Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hunwejbini. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą hunwejbini. Pokaż wszystkie posty

sobota, kwietnia 03, 2021

Szury, foliarze, płaskoziemcy... czyli Co śpiewa w duszy hunwejbina?

Zadedykowane jednej takiej Marysi B., która ponoć kocha moje historyjki, szczególnie jeśli są "etniczne", a jak się da, to także jej Rodzinie, która też... I więcej. (Choć może na Rodzinę trochę za "mięsiste", tyle że Pisarz stylu nie wybiera, bo to Muza za niego przecie pisze... Ach!)

* * *

Rapaport wkurwił się na... Nazwijmy tego gościa na przykład... "Simo..." Nie - nie nada! "Horb..." Też nie. Niech będzie zatem... "Słowaker". Może być? Wkurwił się, bo ten S... łowaker mu, powiedzmy, uwodzi żonę, a już wcześniej dwie córki Rapaporta przyprawił o... Te rzeczy. Co zatem robi nasz dzielny mąż i ojciec? Rapaport znaczy? Pomyśli dłuższą chwilę aż i wymyśli.

Oto namówi ci on kilku uliczników, żeby biegali za Słowakerem i obrzucali go wyzwiskami. Genialne! Można by tym ulicznikom zapłacić, ale oczywiście lepiej by było za darmo. Tylko jak to zrobić? Albo przynajmniej niedrogo. Rapaport jest oszczędny, a zresztą forsy akurat pilnie potrzebuje. Żonie trzeba kupić futro z lisów, może to odwróci jej uwagę od seksapilu Hor... Nie, "Słowaker" go nazwaliśmy i tak niech zostanie! No i przede wszystkim te córki, z każdym dniem jakby trochę bardziej okrągłe w talii...

Rapaport to jednak mądry gość, poszedł więc do rabina i mówi: 

- Słuchaj rebe, jest tak a tak... Aj waj, po prostu! Ale poradziłeś Szwajcangowi z tą kozą, to poradź i mnie!

- "Dobrze!", odpowiada rebe, tylko potem pamiętaj, jak będzie trzeba dach do synagogi, albo jak będę moją Tzipę za mąż wydawał!"

"Oczywiście rebe, rozumiem co do mnie rozmawiasz." I tak toczyła się jeszcze czas jakiś ta grzecznościowa konwersacja o tym i owym, aż gospodarz przechodzi w końcu do meritum:

- Widzisz Rapaport, jeśli ty każesz tym twoim ulicznikom biegać za Simo... Chciałem powiedzieć Słowakerem... I wymyślać mu od "cudzołóżców", czy od, powiedzmy, "gwałcących Boskie przykazania cyników", czy nawet od "brzuchacących niewinne panienki skur...ów", to ulicznikom się to bardzo szybko znudzi, a ty będziesz musiał podnieść im płacę (aj waj!)... Zresztą nie będą tego robić z przekonaniem, będą się (excusez le mot) opieprzać, będziesz ich musiał pilnować, a w ogóle to (turpe dictu) do dupy z taką robotą! Tak?

- "Zgadzam się, rebe!" Rapaport na to, "tego właśnie w duszy swojej, nie-całkiem-świadomie wprawdzie, raczej jako mgliste przeczucie w jaźni mojej świtało, a tyś w mądrości swojej, ach...! Czy jest jednak jakieś rozwiązanie, o rebe?!"

- Jest, słuchaj Rapaport i nie przerywaj! Komplementy mnie już nie ruszają, bo piszą o mnie w encyklopediach, że jestem genialny, i na blogach, to wiem! Zrobisz tak: co dwa tygodnie będziesz tym ulicznikom dawał jakieś nowe fantazyjne obelgi do pilnego wykorzystywania, zamiast takich banalnych, które ich od razu znudzą, a i Si... Słowaker do nich zaraz przywyknie. W tym co wymyślisz nie może być sensu, logiki, czy cienia choćby wdzięku... Rozumiesz, co do ciebie rozmawiam?

- Chyba coś zaczynam rozumieć.

- No więc, żadne tam "cudzołóżca", czy choćby "głupi ch..j"! To banał i spłynie po tym, pardon my French, skurwielu, jak woda po wodnym ptactwie. Dawaj im (masz komórkę? najlepiej esemesami, ale chyba tego jeszcze nie wynaleźli, bo mamy dopiero koniec XIX wieku, szkoda!) wymysły fantazyjne, bez sensu, za to dające wymyślającym dziecinną radość z wymyślania, a naiwnych słuchaczy angażujące do zastanawiania się, jaki w tym może być sens, "bo przecież jakiś być musi"... (A ty i ja wiemy, że to bujda, i robi się tym weselej!)

- Jakie na przykład wymysły, rebe?

