Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bolek. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bolek. Pokaż wszystkie posty

czwartek, września 23, 2021

O męskich narządach, Bolku i Historiozofii (może odcinek 1, może żaden, ale numer z pewnością nie wyższy)

Napiszę teraz sobie coś jednym palcem na tym laptopie, właściwie tylko dla siebie, choć nie całkiem do szuflady... Niczym nieaktualny już na tym łez padole rebe Bratkowski, który "mówił do siebie, ale tak, jakby do milionów". Czy może to było odwrotnie? Skąd mi się to znowu wzięło, pytacie chórem, licznym jak ten Aleksandrowa ożeniony z tym mormońskim z Salt Lake City, co to miał być największy na świecie.

Otóż nie dalej w głąb Historii, niż dwie, może trzy godziny, zarzuciła mi znajoma - implicite w sumie i w przeuroczy sposób - że moje ego utrudnia mi wykonywanie czynności, za jakie podziwiamy Pierwszych Chrześcijan, ale nie chodziło jej o figle z cyrkowymi lwami, czy sztukę porastania gęstym włosiem, kiedy katowski pachołek ma nas przygotować do egzekucji przez poddanie aktowi defloracji. (Standardowa procedura u Rzymian, bajdyłej, w stosunku do dziewic, które z prawa nie mogły podlegać karze śmierci. Mogłoby to nawet dać do myślenia niektórym i dzisiaj, ale nie daje, bo wolą "von" Misesa, Trumpa i JP2.) Chodziło jej o łagodność, charyta-przepraszam-za-wyrażenie-tywność, kochanie bliźniego swego i grzeczne zapieprzanie na posadce, żeby dzieci miały to, co mają pętaki sąsiadów, a żonie nie brakowało futra z "ekologicznych" soboli. Te rzeczy!

Ja jej na to (także w przeuroczy sposób oczywiście, jak to u mnie), że taki tandetny pseudo-Buddyzm z "brakiem ego" nadaje się góra do babskiej prasy, a ja zresztą nie buddysta. (Jestem pełen podziwu dla japońskiej cywilizacji, z większej ilości pięknych powodów, niż chcielibyście wiedzieć, ale niedawno po angielsku wysłuchane "Hagakure" bardzo mnie rozczarowało, wydając mi się przy takim "Il Corteggiano" i jego lokalnych naśladownictwach po prostu słabe. Amicus Plato, najdroższe panienki z SOD (jedynej korporacji w moim guście!), Tsuramoto też, ale veritas magis est... Same wiecie!)

Jednak ta niewiasta, urocza zaiste i niegłupia, choć tygrysiczny nawet nie embrion, tylko plemnik i ta jego żeńska małżonka o 150 km od siebie... (To nawiasem ten Dystans Społeczny właśnie, który Kurak - ach jakże słusznie! - zaleca utrzymywać od wszelkich mediów, "artystów", "ekspertów", "autorytetów", "polityków" i innej tego typu swołoczy. I dzięki ci ruska mowo za... Zrymuje mi się, psia mać!... "Por esta palabra", zatem może. Dzięki! Bez niej w tenkraju się nie da i wciąż musiałbym głupio obrażać Braci Mniejszych.)

Wracając do programu głównego, sprzed dygresji, moja urocza znajoma zaęspirowała mnie i (nie bójmy się tego słowa!) zapłodniła do bardzo interesujących szpęglerycznych rozważań. Nic na miarę filarów samego Szpęgleryzmu może, ale w końcu ten Niezwyciężony Oręż w Walce o Lepsze Jutro też musi żyć, rozwijać się, a nie jak nie przymierzając... Zgoda? Więc nawet nabrzmiałe od syntetycznych intuicji i pozbawione koryllicznej drobiazgowości hipotezy coś tu wnoszą, a nikomu innemu się nie chce, najmniej zaś certyfikowanym geniuszom i braciom geniuszom działającym w ukryciu lub na swoim blogasku. Smutne, ale tak właśnie rzeczy się mają.

Przyszedł mi mianowicie do głowy pewien prosty intelektualny modelik, całkiem zgodny z Nienaruszalnymi Pryncypiami, ale nieco bardziej, tu i ówdzie, szczegółowy. W końcu skomplikowanych zjawisk - a cóż bardziej skomplikowane niż Historia? - nie sposób analizować bez użycia intelektualnych modeli. Tylko że Tygrysizm robi to inteligentnie - ba! - finezyjnie! - reszta zaś topornie i głupio. Cóż, skoro moich chyba 15 lat pracy na niwie dało tak marne wyniki, to widać poniżej pewnego poziomu dającego genialność Aspergera, poniżej pewnego poziomu Big T... Się nie da! (Choć dawno temu bywały tu także kobietki, i nieźle sobie radziły, więc może estrogen też tu działa.)

W każdym razie wychodzę ci ja w tym moim modelu od tego, że najważniejsza w życiu jednostek i społeczeństw - od rodzin po Kultury i Cywilizacje - jest ŚMIERĆ! Z którą, aby po prostu żyć, aby nasze potomstwo jako gwiazdy na niebiesiech... walczymy w realnym, materialnym świecie ("baza"), oraz "oswajamy" tę nachalną anorektyczkę z kosą na niezliczone i czasem przedziwne mentalne sposoby ("nadbudowa"). "Spróbujmyż na odmianę wyjść właśnie od tego!" zawołałem, klepiąc sam siebie dla dodania otuchy po kłębach. "Eureka po prostu, i po trzykroć Eureka!"

