Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Donald T.. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Donald T.. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, października 28, 2013

Że sobie o Tusiu i Putku na odmianę biężączknę - a co!

Mogę sobie nawet ja czasem biężączknąć? No to dzięki!



Więc sobie biężączknę - o czym by innym, jeśli nie o tym cudnym zdjęciu Tuska naszego kochanego z Putinem. Na którym bez cienia wątpliwości Tusk śmieje się jak uczniak, któremu się udał figiel i oczekuje od starszego chłopaka uznania, Putin zaś spogląda nań badawczo, z lekkim rozbawieniem, jakby chciał spytać "Czy możliwe, że to aż taki głupek? Zobaczysz głupku dalszy ciąg, to ci mina zrzednie."

Do tego ten całkiem jednoznaczny gest piąstkami. Bomba! Za Putinem zaś gość z niewinną minką Tartuffa, chyba nieźle wyszkolony i doświadczony w ukrywaniu uczuć. (Być może czujny i wie, że właśnie cyka się wiekopomną fotkę?) No i oczkami łypie na te piąstki naszego Tusia.

Zaraz... A może Tusk do Putina : "Zgaduj zgadula, gdzie złota kula"? Tylko że to tworzy więcej nowych pytań, niż daje odpowiedzi. Cóż bowiem miałoby być tą złotą kulą? Wot zagwozdka!

* * *

Żeby to miało być zdjęcie sprzed trzech dni, z wizyty samego Tuska w Rosji, wykazano już dobitnie, że to niemożliwe. Na blogaskach. Zresztą nawet Gazownik, z tego co wiem, nie próbuje tego argumentu, uderzając - jak liberalna lewizna zawsze, kiedy jej się logika nie dopina - w duszoszczipatielnyje tony. Z leciutką nutą niezbyt precyzyjnej groźby.

* * *

Nie wiem, czy Schetyna to aż taka ranga, żeby mógł coś takiego od ruskich na zawołanie dostać - żeby się, oczywiście, zemścić na Tusku za wykoszenie go w dolnośląskich wyborach i ponoć (jak mi w to nietrudno uwierzyć!) ewidentne wyborcze oszustwo. No, ale Komóra z ruskiej budy to już jest jakaś "ranga" (jakby w to nie było trudno uwierzyć, patrząc na tę twarz żywcem ze słynnego carskiego zalecenia dla czynowników), Schetyna to zaś pono jego człowiek...

Więc ta koincydencja może nie być bez znaczenia. W końcu raczej nie agonia Mazowieckiego (niech się w piekle smaży!).

* * *

Kiedyś, dawno temu (w Szwecji mieszkając) oglądałem b. ciekawy amerykański program na temat masowych morderców. Takich hobbystycznych, nie chodzi o zagranicznych kolegów rodzimego weekendowego samobójcy. No i tam był taki jeden, którego już złapali i próbowali mu udowodnić, że utrupił cała masę kobiet w celach rozrywkowych.

Działo się to w jakichś latach '70 i facet miał długie włosy, plus chyba wąsy. Spory był i dorodny, w ogóle to trochę dlatego to tak dobrze pamiętam, że gość b. przypominał z wyglądu jednego z moich życiowych nauczycieli Mike'a Daytona. (Można sobie poszukać w sieci, kto zacz. W każdym razie nie masowy morderca.)

Facet był ewidentnym psychopatą, przecudnie wprost płakał i przysięgał że to nie on... W ogóle wcielona niewinność. Uwierzyli by mu zapewne, bo materialne dowody były dość wątłe, a gość naprawdę miał aktorskie zdolności pierwszej wody, ale wpadł, bo w jego celi była ukryta kamera, a kiedy przesłuchujący wyszli, facet zaczął się dosłownie tarzać i zanosić histerycznym śmiechem.

Nie śledziłem, niestety, bo nie bardzo miałem jak (to były czasy przed internetem, przynajmniej dla mnie), jego dalszych losów, ale sądzę, że mu się jakość życia potem radykalnie pogorszyła, jeśli nie gorzej. Ale też to nie było w Polsce.

