Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NWO. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą NWO. Pokaż wszystkie posty

niedziela, lipca 03, 2022

Idealne prosiaczki laboratoryjne

Program "Nie będziesz nic posiadał i będziesz szczęśliwy" proponuję rozpocząć od Billa G., George'a S., Angielskiej K., i paru innych im podobnych.

triarius

czwartek, marca 17, 2022

I będziesz szczęśliwy

Mógłbym w obecnej dobie napisać tysiące interesujących i ważnych rzeczy, ale to naprawdę nie jest już czas na noszenie pod wasze, ludzie, strzechy kaganków, a dowcipasy mogę sobie zatrzymać dla siebie, bo nikt mi przecież za to nie płaci. (Woleliście Konecznego, JP2 i Ziemkiewicza od Ardreya, Spenglera i... tak dalej, no to macie Morawieckiego, Szwaba i obowiązkowy podatek na Ukrainę w sklepowej kasie. Smacznego!)

Jednak, co widzi mi się dziwnym że hej, setki ludzi podobno wciąż codziennie czyta te moje ostatnie wpisy, większość podobno ze słodkiej Francji, zapewne żółte kubraczki, które niniejszym czule... Ale i tak nie rozumiem... Smutno  mi tylko, że to te ostatnie kawałki, a nie tamte sprzed lat - bez porównania ważniejsze, na wyższym poziomie, i często z b. istotnymi komęy. No dobra, ale ktoś mnie czyta, więc coś dlań teraz z wdzięczności napiszę...

1. Zawsze mnie zadziwia taka punktowa, że tak to określę, ślepota u bystrych skądinąd ludzi. Wiecie - wszystkie te "wykształciuchy", "gej" na homosia, "faszysta" na bolszewika, i takie tam. (Dzisiejsze "studia" to poziom przedwojennej czteroklasówki, podczas gdy głupie określenie "wykształciuch" sugeruje zaś coś całkiem przeciwnego. Gdyby ktoś nie rozumiał o co tu chodzi.)

W każdym razie poro fajnych ludzi cytuje tego koszmarnego Szwaba wygłaszającego (w angielszczyźnie z gestapowskim akcentem) takie coś, że "Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy". Ci ludzie, słusznie, są tym wstrząśnięci i oburzeni, ale czepiają się tylko pierwszej części, drugą pozostawiając domyślności słuchacza. A przecież, jeśli miałbym w tę obietnicę wierzyć, to w sumie OK - wolę być szczęśliwy, niż "mieć". "Mienie" to tylko pewna konwencja, ważne jest co mogę z tym czymś zrobić, n'est-ce pas?

Co naprawdę mówi ten obskurny Szwab? On mówi: "Nie będziesz miał nic i będziesz szczęśliwy, BO JAK NIE...!" Prawda? Teraz to nabiera sensu! (Dla zupełnych idotów z dzisiejszymi dyplomami wyjaśniam: "Bo jak nie, to w ogóle nie będziesz. Twój wybór, durny prolu! Ludzkość na tym nowym wspaniałym etapie swego rozwoju  nie może sobie pozwolić na tolerowanie jednostek, które nie śpiewają dość głośno i z należytym przejęciem! Teraz paniał?" Jeszcze nie?! To nie jest OBIETNICA - to jest GROŻBA!

2. Sportowcy padają na boiskach jak muchy, komediantki i spikerzy telewizyjni też (szczególnie, gdy nabijaj się z "płaskoziemców", hłe hłe!), a moja 94-letnia znajoma i druga, pod sześćdziesiątkę i doszczętnie schorowana, żyją sobie jakby nigdy nic. Pierwsza 3x nie wiemy co, druga 3x Pfizer. Wśród jeżących włosy na plecach informacji na temat tych wyszczepków pojawiają się ostatnio i takie, że w różnych partiach są bardzo, ale to bardzo różne ilości aktywnych środków. Może to było stosowane losowo, a może na ludzi starych i schorowanych nie marnowano "dobrej szczepionki" i "szczepiono" ich np. wodą z solą? (Jednak na razie mówimy tylko, no niemal, o mikrozatorach - nadciąga ruina immunologii, nowotwory itd., więc za szybko bym się nie cieszył.