Więc mielibyśmy takie dwie nogi - materialną, żeby coś pojeść, a nas nic w miarę możności nie zjadło, i mentalną: "śmierć mi nie straszna, bo przecież...!" A my pośrodku. Rzekłbym, że całkiem jak z Bolkiem, ale to porównanie by było bardzo niesprawiedliwe wobec męskich organów, nawet tych najmarniejszych... (Tylko skąd niby skąd wiemy, że one na pewno męskie?) I oczywiście o wiele zbyt uprzejme dla Bolka.

To był poetycki, retoryczny, literacki, czy jak go tam nazwiecie drodzy chórzyści (pozdrowienia dla tow. Aleksandrowa przy okazji, jeżeli żyje, a jak nie, to ucałujcie ode mnie jego mumię!) wstęp, a jeśli chcecie poznać tę moją hipotezę und interpretację samą w sobie - mięso bez kości, pierza czy innych fioritur, to i od was to zależy, choć nie ukrywam, że od Boga i mnie bardziej.

Niech wam zatem Kowid - od 19 włącznie, aż po Nieskończoność (i wszystkie litery greckiego alfabetu oczywiście) lekkim będzie und bezobjawowym... Na razie!

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. Uważać na ogony!

sobota, października 26, 2019

Imponująca konsekwencja przez te lata... Czy jednak nie?

Linek do naszego kawałka sprzed lat. Dlaczego tylko świeże dzieła miałyby od P.T. Publiczności ignorowane, skoro te sprzed lat także zasługują? (Nawet trochę komętów było, ale ubaw!)


A co będę żyłował! Jeszcze coś specjalnie dla Marysi, która ogromnie docenia nasz talent satyryczny i vis comica, ale za to absolutnie nic innego:


I jeszcze może coś, w końcu pełno tego mamy i tylko się kurzy. (Marysiu, to już nie dla Ciebie, daruj!)


A tu jeszcze coś z cyklu "ani Pl*forma ani Pan T." nie zmieniają centek" (tfu, co za zestawienie!):


To też wiekopomne (jak wszystko, co pisałem przed laty, podczas gdy wy... wiadomo), i też całkiem nie dla Marysi:


triarius

P.S. A teraz uważajcie na ogony i nie wychodzić wszyscy na raz!

czwartek, stycznia 17, 2019

Zamykają...

... ludzi za kpiny z nagłego zejścia tego co wiecie przekrętasa i zdrajcy, ostentacyjnie germanizującego Gdańsk? Który w mniej podłych czasach dostałby zapewne już dawno od AK wyrok, i to chyba bez zawieszenia? (O "Goralenvolku" i smutnym na koniec losie tego tam Gąsienicy słyszał ktoś?)

Oczywiście nie sugeruję, że gość zginął z takiego lub podobnego powodu - zapewne polityka nic wspólnego z tym nie miała, chyba że to jakieś ubecko-mafijne sprawy, których oczywiście nie pochwalam - ale obowiązek rozpaczania?!

Po ojcu nie płakałem, kiedy zginął w naprawdę przedziwnym wypadku, a mam obowiązek płakać po Adamowiczu?! Nie żałuję go, sorry! Strasznie zginął? A jak by było "niestrasznie"? Rak jest chyba jednak gorszy. We własnym łóżku, otoczony przez pięć pokoleń potomków, po 140-letnim życiu? Owocnym, jak przystało na Gdańskiego Liberała? Fakt, tyle że normalnego i przyzwoitego na odmianę człowieka pięć razy po drodze spotka dzisiaj eutanazja. Jakoś wciąż oczy mam suche.

Mam się mazać - bo co? Bo nagle facet z Gdańskiego Liberała z całym dobrodziejstwem inwentarza stał się świętym? Fakt, że PiS zachowuje się, jakby w ramach "wyciągania ręki do zgody" zamierzał się samorozwiązać, posypać łepki popiołem i masowo powstępować do .Nowoczesnej Platformy... Przedtem jednak powyzamyka oczywiście wszystkich, którzy nie wylali przepisowej ilości litrów łez nad Św. Pawłem Adamowiczem... ("Hejt", psia mać - kolonialna mentalność nawet w języku, który też zresztą, jak wszystko dziś w tym bantustanie, musi do tego zostać okaleczony. "Hejt", "gej", co tam jeszcze w tej parcianej angielszczyźnie naszych Elit - ruska mentalność, bo to ruscy tak piszą, ale oni nie mogą inaczej.)

Elegancja to jedno, ale to nie dla cenzorów z prokuratorami sprawa. Rozumiem że takie kpiny z Denata. kim by nie był, mogą być uznane za chamstwo... Ale zamykać?! W LIBERALNEJ DEMOKRACJI Z JEJ WOLNOŚCIĄ SŁOWA?!? A KTO, że spytam, beknął za "Zimnego Lecha"? Kto beknął za szczanie do zniczy?

Za szturchanie modlących się staruszek? Za blokowanie dostępu do Wawelu temu samemu Kaczyńskiemu, który teraz tak gorliwie "wyciąga rękę"? Niewątpliwie super, jak to przyszłość wkrótce pokaże, skutecznie, że się gorzko zaśmieję, choć śmiech grozi teraz wyrokiem, o jakim nie śmiałby marzyć nawet Masowy Weekendowy Samobójca, gdyby oczywiście pies z kulawą nogą starałby się go w ogóle znaleźć, nie mówiąc już ukarać. Czy Bolek beknął za "wyskakiwanie przez okna" i masę podobnie koncyliacyjnych, miłością oddychających, odzywek?

