Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arystoteles. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Arystoteles. Pokaż wszystkie posty

czwartek, grudnia 14, 2023

O spirytusie, politycznych wygłupach i całkiem innych rzeczach

Spirytus, jak wiadomo, lata sobie, ubi tylko vult, i bogowie nieśmiertelni jedynie wiedzą, dlaczego akurat naszła mnie ochota napisania o politycznych wygłupach. (Nawiasem: tytułowy spirytus mamy odhaczony, a z nim obowiązkowe nadgryzanie własnego ogona. Jacyśmy porządni, skrzętni, schludni und dobrze zorganizowani - prawda? Serce roście!)

Tak więc zacznę od tego, że naprawdę nie lubię, kiedy polityk się wygłupia. "A czemuż to?", spyta ten i ów. A dlategóż, że polityk powinien być trochę, czy nawet bardziej, jak ojciec. Wtedy to jest uczciwe, inaczej to poniekąd oszustwo! Jak porządny ojciec, czyli: poważny, szczerze zatroskany o los swoich ukochanych dziatek, potencjalnie nawet groźny - dla wrogów i nieposłusznych znaczy - a co najmniej surowy. Może być oczywiście dowcipny, elokwentny, bon vivant nawet. Pod kołdrę bym mu przesadnie nie zaglądał, choć zdecydowanie wolę (taki ze mnie moherowy dinozaur, przepraszam!) hetero, no i najlepiej żeby jednak miał kuśkę. (Choć nie musi jej wszystkim pokazywać, jak np. niedawna Merkela namiętnie pokazywała, to co tam do pokazywania miała.)

Wygłupy polityków bywają zaś, niestety, rozliczne... Choć nie bez racji można by twierdzić, że PRAWDZIWY polityk nie wygłupia się NIGDY, a przynajmniej nie świadomie i dobrowolnie... A to, co się wygłupia, i to tak chętnie, to POST-polityk. To wcale nie jest głupia myśl! W każdym razie dzisiaj za polityków robią właśnie POST-politycy! Praktycznie bez wyjątku. (Nawet mój kuzyn Trumpio nie jest od tego całkiem wolny, i pewnie bez tego po prostu nie miałby już cienia nawet szansy.)

Nie chce mi się tutaj przywoływać z pamięci niezliczonych wygłupów tego, co dziś uchodzi za polityków - a Jachir tego świata nie liczę nawet do tej marnej kategorii - jednak jedno takie coś wryło mi się w pamięć i, choć i bez tego facio miałby u mnie przechlapane, mocno wpłynęło na moją ocenę tego pana. Chodzi (oczywiście i Tygrysiści to wiedzą!) o żarcie PITów przez K*wina. Nie dość, że "wolnorynkowa" ideologiczna głupota, to jeszcze w błazeńskim sosie!

Tak się w ostatnich dniach dziwnie złożyło, że natrafiłem w sieci - na Bitchutach tego świata głównie - na masę treści na temat politycznych wygłupów właśnie. (Tylko bogowie nieśmiertelni wiedzą dlaczego właśnie teraz. Pewnie plamy na słońcu albo coś.) Jeden taki szczególnie - z reguły niegłupio gadający Rumun - wywodził, że coś, co akurat się zdarzyło, to przykład upadku współczesnej polityki, "bo polityk ma rozwiązywać problemy społeczne dla wspólnego dobra"... I więcej tego typu pierdołów prosto z Arystotelesa.

Z czym się zdecydowanie nie zgadzam! Polityka sensu stricto, to WYŁĄCZNIE walka o władzę! O jej zdobycie i utrzymanie. Chodzi w niej praktycznie wyłącznie o to, kto będzie decydował o losach innych, no i ile będzie miał tej władzy. Czy to pogląd cyniczny? Otóż, wbrew pozorom, nie sądzę! Jeśli władzę będzie miał (co oczywiście może być mnogie) ktoś porządny, to ktoś nieporządny mieć jej nie będzie. Już samo to!

