Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyobraźnia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wyobraźnia. Pokaż wszystkie posty

sobota, lipca 23, 2016

Szalone harce mojego mentalnego Photoshopa

Messerschmitt ME-109
Zrobiłem sobie krótką przerwę w ćwiczeniach, rozwaliłem się w fotelu i przymknąłem oczy. Natychmiast na ekranie wyobraźni pojawił mi się taki oto obraz... (A może zresztą to był mem?) W każdym razie coś, jak takie klasyczne zdjęcie asa lotniczego z ostatniej oficjalnej światowej wojny: widzimy otwartą kabinę myśliwca i kawałek burty, na tej burcie spora ilość niewielkich swastyk, jakimi alianccy piloci mieli zwyczaj oznaczać własne zestrzelenia.

Dziwne były w tym dwie rzeczy: Po pierwsze, że ten myśliwiec to musiał być Messerschmitt ME-109 - kanciasty kształt z widocznymi nitami, kabinka wyraźnie ciasna... Po drugie, że za sterami siedziała tam, niesamowicie uradowana i wznosząca do góry dwa palce w geście (alianckiego zresztą) zwycięstwa... Nasza, jakże dobra znajoma, Merkela. W rozpiętej pilotce na ślicznej główce, w skórzanej kurtce, z szaliczkiem, i w ogóle jak Bóg przykazał.

Było to z całą pewnością zrobione Photoshopem i od razu wiedziałem, że moja wyobraźnia płata mi dzikiego figla - nie wiem, czy zjadłem coś ze sporyszem, czy do wody w kranie ktoś dodał jakichś halucynogenów (kto to mógł być i po co to zrobił!?), bo przecież wiem, iż kabina ME-109 była niesamowicie ciasna i ktoś tak przysadkowaty, jak Matka Europy Merkela, nigdy by się tam nie wcisnął. Naprawdę dziwna sprawa! (Cóż zresztą dziwnego w tym, że matka stu milionów dzieci może mieć od tego nieco przysadzistą figurę?)

A potem otworzyłem oczy, znowu pozwoliłem telewizorowi gadać, co mu wcześniej zamknąłem gębę... Na tych wszystkich zachodnich kanałach, co je mam, niezliczeni eksperci znowu rozgdakali się na temat dzisiejszego zamachu w Monachium. Ci eksperci bez cienia wątpliwości funkcjonują zgodnie z "zasadą szwagra", którą kiedyś sformułował mój ojciec, a o której tu kiedyś wspomniałem. Zasada jest trywialnie prosta, naprawdę żadne błyskotliwe odkrycie, obaj potrafiliśmy dokonywać większych odkryć, ale ładnie się nazywa i z całą pewnością jest prawdziwa.

Idzie to tak, że "ktoś ma szwagra i ten szwagier potrzebuje być dyrektorem muzeum, no to się zakłada Muzeum Lenina w Poroninie". Pstryk i wszystko jasne! Dokładnie tak samo musi być z tymi wszystkimi ekspertami od terroryzmu. Opowiadają rzeczy niesłychane na zmianę z tak trywialnymi, że baby w maglu by się tego powstydziły. Tym razem na przykład zachodzili w głowę, dlaczego dotąd nie było islamistycznych zamachów w niemczarni, a teraz nagle są.

Coś tam próbowali wymyślać, ale szło im fatalnie. Ja tam żaden ekspert, jednak moja własna hipoteza, która mi się momentalnie zalęgła w głowie, kiedym tylko usłyszał o tym poprzednim zamachu, tym z poniedziałku, jest taka, że Państwo Islamskie ("tak zwane" oczywiście, bo poza posiadaniem szwagra trzeba jeszcze pilnie tego "tak zwane" przestrzegać, w każdym możliwym zresztą języku) po prostu nie chciało robić w niemczarni zamachów, zanim nie wprowadzi tam paru milionów "uchodźców".

A dlaczego teraz już uznali, że mogą? No bo po pierwsze milion już mają, więc mogli uznać, że od biedy wystarczy, a poza tym szeroko pojęte Merkele i ich przeróżne przydupasy już się tak ostro w miłość do tych "uchodźców" zaangażowały... I w niezliczone korzyści, jakie to niemczarni wraz z całą Europą przynosi, że nagle się z tego - zamachy czy nie - wycofać nie mogą, i prędzej będzie tam wojna domowa, co Państwu Islamskiemu ("tak zwanemu" oczywiście) jak najbardziej pasuje, niż coś się pokojowo zmieni.