Ech, Liberalna Demokracja! Ech, ta wyśpiewywana przez starcze chóry Wolność Słowa! Ale w końcu czego się ludzie spodziewaliście? Że ktoś np. uratuje życie takim jak św. pamięci Denat uczciwą realizacją (implicite przyobiecanego łatwowiernym, jak zawsze, wyborcom) Programu Cela Plus dla ewidentnych oszustów, choćby byli wysoko postawieni w Targowicy? (Z RZETELNYM na odmianę monitorowaniem celi oczywiście.)

No co wy, naiwniaki?  Duszeszczipatielnych seriali na TVP ście się naoglądali?! Bogaojczyźnianych dudusiowych przemówień nasłuchali?! Że to wszystko niby naprawdę? Łącznie z tą wysławianą "wolnością słowa", tak? I może jeszcze "niepodległość"? Bez żartów! Otrzeźwijcie! I płakać mi tu zaraz, bo jak Waadza weźmie i...! Nie nad Polską żadną, do cholery - NAD ADAMOWICZEM!

triarius

P.S. Polecam też (nic osobistego)  Jareckiego na ten sam temat:

http://amazoniawweekend.blogspot.com/2019/01/powitajmy-cenzure-chlebem-i-sola.html

niedziela, grudnia 09, 2018

O wolności słowa

Przeczytałem (ci ja) sobie wczoraj swój własny kawałek sprzed 10 lat - kawałek, którego mięsem, jądrem i istotą był zresztą całkiem spory fragment Spenglera. Ten tutaj kawałek:  https://bez-owijania.blogspot.com/2008/04/prasa-wolno-cenzura-co-o-tym-mwi-oswald.html

Spenglera naprawdę warto czytać, tylko jakoś nikt nie potrafi zrozumieć... Mnie sprzed 10 lat też warto. (Że na temat zrozumienia się nie wypowiem.) Jednak główną myśl tego kawałka - i tego akurat Spenglera - można by wyrazić krótko i prosto:

Tak naprawdę to nigdy nie chodziło o  żadną prawdziwą"wolność słowa" - w naiwnym, idealistycznym sensie, że niby dla wszystkich ludzieńków i wszelkich poglądów. Zawsze chodziło wyłącznie o wolność głoszenia LIBERALNYCH poglądów i żadnych innych. Wszelkie nieliberalne to z założenia po prostu nie były "poglądy", tylko "propaganda nienawiści", "szowinizm", "wstecznictwo", czy inne "oszołomstwo", więc zawsze można było - ba, "należało"! - je tępić

Bo też nigdy liberalizm naprawdę nie wysilał się dla "szczęścia całej, ach, ludzkości!" - to zawsze była ideologia jednej b. specjalnej klasy, i tylko b. specyficznego typu ludzi. Nikt zresztą, poza ew. b. nielicznymi i całkiem od życia odciętymi świrami, naprawdę nigdy nie walczy o szczęście całej ludzkości - świat tak po prostu nie działa.

Jeśli się powyższe zrozumie, wiele spraw się nagle ślicznie rozjaśnia, a człek przestaje gonić w piętkę dzieląc liberalizm na "ten dobry, prawdziwy, z wolnością słowa i wszystkim co cudne", i "ten obecny syf z politpoprawnością i całą resztą ohydy".

triarius

P.S. A żaba (nomen omen) jakby w końcu przestała lubić, że ją gotują, n'est-ce pas? Zaś niniejszy wpis dedykuję Zukerbergowi (czy jak mu tam), który mnie (jeszcze przed wyborami) zablokował - wyłącznie za nazwanie w dyskusji Bolka "mendą". Dosłownie tylko za to! I nawet nie raczył mi  podać alternatywnego - obecnie obowiązującego, liberalnego, politpoprawnego, i oczywiście ach jak zgodnego z wolnością słowa - określenia na mendę!

wtorek, grudnia 04, 2018

A zaraz potem...

... Duduś znowu będzie pierdolił swoje ckliwe "patriotyczne" kawałki... Co za czasy! Co za kraj!

triarius

czwartek, sierpnia 23, 2018

Bonmot o koryllicznych trubadurach

Trubadur
Teza, że "trubadurzy byli wyłącznie szpiegami", ma dokładnie tyle sensu, co teza, że "obrazy służą do zasłaniania dziur w ścianach". 

(W obu przypadkach jest to oczywiście możliwe i z pewnością czasem się zdarzało, w przypadku trubadurów to, że tak mogło bywać można nawet uznać za całkiem interesujące "odkrycie"... Ale bez przesady, żeby już nie mówić o "ślepych i kolorach". Sztuka jednak dla niektórych MA znaczenie i nie daje się sprowadzić wyłącznie do ekonomicznych, socjologicznych czy politycznych aspektów.)

triarius

P.S. A tak przy okazji, to Nasza Ukochana Kassandra a.k.a Pan T. wieki temu ostrzegała/ostrzegał, żeby nie lekce-sobie-ważyć Bolka, bo on nam jeszcze jest w stanie paskudny numer w ramach Bratniej Pomocy wyciąć. No i słyszy się ostatnio coraz więcej o tym, że najbliższe wybory mają być przez wiadome siły unieważnione, i to właśnie w oparciu o bolkową "fundację". I kto tu ma dar przewidywania?

czwartek, września 01, 2016

Gówno w przerębli a sprawa polska

Przerębel
(Kontynuujemy sobie nasz "polski" cykl, skoro tak to się wszystkim podoba. To było w kwestii formalnej.)