- A powiedzmy, pierwsze z brzegu... Co powiesz na "krumpelumpiec"? Albo "gojoraz". Albo... "maczupik"? Coś tam dalej do tego ostatniego dodasz, żeby było dłuższe i fajniejsze.

- To ja też spróbuję! Może być na przykład... "Szur"?

- Niezłe, niezłe. Choć krótkie. Jędrne. Słowotwór jak się patrzy!

- A "foliarz"? Całkiem bez sensu, ale chyba właśnie o to tutaj...?

- Brawo mój synu! Własnie zaoszczędziłeś sobie dwadzieścia kopiejek tygodniowo! (Tylko pamiętaj o dachu i ślubie mojej córki. To już za tydzień!) Im idiotyczniejsze, tym lepsze, bo w końcu to dla idiotów, pętających się po ulicy i dla zabawy obrażających lepszych od siebie. Jeszcze spróbuj!

- Rebe jest dla mnie zbyt uprzejmy, ale w takim razie jeszcze spróbuję, bo chyba mam wenę... "Płaskoziemca"?

- To trochę inna kategoria, bo niby cośtam mgliście znaczy, choć tutaj bez większego sensu, ogólnikowo, o wszystkim i o niczym, ale też... No, widzę, że masz talent, chyba cię zrobię moim rzecznikiem prasowym, a jak już wynajdą esemesy, to będziesz za forsę nimi tresował lemingi. I hunwejbinów.

- Co to hun... bin? I dlaczego akurat lemingi, a nie na przykład piżmowoły?

- Ty się mnie Rapaport o takie rzeczy nie pytaj, bo to nie jest na twoją Rapaport głowę! Ty się ciesz, Rapaport, że ci dałem rozwiązanie! A o  lemingach to sobie może pogadamy innym razem, jak już córkę wydam i dach naprawię. Na razie to by było wszystko na dziś, wracaj do domu Rapaport, siądź, weź kajecik i zacznij wymyślać te wszystkie "szury" i co tam jeszcze! Opłaci się nam obu, a Słowaker sobie popamięta. Nigdy nie dał ani grosza, skur...!

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

piątek, października 30, 2015

Ja też mogę o imigrantach?

Do Europy codziennie wali tyle egzotycznego luda, że ponoć w rok będzie ich trzy miliony. Potencjalnych chętnych jest tak z 4 - 5 miliardów. Jest to więc zjawisko historyczne - "historiozoficzne" powiedziałbym nawet - o ogromnym znaczeniu i nic już nie będzie takie, jak przedtem. Przyczyna? Jakaś próba interpretacji? Widzę trzy główne możliwości, albo, inaczej na to patrząc - dwie główne, z których jedna też się z kolei rozszczepia na dwie.

* * *

1. Tak się po prostu stało, a Nasi Ukochani Przywódcy, Nasze Merkele Umiłowane, nie potrafią sobie z tym poradzić, choć się starają.

(Czyli coś jak "Obóz świętych" J. Raspailla.) Wydaje mi się to dość mało prawdopodobne. No bo:

a. ktoś tę Arabską Wiosnę przecież niedawno pracowicie rozkręcał, prawda?

(W odróżnieniu od Amerykanów, którzy do Iraku i Afganistanu wpakowali się z czystej buty i złego rozpoznania realiów, jak to u nich, inaczej mówiąc z braku Tygrysizmu Stosowanego, tutaj jednak było inaczej, a my się na tym blogu lata temu przecież zastanawialiśmy "kto za tym stoi, komu to służy". Można sprawdzić. No to i mamy! A nawet jeśli by przyjąć, że w tej wiośnie było sporo spontaniczności, to jednak głównie Zachód robił naloty na i później mordował Kadafiego, prawda? Choć z góry było z grubsza wiadomo, co z tego wyniknąć musi.)

b. innym swego rodzaju argumentem przeciw tej tezie jest to, że media - przynajmniej te, które ja oglądam, czyli CNN, BBC, francuska TV24, francuskojęzyczna TV Monde (jest jeszcze Bloomberg, skoncentrowany na ekonomii, który trzyma się od tych spraw na uboczu), stworzyły jeden front i zgodnie częstują odbiorcę rozkosznymi dzieciaczkami imigrantów, ładnymi dziewczynami, emigranckim nieszczęściem, a do tego plują na wszystkich, którzy nie dostają orgazmu na myśl o zetknięciu się z tymi egzotycznymi gośćmi blisko i już na zawsze.

