Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kibice. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą kibice. Pokaż wszystkie posty

wtorek, września 21, 2021

Dwa słowa o babskim futbolu i piramidach finansowych

Fakt, że "komercyjne" telewizje całymi godzinami pokazują damski futbol i (z całym szacunkiem dla ambitnych kalek, ale amicus Plato!) Paraolimpiadę, których, poza najbliższą rodziną, jak ma czas do zabicia, nikt nie pragnie oglądać, kiedy wystarczyłoby np. pokazać goły cyc (nie żebym osobiście był tego wrogiem!), albo powiedzieć marny dowcip, i byłby szoł, pokazuje, jak niewiele komercji jest w dzisiejszej "komercji", czyli w sumie w tej o tysiące rzędów najmonstrualniejszej w historii piramidzie finansowej, zwanej "kapitalizmem". 

Tak, miało to też i parę zalet - mało co żadnych zalet nie ma. Tak - wszystko na tym padole łez ma swoje wady. Tylko dlaczego akurat w tym jednym przypadku mamy ignorować ewolucję tego akurat tworu, która jednoznacznie prowadzi w kierunku koszmaru, o jakim się naprawdę mało komu dotąd śniło?

triarius

P.S. Po prawdzie, to w tytule chciałem napisać "dwie słowie", ale o by niestety nam przekaz zaciemniło. Kto chce, niech sobie ten uroczy dualis, z moim błogosławieństwem sam wstawi!

środa, czerwca 13, 2012

Na marginesie Ojro 2012 w piłce kopanej

UEFA musi być chyba o wiele silniejsza od wielu dzisiejszych "państw narodowych", a już z całą pewnością od takiego "państwa narodowego", jak III RP (zwana także, i słusznie, "PRL bis", a przez durniów i naiwniaków "Polską"). Sporo już się w ostatnich latach działo takich rzeczy, które by o tym świadczyły, ale fakt, że UEFA potrafi dać prztyczka nawet Putinowi - w sprawie tych tam stewardów pobitych przez ruskich kibiców - któremu wszyscy inni, z nadzorcami polskiej hołoty, potrafią tylko włazić w dupę - świadczy o tym całkiem już niedwuznacznie.

* * * * *

Zwrócił ktoś uwagę na stroje piłkarzy na Ojro 2012? Jak mało przypominają one to, co reprezentanci tych samych krajów nosili jeszcze kilka lat temu ("wstecz", jak mawiano za średniego Gierka)? Wczoraj (a właściwie to, pedantycznie do sprawy podchodząc, już przedwczoraj) grali sobie np. Szwedzi z Ukraińcami.

Ukraińcy jakoś tam jeszcze byli na żółto i niebiesko, ale Szwedzi mieli czarne, a przynajmniej tak to wyglądało w moim telewizorze, który kolory pokazuje całkiem wiernie, z żółtym pasem na ukos, niczym jakaś szarfa. To była już naprawdę awangardowa wariacja na temat barw narodowych Szwecji, nowe odczytanie i co tam kto chce, ale większość innych reprezentacji także nie sroce spod ogona. Czy raczej nie żeby z nich jakieś nacjonalizmy wychodziły.

Oczywiście reprezentacja III RP się w żaden sposób nie wyłamała. Ruscy nie byli na "narodowo", za to na czerwono, z malutką trójbarwną ruską flażką na cycku. Ta czerwień, w ich przypadku, nie wydaje się być wielkim ustępstwem na rzecz postępowych pragnień UEFA, czy nowej światłej rzeczywistości, w której państwa narodowe, jak wiemy, są przeżytkiem. No, ale to ruscy. U nich nawet demonstracje pedałów się bija i nikt wielkiej sprawy z tego w Obozie Postępu nie robi.

Holandia także była dość chyba pomarańczowa. No, ale za to szaliki kibiców III RP (dla naiwnych i agentury "Polski") mają na sobie CZERWONEGO orła na białym tle. Takiemu to nawet korona nie pomoże! Choć, z tego co pamiętam, i z tą koroną były spore problemy.

W każdym razie UEFA wyraźnie dąży do zatarcia związku reprezentacji "narodowych państw", skoro jeszcze istnieją i wywołują jakieś tam emocje, z ich narodami. Zatarcia, a z czasem z pewnością zerwania. I całkiem nieźle jej się to udaje. Sojuszników ma zresztą licznych i potężnych, a kto niby miałby się sprzeciwić?