* * *

Powszechnie znana jest głupawa historyjka o tym, jak to w piekle przy kotle z Polakami nie stoi żaden diabeł, bo rodacy i tak wciągną spowrotem każdego, kto by próbował się wygramolić. To akurat uważam za dość głupie plucie na Polaków, choćby dlatego, że zawiść nie wydaje mi się być akurat tą wadą, w której jesteśmy mistrzami. O "świętej szwedzkiej zawiści" pisał już Gustaw Waza w połowie XVI w. i tam nikt przeciw takiej ocenie do dziś nie protestuje. Czytałem też o zawiści, jako o narodowej przywarze Anglików, i to chyba Anglik napisał.

Nie znaczy to jednak, by z Polską i rodakami wszystko było OK, ale chyba nie akurat to. Wad mamy oczywiście skolko ugodno, jak wszyscy zresztą, ale co mnie najbardziej boli, to rzeczy bardziej skomplikowane, trudniejsze do jednoznacznego wskazania... Takie, które dałoby się określić mianem "wieczna polska niemożność", i które nawet znanemu stwierdzeniu Tuska (który chyba w ogóle się za Polaka nie uważa i którego ja za Polaka nie uważam) o tym, czym jest polskość, nadają nieco sensu.

Ja się uważam za Polaka i nie muszę chyba nikogo zapewniać, że mnie ta sytuacja naprawdę dręczy. Już bym faktycznie wolał tę zawiść, choć to naprawdę brzydka cecha. Ale o czym ja w ogóle mówię? A o tym, że parę dni temu zaledwie, młoda dziewczyna, która po prostu nie umiała się zachować inaczej, więc zachowała się tak, jak było to dla niej możliwe, dała nam, po latach, szansę zrobienia czegoś naprawdę... Jak to określić... W porządku, czegoś prawidłowego (żeby tak to trywialnie określić, ale to chyba lepsze, niż nieudane poetyzowanie) i, jak na tę naszą dzisiejszą skalę, nawet wzniosłego.

Napisałem o tym teksta, co oczywiście nic nie oznacza, ale byłem w nim bardzo poważny i nieco przy tym dręczył mnie niepokój. Niepokój o to, że, jak to u nas, jak to wszędzie dzisiaj w tym liberalnym raju, owa wzniosłość, dana nam przez porucznik Inkę, a skrystalizowana najściślej w tym jednym zdaniu z jej grypsu adresowanego do babci, zostanie wcześniej czy później utytłana w geszefciarstwie, bezguściu, wulgarności, "patriotycznym rapie", wszelakich kouczingach i szkaradnych naturalistycznych pomnikach z brązu.

Wiedziałem że to przyjdzie, miałem tylko nadzieję, że nie od razu i że, da Bóg, nie w takim nasileniu, żeby ten wzniosły, patriotyczny bodziec całkiem zniweczyć. Jego oddziaływanie znaczy.

Oddziaływanie bodźca, który, jak mi się zdawało, nawet w tych wyjątkowo paskudnych czasach, ma szansę w istotnej części naszej młodzieży dokonać duchowej przemiany, albo tych już przemienionych wznieść na o wiele wyższy poziom patriotyzmu i ogólnie etyki, zapoczątkować jakieś głębokie etyczne fermentacje, skutkiem których Polska stanie się dla wielu czymś więcej, niż tylko pretekstem do wywieszenia chorągiewki na antenie samochodu przed "ważnym" meczem i/lub wysłuchania "patriotycznego rapu",

Wiedziałem że będzie reakcja i po prostu entropia, naturalne (?) liberalne procesy działające przeciw wszelkiej wzniosłości, szlachetności i patriotyzmowi, procesy ekonomiczne i do nich zbliżone, ale nie tylko... I miałem, jako się rzekło, nadzieję, że nie od razu i nie aż tak silnie, żeby to zwyciężyło.

No i się pomyliłem - co do szybkości i siły, bo co do samego zagrożenia to, jak zwykle, okazałem się szczerą Kassandrą. Wczoraj przyszedł pierwszy szok. Nie nadużywam mocnych określeń, to naprawdę było bardzo przykre. Otóż czołowy bloger salonu24 trafił na jedynkę z tekstem, błahym zresztą, z tytułem stanowiącym w zamierzeniu dowcipną parafrazę owych granitowych, że tak to niezgrabnie określę, słów Inki. Znalazł się chłopina na czasie, ręka na pulsie i co tam jeszcze!

Jest to bloger wyróżniający się swym profesjonalizmem, choć nieczęsto pisze rzeczy, które uznałbym za odkrywcze i wstrząsająco ważne. No i na pewno "nasz" - w tym swoim tekście też ganił KOD i tak dalej. Tylko, @#$%^, co z tego? Co z tego, jeśli leberalizm i tak wkrada się tylnymi drzwiami, a ktoś taki, zawodowiec lub niemal, całkiem "nasz", nie dostrzega, że dla doraźnego sukcesu (?), chwilowej popularności, profanuje sprawy, którymi nikt nie ma prawa w ogóle wycierać sobie twarzy, a co dopiero ktoś z "naszych"?

Dzisiaj zaś znajoma opisała mi rocznicowe obchody w Stoczni i okazuje się, że Prezydent podszedł i witał się z Bolkiem. Co z tego, powie ktoś? W kategoriach "liberalnej demokracji", dzisiejszej postpolitycznej polityki, wobec znaczenia mediów i sytuacji w nich, itd. itd., jest to, trzeba sobie otwarcie rzec, zachowanie zrozumiałe. Jak to się jednak ma do Inki, tak przez tego samego Prezydenta honorowanej trzy dni temu?

Jaki sygnał otrzymuje młodzież, która najpierw jest implicite namawiana do postawy niezłomnej i bezkompromisowej, a potem widzi, że z przyczyn, których nie da się inaczej nazwać, niż przyziemnymi i koniunkturalnymi, ci sami ludzie bratają się z takim kimś, jak Bolek?