Sporo ludzi, nawet durnych lemingów, musi być przerażonych, lub co najmniej niechętnych, a słyszą oni o sobie jakimi to są "rasistami", jakie to mają "irracjonalne lęki", oraz że są "ofiarami populistycznej propagandy". (Całkiem co innego bezdennie ufać Merkelom tego świata!) Tak że tu nie chodzi o przypodobanie się odbiorcom, tylko ktoś stara się coś przy pomocy owych mediów osiągnąć i to musiało być jakoś zaaranżowane i zorganizowane sporo czasu temu. A jeśli w mediach są już sami lewacy, no to też komuś było to do czegoś potrzebne i musiało być robione od dawna, a co dopiero postanowione!

Tak że ta akurat możliwość wydaje nam się najmniej ze wszystkich prawdopodobna. Przyjrzyjmy się pozostałym.

* * *

2. Ktoś to robi celowo. Po co? Dlaczego? I tutaj widzę dwie zasadnicze opcje:

a. Miłościwie Nam Panujący* stwierdzili, że opór "materii" (czyli nas) jest już dostatecznie słaby, by móc dokonać finalnego aktu. Jakiego aktu? - spyta ktoś. Aktu rozwalenia struktury społecznej i stworzenia nowego społeczeństwa. Po co? - dopytuje się dalej nasz ciekawski. A po to, by stworzyć Nowego Człowieka, o zaletach mrówki skrzyżowanej z pszczołą i termitem, uspołecznionego jak cholera, ale też w całkiem nowym sensie...

Jak mrówka, termit i pszczoła...** Który będzie grzecznie stał na sztorc, zajmując malutką powierznię, żeby ludziom na drugim końcu globu czegoś tam niepotrzebnie nie utrudniać, czy nie generować, oraz żeby Merkelom Tego Świata prowadzenia Ludzkości do Ziemskiego Raju nie daj (świecki) boże nie komplikować... No i oczywiście będzie tyrać jak stachanowiec, nie oglądając się na wulgarne sprawy w rodzaju tej, że co "mi właściwie z tego?" Nowy człowiek, który grzecznie, nawet jeśli nie od razu z entuzjazmem, podda się aborcji i eutanazji... Te rzeczy. Genialny nowy model (a w tle Oda do Radości).

"No a jakie jest kryterium tego, czy oni już mogą?", spyta ktoś. Właśnie takie - czy już mogą. Czyli czy wtedy prole się zbuntują i wy... powiedzmy... ślą Umiłowanych w kosmos, czy też grzecznie się podporządkują i pomaszerują do klatek. Proste, ale to jest jedno z absolutnie najażniejszych pytań w całej ludzkiej historii.

W tym celu Umiłowani muszą zniszczyć w ludziach, w prolach znaczy, ale proli jest w końcu chyba ponad 99 procent gatunku homo, wszelką indywidualność - indywidualne wady i zalety, etykę, CAŁĄ... Żeby się chamom przestało @#$% mać wydawać, że coś od ich gównianego sumienia i gównianych prywatnych przekonań może zależeć... Mrówka ma być, termit ma być! Ew. pszczoła, ale to melodia przyszłości. Czemu? Bo może nie do końca się udać i wyjdzie osa. Agresywna i niepozbawiona. Np. charakteru. (Tylko... Zaraz! Czy to nie jest przypadkiem to, co właśnie w telewizjach oglądamy?)

Początkiem czego musiało oczywiście być praktycznie już dokonane (w ziemskich przynajmniej kategoriach, jeśli ktoś taki cholernie teologicznie zasadniczy) zniszczenie Katolicyzmu, czyli jedynej religii mającej na Zachodzie istotny wpływ na ludzkie sumienia i przekonania, mającej także strukturę i hierarchę. (Ta hierarchiczność zresztą, co pośrednio przewidział już choćby Machiavelli, np. analizyjąc klęskę Persji w starciu z Aleksandrem, w końcu musiała się dla katolicyzmu okazać zgubna. Choć to raczej po prostu entropia i ułomność ludzkich tworów, bo brak tej hierarchii uśmierciłby zapewne Katolicyzm wieki wcześniej.)

Katolicyzm i rodzina to były, i są, najwięksi wrogowie tego Nowego Ładu, tej nowej Utopii. Z tym, że rodzina w bardzo szerokim rozumieniu, bo trzeba tu uwzględnić także sprawy tak podstawowe, w samej biologii osadzone, jak płeć. Walka z tym mogłaby się wydawać o wiele trudniejsza, niż walka z samym Katolicyzmem, ale jednak "sukcesy" na tym polu, od czasu pierwszych sufrażystek, okazały się nieprawdopodobne. (Co też poniekąd Machiavelli, w pewnym stopniu, potrafiłby wyjaśnić. Tam ścisła hierarchia, jak w Persji, tutaj z kolei anarchia, jak w klasycznej Grecji.)

Nie chciałbym się koncentrować na równouprawnieniu jako takim, ale fakt, że wszyscy już bez mrugnięcia okiem łykają rzeczy, które naszym dziadom (i babkom) nawet by się w koszmarym śnie nie pokazały, świadczy do jakiego stopnia oni, ze swoimi metodami, są silni, a jak my, bez żadnych metod, słabi.