(Swoją drogą tamten - nie bójmy się tego słowa - psychopata nie miał w tej celi nawet żadnego Putka, któremu by się mógł pochwalić i łasić o podrapanie za uchem. Tutaj nasz kochany Tuś jest do przodu.)

* * *

"Śmiech jest płaczem mędrca". Jakiś starożytny mazgaj - mędrzec znaczy, a przynajmniej mistrz od paradoksów - to kiedyś rzekł, ja to b. dawno temu gdzieś przeczytałem i od tamtej pory jest to ze mną. Czasem to powtarzam, sobie lub innym. Z mniejszym lub większym rozbawieniem, z mniejszą lub większą powagą.

Nie trzymam ręki na pulsie, ale czy Gazownik jeszcze w te tony nie uderzył, tłumacząc ową wiekopomną scenkę i całą tę przecudną pantomimę? Albo to, albo stan wojenny i bratnia pomoc. No, chyba że rodacy znowu wykażą się skapcanieniem na skalę kosmiczną i to się da jakoś wyciszyć.

Chwila... Czy to nie było aby odwrotnie? "Płacz jest śmiechem mędrca"? (Doktor Alzheimer uśmiecha się figlarnie, jak sam Tusk na omawianym tu zdjęciu.) Trochę by to utrudniało... Ale przecież nie Gazownikowi!

triarius

P.S. Psia mać! Jakbym się był wcześniej zorientował, bo bym dał temu wpisu tytuł "Afekt rzekomoopuszkowy". Zmarnować taką okazję...

wtorek, września 04, 2012

O lemingu

Dzisiaj, na naszym pierwszym wykładzie w nowym roku akademickim, weźmiemy sobie na warsztat i zaatakujemy w wielu stron leminga.

* * *

Leming to "zewnątrzsterowny" atom w "samotnym tłumie" opisanym w książce Riesmana pod tym właśnie tytułem ("Samotny tłum" znaczy). Z tym, że od napisania tej książki nauczono się lemingiem - w celach merkantylnych i niestety także politycznych - sterować. Czyni się to przy pomocy mediów, rozrywki, spreparowanej informacji (którą by może należało nazywać po prostu propagandą), celebrytów, "autorytetów"...

Nie zapominając o wstępnym przygotowaniu artyleryjskim, jakim jest w istocie cała niemal współczesna "edukacja".


* * *

Leming, choć pod niektórymi względami zbliżony do obu, nie jest tym samym, co fellah, ani nawet tym samym co ("proto-fellahiczny" niejako) wielkomiejski proletariat, znany na przykład z okresu cesarstwa rzymskiego.  (Przemawiamy tutaj, w tym punkcie znaczy, ezoterycznym językiem Szpęgleryzmu. Gdyby ktoś jakimś dziwnym trafem trafem tego nie wiedział.)

Fellaha charakteryzuje to, że, po pierwsze: żyje wedle (odwiecznych) tradycji, posiada religijność (choćby i "drugą"), stabilną wiejską wspólnotę itd., po drugie zaś: OBIEKTYWNIE nie ma żadnego wpływu na istotne polityczne wydarzenia, nie mając zresztą (i również z obiektywnych powodów) niezbędnej po temu wiedzy.

Leming natomiast żyje w CO NAJMNIEJ OFICJALNIE DEKLAROWANEJ (co też nie jest całkiem bez znaczenia, choćby teoretycznie!) DEMOKRACJI, jest, jak na swoją epokę, stosunkowo nieźle wykształcony i ma stosunkowo niezły dostęp do aktualnych (i wszelkich innych zresztą) informacji, oraz ma, teoretycznie, a mógłby mieć i faktycznie (gdyby nie był lemingiem i gdyby takich dziwnych lemingów-nielemingów, hłe hłe, było sporo) wpływ na istotne polityczne (i nie tylko polityczne) sprawy.

Bierności i niewolnicza (!) postawa leminga jest więc niejako ZINTERNALIZOWANA, podczas gdy, jak powiedzieliśmy, bierność i niewolniczy STATUS fellaha były narzucone mu przez obiektywne warunki (i, prawdopodobnie występująca u niego również, co najmniej w pewnym stopniu, internalizacja, była raczej SKUTKIEM, niż przyczyną, jego statusu).

