Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pedofilia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pedofilia. Pokaż wszystkie posty

piątek, września 24, 2021

Rozkoszne emocje polowania na jelenia... czyli Benala i inne Dworczyki

We Francji wybuchła niedawno straszna afera... O ile oczywiście o "wybuchnięciu afery" można dzisiaj mówić, gdy media niemal całkowicie zamilczają sprawę, a kiedy coś już powiedzą, to (jak to one) bez żenady kłamią. W każdym razie całkiem tego nie dało się już ukryć i sprawa wlecze się już nawet po jakichś sądach. "O co chodzi?" pytacie gromkim chórem, a ja odpowiadam: "Biężączka, ludkowie moi rostomili doczekaliście się kolejnej wymarzonej biężączki!" "A na serio?" (to znowu wy). 

"Na serio", odpowiadam, "to było tak..." I dalej już bez cudzysłowów, najprościej jak się da, bo nie cudna forma tu jest istotna, tylko szpetna treść! Otóż b bliski współpracownik Microna, tego co we Francji teraz robi za Msjy ly Prezidą... (Wymowę oddałem tak wiernie, jak sie dało, jeśli gdzieś widzieliście inaczej, to pamiętajcie, że to ja miałem babcię hrabiankę po Sacré-Coeur, a nie tamten niedouk! Wygłupiam się, ale w uroczy sposób, bo udawać Spenglera w tak podłych czasach to by był bezsens, no i ubek ma trochę trudniej, co też się liczy.)

Więc ten facet, niejaki Benala - spory, lekko tłustawy, z brodą, pewnie jakiś Algierczyk, sprawdźcie sobie sami! - przez lata był nagrywany komórkami, jak przebrany za to ichnie, znane z brutalności ZOMO, jeszcze od reszty brutalniej bił i poniewierał antyrządowych demonstrantów. Nagrywali go przez chyba półtora roku przez tę jego plastikową przyłbicę i w końcu został rozpoznany. Niezbyt to dobrze świadczy o dzisiejszych Francuzach, bo typ mordę ma charakterystyczną, jest spory i rozpoznanie powinno być łatwe. Jak już się za gościa nie dało oficjalnie nie wziąć, okazało się jeszcze, że chodzi z bronią na którą nie ma pozwolenia, posługuje się oficjalnymi dokumentami, do których już nie ma prawa, i temuż podobnież.

Napisałem ci ja teraz o tym dlatego, że Kurak dzisiaj ujawnia, iż najgorszego rodzaju internetowe trolle, walczące z "szurami", z samym Kurakiem itd., zachowujący się zarówno podle i nielegalnie, aż do lekko zawoalowanych "gróźb karalnych" włącznie, jak i nie do uwierzenia infantylnie, co których od dawna wiadomo, że są podwiązani pod kowidowy przemysł i firmy od 5G, to wysocy ministerialni urzędnicy i nawet jeden minister, zapewne znany skądinąd Dworczyk. (W rękach takich indywiduów jest nasz los!)

No i mi się to wszystko cudnie zazębiło z czymś, com napisał wieki temu, a mianowicie z takim tekstem pod tytułem "Robin Hood i pedofile", gdzie przedstawiłem hipotezę, że oto ta nowa arystokracja... (Tfu, wypluj to słowo!)... Że ta swołocz pretendująca do zostania nową... Nowymi "nobiliores", już zaczyna się całkiem od proli odróżniać, na przykład uzurpując sobie prawo praktykowania do pedofilii, podczas gdy prole pod pretekstem walki z nią będą jeszcze totalniej inwigilowane, a prawa rodziców zredukowane do poziomu płatnego opiekuna w osiedlowym przedszkolu. T całkiem tak jak kiedyś z przywilejem polowania na jelenia, za co prola natychmiast wieszano, bo to był przywilej najwyższej elity. Tak się właśnie zaczęła kariera Robin Hooda, i stąd jego imię w tamtym tytule.

Przykładów na takie zachowania jest więcej, np. wszystkie te bale bez "maseczek" czy "dystansu społecznego" uprawiane przez celebrytów i elity tenkraju, podczas gdy prol w pięć sekund po zdjęciu z twarzy pieluchy "morduje babcie i wnuczków" samym swym istnieniem! Przypomnijcie sobie ile tego już było, a przecież nie o wszystkim wiemy! 

Można też się w wolniejszej chwili zadumać nad rodzajem tych dreszczy, których pragną różne segmenty i różni przedstawiciele elit na przestrzeni dziejów: dawno temu polowania i turnieje, dzisiaj we Francji bicie bezbronnych ludzi w obstawie i ekwipunku ichniego ZOMO, w tym naszym smętnym bantustanie zaś anonimowe obrażanie i szantażowanie lepszych od siebie w sieci. 

No i nie zapominajmy o tej dzisiejszej wersji polowań na jelenie, czyli seksie z dziećmi. Nie każdy z nich jest aż tak pewien swej pozycji, by się z tym aż obnosić, ale to właśnie to, a nie kpiny z kowidowego terroru i proli mu poddanych stanowi chyba dziś prawdziwą elitarną rozrywkę, separującą elitę, prawdziwą, tę od proli. Może kiedyś to się zmieni, pogłębi czy coś, ale na razie to wciąż chyba jeszcze to.

triarius

niedziela, maja 19, 2019

Obejrzałem film Latkowskiego...

Moralny autorytet Cohn-Bendit reklamuje pedofilię
Obejrzałem film Latkowskiego. (Było już? Ale w tytule i to się nie liczy.) Ten o pedofilach z Dworca Centralnego w Wawie. (To nie jest żaden "tekst", panno Napieska - to EJAKULACJA! Mądrasiński ci wytłumaczy, jak go ładnie poprosisz.)

Obejrzałem (ci ja) zatem ów Latkowskiego film i, z ręką na sercu, nie mogę powiedzieć, że równie koszmarnego gówna nie było nigdy we wszechświecie, bo gównianych reportaży z zasady nie oglądam, gdybym przypadkiem na coś takiego trafił, po trzech minutach bym wyłączył, ale tutaj czułem się, well... "Osobiście zaangażowany", więc się przymusiłem... I mówię, że tak gównianego filmu nie pamiętam od niepamiętnych czasów, i tutaj są tylko dwie możliwości...

Albo pan L. jest kimś, komu nie tylko kamery, ale nawet kawałka szyny tramwajowej do zabawy nie należałoby nigdy dawać, a ja nie dałbym mu chyba szmaty to wytarcia podłogi w łazience, albo - i to wydaje mi się jeszcze bardziej ponurą i o naszej (z przeproszeniem pań kurw) rzeczywistości świadczącą możliwością - czyli że nakręcenie tego arcydzieła miało na celu "spalenie", jak to się fachowo mówi, tematu, czyli zrobienie tak, żeby już nigdy nikt w obecnym pokoleniu się tym tematem w żadnym filmowym reportażu nie zajął.

(Czemu by nie miał? Nie udawał idioty Mądrasiński! "Już raz o tym jedni nakręcili. Wyszła upiorna nuuudaa. Temat nie wywołał większego oddźwięku, w sumie pudło, nie dostaniecie żadnej forsy, idźcie dalej filmować Festiwal Eurowizji! I bez głupich pomysłów mi tu proszę!") Ten "reportaż" był po prostu tak beznadziejny, i w dodatku tak kłamliwy, że ta druga opcja widzi mi się b. prawdopodobna, choć patrząc na panalatkowską twarz, od razu przypomina mi się anegdota o tym malarzu, co miał malować portret bogatego rzeźnika... (Znajoma wciąż mi zarzuca, że oceniam ludzi po wyglądzie, co nie jest całkiem prawdą, ale jednak charakter, czy też jego brak, piętno odciska... Itd.)

Że to było chaotyczne, tandetne, próbujące, w najbardziej nieudolny sposób w dodatku, budzić gotowe, z puszki, emocje... To chyba każda ofiara tego cuda musiała dostrzec. Jednak że to było po prostu KŁAMSTWO i PRZYKRYWKA, czy ja to potrafię wyjaśnić? Pewnie że tak! Ja tam jedną noc na tym dworcu spędziłem, jak to pokrótce opisałem w niedawnym tekście.... Sorry - ejakulacji! I widziałem np, że te męskie - żeńskich żadnych nie widziałem, jeśli były, to b. wkomponowane w tło i słabo widoczne, co mi się jakoś marnie zgadza z tym zajęciem, choć co ja tam wiem - excusez le mot, prostytutki, to były DZIECI, tak na oko góra po 10 LAT, a nie żadni marudni i mocno już dojrzali pedałowie!

