Pokazywanie postów oznaczonych etykietą TVN24. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą TVN24. Pokaż wszystkie posty

niedziela, lipca 24, 2011

Wysoki blondyn o skandynawskim wyglądzie

Kochana Władzo!

Z takim jakimś niepokojem, oraz wstydem, uprzejmie donoszę, że ja także, niestety, jestem wysokim blondynem o skandynawskim wyglądzie. Gdyby Kochana Władza chciała na mnie na przykład zapolować z nagonką, albo coś w tym guście, to ja się oczywiście dostosuję, ale będzie mi przykro i przyznam, że się nawet trochę boję. Nie tak, jak za krwawych rządów PiS oczywiście, kiedy to poza tym było mi duszno, ale jednak trochę.

Skandynawski wygląd mam po szwedzkich przodkach, wzrost także, choć nie tylko. Włosów praktycznie już nie mam, choć kiedyś były blond. Nie wiem, czy to jakoś mi pomoże, bo chyba Kochana Władza takich fryzur nie lubi, choć oczywiście nic nikomu w takich kwestiach nie narzuca, bo to by było nieeuropejskie i tak dalej.

To z tym skandynawskim wyglądem, z tymi Szwedami znaczy, się stało na długo przed moim urodzeniem i gdyby to o tej odpowiedzialności zbiorowej (co tak ładnie się czyta i w ogóle od razu człowiek ma takie europejskie myśli!) jeszcze obowiązywało, to ja bym prosił uwzględnić w moim przypadku jako okoliczność łagodzącą.

W końcu wymordowanie Kanaanejczyków, co to kiedyś podobno, nic pewnego, też już dawno przedawnione, i jakże słusznie! Choć to było o wiele dawniej, niż moi szwedzcy przodkowie, więc nieco się jednak boję.

Z drugiej jednak strony ci moi kompromitujący przodkowie byli jednak dawniej, niż ten niewinny figiel naszego wspaniałego Reżysera z trzynastolatką - tego z którego Polska jest tak dumna - a który to figiel przecież wszyscy ludzie rozumni słusznie zapomnieli i jeszcze słuszniej wybaczyli. I jest w tym niewzruszona dziejowa logika, że im bardziej nienawidzili pedofilii, tym skwapliwiej wybaczyli i z większą dumą to ogłaszali, bo też z humanizmu dumnym być należy, a najbardziej pryncypialni i niezłomni towarzysze byli przecież także największymi humanistami.

Przykładem towarzysz Dzierżyński, no i oczywiście sam towarzysz Stalin, o którym tak pięknie pisała nasza Noblistka, nie wiem dlaczego tak trudno teraz to znaleźć? Albo, już w wolnej Polsce, pan Michnik. Co innego, niestety, skandynawski wygląd. Którym, jak powiedziałem, sam jestem niestety dotknięty - mimo codziennego, naprawdę dokładnego, czytania Gazety Wyborczej.

Niepokoję się, wstydzę zresztą też, tym bardziej, że moje poglądy też dotychczas nie były całkiem pozbawione prawicowych naleciałości. Niestety, nikt z rodziny nie był w KPP, ani nawet w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy, nikt nie zadbał, żebym miał słuszne poglądy, jakie się stamtąd wynosiło. Kiedy Polska odzyskała wolność próbowałem jakoś się urządzić, zamiast na przykład działać w młodzieżówce SLD i budować swój humanizm od podstaw. (Na swoje usprawiedliwienie powiem, że Platformy wtedy jeszcze nie było, ale, z drugiej strony, to także i ja ją w końcu wymodliłem.)

Ja się tego wszystkiego wstydzę, przysięgam! Ale naprawdę nic się nie dało zrobić. Gdyby to o odpowiedzialności zbiorowej jeszcze obowiązywało, to ja bym naprawdę prosił, żeby to jakoś może uwzględnić? (Tylko nie chcę tego stale powtarzać, bo przecież Kochana Władza i tak ma wiele do roboty.)

Co do wyglądu, to ja naprawdę się postaram to zmienić i uczynię absolutnie wszystko, co w mojej mocy, żeby wyglądać jak panowie Kuczyński, Kwaśniewski, a gdyby skleroza i inne wzbudzające szacunek oznaki dorosłości jednak wzięły górę, to chętnie jak pan Bartoszewski. Obiecuję, że od dziś będę się co najmniej przez 4 godziny dziennie wpatrywał w zbiorowe zdjęcie tych panów i natężał wolę, żeby się do nich upodobnić! Tak mi dopomóż łagiewnicki Bóg i mój patron - św.p. biskup Życiński!

(Przepraszam pana Michnika, którego codziennie czytam i w ogóle uwielbiam, że go tutaj nie wymieniam, ale jednak on nie ma tej najtypowszej urody genetycznego humanisty. Choć nic mu oczywiście nie chcę ujmować, bo rodowe nazwisko i zasługi jego i jego wspaniałej rodziny wyrównują ten brak z nawiązką!)

Co do terroryzmu, to nigdy się nim nie zajmowałem, ani też nie byłem jego zwolennikiem, niestety rozumiem, że Kochana Władza nie może się zajmować każdą pierdołką i przed polowaniem z nagonką mnie taki drobiazg nie może uratować, bo gdyby tak Władza uwzględniała takie różne duperele u każdego obywatela, zamiast robić swoje, surowe prawo ale prawo i tak dalej, to by całkiem nie miała czasu na działalność statutową. I w ogóle.

W ostatnich słowach mojego listu powiem jednak, ponieważ przed Kochaną Władzą nie mam nic do ukrycia, a to może Kochanej Władzy ułatwić (jak każda zresztą informacja, którą sobie na temat obywatela skądsiś wygrzebie), że nie jestem masonem, ani też jakimś bardzo namiętnym syjonistą.  (Mimo oczywiście pilnego czytania Gazety Wyborczej, która jest moją codzienną duchową strawą, i oglądania TVN24.)