Czy to może mało? Bismarck, który się znał i nie był głupi, rzekł był, że prawa nic nie znaczą, jeśli ich wykonawcy będą do dupy. I ludzie w ogóle zresztą. Gadki o konstytucjach na jednej kartce formatu A5 to robienie ludziom wody z mózgu, bo to naprawdę nie jest specjalnie ważna sprawa. Zacząć by trza od czegoś całkiem innego, choć mogę się zgodzić, że konstytucje lepsze są względnie krótkie, względnie proste, i do przeczytania ze zrozumieniem przez każdego powyżej 70 IQ.

No dobra, powie znowu ten namolny ktoś, ale ta twoja, panie T., definicja Polityki, taka sama przecie dobra, jak każda inna i każdego innego człeka. Z jednej strony racja, bo definicje to sprawa zasadniczo arbitralna, jednak nie do końca się zgadzam. Wiele rzeczy ma swoją, ogólnie przyjętą definicję, która jednak wyraźnie zawiera "zdrowe jądro", a do tego różne niezbyt z tym jądrem związane dodatki. Których mogłoby tam po prostu nie być. Lepiej im by było gdzie indziej!

I tak jest na przykład w naszym aktualnym przykładzie! "Zdrowe jądro" definicji pojęcia "Polityka", jej sedno i najważniejsza część, to właśnie WALKA O WŁADZĘ! Zaś "dobro wspólne", "rozwiązywanie ludzkich problemów" i takie różne, to nie Polityka, ino Administrowanie! Czy jak to tam nazwać - w każdym razie sprawy z tej parafii.

No i między innymi dlatego nie znoszę u polityków się wygłupiania, bo Polityka - ta prawdziwa, w tym moim wąskim sensie - to sprawa w sumie dość ponura, pełna cynizmu i brutalności. Nic na to nie poradzimy - może tego czasem być mniej, i oby, ale c'est la vie! I tak zawsze będzie, co najwyżej w mdlącym lewackim pseudo-humanitarnym sosie, co dla mnie jest jeszcze o wiele gorsze. Wygłupiający się, robiący z siebie błazna, albo nawet brata-łatę, podniecającego się Małyszami tego świata, to oszustwo i obrzydliwość.

Na razie było tylko wokół tematu, do którego nawet śmy się nie zbliżyli. Sorry! No to się zbliżę... Są rzeczy, które profani (a w polityce profanami prawie wszyscy śmiertelnicy, szczególnie na tzw. Prawicy, co jest smutne) mylą z politycznymi wygłupami, ale które są czymś całkiem innym - w istocie samą esencją polityki, nawet w tym szerokim sensie, z którym ja się, jak rzekłem, nie zgadzam. (Która to Polityka, szczególnie dzisiaj, tak czy tak polega głównie na słownym przelewaniu z pustego w próżne - od parlamentów po telewizje.)

Czy "Bostońska Herbatka" powiedzmy, w oryginale "Boston Tea Party", to był "wygłup"? Moim skromnym wprost przeciwnie! Choć zapewne spory procent typowych "Prawicowów" (Pospolita Odmiana Ogrodowa), nawet nie będący opłacanym przez Izrael, czy trzymany przez jakichś tropikalnych Pigmejów za short and curlies, powie że tak. "Gdzie różnica?", pytacie magna voce. Różnica w tym, że wygłup może ewentualnie dać różnym takim po telewizjach pretekst do gadania przez parę dni, po czym nie zostaje po tym nawet ślad. (Poza oczywiście śladem tego zjadania PITów w moim mózgu, ale ja jestem dość specjalny.) No a to drugie - co dla profana wygląda jak wygłup, a nim nie jest? Czy nawet jest jego zaprzeczeniem? Jak będzie z tym?

Takie coś, to jest WYZWANIE! Wyzwanie wobec politycznej Władzy najczęściej. Jeśli zaś pojęciem Władzy obejmiemy także przesądy, tabu, mentalne zatory, psychiczne wygodnictwo i tchórzostwo - no to wtedy chyba po prostu jest to wyzwanie zawsze! Wyzwanie wobec jakichś nie-do-końca-oficjalnych pseudo-Elit, jakichś szemranych Kast, jakichś nie-naszych Grup, jakichś obcych Plemion, jakichś paskudnych Klas Społecznych... Robiących nam, na przykład, z życia piekło, udając przy tym, że w ogóle nie istnieją, a poza tym masło im się (jak mówią Anglicy) w buziuchnach nie stopi.

