czwartek, lipca 26, 2007

Jak to wśród naczelnych bywa

Oto moje własne tłumaczenie pewnych fragmentów z książki Roberta Ardreya "African Genesis" z roku 1961. Tłumaczenie jest dość luźne, ale b. starałem się oddać sens, a poza tym nieco poprzestawiałem niektóre fragmenty, by uczynić z tego swego rodzaju zamkniętą całość.

Oczywiście z tak małych fragmentów trudno sobie wyrobić właściwą opinię o całym dziele Ardreya, można sobie nawet wyrobić opinię całkiem opaczną, nie ma chyba jednak innego wyjścia, bo na razie nie zanosi się, by ktoś miał Ardreya w Polsce wydać.

Dedykuję ten wpis liberałom i różnej maści "prawicowym" anarchistom - oczywiście tylko tym wyjątkowo bystrym i otwartym na argumenty, bo z większością rozmawiać się po prostu nie da.


Naczelne wypróbowały już w istocie wszystkie drogi. Istnieje nawet wśród nich ten nieagresywny szympans, który, jak się wydaje, zbudował swe społeczeństwo na niczym innym, niż własny dobry charakter. Istnieje w nim hierarchia dominacji, ale nie jest wcale surowa. Kiedy jedna grupa szympansów spotyka inną grupę w lesie lub na sawannie, wykazują ogromne podniecenie, ale żadnego antagonizmu, i wszystkie być może skończą pożywiając się na tych samych drzewach.

W agresywnych pawianach dostrzegamy za to najsurowszą władzę spośród wszystkich naczelnych. Duże stado pawianów, mogące liczyć nawet i sto sztuk, zajmuje wielki, stale ten sam teren na wyłączność, ponieważ nikt inny tam nigdy nie wchodzi. Wobec braku zagrożeń, ten teren nie jest broniony i stado na nim rezydujące nie uzyskuje żadnej organizacji w wyniku zbiorowej obrony i zewnętrznego antagonizmu. Cała współpraca opiera się na strachu przed oligarchią trzech, czterech lub pięciu potężnych samców, między którymi panuje zgoda, i których wspólnej dominacji nikt inny nie ośmiela się podważać.

Jest to autorytarne społeczeństwo przymusu i uległości, groźby i kary. Małpy japońskie mają podobne niekontestowane oligarchie, tak samo jak afrykańskie kapucynki w niektórych warunkach. Wszystkie, niezależnie od przemocy, którą dominujące zwierzęta muszą wywierać wobec podwładnych, są zasadniczo tyraniami i wszystkie nie są terytorialne*, w tym sensie, że nie zużywają energii, ani nie tworzą wzajemnej współpracy, w wyniku zbiorowej obrony.

Szympansy wykazały, jak sądzę, że musimy się liczyć z pewną dozą wrodzonej łagodności w potencjale naczelnych, jednak jest to tylko malutki płomyk świeczki wśród bardzo ciemnej nocy. Szympans jest jedynym naczelnym, który osiągnął ten arkadyjski sposób życia w stanie pierwotnej niewinności, a który kiedyś uważaliśmy za raj, który człowiek w jakiś sposób utracił. I to osiągnięcie rokuje niewielkie nadzieje na przetrwanie szympansów. Możemy ubolewać nad tyranią pawianów, z tym ich gangiem zbirów na szczycie, ale pawian jest mimo wszystko ogromnym ewolucyjnym sukcesem od Sudanu do Przylądka Dobrej Nadziei, zaś efektywność jego życia społecznego uczyniła go równym lampartowi i niemal równym człowiekowi.

Szympans przeciwnie - mimo swej inteligencji i siły, jest ograniczony do kilku zapomnianych, stale się zmniejszających regionów Afryki. Stado szympansów jest niezdolne do zespołowego działania. Jeśli któryś z nich dostrzeże niebezpieczeństwo, to szympans leśny ukryje się zanim jeszcze wyda ostrzegawczy okrzyk, zaś szympans żyjący na sawannie nie wyda żadnego okrzyku, opuszczając współbraci i dbając wyłącznie o siebie. To nieagresywne, pod wieloma względami godne podziwu zwierzę jest ewolucyjną porażką. To drugie pod względem inteligencji stworzenie na ziemi, albo utraciło zdolność społecznej skuteczności, albo też nigdy jej nie zdobyło i w głębi czarnej nocy, przemykając się przez leśne galerie, żyje przy wątłym ogniku zamierającej świeczki.

Był wciąż jeszcze zmrok. Stado pawianów dopiero co wróciło z żerowiska i ledwo miało dość czasu, by się rozproszyć po skałach wysoko spiętrzonych za figowcami. I oto nagle stado wydaje z siebie pisk przerażenia, a Marais** widzi lamparta. Wyszedł z buszu pewny swego, powolutku. Tak bezbronne są te pawiany, że lampart zdaje się dostrzegać, iż nie ma powodu do pośpiechu. Przysiada tuż pod niewielkim skalnym nawisem, obserwując swą zdobycz i rozważając problemy związane z terenem, a Marais zauważa dwa samce pawiana wychylające się znad skały wprost ponad drapieżnikiem.

Oba samce poruszają się ostrożnie. Lampart, jeśli je w ogóle dostrzegł, zignorował je. Całą jego uwagę przykuwała wielka kłębiąca się, piszcząca, bezbronna horda pomiędzy skałami. Potem oba samce spadły. Spadły na lamparta z wysokości dwunastu stóp. Jeden wgryzł się w kręgosłup drapieżnika, drugi rzucił się mu do gardła, uczepiając się od spodu łapami jego szyi. Momentalnie lampart rozpruł pazurami swych tylnych łap brzuch pawianowi wiszącemu mu na szyi i chwycił szczękami tego, którego miał na plecach. Było jednak już za późno. Pawian z rozprutym brzuchem dość długo przed śmiercią wpijał się zębami w jego gardło, by dosięgnąć kłami żyły szyjnej. 
 
Marais patrzyl, podczas gdy pod niewielkim skalnym nawisem wszystko zastygało w bezruchu. Zapadała noc. Śmierć, ukryta przed wszystkimi, poza niewzruszonymi gwiazdami, otuliła zarówno zdobycz, jak i drapieżnika. We wgłębieniach zaś, majaczących w ciemnościach skał, zwierzęca społeczność zapadała w sen.

-------------------------------------------------------------------------------------
* Co jest o tyle interesujące, iż im wyższa agresja grupy skierowana na zewnątrz, tym mniej agresji wewnątrz niej. Tutaj jest to tylko napomknięte, ale w innych miejscach Ardrey wykazuje to dobitnie. Interesująca myśl do podsunięcia co mniej tępym pacyfistom, zwolennikom globalizacji, i innym tego typu świrom.

** Eugène Marais - pierwszy europejski obserwator małp na wolności i ich wielki znawca. Prywatnie człowiek schorowany, nieszczęśliwy, morfinista i alkoholik, jak wielu geniuszy zresztą.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.