Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdolność koalicyjna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zdolność koalicyjna. Pokaż wszystkie posty

czwartek, listopada 16, 2006

Piski i zgrzyty

Ubawiłem się jak przysłowiowa norka oglądając wczoraj wieczorem rozmowę z politykami na TVN24. Muszę przyznać, że ostatnio w tej stacji niektórzy dziennikarze zadają dość ostre pytania także politykom, których do niedawna nie wolno było im dręczyć. Nie mówię oczywiście o Morozowskim, nie wiem co ten robi, bo nie trawię jego widoku i wiem do czego jest zdolny.

Skąd wiem? Widziałem słynny jego wywiad sprzed roku z tymi nie mającym cienia szansy kandydatami na prezydenta. Zgroza! Widziałem też fragment jego, i tego grubasa Sekielskiego, czy jak mu, wywiadu z Jackiem Kurskim. Wielu to widziało, jeszcze więcej słyszało, sprawa stała się sławna. Niezależnie od czyjegoś stosunku do Kurskiego (którego ja cenię i lubię, czy ktoś spodziewał się czegoś innego?). No i parę razy rzuciłem okiem na flagowy okręt TVN24 i w ogóle Rodzimej Rozrywki Dla Myślących Ćwierćinteligentów (werble! fanfary! salwy armatnie!), czyli "Szkło kontaktowe". W porównaniu z tymi sprawami ta kobietka wczoraj była bez zarzutu. A nawet chyba i bez porównań.

Ale ad rem. Prof. Śpiewak (główny intelekt PO zdaje się i ponoć twórca hasła IV RP, facet na oko całkiem niegłupi, choć braku wszelkiego cieniactwa zarzucić by mu się nie dało) rozpoczął od stwierdzenia, że siła partii to m.in. jej zdolność do tworzenia koalicji. Po czym omal się nie pozabijali z Frasyniukiem (który obecnie robi za demokratę, czy coś takiego).

Kłaki nie fruwały w powietrzu tylko dlatego, że prof. Śpiewak ich nie ma (ja też nie mam, to nie jest żaden ŁYSIZM!). No i trochę też dlatego, że Frasyniuk był o 300 km od studia. W każdym razie ci panowie powiedzieli sobie wiele gorzkich słów i czarno po tym widzę możliwości trwałej i skutecznej różowo-różowej koalicji...

Ale nawet samym cieniasom nie wróżę już długiego trwania. Z paru powodów. Na przykład takiego, iż prof. Śpiewak został przez prowadzącą zmuszony wyznać, że nie jest egzegetą słów Donalda Tuska. (Nie w tak uczonych słowach wprawdzie, ale taka była treść.) Chodziło oczywiście o głośno snute przez tego ostatniego plany na temat "z kim by się tu sprzymierzyć po tych wyborach". Plany, które zdają się z dnia na dzień zmieniać.

Innym powodem moich wątpliwości są wyniki wyborcze Platformy. Są one akurat na tyle dobre, bo odwlec egzekucję ze strony Olechowskiego i reszty razwiedki, jednak "nic, o czym by było pisać do domu", jak to się mawia po angielsku. Wprawdzie media gorliwie i służbiście roztrąbiły wstępne wyniki, znacznie lepsze dla Cieniasów, które znalazły także dźwięczny oddźwięk w zagranicznej prasie, także tej "prawicowej", jak "Le Figaro". Serdecznie wątpię, by teraz ta prasa swoje powyborcze rewelacje odwoływała.

Co jeszcze? Oczywiście Jelfa. Ale to temat rzeka, lub raczej temat Rów Mariański. Popuścić nieco cugli swej skłonności do spiskowych teorii - a kto ich tak całkiem nie lubi? - i otwierają się przepastne, groźne głębiny... W końcu o firmach farmaceutycznych można tu i ówdzie przeczytać rzeczy nie-sa-mo-wi-te, a w dodatku to by się mogło dać zrobić, a forsa przecież tu nie-wy-o-bra-żal-na, dlaczego zatem niby miano by tego nie robić? Może o tym jednak innym razem, bo temat znacznie ambitniejszy, niż na taki sobie wpis lewą ręką - tu trzeba by żmudnych badań. No i głębokiej odpowiedzialności za słowo oczywiście też.