Na granicy pomiędzy wygłupem i czymś właśnie takim, są demonstracje w rodzaju tej słynnej Rejtana, choć ja oczywiście, jako szczery patriota, widzę to jako o wiele bliższe temu drugiemu. Facet coś zaryzykował, czegoś bardzo konkretnego na nic nie chciał zaakceptować. To nie to, co zjadanie PITów! Czy, powiedzmy, wwożenie do Sejmu PR... Tego obecnego znaczy... Faceta w bagażniku. Co kiedyś robił poseł Braun, i co mi się podobało nie aż tyle bardziej od zjadania PITów.

Jednak są polityczne akcje - w odróżnieniu od jałowego bicia piany, robiącego dziś za politykę, kiedy za kulisami zgraja biurokratów dopina na ostatni guzik Piekło, w którym wszyscy mamy żyć, a i to do czasu - czasem nawet, o dziwo, w wykonaniu kogoś, kto kiedyś wygłupił się nawet jakimś politycznym wygłupem, przed którymi chylę czoła i które oklaskuję wszystkimi czterema kopytami! Akcje stające naprzeciw opresyjnej władzy, którą, i której ponure figlasy, wszyscy nauczyliśmy się już brać za dobrą monetę, za coś normalnego i niemal przyzwoitego...

Akcje rozwalające wygodne, intelektualnie mętne, kłamstwa, z którymi wytresowano nas żyć za pan brat... Akcje pokazujące, że Król jest nagi, a co gorsza jego nagość absolutnie nie nadaje się do pokazywania ludziom mającym choć odrobinę estetycznego smaku... Akcje prowokujące władzę - można wtedy dyskutować na ile już totalitarną, a na ile "zaledwie" marzacą o, własnym oczywiście, choćby jako marnych pachołków Prawdziwej Władzy, totalitaryźmie...

I takich akcji daj mi Panie Boże jak najwięcej! I żeby były takie jak... Tu przerwał, choć róg trzymał. W nieszczęsnej Polsce i poza nią - w reszcie "Wolnego Świata"! (Teraz idę zmienić pieluchę, bo to ostatnie zawsze przyprawia mnie o niedotrzymanie moczu.)

triarius

piątek, stycznia 15, 2016

O Merkeli na wesoło (choć przez łzy)

Całkiem bez związku z naszym tematem, albo prawie, rzekę, iż w tygrysach i lwach znalazłem chyba temat, który mógłbym kontynuować do końca moich dni - z przyjemnością, z rozkosznym drżeniem... Pisałbym takie kawałki, a aluzje same by się tam wkładały niczym perły do pucharu Kleopatry...

I w ogóle. Problem jest tylko taki, że albo mam po drodze inne nagłe olśnienia - jak to teraz, albo też, alternatywnie, nie chce mi się w ogóle nic pisać. Jednak dalszy ciąg tego o drapieżnych kotkach jest już w mojej głowie, co oczywiście nie może nikomu poza mną wystarczyć, ale rokuje na przyszłość dość pozytywnie. Dixi!

A teraz od szlachetnych źwierząt wykonamy ogromny skok, i to w przepaść - do tytułowej Merkeli...

Otóż, ze sztuką filmową jestem jak najbardziej na bakier, ale parę niezłych rzeczy w życiu na ekranach widziałem, a komedie, głownie, a ostatnio wyłącznie, w postaci tzw. sitcomów, to nawet b. lubię. No i pamiętam z dzieciństwa film stanowiący zbiór b. wczesnych - z początków niemal filmu jako takiego niemal (nie powiem tu "sztuki filmowej", bo to dęcie brzmi) - kawałków jednego francuskiego komika...

Czy on się nie nazywał Harry Lander? Dziwnie mało to francuskie, ale coś takiego mi się kojarzy. Mógłby być z Alzacji. (W każdym razie nie Landru, bo ten to był inny.) Było to nieprawdopodobnie śmieszne. Jednym z tych kawałków była dość długa, jak na tamte czasy, wersja Trzech Muszkieterów.

