Pokazywanie postów oznaczonych etykietą społeczny radykalizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą społeczny radykalizm. Pokaż wszystkie posty

wtorek, lipca 24, 2018

O pocieszeniu filozofii, zamkach na piasku i ganianiu za własnym ogonem

Na początek, żebyście nie płakali, że nie dostajecie biężączki, rzeknę co następuje... Cały dzień dzisiaj, kiedy tylko spojrzałem na dowolną telewizję, pokazywali niemal wyłącznie jakieś tam pożary w Grecji. Na swój własny rachunek powiedziałbym oczywiście "a co mnie to obchodzi?" Ludzie nie żyją wiecznie, ten padół łez to nie jest taniec po różach, żaden arcyksiążę Ferdynand (ani choćby Rudolf, ten od Vetsery) tam chyba nie zginął (to nie śnobizm przeze mnie przemawia, ino znajomość następstw, choć w tym drugim przypadku raczej to, że można się zabawić w detektywa)...

Dla was ludzie jednak trochę się wysilę i powiem, że po pierwsze jest w tym chyba radosne przesłanianie innych, o wiele ważniejszych tematów... Lub właśnie tematów braku, w związku z wiadomym sezonem na ogórki... A po drugie jak zwykle Dávila ma rację i współczesny człowiek po prostu się na Boga (niezależnie, czy w niego wierzy, a raczej nawet jak niewierzy to bardziej, piękny paradoks!) obraża, że nie wszystko wciąż mamy pod kontrolą. To znaczy, nie tyle "my", co "ci słodcy, co się nami tak cudnie opiekują - kochane urzędasy, prawnicy i reszta tego towarzystwa, które nam, większości, pozwala wieść słodkie i beztroskie życie leminga".

* * *

Teraz sobie trochę obgryziemy własny ogon... Służba nie drużba! Pierwsza sprawa, to taka, że mamy (w zasadzie, bo jak nic nie napiszemy, to też nikomu włos z głowy nie spadnie, a niektórzy i tak na głowie ich nie mają) do napisania co najmniej dwa (genialne) teksty. Po pierwsze więcej o naszym ukochanym Lemingu - wprawdzie nikt się na razie nie domaga, ale napisaliśmy dotąd tylko parę b. ogólnych uwag. (Nie żeby to wam, drogie ludzie, nie powinno dać do myślenia, i to na długie godziny!)

Po drugie powinniśmy wreszcie napisać to o Piłsudskim, Dmowskim i tych dzisiejszych... Jak ich nazwać... Co to niby przyznają się do myśli i dorobku Dmowskiego, a w istocie robą... Wiadomo! Już mi się znajoma obraziła - całkiem bez powodu, bo choć wspomniałem o tej sprawie b. pokrótce, to nic tam złego o Dmowskim nie było. Cenię gościa, b. się np. ucieszyłem wracając z zagranicy po 11 leciech i widząc, że dostał niezłą ulicę we Wrzeszczu - po prostu jego doktryna powstała w tak ponurych latach, że w latach mniej ponurych, albo przynajmniej INACZEJ ponurych, nie ma racji bytu, po prostu.

Co innego różne inne tam myśli, ale przecież nie to, że mamy wytrwałą pracą stać się jakimiś bogatszymi ruskimi w łowickich strojach ludowych i krakuskach, bo do tego się owa pesymistyczna i minimalistyczna, a także b. w swym działaniu powolna i wcale nie aż tak pewna (choć "obiektywnie pewniejsza" i bardziej "realistyczna" od rewolucyjnej idei np. Piłsudskiego, która mimo to wygrała i to spowodowało masę złej krwi, którą do dziś wykorzystują... Itd.)

O to chodziło. Sporo już (sapienti sat) wyjaśniłem zresztą, ale może kiedyś do końca. Kiedyś trzeba będzie te rzeczy napisać (albo i nie), ale na razie mamy coś innego, bo tak się sprawy potoczyły.

* * *

Otóż byłem ci ja dzisiaj, chyba dosłownie po latach przerwy, na portalu "Wydawnictwo Podziemne"... Naprawdę dobry poziom, choć w sprawach fundamentalnych - mniej jednak fundamentalnych od miłości lub jej braku do komuny - się z nimi nie zgadzam, co mam nadzieję jeszcze w tym wpisie wyjaśnić, o ile mnie nie odejdzie wena i/lub chęć... W każdym razie grasuje tam, całkiem się żadnym Tygrysizmem Stosowanym oczywiście nie przejmując i do niczego takiego nie przyznając, nasz ulubiony Amalryk.