3. Można to sprawdzić - w życiu nie powiedziałem dobrego słowa o Rosji, a o Putinie tylko tyle, że to autentyczny i b. sprawny polityk, choć bandzior, jak każdy ruski przywódca od stuleci. Teraz jednak, pierwszy raz w życiu, kompletnie nie wzruszają mnie słowicze tryle na temat Ukrainy - która zawsze była czymś koszmarnym, a obecnie jest z tym jeszcze duże gorzej (!)... Kochana patriotyczna waadza wie co robi, odcinając was ludzie od wszelkich innych wiadomości poza własną propagandą o wiadomej rzetelności.

Na Fejzbukach tego świata masa ludzi zdaje się nie nabierać na te słowicze tryle, sądząc po tysiącach uśmieszków pod ckliwymi kawałkami o słodkiej Ukrainie broniącej demokracji i wolności, ale sam miewałem drobny problem, kiedy pokazywano mi ukraińskich wojskowych ratujących z narażeniem życia kotki i pieski. Oczywiście, że to pic, ale jak to ironicznie skomentować nie krzywdząc źwierzątek? W końcu jednak wpadłem. Będę pytał: "A w sprawie piesków w Ottawie też byłeś taki przejęty?" Grozili, że je pozabijają, a my w sumie do dziś nie wiemy, co się z nimi stało.

Swoją drogą Fejzbuk zrobił się dziwnie tolerancyjny. Niedawno blokowali mnie na tydzień po każdej wzmiance, że kobietka na zdjęciu ma fajny tyłek, a teraz piszę sobie o pedałach, tyłkach, wyśmiewam rozczulania się nad Ukrainą, a oni wciąż nic. Istny cyrk! Chyba się boją konkurencji od tego, co Trump tworzy. (Swoją drogą krewniak - jego matka jest MacLeod, a babka mojej babci też była.)

4. Armageddon jeszcze możemy mieć; jeśli wygrają, to jakaś forma NWO też nam zaświta, ale globalny rząd, jedna Ludzkość Trzymająca się Za Ręce już raczej odeszła w mrok lewackich mózgowych rojeń. Ci durnie (słyszeliście przemówienie Bidena o jego własnych owłosionych nogach, co robią się blond od słońca?) tak przygnietli Putina sankcjami, że caly ich (a niestety wciąż na razie i nasz) świat zaczyna się walić. 

Szczególnie zaś, i na początku, jego ekonomia. Dolar, system bankowy z kodami SWIFT... Wcale nie tylko Rosja się na to wypięła, ale także Chiny (!!), Indie (!), Iran, ponoć Korea POŁUDNIOWA... A to przeież tylko początek. Tak że być może różnie, ale GLOBALIZM KAPUTT - dzięki ci Bidenie (jakby to naprawdę on miał ten guzik i coś do gadania!) Tylko że oczywiście Kurwizja ani TVN wam o tym nie powie.

triarius

P.S. #ThinkBeforeSharing

sobota, listopada 12, 2011

Moje intuicje na temat wczorajszej prowokacji

Od kiedy tylko dowiedziałem się - przyznam, ze zdziwieniem, bo to naprawdę skrajna już bezczelność i dość gambitowe zagranie - że żydokomuna od Gazownika ściąga nam tutaj na 11 listopada potomków SS-manów (o potomkach Rosy Luxemburg nie wspominając), tak sobie to zinterpretowałem, że miłościwie nam panujące elity chcą szybko i radykalnie oddzielić wychodzących, już teraz, na ulice prawicowych oszołomów, od tych, którzy być może będą chcieli wychodzić na ulice za pół roku, za rok, i długo, długo potem (jeśli im się oczywiście tego na czas z głowy nie wybije).

Miałoby to działać w ten sposób, że siedzący przed telewizorem leming - wciąż "proeuropejski", wciąż wykształcony i z wielkich miast, wciąż jakoś tam z trudem wierzący w świetlaną przyszłość, i który całkiem niedawno zagłosował na swoich ulubieńców, więc o żadnym nagłym przebudzeniu i poznawczym dysonansie, podważającym jego elementarną zdolność kojarzenia nie marzący - TERAZ nastawi się do tych demonstrujących na ulicach oszołomów i "polskich szowinistów" negatywnie, a do zwalczających ich "sił porządku", władzy i czego tam jeszcze pozytywnie, to i za jakiś czas nagle nie będzie mu łatwo zmienić o 180 stopni swych sympatii, samemu wyjść wraz z tymi oszołomami na ulice i robić wbrew tej samej władzy, którą teraz tak głośno i z przekonaniem będzie popierał.