No bo jak by się miało zmienić? Merkela, szeroko zresztą pojęta, przeprosi, odda władzę... (KOMU NIBY?) I spakuje szczoteczkę do zębów, czekając grzecznie na sprawiedliwy wyrok... Tak? Potraficie sobie to wyobrazić? Fakt, że gdyby jakiś rzymski cesarz wyciął, tak całkiem od niechcenia, z czystej fantazji, Rzymianom takiego figla, jakiego Merkela ostatnio wycięła niemczarni... No bo do Polski na razie się tych "uchodźców" wyeksportować nie udało, więc cała sprytna intryga sprytnym intrygantom wybuchła w samą mordę.

Ale co ja gadam? Gdzie "wybuchła"? Naprawdę dodali coś do tej wody. Merkela sobie wesoło żyje, a lud roboczy miast i wsi prosi o więcej i wielbi. Tym niemniej pozostaje faktem, że jakiegoś starodawnego cesarza to by już dawno psy w postaci ścierwa nad Tybrem... Tylko co to ma wspólnego z dzisiejszym lemingiem, choćby i niemieckim?

Nie wiem, może mi te izometryczne ćwiczenia, com je od niedawna zaczął robić, naprawdę intensywne jak cholera, jakoś tak robią, że krew nie dopływa, albo właśnie dopływa, i zbiera mi się na fantazje, wizje i dziwne, historią napędzane myśli. Jednak machanie hantlami jest bezpieczniejsze!

triarius

piątek, lipca 25, 2014

O Sztuce - tekst dla ludzi niedotkniętych wirusem szpęgleryzmu (część 1)

Dedykuję to pewnej czarującej osobie, która, w przerwach pomiędzy bardzo udatnym naśladowaniem Króla Dawida przed Panem, zachęca mnie do dopracowania i spisania moich  dyletanckich poglądów na Sztukę.

* * *

Jeździłem sobie przed chwilą gnuśnie po kanałach i na BBC wpadła mi w oko zajawka jakiegoś niezwykle kulturalnego programu. "Dlaczego czarownice zdają się tak fascynować artystów?", pytał nabrzmiały suspensem głos faceta - oczywiście kulturalnego i w ogóle - a na wizji pokazano nam całkiem ładniutki obrazek atrakcyjnej kobiety z jakimś chyba mieczem w dłoni.

I ten głos zaraz sobie na to pytanie odpowiedział, a nam przy okazji. Otóż, powiedział głos (a w tym czasie kamera doszła już do głowy tamtej pani, bo zaczeła od nóg i rąbka spódnicy, po czym wędrowała sobie powolutku w górę), "czarownice mieszają swoje wywary tak, jak artysta miesza swoje barwniki - aby osiągnąć jak największą władzę nad naszą wyobraźnią".

Na tym się skończyła zajawka, a mnie nagle olśniło, że to być może jest koniec nici, po której można by dojść do kłębka i wyjaśnić problem od zarania wieków nurtujący tygrysiczną naukę - ten mianowicie: dlaczego współczesna sztuka jest taka denna... No bo że jest denna to nikt przytomny i niepozbawiony odrobiny smaku wątpliwości mieć nie może. No, chyba że z tego żyje!

Wraz z pobocznymi tematami, jak to: Co to w ogóle jest sztuka? Po co to komu właściwie? Jakie są tego rodzaje? Czy być artystą w tej czy innej epoce to rzecz wzniosła - czy może bardziej już etyczne byłoby zostanie hyclem albo katowskim pachołkiem? I znacznie lepsze dla duszy? I tak dla każdej kolejnej epoki po kolei.

W dodatku - i to własnie było w tym moim olśnieniu najważniejsze - zdało mi się, że można by to wreszcie próbować zrobić nie zaczynając od samego początku, czyli od szpęglerycznej koncepcji Kultur/Cywilizacji, bez której dotychczas kompletnie nam się na te wzniosłe tematy rozmawiać nie udawało, a z drugiej strony, zanim śmy sobie cokolwiek istotnego powiedzieli, zarówno Autor jak i ew. Czytelnik mieli kompletnie dość. I tak to się kręciło od lat.

Teraz jednak to proste stwierdzenie, że "artysta miesza swoje barwniki - aby osiągnąć jak największą władzę nad naszą wyobraźnią" (mniejsza już o fajne porównanie tego z robotą czarownic), zapaliło w moim mózgu lampkę, a lampka ta okazała się halogenową z turbodoładowaniem. (Alleluja!)

No więc tak sobie to teraz zwerbalizowałem, że teraz rzeczywiście temu tam artyście... Żeby już go tak dla uproszczenia nazwać, nie zajmując się na razie kwestią, czy on na to miano w ogóle zasługuje... Chodzi o WŁADZĘ NAD NASZĄ WYOBRAŹNIĄ. Tak? Niby nic, takie sobie dość oczywiste stwierdzenie, z którym większość koneserów dzisiejszej sztuki (żeby już..., jak wyżej) się łatwo zgodzi... A jednak to poniekąd bomba!

