Pokazywanie postów oznaczonych etykietą myślenie systemowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą myślenie systemowe. Pokaż wszystkie posty

piątek, października 15, 2021

O pożytku z dzielenia i rysowania kresek

Myślałem (ci ja), że może dzisiaj pójdę za ciosem i powiem więcej o etyce i takich różnych filozoficznych sprawach, bo tu się cała masa istotnych rzeczy ładnie wiąże. Co konkretnie? Miło, że pytasz Mądrasiński (a Napieska kiwa śliczną główką, że ona też). Prawdy w sensie szpeglerycznym (wymyślonym przez Kierkegårda, co wy go piszecie przez 2 "a", ale ja nie muszę); dwie nogi Zachodniego Chrześcijaństwa. co już jednej nie ma, i co z tego wynika; może też coś o tym, że nasza urocza hrabianeczka z jednej, i jej obecny boyfriend  z drugiej... 

Tak, ty właśnie ty, Mądrasiński! Mogą mieć całkiem inną etykę, i to nie indywidualne, albo z powodu ilości pałek, tylko z powodu innej płci... I co na to Nasi Umiłowani. Nie o was mówię dziateczki, tylko o Globalnej Biurokracji, co nas uszczęśliwia. Ale nie, bo przed chwilą jadąc po kanałach, żebym zobaczył gołą babę, słodkiego kotka, albo jak oni kiedyś tymi toporami... Zobaczyłem hasełko: "Zaszczep się - powstrzymaj pandemię!" No i mi się lampka zapaliła, bo tu się ładnie ujawnia istotna różnica między nami i Pospolitą Odmianą Ogrodową, tudzież resztą tandety. Takie bowiem wezwanie całkiem nie zadziała na Tygrysistę, natomiast zwykły Prol na nie dość podatny, a to z powodów... Tak Napieska - absolutnie fi-lo-zo-ficz-nych!

Śmy sobie już tu rozmawiali wielokrotnie, jak to mądrość polega często na umiejętności rozgraniczenia, wytyczenia owej cieniutkiej linii, odgraniczającej jedno od całkiem drugiego. Było tu na przykład o włosach i metalach ciężkich, a to w związku z książką "Myślenie systemowe". Wiele razy było o froncie między (prawdziwą, tygrysiczną) Prawicą i jej wrogiem, co wygląda całkiem inaczej, niż profani sądzą i nie ma nic wspólnego z jakimś "wolnym rynkiem", czy nawet z wiarą w boskość Franciszka. Było na poziomie meta o pudełkach od pizzy.

No i tutaj też mamy zjawisko tego typu. "Pandemia" (czy może to była tylko "epidemia"?), to dla jednych - zwykłych Proli (i reszty, której tu sobie teraz nie nazwiemy) - CAŁY TEN PONURY CYRK, jaki się wokół bezobjawowej dżumy dzieje. Podczas, gdy istnieje też co najmniej równie dobra - a w istocie jedyna słuszna - interpretacja tej kwestii: taka mianowicie, że wirus to wirus i to tyle, a cały cyrk wokół niego to już całkiem co innego i nawet nie jego wina. A już na pewno nie całkowicie jego wina. Tak? Czy muszę teraz szanownej młodzieży wyjaśniać, której interpretacji hołdują Tygrysiści?

Tak Mądrasiński - wirus, jaki on by nie był, to tylko on, a cokolwiek się wokół niego dzieje, to już niekoniecznie jego decyzja i ktoś te rzeczy we własnym sumieniu musiał... Wszystkie te godziny policyjne, obostrzenia, przytępienia, dodatki kowidowe, wyszczepki, zaczepki, stręczenia, lincze, donosy - to nie wirus, to nie "epi/pan-demia" sensu stricto! Ale jednak EMOCJONALNIE, after all these years (of 'Covid' paranoia), Prolowi obie te, tak różne przecież, sprawy mają prawo się zlać w jedno i... Słusznie rzeczesz Napieska, się zlewają. Właśnie to się dzieje!

Wspomiane tu hasełko, choć takie prościutkie, jest jednak diabelnie (to dobre słowo!) wyrafinowane i perfidne! Dlaczego, zapytacie? Jednak tego nie wiecie, moje dzieci? Spokojnie - Tygrysizm od tego jest, by wam wyjaśnić! No więc ŚWIADOMIE Prol widzi tu tylko szczerą, bezinteresowną troskę o jego dobro, wraz z dobrem innych Proli. Tak? Dlaczego tak to widzi? Dobrze moja panno - bo wtedy Prol rozumie to jako: "Zadbaj o swoje zdrówko, kochany Prolu, to razem zatrzymamy brzydkiego wirusa i będziesz zdrowiutki!" I to jest oficjalna wersja przekazu.