Chyba pierwsza ekranizacja tej powieści, tyle że na śmiesznie. (A tak całkiem na marginesie, to może ktoś chciałby wiedzieć, a nie wie, że za scenariusz do innej, bardziej znanej i na poważnie, wersji Trzech Muszkieterów odpowiedzialny jest nasz ukochany Robert Ardrey. Bo Oscara to on chyba dostał za "Ben Hura".)

No i tam był król, który sobie siedział na tronie... Zaraz - a może to był właśnie Richelieu? W każdym razie na tronie, a u jego stóp, na ziemi, siedział taki cherlawy, żałosny człowieczek, całkiem łysy, tylko - przynajmniej na początku - z trzema długimi i naprawdę dorodnymi włosami na tej swojej smętnej główce.

Na samym szczycie. No i zawsze, kiedy ci trzej dzielni muszkieterzy gdzieś tam galopowali, żeby coś zdobyć, żeby czemuś zapobiec, kogoś słusznie ukarać, czy co tam, to ten gość na tym tronie się okrutnie denerwował, więc zagryzał wargi i nerwowo szarpał jeden z włosów tego człowieczka.

Kręci, kręci, szarpie, szarpie, zagryza wargi... Nawija włosa na palec, bo każdy z tych kłaków naprawdę długi i dorodny... Aż na koniec każdej takiej krótkiej sceny człowieczkowi ten prominent z tego jego żałosnego łepka ten włos wyrywał. (Na tyle tajników sztuki filmowej to byście z pewnością sami łatwo wpadli, n'est-ce pas?)

Człowieczek się wtedy krzywił boleśnie, ale nic nie mówił, choćby dlatego, że to był niemy film. (Z powyższego zaś logicznie wynika, że takie sceny były trzy, bo pod koniec ostatniej człowieczek był już kompletnie łysy, i tak być przecie musiało. Inaczej byłby to jawny gwałt na samych zasadach sztuki, Arystoteles by się w grobie przewrócił itd.)

W każdym razie było to tak śmieszne, że pamiętam to przez dobrze ponad pół wieku i cały czas mnie to bawi. No dobra, mam nadzieję, że was ludzie zahipnotyzowałem tą narracją na tyle, że nawet wam do głowy nie przyjdzie spytać "a jaki to ma związek z Merkelą?" Jednak ma i ja sam o tym przypomnę.

Otóż podejrzewam, że jakoś tak jest tam teraz z Tuskiem i Merkelą, a w każdym razie zachęcam was, byście sobie takie coś łaskawie wyobrazili. Co najmniej w sferze symboli i esencji, to na pewno nie będzie żadne odstępstwo od prawdy!

* * *

To było jedno. Teraz wam ludzie powiem, że chodził mi wczoraj po głowie taki oto żarcik, cytuję:
Kommodus i Heliogabal by się zapewne obrazili, ale co powiecie na takie oto zestawienie osobowości?

Kaligula, Neron, Merkela ?
Wydało mi się to dość zabawne i chwilę się tym cieszyłem w duszy mojej, ale potem stwierdziłem, że zbyt uczone, zbyt pedantyczne (no bo kto dziś wie i nie ma w przysłowiowym nosie, kto to był Kommodus?), więc zaniechałem. Tym bardziej, że przypomniałem sobie zaraz, iż o wiele mniej popularny - w sensie odczuwanej doń sympatii - jest dziś pewien inny pan, o wiele nam współcześniejszy...

No i wymyśliłem dla was, kochane ludzie, zagadkę. Która idzie tak:

PYTANIE: Dlaczego Merkela robi to co robi?

myślimy...

myślimy...
myślimy...
myślimy...
myślimy...

ODPOWIEDŹ: Ona to robi w żywotnym interesie Niemiec. Konkretnie po to, żeby Adolf Hitler przestał wreszcie być najmniej lubianą postacią w całej historii.
(A że nieco tego wszystkiego nie przemyślała, to już inna sprawa.)

Ładne? Mówią, że śmiech jest płaczem mędrca, i coś w tym chyba jest z prawdy.

triarius