Chodzi mi o to, że źle, że nie jestem, ale chyba, mam nadzieję, dobrze, że sam o tym mówię. Bez polewania wodą, wyrywania paznokci czy strzelania w tył głowy. W końcu to zajmuje czas i niepotrzebnie Kochaną Władzę męczy. (Choć co ja tam, skromny leming, znaczy obywatel, mogę wiedzieć!) Wiem, że to tylko duperele, ale gdyby je Kochana Władza zechciała uwzględnić w charakterze okoliczności łagodzących, byłbym niesłychanie zobowiązany i kochał Kochaną Władzę jeszcze bardziej, niż dotychczas.

Jednak jeśli Kochana Władza woli urządzić sobie na mnie łowy, pozamykać do więzienia, może nawet postrzelać, nasłać brygadę dzielnych antyterrorystów (o założeniu podsłuchów nawet oczywiście nie wspominam), to ja się oczywiście, jako lojalny obywatel, podporządkuję.

Ale będzie mi trochę przykro, bo przecież tylu wrogów Kochanej Władzy i ludzkości w ogóle chodzi sobie tam na wolności i knuje! Przykro nawet nie tyle z mojego własnego powodu, ale dlatego, że Kochana Władza mogłaby (jeśli mogę wyrazić swój obywatelski postulat) wykorzystać swoją energię lepiej, na przykład strzelając do tych wszystkich paskudnych PiSowców! (Co mówią o mnie leming, a o panu Tusku to w ogóle wstydzę się powtórzyć, co mówią.)

Pozostaję Kochanej Władzy uniżonym sługą

podpis nieczytelny

P.S. A co do fryzury, to właśnie zacząłem zapuszczać sobie taką, jak miał towarzysz Kociołek. Myślę, że się Kochanej Władzy spodoba, choć to jeszcze trochę czasu zajmie.

poniedziałek, czerwca 23, 2008

Znowu biężączka (wow!)

New York Times ujawnia, że w Polsce trzymano i torturowano najważniejszych spośród przywódców al kaidy złapanych przez Amerykanów. Rewelacja o tyle cienka, że te same informacje podawała owa gazeta już dwa lata temu, a teraz, z tego co kojarzę, na ich poparcie ma dodatkowo tylko wyznania jednego anonimowego informatora. Nie byłoby więc specjalnie o czym mówić, gdyby nie jedna istotna sprawa. Jaka? Oczywiście sprawa ewentualnej wojny Izraela i jego sojuszników z Iranem i jego sojusznikami, oraz reperkusji tego dla naszego kraju.

Polska jest, jak to całkiem niedawno oficjalnie podkreślono i przypomniano, sojusznikiem Izraela wprost wyjątkowo gorącym i chętnym do pomocy, jednak nasze elity nie mogą być całkiem pewne, czy ich miłość do Izraela i to wszystko co w mniej wyrafinowanych, ale szczerszych czasach określono by mianem "filosemityzmu" jest tak całkiem do końca dzielona przez ciemne masy. Czy każda matka polskiego żołnierza, wieszając mu na szyi szkaplerzyk - skoro już ten lud taki ciemny, że nie wiesza Che Guevary albo Michnika - powie mu ze łzami w oczach: "Idź synku na tę wojnę i nie oszczędzaj się ani kulom nie kłaniaj, a jeśli zginiesz za Izrael i w ogóle braci starszych, będę cię wspominać jako bohatera, a twoja dusza od razu trafi do raju". I tak dalej.

W związku z tym już dość dawno niektórzy oszołomowie snuli przypuszczenia, że Mossad postara się jeszcze, by na nas jeszcze przed akcją odpowiednio Arabów, islamistów, al kaidę, i kogo tam jeszcze się da z tego towarzystwa napuścić. Aż do zamachu al kaidy włącznie. Niezależnie od tego, czy to będzie prawdziwa al kaida, czy też mniej prawdziwa. Na razie mamy artykuł w New York Times. Będzie teraz coś dalej? Czy już od razu ta wojna, bez dłuższego czekania na słuszny wybuch gniewu Polaków na islamistów? (A całkiem przy okazji wrogów Izraela.)

* * * * *

Przezabawne są te deklaracje obrońców III RP, iż "protestują przeciw finansowaniu książki o Bolku z publicznego budżetu"! Tym bardziej zabawne, że spora część tych ludzi to liberałowie. Książka, po którą tworzą się kolejki godne niemal najlepszych czasów późnego Gierka... (I tak samo jak wtedy, większość odchodzi z kwitkiem.) Książka która bez trudu sprzedałaby się w naprawdę ogromnym nakładzie (jak na dzieło naukowe, a nie "Arlekina") - co najmniej tak z 20 razy większym od obecnego nakładu - "jest finansowana"! Niczym dzieło Michnika, finansowane przez Ministerstwo Kultury, o czym wielokrotnie pisał Waldemar Łysiak.

Paranoja, a u kogoś, kto się podaje za liberała, to już nie wiem jak to można określić. Ja sam bardzo chętnie bym tę książkę z prywatnych środków sfinansował. Ba, nawet załatwił bym sobie na to linię kredytową. Oczywiście za udział w zyskach. Nasi liberałowie widzą to jednak inaczej. Może powinni się w każdym razie cieszyć, że tej jednej chociaż rzeczy Unia nie sfinansowała? Choć mnie bardzo by się podobała taka tabliczka akurat na tej książce i na budynku IPN.

(Swoją drogą szkoda, że przegapiłem tę demonstrację pod Stocznią w sprawie IPN. Dowiedziałem się o niej dopiero po fakcie, z TVN24. Może kiedyś słyszałem, że ma być, ale zapomnałem.)

* * * * *

TVN24 uznał już wyraźnie, że nie może nadstawiać dupy za Tuska i jego wesołą gromadkę - skoro sami sobie nie chcą pomagać, to nikt inny i tak tego za nich zrobić nie zdoła. Nie jest jednak tak, by się TVN24 od razu przeniósł do obozu oszołomów, faszystów i moherowego ciemnogrodu. Na razie siedzi sobie TVN24 na płocie. Dupa nieco boli, ale daje się wytrzymać, potem zobaczymy co będzie. Tak sobie myśli.