Jednak o wiele mniej świadomie (i przez to właśnie MOCNIEJ) nasz Prol słyszy: "Kurwa! Albo będziesz grzecznie robił, co ci mówimy, albo urządzimy ci pod pretekstem 'pandemii' takie piekło, że ci się durny chamie do reszty żyć odechce!" Taki cudny dualizm! Rozdwojony język, jak u żmii, albo u jakiegoś francuskiego brzydala u Fenimore Coopera. I to właśnie jest tu, droga młodzieży, ich przekaz dnia. Tak to się fachowo robi! Zgadza się? Proste, prawda? Jak już się wie. I teraz powiedzcie mi, z ręką na sercu, że bez Tygrysizmu Stosowanego jest tu jeszcze dla przyzwoitych ludzi cień szansy! (Oraz, że studiowanie Psychologii nie ma sensu. Jakich pierdołów by pod tym mianem wielu durniów nie głosiło.)

triarius

wtorek, grudnia 06, 2011

O metalach ciężkich, włosach i pedalskich ślubach

Jak nie ma bokserów odpornych na ciosy, a tylko źle trafieni, tak też nie ma mądrych prawicowców - a jedynie prawicowcy czytający właściwe książki. Nie ma też głupich prawicowców, a tylko ci, którzy właściwych książek nie czytają. Właściwe książki, to oczywiście przede wszystkim Ardrey i (dla hiper-elity) Spengler, ale są i inne, które czytać należy.

Do takich zaliczam na przykład tę, o której niedawno tu wspominałem, czyli "Myślenie systemowe" Geralda M. Weinberga. (Gdyby ktoś się poczuł i posiadał język obcy, to oryginalny tytuł brzmi: "An Introduction to General System Thinking". Bo rodzime wydanie z mrocznych czasów Gierka jest już trudno dostępne, natomiast zagraniczne może być do zdobycia.)

"A do czego nam się niby taka książka W REALU może przydać?", spyta ktoś (a ja nawet wiem kto). Na co ja podam drobny, acz wymowny, przykład. Otóż z czasów, kiedy ją w epoce głębokiego Gierka pożyczoną sobie czytałem, zapamiętałem taką oto sprawę... Autor zadaje (sobie i nam) pytanie: po co właściwie człowiek ma włosy? Nie skąd się one wzięły, bo wiadomo, małpie jest w tym owłosieniu do twarzy i nie miałaby bez nich powodzenia u płci, a nam to zostało w spadku. Ale czemu nie znikło do końca, skoro przecież przy małpiej sierści to są już u nas tylko smętne resztki?

No i stawia hipotezę, ten autor znaczy, iż najważniejszym powodem posiadania przez nas włosów może być to, że we włosach wydalają się z organizmu metale ciężkie. Które, trzeba wiedzieć, bynajmniej nie są zdrowe. Najważniejszą zaś w tym sprawą jest to, że - jak to autor sugeruje - trudno ludziom na tę hipotezę wpaść, ponieważ włosy wydają się im naturalnie należeć DO organizmu, niejako do jego wnętrza, a w tej hipotezie wydalania metali znajdują się one właśnie JUŻ POZA organizmem.

Więc najistotniejsza tutaj, przynajmniej dla myślenia systemowego, jest to, żeby zbyt pochopnie nie wytyczać różnych takich granic i nie trzymać się ich potem bez sensu jak pijany płota, bo zmiana widzenia tych granic może dać całkiem nową perspektywę i potencjalnie płodne hipotezy.

Co do korzyści z naszych włosów, choć tylko na marginesie, dodam, że do mnie to z metalami trafia, choć należałoby dodać feromony, które właśnie na włosach się gnieżdżą, no i kwestię "urody", czyli tego, że jak już się płeć przyzwyczaiła, że płeć włosy ma tu i tam, a tutaj nie, albo prawie, to płeć się na taką płeć mocniej napala, a na tych, bo włosy mają odwrotnie, słabo, co ma oczywiste skutki dla danej populacji i gatunku.