* * * * *

Sporo się mówi - jak zawsze zresztą, od lat, ale w związku z Ojro 2012 jakby jeszcze więcej - o rasiźmie kibiców. Że wydają dźwięki i obrażają kolorowych graczy przeciwnika. Ja sobie czasem jednak, oderwawszy się od kąpa, chodzę po świecie, widzę nawet czasem jakichś kolorowych, albo nawet wprost czarnych... I co? I nic! Żaden z nich nie wydawał mi się zastraszony, zalękniony, zahukany...

Nigdy nie widziałem, żeby ktoś na takiego krzywo spojrzał, a co dopiero powiedział mu coś nieprzyjemnego, broń Boże potrącił, czy cokolwiek fizycznie. Choćby sobie szedł objęty z atrakcyjną miejscową babą. Choćby sobie przy tym głośno rozmawiał i się śmiał, a dookoła zabidzone, zatyrane, spsiałe, zmarnowane ofiary III RP i liberalizmu w ogólności.

Ale nic mu nikt nie powie, nikt na niego krzywo nie spojrzy! A piłkarzy kibice jednak tak. Z pewnością reżimowe media przesadzają, koloryzują, robią propagandę, ale jednak coś tam się dzieje. Dlaczego? Pisałem kiedyś o tym w tekście "Dlaczego buczą kibice".

Czy jakoś tak się to zwało. Było tam o ardreyiźmie, ewolucji grupowej, Maleszce (co u niego swoją drogą?), i dlaczego w ogóle przyzwoitość mogła przetrwać, skoro, jak to widzimy na każdym kroku, podłość i skurwielstwo popłaca. Ten mój tekścik można sobie odszukać.

Dodałbym do tego, com wtedy napisał, że tak mi się widzi, że to nie tyle chodzi o wrogość wobec kolorowych zawodników, co o wrogość do kolorowych zawodników grających w drużynach, gdzie ci kolorowi zawodnicy nie są "naturalni". Czyli, że gdyby miała być "prawdziwa" - w oczach tych kibiców - reprezentacja jakiejś tam Norwegii czy Czech, to by wszyscy, z konieczności, naturalnie, byli biali.

I ci kolorowi zawodnicy jakoś to, w oczach tych kibiców, choć przyznam, że do mnie to też trafia, bo bardziej mi się sport podobał, kiedy grali naprawdę "nasi chłopcy", a nie przepłacone, ściągnięte nie wiadomo skąd, przynęcone jedynie lubym groszem, gwiazdy. A że kolorowe gwiazdy się rzucają w oczy... A że to jest takie politycznie niepoprawne (stróże politycznej poprawności wiedzą zresztą co robią, kierując te zdrowe odruchy w takie właśnie, moralnie dwuznaczne, kanały!)...

A że jest to albo skutek imigracji, która obrodziła różnymi paskudnymi rzeczami, z "antyterrorystyczną" inwigilacją na każdym kroku włącznie... Albo jest to skutek kolonialnej przeszłości, co, teoretycznie, powinno być be, ale "wybierzmy przyszłość", więc ofiary Hitlera i Sowietów tak samo startują rzekomo od zera, jak resztki imperiów, wysysających przez stulecia kolonie (o Niemcach i Rosji oczywiście nie wspominając, bo nielzia, a Merkel taka przecież słodka!)...

Albo też są to wspomniane przepłacone gwiazdy, przynęcone jedynie przez umiłowanie forsy... I odbierające, nie da się ukryć, szansę młodym tubylcom... Którzy może by i gorzej grali, ale jednak byliby nasi. A któryś mógłby grać i lepiej, ale pewnie wybierze inny fach, skoro taniej jest nasprowadzać kolorowych graczy.

Podejrzewam, że kibicom nie podoba się wiele rzeczy, których w większości nawet pewnie by nie potrafili wyrazić, ale najbardziej nie podoba im się sport, w którym kibicowanie stało się dokładnie czymś takim, jak byśmy kibicowali firmom na giełdzie - niechby to był i NASDAQ, jako odpowiednik Primera División - nie posiadając w nich ani jednej akcji, ani nawet cienia szansy na jej nabycie.

W porównaniu z prawdziwą lokalną drużyną, gdzie grają lokalni chłopcy, czy lokalne gwiazdy, prawdziwą narodową reprezentacją, czy choćby z prawdziwym Realem Madryd lub Celtikiem Glasgow sprzed paru dziesięcioleci - to przecież paranoja!