Te dzieci wesoło sobie konwersowały z obsługą i bywalcami, a miały chyba, każde z nich - albo i nie, ale to dopiero by stanowiło! - jakichś opiekunów, rodziców, nauczycieli, wychowawców... Tak? I co? I nic. Siedziały sobie w środku nocy przy bufecie wesoło konwersując z bywalcami i obsługą, a nikt nie rzekł im, że zacytuję: "Co ty tu robisz szczeniaku? Dobranocka skończyła się osiem godzin temu!"

Prawda? I to są po prostu kręgi na wodzie - każde takie dziecko to tak na oko co najmniej 25 dorosłych, którzy coś o jego obyczajach muszą wiedzieć... Tylko że nikt nie raczył ich odszukać i zadać paru pytań. Policja też nigdy na ten dworzec nie zaglądała? A jeśli, to dlaczego nie zainteresowało jej to tak ciekawe przecież zjawisko? DLACZEGO?

Tak należało się do tego zabrać (widzę tu analogię do Teorii Maskirowki FYMa, w której było jednak więcej sensu, niż to się ludziom wydaje, przynajmniej w kwestii metodologii dochodzenia do prawdy), a nie udawać czternastolatka i ganiać za jakimś biedakiem, który być może chciał tylko sobie przypomnieć szkolne lata i pogadać o kopaniu szmacianki! Albo serwować niemal niezrozumiałe z powodu gównianej jakości dźwięku, ale nudne jak flaki, "wyznania" młodocianej prostytutki i żale nad swoim losem jakiegoś odstawionego przez rodzinę od piersi pedała. Co z tych "rewelacji" miałoby niby wynikać?!?

Na razie tyle, mógłbym to rozwijać i rozwijać, ale chyba dla ludzi powyżej poziomu Latkowskiego nie ma sensu, a ja też nie bardzo mam powód robić konkurencję Latkowskim tego świata, kiedy oni są wielcy dziennikarze, a ja mam tu rywalizować z gimnazistkami piszącymi o modzie. (Kiedyś jakiś lewak zaczął mnie, nawiasem, ochrzaniać za słowo "gimnaziści", bo mu się to z "nazistami" kojarzyło. Współczuję takich obsesji, to może rzeczywiście być przykre, ale może już daje się leczyć?)

Reakcje tych wszystkich Ogórków po wyświetleniu owego latkowskiego arcydzieła jakoś mi się dziwnie i paradoksalnie skojarzyły z reakcjami elit słuchających pedofilskich wyznań Cohn-Bendita (brat Mitteranda tam chyba był itd.). Nie wiem, coś może ze mną nie tak, ale tak mi się to skojarzyło, skutkiem czego panna Ogórek, którą dotychczas, mimo upiornej chudości, bez większego bólu tolerowałem, co najwyżej traktowałem wzruszeniem ramion, całkiem mi zbrzydła. Róbcie tak dalej!

Aby podsumować - zasygnalizowałem temat - to nie jest "tekst", powtarzam, bo takich już nie widzę powodu pisać, skoro, jak uważacie, jest tylu lepszych, ino ejakulacja, ale i tak. W razie czego ęteraktywnie albo coś

triarius

P.S. Hastatus w komęcie poparł moją błyskotliwą inicjatywę wrzucania tu jednak co pewien czas hiper-aktualnych kawałków sprzed lat, więc proszę, oto kolejny, tym razem hiper-i-aż-nie-do-uwierzenia-optymistyczny:

Dzień jaguara (wstępny szkic ew. opowiadania)




niedziela, stycznia 06, 2019

O nadaniu imienia Moniuszki Dworcowi Centralnemu w Warszawie

Dworcowi Centralnemu w Warszawie nadano ponoć imię (i nazwisko przecież też, choć o dziwo o nim nie wspominają) Stanisława Moniuszki. No paczpan, you live and learn - to on TEŻ był pedofilem?!

Zabawny koncept, nie? Wielu może nawet nie mieć pojęcia, o co chodzi. Ale wiem co mówię, mówię z doświadczenia (łał?). Po prostu kiedyś, gdzieś na przełomie tysiącleci, spędziłem na Dworcu Centralnym w Wawie całą upojną noc. No i napatrzyłem się na rzeczy, o których żaden filozof wam ludzie nie opowie, ani żaden Tarantino nie pokaże. Dziesięcioletnie na oko góra dzieci urzędujące tam przy bufecie calutką niemal noc... Same chłopięta to były. (Oczywiście każdy sam by na to wpadł, prawda?)

No nie, nie calutką noc, bo pojawiły się, z tego co pamiętam, gdzieś koło północy i potem stopniowo znikały. W każdym razie konwersowały sobie przez ten czas z bywalcami i obsługą jak starzy znajomi. Jeden taki nawet raz zaczął mnie nagabywać, ale spławiłem (zgadlibyście sami, mam nadzeję?)

"Dlaczego się tam znalazłem?" - zapyta ktoś. Czujny, psia mać, jak cholera, ale niech będzie, wyjaśnię. Reporterem nie byłem, fakt, policyjnym szpiclem taż, ale miałem umówione spotkanie o 10:00, jak pamiętam, z redaktorem naczelnym "Nowego Państwa" w sprawie ew. zatrudnienia na etacie dziennikarza. "Nowe Państwo" było wtedy jeszcze tygodnikiem, jego naczelnym był Adam Lipiński (sympatyczny gość, się okazało), a z zatrudnienia nic nie wyszło, bo nie miałem mieszkania w Wawie, ani forsy na wynajęcie takowego.

Noc zaś - z wieczornymi przygodami o których zamilczę, wspomnianymi powyżej obserwacjami na Dworcu, gdzie także upiornie zmarzłem, bo był to styczeń, wszystko szklane, i w dodatku wrota cały czas otwarte na oścież... Brrr! Noc tę spędziłem akurat tam, bo pokłóciłem się z moim ówczesnym oćcem o politykę. Facet bowiem na starość został eSeLDowcem.

Z Alzheimiera może, choć raczej jednak ze złego towarzystwa i braku przekonania do Michników tego świata, niech mu (oćcu, nie Michnikowi niestety) ziemia lekką... No i nagle okazało się, że "Polak z Polakiem" nie działa, natężenie konfliktu niczym dzisiaj... I nie mogłem u oćca na Smoczej, jak było zaplanowane, przenocować. Grosza wtedy przy duszy na żaden hotel nie miałem, co zresztą wyjaśnia, dlaczego w ogóle chciałem się zatrudnić, bo przecież ja nie z tych, co by odczuwali przymus biegania co dzień do jakiegoś biura dla samej ulotnej przyjemności czy, wątpliwego moim skromnym, zaszczytu.

Po co ja w ogóle o tym, po co babrzę w tym niebylejakiego przecież kompozytora i, zdaje się, szczerego patriotę? (Choć po prawdzie - KTO tu go szarga i babrze?) Nic do Moniuszki nie mam, miał niewątpliwy talent itd., ale ciekawe jest, że jakoś nic nikt nigdy na temat tego rodzimego Cour des Miracles... Choć raczej, poza lodowatością, w jednej chyba tylko on był dziedzinie "cudowny" - nie to co paryski oryginał, o którym tak nudno pisał (nie)świętej pamięci Geremek.

Nikt nam nic bliższego na jego temat jednak nigdy nie rzekł, nikt nic nie próbował wyjaśniać, a w każdym razie nic do nas, proli, nie wypłynęło. Np. taki piece of info, jak: kto z tych chłopiąt korzystał, kto na to pozwalał, plus kto, oraz kogo, do dziś trzyma z tego powodu za, excusez le mot, jaja. Plus które z tych słodkich chłopiąt zrobiło ew. wkrótce błyskotliwą karierę. No i gdzie. O ile oczywiście. Czym jednak innym można by wytłumaczyć karierę tego na przykład, no...? I tego drugiego...?

Nie dziwne? A to jednak fakty. Ja tam byłem i widziałem. Veni, vidi, frigore molestatus eramOculis meis propriis po prostu vidi i nie da się od tego fugare. (A jeśłi poczyniłem błędy w tej łacinie, to sorry Szan. Znawcy, wieki minęły, a ja dyslektyk i inne narzecza mi mocno brużdżą. Plus skleroza.)