Różnica pomiędzy lemingiem i wielkomiejskim proletariatem w istocie jest dość podobnego typu, jeśli oczywiście uwzględni się to, iż wielkomiejski proletariat (tak jak leming) nie jest bardzo religijny, nie przywiązuje większej roli do tradycji i nie tworzy żadnej ściślejszej wspólnoty. Jest też o wiele bardziej ruchliwy, zmienny i niespokojny - czym się nawet chyba w istotny sposób różni od leminga, który w każdym razie niebezpieczny dla władzy nigdy nie będzie. (A jeśli będzie, to przestanie tym samym być lemingiem.)

Leminga nie da się chyba pojąć bez uwzględnienia roli mediów, internetu, masowej rozrywki, oraz tego, co się określa mianem edukacji, łącznie z edukacją przedszkolną.

* * *

Leming to przedstawiciel piątej kolumny Unii Europejskiej w polskim państwie i narodzie. Czego zapewne w dużej mierze jest świadom i z tego dumny.

* * *

Leming jest wiecznym dzieckiem, ale nie takim wychowanym w rodzinie i/lub na podwórku, tylko takim wychowywanym i "socjalizowanym" od najmłodszych lat w przedszkolach, żłobkach i zerówkach. Podczas gdy ten pierwszy - rodzinno-podwórkowy - typ dość często daje lewaka. Jeśli "rodzinno", to najczęściej chyba w wersji wrażliwej, któremu "nie jest wszystko jedno".

Nie bez powodu, należy sądzić, totalitarna liberalna lewizna, która nam od dawna miłościwie, tak kocha wszelkie zerówki i przedszkola dla każdego dziecka! Leming to zapewne w niemałym stopniu właśnie PRODUKT tego "wychowania" po przedszkolach, świetlicach szkolnych i innych tam zerówkach.


* * *

Leming jest do szpiku kości niewolnikiem. (Nie brzmi to specjalnie odkrywczo, zgoda, ale spróbuję w paru zdaniach rozwinąć i może będzie lepiej).

Można by zaryzykować tezę, że do wygenerowania leminga potrzebna jest BRUTALNA I CYNICZNA WŁADZA, która jednak MOGŁABY BYĆ JESZCZE BARDZIEJ BRUTALNA I BARDZIEJ CYNICZNA (zdaniem leminga oczywiście),"gdyby tylko zechciała".

I często leming się musi chyba zastanawiać, dlaczego właściwie Kochana Władza nie chce być brutalniejsza i cyniczniejsza. Skoro tym durnym @#$%^ przecież to się należy i ew. by im nieco nawet mogło pomóc oprzytomnieć.

Do tego powinna to być Władza, która naszego leminga traktuje (przynajmniej w jego własnych oczach) jednak LEPIEJ, niż innych - a szczególnie tych od leminga radykalnie się różniących, i władzy z jakich powodów (dla leminga zawsze w sumie irracjonalnych) nie lubiących.

Dzięki temu mamy tu w działaniu słynny SYNDROM SZTOKHOLMSKI. (Kto nie wie, o co chodzi, niech sobie poszuka! Bez tej wiedzy nie da się po prostu studiować leminga i w ogóle współczesnej masowej psychologii.) Władza jest silna i bywa - nie bójmy się tego słowa! - okrutna, ale akurat nie najbardziej dla leminga, i w ogóle jego traktuje o wiele lepiej, niż by "teoretycznie" mogła.

Taką władzę leming kocha i szanuje. Wszelką zaś opozycją wobec niej Z DEFINICJI gardzi. Gardzi choćby dlatego, że, jego zdaniem, "OPOZYCJA PRZECIW SILE JEST Z DEFINICJI SŁABOŚCIĄ", a słabością, jak każdy prawdziwy niewolnik, leming gardzi nade wszystko. Resztę powodów dla których leming zawsze ma jakiegoś "mohera", którym gardzi, można by niemal uznać za fioritury.

Najważniejszą przyczyną jest to, iż MOHER w oczach leminga JEST SŁABY - słaby, bo jest przeciw sile... I głupi, bo nie ma dość rozumu by być Z SIŁĄ. Skutkiem czego nie tylko wystawia się na razy, ale jest po prostu śmieszny i żałosny, a niewiele jest rzeczy bardziej kompromitujących w oczach leminga, niż to!

