Pokazywanie postów oznaczonych etykietą strzelanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą strzelanie. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, listopada 29, 2021

Że znowu trochę o broni... (1)

Mydlana Opera wyraźnie zwiększyła nam ilość odwiedzających - o dziwo z najróżniejszych krajów i ten tutaj kraj wcale nie zawsze jest na czele, mam nadzieję, że oni chociaż rozumieją nasz język, choć niewykluczone, że za czas jakiś będę się modlił, by było odwrotnie. Jednak, znowu o dziwo, najpopularniejszym naszym (pluralis maiestatis) tekstem by far jest to o powszechnym dostępie do broni. a to chyba z powodu, jakże słusznego, dyskusji, jaka się pod nim wywiązała ("ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi?") z udziałem paru takich, którzy na temat broni, wojska i szeroko pojętej przemocy mieli o wiele większe pojęcie od typowego k*winiątka, pod trzepakiem domagającego się piskliwym głosem "dostępu".

Uznałem (ci ja) wobec tego, że nie od rzeczy będzie się znowu na ten temat wypowiedzieć. Pewnie nie powiem nic autentycznie nowego - w sensie, że wszystkie te myśli bywały już przeze mnie wyrażane, ale to nie jest tak, że powiedzenie czegoś jeden raz, czy nawet dwa razy, ludziom wystarcza - trzeba powtarzać, raczej innymi słowy i w innej formie - nie ma w tym nic zdrożnego czy dziwnego!

No więc mówię... Osobiście nie mam żadnego wstrętu do broni, a każdy znawca Ardreya łatwo się zgodzi, że oswojenie się i zdolność spokojnego, bezpiecznego, odpowiedzialnego z czymś mogącym łatwo w mgnieniu oka, spowodować katastrofę obchodzenia - ale także dostarczyć pożywienia czy obronić przed Maleszkami tego świata - to coś dla męskiej psychiki cennego. Polujemy bowiem, co by ST na ten temat nie mówił, już dwa miliony lat i mamy to w genach, a wojny, zbrojne konflikty i ludożerstwo (raczej niestety, zgoda) też.

Mówiłem ostatnio masę o sobie, a w sieci można sobie bajać do woli, ale niektórzy wiedzą, że mam dość spore doświadczenie w fizycznych konfrontacjach, sportach walki itd., a wiedzę jeszcze sporo większą. Co do strzelania, to jestem w tym naprawdę niezły, kilka lat temu całodzienne szkolenie z pistoletu taktycznego, takie jak mają ponoć policyjni antyterroryści (choć moje było tylko podstawowe, zgoda), ukończyłem jako najlepszy w grupie, zostawiając w pokonanym polu m.in. późniejszego instruktora od broni palnej w amerykańskich Marines.

(Wbrew temu co pod wspomnianym moim tekstem mówi Amalryk, strzelanie taktyczne to całkiem co innego, niż spokojne pukanie sobie do tarczy na strzelnicy, choć tego też trochę, całkiem amatorsko robiłem, czy nawet strzelanie do rzutków lub kaczek, choć to już trochę podobne.) Strzelałem też z Kałacha, choć nie ogniem ciągłym, bo o to trudno, oraz z takiej dawnej wersji komandoaskiego  peemu. Gdyby mnie było stać, na pewno co parę tygodni bym sobie chętnie postrzelał...

Jednak to nie to samo co hasła w rodzaju "Kościół, Szkoła, Strzelnica". (Które nie budzi mojego dzikiego sprzeciwu, tylko wydaje mi się obok tematu i żadnym w sumie rozwiązaniem. "Kościół" to zresztą dziś Franciszek i reszta, pukanie na strzelnicy nie widzi mi się w niczym lepsze od Aerobicu czy Pilatesa, a jaka jest dzisiejsza "Szkoła", wiadomo, i nie widzę, jak dałoby się coś tu zmienić. Bez Kontrrewolucji znaczy i wywalenia wszystkiego do góry nogami.)

Religia pukania na strzelnicy z pistoletu ufryzowana na religię przesłaniającą o wiele ważniejsze sprawy i stręczona jako jakieś panaceum na wszelkie społeczne zło, to marna religia - równie dobrze można tworzyć religię na fundamencie placków ziemniaczanych albo mycia zębów. (Zresztą czy komuna nie wymyślała i nie kazała stosować panaceów w rodzaju mordowania wróbli, łapania dżdżownic na eksport, czy hodowli królików w każdym dosłownie zakamarku? Że o kowidowych "maseczkach" nie wspomnę.) 

Trochę oczywiście z plackami i zębami przesadzam, zgoda, ale nie aż tak wiele. Do czego KONKRETNIE miałby się zdaniem Szan. Gimbazy przydać ten "powszechny dostęp". Nikt nigdy nie był łaskaw mi tego klarownie powiedzieć, więc próbuję zgadnąć, ale że zgaduję już od lat, tuszę, że raczej trafiam w tarczę.

A. Indywidualna męskość posiadacza broni (niezależnie od płci, ale też czym dzisiaj płeć?)

B. Obrona kraju

C. Obrona przed przestępcami

D. Obrona przed samowolą waadzy

Tak? Ma to sens?To znaczy - można sensownie przypuszczać, że ludzie mający kika neuronów mogą rozważać tego typu społeczne i indywidualne korzyści z "powszechnego dostępu"? Chyba tak.

No więc teraz mam zamiar kolejno przyjrzeć się tym wszystkim rzekomym korzyściom, zważyć je i porównać z ich prawdopodobnymi wadami i negatywnymi skutkami... Mamy więc temat jak się patrzy! Tyle że, to już ew. Deo volente, następny razem, bo tu jest materiału na co najmniej broszurę, a jak na moje upodobanie do pisania to dzienną normę już wykonałem. A więc, drogie ludzie - do następnego razu! Liczę, że nie zawiedziecie.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy. Pojedynczo. Uważać na szpicli, ormowców i kamery!