Chętnie bym przeprowadził naukowy eksperyment. Taki mianowicie, że sprawdziłbym, jak się zmienia, jeśli w ogóle, zachowanie kibiców w stosunku do czarnych (nie bójmy się tego słowa!) piłkarzy jeśli grają oni w:

a. drużynie, która "zgodnie z logiką, geografią i historią powinna być wyłącznie biała";

b. drużynie, która  "zgodnie z logiką, geografią i historią może, albo i powinna, zawierać graczy kolorowych".

Coś mi się wydaje, że zaobserwowalibyśmy spore różnice, a to by świadczyło o tym, że tu nie chodzi wcale o zwykły ordynarny "rasizm", tylko że ci kibice dostrzegają ważne sprawy, których jakoś nie raczą czy nie potrafią dostrzec uczeni w piśmie i przeróżne mędrki.

* * * * *

Z blogów dowiedziałem się, że znany rusofil, nieprzejednany wróg ulicznych burd i wszystkiego, co na wiorstę nie śmierdzi Prawem-Przez-Duże-P, czyli Korwin, był obecny, wśród jakiejś setki ludzi, którzy obrzucali rosyjskich kibiców, w czasie ich przemarszu na stadion, wulgarnymi obelgami. A w każdym razie takimi, które, choć może nawet i słuszne, na pewno się tym ruskim nie mogły spodobać.

Czyżby już agentura skrobała łyżką samo dno miski, skoro tak do niedawna luksusowego agenta wpływu rzuca się na tak mało elegancki i prozaiczny odcinek, wraz z garstką zapewne po prostu nic nie rozumiejącej młodzieży? Naprawdę nie było już nikogo, kto by mógł swoim flecikiem te biedne szczurki tam zaprowadzić?

No, w każdym razie teraz - jeśli te wieści się potwierdzą oczywiście - już z pewnością powinny się otworzyć oczy każdemu, kto jeszcze miał wątpliwości co do agenturalności Korwina. Że świr, że psychopata z megalomianią jakiej świat nie widział - wszystko zgoda, ale wierzyć, że ruskie służby kogoś takiego nie wezmą pod swoje skrzydła, nie zużytkują, to naprawdę trzeba mieć coś nie tak z korą mózgową!

W każdym razie to, że go do takiego celu użyto, a jeszcze, jak się zdaje (da Bóg!) nie za wiele przez to osiągnięto, daje do myślenia i stanowi może nawet iskierkę nadziei. Agentura im się wyraźnie kończy, wszystkie śpiochy musi już wybudzili, a tu jeszcze wciąż rąk na pokładzie zbyt mało! Ale nie, nie przesadzajmy - zaczynam brzmieć niemal jak Nicek. (A jednak... Miska, łyżka, Korwin, dno. Co za żałosny upadek dla prowokatora z górnej, jakby nie było, półki!)

triarius

P.S. Kapitalizm to Socjalizm burżujów.

sobota, września 13, 2008

Ardreyem w Maleszkę... czyli Dlaczego buczą kibice?

Czasem, głęboką nocą, gdy akurat przez chwilę nie wyją autoalarmy... Czasem, w dzień, gdy akurat sąsiad zrobił sobie mikroprzerwę w puszczaniu mi przez ścianę rapu i techno... Słyszę jakiś cichy szelest, coś jakby chór nieskończenie odległych głosów... Wsłuchuję się weń i wydaje mi się, że te głosy wołają z wielkiej oddali, cytuję: "Ach! Czemuż tyle pytań bez odpowiedzi? Czemuż tyle pytań, na które NAWET Pan Tygrys odpowiedzi nie daje? Ach!"

I zawsze wtedy mam nieprzezwyciężoną ochotę zawołać w odpowiedzi, cytuję (cytat z samego siebie to chyba mój oryginalny wynalazek):
Rozumiem wasze duszne rozterki mili czytelnicy mojego bloga! Nie macie jednak do końca racji. Otóż Pan Tygrys DAJE wam odpowiedzi na wszystkie istotne pytania - trzeba tylko dokładnie czytać, no i przejąć się nieco tym, co się przeczytało. No i działać zgodnie z tym, co Pan Tygrys w mądrości swojej wam mówi!
Na tym kończę z cytatem, bo jakby on był taki strasznie dłuuuugi, to by całkiem straciło wdzięk. Ale to nadal mówi Pan Tygrys, znaczy odpowiada na te żałosne kwilenia z oddali.