Przeczytałem tam dwa długie teksty, z których pod tym oto chętnie bym się podpisał i go polecam (a to tylko trzecia część, Jezu, ale on tam dużo pisze!):

http://wydawnictwopodziemne.com/2018/07/15/niech-biega-sobie-w-kukurydze-iii/

Natomiast drugi, choć dobrze napisany i pełen interesujących rzeczy, wzbudził moje dość pryncypialne zastrzeżenia - filozoficzna jednak ino, a nie polityczne (zarówno Michał Bąkowski, jak i ja, nie lubimy bowiem komuny, a to już jest pewna forma braterstwa). Oto linek:

http://wydawnictwopodziemne.com/2018/06/28/populizm/

Zastrzeżenia takie mianowicie, że p. Bąkowski, autor znaczy tego tekstu, zdaje się budować na ideowych zasadach jakiegoś, moim skromnym wyimaginowanego, "klasycznego liberalizmu", zamiast na... No zamiast czego, że spytam, sprawdzając, czy nie śpicie? Na czym ów autor powinien waszym zdaniem budować swoją analizę? Moim zdaniem (choć mogę się oczywiście mylić, bo tylko Bóg i Coryllus nie mylą się nigdy, a ten pierwszy w dodatku może wcale nie istnieć) budować powinien na tym, jak świat naprawdę wygląda, jak działa, na takich sprawach jak ludzka natura...

Oczywiście na ile jesteśmy w stanie te rzeczy poznać i o nich sensownie mówić, zgadzam się, że są tu naturalne ograniczenia i to spore, ale jednak wychodzenie od jakiejś, jakiejkolwiek, IDEOLOGII, jako od pierwotnego źródła, budowanie na niej tak skomplikowanych konstrukcj, jak np. właśnie intelektualna krytyka komunizmu "jako takiego", to coś jak budowanie zamku na lotnym piasku, zamiast wbić go (ach!) w litą skałę, albo przynajmniej zanurzyć na dziesiątki metrów w dobrze ubitą ziemię.

 * * *

Liberalizm
No i przeszliśmy w końcu do naszego zasadniczego tematu, który się mocno zresztą wiążę z poprzednim akapitem. Otóż nie tylko JAKAKOLWIEK polityczna ideologia nie powinna przeszkadzać nam w budowaniu naszych intelektualnych konstrukcji, krytykowaniu komunizmów tego świata itd. w oparciu o najlepszą możliwą wiedzę o tym, jak ten świat naprawdę funkcjonuje - a więc Historia, Filo-nie-bójmy-się-tego-słowa-zofia (w tygrysicznym oczywiście rozumieniu), natura ludzka (żeby nie powiedzieć Psychologia), i tak dalej...

Ale dodatkowo atak na Komunizm od strony Liberalizmu to robota karkołomna i lewą ręką za prawe ucho, ponieważ to, co rzekł był Dávila, a mianowicie, że "liberalny burżuj to starszy brat bolszewika", to nie jest taki sobie po prostu dowcipasik w stylu "W tyle wizji", tylko głęboka, jak się temu przyjrzeć, prawda.

To, co dziś nazywamy "Socjalizmem" - a więc różne tam odmiany Marksizmu i sprawy pokrewne, jak Socjaldemokracja - to bliscy krewni, a właściwie po prostu pewna gałąź tego samego RADYKALIZMU SPOŁECZNEGO, który dało nam w nieproszonym prezencie Oświecenie. Co to ten "Radykalizm Społeczny", spyta ktoś? To jest nie mniej, nie więcej, niż Liberalizm, pod swoją do całkiem-nie-tak-dawna najważniejszą i najpopularniejszą nazwą! Ot co! Dziwcie się ludzie, ale tak właśnie rzeczy się mają.

Liberalizm, czyli ten Społeczny Radykalizm, Socjalradykalizm inaczej mówiąc, nigdy nie był prawicowy - przynajmniej nie do czasu, kiedy któryś tam Reagan nie stwierdził, że skoro on i jego kraj nie lubią CCCP, który się do Socjalizmu przyznaje, kiedy oni sami wyznają tę formę Amerykańskiego Imperializmu (mówię o faktach, w tej chwili nie oceniam), którą wywodzą (i słusznie) z Liberalizmu właśnie, no to ten Liberalizm jest ach jakże "prawicowy", no bo tamto jest "lewicowe".

Co akurat wydaje mi się dość wątpliwe, bo co właściwie było "lewicowego" w ruskim imperium pod Breżniewem (o ile ktoś oczywiście całkiem nie zdurniał i nie zaczął wierzyć w k*winiczne pierdoły o "wolnym rynku")? I gdzie byłby ten, prawicowy rzekomo, Liberalizm bez najpierw brytyjskiego, a potem amerykańskiego, na Oświeceniu opartego, imperializmu?