Jednak mniejsza o włosy jako takie i rozejrzyjmy się raczej dokoła i zastanówmy się - czy to o tych granicach, że nie należy z nimi zbyt pochopnie, ani się przy jakimś ich przebiegu pochopnie bez sensu dziko upierać - daje się gdziekolwiek przyłożyć do realnej (masło maślane) rzeczywistości? Oczywiście wielu powie, że nie, a niektórzy dodadzą, że ich fornale nie tylko żadnych hipotez o włosach nie stawiają, ale nawet nie wiedzą, jak wygląda książka (o Ardreyu już nie wspominając), a za to robotne są z nich chłopaki i mają mocne głowy.

OK, niech będzie! Jednak chciałbym Szanownemu Licznie Tu Zgromadzonemu Gremium Czytelniczemu przedstawić taki oto przykład... Miłościwie Nam Panujące Totalitarne Lewactwo co raz to wymyśla nowe światłe i postępowe "prawa" - jak nie prawa pedałów do zawierania małżeństw, to prawa szympansów, żeby się nazywać ludźmi. Zgoda? Z tym to się chyba nawet Nickowi fornale zgodzą, chyba że nie mają dostępu do mediów.

Co robi w takich przypadkach prawica? Prawica oczywiście podnosi dziki wrzask, że kudy pedałom do małżeństwa a szympansom do homo sapiens! Na co Miłościwie Nam Panujące podnosi jeszcze dzikszy, i w dodatku skutecznie rezonujący wrzask, że o to skrajna prawica, faszyści po prostu, pozbawia całkiem niewinnych i nic tej prawicy nie wadzących ludzi praw. Którymi sama się cieszy od lat itd.

No a prawica na takie dictum nie ma żadnej odpowiedzi, więc tylko się mocniej zapluwa i próbuje głośniej krzyczeć, ale ani to nigdzie nie rezonuje, a w dodatku oddech krótki, zadyszka, uderzenia gorąca (przynajmniej w czasie klimakterium, co jak raz pasuje) i stan przedzawałowy. A leming, jak to leming, okrutnie wrażliwy i humanitarny jest na tego typu brzydkie zakusy - na odbieranie komuś, kto nic przecież nie wadzi, należnych praw.

Wraz zaś z rasowym lemingiem w ten wir wciągana jest, nie da się ukryć, milcząca większość, która niby nie jest Postępem, Miłościwie Panującą i pedalstwem zachwycona, ale żadnych argumentów nie ma, więc (tu kłania się teoria dysonansu poznawczego, za którą zresztą nie przepadam) jej własna mózgowa kora nieuchronnie ciągnie ją w stronę rasowych lemingów, a dalej od prawicy i wszystkiego co nam bliskie...

Naprawdę smutna sprawa, prawda? I nic na to nie można poradzić. Ale może jednak coś by się dało. Na przykład zmienić perspektywę. Czyli coś takiego, jak z tym uznaniem, że włosy to już na zewnątrz organizmu, więc poniekąd... Między innymi co najmnej... Pardon le mot - wydalanie! (Metali ciężkich. Co za ulga!)

No i tutaj, jak mi się zdaje, można by także z pożytkiem zmienić perspektywę i sobie uświadomić, że nie tyle razi nas fakt, że pedały, czy inne szympansy, dostają jakieś tam słodycze, którymi my się cieszymy od stuleci... Dla małpy tytuł honorowego homo, a dla niehonorowego homo jakiś taki związek uroczysty.... Międzyludzki... Z welunem, bukietem, upiornym marszem Mendelsohna... (Sorry rebe Bratkowski! Wiem że są plemiona, o których tylko na kolanach, ale mnie po prostu ten marsz odrzuca i tyle! To czysto muzyczna sprawa.) I czym tam jeszcze.

Jednak kiedy my zmienimy te granice, czyli zmienimy perspektywę, no to nie jest trudno zauważyć, że nas wcale nie to tak razi, że szympansy czy pedały dostają jakieś tam słodkie pierniczki - choć oczywiście nie ma żadnego powodu, by byli bardziej uprzywilejowani od nas, zwykłych zdrowych LUDZI! - tylko to, że Kochana Władza gmera swymi wulgarnymi paluchami przy NASZYCH prawach NASZYCH sprawach. Tych odwiecznych, dla każdego oczywistych i, na razie przynajmniej "niepodważalnych".

