Pokazywanie postów oznaczonych etykietą diabolizm. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą diabolizm. Pokaż wszystkie posty

niedziela, listopada 24, 2013

O szczęściu - część 2

Albo nie. Zostawmy sobie na razie na boku panów Felixa i Makariosa. Zamiast tego przypuśćmy atak na samo centrum problemu. W końcu jak dotąd Czytelnik nie rozumie chyba jak ważny jest to temat i jak istotne rzeczy chcielibyśmy o nim powiedzieć. Dotychczas bowiem, przyznaję, nic naprawdę istotnego powiedziane nie zostało. Wstęp ino i kilka prześlicznych językowych figlasów.

Mówmy więc to istotne... Mówimy: "Szczęście" to bardzo specjalne pojęcie. Jeśli spojrzymy na cały jego zakres, to jest ono wysoce abstrakcyjne, mało konkretne, wielopostaciowe - a z drugiej strony przedziwnie atrakcyjne i brzemienne w różnego rodzaju... Skutki, że tak to prowizorycznie wyrażę.

Oczywiście - jeśli przez "szczęście" rozumiemy orgazm, faszerowane papryczki (kto twierdzi, że w Biedronce nic fajnego nie ma dla elity?! W razie czego podziękujcie w duchu Adasiowi, ja jestem tylko przekaźnikiem), euforię wywołaną daniem w kość komuś, kto nam powinien był dać... Oczywiście - jeśli przez "szczęście" rozumiemy dobrą passę na giełdzie czy przy zielonym stoliku... Oczywiście - jeśli przez "szczęście" rozumiemy niezbyt długo trwający dobry nastrój i brak poważnych zmartwień... To mamy do czynienia ze sprawą całkiem nieźle określoną, konkretną, pozbawioną wielkich tajemnic... I żaden diabolizm się tu nie kryje.

Tym bardziej, jeśli mówimy o ekstazie religijnej. Jednak jeśli wyjdziemy poza tego typu względnie krótkotrwałe stany, "szczęście" zaczyna nabierać kształtów tajemniczych i nawet potencjalnie... Well, groźnych. Kto to jest "szczęśliwy człowiek"? "Czy moje życie jest szczęśliwe, czy ja jestem szczęśliwy?" "Czy człek szczęśliwszy jest, kiedy..., niż kiedy...?" (I tutaj cała masa możliwych alternatyw.)

"Szczęście" w takim sensie to albo pojęcie wysoce złożone. Złożone z całej masy innych, prostszych, pojęć - takich jak "przyjemność", "brak przykrości", "poczucie sensu", "brak nudy", "bezpieczeństwo", "poczucie wolności"... Masę tego można by przytaczać i każde na różne sposoby nazywać... Albo też trzeba coś wybrać i ogłosić, np. za Solonem, że "szczęście to dobra śmierć" (oczywiście po cnotliwym życiu bez większych tragedii, ale to już domyślnie, bo by Solonowi zepsuło bonmota). Albo, powiedzmy, że "szczęście to możliwość pomagania innym, ach!".

W sensie konceptualnym, w kwestii pojęć, nie ma tu nic bardzo "naturalnego" - nic, co by się dało pojąć bez angażowania kory mózgowej, i to takiej wyrobionej, rozbestwionej, niezbyt znającej własne miejsce... W skrócie późnej i mocno już dojrzałej kory mózgowej. Tak? Jeśli ktoś doczytał do tego miejsca i jeszcze nie ma dość, to proponuję by się nad tym zastanowił i nie czytał zanim sam sobie tej sprawy nie wyjaśni.

Oczywście pan Przywałko, wój Chrobrego, wiedział, co to przyjemność (np. tłusty udziec tura pod wieczór), wiedział co to rozkosz, choć być może samo to słowo by mu się nie spodobało (np. rozpłatanie wroga jednym ciosem topora), ale na pytanie w rodzaju "kiedy człowiek jest najszczęśliwszy" nie wiedziałby z pewnością co odpowiedzieć. Jaki znowu "człowiek"? Co to w ogóle jest "człowiek"? Książę pan? Smerda? Kulawy żebrak? Ten Niemiec, co mu zeszłego lata...? Może baba też? Może pani księżna? Może ten pustelnik, co podobno czyni cuda?