A zatem jeszcze parę słow o cieniasach, choć poniekąd w związku z aferą Jelfy. Wypowiadała się dzisiaj, a jakże, pani minister zdrowia w rządzie cieniasów. Mówiła tak, jak to nas Platforma przyzwyczaiła od roku - wszystko, co rządzący zrobili było złe i odpowiedzialni są po prostu za wszystko, co nie tak. Mnie jednak ucieszyło coś innego. Otóż pani minister to kolejny polityk Platformy dziwnie mówiący. Na szczytach tej partii nie ma prawie nikogo bez jakichś w tej dziedzinie odchyleń. Jednak mi tutaj nie chodzi tylko o takie sobie po prostu niewymawianie "r" przez panią cienki minister zdrowia, o nie! Problem jest o wiele, wiele głębszy i o wiele, wiele bardziej ogólny. To problem kobiet w polityce w ogóle. Może nie wszystkich do do jednej, ale poważnej ich części. Tak poważnej, że aż... Pozwolą państwo, że rozwinę.

Więc jest tak: pani minister to spora, męska (choć nawet dość apetyczna) kobieta, wydawałoby się ideał dzisiejszego demokratycznego polityka. Ale w jej głosie słychać histerię - przeważnie jest to głos płaczliwy, ale chwilami słyszymy coś jakby początek śmiechu, także histerycznego oczywiście. Taki głos miała w czasie swego przesłuchania przed komisją madame Aldona Kamela Sowińska (czy jak jej tam było). Ta, która opowiadała z histerycznym śmiechem, że "nie jest króliczkiem, którego można gonić", oraz o tym, że wraz z partią demokraci.pl dostanie się do sejmu. Tamta zresztą też była zdaje się spora, w miarę męska i nie przesadnie odstręczająca, dziwne...

Coś w tym jest, że kobiety, które z pozoru nadawałyby się idealnie do polityki - przynajmniej w tej jej dzisiejszej smętnej, demokratycznej wersji - mają głos, który praktycznie uniemożliwia traktowanie ich poważnie. Na myśl od razu przychodzi tow. Senyszyn, tyle że ona całym swym zachowaniem, a nawet wyglądem, przekreśla możliwość poważnego jej traktowania. Choć tutaj też, dla młodego gerontofila, to nie jest wcale taki nieatrakcyjny kawał... nieważne.

Tylko ten głos, choć w jej przypadku nie tylko. W każdym razie głos ma ogromne znaczenie w zbudzaniu zaufania i szacunku słuchaczy, nie mówiąc już o wszelkich ciepłych i gorących uczuciach. Tutaj zaś mamy imponujące babska, o wiele bardziej imponujące i bardziej męskie od wielu dzisiejszych polityków... W wyglądzie. Natomiast głos! Można się tylko kulać ze śmiechu.

I to przecież nie jest tylko polskie narodowe zjawisko. Przeraźliwie piskliwy głos miała ta francuska premierka sprzed kilkunastu lat, ta co potem została, w nagrodę za przekręty, dożywotnim komisarzem Unii Europejskiej, skazanym na dożywotnie dostatki, o jakich się nikomu z nas nie śniło. Edith Cresson jej było, przypomniałem sobie. A głos miała taki, że, gdy otworzyła usta by coś powiedzieć, to na sali parlamentu automatycznie rozlegały się śmiechy.

Dziwne zaiste. Czyżby Bóg, czy może Coś Tam Gdzieś - jakaś Świecka Opatrzność - starał się nam coś usilnie powiedzieć? Aby za wszelką cenę uchronić nas przed władzą bab? Diabeł jednak (czy może jakiś Świecki Władca Ciemności) też nie śpi i ogłusza przyszłe pokolenia rapem, techno i innym dysko. Za dwadzieścia lat już nikt nawet nie zauważy tych wszystkich pisków, zgrzytów i histerycznych nutek w głosach Naszych Przywódczyń. Nastąpi Nowa Epoka Matriarchatu.

Dzięki Bogu (czy tej tam Świeckiej Opatrzności), że ja już tego nie dożyję!