Przykładów jest sporo, na przykład dzisiejszy ślimaczy strajk tirów. Pokazywano go w TVN24 całkiem sporo, choć także takie miejsca, gdzie go, mimo zapowiedzi, całkiem nie było widać. To jednak i tak już nie to samo, co w przypadku długich na pół setki kilometrów kolejek tirów na granicach na początku miłościwych rządów obecnej koalicji. TVN24 nie byłby jednak sobą - w końcu Bolek może się jeszcze jakoś, z pomocą Putina, Merkeli i Mossadu wykaraskać, a z nim Tusk wraz z całą resztą... Nie można wszystkich jajek do jednego koszyka, a tym bardziej moherowego...

Więc TVN24 podał na zakończenie takiej transmisji z ślimaczego strajku, że (moimi własnymi słowami): "jest już i ofiara tego prostestu, bowiem pewna kobieta nie zauważyła korka, nie zahamowała na czas i wylądowała w szpitalu".

Powiem tak: gdyby chodziło o korek od butelki, należałoby jej odebrać prawo jazdy i przydzielić psa przewodnika, wraz z gustowną białą laską. Tutaj jednak ten korek był większy, niemal tak wielki jak propagandowe błazeństwa propagandzistów WSI24. Cóż, widać że ból pośladków spowodowany siedzeniem na płocie rzuca się z czasem i na myślenie. Bolek, Bolek! I coś ty chłopie zrobił najlepszego?!

* * * * *

Donald Tusk wyznał, że nie wyklucza wystartowania w wyborach prezydenckich za dwa i pół roku. Obawiam się jednak, że wtedy to czeka nas raczej gwałtowny rozwój sądownictwa i wiedzy prawniczej. (Przewidziany zresztą przez Spenglera, bo prawo to coś, czego rozwój mamy wedle niego jeszcze przed sobą!)

Dlaczego tak sądzę? A bo jak sprawiedliwie rozsądzić takie np. przypadki, że biznesmen swojemu nieuczciwemu kontrahentowi powie "ty tusku"? Albo menel menelowi od tusków nawymyśla. Sąd będzie musiał rozstrzygnąć, czy "tusk" zostało użyte jako rzeczownik pospolity, i jako tak, to w jakim języku - polskim czy kaszubskim... Czy też może jako nazwisko konkretnej osoby... Bo w końcu mogłoby chodzić np. o dziadka - tego od mandoliny - byłego min. Giertycha, i paru innych spraw. Takie przewiduję atrakcję na okres tuż przed przyszłymi wyborami prezydenckimi, nie zaś to, czy Tusk wystąpi nich, czy też nie.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

wtorek, czerwca 03, 2008

Jak się w III RP robi politykę (czyli biężączka à la Tygrys)

Ja tu oferuję biężączkę rzadko, a nawet kiedy, to jest to dość specjalny rodzaj biężączki. Nie żeby lepszy, czy coś - w istocie bez tamtej prawdziwej biężączki, którą poznaję przede wszystkim na blogach (z dodatkiem TVN24, państwowej telewizji i TV Trwam) byłbym głupi w bieżących krajowych tematach jak nowonarodzone dziecię kangura (to wyjątkowo głupie bydlęta te kangury!), albo nawet jakiś - o zgrozo! - marszałek Komorowski.

Czasem się jednak na biężączkowe tematy wypowiem, kierując się zasadą, że "biężączka to zbyt poważna sprawa, by zostawić ją wyłącznie biężączkowiczom". (Tak jak i prawa nie można, moim zdaniem, zostawić prawnikom, bo z tego wynika spora część obecnego upadku naszej cywilizacji, z nieszczęsną Polską na czele.) A więc oto mała porcja biężączki w stylu Pana Tygrysa...

Julia Pitera, pełniąca, z tego co kojarzę, w obecnym rządzie jakieś hiper-odpowiedzialne stanowisko w ramach walki z korupcją, oburzała się przed chwilą w TVN24 na polityków, którzy sobie na służbowe karty kupują pizze. Nie ma bowiem, zdaniem pani Pi, żadnego znaczenia ile pieniędzy podatnika zostaje w podobnie karygodny sposób przehulanych. Rozumem, że nieważne, czy mamy do czynienia z przejęciem kilku szpitali, leżących na wartych miliardy terenach, które potem można z korzyścią spieniężyć a uzyskaną sumę schować do prywatnej kieszeni, pacjentów wysyłając szybkim lotem na łono Abrahama, czy też że zapracowany polityk, głodny jak diabli, kupił se z karty, która akurat wpadła mu w rękę pizzę Carbonara z podwójną porcją oliwek.

Madame Pitera jest tak oburzona tymi ostatnimi praktykami, że aż "odechciało jej się" (to jej własne słowa!) zaprezentować raport, który je ujawnia... W trosce, jak mówi, o naszą psychikę, ponieważ opisane w tym raporcie fakty były aż tak wstrząsające. I jeszcze mówiła coś o tym, że zaufanie do całej klasy politycznej zbytnio by na tym ucierpiało. "Całej"? Dlaczego całej? Że spytam.

Przecież największą i najpopularniejszą partią w tym, przyznaję - nieszczęsnym - kraju jest Platforma Obywatelska. Której politycy żadnej prywatnej pizzy sobie na państwowe karty nie kupują. Ba! - oni nawet na pizzę nie spojrzą. Co innego homary i kawiory. Ale zawsze za swoje. Co nie ma oczywiście nijakiego związku z prywatyzacjami szpitali i podobnymi sprawami.

Towarzyszka (partyjna oczywiście - Tuska Donalda i Schetyny Grzegorza m.in.) Pitera, kiedy ją dziennikarz TVN24 łagodnie pocisnął na temat tego nieopublikowanego, nieznanego nikomu w żadnej oficjalnej wersji, a tak wedle słów jego autorki wstrząsającego, raportu, odrzekła była, że przecież te informacje były już dość obficie podawane przez media. No to ja zapytam - w ramach przecieku były mediom znane i podawane? Bo jeśli nie, to co to ma wspólnego z raportem tow. Pitery i w ogóle jej działalnością?