No więc, hipoteza jest taka, że oni w końcu, po długotrwałym przygotowaniu ogniowym i wojnie podjazdowej, postanowili przejść do ostatecznego szturmu, rozwalić "wszystko co stare", stworzyć nie tyle "nowe" - nie od razu w każdym razie - ale burdel i wojnę każdego z każdym, w którym oni będą sobie spokojnie rządzić, no bo, nie oszukujmy się, takie wielomilionowe społeczeństwa w wielomilionowych miastach bez biurokracji żyć nie potrafi (obiektywnie, a jeszcze bardziej subiektywnie, bo tak zostały te społeczeństwa wychowane, i nie bez przyczyny), więc biurokracja, ta mniej lub bardziej globalna, a o to tu przecie chodzi, będzie sobie rządziła niemal do woli, co najwyżej napuszczając jednych (islamistów) na drugich (biedne post-chrześcijańskie prole, w większości białe, ale tu nie o kolor chodzi).

A te biurokracje to wszystkie te Sorosy, Merkele, Obamy... Z tego co widać, bo nieco z tyłu jest tego jeszcze sporo, narybku, resortowych dzieci różnych fajnych resortów, i po prostu agentów paru specjalnych państw.

*

b. Ktoś to robi celowo, ale wcale nie dlatego, że postanowił sprawę (budowania Nowego Ładu i WYEWOLUOWYWANIE Nowego Człowieka) szybko, wedle własnych pragnień, zakończyć, tylko wręcz przeciwnie - dlatego, że mu się ten projekt zaczął nagle sypać i, nie mając niejako wiele do stracenia, zagrał va banque, gambitowo. Bardzo by to było optymistyczne przypuszczenie, a my tu raczej z optymizmem staramy się nie przesadzać, z założenia, ale teoretycznie nie jest to całkiem niemożliwe, że...

Lud się budzi i otwiera oczy, w których maluje się przerażenie i/lub obrzydzenie, nie-takie partie zdobywają coraz większą popularność, że fakt upadania "kapitalizmu" dotarł nawet do co mniej durnych wśród Miłościwie Nam Panującej Elity, w związku z tym wpadli oni, że dalsze przekupywanie leminga za jego własne (?) ciężko zarobione, może napotykać trudności... Więc, jak się rzekło, zagrali gambitowo, robiąc burdel i (obiecywany już wielokrotnie na tym blogu) Armageddon - wiedząc, że jeśli ktoś, to RZĄD SIĘ WYŻYWI, a na pewno nie nieszczęsne prole. Głodne i bez przerwy w śmiertelnym uścisku z islamistami.

Zresztą nawet przy założeniu - absurdalnym - że wśród tych imigrantów - nie ma ani jednego islamisty (i jeszcze absurdalniejszym), że takich nie będzie w następnych pokoleniach, to same konflikty kulturowe tego "multi-kulti" wygenerują taki burdel, taki syf, że Kochana Elita na pewno będzie robić za stado aniołów, tu przykladając kompresy, tu pouczając, tu łagodnie karcąc... Czasem ktoś bez śladu zniknie, czasem ktoś bez pozostawienia listu skończy z sobą w piątkowy wieczór. Plus oczywiście hunwejbiny - lewaccy harcownicy, bez których żadna totalitarna władza się nie obejdzie.

W każdym razie dla Elity, dla Władzy Naszej Ukochanej, byłaby w tym jakaś nadzieja, a nawet sporo - w porównaniu z sytuacją, ogromnie oczywiście hipotetyczną, że nagle oto Leming przejrzał na oczy i zapałał do Władzy Naszej Ukochanej i ogólnie do Postępu z wizją Ziemskiego Raju niechęcią.


Przedstawiłem wszystkie hipotezy, jakie mi przychodzą w tej chwili do głowy, a gdyby mnie ktoś naciskał, to powiem, że najbardziej prawdopodobna wydaje mi się hipoteza 2a. Najbardziej ponura, najbardziej pesymistyczna, ale takie właśnie jest życie. Mogę się oczywiście w tej kwestii mylić, a jeśli prawdziwą okazałaby się hipoteza 2b, no to mamy jeszcze szansę. Nie wiem czy na pewno Zachodnia Europa, ale Polska. I to się liczy! Tyle że szansę Polska ma jedynie przy absolutnie znakomitym rozgrywaniu tych spraw. (Nic w tym nadzwyczajnego, bo tak jest przeważnie, ale u nas zdarza się to dobre rozgrywanie ostatnio niezwykle rzadko.)