Z kimś, co do kogo dziś nie ma już cienia wątpliwości - to był agent, od samego początku, szkodził, i w ogóle szuja, obecnie zresztą pilnie opluwająca nas, moherów, i tych samych ludzi, którzy się z nim, na oczach tłumów, próbują bratać. Przecież Bolek parę tygodni temu obiecywał obalić ten rząd - stanąć na czele czegoś, jakichś sił, które miały tego dokonać!

Wiem, taka jest dzisiejsza, taka jest liberalno-demokratyczna polityka. W końcu z jakiegoś powodu do polityki nigdy się nie pchałem. Choć w sierpniu '80 w Stoczni byłem, jak i w grudniu '81. (Mnie też tam zatem honorowali, na tych obchodach. Alleluja!) Jest to jednak wyjątkowa ohyda, no i właśnie dokładnie dowodzi tego, o czym mówiłem w tamtym tekście i co mówię przy różnych okazjach: jeśli się człowiek czuje zmuszony do grania zgodnie z dzisiejszymi geszefciarskimi regułami...

Jeśli polska polityka musi (bo oczywiście nie wierzę, że Prezydent miał z tego jakąś przyjemność) tak wyglądać, jeśli bez tego się nie da i nigdy inaczej nie będzie - to po kiego grzyba, i nawet brutalniej, to jakim @#$% prawem podbechtujecie młodzież Inką i Żołnierzami Niezłomnymi?

Jeśli tak to ma wyglądać, to przyzwoiciej będzie nawoływać do sprzątania po psie i płacenia za telewizję! Z białym niejadalnym możełem i chorągiewkami z okazji meczów bym się powstrzymał, ale tamto jak najbardziej. Skoro sami nie mamy ochoty wykrzesać z siebie odrobiny nawet heroizmu - tyle, żeby ubecką szuję potraktować, może nie tak, jak na to zasługuje, życie to nie piękna bajka, ale inaczej niż porządnego człowieka, nie mówiąc już bohatera...

Najpierw Inka i Niezłomni, a w trzy dni później Bolek. Niesamowite! Gdyby zrobiono im tylko oficjalny pogrzeb, bez ogromnego medialnego nagłośnienia, choć oczywiste z honorami, to rozumem. To by było dla nich, a nie także, jeśli nie przede wszystkim, dla młodzieży.

Myzianie się z Bolkiem to był piękny sygnał dla patriotów, z akcentem na tę młodzież, dla której być może Inka i Niezłomni stali się właśnie wzorem... Sami wiecie. Sprzątanie po psie to jednak naprawdę coś bardziej odpowiedniego, lepiej zharmonizowanego, mniej kolorystycznie rażącego na tle uścisków z Bolkami tego świata i mniejszy stanowiące dysonans! Mogę zrozumieć, że Bolka nie da się wsadzić do pierdla, ale publiczne dopieszczanie go zaraz po tamtych uroczystościach?!

Jeśli sytuacja jest taka, jeśli świat jest dziś po prostu taki, że się nie da z Bolkiem nie obściskiwać, to miejmy chociaż tyle konsekwencji i rozsądku, by tej młodzieży stręczyć sprzątanie po psie i tym podobne akty patriotyzmu, a nie jakichś Niezłomnych! Zamiast zaś następnych realistycznych figur z brązu proponuję stawiać coś nieco bardziej abstrakcyjnego, opartego na przykład na motywie przerębli. Każda praktycznie dziura może stanowić do niej celną aluzję, a przerębel jako symbol tego, co tak wszyscy kochamy w Polsce, jest bezkonkurencyjna.

Można się w niej rozkosznie kręcić i nikomu to nie ma prawa przeszkadzać. Ani za granicą, ani nigdzie. O to przecież chodzi. Żeby było bezpiecznie i międzynarodowo, w sensie klepania po plecach i zagranicznych uśmiechów. Każdy się w tej abstrakcji dopatrzy tego, co mu pasuje, co kocha, i będzie git! Naiwniacy mogą się tam nawet dopatrzeć wyrazu czci dla Żołnierzy Niezłomnych. Nie wiem, jak oni to potrafią, ale od tego właśnie są naiwniacy, żeby ludzie u żło... Chciałem rzec VIPy... nie musieli się za bardzo wysilać, nie mówiąc już o narażaniu się.

triarius

P.S. Całkiem na marginesie powiem, że wczoraj w TW Trwam, w ich wiadomościach, ujrzałem także - a jakże! - pomnik Anny Walentynowicz, który nam w związku z "Polak z Polakiem" pokazano, i było to oczywiście kolejne naturalistyczne paskudztwo z brązu, jakich musimy już mieć dziesiątki. Tak paskudne to było, że nie mogło być wątpliwości co do  patriotycznej intencji wszystkich zaangażowanych.

Zresztą to chyba był ten sam pomnik, który stoi we Wrzeszczu przy Grunwaldzkiej. (Tutaj koło mnie też stoi takie coś, mianowicie Reagan z JP2, ale to chociaż wygląda względnie zabawnie, z tą ich gestykulacją, i można się przy tych postaciach w skali 1,2:1 sfotografować, czego przy innych dętych pomnikach nie ma.) Tu musi albo działać "zasada szwagra" i ktoś się na tym potężnie obławia, albo też, jeśli naprawdę nie da się z jakichś, szpęglerycznych może względów, mniej paskudnych rzeczy w Polsce trzeciego millenium eksponować, to dajmy sobie spokój z patriotycznymi pomnikami już na zawsze, błagam!

środa, czerwca 22, 2016

Wesołe jest życie!