Działalnością, przypominam, za podatnika, czyli nasze, pieniądze. Która polega na tym, że się za coś polityk bierze, potem zaś "mu się odechciewa". Za co więc otrzymuje pieniądze? Że spytam. Co więcej, jak każdy z pewnością wie, nie jest to u tow. Pitery aż tak wyjątkowe zachowanie. Mieliśmy już dokładnie to samo ze słynnym raportem na temat zbrodni Mariusza Kamińskiego i CBA. Przyznam, że ja bym już wolał tow. Piterze zafundować jedną czy drugą pizzę, niż tolerować jej opieprzanie się połączone z biciem piany w różnych tefauenach. (Wczoraj była zresztą w programie Pospieszalskiego, i także oczywiście bełkotała pokrętnie oraz bez sensu.)

Oczywiście - działalność tow. Pitery MA swój cel, sens i jest warte, by był opłacane. Tow. Pitera pojawia się przecież zawsze na wizji, fonii i ze swymi rewelacjami wtedy, gdy coś w Platformie tak zaczyna śmierdzieć, że nawet tępy rozum niedokształciucha uważającego że Tusk jest cool, ma z tym drobne problemy. Zaś dziennikarz TVN24 zaczyna się lekko obawiać, że jutro Waaaadza może uznać, iż Platforma zbyt już się skompromitowała. I trzeba zdjąć z niej parasol medialnej ochrony. A wtedy on, gorliwy i służbisty dziennikarz, zostanie nagle z dłonią w nocniku. Tylko dlatego, że wykazał przesadnie wiele gorliwości w realizacji dotychczasowej linii.

A więc, nie zarzucajmy tow. Piterze, że nic nie robi! Robi masę, i to na samym froncie brutalnej walki z faszyzmem i widmami IV RP. Pozostaje tylko pytanie - czy na pewno właśnie ZA TO są w Polsce opłacani demokratycznie wybrani politycy?

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

wtorek, kwietnia 01, 2008

Może trochę WSI24? O pedałach może być? Proszę bardzo!



triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, stycznia 18, 2008

Odnowiona prokuratura i trzech rannych (niestety lekko)

O dzienniku Stefana Kisielewskiego "Gazeta Wyborcza" napisała kiedyś, w samym tytule zresztą, "nudna ważna książka". I, co nieczęsto jej się zdarza, w połowie miała rację. W tej pierwszej oczywiście, bo Kisielewski akurat na tyle był bystry, by zyskiwać na dość żałosnych zabawach w ciuciubabkę z prlowską cenzurą, no i by się nadawać na Wielkiego Guru liberałów. Czyli w sumie niewiele.

Ale ja nie o Kisielewskim. Ten rzadki przebłysk bystrości cum prowdomówności u gazety, którą pieszczotliwe nazywam sobie "Głosem Szabesgoja", nasunął mi się w związku z wczorajszą "konferencją prasową" odnowionej prokuratury. Kto tego przedziwnego spektaklu nie widział, to albo całkiem nie ma nad czym płakać, widać ma politykę w nosie... albo też, jeśli pasjonują go mechanizmy władzy, ukryte sznurki, szeptem wypowiedziane półsłówka od których walą się lub powstają imperia... Wtedy naprawdę powinien głowę posypać popiołem i szukać, szukać, szukać z tej "konferencji" videonagrania.

Powie ktoś: "po co? te same tępe mordy, te same rozbiegane oczka, które oglądamy już od paru miesięcy". Fakt, wszystko to było w nie mniejszym natężeniu, niż w każdym wystąpieniu nowej władzy. Czy w każdym razie nowych frontmenów, bo dzisiaj prawdziwa władza aż tak się na widok plebsu już się nie wystawia. To nie czasy skrofułów, królewskich sądów pod rozłożystym dębem i starych koni ciągnących za sznur dzwonu by zwrócić uwagę na swe krzywdy!

Jeśli jednak miało się dość politycznego rozumu, by plwać na tę - paskudną zaiste - skorupę i zstąpić do głębi, czekała człowieka, a w każdym razie konesera politycznych mechanizmów, przesmakowita uczta. Władza mianowicie, w osobach tych tam prokuratorów, powiedziała dziennikarzom, i społeczeństwu - zarówno pośrednio, przez tych dziennikarzy, jak i bezpośrednio za pomocą telewizorów - ni mniej ni więcej tylko to...

"Mamy was głupe ćwole w dupie! Skoro byliście tak durni, albo tak słabi, co na jedno wychodzi, że wystarczy w co drugim zdaniu powiedzieć wam 'demokracja' byście przełknęli wszystko... Konstytucje Europejskie na przykład, pod nieco zmienioną nazwą... No to wiedzcie, że teraz nawet nie będziemy specjalnie udawać... Bo udawanie wymaga mimo wszystko pewnego wysiłku i zajmuje czas... Biurokracja może WSZYSTKO, a my teraz będziemy to wykorzystywać na całego... Wiemy bowiem że nikt nas nie jest w stanie skontrolować, jak i nikt nie próbuje nawet kontrolować tych tam brukselskich dobroczyńców ludzkości...

A więc wszystko co nam nie pasuje, a jakoś psim swędem trafi w tryby naszej Wielkiej Machiny, zostanie tam utrupione, przetrzymane aż do przedawnienia... Wszystko zaś, co mamy ochotę zrobić, nabierze pędu i, per fas et nefas, zostanie doprowadzone do pozytywnego - dla nas, bo przecież nie dla was, głupie ćwole - końca...