-----------------------------------------
* Swoją drogą, to klasowe podejście wszechobecne  na tym blogu - takie nieprawicowe, prawda? Miłościwie Nam Panujący z jednej strony - Prole, czyli my, z drugiej. Co innego Miliony Rąk, Miliony Serc, Budujących Świetlaną Wolnorynkową Przyszłość, ach!

** Czytać Ardreya, do kurwy nędzy!

triarius

P.S. A tak na boku, to, gdyby Nasi Umiłowani rzeczywiście mieli zawracać tych wszystkich młodych byczków o ewidentnie ekonomicznych motywach do ich domowych pieleszy (w co serdecznie wątpię, bo to by wymagalo m.in. jaj) - do kogo by te byczki wtedy poszły po tym powrocie po pociechę? Uwzględniając ich piekące uczucie zawodu i krzywdy (jak by irrracjonalne poniekąd nie było, bo to nigdy nie ma znaczenia), oraz fakt, że posprzedawali dobytek, zmarnowali masę forsy i przeżyli sporo ciężkich chwil, żeby do tego Raju Mamy Merkeli dotrzeć.

(Amalryk ma oczywiście rację, że partyzantka, niemal z definicji, niemal nigdy nie może CZYSTO MILITARNIE, zwyciężyć regularnej armii, która już zdołała przecież opanować jej kraj itd. - ale z uwzgędnieniem takich właśnie różnych poza-militarnych spraw, to jak najbardziej może, i wiele razy już to mieliśmy w historii.)

niedziela, grudnia 29, 2013

Jak to w końcu będzie z tą pedofilią? Jest cacy, czy jest be?

Kurak wczoraj napisał tekst, który, choć, jak to u niego zgrabny i w zasadzie słuszny, jakoś mnie do końca nie przekonał, Głosi w nim, że "należy stworzyć świecki grzech śmiertelny" i walić nim lewiznę po tych ich durnych łebkach. Podaje też parę przykładów o co mu chodzi, i to ma sens... Tylko że ja mam chyba lepszy pomysł!

Oto linek do tego tekstu Kuraka:

http://kontrowersje.net/bat_na_esbeck_moralno_trzeba_stworzy_laicki_grzech_miertelny

Jak się dzisiaj nad tymi kwestiami zacząłem zastanawiać, to do mnie doszło, że to co wymyślil sam Kurak - czyli np. oskarżenie tego czy innego komucha o pobicie kubańskiego towarzysza na tle "homofobii" czy "rasizmu", może nie być wykonalne - bo albo on tego w realu nigdy nie zrobił, albo też my się i tak nie będziemy mieli okazji o tym dowiedzieć, a co dopiero udowodnić.

Jednak mamy przecież coś o wiele lepszego, tylko trzeba się w to wczuć, a potem zebrać siły i z przekonaniem działać. W sumie na początek wystarczyłoby krzyczeć magna voce. Na razie, jak stado durnych ciapków, dajemy się wciągać w dyskurs najgorszej lewizny, i, jak oni, mówimy bez przerwy o "gejach", "równouprawnieniu", "tolancji"... Tylko tu i ówdzie odwracamy znaczki. Lubimy też ich oskarżać o "faszyzm". Paranoja - oskażanie o "faszyzm" komucha albo wściekłego lewackiego hunwejbina!

Głupota naszej dzisiejszej "prawicy" jest rzeczywiście niezmierzona, ale my teraz nie o tym. Rzeczą, która nam od niedawna o wiele bardziej od wymienionych powyżej spraw zaczyna dawać w kość, jest oczywiście cała ta obłędna "ideologia gender". Pozująca w dodatku na "naukę" i wykładana na tych dzisiejszych tzw. uniwersytetach. (Duch Miczurina i Łysenki wiecznie żywy.)

Najgorsze co ci jego wyznawcy na razie robią, to oczywiście łażenie po przedszkolach i PSYCHICZNE GWAŁCENIE DZIECI. Tak? No to właśnie! I jeśli TO NIE JEST PEDOFILIA, to ja naprawde nie wiem co by nią miało być. Tak więc, przestańmy jak durnie pieprzyć o "gender" i zacznijmy mówić - a potem zaraz wołać WIELKIM GŁOSEM - że BANDA PEDOFILNYCH ZBOCZEŃCÓW GWAŁCI (na razie główie psychicznie, ale CO BĘDZIE DALEJ?) małe i bezbronne dzieci. No bo czy tak nie jest?

Jeśli akurat twoje dziecko nie zostało jeszcze temu procesowi poddane... Albo jeśli nie masz dziecka w tym wieku... To pomyśl - lewizna dopiero się rozkręca! To jest cały czas jeszcze NEP. Pomyśl jak to będzie wyglądało za lat dziesięć... Za lat dwadzieścia - skoro już dziś są oni aż tak bezczelni. I, niestety, z tak wątłym (oraz żałosnym po prostu i kompletnie nieskutecznym) spotykają się to odzewem. A tu chodzi przecież po prostu GWAŁT na psychice tych dzieci. Gwałt PEDOFILSKI! Mało wam ludzie?