Wielbicielka tego bloga (a coście myśleli?) przesłała mi dziś SMSem wiadomość, że w jednym sklepie widziała ogłoszenie następującej treści:
Poszukuję kobiety w celu realizacji programu 500+
* * *

Właśnie z tasiemki na jednym zachodnim kanale dowiedziałem się, że w szkołach w Nowym Jorku będą rozdawać darmowe tampony. Co za temat! Tyle że ja nic tu publicznie snuć nie będę, bo byłoby to niezwykle skomplikowane, wszystko ze wszystkim się wiąże, głębie nie do wyobrażenia, masa pisania, nikt by nie zrozumiał, za to pukaliby się w czoło, albo gorzej... Na pewno nie byłoby tam wiele o ekonomii, za to nie obyłoby się bez słów w rodzaju "prasłowiański", "kosmiczny", "hipersamice" i wzmianki o pani Ayano Murakami.

Ale - błagam - niech ktoś o tym fakcie zawiadomi Coryllusa! Tak pięknie wywodzi wojny i powstania z ekonomicznych interesów ludzi szyjących mundury. (I nie tylko, nie jedynie.) Mógłby i z tego tematu wycisnąć arcydziełko. Wcale nie żartuję. Ja nie mogę go zawiadomić, bo mnie Mistrz raczył był zablokować. (I tak byłem głupi, że to ryzykowałem, komę-u-niego-tując, ale miałem wtedy cholernie nudną robotę na kąpie.)

Co nie zmienia faktu, że to o Katarynie naprawdę trzeba przeczytać. Na dowód, że mówię poważnie, wklejam jeden z ostatnich blogasowych tekstów tego autora. W sumie b. sensowne i fascynujące sprawy - te o Katarynie i "uchodźcach" - choć na początku jest też trochę na temat strzelania, a to nie jest temat, który by Coryllusowi specjalnie leżał. To znaczy on myśli, że jak najbardziej, ale się w tej akurat drobnej kwestii zdecydowanie myli. Jednak to o Katarynie naprawdę jest warte grzechu. Oto i:
Biedny imigrant w gejowskim klubie
* * *

"Od mądrego wroga gorszy głupi przyjaciel", jak głosi odwieczna mądrość, o czym, mam niepłonną, przekona się wkrótce judeokomuna z różnych tam KODów. Chodzi mi oczywiście o Kiszczakową, która to durna komucha PUBLICZNIE rozpacza, że "z dwóch tysięcy emerytury miesięcznie nie da się przecież wyżyć". (Podkreślam, że "publicznie", bo gadka tej durnej blondyny o sześciu tysiącach, "za które pracować może tylko złodziej lub idiota", była jednak we własnym gronie, tylko podsłuchana.)

Jeśli znacie jakiegoś leminga czy postkomucha mającego mniej niż powiedzmy 4 tysiące emerytury miesięcznie - a najlepiej oczywiście żeby miał mniej niż 2 tysiące - to mu to powiedzcie! Wsadźcie mu w to tę jego głupią mordę i tak ją tam wytentego... Aż mu się w tej jego komuszej mózgownicy zacznie nieco przejaśniać. Zresztą, jak głupek na tę forsę osobiście tyra, to też to zadziała, więc do boju!

* * *

I to by chyba było na tyle. Jeszcze tylko dla dzieci bajka na dobranoc: "Bolek, Bulek i Bulbulek". Słodkich snów!

triarius

niedziela, grudnia 22, 2013

Wyskrobana Chanuka

Jakaś kopnięta (jak to one) feministka ogłosiła, że w Boże Narodzenie da sobie w prezencie skrobankę, i na naszej "prawicy" rozpętała się burza. Nie przesadzacie ludzie? Oczywiście - samo dziecko jest niewinne, ale czy to aż taka dla nas tragedia, że będzie nieco mniej dzieci z lewackimi genami (jeśli takie istnieją) i przez lewaków wychowanych? Sami sobie to w końcu robią. Naprawdę wolelibyście żeby ich było WIĘCEJ?

W dodatku, jak słyszę, owa lewaczka okazałą się być potomką rebe Bratkowskiego. No to już całkiem was ludzie nie rozumiem - przecież tu nie chodzi o żadne Boże Narodzenie, bo u nich to się jakoś inaczej nazywa, chyba Chanuka. Więc co to ma z nami wspólnego? W dodatku to musi być taka postępowa Chanuka, z Diedem Marozem i "Podmoskowskimi wieczierami". O - wiem jak oni to sobie umyślili: wyskrobie tę idiotkę gość przebrany za Dieda Maroza! Sierpem i młotem.

Naprawdę nie rozumiem. Jeśli aż tak łatwo będziecie się dawać podpuszczać byle jednoosobową prowokacją, to marnie naszą przyszłość widzę! Są już w milionach egzemplarzy lemingi - a teraz wy także do nich dołączycie? Jasne, lekko odwracając niektóre wektorki, ale w sumie to taka sama lemingoza, jak tamtych, a macherzy będą wami manipulować jeszcze łatwiej niż tamtymi. Czego owa chanukowa prowokacja dobitnie, moim zdaniem, dowodzi.

* * *

Na odmianę coś całkiem optymistycznego... Ale ich trzepła ta książka o "resortowych dzieciach"! Nigdy bym się nie domyślił, przyznaję. Dla mnie te sprawy były w sumie od zawsze oczywiste, a szczegóły nie są mi niczego potrzebne. Zresztą większości z tych ubeckich dzieci w telewizjach i tak po prostu nie znam, bo nie oglądam. Ta wiedza by się oczywiście przydała przy ew. sprzątaniu Polski, tylko kiedy to będzie?