Pan Tygrys mówi wam przecież, że należy czytać książki, tak? Nie każdy od razu musi znać z pierwszej ręki Spenglera - zgoda! Potrzebujemy nie tylko generałów i ministrów - potrzebujemy także, a nawet w znacznie większej ilości, szeregowców i kopaczy rowów, sierżantów i sprzedawców domokrążnych... Mądrość, filozofia, powinny ciurkać z góry, coraz bardziej rozcieńczone, coraz bardziej ocukrowane, w miarę jak docierają do umysłów prostszych i mniej na autentyczną filozofię historii podatnych.

Prawicowość to m.in. hierarchia i naprawdę szkoda, że tak wielu hierarchia - a z nią i prawicowość - kojarzy się z ordynarnym trzymaniem za mordę, lekceważeniem mniejszych i słabszych od siebie, pychą oraz, z drugiej strony, brylantami wysadzanymi różowymi golarkami rzekomych "elit". To nie tak moje ludzie!

Hierarchia nie jest w realnym społeczeństwie jedna, pojedyncza. Są różne hierarchie - hierarchia polityczna, zgoda, ale poza tym np. hierarchia naukowców w ogóle, hierarchia naukowców z jakiejś konkretnej wąskiej dziedziny, hierarchia rolkarzy, deskarzy, dancingowych uwodzicieli w każdej pomniejszej miejscowości - ba, nawet w każdej knajpie. I ktoś, kto akurat załapał się do politycznej elity nie jest przez to automatycznie NAJ, NAJ, NAJ, który miałby moralne prawo patrzeć na wszystkich "poniżej" z pogardą i lekceważeniem. Bycie zaś NAJ, NAJ, NAJ - zakładając, że ktoś aż tak renesansowy w ogóle może istnieć - nie jest żadną wielką gwarancją, że zacznie się odgrywać w realnym świecie realną polityczną rolę.

Wracając do pytań bez odpowiedzi, blogu Pana Tygrysa, oraz hierarchii, powiem, że mamy tu tak pomyślane... Pan Tygrys uważa, iż nic się nie zmieni, jeśli nie powstanie masoneria ludzi czytających i dogłębnie znających różne mądre książki. I to nie van Misesy, czy choćby Tocqueville, ale to, co tutaj Pan Tygrys ludziom próbował zareklamować. A więc, dla generałów, oczywiście Spengler. Jedyna odtrutka na trujące i paraliżujące mózg postoświeceniowe miazmaty.

Dla oficerów, przede wszystkim Robert Ardrey. I inne rzeczy którem tu zachwalał. Dla podoficerów, dokładna lektura ze zrozumieniem blogu Pana Tygrysa. Dla szeregowców wyciąg z tych wszystkich spraw, ale bez przesady, bo fizyczni nie muszą koniecznie wszystkiego wiedzieć, skoro nie chcą, byle postępowali jak trzeba.

Powie ktoś: "Ale jakżeż to? Ardreya nie ma po polsku, Spenger po polsku jest w doszczętnie stuskowanej (niegdyś mówiło się "skastrowanej") wersji... Jakżesz ich mamy czytać?" Na co odpowiadam - to już twój problem. Załatw to sobie, żebyś znał. Niech ci mądrzejszy wnuczek czyta i objaśnia... Załatw sobie (i reszcie ludu) tłumaczenie... Sprowadź sobie, w końcu to jest kpina, że tyle wydajesz na wódkę i płyty dysko, a stu złotych na Spenglera nie możesz! Albo mamy coś robić i coś zdziałać, albo też dajmy sobie spokój, bo to nasze pisanie po blogach do niczego i tak nie doprowadzi. Nie będę tego rozwijał, ale mógłbym tu sporo dodać o lemingach, rzeźniach, bydle... Te rzeczy.

Powie ktoś, Tomasz niewierny: "A co wyniknie z tego, że przeczytam, czy że mi raczej wnuczek, ze zmywaka w Kraju Brytów wróciwszy, przeczyta? Powiedzmy Ardreya?" Odpowiadam, podając drobny, ale jakżesz dobitny przykład. Weźmy sprawę Maleszki - dużo szumu się ostatnio zrobiło, że ta ober-menda pisuje na szalomie i jest tam forowana. No i ludzie zaczynają sobie m.in. zadawać i głęboko filozoficzne pytania. W rodzaju tego:
Jak to jest, że zachowali się ludzie porządni, skoro to się tak przecież nie opłaca? Przecież takie typy jak Maleszka czy inny Michnik, spadają na cztery łapy, podczas gdy ludzie porządni... Wiadomo, III RP. Więc jak to jest?