Zacznijmy to mówić głośno, zacznijmy się domagać zastosowania wobec tego wszelkich przepisów dotyczących pedofilii... Które na razie służą, zdaje się, głównie do ułatwienia powszechnej inwigilacji, zbierania drug na druga haków i dintojry... Choć PIERWSZĄ I NAJWAŻNIEJSZĄ SPRAWĄ, za jakie się ci rzekomi łowcy pedofilów powinni zabrać, to właśnie ukrócenie tych obrzydliwych procederów którym zboczeńcy przymusowo poddają nasze dzieci. Zgoda?

(W dodatku zboczeńcy finansowani, w ostatecznej instancji, z NASZYCH pieniędzy, choć po prawdzie mówienie w tym miejscu o forsie zalatuje mi nieco korwinizmem i osłabia wymowę.)

Niech się @#@$ wszyscy ci stróże moralności, wszyscy ci co obiecywali kastrowanie itd., zabiorą za tych EWIDENTNYCH, a do tego ZORGANIZOWANYCH i POPODCZEPIANYCH POD RÓŻNE PAŃSTWOWE I PONADPAŃSTWOWE STRUKTURY PEDOFILÓW!

I TO byłoby wykorzystanie przeciw lewiźnie owego nowego pojęcia, nowego środka, owej broni - "świeckiego grzechu". Śmiertelnego jak najbardziej. To jest bowiem, każdy normalny człowiek łatwo się zgodzi, GWAŁT NA DZIECIACH - WCALE NIE MNIEJSZY, NIŻ GDYBY IM COŚ GDZIEŚ WSADZALI, albo gdyby je na golasa fotografowali!

Więc jak tam z tą pedofilią w końcu będzie - do was mowię: panie Tusk, panie Sienkiewicz, panie Cohn-Bendit...?

triarius

piątek, lutego 29, 2008

Cywilizacja jako schizofrenia (3)

No dobra, w(s)tręty w(s)trętami, wstawki wstawkami, ale do ad remu! Czyli do wyjaśnienia kwestii dlaczego cywilizacja jest jak schizofrenia. A w każdym razie jak schizofrenia wedle teorii "metabolizmu informacyjnego" przedstawionej przez doktora Antoniego Kępińskiego w książce "Schizofrenia" (łatwo nawiasem mowiąc dostępnej w sieci).

Co bystrzejszy czytelnik pewnie już zaczął się domyślać gdzie moim zdaniem leży odpowiedź. Tym bardziej, że skoro taki pilny, to mógł także zwrócić uwagę, iż już kilkukrotnie analizowałem istotę lewactwa - a w każdym razie jego intelektualnej wersji, w odróżnieniu od różnych ogłupiałych od rapu i "Szkła Kontaktowego" hunwejbinów, czy ordynarnej rodzimej postkomuny - właśnie jako skutku nienaturalnej dominacji funkcji porządkującej umysłu nad funkcją pobierania informacji z otoczenia. W oparciu o teorię schizofrenii stworzoną przez doktora Kępińskiego właśnie.

Skutkiem czego, mówimy znowu o tych intelektualnych lewakach i ich charakterystycznym zaburzeniu, obraz świata takiego kogoś jest nie tylko zbudowany z fałszywych cegiełek, ale także stanowi konstrukcję z pozoru prostą, logiczną, "elegancką" (co wielu intelektualistów i estetów zachwyca, poniekąd nie bez przyczyny), no i zachęcającą do wprowadzania tam poprawek. Oraz budzącą w dotkniętym tą przypadłością poczucie, że: "cała ta głupia moherowa banda nic ze świata nie rozumie, stoi tylko z rozdziawionymi gębami, modląc się do jakichś przedpotopowych bożków... A oto ja - wszystko rozumiejący, wszystko potrafiący wytłumaczyć, wszechmocny!"

Tak to widzę całkiem od dawna. Właściwie mógłbym to powiedzieć znowu i na tym poprzestać, bowiem to i tak sporo i niemało owocnej dyskusji powinno to na prawicy naszej kochanej wywołać. (Choć nie wywoła, bo prawica ma, jak zwykle, większe problemy.)

Mógłbym też dodać, z nieco mniejszą wprawdzie satysfakcją, ale cóż - amicus Plato i te rzeczy - że ten specyficzny rodzaj ideologicznej schizofrenii, jak należałoby tego typu przewagę funkcji porządkujących umysłu nad funkcjami służącymi pobieraniu informacji, nie dotyczy jedynie czystej krwi lewaków. Dotyczy także różnych innych (mniej lub bardziej) świeckich gnostyków, ludzi wierzących ślepo i fanatycznie w Postęp, w Prawo (pisane Z Dużej Litery), w Ludzkość...