Jednak skowyt tego stada dowodzi, że ich to całkiem nieźle ugodziło. Może się boją, że ten i ów leming przeczyta i otworzy ślepka? Nie byłbym AŻ TAKIM optymistą, ale w końcu może oni wiedzą lepiej?

* * *

Bonmot przewrotny, co mi przyszedł ostatnio do głowy. Do tego, jak wielu zauważy, podkradnięty poniekąd wielkiemu Polakowi, choć oczywiście zmieniony. Dla mnie prawdziwy tak na jakieś 70 procent, reszta to ponury żart, ale i tak 70 procent to sporo. (Widział ktoś taki długi wstęp do złożonego z paru słów bonmota?) Oto on...

Kto nie szanuje własnej biurokracji, będzie szanował cudzą.

(Oczywiście BIUROKRACJA III RP NIE JEST "WŁASNA"!)

* * *

Patrzę na zagraniczne telewizje, a tam niesamowite cyrki z tym Chodorkowskim, co go z mamra w Rosji wypuścili. Całkiem nie widzę, dlaczego ta sprawa miałaby aż tak interesować kogokolwiek poza bliską rodziną tego pana, a już szczególnie dlaczego by miała interesować zwykłego konsumenta telewizyjnych wiadomości. No i tak mi się jakoś wydaje, że gdyby ten Chodorkowski był zwykłym gojem, to by pies z kulawą nogą się jego wypuszczeniem z mamra nie podniecał.

A propósito, związany nieco z tym właśnie tematem jest najnowszy tekst Kuraka - ten dlaczego Bolek nie dostał Oscara. Kurak moim zdaniem jest jak najbardziej autentyczny (co mogę uzasadnić na żądanie), a w dodatku dowodzi, że socjologiczne wykształcenie nie zawsze musi być stratą czasu i ogłupianiem pacjenta.

* * *

Aha, uświadomiłem sobie nagle, że nic tu jeszcze nie było o Adasiu. Adaś się zawsze wścieka jak nic o nim nie ma - ostatnio sobie nim nawet nieco spaprałem całkiem poważny und kontrowersyjny tekst. No ale teraz już o nim jest, więc niech siedzi cicho!

* * *

No dobra, wiem że już nie możecie wytrzymać tego napięcia i macie różne dziwne podejrzenia... Adaś to jest baba. "Adasiem" został z powodu cudzego adresu email, którego używał.

Adaś to moja znajoma. Na odmianę także w realu - nie tak jak wy, ludkowie moi rostomili. Kiedyś się z nią założyłem, że będę o niej wspominał w każdym swoim poście i tak to się kręci. (Choć są luki. Cicho sza, żeby nie zauważył!)

triarius

piątek, sierpnia 30, 2013

Rocznicowo

Dzisiaj uczcimy tu sobie rocznicę. Nie jest to na tym blogu  zjawisko częste, ale czasem warto zrobić coś nietypowo. Zaczniemy jednak, dość na odmianę typowo, od całkiem innej strony, żeby przez krótki moment nikt nie wiedział do czego zmierzamy.

Pierwsza RP była wspaniała, prawda? Tylko, z całkiem niewiadomego powodu, najpierw się skończyła, a potem jej późne wnuki miały, z drobnymi przejaśnieniami, tylko gorzej i gorzej. Nie mówiąc już o tym, co nas samych czeka i nasze ew. potomstwo.

No a jak było z "wielkim wolnościowym zrywem Polaków" w lecie roku 1980? Bardzo podobnie, jak się chwilę zastanowić. Najpierw cudnie, "jak Polak z Polakiem", "walka bez użycie przemocy" i masa tego typu nabrzmiałych humanizmem spraw... A teraz mamy co mamy. To samo co skutkiem Pierwszej RP, tylko w wiele szybciej.

Ja sam brałem żywy udział w strajkach sierpnia 1980, strajk razem z kumplem zorganizowałem w swoim zakładzie, a byliśmy jednym z kilkunastu, jak dobrze pamiętam, pierwszych strajkujących zakładów w Gdańsku. Potem byłem np. delegatem z tego zakładu do Stoczni Gdańskiej. Mówię to nie po to, żeby się puszyć, bo i nie ma za bardzo czym. W porównaniu z prawdziwym bohaterstwem to nie było wiele, a że nie lubilem komucha...?

Cóż, faktycznie dziwnie wielu rodaków nie było aż tak źle do kochanej waadzy nastawionych, ale to też nie jest chyba osiągnięcie na miarę, powiedzmy, napisania Misia 2 i 3. Chodzi mi o to, że brałem w tym udział i nie mam oczywiście najmniejszego zamiaru głosić, że każdy kto się w to angażował był agentem czy choćby politycznym idiotą.

Agentów tam oczywiście, jak dzisiaj wiemy (kto wie, ten wie) nie brakowało, ale porządnych ludzi także. Tyle że... Kto miał na przebieg zdarzeń i ich skutki większy wpływ? Tu niestety muszę jednak postawić na agentów, przykro mi!

Nie wiem, czy każdego stać na takie intelektualne osiągnięcie (choć kto dobrowolnie czyta mojego blogaska tępy raczej nie jest), ale proponowałbym drobne ćwiczenie. Intelektualne właśnie. Andrzej Gwiazda, podczas jednej z tysięcznych dyskusji na temat Bolka, rzekł był kiedyś coś w tym duchu, że: "Gdyby Wałęsa nie był agentem, to by nas wszystkich w tym WZZ po prostu wymordowali".

No i ja bym proponował się po prostu nad tym przez chwilę głębiej zastanowić. Wyłączyć telewizorek, odłożyć ulubioną gazetkę, kazać się kobiecie na moment zamknąć, wywalić dzieciaki na podwórko (robi się to jeszcze?)... I pomysleć.