W każdym razie dość ryzykownym dowcipem widzi mi się fakt, że Bolek wciąż ma lotnisko, a Moniuszko właśnie przy dźwiękach fanfar i starczym zawodzeniu otrzymał uświęcone tradycją gniazdo pedofili. Zapewne juz nie obecne - mieli chyba tyle rozumu, żeby się gdzieś w bezpieczne i znacznie wygodniejsze, godne Europy itd., miejsce przenieść - ale jednak. Zgadza się?

triarius

P.S. Macie dowód, że mi mało zależy na poczytności: gdyby było inaczej, dałbym tytuł w stylu "I on też pedofilem?!" i rozpętałoby się piekło czytelnictwa. Wiecie - Gugle i te rzeczy. (Ale może i TO też zrobi swoje?)

niedziela, stycznia 17, 2016

Zapomniana mniejszość seksualna

Spółdzielcza siedmiokolorowa flaga powiewa dziś dumnie - może jeszcze nie nad "całym światem i połową Ameryki", ale na pewno nad całą Ameryką (w sensie US of A) i całą Europą - zaś przedstawiciele różnych fascynujących "orientacji" obrzucają zwykłych hetero-proli pogardliwym spojrzeniem, zamiast dawnych druków L-4 i żółtych papierów, machając im teraz przed nosem certyfikatami zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności.

Co więcej, w przedpokoju wieszają już kuse paletka i zaraz wkroczą na salony nekrofile-pedofile, kazirodcy-zoofile i transseksualni kanibale. Po schodach raźno wspina się już jeden czy drugi miłośnik sklonowanych krzyżówek domowej świni i kreta-albinosa, z przemyślnie wszczepionym czytnikiem linii papilarnych, napędzanym transoceanicznym kablem wiodącym od pola ogniw słonecznych gdzieś w Patagonii.

Z kilkoma "orientacjami" jest jeszcze nieco problemów. Jak to ze "zwykłymi" pedofilami. Dawno byliby już awangardą ludzkości, gdyby nie dwa paskudnie komplikujące sprawę czynniki. Raz, że dla części establiszmętu, tej o bardziej ubeckich genach i upodobaniach, wciąż złapanie konkurenta do stołka czy słodkich pierniczków, na pedofilii, mniej lub bardziej autentycznej, to super gratka. Dwa, że, ponieważ oficjalnie wciąż jeszcze mamy "demokrację" i "prawa człowieka", prolom mogłoby się zacząć wydawać, że i oni mają korzystać, a nie tylko dostarczać materiału.

Specjalna też jest sytuacja z poligamią, bo, choć stanowi marzenie i poniekąd cel życia każdego w miarę autentycznego mężczyzny (czyli źle!), to tak czy tak zostanie wkrótce wprowadzona - tyle że nie z inicjatywy tych samych postępowych sił, co reszta, no i nie całkiem ci sami będą się nią cieszyć. Więc to sobie ewentualnie przedyskutujemy jakimś innym razem. Ogólnie jednak na froncie mniejszości jest super, a będzie jeszcze lepiej!

Zgoda, istnieje jednak pewne "ale" - pewna malutka skaza, psująca cały ten prześliczny obraz... Powiem brutalnie: o jednej seksualnej mniejszości całkiem się zapomina! Co?! Jak to możliwe?! A jednak, moi drodzy, a jednak... Jaka to miałaby być mniejszość?! Ci, którzy na samą myśl o Unii Europejskiej dostają drgawek. To by miała być mniejszość?! A co - większość? Być może, jeśli nie teraz, to wkrótce, ale na razie nie mamy danych, żeby twierdzić, że to większość, więc mówmy o mniejszości. Bo ta istnieje na pewno.

Ale ta "mniejszość", gdyby nawet istniała, nie jest w żadnym sensie "seksualna"! Nie ma więc prawa do traktowania takiego, jak wszystkie te słodkie... Jak kanibale-pedofile spod znaku cordon bleu... Czy, powiedzmy, zwolennicy, powiedzmy, miłości (miłość zawsze jest piękna!) ze zwłokami własnego dziadka, który wcześniej był babcią, a jeszcze wcześniej... Ech, co za piękne wizje, a ty mi tu o jakichś zacofanych moherach, które by po prostu należało...

Jak to nie ma z seksem nic wspólnego? A jeśli taki ktoś się, powiedzmy, nigdy nie może... excusez le mot, pieprzyć, bo jak tylko poczuje wolę Bożą, to mu się w wyobraźni jawi facet z naprawdę paskudną mordą, wymachujący do tego unijną flagą - tą niebieską, z tymi...? (O Jezu, ratuj!)

Jak to nie ma, skoro, kiedy słodkie stworzonko w jego ramionach szepcze mu do ucha rzeczy w stylu: "uwielbiam cię, kiedy tam tak... właśnie... tak delikatnie... tak robisz, ach!", to on zamiast tkliwego szeptu słyszy jerychońskie trąby, rzężące "Odę do radości", z towarzyszeniem piętnastu tysięcy dzieci wszystkich możliwych płci (a jest ich z każdym rokiem więcej!) i kolorów, a wszystkie w błękitnych kapotkach z tymi tam... (Nie, nie mogę!)

Kiedy zaś ukochana, wzruszona jego wcześniejszą intuicją i poczuwająca się do rewanżu, proponuje mu, że podejmie wysiłek, żeby go doprowadzić do jeszcze większej ekstazy niż kiedykolwiek dotąd, i w tym celu proponuje mu... Ach, jakimż słodkim i zakochanym głosem! I nawet sama, bez żadnych nacisków czy sugestii, ma zamiar przekonać do tego tę swoją śliczną, i wciąż niewinną, kuzyneczkę...

To gość propozycji nie słyszy, bo w uszy świdruje go coś jak pisk ćwierć miliona myszy, połapanych (bez dyskryminacji) po piwnicach, pizzeriach i uprawnych polach, a następnie wrzuconych do ogromnej wanny i sadystycznie podgrzewanych na wolnym ogniu. I co mu z tego, że nawet wie, na racjonalny rozum, iż to nie są żadne myszy, tylko po prostu unijni komisarze i europarlamentarzyści z partii Zielonych, radzący nad sposobami dalszego uszczęśliwiania Ludzkości i budową Ziemskiego Raju?

Jego życie seksualne tak czy tak zostało zrujnowane - nie dość że nie usłyszy czarującej propozycji, nie dość że jej nie zrealizuje - to jeszcze został impotentem na kilka tygodni co najmniej, a do tego czasu znowu coś związanego z Unią - jakaś wizja, jakaś informacja, jakiś prominent ze swym nawiedzonym przemówieniem - porazi ten jego biedny mózg i całą resztę...

Ale nie demonizujmy i nie wpadajmy w jakieś sprośne błędy! To nie jest tak, że on ma ten swój umysł nie taki, albo że mu ten tam... Mówimy o facetach, choć u kobiet bywa podobnie, choć oczywiście całkiej inaczej... Analogicznie znaczy. Też to potrafią mieć. No więc mu coś nie funkcjonuje jak należy. Albo orgazm na słodko nie chce nadejść, choć powinien. (To akurat dla obu płci, albo nawet dla wszystkich dotąd rozpoznanych, ale nie znam się.)

To jest po prostu, powiedzmy to sobie otwarcie - kolejna MNIEJSZOŚĆ! W dodatku mniejszość SEKSUALNA! Mniejszość, która nie różni się niczym (z punktu widzenia Praw Człowieka i Europejskich Wartości) od innych seksualnych mniejszości. Prosiłbym wyciągnąć z tego należyte wnioski, wprowadzić w życie należne procedury, zadbać, zainspirować, przypilnować... I żeby mi to było szybko!

Z całym należytym szacunkiem i całą miłością, na jaką P.T. Odbiorca zasługuje

triarius

P.S. Swoją drogą, chyba mnie cichcem zablokowali jako blogera na szalomie, bo, choć niby tam mogę się logować, to kiedy chciałem coś po półtora roku wkleić, a konkretnie powyższe arcydzieło, to się okazało, że nie da rady.  

wtorek, listopada 24, 2015

Rozmyślania na mrozie i w ciepełku

Nie wiem jak z tym u was, ale ja ciągle dostaję reklamy genialnych, gwarantowanych i niezawodnych systemów gry na Forex, albo innych opcjach. Kiedyś się tym faktycznie nieco bawiłem i jakieś tam korzyści intelektualne z tego wyniosłem, choć z zarabianiem było znacznie gorzej, bo, jak już dawno zauważyli adekwatni starozakonni, "giełda pieści tych, którzy jej nie potrzebują, a szybkich abcugach wykańcza wszystkich innych". (Cytat w dużym przybliżeniu i z pamięci. W każdym razie nie ma w tym żadnego "anty", wręcz przeciwnie!) Tak jak banki zresztą. (Albo kobiety.)

Jedna z tych intelektualnych korzyści jest taka, że mogę napisać co następuje... Ze spekulacjami na opcjach jest słodko, bo tam jest z reguły nieprawdopodobna dźwignia finansowa, czyli: "Za jednego dolara możesz zarobić 10 tysięcy, ach!"

