, rybka w nim spełnia?

"Złota rybko, spełnij takie oto moje trzy życzenia!" - mówi więc premier Tusk głosem władczym. A z sieci ponury głos: "Ja nie jestem żadna złota rybka! Ja jestem karp i nazywam się Iniuk!"

I od razu obudził się premier - zlany potem i wstrząśnięty! Z okrzykiem na ustach się obudził, ku zaskoczeniu i przerażeniu współpracowników.


A teraz śpij już moje dziecię. Babunia jeszcze na dobranoc pocałuje. Tylko pamiętaj - rączki grzecznie na kołderce.


triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.