I w dodatku moher, swoim idiotycznym oporem wobec Władzy (i Rozsądku po prostu), zakłóca cudowną harmonię, która by trwała pomiędzy lemingiem i Władzą, gdyby nie właśnie mohery i ich nieuleczalny, jak się niestety okazuje (dopóki Władza coś z tym nie zrobi) świr.

Tutaj dałoby się porozmawiać o rosyjskiej duszy, która właśnie ma tego typu nastawienie - ta odwieczna i nastajaszcziaja oczywiście - (nie twierdzę, że wszystkie), a z tego można by przejść do subtelnych rozważań nad sowietyzacją w Polsce. Ale to nie na teraz.

* * *

Leming to nie jest zjawisko w jakiej istotnej mierze ekonomiczne, choć ekonomia nie jest tu całkiem bez znaczenia, jako że ci, którzy uważają, iż mają wiele do stracenia i mało do zyskania na wszelkich radykalnych, i tym samym niepewnych w swych rezultatach, zmianach społecznych, zawsze będą stanowili popleczników, choćby i biernych, każdej władzy, jaka by ona nieprzyjemna dla swych podkomendnych nie była.

Oczywiście "ci, co mają wiele do stracenia" to, w społecznej skali, właśnie ludzie, którzy uważają, iż osiągnęli jakąś ekonomiczną i społeczną pozycję, a więc raczej nie biedota.

* * *

Nie da się chyba analizować fenomenu leminga bez uwzględnienia pojęcia (i fenomenu) resentymentu.

* * *


Nie da się chyba analizować fenomenu leminga bez uwzględnienia zjawiska linczu - w najszerszym z możliwych rozumieniu - i spraw opisywanych przez Ardreya w związku z naszą ewolucyjną przeszłością zbiorowo (i z bronią) polujących małpoludów. Fakt, że leming jest z natury tchórzliwy nie ma tu nic do rzeczy.

* * *

(Wbrew temu, co sądzą ludzie zanurzeni po uszy w panekonomicznych, liberalno-oświeceniowych czy marsksistowskich paradygmatach) aktualnie zarysowujące się (słabo) wątpliwości części rodzimych lemingów na temat Donalda T. i jego partii nie wynikają w aż tak dużej mierze z pogorszenia się sytuacji ekonomicznej w kraju, z widocznej gołym okiem korupcji, ani nawet z pogorszenia się sytuacji ekonomicznej samego leminga, tylko przede wszystkim ze zmniejszenia się prestiżu Unii Europejskiej, w związku z jej, od dłuższego czasu trwającymi i wciąż się pogłębiającymi, kłopotami.

(Niestety jednak nie wynika z tych kłopotów jednoznacznie, by Unia musiała osłabnąć, bo może się stać dokładnie odwrotnie.)

Ukochana partia naszego rodzimego leminga całkiem niemal oficjalnie stanowiła zawsze - faktycznie i z założenia - forpocztę, rzecznika i zarządcę w interesie unijnej biurokracji (i stojących za Unią Niemiec), Unia wydawała się zawsze lemingowi potężna i wieczna, a teraz ma co do tych rzeczy drobne, naprawdę drobniutkie, ale jednak wątpliwości. Wątpliwości leminga wobec Donalda T. i jego wesołej gromadki też są na razie drobne, i to by ładnie jedno do drugiego pasowało.

* * *

Leming nie odczuwa żadnych gwałtownych emocji. Zresztą wszelkimi naprawdę gwałtownymi emocjami leming się po prostu brzydzi i nimi gardzi.

Nawet nienawiść leminga do Kaczyńskich nie była nigdy naprawdę gwałtowna, choć chroniczna i stale obecna. Leming nie czuje nigdy prawdziwego wielkiego entuzjazmu, i nawet strach leminga, który można zapewne uznać za jedną z jego najistotniejszych cech, też nie jest niemal nigdy bardzo gwałtowny, ale za to chroniczny i dokuczliwy.