No bo przecież, jeśli "prawa ludzkie" rozszerza się na szympansy, a potem zapewne na żyrafy, żeby w końcu dojść do kijanek i karaluchów, to te prawa zostają, całkiem obiektywnie, "rozwodnione", "rozcieńczone", ich treść zostaje rozmyta. A poza tym nikt po prostu nie powinien przy nich gmerać, a przecież gmera, tak?

Jeśli "małżeństwo" od początku istnienia tej instytucji, czyli co najmniej tak dawno, jak istnieje pisana historia, oznacza związek faceta z kobietą. Ew. w rzadszej i "rozszerzonej" wersji z wieloma kobietami, choć tu można by dyskutować, czy jednak też "małżeństwo" nie jest pomiędzy tym (szczęśliwym, a może wcale nie?) facetem i każdą z jego żon.

Gdzieś tam pono istniały też haremy, w których baba miała wielu facetów. Co jednak też nic nam istotnie nie zmienia. Tym bardziej, że ani to u nas występowało, a nawet Miłościwe Lewactwo na razie tego nie proponuje zmieniać.

Od czasu istnienia pisanej historii co najmniej, powiedziałem, ale po prawdzie, to prehistoria też, z tego co wiem (a zajmowałem się nią przez parę lat pilnie), nie ukazuje ani śladu jakichkolwiek hipotetycznych "jednopłciowych małżeństw". (A byłyby one  raczej widoczne, choćby w grobach, w których się prehistorycy z takim upodobaniem grzebią.)

Tak samo z małpami. Ja tam życzę źwięrzętom wszystkiego najlepszego i naprawdę chciałbym, żeby im się żadna krzywda nie działa. Z ludźmi nie jest już tak słodko, na pewno nie ze wszystkimi, ale ze źwierzętami właśnie tak mam. Jednak nadawanie szympansom "praw ludzkich" to po prostu paranoja! A raczej byłaby to paranoja, gdyby to nie było działanie totalitarnej władzy dążącej do zniszczenia wszystkiego, co jeszcze żyje w doświadczonym nią społeczeństwie.

W każdym razie, jak sądzę, nie muszę już tego tematu dalej wałkować, bo każdy może się chwilę zastanowić, czy i na ile się zgadza z tym moim poglądem. A jeśli się z nim zgadza w jakimś istotnym stopniu, no to wniosek - i to dość w sumie praktyczny - sam się narzuca:

Uświadomić sobie, i uświadamiać otoczeniu, że tu nie tyle chodzi o to, że pedał czy szympans nie ma mieć dobrze (choć oczywiście nie ma powodu, by stawał się jakimś "lepszym obywatelem" i/lub pupilkiem władzy!) - niech sobie dobrze ma i na zdrowie! Tu chodzi o to, żeby nam te chuje... Przepraszam - Kochana Władza - nie majstrowali przy naszych instytucjach, prawach, zwyczajach, przekonaniach, wierze i czym tam jeszcze!

Nie ma tego robić W OGÓLE, a konkretnie to nie ma tych naszych instytucji, praw, zwyczajów i całej reszty rozwadniać, rozbełtywać, zanieczyszczać... I o to tutaj chodzi! Nie o to, że my się nie zgadzamy na słodkie pierniczki dla małp czy zboczeńców, tylko o to, żeby nam tych zboczeńców i małp nie pakowano pod nasze małżeńskie pierzyny, przed nasze ołtarze, przed nasz rodzinny kominek i ukochany telewizorek! Tylko tyle i aż tyle!

No a nasza prawica mogłaby wreszcie zacząć ostrzej myśleć, a nie tylko skamleć i wyć z oburzenia, co lewiźnie sprawia dziką radość i na dłuższą metę jest powolnym samobójstwem. Niektórzy oczywiście myślą, nawet zbyt wiele, ale po pierwsze - to nie jest myślenie, które ja bym uznawał za "ostre", a po drugie - to przeważnie nie jest wcale prawica, tylko jej czyste zaprzeczenie.

Warto się (także) zastanowić nad ewolucją, jaką w tak przecież krótkim czasie, przeszli różni xiazelukowie i Kashmiry - rzekomo hiper-prawica i jedyna prawdziwa prawica - którzy dzisiaj niczym istotnym nie różnią się już od hunwejbinów Palikota. A Pan Tygrys mówił przecież od lat, że Korwinizm to żadna prawica, a "Liberalizm to lewactwo sklepikarzy". Coś jednak człowiekowi dają słuszne książki, nawet jeśli naprawdę nie ma mądrych samych z siebie prawicowców, tak samo jak nie ma bokserów odpornych na ciosy.