W ogóle pojęcia pisane Z Dużej Litery są nieco podejrzane, jeśli to nie konkrety, którym należy się naszym zdaniem szacunek, tylko jakieś abstrakcje. Bo wtedy, turpe dictu, robią się z tego hipostazy. Czyli pojęcia abstrakcyjne "przerobione" na rzekome byty realne.

(Wyjaśniam, że sam piszę sporo rzeczy z dużej litery, ale, o ile to nie dla ich wykpienia, to po to, by odróżnić jakąś b. konkretną definicję tych rzeczy od ich ogólnorozumowej interpretacji. Bowiem np. "Cywilizacja" u Spenglera, to nie to samo, co po prostu "cywilizacja". Zresztą u np. Konecznego też tak jest, i w wielu innych miejscach. Robię to zatem jak najbardziej w zgodzie z dobrą intelektualną praktyką.)

I niestety, ten rodzaj ideologicznej schizofrenii, pogającej - przypomnę raz jeszcze, bo chyba warto - na słabym kontakcie z rzeczywistością przy dużej aktywności umysłu, nie jest wcale monopolem tego, co się zazwyczaj za lewicowe uważa. Co ja uważam za lewicowe, albo taki np. Spengler co nazywa socjalizmem, to już inna sprawa, o której sobie może kiedyś porozmawiamy. Ale jeśli byśmy mieli oprzeć definicję lewicowości właśnie na teorii metabolizmu, nie zaś na różnych pokrętnych, przeważnie ekonomicznych czy mętno-ideologicznych, kryteriach, to trzeba by sobie powiedzieć, że lewicą stałoby się w naszych oczach (moim zdaniem słusznie) sporo dzisiejszych prawicowców, z paroma rzekomych "hiper-prawicowcami" na czele.

Proponowałbym, choćby tytułem intelektualnej gimnastyki, rozważyć różnych ideologów, politykow i publicystów pod tym właśnie kątem. Zresztą, nawet jeśli się nie zgodzimy, że tego typu zaburzenie to lewicowość - albo coś b. zbliżonego, jak świecka gnoza, czy fanatyczne przekonanie, że cały świat da się w istocie wytłumaczyć przez jeden łatwo uchwytny parametr - to i tak nie będzie to czas zmarnowany. Mówię o analizie różnych ludzi pod tym kątem. W końcu marny kontakt z rzeczywistością, a konkretnie zaburzenia w odbieraniu informacji z otoczenia, bo o tym teraz mówimy - to naprawdę jest poważny problem i poważny, jak sądzę, handicap dla, powiedzmy, polityka.

To tak, jakbyśmy mieli superkomputer - jakiegoś Craya nie-wiem-ile (bo już straciłem rachubę, który jest numer najnowszego) - i dawali mu na wejście same informacyjne śmieci. Albo też, kazalibyśmy mu przetwarzać zawartość komórek własnej pamięci, niezależnie od tego, czy w tych komórkach byłaby jakaś sensowna informacja, czy też nie. Przecież taka, w dużym przybliżeniu, jest sytuacja umysłu dotkniętego upośledzeniem funkcji pobierania informacji z otoczenia, czyli - zgodnie z teorią doktora Kępińskiego - schizofrenią (lub stanem bardzo do niej zbliżonym, żeby zachować należytą ostrożność).

A więc, czyż nie warto sobie zadać pytania, Polska Prawico, czy genialne, uniwersalne, do każdej sytuacji pasujące, proste i eleganckie rozwiązania, reguły, rzekome "prawa" rządzące spełeczeństwem, polityką, państwem czy historią... Czy one zatem, miast budzić nasz zachwyt, nie powinny raczej wzbudzać nieco niepokoju? Niepokoju o to, czy mówiący te wszystkie piekne rzeczy, tym bardziej jeśli sam w nie wierzy, nie daje powodu by niepokoić się o jego psychiczne zdrowie? O to, czy nie doktnęło go, w jakimś przynajmniej stopniu, upośledzenie informacyjnego metabolizmu, opisane przez doktora Kępińskiego? Dające, co z przykrością muszę jeszcze raz przypomnieć, objawy schizofrenii.

c.d.n.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, grudnia 20, 2007

Człowiek miarą wszechrzeczy 2007

"Człowiek miarą wszechrzeczy." W tej śmiałej tezie starożytnych sofistów jest dość prawdy, by z góry można było przewidzieć, że w tak podłych czasach jak nasze, człowiek także będzie marny, i marniał praktycznie w oczach. Nie trzeba zresztą przewidywać, wystarczy się rozejrzeć. To, co jeszcze nie tak dawno było duszą, albo osobowością, stało się punktem przecięcia zewnętrznych pół: propagando-rozrywki (czyli rozrywki będącej jednocześnie propagandą i propagandy będącej jednocześnie rozrywką), oraz nieprzepartej żądzy błyskotek i "dóbr" materialnych.