(Ludzie - to było tylko jedno zdanie i nie dało się nijak podzielić na mniejsze akapity! Niesamowity jestem.)

To bardzo, przyznam, sensowny pomysł, praktykowany zresztą od tysiącleci - wystarczy sobie przypomnieć Alkibiadesa i aferę z hermami. To był oczywiście nieco inny wariant, bo tam chodziło (zapewne, bo nic na sto procent wiedzieć już nie będziemy) o spójność grupy, jak powiedzmy w gangu, gdzie nowoprzyjęty musi na początek dokonać poważnego przestępstwa, żeby były haki i żeby gość był naprawdę "z nami". Jednak, w wariancie nieco "luźniejszym", reżimy totalitarne, a w każdym razie komuchy, bardzo skutecznie od zawsze potrafili umaczać masę ludzi, nie całkiem "swoich", we własne zbrodnie, kompromitacje, idiotyzmy...

I ci ludzie nie musieli być ani do końca przekonanymi komunistami, ani nawet partyjni - po prostu udało ich się postawić to "właściwej" stronie linii (frontu) oddzielającej komuszą władzę od (wciąż) większości zwykłych, raczej przyzwoitych i nawet jakoś tam patriotycznych ludzi. No a potem przejście przez tę linię frontu na drugą stronę - od światłej elity do głupków, oszołomów, nieudaczników itd. - nie było już wcale prostą decyzją.

Mamy tu zarówno skomplikowane i dość nawet wyrafinowane maczanie artystycznych, intelektualnych (przeważnie do wzięcia w DUŻY cudzysłów zresztą) elit, jak i przymuszanie całkiem zwykłych ludzi do udziału w wiecach potępiających wrogów socjalizmu, że nie wspomnę już o pochodach, czynach społecznych i głosowaniach.

Prosta sprawa w sumie i nie powód, żeby ktoś taki jak Pan Tygrys poświęcał temu cały wpis. Ale właśnie przed chwilą przyszło mi do głowy - już po fakcie, a nawet po przeczytaniu na jego temat w sieci, plus usłyszeniu tego, co mi mimo woli wpadło w ucho z reżimowej telewizji - że w tym być może jest jeszcze coś więcej. Otóż kiedy już wiem, jak ordynarna, jak grubymi nićmi szyta była ta prowokacja, czyli jak ostry gambit pozwoliła sobie ta władza, wraz ze sprzyjającą jej lewizną, rozegrać...

I ze wszystkim innym, co za tym prawdopodobnie stoi, bo rzecz była naprawdę "międzynarodowa" i raczej nie sądzę, by to była wyłącznie robota czysto warszawskiej żydokomuny i zupełnych kagiebowskich dołów z priwiślinskiego kraju... Raczej jednak "europa" także, a co najmniej nasz wielki przyjaciel z zachodu, który nam tu przysłał te bojówki... No więc przyszło mi do głowy, skoro to na taką aż skalę, i z pewnym jednak wiążącym się z tym ryzykiem, zrobiono, no to tu może chodzić o to, żeby wykopać PRZEPAŚĆ nie do przebycia pomiędzy WSZELKĄ LEWICĄ I WSZELKĄ PRAWICĄ.

Nie wiem, czy oni przeczytali niedawny tekst Pana Tygrysa o tym, że to już nie podział na lewicę i prawicę jest teraz istotny (choć oczywiście TOTALITARNE i/lub NIHILISTYCZNE LEWACTWO tym bardziej stanowi wroga dla obu!), i że jedyną naszą, naprawdę naszą - nie czekając na dintojry między nimi tam, u góry, na co nie mamy bezpośrednio żadnego wpływu - siłą są masy "ludowe", a te z definicji "należą" do lewicy, podczas gdy prawica nigdy nie miała i nie ma do nich ani serca, ani rozumu, ani żadnego na nie przełożenia. (Wandee i obrony Alcazaru to "wyjątki potwierdzające regułę"! Teraz sytuacja jest całkiem inna.)