Nie wiem, czy każdy kojarzy, co to były WZZ'ety. Może nawet nie każdy kojarzy (sukces obecnej waadzy i tych wszystkich licznych Bolków z "S", o których tak okrutnie nie chcemy pamiętać!) kto to Andrzej Gwiazda. Mówię krótko: WZZ to Wolne Związki Zawodowe, czyli coś, na czego jakakolwiek komusza władza, łącznie z samymi sowietami, absolutnie nie mogła sobie pozwolić. Z powodów zarówno ideologicznych, jak i praktycznych, bo to, gdyby pozwolono, mogłoby się błyskawicznie rozprzestrzenić. Ze strasznymi dla sowietów i światowego postępu skutkami.

Andrzej Gwiazda zaś (aż wstyd mi, że to muszę mówić) to był wybitny, autentyczny działacz opozycji, WZZ właśnie i "Solidarności". "Oszołom", "ekstremista", konkurent Bolka w walce o władzę w "S". Do tego patriota. Słusznie więc zapomniany i zmarginalizowany, na rzecz takich bohaterów jak nowoodkryta puszysta tramwajarka, czy wspomniany Bolek. (Andrzej Gwiazda mieszka zresztą, wraz ze swą równie wspaniałą żoną Joanną, niedaleko ode mnie i czasem ich spotykam. W sensie widzę i kłaniam się, a oni się jakby dziwią. Osobiście ich nie znam, z nim rozmawiałem raz krótko zaraz po Sierpniu.)

Władze za Gierka wielu ludzi, nawet opozycjonistów, nie zamordowały - to nie to co fala samobójstw, która nie tak dawno dotknęła nasz kraj, ale KOR to jedno, czy nawet coś o wiele mniej lewackiego i bardziej autentycznego - ale WZZ to nie były żarty.

Zaangażowanych było w to niewielu ludzi, których nawet tacy opozycyjnie nastawieni goście jak ja, i coś tam dla opozycji robiący, uważali za desperatów prowadzących beznadziejną walkę, którzy niestety, muszą prędzej czy później źle skończyć. (Przykro mi, ale tak to właśnie widzieliśmy. Walka walką, ale tamto to było po prostu samobójstwo. W naszych oczach.)

Tak więc, jeśli Andrzej Gwiazda coś takiego jak tu przytoczyłem powiedział, to raczej coś w tym było, i to nie była raczej żądza autoreklamy czy spóźniony o wiele lat irracjonalny lęk. Warto się, w każdym razie, nad tym jednym krótkim zdaniem zastanowić. Wiele nam mówiono o "Solidarności", wiele sami przemądrych kwestii większość z nas wygłosiła przez te lata, ale tutaj mówi nie byle kto i dość nietypowe rzeczy.

Może to nie być prawda? Niby może, ale wątpię. Bardzo wątpię. Na pewno dla mnie jest w tym bez porównania więcej prawdy, niż w rzekomym sukcesie Polaków "bez użycia przemocy". Dla mnie po prostu Andrzej Gwiazda powiedział tu rzecz zasadniczą, która ujawnia całą praktycznie prawdę o tamtym "wybuchu" i "Solidarności".

Oczywiście - wybuch buntu, a potem radości i entuzjazmu - był u wielu absolutnie autentyczny. Wciąż pamiętam ten "wspaniały" rok, a nawet nieco ponad. Mimo wszystkich prowokacji, mimo tego, że cały czas trzeba było się w słowach, o czynach nie mówiąc, ograniczać... "Jak Polak z Polakiem" i inne takie pierdoły... To był jednak, na tle życia w epoce późnego Gierka, fascynujący i radosny rok. Nie mówiąc już na tle Jaruzelskiego.

Tylko że my teraz mówimy nie o autentyczności tego czy owego indywidualnego przeżycia, tylko o WALCE z komuną, o "zrywie wolnościowym", o "prawie powstaniu", o "SZANSIE na godne wreszcie życie"... Czyi, turpe dictu, o POLITYCE i HISTORII.

No i w tych kategoriach to ja się niestety obawiam, że to jedno krótkę zdanie Andrzeja Gwiazdy mówi o tamtym "zrywie", o "Solidarności", o "walce bez użycia przemocy", praktycznie wszystko.

Jeśli Andrzej Gwiazda ma rację, to BOLEK BYŁ INTEGRALNĄ CZĘŚCIĄ WZZ! Oczywiście nie w tym samych charakterze co Andrzej Gwiazda, Krzysztof Wyszkowski czy (ojciec mojej nieżyjącej już koleżanki z pracy i z "podziemia") Jan Zapolnik. Jednak bez Bolka WZZ by szybko nie było, bo by jego działaczy wymordowano. (Faktycznie procesy, nawet w dobrym sowieckim stylu, w grę raczej nie wchodziły. Byłoby to propagandowe samobójstwo dla ruchu komunistycznego. Trochę przesadzam, ale "samobój" na pewno.)

Bez WZZ zaś nie byłoby "Solidarności", tak? No więc wynika nam, że Bolek był integralną częścią "Solidarności". No i raczej to nie my - ci porządni - kontrowaliśmy jego, i tych, którzy jego kontrolowali, tylko odwrotnie. Prawda?

I dla mnie jest to w sumie wszystko (poza ckliwymi wspominkami starszych panów, choćby nawet mieli pręgowane futro), co o "Solidarności" i tamtym "wolnościowym zrywie" dzisiejszy polski patriota musi wiedzieć. Tylko tyle i aż tyle!


triarius