Nikt nas też nie śmie kontrolować, czy patrzeć nam na ręce, mamy bowiem odpowiednie przepisy, które dają się tak zinterpretować, że mówienie czegokolwiek o tym, co robimy, szkodzi naszej pracy, która przecież jest ważna, odpowiedzialna... No a poza tym to my interpretujemy przepisy i mamy sankcje, gdyby komuś zechciało się robić nam wbrew... A więc żadnych pytań, żadnych pretensji, że nie mówimy kogo obecnie mamy ochotę wsadzić do pierdla, na kogo szykujemy haki (co za brzydkie słowo, fuj!).

Powiemy wam kiedy wyrok będzie już praktycznie pewny, bo dowody będziemy mieli takie, iż niezawisły sąd nie będzie po prostu mógł inaczej... Czyj jest zresztą ten niezawisły sąd, wasz, głupie moherowe bydło, czy nasz?"

I tak to sobie szło dłuższy czas, ja podałem samą esencję, bo, jak na polityków... Sorry! Prokuratorów, przystało było tam tak na oko z 95% czystej H2O.

Czy to już wszystko? Nie! Była bowiem jeszcze część artystyczna. Jak przystało na dobre bolszewickie wzory przeniesione żywcem do nowej, jeszcze bardziej przecież medialnej, epoki. I ta część artystyczna miała rolę nie mniejszą od samego expose... Mistrzostwo po prostu! Samego pronuntiamiento by się żadna latynoska junta nie powstydziła, a tutaj jeszcze część artystyczna, równie ważna...

Część artystyczna była próbką tego, co otrzymają dziennikarze, gdyby się mimo ostrzeżeń zaczęli dopytywać o to, co też Odnowiona Prokuratura robi. Było to ględzenie na trzy głosy, chyba z godzinne co najmniej, tak nudne i pozbawione treści, że nie tylko mało kto mógł przy tym wytrwać - i to chyba tylko jeśli przespał w całości poprzednie 72 godziny - ale przede wszystkim, żadna gazeta, nawet Głos Szabesgoja, nic takiego by nie mogła swoim czytelnikom (jak durnymi szabesgojami by nie byli) zaserwować.

Ale panowie odnowieni prokuratorzy serwowali to bez żenady i nawet im powieka nie drgnęła. Stacje, które to nadawały, a nadawały co najmniej dwie - WSI24 i państwowa telewizja - z rozpaczy wpuściły na wizję wiadomość o tym, że na Heathrow samolot wyjechał z pasa i było trzech lekko rannych. I ją tam bez przerwy międliły, no bo co miał biedactwa robić?

Przez czas tej obłędnej "konferencji prasowej" z pewnością w każdym rodzimym powiecie było więcej, i ciężej, nowych lekko rannych... Ale to oczywiście się nie nadawało, bo trzeba był mieć coś efektownego na wizję i dla zajęcia uwagi słuchaczy podczas upiornej prelekcji o aktualnych poczynaniach prokuratury (odnowionej).

Szkoda że tylko lekko ranni i jedynie trzej, tsunami byłoby znacznie lepsze, ale jak się nie ma co się lubi... Jak to w mediach - ciężki chleb! I pomyśleć że ten czy inny moher zazdrości red. Lisowi! Albo Wołkowi czy Wróblowi... A to przecież nasi "bracia mniejsi", jak ich nazywał Św. Franciszek. Czy to po chrześcijańsku?!

Mniejsza już o takie drobiażdżki jak to, że nowy styl pracy prokuratury - i zarazem nowy, z podniesioną przyłbicą, śladem Urbana Jerzego, plujący moherom w twarz styl informowania społeczeństwa o ważnych sprawach - został pozytywnie skontrastowany ze stylem byłego ministra Ziobry, który to durne moherowe społeczeństwo informował o wszystkim... Jakby był jakimś nawiedzonym liberałem, co to wierzy, że swobodny obieg informacji to podstawa. Ale to naprawdę tylko drobiażdżki.

No a zakończenie? Zakończenie było takie, że ta "konferencja" jakoś się tak dziwnie rozpłynęła, a raczej przeszła bezszwowo w opłakiwanie tego tam samolotu na Heathrow i tych tam trzech lekko rannych. (A może to ja zasnąłem?)

Żadnych dziennikarskich pytań w każdym razie nie było. I wcale się nie dziwię, prokuratura (odnowiona) pokazała już na co ją stać i czym grozi jakiekolwiek pytanie. Następnego godzinnego wykładu o takim natężeniu bełkotu, wodolejstwa i nudy żaden dziennikarz, o słuchaczach telewizyjnych już nie mówiąc, nie byłby już w stanie przetrzymać - nie tylko zachowując przytomność, ale po prostu życie.

I tym pozytywnym akcentem, w oczekiwaniu na dalsze cuda pełowskiego rządu... A raczej tych smętnych pacynek, którym w dupie trzymają łapki ci, co je tam trzymają... Kończę. Jeszcze tylko niech mi będzie pozwolone zakrzyknąć: Niech żyje Odnowiona Prokuratura! Niech żyje PełO! Niech żyje nowy styl medialnej europejskiej demokracji!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, listopada 15, 2007

Może ktoś ma chęć na odrobinkę POezji?

Takie oto wierszydełko przyszło mi do głowy kiedym ze snu przechodził dziś w stan jawy. (Gdyby wymieniona tu stacja miała ochotę wykorzystać to jako hasło reklamowe, to moi negocjatorzy są już gotowi, a sejf przyszykowany.) A więc, proszę Państwa, chwila POezji...

Co piszczy w trawie? Co ćwiąka w prawie?

W sposób pełny, uczciwy i szczery,

PO linii i na bazie, w każdym dosłownie przekazie...

WueSI Dwadzieścia i Cztery!

* * * * *

No a całkiem przed chwilą, już w zasadzie na trzeźwo, stworzyłem jeszcze piosenkę dla przedszkolaków. Była to praca na zlecenie, bo brat_olin wyraził żal, że nic nie ma o naszym Przywódcy. A więc teraz jest i o Tusiu, więc już on najmłodszych lat będziemy się uczyć Go kochać.

(dzieci chodzą pojedynczo po całej sali, rozglądając się pilnie, szukając czegoś, z bardzo smutnymi minami śpiewając na melodię smętnego kujawiaka)

Dręczy nas dziś cuś...