Co oczywiście jest skwapliwie wykorzystywane przez naganiaczy, tyle że przemilczają oni zazwyczaj drugą stronę medalu, czyli to, że ryzyko jest - bo i musi w takiej sytuacji być, jako że za darmo nikt nam przecież nic nie da! - ogromne. 10 tysięcy za dolara, zgoda, ale także przecież w odniesieniu do strat, a w większości przypadków stracisz, i dochodzą prowizje za każdą transakcję. Bo tu nie mnożnik działa, w tę stronę znaczy, tylko prawdopodobieństwo wygranej jest malutkie.

Opcja, gdyby ktoś dotąd nie wiedział, to rodzaj zakładu. Na przykład kupuję opcję na akcje firmy CośtamUnlimited, opiewającą na to, że te akcje nie spadną w określonym czasie poniżej pewnego poziomu. Jak nie spadną, to zarabiam. Z drugiej strony jest jakiś inny cwaniak, który mi tę opcję sprzedaje - czyli jeśli spadną, to on zarabia, czyli ja płacę. (I to nie jest fajne.)

W zasadzie nie jest wam ta wiedza jak to działa do niczego konkretnego potrzebna - starczyłoby powiedzieć jak tam się rozkłada ryzyko - ale bawiąc uczyć, ucząc bawiąc, kaganek oświaty i co wam szkodzi się dowiedzieć? (A mi pochwalić, że wiem, choć po prawdzie to pamiętam to już nieco mgliście. Zresztą do opcji nigdy w realu nie doszedłem, góra kontrakty terminowe na WIG20. Gdzie dodatkową atrakcją są potencjalnie nieograniczone straty.)

Opcje to dość skomplikowana sprawa, ale cholernie kuszą różnych chciwców, a są ponoć i tacy, co na nich regularnie zarabiają, ale to wąziutka elita, wiedząca co robi i od razu mająca za co spekulować, oraz na życie, bo to absolutna podstawa... Czemu aż tak kuszą? Z powodu tej dźwigni oczywiście, to raz, a dwa, że b. łatwo jest znaleźć taką transakcję na opcjach, że się zarabia niemal za każdym razem. Jednak zarabia się tylko trochę, a raz na jakiś czas się jednak traci - i wtedy ta strata naprawdę bywa ogromna, skutkiem czego niewielu przygodnych napaleńców jest na dłuższą metę z opcjami do przodu. Prędzej czy później, każdy taki boleśnie się na tym sparzy.

Dlaczego o tym piszę? A dlatego, że te naloty na Państwo Islamskie cholernie mi przypominają takie spekulacje na opcjach. Latamy, bombardujemy, kosztuje, ale lemingi i tak się cieszą, choć płacą, coś tam może zniszczymy, potem wszyscy wracają bezpiecznie na podwieczorek... Aż w końcu jakiś samolot ulegnie awarii, albo zostanie zestrzelony, pilot znajdzie się w rękach owych egzotycznych brutali, oni mu mówią: "ty nas bracie paliłeś z nieba, no to my teraz..." Nie żeby to było specjalnie wesołe, ale c'est la vie, jak mawiają hrabiowie i absolwenci odpowiednich kursów językowych.

Jeden raz to jeszcze nic poważnie nie zmieni, ale kilka? Trzeba będzie znowu wymyślić coś nowego, co by zajęło i zabawiło lemingi. Ciężkie jest życie polityka!

* * *

Tak sobie szedłem, zimno było jak cholera, i sobie myślałem nad tym, czy był już kiedyś w historii przykład takiej horrendalnej głupoty, alternatywnie agenturalności w połączeniu ze zdradą, jak to obecne zaproszenie "uchodźców" do Europy... I nie potrafiłem sobie nic takiego przypomnieć. Oczywiście - wydarzenia prowadzące do bitwy pod Adrianopolem (378 A.D.), czyli zezwolenie Gotom dręczonych przez Hunów na przekroczenie Dunaju i osiedlenie się na terenie Cesarstwa,  to bliska analogia, skutek też zapewne będzie podobny, choć, jak podejrzewam, sporo radykalniejszy, ale jednak tamto aż tak durne absolutnie nie było.

Tak sobie tę historię przypominałem, cały czas marznąc, aż nagle rozświetliło mi się pod czaszką i rozgrzała mnie (nieco) taka oto myśl... Kiedyś, parę lat temu, trochę wprawdzie tak od niechcenia, porównałem tu wprowadzenie przez Sullę prawa o karze za obrazę majestatu do obecnie nam panujących praw o "umiłowaniu dóbr osobistych", czy jak to tam brzmi. Oczywiście Sulla to nie to samo co miłościwie nam obecnie panująca elita, ale też spenglerystyczny paralellizm (bo o nim tu przecież mówimy!) to nie jest, wbrew niektórym opiniom, jakaś ścisła numerologia, i ten parallelizm jest taki nieco luźny, można by rzec (a nawet by się powinno) "organiczny".

W końcu taki np. jeleń zaczyna się móc rozmnażać w takim to a takim wieku - ale nie co do dnia przecie... Tak samo nie od rzeczy będzie przypuścić, że każda Cywilizacja (jeśli oczywiście dożyje) najpierw tworzy wielkie imperium, podbijając czy "cywilizując" masy innych ludów, potem, w pewnym momencie, rządzaca nim, biurokratyczna już w sumie, elita zabezpiecza się przed chamstwem proli legalnymi środkami, w pewnym momencie spotyka je pierwsza dotkliwa a niespodziewana klęska z ręki tych podbitych czy "ucywilizowanych" (ale niestety, jak się nagle okazało, nie dość) ludów, a po jakimś czasie granice imperium zaczynają pękać... I to wszystko raczej w tej właśnie kolejności.

Na łono Abrahama nasz jeleń też się około pewnego wieku sam z siebie przenosi, ale nie co do godziny, nawet jeśli go wcześniej wilcy nie zjedzą... (Faktem jednak jest, że to się może zdarzyć tylko w jakimś wyjątkowo humanitarnym i wegeteriańskim ZOO. Żeby nie zjedli znaczy.) W każdym razie te przepisy o "dobrach osobistych" to Sulla, a więc lata '80 przed Chrystusem, tak? Masakra zaś trzech legionów Varusa w Lesie Teutoburskim to rok 9 po Chrystusie - i to śmy tu sobie przyrównali do zamachu na WTC, co po prawdzie nie jest niczym specjalnie błyskotliwym, bo samo się narzuca i inni też na to wpadali.

Nie wiem dokładnie kiedy weszły w życie prawa o "dobrach osobistych", ale zapewne było to mniej niż 90 lat przed WTC. Dlaczego "prawa osobiste" mają być "obrazą majestatu", spyta ktoś? No bo przecież, powiedzmy sobie otwarcie - zwykłego Kowalskiego, Duponta czy Browna to one za bardzo, te prawa, bronić nawet nie potrzebują - choć niechby taki spróbował publikować gdzieś autobiograficzne wspomnienia, jak to oddane pod jego opiekę dzieci radośnie rozpinają mu rozporek i się bawią jego zawartością!

Takiemu Cohn-Benditowi było wolno i złego słowa nikt mu nie powiedział, ale to wojewoda, a nie byle kto. Właściwe geny i niepodważalny autorytet moralny - ot co! Bo też tego właśnie potrzeba, żeby się za nami prawo o obrazie majestatu... O "dobrach osobistych", chciałem rzec, ujęło. (I tak ma być, durne prole, a teraz do roboty, bo będzie eutanazja!)

No dobra, teraz zatem mamy ten Adrianopol, cośmy go na początku przywołali... W oryginale to był rok 376 po Chrystusie, w naszej równoległej rzeczywistości rok 2015. Od 376 odejmujemy 9, otrzymujemy... 367, tak? Od 2015 odejmujemy... 2002 chyba, nie? Coś takiego. No i otrzymujemy 13. Historia zdaje się zatem naprawdę przepięknie przyspieszać (cośmy z Amalrykiem dawno już zresztą przewidzieli). Ponad 28 razy. W dodatku z przyspieszeniem, bo od (nowego) Sulli, czy raczej tej obrazy majestatu, do (nowego) Arminius(z)a szło jednak wolniej. Tak że, jeśli w tych rozważaniach (a przypominam, że było cholernie zimno!) coś w ogóle jest, to możemy jeszcze sporo w naszych indywidualnych żywotach przeżyć. (Albo też wręcz przeciwnie.)