Wczorajszy rewolucjonista dziś stał się wysokim urzędnikiem w ponadnarodowej instytucji, najlepiej zaś prawnikiem, ponieważ tam dziś najskuteczniej robi się rewolucję, tworząc nowego człowieka i nowe społeczeństwo. Brak ryzyka i ekonomiczne korzyści też oczywiście nie są bez znaczenia.

To stateczne kowadło rewolucji z powodzeniem stosuje wypracowaną przez Aleksandra Wielkiego taktykę, w roli młota, czyli konnicy, wykorzystując zgraje hunwejbinów, przeważnie młodych, choć niekoniecznie, na takim poziomie i o takim intelektualny dorobku, że w nieco dawniejszych czasach musieliby jeszcze przez lata uczyć się i wykazywać pilnością, aby dopuszczono ich do przynoszenia karmy dla dworskiego wieprza. Dzisiaj jednak to są konni hetairoi, podczas gdy rewolucjoniści w garniturkach robią za hoplitów.

Cóż, każda epoka ma takiego Aleksandra, na jakiego zasługuje. Jak się na tę sprawę spojrzy bez uprzedzeń, to zasadnicza różnica między młotem i kowadłem jest taka, że młoty mają Che Guevarę na swoich koszulkach, kowadła zaś na ścianach w swych drogich, wielometrowych apartamentów. A niedługo, jeśli mnie prorocze zdolności chwilowo nie opuściły, będą go też mieli na ścianach wszystkich urzędów, gdzie my będziemy za petentów.

No dobrze, ten widok nie był zbyt ładny i rzeczywiście co wrażliwszych mógł przyprawić o morską chorobę. Może spojrzenie na naszą stronę barykady okaże się mniej przygnębiające i mniej przyprawiające o mdłości? No to jedźmy po kolei...

Konserwatysta to dziś przeważnie facet, który kładzie na tacę parę groszy, widząc w tym dawanie Bogu łapówki, za którą Bóg spełni konserwatysty marzenia, sprowadzające się do tego, by było tak, jak w czasach, które sobie konserwatysta wyobraża (na podstawie jakiejś lektury z wczesnej młodości), jako najbardziej doń pasujące.

Konserwatywny liberał to gość, który kładzie na tacę, bo wierzy, iż w ten sposób przekupuje Boga, by przeprowadził za niego wymarzoną liberalną rewolucję. (Wierzy też, że rewolucja liberalna nie jest rewolucją, które to przekonanie jest mu z jakichś względów do czegoś potrzebne.)

Liberał zaś, jeśli nie jest praktykującym rewolucjonistą - czyli wyższym urzędnikiem czy strategicznie ulokowanym "niezawisłym" (nomen omen) prawnikiem, czyli liberałem realnym - robi forsę. I niech mu tam będzie. Ale jemu to nie wystarcza. To by przecież nie pasowało do naszych pozbawionych smaku i odrobiny godności czasów, gdyby ktoś prywatnie sobie robiąc forsę, nie dorabiał do tego jednocześnie niemal religijnych ideologii, nie pchał się z tym każdemu przed oczy i nie krygował się, w przekonaniu, że jest nowym mesjaszem, a każdy kto tego nie chce uznać, to pasożyt i idiota. No bo przecież produkuje dla nas te gadgety, błyskotki, i tę propagando-rozrywkę. Jak mu się za to prawica może odwdzięczyć? Chyba tylko wynosząc go na Olimp, jako boga. (Tylko skąd Olimp dzisiaj wziąć? Ale to już nasz, a nie liberała problem!)

I to jest liberalny rewizjonizm. Jak każdy rewizjonizm, jeszcze bardziej niebezpieczny od wersji realnej, gdyby jakimś ponurym zrządzeniem losu dorwał się do władzy. Do władzy, bo dorwanie się jakimś cudem do broni niczego by nie zmieniło, ponieważ liberał - w każdej wersji - to z samej natury lubiący wygodę i bezpieczeństwo burżuj, więc fizycznie niczego by nie zaryzykował.

Mylę się? Mam kłopoty ze wzrokiem? Prywatna skłonność do melancholii i wrażliwy żołądek jedynie sprawiają, że taki mdląco-przygnębiający obraz naszych czasów mi się jawi? Bardzo bym się w tym akurat przypadku ucieszył, gdybym nie miał racji. Byłbym wdzięczny za wykazanie mi, że się mylę. Najlepiej od razu czynami.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.