Jak również skąd by się wzięły te wszystkie lewackie ruchy i reformy - wszystkie te feminizmy, pedalizmy, równouprawnienia, politpoprawności - gdyby nie zdrowy (tym razem na odmianę, niestety) grunt, solidna podstawa w postaci Oświeceniowych, Liberalnych, Socjalradykalnych miazmatów, poglądów i czego tam jeszcze, stręczonych zewsząd światu od lat trzystu?

Tragedią dla ludzi takich jak my jest to, że poza popłuczynami po Oświeceniu nie funkcjonuje społecznie od stuleci żadna inna filozofia. Oświecenie, Liberalizm, Socjalradykalizm, to dość tandetne filozoficznie idee, ale jednak to filozofia, a po drugiej stronie nie ma nic. To znaczy jest trochę pojedynczych pisków, histerycznych krzyków, genialnych w zamierzeniu rozwiązań wszystkich problemów świata za jednym pociągnięciem pióra... Ale to gorsze niż nic, sorry!

Oni to, co nie mieści się w łonie Oświecenia, Liberalizmu, czyli Socjalradykalizmu mogą sobie nazywać dowolnie, na ogół "populizmem" lub "faszyzmem", ale to są po prostu, niestety, nieskoordynowane krzyki rozpaczy,.. Albo groźne pomruki bez żadnej realnej groźby, poza ew. dla pomrukującego...

Albo mniej lub bardziej udane dowpcipasy i szaleńczy, rozpaczliwy śmiech, którego wykonawca w jakimś totalnym zaczadzeniu, a prawdopowobnie po prostu skutkiem wywołanej rozpaczą i bezsilnością HISTERII, wmawia sobie, że to jakoś wrogowi zaszkodzi i jego samego magicznym sposobem wyzwoli. Wrogowi, czyli temu oświeceniowemu paskudztwu w jego różnych, choć wcale nie aż tak różnych, avatarach, że przypomnę: Radykalizm Społeczny, Liberalizm, Socjaldemokracja, wszelkie inne odmiany Lewactwa... Sporo tego!

Naprawdę ludzie - kiedy się na to wszystko spojrzy z pewnej przyzwoitej odległości, widać, że różnice między "najklasyczniejszym", czyli najcudowniejszym wedle jego wyznawców, Liberalizmem, a najdzikszą odmianą lewactwa SĄ MINIMALNE! Kiedy się potrafi wyważyć priorytety, odróżnić sprawy najważniejsze od trzeciorzędnych, to stosunek do tzw. "własności prywatnej" przestaje dominować cały obraz, a o wiele ważniejszy staje się cel PRZEROBIENIA LUDZI NA OWADY, i to na skalę globalną. EWOLUCYJNIE! Wszystkie te Szkoły Frankfurckie z ich ZBRODNICZYM programem ROZWALENIA LUDZKIEJ JAŹNI samej w sobie!

To jest to, o czym pisze Ardrey, i to nawet w tym niewielkim fragmencie, który przetłumaczyłem wam na polski. Gdyby ktoś raczył zechcieć, w co niestety wątpię. I Komunizm ma ten cel - nie zaś, jak to sobie wyobraża guru wspomnianego tu Wydawnictwa Podziemnego, "po prostu utrzymanie władzy i jej zwiększanie" - i Liberalizm, i wszystkie ich formy pośrednie oraz hybrydy.

Bo to, drodzy moi, ptaszki z tego samego gniazdka - naprawdę nie wmawiajcie sobie, że tam są aż takie różnice! Rozumiem, że polski rodak, potomek małorolnego, ma cholerny problem z zapomnieniem na chwilę o forsie i stale będzie ją widział na pierwszym planie, ale naprawdę TO NIE FORSA ZAWSZE DECYDUJE O WSZYSTKIM! Jeśli o tym będziemy zapominać, to grozi nam budowanie bez przerwy zamków na ruchomym piasku i żałosne ganianie za własnym ogonem. Zaprzeczenie Tygrysizmu Stosowanego krótko mówiąc. (Obgryzanie to co innego!)

Dixi!

* * *

triarius

P.S. A tak przy okazji... Jak lewizna ma nie wierzyć, że wdusi nam, a w każdym razie naszym ew. wnukom, te wszystkie pierdoły o pedałach i innych dziwadłach, skoro tak łatwo łyknęliśmy "równouprawnienie", które przecież dla naszych dziadów było, i słusznie, co najmniej tak samo wariackie i sprzeczne z naturą?