* * *

We Francji stan wyjątkowy, który miał dotąd prawo trwać najwyżej 12 dni, będzie trwał trzy miesiące, bo tak z entuzjazmem i chyba jedno-nawet-głośnie uchwaliła tamtejsza demokracja. Na pohybel terrorystom! Ciekaw jestem jak teraz często będzie tam jakiś inny stan od wyjątkowego, skoro wystarczy raz na trzy miesiące coś tam znaleźć, coś tam podsłuchać (kto to sprawdzi?)... Sami zresztą rozumiecie.

W każdym razie leming się cieszy, a politycy mają wreszcie święty spokój. Z opozycją przede wszystkim, choć może to i terrorystom życie uprzykrzy, kto wie? A zresztą co tak naprawdę politykom przeszkadzają ci terroryści? Że się czasem trzeba ewakuować z meczyku? A co to za przyjemność oglądać jakiś głupi meczyk z Merkelą (alternatywnie z Hollandem), na oczach stada proli, a do tego wcale nie być w centrum zainteresowania!?

Tej niepopularnej... (No bo jak być popularnym wyglądając i zachowując się jak Hollande? Nawet we Francji?) władzy nic milszego nie mogło po prostu spaść z nieba. Żadnych @#$% demonstracji! Nie tylko FN nie może teraz łazić po ulicach i bruździć, ale nawet nie uda się oszołomom sprawdzić ilu to francuskich muzułmanów zadało sobie tym razem trud wyjścia na ulicę i zademonstrowania niechęci wobec terroryzmu, radykalnego islamizmu i czego tam jeszcze.

Piękna sprawa! Gdybym miał nieco tylko więcej paranoidalnych skłonności, musiałbym uznać, że te Hollandy same to wszystko zrobiły. Na szczęście nie mam, ale też byłyby bardziej durne, niż są, gdyby nie skorzystały z takiego daru niebios.

triarius

niedziela, lutego 02, 2014

Wieści ze świata kultury

Po tasiemkach zagranicznych kanałów TV biega wiadomość, że przybrana córka Woody Allena i Mii Farrow znowu oficjalnie oskarżyła go o "seksualne wykorzystywanie". (Znowu, bo ta sprawa była już głośna wiele lat temu.) Oczywiście, mogłaby to nie być prawda, ale w tym przypadku jakoś mi się nie wydaje.

Oczywiście - w odróżnieniu od, słusznie czy nie, oskarżanych o podobne rzeczy księży, których przecież łączy to, że są księżmi - tutaj nic nikogo z nikim nie łączy. Na przykład z poprzednio głośnymi (albo i nie) przypadkami tego rodzaju, jak Polański czy Cohn-Bendit.

Ktoś mógłby się upierać, że jednak przecież łączy, ale my wiemy, że nie łączy, bo nie ma prawa. A kto by myślał inaczej, ten zły człowiek, a nawet gorzej, bo anty... I rebe Bratkowski (z córką) bardzo go nie lubi.

A tak przy okazji - cholernie aktualne wydaje mi się to, co jakiś czas temu napisałem o polowaniu na jelenie w dawnej Anglii i Robin Hoodzie. Można by sobie to odszukać, gdyby ktoś nie wiedział o co chodzi, a był ciekaw. (Bez krzty autopromocji w tych czasach nijak!)

* * *

Włączyłem sobie luźno godzinę temu BBC, a tam program o tym pisarzu, co się nazywa D.H. Lawrence (i nie ma go jak po polsku w piśmie odmienić). Ten od "Kochanka Lady Chatterley". Z początku myślałem, że chodzi o tego Lawrence'a (tak to się robi?) z Arabii, tego od "Siedmiu filarów mądrości"... I zacząłem oglądać. Potem mnie wciągnęło, i to nawet bardziej dlatego, że to był ten Lawrence, którego nigdy nie miałem najmniejszej ochoty czytać. Dlaczego, spytacie? A dlatego, odpowiem, że to była czysta ilustracja tego, co na temat pisarzy i spraw wokół nich mówi Coryllus.

Naprawdę - żaden kult jednostki! Przysięgam - nie uważam się za ani o jotę mniej od Coryllusa genialnego! Z ręką na sercu - dostrzegam u niego sporo uproszczeń, nieco prawdopodobnych błędów, lekko (?) paranoiczne nastawienie... Co nie zmienia faktu, że facet mówi rzeczy ogromnie ważne, często ma rację... I wyraża też te swoje prawdy w coraz składniejszy i milszy w czytaniu sposób.

Nawet do naszego Tygrysizmu (SAT, Ardreyizm-Spengleryzm, Szpęgleryzm Stosowany... kära barn har många namn, jak mawiają, i słusznie, Szwedzi) trzeba wprowadzić pewne uzupełnienia pod wpływem Coryllizmu! Jakie, spytacie? A to na przykład, że PRAWDZIWE grupy biznesowe na przestrzeni historii nie różnią się niczym istotnym od MAFII. Czy nawet od tak niepopularnych ostatnio talibów. Kiedy potrafią zawłaszczyć państwo. Hę? - spyta ktoś? Przecież tak właśnie stało się, wieki temu, w Anglii. I to się nazywa... No? No przecie że LIBERALIZM!

Przyznam, że choć historią pasjonuję się (z drobnymi, z początku, przerwami) od ponad pół wieku, to corylliczne podejście wcześniej jakoś do mnie nie dotarło. Albo w każdym razie w śladowej ilości. Zbyt małej. Choć o historii czytam poważne, i czasem wspaniałe, książki, w wielu językach, a do tego Spenglera z Ardreyem. (Których to panów, nawiasem, należałoby z Coryllizmem jak najszybciej zderzyć i doczekać się dorodnego potomstwa. Że o sobie samym, jako o jednym z ojców, nie wspomnę.)

Więc faktycznie - zakres, w sensie obszary i skala czasowa, działania takich Hanz, takich Kompanii Indyjskich, takich... W końcu i wikingowie to byli w dużym stopniu przecież kupcy, prawda? Było to wpradzie, szpęglerycznie rzecz biorąc, bardzo wcześnie, ale jednak całkiem możliwe, że nasze na nich spojrzenie - mimo wydania paru istotnych i przewartowościowujących (ale długie słowo!) całą sprawę książek - bez Coryllizmu, jest niepełne, ślepe i kulawe!

Ich brutalność - i tu Coryllus całkiem prawdopodobnie ma rację - także nie ustępuje żadnej mafii, a jeśli Coryllus ma na przykład rację z otruciem przez Anglików Batorego, z podmienieniem przez nich Iwana "Groźnego"... I całą masą tego typu spraw, a zapewne w niektórych co najmniej z tych przypadków ma rację, no to mafie, te od Al Capone, mogłyby się tu jeszcze sporo uczyć!

A zwykli biznesludzie, spyta ktoś? Jeśli są uczciwi i łagodni, no to po prostu nie są TYMI, o których chodzi. Nie chciałbym nikomu niepotrzebnie pluć do zupy (czy "do kaszy", jak upiera się jedna moja znajoma), ale PRAWDZIWA WŁADZA, a co za tym idzie PRAWDZIWY BIZNES, są gdzie indziej. Po prostu! To, czy nasz słodki biznesczłowiek jest tylko samooszukującym się niewolnikiem i w istocie ofiarą... Nie mnie tu oceniać.

W każdym razie w późniejszej starożytności, bardzo popularne było wyzwalanie niewolników i dawanie im na założenie biznesu. Potem taki, nie tylko że stanowił "klienta", co się wiązało dla "byłego" właściciela ze splendorami, ale także musiał się wypłacać. Czyli całkiem jak... Prawda?

No dobra - zakres działań, i to nawet w bardzo wczesnej epoce. (Jeśli nawet nie wikingowie, choć niby dlaczego nie, to na pewno wiek XV, a w Italii pewnie i znacznie wcześniej. Szpęglerycznie, bo oczywiście Bizancjum, Rzym, świat hellenistyczny itd.) Brutalność. Ja tam zawsze wiedziałem, że historia spływa krwią i te rzeczy, ale jakoś to mi się nigdy aż tak bardzo nie kojarzyło z handlem ŻYWNOŚCIĄ czy TKANINAMI. (To SĄ te cholernie ważne sprawy i dzięki Ci Koryło, żeś mi na to otworzył oczy!)

A przecież z czego się w końcu wzięła wielkość Florencji, Medyceuszy, Anglii i Niderlandów?) Metale też oczywiście są ważne, jak i parę innych rzeczy. Dziś na pewno dochodzi, albo i przeważa, ENERGIA, a wkrótce i WODA. No to to by było nieco tła, ale gdzie tu obiecana tytułowa KULTURA? (Spyta ktoś.)