środa, lipca 21, 2010

(Bez cienia związku z czymkolwiek) Historia strzelania do celu

Nadal nie mogę znaleźć drugiego tomu Magnum Opus, com go gdzieś zapodział, więc ostatnio więcej grzebię wśród swoich książek, co je mam, i czasem znajduję rzeczy, którem już, i że je mam, dawno zapomniał. Takoż właśnie wyciągnąłem spod stosu książek taką dużą, dość cienką, w niebieskiej lakierowanej obwolucie - i co widzę? Toż toż nic innego, jak "A History of Marksmanship" ("Historia strzelania do celu", lub może "Historia celnego strzelania") by Charles Chenevix Trench!

Tak sobie czytam i naszła mnie z nagła myśl, że może bym się z ew. Czytelnikami podzielił paroma drobnymi fragmentami, co mnie czegoś zainteresowały... Dlaczego? Nie mam bladego pojęcia! (Jak mi ktoś powie, dlaczego naszła mnie ta myśl, i mnie o tym przekona, to ogłoszę go Czytelnikiem Miesiąca. Albo coś równie wspaniałego dlań uczynię.)

Oto i owe fragmenty (w moim własnym, ma się rozumieć, tłumaczeniu):

Ulepszenie prochu znacznie poprawiło efektywność broni palnej. Węgiel drzewny, siarka i saletra były teraz mieszane na mokro, najchętniej przy użyciu ludzkiego moczu. Ktoś pijący wino był uważany za skuteczniejszego od kogoś pijącego piwo, a pijący wino biskup był najlepszy ze wszystkich, szczególnie, kiedy się pobierało prosto z kraniku.

[_ _ _]

Podczas piętnastego i szesnastego wieku władze Świętego Cesarstwa Rzymskiego zachęcały do formowania gildii strzeleckich, aby zapewnić rezerwę strzelców na wypadek inwazji Turków. Podobne gildie rozwinęły się w Szwajcarii. Z początku koncentrowały się na ćwiczeniu i zawodach w strzelaniu z kuszy, ale do połowy piętnastego wieku zaczęły już używać broni palnej: pierwsza gildia poświęcona wyłącznie strzelaniu z broni palnej została założona w Lucernie w roku 1466. Zawody w celnym strzelaniu miały miejsce w niedziele.

[_ _ _]

Takie zawody wkrótce stały się niezwykle popularne w środkowej Europie. Ludzie wędrowali całe dnie, aby wziąć udział w strzelaniu, a zwycięzcy powracający do domu byli witani jak bohaterowie. Na sławne spotkanie w Zurichu w roku 1504 strzelcy przybyli z tak daleka, jak Innsbruck i Frankfurt nad Menem: 460 kuszników i 236 arkebuzjerów. Poza sprawą, która ich ściągnęła, dodatkowych emocji dostarczały gry, wyścigi konne, turnieje i pokazy zawodowych szermierzy. Tańce i uczty pomagały spędzać noce. Cyganie i wędrowni aktorzy oferowali swoje towary, co by to mogło być, i nikt nie nawoływał zawodników do rezygnowania, jeśli chcieli celnie strzelać, z uciech cielesnych. (Jakże inaczej, jak bardzo inaczej, od namaszczonej, ascetycznej atmosfery Bisley!). Koszt tych spotkań ponosiła lokalna społeczność miejska, często z pomocą loterii.

[_ _ _]

Wynalazek bardzo interesujący z technicznego punktu widzenia pojawił się we wczesnym piętnastym wieku. [_ _ _] Odkryto, że można wyeliminować [drżenie kuli w locie] wystrzeliwując ją z gwintowanej lufy, co powodowało, że obracała się szybko w czasie lotu. [_ _ _] Efekt gwintowania był oczywisty: znacznie poprawiało skuteczność broni palnej. Jednak powód był szeroko dyskutowany. Niektórzy utrzymywali, że chochliki, które uwielbiały niecelnie kierować dobre chrześcijańskie kule, nie mogły się na takiej wirującej kuli utrzymać, inni, że działanie sił nadprzyrodzonych było w sumie ułatwione w przypadku wirującej kuli, ale było ono dobroczynne, sprawiając, że leciała celniej.

Aby rozstrzygnąć tę zawikłaną kwestię przeprowadzono w Mainzu (to chyba na nasze Miśnia, nie?) w roku 1547, pod nadzorem arcybiskupa, stosowny eksperyment. Jeden zawodnik został wyposażony w srebrne kule, odpowiednio poświęcone, godne zaufania nawet przeciw wiedźmom i wilkołakom - drugi w zwykłe, niepobłogosławione ołowiane kule. Odległość wynosiła niewiarygodne 200 metrów. Wierzyć się nie chce, ale z dwudziestu ołowianych kul dziewiętnaście trafiło w cel, spośród zaś srebrnych, żadna nie trafiła. To sugerowało, że gwintowane kule są istotnie kierowane diabelską siłą, i na kilka lat utraciły reputację. (My, korzystając z dobrodziejstwa świeckiej edukacji, możemy postawić hipotezę, że miększe ołowiane kule ciaśniej przylegały do gwintu lufy. Co więcej, święte krzyże głęboko wyryte w każdej ze srebrnych kul, nie tylko nie zapewniły im prostego lotu, ale mogły mieć dokładnie przeciwny skutek.)


triarius
---------------------------------------------------  
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.