Gdzie się podział Tuś?

Szukam, płaczę, nie ma Tusia!

Może umarł? Może siusia?

(nagle jedno z dzieci zauważa Tusia schowanego za kotarą - wszystkie dzieci radośnie i głośno)

Tuś mi Tusiu, tuś!

(teraz wszystkie dzieci sprawnie ustawiają się parami, po czym maszerują dookoła sali "gęsim krokiem" w rytm pruskiego marsza wojskowego)

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, września 10, 2007

Żakowski mówi prawdę

Zabłądziłem wczoraj niechcący na TVN24, gdzie odbywała się właśnie dyskusja autorytetów moralnych oddelegowanych na front dziennikarski. No i słyszę, jak niejaki Żakowski tak oto tłumaczy ostatni, dobrze chyba wszystkim tu znany, wyskok niejakiego Kwaśniewskiego (cytuję z pamięci, ale z całą pewnością bez przekłamań): "Prezydent Kwaśniewski miał rację, bo przecież honor Kaczyńskich to ich prywatna sprawa i nikt poza nimi nie ma powodu się tym interesować, natomiast od członkostwa w Unii zależy nasze bezpieczeństwo".

Nie będę się zniżał do komentowania głupoty, pokrętności i obrzydliwości słów owego indywiduum, ponieważ każdy człowiek przy względnie zdrowych zmysłach, który je kiedykolwiek usłyszał czy przeczytał musi z całą pewnością wiedzieć do jakiej kategorii ten osobnik należy i jak w związku z tym należy traktować jego elukubracje.

Sprawa jest jednak tym razem o tyle bardziej interesująca, że w kategoriach obiektywnych faktów - w odróżnieniu od swych opinii na temat tak dlań abstrakcyjnych spraw, jak honor - Żakowskiemu zdarzyło się powiedzieć świętą prawdę! Tak jest - od członkostwa Polski w Unii zależy "nasze" - czyli ich - bezpieczeństwo. Osobiście nigdy nie miałem co do tego większych wątpliwości, dlaczego postkomuna i związane z nią siły aż tak parły do tego, by nas tym unijnym członkostwem uszczęśliwić, czemu nie przywiązywały większej wagi do warunków tej akcesji, i dlaczego lojalność wobec Unii jest dla nich teraz ponad wszystko - bardziej w pewnym sensie, niż nie tak dawna lojalność wobec Ojczyzny Robotników.

Proszę zwrócić uwagę, że Żakowski nie powiedział, iż "Unia to dla nas wszystkich gwarancja przyszłego dobrobytu". Nie, takie rzeczy rezerwuje się dla plebsu, w propagandowych agitkach, kiedy trzeba przepchnąć w kolejnym referendum kolejny akces, kolejną konstytucję, kolejne euro... Nie powiedział też Żakowski, że "wszystkie te fundusze, pomoce i programy rozwoju stanowią dla nas wyborną okazję do nachapania się". Choć to mnie akurat specjalnie nie dziwi, ile prawdy w końcu można oczekiwać po takim kimś w ciągu jednej dekady?

Na razie jednak tę przyprawiającą o zawrót głowy sugestię odkładam na bok i wracem do zasadniczego wątku. Możliwość, iż Żakowskiemu chodziło o to, że Unia w razie czego obroni nas przed Rosją, wydaje mi się zbyt absurdalne, nawet jak na Żakowskiego. Istnieje też teoretycznie inna możliwość - taka mianowicie, że Żakowski sugorował, iż Unia, albo też jej część, mogłaby nas zaatakować, gdyby nie to, że jesteśmy również jej członkiem. Pozostawiam Czytelnika sam na sam z tą interesującą myślą, sam nie odważam się przypisywać wyrażania jej, czy choćby świadomego jej formuowania w myślach nawet takiej kreaturze, jak nasz bohater. Nie, żeby on mi do tego całkiem nie pasował, ale przecież... Ta myśl jest napawdę wybuchowa, może mimo wszystko warto nieco głębiej ją podrążyć i spytać tego czy owego spośród moralnych autorytetów i euroentuzjastów o autorytatywną opinię?

Żakowski musiał być nieźle zdenerwowany, w końcu usprawiedliwianie niedawnego (nie powiem "najnowszego" bo kiedy to piszę, tamten mógł już zrobić coś równie głupiego i wrednego, bo to przecież całkowicie w zakresie jego możliwości) wyskoku Kwaśniewskiego to nie jest zadania wdzięczne czy łatwe. Ale cóż, na froncie ideologicznym robi się to, co naczalstwo robić karze, więc Żakowski wyboru wielkiego nie miał. No i z tego zdenerwowania chyba wyrwało mu się parę, niezwykłych u niego, słów prawdy.

Istnieje wprawdzie i inna możliwość. Ta, że Żakowski wiedział, co mówi - może sobie nawet to wcześniej zaplanował, może mu to wcześniej napisali, w końcu wiadomo było od paru dni, że po Kwaśniewskim będzie trzeba sprzątać - i chytrze udając, że w zdenerwowaniu wyrwało mu się coś tak w jego sferach niezwykłego, jak parę słów prawdy, przypomina towarzyszom, gdzie chleb posmarowany. Oraz co mogłoby im grozić, gdyby nie Unia i gdyby nadal miał szaleć kaczyzm i rozbestwiona czerń.

Po co ja to w ogóle mówię? Nie wdając się w metafizyczne rozważania na temat sensu pisania o polityce na blogu, czy jego braku, powiem, że - jeśli takie pisanie w ogóle ma jakikolwiek sens - to być może warto zwrócić ludziom uwagę na to, co jest najsilniejszą nicią wiążącą rodzimych postkomunistów i ich różowych przydupasów spod znaku szeroko pojętego Michnika z Brukselą i Berlinem.