Co za bomba, jaka bomba?! Wykrzyknie ten i ów. No a jeśli, ludkowie rostomili, pociągniemy sprawę dalej i postawimy pytania w rodzaju: KTO właściwie i w CZYIM IMIENIU tę władzę nad nami... (No bo w końcu chodzi o istotną część naszej jaźni, prawda?) Pragnie uzyskać? PO CO właściwie? CO zamierza potem z tą naszą wyobraźnią, czyli w sumie nami, uczynić?

Fajne pytania? A ja mam ich więcej, mind you! DLACZEGO my mu nie tylko pozwalamy, ale nawet - a przynajmniej niektórzy - wyraźnie tego PRAGNIEMY? DLACZEGO niektórzy - i to akurat tacy, którzy z tego właśnie powodu uważają się za lepszych od reszty - bez tej władzy nad ich wyobraźnią oddawanej komuś INNEMU I OBCEMU, well... NIE POTRAFIĄ W OGÓLE ŻYĆ?!

Koneser sztuki współczesnej tych moich pytań i związanych z nimi dręczących wątpliwości raczej nie zrozumie (bez urazy!), ale one chyba nie są całkiem wydumane i człek prosty, jak chwilę pomyśli, jak się malutką ociupinkę wczuje - chyba także uzna, że w ten sposób postawiona kwestia WSPÓŁCZESNEJ SZTUKI zaczyna wyglądać zaiste intrygująco. A nawet i niepokojąco.

Ktoś tak to właśnie czuje? No właśnie! Żeby sobie powyższe pokrótce zrekapitulować, powiedzmy sobie tak... JEŻELI faktycznie rolą współczesnego artysty - jeśli nawet nie jedyną, to bardzo istotną - jest znalezienie środków uzyskana WŁADZY nad naszą wyobraźnią... Czyli nad naszą jaźnią, a przynajmniej bardzo istotną jej częścią...

(Zgoda? JEST to rola artysty? Wyobraźnia JEST ważną częścią naszej jaźni? No to jedziemy dalej!) W takim razie przedstawione tu przeze mnie pytania automatycznie stają się istotne i zasadne (zgoda?)... Zaś widziane z niektórych przynajmniej punktów widzenia (na przykład z mojego), także mocno NIEPOKOJĄCE. (Z tym zgoda?)

No, tośmy sobie w sumie bardzo poważnie nadgryźli problem, który można by lapidarnie sformułować słowami: "dlaczego w sztuce współczesnej jest coś cholernie szemranego?" Teraz jeszcze pozostaje nam ustalić, czy KAŻDA sztuka - zawsze i wszędzie - miała w sobie to nieprzyjemne coś, czy też to coś pojawiło się dopiero w pewnej opoce.

Z dodatkowymi kwestiami, jak to: jeśli się pojawiło, to kiedy i dlaczego właściwie? Oraz: co właściwie było CELEM sztuki, zanim zaczęło to być UZYSKANIE WŁADZY NAD LUDZKĄ WYOBRAŹNIĄ (w nieustalonych przez nas dotychczas celach, ale wszystko przed nami!). A także to, czy KAŻDA władza nad naszą wyobraźnią musi być równie złowieszcza, i kiedy ewentualnie aż tak źle być nie musi.

I to by chwilowo było na tyle. Jeśli Deus zechce, co pokaże mi m.in. zainteresowaniem tym tekstem i komętami (oczywiście, jak znam życie, większość będzie prywatnie i tajnie, jak to ostatnio bywa), to będzie i dalszy ciąg (co najmniej na moim prywatnym blogasku http://triarius.pl (od lat nieaktualne), bo gdzie indziej to już niekoniecznie).

triarius

wtorek, października 05, 2010

Moty jesienne (bon? I bloody hope so!)

Wynalazca "maszyny do mieszkania" zasłużył na to, by go nawlec na "maszynę do nabijania".

* * * * *

Dedykowane Wyrusowi:

Nie interesują mnie poglądy na tomizm księdza, który zrzucił sukienkę. Wystarczy mi, że o kimś takim w ogóle pomyślę, by oczyma wyobraźni widzieć, jak gość zrzuca także stringi, a to jest naprawdę przerażająco obrzydliwa wizja.

* * * * *

Definicja artystycznej awangardy: wyrafinowany amalgamat tandety i pretensjonalności.

(Może już w jakiejś formie tę myśl opublikowałem, ale nie w dokładnie tej, i zresztą nie jestem pewien.)


triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?