No i oni tak sobie może wykombinowali, że jeśli teraz ostro zaczną wykopywać tę przepaść, a przy okazji wojenny topór, pomiędzy prawicą, wszelkimi patriotami swoich narodów (szczególnie dzisiaj w Europie), ludźmi niezależnie myślącymi, ojrosceptykami itd.- z jednej strony; i lewizną - z drugiej...

To ta przepaść ma szansę się rozszerzać, dzięki czemu powstanie skuteczna (z ich punktu widzenia) przepaść pomiędzy PRZYZWOITĄ I NIEGŁUPIĄ lewicą, która w obecnej dobie będzie dla nich zapewne stanowić NAJWIĘKSZE ZAGROŻENIE, i prawicą, ludźmi nastawionymi patriotycznie, sceptycznie wobec tego co się teraz na świecie dzieje, naturalnymi wrogami Nowego Światowego Porządku itd.

I że dzięki temu - albo uda się zrobić tak, że jeśli jedni wyjdą na ulice protestować z powodu głodu, chłodu i czego tam jeszcze, to drudzy na pewno nie wyjdą... Albo, lepiej, że od razu zaczną się między sobą naparzać... A władza, w roli mądrego arbitra, będzie napuszczać swoje kundle na kogo zechce, i w ogóle robić co zechce, bo już będzie miała całkiem wolną rękę.

To by było w sumie na tyle. Proponowałbym się nad tym zastanowić. I powtarzam - nie mam pojęcia, czy oni to wyczytali u Pana Tygrysa, co i tak zasługiwałoby na pewien podziw, bo znaleźli, zrozumieli i szybko zastosowali. Zresztą żartuję, że u mnie to wyczytali, choć ja ten swój tekst uważam za naprawdę bardzo ważny i wart rozpropagowania.

Oni na pewno na to wpadli sami i naprawdę wszystkie te głupie mordy, wraz z jeszcze głupszymi nieraz wypowiedziami, nie powinny nas mylić. Ani ci wszyscy durni hunwejbini, których oni używają dokładnie do tego, co czego się tacy nadają. Jak mawiał dawno temu mój ojciec, odnosząc się do kremlowskich przywódców i ich sukcesów w zwalczaniu szeroko pojętego: "To banda idiotów, ale postępuje niczym stado geniuszy!"

Warto się chyba zastanowić, bo mogę mieć tutaj rację. A jeśli by się okazało, że jest spora szansa, że ją mam, i w takim właśnie celu są podejmowane te ich ryzykowne działania, no to warto się zastanowić, co my na to. W sensie co robimy, jak odpowiemy. No i naprawdę nie lekceważyć wroga, bo jak się patrzy na mordy tych Michników i Blumsztajnów, to się faktycznie człekowi żal robi i dałby jałmużnę, ale to nie tak.

Czy ta ich gra - z nami, w sensie przeciw nam - jest już aż tak łatwa i prosta, czy też oni tam mają naprawdę niegłupich przywódców, i, w odróżnieniu od naszej, ich hierarchia autorytetu, hierarchia decyzyjna itd. działają bez zarzutu... Nieistotne, istotne jest, że, mimo tych durnych ryjów, i mimo wszystkich tych pierdołów, które niektórzy z nich raz po raz publicznie wygłaszają, ich się nie powinno lekceważyć!

Tym bardziej, że nawet cieszenie się z tego, jak "im się ta wczorajsza prowokacja nie udała" i "jacy to Polacy są silni", moim zdaniem robi im jak najbardziej na rękę, co najmniej dlatego, że to nie całkiem prawda, a na samooszukiwaniu daleko nie zajedziemy.

Jeśli ktoś się przejmuje tym, co ja piszę, to zachęcałbym do przeczytania tego mojego tekstu o prawicy i lewicy, przemyślenie go, i wyciągnięcie wniosków... Jakich? Sam nie wiem do końca, ale jak ktoś coś wymyśli, to mógłby się np. ze mną podzielić. Tak czy tak, prawica patrząca wyłącznie w przeszłość jest chyba nawet bardziej bez sensu, niż taka lewica.

