Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tzw. niezawisłe sadownictwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą tzw. niezawisłe sadownictwo. Pokaż wszystkie posty

wtorek, października 25, 2011

O dłoniach i uczłowieczaniu małpy (część 2)

Rękawiczki mające zwiększyć trwałość naszych dłoni w przypadku stosowania ich do dawania odporu lewiźnie powinny być obcisłe. W końcu chodzi o to, żeby się te drobne kości dłoni nie mogły przemieszczać. Za to mogą nie mieć palców i mogą być całkiem cienkie, byle się nie rozciągały. Rękawiczka (bo może być tylko jedna, jeśli ktoś woli, albo nie zdąży obu naciągnąć) w tym kontekście ma zarówno spore zalety, jak i swoje ograniczenia.

Nawet najwścieklejszy pies nie może się "legalnie" przyczepić do tego, że chodzimy sobie w rękawiczkach, zgoda? Ani najbardziej rozgrzana niezawisła sędzina. Rękawiczki, jako się rzekło, mogą być bez palców, czyli, czemu nie, samochodowe. No i (że trochę puszczę wodzę fantazji) albo mamy samochód - a wtedy bez samochodowych rękawiczek nijak. (Jakoż i bez gogli, czapki pilotki i szala pięciometrowej długości. Żartuję!)

Albo też nie mamy samochodu, a wtedy w razie czego: "Wysoki sądzie, marzę o samochodzie, ale mnie nie stać, więc sobie lubię wyobrażać, że mam Ferrari 400 SuperAmerica. Niebieski metallic. (Tutaj wzdychamy i podnosimy oczy ku niebu.) I już sobie do niego kupiłem rękawiczki, które stale noszę, a teraz oszczędzam na lusterko wsteczne."

Z drugiej strony, rękawiczka zwiększająca trwałość dłoni to jednak nie kawał żelastwa, więc są tu pewne ograniczenia. Żelastwem można w sumie walić byle gdzie i byle jak - jeśli się trafi, gdziekolwiek, to raczej gość zauważy. Rękawiczka to genialne rozwiązanie na co dzień, na wsiakij słuczaj, ale raczej dla ludzi mających pojęcie o boksie (bo w sumie w praktyce to nawet i np. karaciści boksem się posługują, choć nie zawsze wysokiej klasy).

Bo to w sumie o boks chodzi, choć na gołe pięści (co jest sporym utrudnieniem) i do tego "brudny" (czyli z masą dodatkowych technik i bez nadziei,  że sędzia wroga zatrzyma, jeśli by np. faulował). Boks, choć to fascynujący temat, także ten uliczny, sobie w tej chwili zostawimy na boku. Mówiąc tylko, że na ulicy warto go uzupełnić m.in. uderzeniami "piętą dłoni", kciukiem w oczy,  "młotkiem" (tetsui) gdzie się da, łokciem, przedramieniem, w szyję (z dowolnej strony i w sumie czymkolwiek)...

Nawet jeśli nie próbujemy kopać (butem, kolanem), ani obalać czy zakładać chwytów. No i jednak musimy uważać, żeby nie walić w coś zbyt twardego, jak mózgoczacha czy łokcie, i żeby nasza pięść była silnie i prawidłowo zaciśnięta.

Z drugiej strony - i TO JEST TUTAJ NAJWAŻNIEJSZE - boks, choć słodki i skuteczny, nie jest jednak KOMPLETNĄ metodą walki wręcz, i szczególnie w tych czasach, kiedy MMA i tajski boks w telewizji, a także w osiedlowych klubach i gdzie to tylko możliwe, b. łatwo, kiedy człowiek próbuje boksować, dostać np. obezwładniającego kopa, albo gość nam np. wejdzie w nogi, obali i sprawa przenosi się do parteru, gdzie boks nie ma zastosowania.

Jeśli ktoś np. nigdy nie poczuł okrężnego kopnięcia golenią w udo z tajskiego boksu, to nie wie co traci! Takie coś, szczególnie jeśli niespodziewane, naprawdę może człeka wybić z rytmu. A kilka kolejnych może po prostu okulawić na dłuższy czas, niż będzie trwała ta walka. Z nieprzyjemnym skutkiem. A to w końcu nie są wszystkie tego typu możliwości i np. zdrowy kop (jeszcze z takim fajnym drapnięciem z góry na dół, całym ciężarem ciała) w goleń, ma jeszcze więcej czaru. Co ma swoje zalety i wady, oczywiście, zależnie od tego, czy to my kopiemy, czy nas kopią.

Skoro mówiliśmy o rękawiczkach, to wspomnijmy może o pewnym ciekawym ich wariancie, o którym swego czasu czytałem w jakimś chyba "Popular Mechanics", a nawet widziałem oferty jego sprzedaży. Nie mam żadnych bliższych informacji, jak to w praktyce działa, ale na chłopski rozum powinno być skuteczne, tak jak kastet, choć taki bez sadystycznych narośli. A z drugiej strony to nie jest, mimo wszystko "formalnie" kastet. O czym mówimy?