W każdym razie zadanie do domu to rozejrzeć się wokół i zastanowić, czy gdzieś nie dałoby się z pożytkiem zastosować takiego "przesunięcia granic", jak w kwestii tych włosów i sensu ich istnienia, albo jak w kwestii tych małp i pedałów, cośmy sobie o nich rozmawiali. I wbić sobie raz na zawsze do głowy: To nie jest tak, że my komuś odmawiamy jakichś praw! To jest tak, że my nie godzimy się na to, by nasze własne prawa, z przyległościami, taplano w szambie!

A teraz, Młodzi Spengleryści, wychodzimy pojedynczo, góra po dwóch na raz. Rozchodzimy się każdy w swoją stronę, udajemy że nie znamy drug druga... I uwaga na ewentualne ogony!

triarius

P.S. A teraz idź i przytul lewicowca!

czwartek, listopada 17, 2011

Z czego ja jestem taki mądry?

Pod tym kokieteryjnym i prowokacyjnym tytułem (grunt to marketing!) chciałem dzisiaj napisać parę słów o książkach. Tytuł był wymyślony już parę miesięcy temu, kiedy udało znaleźć na allegro i nabyć drogą kupna jedną fajną książkę, co mi ją kiedyś koleżanka z pracy, w mrocznych latach schyłkowego Gierka, była pożyczyła... A o której mało kto w ogóle wiedział, że wyszła, jak to bywało w PRL. No i chciałem o tej książce napisać, pod takim właśnie tytułem..

Teraz jednak wykorzystam go do napisania nie tylko o tej, ale także o paru innych książkach. (To się nazywa "ekonomia wysiłku", czy jakoś tak.) Nie żeby ta książka jakoś istotnie odmieniła moje życie (a kilka takich było), to nie o o to tu chodzi, ale naprawdę bardzo mi się przydała w późniejszym myśleniu, jako i w późniejszym argumentowaniu. Jaka to książka, spyta ktoś zniecierpliwiony tym długim wstępem...

Otóż chodzi o "Myślenie systemowe" Geralda M. Weinberga, wydane przez WNT w roku 1979 (a w amerykańskim oryginale w 1975). O czym to jest? Jest to b. inteligentna książka o myśleniu w takich kontekstach, które leżą niejako pomiędzy takimi, w których da się stosować myślenie czysto przyczynowo-skutkowe, i takimi, gdzie działają już prawa statystyczne.

Czyli na przykład mamy z kilkadziesiąt współzależnych i różnych drug od druga elementów. (Choć wiele z analizowanych w tej książce zjawisk jest o wiele bardziej skomplikowanych, niż by to z takiego ujęcia wynikało.) Książka wcale nie jest gruba i dla Młodego Spenglerysty lektura nie powinna być problemem, a raczej przyjemnością, bo to fajnie napisane.

Jeśli kogoś interesują tego typu sprawy - z pogranicza metodologii nauk, zdrowego rozsądku na nieco podwyższonym poziomie, filozofii, nauk ścisłych i "nieścisłych" -  to zachęcam do poszukania i zdobycia tej książki. Dopóki jeszcze wszystkie egzemplarze nie rozpadły się w pył, i dopóki kochana władza nie zostawi nam do czytania jedynie oficjalnej biografii Bolka!

* * *

Skoro mówimy o książkach, to wypada przypomnieć, że Ardrey nadal jest PODSTAWĄ, a Spengler najmądrzejszą z elitarnych książek kiedykolwiek napisanych! Żeby to było jasne. Tym niemniej istnieje nieco innych dobrych książek, które warto przeczytać. I o nich właśnie teraz rozmawiamy.

* * *

Na Nicka blogu piotr34 właśnie dał link do tekstu gen. Glubba na temat schyłku imperiów. I go, słusznie, polecił. Gość, gen. Glubb znaczy - o którym kiedyś już tu zresztą pisałem i nawet dałem przekład najistotniejszego (jak sądzę) fragmentu tego tekstu - był zawodowym wojskowym i wielkim znawcą krajów arabskich, w których służył przez długie lata. W tym owych krajów historii. (Można sobie to moje tłumaczenie dość łatwo odszukać, gdyby ktoś.) A oto linek do samego oryginału: http://people.uncw.edu/kozloffm/glubb.pdf. (Dzięki piotr34! Choć to było u Nicka.)