Oni mają, przynajmniej potencjalnie, Masy... (Mówię oczywiście o Przyzwoitej lewicy, nie o totalitarnej lewiźnie! O naszych, da Bóg, sojusznikach.) Lewica zatem ma Masy, no to i Prawica powinna chyba coś wnosić do tego związku, a także po prostu coś sobą reprezentować. Ja głosuję na ROZUM. Nie przerost kory mózgowej, ale prawdziwy Rozum. Przynajmniej na tym etapie. ("Mądrość etapu" w wydaniu prawicowym.) Ma ktoś lepsze sugestie?

A dla wszystkich leniuszków out there oto linek do tego mojego tekstu, o którym mówiłem: http://bez-owijania.blogspot.com/2011/10/wszystko-co-chcieliscie-kiedykolwiek.html.

triarius

wtorek, października 18, 2011

Wszystko co chcieliście kiedykolwiek wiedzieć o Lewicy (i o Prawicy to czego nigdy byście nie chcieli)

Zostawmy sobie na chwilę na boku lewackich hunwejbinów; nienawidzących wszystkiego wokół i samych siebie nihilistycznych totalitarystów; nawiedzonych zbawiaczy świata; skurwione,  setki razy wte i wewte kupione i sprzedane moralne autorytety; takich, dla których wszystkie problemy ludzkości dadzą się łatwiutko rozwiązać jednym genialnym posunięciem, w rodzaju wprowadzenia "wolnego rynku"...

Czyli całą lewacką florę i faunę, która nam tak umila codzienne życie i tak świetlaną gwarantuje swym piskliwym jazgotem przyszłość.Odłóżmy całe to robactwo na bok i zajmijmy się ludźmi w sumie normalnymi, zdrowymi. Takimi którzy świat widzą z grubsza takim, jakim on jest (na tyle, na ile jest to możliwe dla ułomnej z natury istoty ludzkiej) - nie zaś, że jakieś kopnięte figmenty ich mózgowia przesłaniają takiemu absolutnie wszystko.

Którzy mają ambicje i pragnienia w sumie normalne i na ludzką miarę - nie zaś zostanie Demiurgiem, jako program absolutnego minimum, choćby miliony miały z tego powodu sczeznąć w bólu i upodleniu. (Wygląda, że nie mogę się nijak od tego kurestwa, z przeproszeniem kurw, uwolnić! Ale ja naprawdę dzisiaj nie o nich chciałem.)

Jeśli mówimy o porządnych, normalnych i w sumie zdrowych ludziach, to, pod względem politycznych przekonań, dzielą się oni na lewicę i prawicę. Chodzi mi tu o normalną, zdrową lewicę, nie zaś o wspomnianą wyżej lewiznę. Zdrową lewicę, która, co się może niektórym wydać nieprawdopodobne, istnieje. A w każdym razie może istnieć. Nie jest niemożliwa.

Różnica między prawicą i TAKĄ lewicą (czyli tą porządną, cały czas to podkreślam) polega w istocie na różnicy temperamentu (co najmniej temperamentu politycznego) i priorytetów. Lewica, jak ja to widzę, jest WSPÓŁCZUJĄCA i OPTYMISTYCZNA. Podczas gdy Prawica, nie to żeby z założenia nie mogła współczuć, ale wielką wagę przywiązuje do SIŁY i jest w sumie PESYMISTYCZNA. I to by, moim zdaniem, w zasadzie wystarczyło do ich rozróżnienia. (Jeśli się oczywiście zostawi za drzwiami to kurestwo, z przeproszeniem kurw, o którym śmy wcześniej mówili.)

Optymizm i Pesymizm, o których tu mówimy, dotyczy przyszłości ludzkich spraw, bo prywatnie i w jakichś tam drobniejszych konkretach może być oczywiście całkiem różnie. Siła, w której wagę tak wierzy Prawica, i którą w sumie tak ceni, to nie musi być koniecznie jakaś brutalna przemoc. Nie - chodzi o siłę, która daje szlachetność, która zapewnia możliwość wywalczenia sobie...