Kultura też jest z tym związana, i u Coryllusa nie ma prawie kultury, która by nie była dziewką służebną i chłopcem do intymnych przyjemności (kłania się ten i ów z tych, o których na początku) tej właśnie biznesowo-mafijno-(państwowo)-(ponadpaństwowo)-militarno-prawno-ubeckiej zgrai, która nam miłościwie. Teraz i zawsze - co najmniej od chwili, gdy dana K/C przyswoiła sobie użycie pieniądza.

O przepięknym tekście Coryllusa "Tani jak bard" już wspominałem, a nawet obwołałem to Blogowym Tytułem Roku. No i właśnie ten D.H. Lawrence to był jeden z takich "bardów", jakich te mafie do urabiania lemingów i paraliżowania woli ew. opozycji potrzebują, i jakich bez trudu zawsze sobie znajdą.

Chłopię z ludu, z rodziny górników, cholernie pracowite w tym swoim pisaniu (w końcu geny arbetarklassen), które ciągle szukało inspiracji w podróżach i w ogóle, nie tylko od życia klasy pracującej, którą tak skutecznie opisywał, ale od zwykłego życia zwykłych Anglików, uciekało jak najdalej - a to do Włoch, a to do Nowego Meksyku...

I oczywiście obalało przesądy, niszczyło tabu. Fajne jest, że w tych swoich poszukiwaniach i inspiracjach, w owym niespokojnym i nie mogącym znaleźć ukojenia okresie między wojnami (kiedy to różne świry, w rodzaju "von" Misesa szalały), gość otarł się (co najmniej), o faszyzm... Późniejsze feministki oskarżają go też o najpaskudniejsze, w ich rozumieniu, rzeczy... Rasizm? Oczywiście!

A jednak jakieś grupy tzw. INTELIGENCJI (krytyków, nauczycieli akademickich, pismaków) postawiły akurat na niego - no bo obala, przełamuje, nowatorski - i teraz nie odpuszczają. W programie BBC, o którym tu wspomniałem, jakaś taka mówi np. że "kompletnie się nie zgadzam z żadnym jego poglądem, ale jego podejście do życia, jego szukanie prawdy, jego PRZEŁAMYWANIE... Ach, jakież to wspaniałe!"

Po prostu - kiedy ktoś na to przełamywanie i na tego D.H. kiedyś postawił, napisał o nim na przykład doktorat, albo długi artykuł do periodyku, no to teraz przecie nie powie "pomyliłem się, to faszysta i myzogin, te wszystkie lata spisuję na straty przechodzę na..." powiedzmy... "Gombrowicza!" Prawda? Tak to właśnie działa i naprawdę głupio, że to dla nas nie jest absolutnie oczywiste. No bo jak miałoby niby działać?

No dobra, teraz płęta (czy jak to się po naszemu pisze)... Więc najpiękniejszą być może ilustracja tych tez Coryllusa o bardach i pisarzach... A w każdym razie prześliczną perełką na koniec... Było zakończenie, kiedy na tle przewijającego się już kto trzymał lampę, a kto podawał kawę, jeden z tych intelektualistów stwierdził, że, cytuję: "D.H. Lawrence był PRO-LIFE. Nie w sensie politycznym, ale w takim prawdziwym."

"Pro-life", gdyby ktoś nie wiedział, to znaczy "dla życia", i oznacza, w dzisiejszym kontekście, grupy i organizacje walczące z zabijaniem nienarodzonych dzieci. Tutaj zostało to zawłaszczone (paskudne słowo, swoją drogą) przez lewiznę, skandalizm i "obalanie stereotypów". (W wykonaniu znieprawionego, przekupionego i zagubionego mentalnie syna ludu. Wspieranego przez hordy tego typu gęgaczy, jak ten, który to powiedział. Wspieranych zza kulis przez... No przez kogo? Czytaliście uważnie to wiecie!)

Czyż może być piękniejsza ilustracja i bardziej dobitne potwierdzenie tego, co mówi Coryllus o bardach, pisarzach i ich mocodawcach? Oraz o ich PRAWDZIWEJ roli w tym całym przedstawieniu?*

---------------------------------------------------

* Conradowi się np. od Coryllusa obrywa, i zapewne słusznie. O Gombrowiczach, Herbertach i Bobkowskich nawet nie warto wspominać, choć Coryllus pisze o nich rzeczy fascynujące, których w większości nie wiedzialem, bo i skąd, skoro tych panów nie mam zwyczaju czytać.

triarius

środa, stycznia 01, 2014

Nasza od teraz odpowiedź na... ten cały syf, co wiecie

Wiecie już teraz, kochane ludzięta, co robić z tym całym "dżenderem"? Jeśli przylezą do jakiegoś przedszkola, do jakichś dzieci... No więc kiedy tylko dowiadujecie się, że przyleźli, albo wybierają się do jakichkolwiek dzieci - wtedy wy ŁAPIECIE ZA TELEFON I DZWONICIE NA POLICJĘ.

Tak? I - słuchajcie, bo to cholernie ważne! - ABSOLUTNIE NIC NIE WSPOMINACIE O ŻADNYCH "DŻENDERACH", czy innych ideologicznych pierdołach (choćby pozowały na naukowe), bo wtedy policjant, wnuczek ubeka i synek esbeka, od razu wciągnie was w przemądre dyskusje o racjach każdej ze stron... I wiecie chyba jak to się wtedy skończy.

Dzwonicie i meldujecie, że GRUPA jakichś PEDOFILÓW naszła takie a takie przedszkole i molestuje seksualnie dzieci. Urządza tam po prostu orgię. Co w takim przypadku jest oczywiście absolutną prawdą. Żądacie natychmiastowej akcji, zapobieżenia i ukarania winnych. Jeśli będą dostawać za każdym razem co najmniej kilka tego typu zgłoszeń, to naprawdę policji nie będzie łatwo to zignorować.

Władza może się w końcu zmienić - nie mówię na prawicę, patriotów czy PiS, ale choćby na mniejszych od obecnej przyjaciół pedofilii - a wtedy taki pan władza, który tego typu zgłoszenie zignorował lub ukręcił sprawie łeb, może mieć spore kłopoty. To samo oczywiście będzie dotyczyło przedszkolanek nauczycieli, prokuratorów, sędziów i kogo tam jeszcze.

Waadzy też nie będzie łatwo przymykać na tego typu obrzydliwości oczek, a tym mniej popierać tego typu skurwielstwa. Tylko, cholera, pamiętajcie ludzie: w takich wypadkach ŻADNYCH DYSKUSJI O "DŻENDER", żadnych w ogóle ideologicznych dywagacji, żadnych także niepotrzebnych gadek o Dekalogu i łacińskiej cywilizacji... JP2 też sobie zostawcie na inną okazję. Nawet gadki o "lewiźnie", "hunwejbinach" i "rozkładaniu rodziny" nie są w tym akurat przypadku potrzebne! Walimy ich tam, gdzie najbardziej poskutkuje i tyle.

Chodzi nam o dzieci z jednej i pedofilów z drugiej. Że ci drudzy są zorganizowani i mają liczne propagandowe tuby, nie czyni ich ani trochę mniej obrzydliwymi, ani krzywdy tych dzieci nie czyni mniejszą.

Z jednej strony jest tu bowiem autentyczne gwałcenie dzieci -  psychiczne na pewno, ale w sumie to nie jest tylko psychiczne, a zresztą wystarczy, bo można podać masę przykładów czysto psychicznego molestowania, których kochana waadza za nic nie będzie tolerować - a z drugiej ideologiczny bełkot, który, pomijając już jego większą czy mniejszą głupawość i wredność, jest tylko gadaniem, tylko robieniem gębą wiatru albo zanieczyszczaniem papieru.

TYCH RZECZY NIE DA SIĘ PO PROSTU PORÓWNYWAĆ I WY TEGO NIE RÓBCIE! W ogóle za wiele tych przemądrych rozważań i "dyskusji" na temat całej tej ponurej sprawy. Nic z tego sensownego czy ładnego nie wynika i nie wyniknie. Raz na jakiś czas można powiedzieć o tym jakiś dowcip. ale też dobrych słyszałem dotychczas niezwykle mało.

Więc albo zajmujemy się ukracaniem ohydnego procederu molestowania i psychicznego gwałcenia dzieci, albo też... Już naprawdę nie wiem co w innym razie, w każdym jednak przypadku na pewno nie macie prawa wtedy nazywać się chrześcijanami, patriotami, dobrymi rodzicami, czy w ogóle porządnymi ludźmi.

