niedziela, lutego 11, 2018

Bonmot mój własny i w dodatku prywatny

Przez ponad dobę nikt się nie dał sprowokować (no, prawie, ale tylko w prywatnych rozmowach jakieś nieśmiałe protesty). No to dzisiaj dalszy ciąg, w postaci bonomotu. Mógłbym zaserwować masę miażdżących argumentów, które by was, Moje Kochane Czciciele Prywatnej Własności i Wolnego Rynku, zbiły z pantałyku i zachwiały w niezłomnych przekonaniach, ale umówiliśmy się, że najpierw sami to przemyślicie i tego się na razie trzymam. A teraz obiecany bonmot:

Mało jest rzeczy tak mało prywatnych, jak "prywatna własność"

No to i drugi, który mi właśnie przyszedł go głowy. Jako bonus (patrzcie, jaki ze mnie wolny rynek!):

Całe dane społeczeństwo składa się każdemu bogaczowi na jego złote kible i co tam jeszcze - w pojedynkę to on przecież sobie może ewentualnie... Co właściwie? Chyba po prostu kompletnie nic. A już na pewno nie obronić tę swoją własność przed bliźnimi swymi, którzy by mu ją chętnie zabrali. Tylko konkretny model i konkretne funkcjonowanie danego społeczeństwa pozwala zatem - jeśli nie uzyskać, choć to też, choć w o wiele bardziej skomplikowany sposób, to na pewno zachować cokolwiek, co by mogło kogoś innego skusić.

Nie mówię, przynajmniej w tej chwili, że to dobrze, nie mówię, że to źle - po prostu tak jest i trzysta lat liberalnej indoktrynacji nie może tego zmienić.

triarius