I SWOIM - to jest ogromnie ważne dla Prawicy, ale przecież dla Lewicy też, choć przeważnie inaczej tych Swoich ona widzi... Wywalczenia sobie i swoim, zatem, wolności. Dla szczerego prawicowca wolności bez siły po prostu nie ma, a gdyby jakimś cudem się pojawiła, to i tak będzie podejrzana i cholernie niepewna.

Wcale nie twierdzę - i co więcej, mam wielką nadzieję, że tak wcale nie jest - iż wszystkie wartości Lewicy i Prawicy są różne i ze sobą nie do pogodzenia. Nie, po prostu priorytety są inne! Znam ludzi, których skrycie uważam za szczerych lewicowców, w najlepszym i najbardziej chwalebnym sensie, i którzy zapewne zgodziliby się z moją tezą, iż "raczej dać w dupę, niż wziąć". Po prostu dla nich to nie byłaby polityczna zasada numero uno. A dla prawicowca byłaby, albo w każdym razie b. blisko głównego podium.

Lewica, jako się rzekło, jest w sumie optymistyczna i stale by chciała coś poprawić, marząc o jakiejś lepszej przyszłości dla wszystkich, a już na pewno dla biednych, wykorzystywanych, ciężko za grosze tyrających... ("Bo bogaci i tak mają niezłe życie, przynajmniej w porównaniu." Co może być i prawdą.) Lepszą, ale nie od razu Świetlaną (ach! fanfary, werble, chóry starców zawodzą!). Nie utożsamiajmy zdrowej lewicy z @#$% lewizną!

Prawicowy pesymizm polega zaś na tym, że prawicowiec raczej cały czas obawia się, iż może być (jeszcze) gorzej. Że gorsi ludzie zdobędą władzę. Że ci skurwiele, co ją w tej chwili mają, pozwolą sobie na jeszcze więcej skurwysyństw. Że stracimy suwerenność (co już oczywiście nie dotyczy nieszczęsnej Polski, bo to się dawno stało) i inni będą decydować o naszym losie - co jest zarówno przykre w całkiem konkretnym wymiarze, jak i paskudne z punktu widzenia etyki i różnych wzniosłych spraw.

Można by o tych różnicach jeszcze długo, ale załóżmy, żeśmy sobie to prowizorycznie wyjaśnili i na razie starczy. Mamy bowiem jeszcze parę innych spraw do wyjaśnienia. Jak na przykład taki drobiażdżek, iż Prawica, z samej swojej natury, fatalnie czuje się w roli klasy uciskanej... Czy jak to tam nazwać, bowiem klasowej terminologii w prawicowym języku niet', co wydaje mi się w dzisiejszych czasach zarówno smutne, jak i przezabawne, bo ona jest nam absolutnie i pilnie potrzebna.

I nie tylko terminologia oczywiście, ale także na tematy klasowe po prostu przemyślenia. Nie jakieś Marksy i Engelsy ma się rozumieć, a w każdym razie nie wprost, ale jednak. Jasne, że rasowy prawicowiec takich rzeczy bardzo nie lubi, bo jemu się wciąż wydaje, iż wczoraj stracił majątki, fabryki, tiary, mitry, generalskie szlify, szansonistki, prywatnych kapelanów, baletniczki, pałace, portrety przodków, srebrne zastawy zdobne hrabiowskimi koronami, haftowane w herby aksamitne obrusy, tabuny służby, stada pańszczyźnianych fornali, w sam raz ile trzeba cwanych żydowskich zarządców... (O Ius Primae Noctis oczywiście też nie zapominając.) I że jutro, najdalej pojutrze, te wszystkie piękne rzeczy do niego wrócą.

Wróci - to wszystko, no bo musi po prostu! Przecież TAK BYĆ NIE MOŻE, że taki autentyczny, przekonany prawicowiec jest jakimś zwykłym ludziem, w porywach nawet zwykłym podludziem, a ci co robią za overclass to (z czym się akurat zgadzam) hołota. Oraz że szansonistki, srebrne widelce i cała reszta należą w realu nie do tych, do których z Prawa przynależą. W sensie "powinny należeć".