Można by postawić hipotezę, że w przypadku, gdyby mu zagroziły jakieś silne emocje, kora mózgowa leminga chwilowo się wyłącza. Inaczej można by to zinterpretować tak, że leming po prostu nie ma dość wyobraźni, czy się czegoś naprawdę gwałtownie bać - ani też dość wyobraźni, by się kiedykolwiek BAĆ CAŁKIEM PRZESTAĆ. Bez zaś strachu, w takiej czy innej postaci, niewiele (jak należy sądzić) dzieje się w psychice leminga.

Oczywiście - jest jeszcze poczucie wyższości wobec gorzej uposażonych, gorzej potraktowanych przez los, gorzej widzianych przez Władzę, nie będących na bieżąco z trendami... itd. itp. I to jednak, być może, wiąże się i wynika z tego rezydualnego strachu, czy lęku, który w psychice leminga stanowi stale obecne tło, i bez którego leming jest po prostu nie do pomyślenia. Choćby chodziło "jedynie" o strach o to, by nie okazać się "wieśniakiem", czy nie znaleźć się na bakier z obowiązujący akurat trendem. (Co na jedno chyba wychodzi zresztą.)

* * *

Leming to gość, który jak ryba w wodzie czuje się z tą depresją, którą powoduje życie w realnym liberaliźmie. (A co dopiero życie w realnym liberaliźmie NA ZWIĘKSZONYCH OBROTACH!)

Z depresją, która jest nie tylko SKUTKIEM, ale i KONIECZNYM WARUNKIEM przetrwania, a w każdym razie sukcesu, w liberalnej rzeczywistości. Leming czuje się w tym świetnie i z pogardą patrzy na wszystkich, którzy się równie świetnie w tym nie czują. On jest PRZYSTOSOWANY - tamci wprost przeciwnie.

Któż zatem jest EWOLUCYJNYM SUKCESEM I FAKTYCZNYM ZWYCIĘZCĄ? Ten, kto dzięki depresji uważa się za szczęśliwego i jest PRZYSTOSOWANY - czy też ktoś, kto depresji nie ma, ale stale mu się coś w jego własnym życiu nie podoba, kto stale podpada Władzy i stale próbuje iść POD PRĄD OBIEKTYWNEGO BIEGU WYDARZEŃ?

Przecież nie ktoś, kto stale musi podpierać się jakimś niesprawdzalnymi obiektywnie kryteriami, które dla leminga są jedynie, z definicji, mrzonkami i urojeniami? No to właśnie - LEMING TO SUKCES, LEMING TO ZWYCIĘZCA... A w dodatku imię jego jest LEGION, bo jak leming rozgląda się dookoła, widzi niemal same inne lemingi, co daje mu poczucie, że on jest normą, a wszystko inne nadaje się jedynie na cel kpin, żarcików i anegdotek.

A same lemingi widzi dlatego, że leming jest dlań normą i po prostu CZŁOWIEKIEM (takim jak trzeba), zaś wszystko inne (z "moherem" na czele) to po prostu dokuczliwe i dziwne-że-jeszcze-wciąż-mimo-postępu-istniejące zjawisko przyrody, choć szczęśliwie przydatne jako obiekt kpin i dające się częściowo dzięki nim ZNEUTRALIZOWAĆ.

* * *

Wiąże się z tym kwestia SCHIZOFRENII BEZOBJAWOWEJ. Oficjalnie (choć niezbyt przecież głośno o tym bez potrzeby mówiono) istniejącej w Sowietach, ale w sumie niezbędnym fundamencie, choć często implicite, KAŻDEGO post-oświeceniowego raju, z liberalizmem na czele.

* * *

Leming to niemal z definicji SCHIZOID.

(Tutaj kłania się Alexander Lowen ze swą książką "Betrayal of the Body". Książką, którą gorąco polecam, mimo że tam jest sporo New Age i w ogóle nie jest to prawicowe, więc chwilami może drażnić.)

Powyższą tezę można by rozwijać do rozmiaru co najmniej sporej książki, więc ja jednak w tej chwili na tym skończę, pozostawiając P. T. Studentów i ew. Publiczność w suspensie.

* * *

To by było na tyle na dziś. Za tydzień, jak wszyscy pamiętamy, kolokwium. Przede wszystkim z leminga, ale będzie też nieco z wcześniej przerabianego materiału.