* * *

Od dawna oczywiście obijały mi się o  uszy pochwały książki "Płeć mózgu", ale jakoś nigdy nie chciało mi się wierzyć, że w tych zeunuszałych i załganych czasach mogą gdzieś tu wydać coś sensownego na temat różnic między płciami, co w dodatku zawierałoby cokolwiek dla mnie - starej męskiej świni i badacza owej problematyki - nowego. A jednak nie jest tak źle!

Wczoraj wieczorem zacząłem sobie słuchać tej książki w wersji audio, no i widzę, że to wcale nie jest głupia rzecz. Jeśli ktoś na przykład ma na wychowaniu jakąś młódź, albo jakieś kobiety, to zachęcam do ewentualnego podsunięcia im tej lektury (albo tego audio, jak coś, to prosić!).

A większość z nas dowie się z tego sporo ciekawych rzeczy - jeśli nawet nie całkiem takich, które by nam radykalnie zmieniły życiowy kurs i widzenie świata (bo na to już przeważnie za późno), to co najmniej takich, które dostarczą fajnych i całkiem naukowych argumentów w różnych rozmowach, sporach, walkach ulicznych... Z wychowaniem kobiet i dzieci na czele. Tytuł "Płeć mózgu", autorzy Anne Moir i David Jessel, PIW 2007.

Oczywiście nie mogło by się tam całkiem obyć bez zapewnień, na samym wstępie, że tezy i odkrycia prezentowane w tej książce nijak nie godzą w "zdobycze kobiet w ostatnich 30 latach", co może być nieco wkurzające, ale jest to tak wyraźnie danina pod przymusem złożona politycznej poprawności, że raczej śmieszy, niż naprawdę wkurwia.

Zresztą cóż - skoro pozwalamy, by rzeczywistość wokół nas była właśnie taka, to nie ma się co obrażać na ludzi, którzy właśnie z nią fajnie walczą, że muszą zastosować nieco rytualnego ketmana, prawda? Bądźmy od nich lepsi... A co najmniej przeczytajmy, lub wysłuchajmy, co mają do powiedzenia, i starajmy się to wykorzystać. I cieszmy się, że ta książka w ogóle jeszcze jest w "publicznej debacie", bo taki na przykład Ardrey został z niej całkowicie usunięty, a jeszcze o wiele ważniejszy!

* * *

No i to by w zasadzie było wszystko, chyba wszystko, chyba że ktoś chciałby przeczytać coś... Że tak powiem "bezinteresownie". W takim razie polecam rewelacyjną książkę H.G. Wunderlicha "The Secret of Crete". Dostępną  w wielu miejscach, np. tutaj: http://cretashop.gr/br/productsbr/booksbr/9602262613.htm i co najmniej trzech językach (niemiecki, angielski, grecki).

Książka jest, moim zdaniem znakomitą, detektywistyczną robotą w prehistorii i archeologii, a tak całkiem "bezinteresowne" (z punktu widzenia oszołomów odwiedzających tego bloga) to znowu nie jest, bo ujawnia jak okrutnie jesteśmy okłamywani na temat (niektórych przynajmniej) starożytnych zabytków i prehistorii przez cały ten pokraczny kompleks, który nam miłościwie - przemysł turystyczny, popularną pseudo-naukę, leberalne media, hollywoody i automatycznie ustawiających się rufą do wiatru naukowców.

Nie mówiąc już o tym, że z tej książki wyłania się miejscami rewolucyjnie inny od utartego obraz pewnych spraw z początków "naszej łacińskiej" (żarty sobie robię, chodzi o grecką i nijak nie naszą) cywilizacji. Bardzo ciekawe rzeczy się z tego wyłaniają, istne tworzywo dla wielkiej literatury! Geneza niektórych mitów i takie tam, ach!

* * *

No to jeszcze coś zarówno "bezinteresownego", jak i rodzimego: Krzysztof Kowalski "Eros i Kostucha", LSW 1990. Kiedyś można było dostać za grosze, paskudnie wydane, wprost rozpada się w rękach, ale świetna rzecz, jak ktoś lubi tego typu sprawy. (Prawda Iwona?) Polecam!

* * *

(I teraz, tuszę, każdy umie już odpowiedzieć na tytułowe pytanie, zgoda? ;-)

triarius

P.S. A teraz idź i przytul lewicowca!