Żadnych więc dyskusji - tępimy tych psychopatycznych zboczeńców, bo trudno o coś obrzydliwszego i bardziej szkodliwego, a z drugiej strony ONI SAMI SIĘ NA KOPA W DUPĘ PRZECIEŻ WYSTAWIAJĄ. Więc od teraz - skończyć z pedalskim skamleniem i ALBO ALBO. Albo pozwalacie na takie praktyki, albo bierzecie sprawę w swoje ręce ze sporą szansą na zdecydowany sukces.

triarius

niedziela, grudnia 29, 2013

Jak to w końcu będzie z tą pedofilią? Jest cacy, czy jest be?

Kurak wczoraj napisał tekst, który, choć, jak to u niego zgrabny i w zasadzie słuszny, jakoś mnie do końca nie przekonał, Głosi w nim, że "należy stworzyć świecki grzech śmiertelny" i walić nim lewiznę po tych ich durnych łebkach. Podaje też parę przykładów o co mu chodzi, i to ma sens... Tylko że ja mam chyba lepszy pomysł!

Oto linek do tego tekstu Kuraka:

http://kontrowersje.net/bat_na_esbeck_moralno_trzeba_stworzy_laicki_grzech_miertelny

Jak się dzisiaj nad tymi kwestiami zacząłem zastanawiać, to do mnie doszło, że to co wymyślil sam Kurak - czyli np. oskarżenie tego czy innego komucha o pobicie kubańskiego towarzysza na tle "homofobii" czy "rasizmu", może nie być wykonalne - bo albo on tego w realu nigdy nie zrobił, albo też my się i tak nie będziemy mieli okazji o tym dowiedzieć, a co dopiero udowodnić.

Jednak mamy przecież coś o wiele lepszego, tylko trzeba się w to wczuć, a potem zebrać siły i z przekonaniem działać. W sumie na początek wystarczyłoby krzyczeć magna voce. Na razie, jak stado durnych ciapków, dajemy się wciągać w dyskurs najgorszej lewizny, i, jak oni, mówimy bez przerwy o "gejach", "równouprawnieniu", "tolancji"... Tylko tu i ówdzie odwracamy znaczki. Lubimy też ich oskarżać o "faszyzm". Paranoja - oskażanie o "faszyzm" komucha albo wściekłego lewackiego hunwejbina!

Głupota naszej dzisiejszej "prawicy" jest rzeczywiście niezmierzona, ale my teraz nie o tym. Rzeczą, która nam od niedawna o wiele bardziej od wymienionych powyżej spraw zaczyna dawać w kość, jest oczywiście cała ta obłędna "ideologia gender". Pozująca w dodatku na "naukę" i wykładana na tych dzisiejszych tzw. uniwersytetach. (Duch Miczurina i Łysenki wiecznie żywy.)

Najgorsze co ci jego wyznawcy na razie robią, to oczywiście łażenie po przedszkolach i PSYCHICZNE GWAŁCENIE DZIECI. Tak? No to właśnie! I jeśli TO NIE JEST PEDOFILIA, to ja naprawde nie wiem co by nią miało być. Tak więc, przestańmy jak durnie pieprzyć o "gender" i zacznijmy mówić - a potem zaraz wołać WIELKIM GŁOSEM - że BANDA PEDOFILNYCH ZBOCZEŃCÓW GWAŁCI (na razie główie psychicznie, ale CO BĘDZIE DALEJ?) małe i bezbronne dzieci. No bo czy tak nie jest?

Jeśli akurat twoje dziecko nie zostało jeszcze temu procesowi poddane... Albo jeśli nie masz dziecka w tym wieku... To pomyśl - lewizna dopiero się rozkręca! To jest cały czas jeszcze NEP. Pomyśl jak to będzie wyglądało za lat dziesięć... Za lat dwadzieścia - skoro już dziś są oni aż tak bezczelni. I, niestety, z tak wątłym (oraz żałosnym po prostu i kompletnie nieskutecznym) spotykają się to odzewem. A tu chodzi przecież po prostu GWAŁT na psychice tych dzieci. Gwałt PEDOFILSKI! Mało wam ludzie?

Zacznijmy to mówić głośno, zacznijmy się domagać zastosowania wobec tego wszelkich przepisów dotyczących pedofilii... Które na razie służą, zdaje się, głównie do ułatwienia powszechnej inwigilacji, zbierania drug na druga haków i dintojry... Choć PIERWSZĄ I NAJWAŻNIEJSZĄ SPRAWĄ, za jakie się ci rzekomi łowcy pedofilów powinni zabrać, to właśnie ukrócenie tych obrzydliwych procederów którym zboczeńcy przymusowo poddają nasze dzieci. Zgoda?

(W dodatku zboczeńcy finansowani, w ostatecznej instancji, z NASZYCH pieniędzy, choć po prawdzie mówienie w tym miejscu o forsie zalatuje mi nieco korwinizmem i osłabia wymowę.)

Niech się @#@$ wszyscy ci stróże moralności, wszyscy ci co obiecywali kastrowanie itd., zabiorą za tych EWIDENTNYCH, a do tego ZORGANIZOWANYCH i POPODCZEPIANYCH POD RÓŻNE PAŃSTWOWE I PONADPAŃSTWOWE STRUKTURY PEDOFILÓW!

I TO byłoby wykorzystanie przeciw lewiźnie owego nowego pojęcia, nowego środka, owej broni - "świeckiego grzechu". Śmiertelnego jak najbardziej. To jest bowiem, każdy normalny człowiek łatwo się zgodzi, GWAŁT NA DZIECIACH - WCALE NIE MNIEJSZY, NIŻ GDYBY IM COŚ GDZIEŚ WSADZALI, albo gdyby je na golasa fotografowali!

Więc jak tam z tą pedofilią w końcu będzie - do was mowię: panie Tusk, panie Sienkiewicz, panie Cohn-Bendit...?

triarius

czwartek, kwietnia 28, 2011

Robin Hood i pedofile

Skąd się wziął Robin Hood? Wyjątkowo nie chodzi mi o "luby zakątek, gdzie życia bierzem początek" (jak głosi pewien staropolski toast). Nie chodzi mi też o sprawy opisywane przez Frazera czy Gravesa - to o prehistorycznych religiach, kultach płodności i ofiarach z ludzi. Uważam je za fascynujące i, co najmniej w swej istocie, jeśli nawet nie w każdym szczególe, słuszne, ale teraz nie o tym.

Chodzi nam tutaj o tego, w sumie historycznego, choć obrosłego wielowarstwową legendą, bandytę. Żyjącego gdzieś w XII w. w okolicach Nottingham i mającego kryjówkę w lesie Sherwood. Jak na tamte czasy człeka łagodnego, za to dowcipnego, który, będąc m.in. symbolem i narzędziem ludowego buntu Sasów przeciw ich normandzkim ciemiężcom, jednak tych Normanów nie masakrował (co, przynajmniej w późniejszej ludowej fantazji, by się na pewno dało zrobić), tylko się z paskudnym szeryfem Nottingham przekomarzał, grając z nim w kotka i myszkę.

Oczywiście to, że nasz dzielny Robin rabował bogatych, a dopieszczał biednych, nie stanowi jakiegoś wielkiego ewenementu w dziejach światowej przestępczości - to raczej właśnie norma i bardzo naturalna sprawa - ale to jednak był, na podstawie tego, co o nim wiemy, w sumie dość fajny facet. No więc - jak ten fajny facet rozpoczął swoją przestępczą karierę?

Legendy nas informują, i nie mamy większego powodu im w tej sprawie nie wierzyć, że Robin upolował jelenia i przyczepił się doń ówczesny leśniczy, chcąc mu wlepić stosowny mandat... Nie, to był żart - za upolowanie jelenia bez oficjalnego przyzwolenia władzy była wtedy jedna kara, a było nią powieszenie. Za szyję, na szubienicy, aż do skutku. To zresztą obowiązywało w Anglii jeszcze przez długie wieki potem, a w innych europejskich krajach było na ogół dość podobnie.

Nasz Robin tego leśniczego, w obronie własnej poniekąd, zastrzelił z łuku, a potem to już całkiem nic mu nie pozostawało, jak kariera leśnego przestępcy.

Skoro tośmy sobie już z grubsza wyjaśnili, zmienimy teraz scenerię i przypomnijmy sobie, co się działo nie tak dawno temu, kiedy niejaki Polański miał pewne drobne nieprzyjemności, został internowany w Szwajcarii i groziły mu niesłychane rzeczy ze strony Amerykanów, a cały cywilizowany świat zatrząsł się z oburzenia i jednym głosem żądał, by się od Polańskiego odp...ić.