I sam by nawet zapewne na to nie wpadł pan Przywałko, żeby pojęcie "człowiek" tak gładko na te wszystkie konkretne (znacznie bardziej konkretne, w każdym razie) przykłady rozłożyć. On by po prostu nie zrozumiał, o jakim znowu "człowieku" mowa. Bo i pojęcie "człowiek" ma sens, i to sporo, i to także dla pana Przywałki, skontrastowane ze słowem "niedźwiedź", "Morgenstern", "księżyc", albo "Duch Święty". Jako coś "konkretnego" tak stosunkowo złożone pojęcia pojawiają się na stosunkowo późnym etapie intelektualnego rozwoju.

Z konieczności. Wraz z wieloma innymi złożonymi i abstrakcyjnymi pojęciami - w których my dzisiaj żadnej złożoności i abstrakcyjności już nie dostrzegamy - jak powiedzmy "dobro", "czerwień", "byt", "istota (czegoś)", "postęp", i masą innych.

Częściowo zresztą takie pojęcia są abstrakcyjne i późne z tych samych powodów, dla których dla Eskimosa dość abstrakcyjne może być pojęcie "śnieg". Dla niego bowiem istnieją różne, i ściśle określone, rodzaje śniegu, od których właściwości i od których znajomości zależy jego życie, Pojęcie zbiorcze nie ma dlań zaś większego praktycznego znaczenia. Dość podobnie było ponoć z pojęciem "wielbłąd" wśród Beduinów. Na pewno nie jest to CAŁKIEM to samo, bo "śnieg" czy "wielbłąd" to jednak namacalne konkrety, inaczej niż "szczęście", ale to chyba ten kierunek.

Jeśli się zgodzimy, że pojęcie "szczęścia" jest w sumie abstrakcyjne i intelektualne, i, z drugiej strony, uświadomimy sobie jak "chwytliwe" jest to pojęcie, jak silnie potrafi zawładnąć myślami i uczuciami tego, kto już je poznał i go posmakował - zaczynamy dostrzegać jaki potencjał to pojęcie zawiera. Potencjał, Coryllusem mówiąc "diaboliczny". Może nie tylko taki, ale również i ten.

Nie, oczywiście - nie tylko diaboliczny jest ten potencjał, bo przecież "szczęście wieczne" jest np. ważnym elementem katolickiej wizji Raju. (Tutaj znowu Makarios z Felixem, ale jeszcze nie teraz. Albo i w ogóle.) Jednak jeśli "szczęście" nie jest tylko przeniesieniem względnie krótkotrwałej religijnej ekstazy na wyobrażenie o wieczności, naprawdę, jak mi się zdaje, nabiera wiele złowieszczego i diabolicznego potencjału. A w każdym razie potencjału liberalnego, potencjału pożywki dla lemingów, być może nawet idealnej pożywki... Więc w sumie sprowadza się to do tego samego.

Jeśli rzeczywiście jest to, z jednej strony - koncept wysoce intelektualny, niemal czysto korowy, z drugiej zaś - koncept ewokujący w niemal każdym silne pozytywne emocje - to czy łatwo znaleźć coś, co by się lepiej nadawało na paliwo dla propagandy, indoktrynacji, szemranej "edukacji"... Krótko mówiąc, dla wychowywania Lemingów? Czy może, bardziej precyzyjnie - do szczucia już gotowych Lemingów i przerabiania wciąż względnie normalnych ludzi na Lemingi?

Jeśli Bóg pozwoli, zajmiemy się tymi kwestiami w następnych odcinkach. Na razie tyle, dziękuję za uwagę i oklaski!

triarius