Tą nicią jest, powtórzę to, co sam o tym od zawsze sądzę, a co Żakowski, zapędzony niechcący przez koleżkę do narożnika, właśnie potwierdził - przekonanie, iż Polacy mogliby w końcu, w jakimś momencie desperacji, albo może właśnie odzyskując zdrowie po stuleciach bezsiły i eunuchowatości, z postkomuną zrobić porządek nie oglądając się zbytnio na europejskie standardy. Co spowodowałoby również, że różowa lewica spod znaku szeroko pojętego Michnika straciłaby jakiekolwiek znaczenie.

Kraść - oczywiście, Unia daje do tego masę okazji. Ale tutaj nie ma przecież aż takiego gwałtu. "Jeśli się u żłobu utrzymamy", zdaje się mówić Żakowski i inne tego typu kreatury, "to na pewno ani nam ani naszym wnukom źle się działo nie będzie. Co innego, gdyby ta hołota się naprawdę zbuntowała. Wtedy nie tylko konta, ale i samo nasze bezpieczeństwo, byłoby zagrożone. Ale do tego Unia przecież nie dopuści i dlatego jesteśmy całym sercem z Unią!"
triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

poniedziałek, czerwca 18, 2007

Bosak vs. Sierakowski - czy jest się z czego radować?

Czasem najlepiej wychodzą spontaniczne wypowiedzi, a blog (choć to przecież nie jest żaden blog) to medium dość do tego pasujące. A więc wkleję tu to, com przed chwilą rzekł na Forum Frondy, bo wydaje mi się, że było dość celne, a sprawa, o którą chodzi, jest, albo będzie, dość powszechnie znana.

Sprawa ta, to wczorajsza debata posła Bosaka z LPR i lewakiem Sierakowskim na gościnnych falach WSI24. Clipu z tą debatą nie znalazłem na portalu tej słynącej z prawdomówności instytucji, choć clipy na temat samej sprawy, wcześniejsze, są np. tutaj. (Klikać proszę tylko, jeśli ktoś naprawdę musi!)

Swoją własną odpowiedź wklejam, ponieważ wyraża ona moje bardzo ogólne przekonania dotyczące charakteru obecnej społecznej i ideowej "debaty" pomiędzy ludźmi w miarę normalnymi, a agresywnym i bezczelnym lewactwem.

Niektóre, dość nieliczne wprawdzie, reakcje na wczorajszą debatę, były takie, jak poniższa:
Wystarczyło ataku posła LPR, żeby z salonowego rewolucjonisty wylazł mały, chytrawy, trochę przestraszony, a zarazem węszący, co by tu jeszcze można ugrać i wysępić lizus i cwaniaczek.
Sierakowski jest Smierdiakowem polskiej publicystyki.
Czyli w sumie b. optymistyczne, zgoda? W każdym razie, jak na te czasy, kiedy to raczej lewactwo ma powody do optymizmu, nam zaś jakoś ich stale brakuje. (A przynajmniej ja to tak widzę.)

Z czym ja się nie zgodziłem, odpowiadając tak:
Ja tego "przestraszonego" absolutnie nie dostrzegł. Cała reszta - zgoda. Ale nie dostrzegam powodu, by się z tego cieszyć.

Kto tutaj może być przestraszony? Lewactwo? Nie sądzę...
Zaś ogólnym moim podsumowaniem całej sprawy był poniższy mój wpis. Który, jak mam nadzieję, daje się zrozumieć w także w znacznie ogólniejszym kontekście, nie tylko przez tych, którzy znają wczorajszą debatę.
Naiwniaczki z Was...

Sierakowskiemu nie zależało na elegancji czy trafności argumentów, on nas porażał swoją pewnością siebie i bezczelnością. Jego zarzut, że Bosak ćwol, bo nie czytał Gombrowicza, trafi do 99,8% wykształciuchów, a nawet na tym forum zapewne do 80%.

Na zarzut, że on nas chce wykluczać, podczas gdy my jego nie, nawet nie raczył odpowiedzieć. Bosak zaś, którego b. cenię, może pod wpływem ujadania tego obłudnego dziennikarzyny, nie potrafił nawet powiedzieć, że "Jak to tak? Jedna strona określa wszelkie reguły, wykluczając kogo chce, a druga ma się z tym godzić? Kto zadecydował, że TO WłAŚNIE jest ta demokracja?"

Tyle, że i tym by się Sierakowski nie przejął. Oni nie argumentów się boją, bo wiedzą, że za nimi jest siła, my zaś możemy tylko ćwierkać, a i to coraz ciszej.

A uwaga Sierakowskiego o kapitaliźmie? Paradne, oczywiście, ale przecież nikt nawet mu nie próbował odpowiedzieć! To może w kapitaliźmie (Sierakowski broni kapitalizmu, niezłe!) Sierakowski chce zarobić na produkcji swych bzdetów, ale przecież ktoś musiałby za to chcieć mu płacić.

No a to z pornografią, kiedy się ten smętny dziennikarski najemnik wykręcał, że "grupa czarnych mężczyzn wykonujaca inne czynności seksualne, czego nie można pokazać przed 23:00, NIE JEST PORNOGRAFIą - on tego nigdy nie powiedział".

Ludzie, z takimi sukcesami to nasze dzieci będą w kołchozach za zabawki dla pedalstwa. Już lepiej chyba by było dla arabusów. Naprawdę nie ma się co takimi sukcesami podniecać.
Tak to widzę, nie oszukuję, nie kokietuję. Spengler powiedział, że "optymizm jest tchórzostwem", a ja naprawdę nie dostrzegam wielu powodów do optymizmu. Mam nadzieję, że waga spraw, o które mi chodzi usprawiedliwia ten - przyznaję, dość oryginalny - środek wyrazu, jakim jest cytowanie samego siebie.