Mówimy o skórzanej rękawicy, tym razem jednak takiej solidnej, z grubej skóry (może być i "ekologiczna"), która ma w miejscu, które się styka z lewakiem, kiedy go walimy pięścią, wszytą taką torebkę, a w niej sproszkowany ołów. Z tego co pamiętam, chodziło o trzy uncje tego ołowiu, co by oznaczało 3 x 35,3 g, czyli 106 g. Dodatkowa masa, choć stosunkowo niewielka, dodaje uderzeniu autorytetu, naszą dłoń w miły sposób ta rękawiczka otula, a na lewaku jest to z pewnością twarde jak kamień. O co w końcu by chodziło.

Był też oferowany inny wariant takiej rękawicy, w którym ołowiany proszek był umieszczony na kancie dłoni (shuto). To znaczy na odcinku od przegubu do miejsca, gdzie nam się rozpoczyna mały palec. Jeśli ktoś woli walić kantem, zamiast z piąchy. Co w mojej opinii jest b. fajnym rozwiązaniem, bo i ew. bloki, i wprost agresywne uderzenia nabierają wymowy, tylko o tyle trzeba mieć o tych sprawach pojęcie, żeby nie przywalić w coś twardego samymi palcami, bo wtedy rączkę możemy sobie jednak uszkodzić.

W końcu to nie jest jakaś szabla nałożona na dłoń, tylko w miarę zwykła rękawica, i ta dłoń powinna się móc zginać, choć raczej naprawiać zegarków w tym się nie da. Oczywiście zastosowanie tego genialnego wynalazku wymagałoby sporych przygotowań, a taka rękawica to już nie całkiem to samo, co nasze zamszowe od Ferrari 400, więc nieco w razie czego bardzie trefne. Ale jak w sumie trefne? Trzeba by to oszacować i ew. zebrać przyszłe doświadczenia. Sporo także może tu zależeć od naszej elokwencji i niewinnego wyglądu.

Istnieje też drugi sposób wzmocnienia dłoni przy zadawaniu ciosów, tak, żeby nam się nie połamała, ani nawet żebyśmy sobie nie ponaciągali ścięgien przy pierwszym uderzeniu. Jest nim mianowicie ściskanie czegoś w dłoni.

Chodzi o dłoń zaciśniętą w pięść, podczas tej pięści, zgodnie z jej naturalnym przeznaczeniem, stosowania. Słyszałem o ludziach, którzy specjalnie na taką okoliczność noszą ze sobą rulonik ciasno zapakowanych monet. Ma to swój ciężar, co dodaje nieco wymowy naszej pięści, łatwo się z tego w razie czego wytłumaczyć...

Po prostu trza sobie przyszykować wersję, zgodną z nominałem owych monet, na co te monety są nam pilnie i stale potrzebne, że aż je ze sobą zawsze nosimy. To nie powinno być specjalnie trudne, skoro wszędzie pełno automatów... "Panie władzo, jestem uzależniony od Coca Coli Light i batoników Jakimtam!"

Jak się małą chwilę pomyśli, to widzi człek, że to jednak wcale nie muszą być monety, bo może to być także mocno zwinięty kawałek naszej ulubionej Szabesgoj Cajtung. Masy wprawdzie to nie ma, ale masa jest tu o wiele mniej ważna od tego, żeby nam się ta zaciśnięta w piąstkę dłoń nie uginała i kości nam się nie przemieszczały. (A poza tym nadrabiamy oczywiście poziomem dziennikarstwa i autorytetem moralnym, jakoś i przynależnością do Ludzi Inteligentnych.)

To oczywiście nie wszystko, co by się dało w taki sposób zastosować (bo także "Newsweek", "Polityka", "Wprost", w bardziej elitarnych przypadkach "Krytyka Polityczna", a do bicia nastojaszcziej elity to i "Komsomolskaja Prawda"). Istotne jest, żeby to było w miarę twarde, miało długość podobną do szerokości naszej dłoni, a grubość taką, żebyśmy mogli zacisnąć pięść w miarę normalnie, ale żeby ona nam się przy nacisku (czy zadaniu ciosu) nie "domykała". Czyli (oceniam to teraz całkiem na oko!) jakiś centymetr średnicy.

No dobra... A co będzie, jeśli to coś, co sobie trzymamy w dłoni, będzie nieco dłuższe i sobie z tej dłoni będzie wystawać? Niewiele, ale jednak. Z jednej strony, albo, lepiej, z dwóch? Co będzie? "To bardzo dobre pytanie!", żeby zacytować Klasyka.

A odpowiedź na nie jest jeszcze lepsza i w sumie rozwiązuje sporą część naszych problemów, którymi się w tym naszym cyklu zajmujemy. Tak więc koncentracja, bo teraz nadchodzą informacje naprawdę użyteczne, i to nie tylko dla bokserów, czy amatorów sztuki rękawiczniczej.

O tym jednak w następnych odcinkach. (I to Deo volente, bo jak nie, to nic z tego.)

triarius