Z drugiej zaś strony, jeśli ewolucyjnie opłaca się być porządnym - nie wiem jakim cudem, ale się opłaca, skoro porządni jednak wciąż przeważają ilościowo - to jakim cudem takie coś jak Maleszka, czy inny Boni, w ogóle istnieje?
(To nie był prawdziwy cytat, ale faktycznie tak ludziska sobie rozmawiają na forach. Ten cytat to takie coś, jak słynne przemowy wodzów u Tukidydesa.)

No i ja na to mówię w te słowa (znowu niby cytat ze mnie, ach jak ja to lubię!):
Gdybyście, kochane ludzie, przeczytali co najmniej jedną książkę Ardreya, to byście wiedzieli w czym rzecz! Otóż ewolucja - i nie chodzi tu o, kontrowersyjną dla wielu z nas, kwestię POCHODZENIA człowieka, a wystarczy nam zająć się kwestią kształtowania się ludzi i społeczeństw, co przecież nie podlega żadnym istotnym kontrowersjom... Bo przecież rasy koni, psów czy innych chomików tworzą się na naszych oczach, i nie ma cienia powodu by sądzić, że tak samo nie dzieje się z ludźmi - choć oczywiście nikt na ogół tego AŻ TAK celowo i świadomie nie robi...
(Przechodzę jednak na zwykły tryb, choć to dalszy ciąg powyższego.)

Otóż ewolucja nie działa, a w każdym razie nie wyłącznie, na pojedynczych osobnikach. W takim przypadku od dawna nie istniałyby żadne stworzenia, gotowe poświęcać życie dla swych braci, sióstr, czy innych członków swej społeczności. To po prostu nie miałoby sensu i takie osobniki by wymarły, a ich geny znikłyby z puli genów danego gatunku.

Jednak trzeba tutaj uwzględnić, że np. rodzeństwo posiada połowę tych genów, co my. W związku z tym, jeśli uratuję swym poświęceniem całą grupę, w tym mojego brata czy siostrę, plus ich potomstwo (aktualne czy przyszłe) , to i tak robię swoim genom sporą przyjemność. I odwrotnie - jeśli ktoś swymi działaniami zagrażał spójności grupy, jej przetrwaniu, to i jego geny traciły szansę na sukces.

I tak to właśnie działa. Rzecz w tym, że przez niemal całą historię ludzkości grupy ludzkie, poza chwilowymi kryzysami lub b. późnymi okresami różnych cywilizacji - były ze sobą blisko genetycznie związane i w sumie dość jednorodne. Nie całkiem jednorodne, bo to także nie jest dobre z genetycznego punktu widzenia, ale w sumie, w porównaniu z tym, co mamy dzisiaj w wielkich miastach zachodu - niezwykle jednorodne.

Do tego dochodziły kwestie presji społecznej, jedności światopoglądu, wartości, religii... Które się przecież z tą jednorodnością genetyczną także w znacznym stopniu wiążą. No i w takim świecie produkcja, przetrwanie i sukcesy typów w rodzaju Maleszki były dość potężnie ograniczone. Takie geny ginęły, jeśli nie zginęły i narodził się nam Maleszka, była duża szansa, że po drodze zostanie przez daną społeczność unieszkodliwiony. Jeśli zaś nie został, szansa że odniesie sukces i w hierarchii społecznej wzniesie się na wysoką pozycję, przez co zwiększy także szansę swych genów...

Tak to działało. Po prostu z powodów klarownie wyjaśnianych choćby przez elementarną, mendlowską choćby genetykę. W dawnych, i normalniejszych z punktu widzenia ewolucji, warunkach, każde społeczeństwo albo swych Maleszków jakoś unieszkodliwiało, nie pozwalając im w każdym razie swych wrednych genów reprodukować, albo też całe, w wyniku swych Maleszków zdradzieckich działań, przestawało istnieć... Tym samym także skutecznie Maleszków z puli ludzkich genów eliminując!