A w ogóle, skoro już jesteśmy przy autopromocji (w końcu mamy liberalizm, w którym "nie sprzedajemy mydła, tylko kupujemy klientów" i te rzeczy) to polecę Państwu moje własne mini-opowiadanko sprzed lat pt. Miniaturka. Jest ono ściśle związane z omawianym w tym poście tematem.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

czwartek, grudnia 28, 2006

Wróbel z Lizutem, czyli Świąteczne Gazowanie

Przez parę ostatnich dni nie śledziłem polityki zbyt dokładnie, i nie było to zapewne bez związku ze świętami. Od normalnego TVN24 obrzydliwsze jest bowiem tylko TVN24, które:

- opłakuje jakąś narodową katastrofę, albo...
- mizdrzy się w związku z jakimś świętem

Ze świąt zaś Boże Narodzene jest bez tu porównania najgorsze. Oficjalnego mizdrzenia się nie znoszę po prostu, od Chopina (nawet samego w sobie) mnie mdli, a co dopiero, gdy puszczają mi go jako tło do dożynek z tow. Gierkiem albo tańców wokół europejskiej flagi. Do tego wszędzie oczywiście pełno tych paskudnych czerwonych, wielkich i otyłych krasnali z brodą z waty, oraz "Jingle Bells", więc w ogóle w święta nie pozostaje nic innego, jak odciąć się od mediów i czytać w kącie książkę.

Zresztą, kiedy na TV Puls, na zakończenie niezłego patriotycznego programu z udziałem Gwiazdów, Anny Walentynowicz i sporej ilości innych porządnych ludzi, słyszę "Stille Nacht" - wprawdzie po polsku, ale jednak - to też się zaczynam zastanawiać, gdzie właściwie żyję. Naród nieprzesadnie mamy muzykalny, ale akurat pięknych kolęd Polakom nie brakuje.

Dzisiaj jednak na TVN24 to już nie świąteczny nastrój, bo cały dzień wydaje się (z mego urywkowego oglądu) poświęcony robieniu dzikiego rabanu, w spółce z Gazownikiem, na temat ciążowej ankiety ministra Giertycha. Tutaj już TVN24 się nie mizdrzy tylko szaleje, jak za swych najlepszych czasów, choć pretekst do ataku wydaje się po prostu wyjątkowo cienki.

To jednak nie przeszkadza, by przeprowadzać liczne i nabrzmiałe oburzeniem wywiady z politykami opozycji i masą innych światłych ludzi. Starałem się na to nie patrzeć, ale mimo to obejrzałem sporą część rozmowy dziennikarzy Wróbla i Lizuta z Gazownika na tamat wspomnianej ankiety.

I nie - oczywiście Lizut bije Wróbla w obrzydliwości o cztery (wróble) głowy, ale wcale nie dręczy mnie sumienie, iż na forum prawica-niet zapytałem kiedyś "czy to ten mały pedałek?" (bo naprawdę wtedy nie wiedziałem, który to Wróbel), co przyczyniło się walnie (obok TW Bolka, za co również nikogo nie zamierzam przepraszać) do zabanowania mnie z tego prześwietnego forum. Cóż, jeśli polska prawica tak się stara o jedność i stworzenie jakiegoś frontu, to co ja mogę?

Wróbel rzeczywiście dość żałosny, szczególnie, gdy zaczął coś ględzić o "pytaniu swoich uczennic o ich okres". Tego bloga nikt nie czyta (bo to jest taka moja prywatna, odważna jak na szufladę, szuflada, do której sobie piszę, w ramach treningu), więc mogę powiedzieć, że takie kobiece sprawy wcale mnie nie odstręczają, wręcz przeciwnie, ale na wszystko istnieje czas, miejsce i człowiek, zaś TVN24 i Wróbel w tym temacie to żenada.

W ogóle ta rozmowa pogłębiła moje obrzydzenie do dziennikarskiej profesji. Jakąś rację miał Spengler, mówiąc, że "nie chodzi o wolność prasy, tylko o wolność OD prasy". Nawet najporządniejszy dziennikarz będzie jadł z dzióbka, w dodatku na wizji, najgorszej i najbardziej kretyńskiej dziennikarskiej szui, i bronił jej przed wszelkimi atakami. Jeśli to nie jest super-korporacyjne zachowanie, to nie wiem, co nim może być. Zabawne też, że większość tych naszych (?) dziennikarzy zdaje się uważać za liberałów.

Gazownik zdaje się napisał bardziej ewidentne, niż w większości przypadków, kłamstwa, i tak tym rozzłościł min. Giertycha, że może przyjdzie mu (Gazownikowi znaczy) za to wreszcie beknąć. Gazowniczy dziennikarze (nie wezmę tego w cudzysłów, bo to słowo jest samo w sobie dość obraźliwe) wykręcają kota ogonem, nawijając brednie o tym "jak to gorliwy, chcący się ministrowi podlizać dyrektor może zinterpretować pytania zawarte w ankiecie".

Na taki bełkot, Wróbel, gdyby był porządnym i sensownym umysłowo człowiekiem, a nie dziennikarzem związanym z każdą inną dziennikarską szmatą więzią bandyckiej lojalności, powinien odpowiedzieć, że "a jeśli durny, jak to oni, czytelnik Gazety Wyborczej zinterpretuje to, co ta gazeta napisała JESZCZE bardziej nieprawdziwie i niesprawiedliwie?" Tego jednak Wróbel oczywiście nie zrobił, wolał razem z Lizutem rzucać konceptami na temat ciąż i okresów uczennic.

Tak Moi Państwo... Sam fakt, że do utrzymania przy życiu (choć prawdę mówiąc co to za życie?) realnego liberalizmu potrzeba "wolnej prasy", jeszcze bardziej pogrąża ten system w moich oczach. Obrzydliwość środków sprawia, że cel także coś z tej obrzydliwości nabiera, tutaj zaś cel także za piękny nie jest. Nie jestem, jak już to wielokrotnie mówiłem, wrogiem demokracji jako takiej, ale widok tych wszystkich polityków merdających ogonkami przed byle dziennikarzyną jest naprawdę obrzydliwy i obraźliwy dla obywateli. Zgadzam się w tym z ludźmi piszącymi d*kracja i podobne głupoty. Tyle, że ja nie przypisuję tego obrzydlistwa demokracji, tylko realnemu liberalizmowi właśnie.