Więc tak być nie może, żeby hołota zabrała Panom wszystkie te majątki, służebne dziewki, francuskich kucharzy, piersiste mamki dla licznego potomstwa, haremy, psiarnie, stajnie, gorzelnie... I żeby to samo z siebie do PRAWYCH WŁAŚCICIELI wkrótce nie wróciło.

Inna zaś znacząca część Prawicy wierzy w siłę codziennego paciorka i Dziesięciorga Przykazań. I to nie w kwestii zbawienia duszy, tylko w kwestiach czysto, jak by tego nie widzieć, politycznych. Czyli np. w kwestii wolności Polski. Nic to, że sam Kościół ich już dawno zdradził... A co najmniej spora część episkopatu, która sobie z ubecją grała, niczym Bolek, i z podobnym skutkiem. Nic to, że katolik to dzisiaj w Europie najczystszej wody parias, a jutro zapewne będzie się na niego polować z nagonką i za jego skalp będzie nagroda Po prostu trza się więcej modlić i tyle!

Lewica natomiast całkiem dobrze czuje się w roli klas uciskanych, za to marnie sprawdza się w roli klas wyższych i przywódców. Mamy tu więc fajną symetrię i widzimy, że Lewica powinna, jeśli sytuacja tego wymaga, dążyć do tej sytuacji odmiany, obalenia skurwielskich rządów, wyzwolenia zwykłych ludzi z niewoli (na ile to w ogóle możliwe, bo prawicowiec oczywiście wielkich oczekiwań tu mieć nie będzie, i słusznie)... Takie tam. W sumie najlepiej to wygląda jako hasło, oczywiście lewicowe, ale nie wszystko tutaj jest bez sensu, a CZASEM NAWET TO JEST PO PROSTU DO ZROBIENIA. Byle się dało, w tym problem.

Lewica więc, jako się rzekło, sprawdza się w chwilach rewolucyjnych, albo kiedy sytuacja zbliża się nieuchronnie do rewolucyjnej. Prawica zaś w takich okresach - przykro mi, sam bowiem jestem Prawica, ale to trza sobie wreszcie powiedzieć - gania w piętkę, najchętniej za własnym ogonem, powtarza stare i całkiem nieprzystające do rzeczywistości formułki, zamawia duchy, klepie różańce (nie żeby to było coś złego, ale to nie jest na takie sprawy lekarstwo, po prostu).

Gorzej - ona w ogóle sobie nie raczy uświadomić, że jest uciskanymi masami, że to się samo z siebie nie zmieni, więc coś by trzeba zmienić w całej koncepcji. Ślicznej, zgoda, ale nieprzystającej do rzeczywistości i w sumie całkiem do dupy.

Oczywiście nie mówimy tu o Wielkiej Trójcy, czyli o Spengleryźmie-Ardreyiźmie-Tygrysiźmie (a wszystko w dodatku Stosowane, łał!), ale to powolne wykuwanie autentycznej Elity - co z samego założenia jest prawicowe, jak i sama Elita - to robota na bardzo długi czas. Prawdziwy Długi Marsz. Tym bardziej, że trza to robić w sytuacji, kiedy naprawdę nie jest się żadną Elitą, w sensie faktycznej roli społecznej, tylko właśnie, i z każdym dniem coraz bardziej, klasą pracującą i/lub uciskaną.

A faktyczna, choć oczywiście nie do opisania marna, dzisiejsza Elita czuwa nad tym wszystkim jastrzębim wzrokiem swoich wiernych piesków (z przeproszeniem!), milionów kamer i czego tam jeszcze, więc trzeba zachować low profile... Przynajmniej, kiedy by się coś w końcu (da Bóg!) coś zaczęło udawać. Nam, Prawicy znaczy, w sensie tworzenia tej prawdziwej Elity, choć tylko na razie (i obawiam się, że na długo) czysto potencjalnej i wirtualnej.

Coś się w świecie zaczyna ruszać, co zresztą widzi mi się o tyle logicznym, że przecież dłużej się tego obskurnego REALNEGO LIBERALIZMU ciągnąć nie da. Tak to zresztą zawsze działa i śmieszą mnie ludzie wybrzydzający się np. na Francuską Rewolucję, jakby to było takie sobie coś, co można sobie zrobić, albo nie zrobić, wedle woli. Jasne - Marat był obrzydliwy, Saint-Just był fanatycznym świrem, a Robespierre to typ co najmniej kontrowersyjny - jak to drobny z natury urzędnik, który przypadkiem (no, co najmniej częściowo przypadkiem) znacznie przerósł swoje kompetencje. (Komęt po latach: Nie przesadziłem aby w tej ocenie? Mówię o tym ostatnim gościu.)