Co jednak dzieje się, kiedy społeczeństwo zaczyna być tak niejednorodne, tak pomieszane jak dzisiaj? Także (nie bójmy się tego słowa) rasowo pomieszane? Rasista ze mnie żaden, bo nie przyszłoby mi do głowy wartościować ludzi na podstawie koloru skóry, czy w ogóle rasy, ale w końcu oczywistym jest, iż różne rasy przez tysiące i tysiące lat żyły niemal rozłącznie. (Poza oczywiście okresami podobnymi do obecnego, czyli w fazach pełnego rozwoju, żeby nie powiedzieć przekwitania, wielkich cywilizacji.)

Jeśli kiedyś, w stosunkowo niewielkiej, związanej ze sobą wspólną genetyką społeczności, Maleszki tego świata miały niewielkie szanse, to elementarna analiza dowodzi, że w dzisiejszych czasach czynniki te całkowicie utraciły swe znaczenie. Z czego wynika wiele istotnych, interesujących, niestety także i smutnych, rzeczy. Ale m.in. to, że nasza naturalna zapora przeciw Maleszkom padła, bardziej spektakularnie (jeśli ktoś potrafi patrzeć), niż berliński mur, i nic nas teraz przed zalewem Maleszek nie broni. Poza ew. naszą własną wolą i działaniem, oczywiście. Jednak musimy sobie uświadomić, że jest to zasadniczo całkiem nowe wyzwanie i nie wiadomo, czy sobie z nim poradzimy. Ja obawiam się, że sobie nie poradzimy, bo jakoś nie zabieramy się do tego w sensowny sposób.

Pomysł napisania tego tekstu przyszedł mi do głowy wczoraj, gdym oglądał, na CNN chyba, płacze i żale, że "wśród europejskich kibiców wzrasta rasizm i czarni zawodnicy są przez nich coraz gorzej traktowani". Z czym oczywiście "należy coś szybko i radykalnie zrobić, nie przebierając w środkach". A jednak - choć ja do nikogo nie mam pretensji o kolor skóry, choć żaden, najczarniejszy choćby zawodnik, osobiście mi niczym nie podpadł, choć nie uważam, by w chęci zarabiania dużej forsy na kopaniu piłki akurat w Europie, choćby się pochodziło z Afryki czy Grenlandii, było coś zdrożnego...

To jednak nie mogę się oprzeć przeświadczeniu, że ci, dość prości przeważnie ludzie, którzy kibicują piłkarskim drużynom i odruchowo buczą na widok czarnego zawodnika w kadrze ukochanego czy znienawidzonego klubu - wiedzą mimo wszystko o życiu bez porównania więcej od "autorytetów", "ekspertów", nie mówiąc już o "unijnych politykach". Choć Ardreya, ani nawet mojego blogu, nie czytali. (Skądinąd szkoda.)

Wy jednak, kochani ludkowie, którzy jesteście zbyt cywilizowani, zbyt mili i oświeceni, by buczeć na widok twarzy o innym od waszego kolorze - choćby ta twarz, robiąc coś tak bezdennie głupiego, jak kopanie piłki, zarabiała tysiąc razy więcej od was - pomyślcie jednak nieco nad tym, co wam stara się przekazać Pan Tygrys. A potem zabierzemy się razem za tworzenie prawdziwej prawicy, prawdziwej polskiej (a z czasem może i nie tylko polskiej), elity... Potem zaś, Deo volente, za ruszanie z posad bryły lewackiego świata i kontrrewolucję.

Uzupełnię - tu nie chodzi o to, że ktoś jest czarny czy biały. Istniały już społeczności wielobarwne, wielorasowe, a po paru pokoleniach i tak zaczynają działać normalne prawa. Tutaj chodzi o wielkie miasta, o pracę na zmywakach, o piłkarzy z drugiego końca świata także, niezależnie od koloru skóry. Chodzi o to, że po prostu jest genetyczny bajzel, skutkiem czego normalne antymaleszkowe prawa przyrody przestają dla nas działać.

Można w tym nie dostrzegać problemu, ciesząc się "wielokulturowością" i "barwnością", skrzyżowanymi z "tolerancją". Można, ale jeśli kogoś jednak bardziej martwi zalew Maleszków niż cieszy "różnobarwność" Simonów Molów, to tutaj właśnie ma zarys odpowiedzi na swe pytania. Tylko trzeba się nieco wysilić, oderwać od oglądania meczu z Benhakkerem i nieco pomyśleć. Trudno? Fakt, lepiej żyć z dnia na dzień coraz bardziej oblepiony maleszkowym śluzem.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.