Choć faktycznie nie wszystkie swoje kompetencje on przerósł, bo pod niektórymi względami był ostry jak brzytwa. (No i o to mnie chodziło!)  No i przecież dzisiaj nam takich też nie brakuje, prawda? A poza tym to i tak miało swoją dynamikę i, jeśli np. Saint-Justa mogło nie być, a Marat mógł nieco mniej śmierdzieć Urbanem/Palikotem, to bez Robespierre'a by się po prostu nie dało. Zresztą, jak już sobie ustaliliśmy, Lewica u władzy to po prostu nie jest ładny widok, a tam u władzy przecież żadnej Prawicy nie było, tylko smętne leberały (Żyronda) i zajadła lewizna.

Coś się jednak teraz, dzisiaj, zaczyna dziać. Oczywiście już jest, a w przyszłości będzie jeszcze bardziej manipulowane, fastrygowane przez media, nasączane agenturą itd., itd. - ale to nie przesądza o całej sprawie. Niezadowolenie staje się coraz powszechniejsze (pomijając rodzime lemingi). Cały ten (z przeproszeniem kurw) REALNY LIBERALIZM tak czy tak się zawali. Problem tylko CO przyjdzie w jego miejsce, a na razie nie są to perspektywy wesołe. Leberalizm był denny, przynajmniej w swej końcowej fazie i w takich peryferyjnych krajach, jak Polska, ale jeszcze może być O WIELE gorzej.

No i jeśli ktoś w ogóle może się temu opierać, to ja tu jakoś roli dla Prawicy, w krótkiej perspektywie czasowej, nie widzę. Prawica do swych (kontr-)rewolucji potrzebuje jednak armii, plus czasem różnych innych instytucji, a tutaj nic takiego nie mamy, co i tak jest b. eufemistycznie powiedziane. Lewica zaś to z natury MASY, to zaś jest w tej chwili JEDYNA RZECZ, jaka jeszcze, choćby w teorii, pozostaje w jakimś tam sensie w rękach uciskanych (na ile uciskani należą do samych siebie, mimo mediów i wszelakiej obróbki), choćby potencjalnie.

W końcu to te masy, ci uciskani... (Wiem,  że to się musi przykro czyta prawicowcom, ale najwyższy czas spojrzeć prawdzie w oczy, kochane Prawicowe Prole!) W końcu to oni się buntują, a nie żadne armie. Których już zresztą niemal nie ma, bo są jedynie hiper-rozbudowane i hiper-wyposażone policje tajne widne i dwupłciowe.

Plus dość nieliczne gromadki najemnych zbirów (sorry, sam jestem militarysta, sort of, ale amicus Plato), które na razie próbują podbijać obcych nam kulturowo wrogów przyszłego globalnego Raju, ale prędzej czy później zostaną użyte do tępienia lokalnych niepokornych, gdyby tacy jakoś zdołali przeżyć wstępną grę. Ci, zbiry znaczy, na pewno się IM nie zbuntują, a co dopiero mówić o tym, by mieli - w sensie musieli, z konieczności, żeby się udało - stanowić grot kontrrewolucji. Mżonki! Drony, które coraz częściej ostatnio owych zbirów zastępują (w końcu są kosztowni) też raczej nie.

A jakie z tego wszystkiego konkretne wnioski? Na razie się z konkretnymi wnioskami powstrzymam, pozostawiając dochodzenie do nich moim ew. P. T. Czytelnikom. Tutaj i tak jest sporo materiału do przemyśleń, a w dodatku rzeczy chyba dla wielu szokujące i trudne do strawienia. Tak że raczej w tej chwili trzeba by to przemyśliwać i dyskutować, a na konkretne wnioski czas, Deo volente, jeszcze przyjdzie.

Bo REWOLUCJA TAK CZY TAK NASTĄPI. Pytanie tylko o to - czyja i jak się skończy.

triarius