Ten Polański, jakby ktoś w tej chwili nie kojarzył, to światowa sława, gość z szerokiego zaplecza obecnej Światłej Elity, konkretnie w charakterze tzw. "artysty", a w dodatku członek BWR (Bardziej Wartościowej Rasy). Jasne, że taki ktoś może sobie pozwolić na znacznie więcej, niż jakiś byle leming, nie mówiąc już moher, jednak tutaj, jak może pamiętacie, chodziło o sprawę dość specyficzną, mianowicie o PEDOFILIĘ.

Tak przecież jakoś wyszło, że całkiem niedługo przedtem nasz (?) Tusk ogłosił był, że pedofili będzie się u nas (?) kastrować. Chemicznie, czy nie, nieważne, ale słowo "kastracja" przecież padło. Tusk oczywiście gada byle co i nie dotrzymuje, jednak, nie oszukujmy się - to co on gada, nie jest tak całkiem nieskonsultowane z Merkelami/Putinami/Barrossami tego świata, i bez jakichś SMS'ów się to jednak nie odbywa.

Zresztą co parę tygodni co najmniej media, trzęsąc się od oburzenia, informują nas o jakiejś aferze pedofilskiej. Najchętniej w kościele katolickim. Nic to, że, kiedy się fachowo przeanalizuje statystyczne informacje, wychodzi, że w kościele katolickim odsetek wykrytych spraw pedofilskich jest raczej NIŻSZY, niż w reszcie świata, a gdyby tak poskrobać wśród np. rabinów, redaktorów postępowych gazet, eurodostojników - okazałoby się może, że znaczne niższy, niż w tych szacownych gremiach.

Nic to - media wiedzą lepiej! Nieważne też, że "homoseksualizm nie jest chorobą", natomiast pedofilia nie tylko nią jest, ale w dodatku taką, która wcale nie zmniejsza winy zbrodniarza - jak przyzwoita choroba powinna. Nieco dziwne, ale cała ta dziedzina roi się aż od dziwnych zjawisk.

Z jednej strony bowiem to oburzenie, plus przedstawianie nam bez przerwy pedofilii jako czegoś niemal na kształt nieco słabszej wersji "holocaustu", a z drugiej istnieją przecież na postępowym Zachodzie, całkiem nawet blisko Centrali, partie mające w programie legalizację pedofilii. I jakoś nic.

Więcej! - przecież jeden z z absolutnie czołowych autorytetów moralnych Zjednoczonej Europy napisał był już dawno temu swą autobiografię, w której bez ogródek opowiada, jak to wykorzystywał seksualnie powierzone mu przedszkolaki, kiedy jeszcze Europa nie uczyniła go swą ikoną, a musiał wykonywać prosty zawód przedszkolanki. Powie ktoś: "Fantazje z pewnością, kto mu udowodnił, że tak było naprawdę?"

Wątpię, by fantazje, ale przyjmijmy, że tak. Co by się działo, gdyby coś takiego w swojej biografii napisał powiedzmy Jarosław Kaczyński czy Nigel Farrage? Czy też każdy by mówił, że to nieprawda, że to fantazja? OK, skoro twierdzicie, że też by mówił, to niech będzie.

I nikt by, twierdzicie, nie zaczął się zastanawiać DLACZEGO ten ktoś takie rzeczy wypisuje? Co go w tym kręci? Jak śmie tak obrażać poczucie przyzwoitości ew. czytelników? Nie? Naprawdę sądzicie, że komuś mniej szacownemu od pana Cohn-Bendita, moralnego autorytetu i europejskiego prominenta, uszło by to na sucho? Ja osobiście wątpię.

Skąd ta dziwna niespójność oficjalnego przekazu? No bo nie oszukujmy się, że rozgłośne, niesamowicie nagłośnione protesty różnych Wojtków Sadurskich i całej sfory najprzeróżniejszych "artystów" und "intelektualistów", że oto: "hołota opluwa wielkiego człowieka, bo hołota właśnie tak ma, to zawiść panie, zawiść, nic innego!" - to nie jest "oficjalny przekaz", tylko oni tak sami z siebie, spontanicznie i nawet bez jakichś prób wyczucia kierunku wiatru...

Niespójność zatem oficjalnego przekazu - z jednej strony pedofilia jest be, bardzo be, z drugiej jednak co wolno wojewodzie... Nawet w tej dziedzinie, zdawałoby się poza sferą jakichkolwiek moralnych relatywizmów! Oczywiście nie możemy zapominać o tym, co najbardziej cieszy i pasjonuje obecną władzę, a już zapewne szczególnie te jej organy, które troszczą się o szeroko pojęte "bezpieczeństwo".

To przecież dzięki zwalczaniu pedofilii służby, czyli w sumie przecież władza, uzyskały przyzwolenie, wraz z (większą czy mniejszą na razie) praktyczną możliwością grzebania nam wszystkich po komputerach... I w ogóle wszędzie. W końcu TAK ZASADNICZA SPRAWA, jak zwalczanie  CZEGOŚ TAK MORALNIE OBRZYDLIWEGO JAK PEDOFILIA usprawiedliwia WSZELKIE możliwe  środki, czyż nie? No bo czyż może istnieć ktoś, ktoś tak moralnie upadły, tak wredny, o tak zbrodniczym charakterze - by ośmielił się zgłosić tu jakiś prostest?!

To zawsze wiedziałem, pisałem też o tym niejednokrotnie. Chyba to dla każdego przytomnego człowieka w miarę oczywiste. Tak samo jak z "terroryzmem" - zresztą sprowokowanym przez w sumie obecne elity, zarówno te socjaldemokratyczne, jak i te liberalne... Któż w końcu nasprowadzał do nas tych wszystkich muzułmanów, że spytam? A bez nich, jaki to byłby terroryzm? Kto z nas miałby powód w ogóle się nim zajmować? Podobnie z pedofilią.

Skoro teraz nawet posiadanie uznanych za pedofilskie RYSUNKÓW może być przestępstwem - jakie piękne pole do popisu dla niezawisłych sądów! W przypadku moralnego autorytetu Cohn-Bendita będzie to zapewne "jak najbardziej sztuka", zaś w przypadku kogoś mniej przez władzę kochanego... Całkiem jak marsze z pochodniami i setki innych spraw tego rodzaju. W dodatku ZANIM ten niezawisły sąd oceni, czy to pedofilia, czy wręcz przeciwnie, służby będą sobie po tych komputerach, i nie tylko, buszować do woli. Czyż już tego nie robią?

Znana sprawa, jasne że bardzo ważna, ale też dość oczywista. Przyszło mi jednak do głowy coś innego na ten temat, i właśnie to coś stało się inspiracją do napisania tego tekstu. Otóż... Najpierw właściwie zachęcałbym do przeczytania moich poprzednich tekstów - tych dwóch o dronach. A dla tych, którzy nie chcą lub nie mogą, powiem co mi chodzi. Bo poradzimy sobie i bez nich. Jakoś tam.

Chodziło mi w nich o to, że nigdy w historii nie było takich środków i możliwości dla totalnego (to dobre słowo w tym kontekście!) oddzielenia Elity/Władzy/Nowej Arystokracji (czy jak to tam nazwiemy) od "zwykłych ludzi", czyli, z punktu widzenia tej władzy, jakichś PROLETÓW (krócej PROLI), czy po prostu Pospólstwa. Wszystkie te drony, wszystkie ta szpiegujące kamery, środki podsłuchu... Uzależnienie ludu w milionowych miastach od władzy we praktycznie wszystkich istotnych aspektach życia... Plus propaganda, media, ogłupiające szkolnictwo... Chyba każdy rozumie, o czym mówię.

No i sądzę, że ten podział na nowych Nobiliores i Humiliores, czyli na Panów i Hołotę, będzie - o ile im to wszystko się nagle nie zawali, na co się nie bardzo zanosi - postępował bardzo szybko, praktycznie z roku na rok.

Wskazuje na to wiele rzeczy, m.in. gorączkowe wysiłki różnych pomniejszych moralnych autorytetów i celebrytów, żeby jednak się do tej elity załapać - żeby ich tutaj z hołotą nie pozostawiono, kiedy się elita będzie w swoich bunkrach, zamkniętych osiedlach, czy gdzie tam jeszcze, zamykać. W luksusie oczywiście, tyle że bez kontaktu z hołotą, czyli nami.

No i tak, kiedy już o tych dronach parę dni temu napisałem, nagle uderzyła mnie analogia z tym polowaniem na jelenie, które było przecież wyłącznym przywilejem władzy i elity. Polowanie na nieletnich, w celu seksualnego ich wykorzystania zaczyna mi wyglądać zupełnie tak samo - jako pewien przywilej zastrzeżony dla arystokracji, od którego pospólstwu wara. Na razie to trochę jeszcze sprawa nieco w powijakach, ale skoro TO są powijaki, to jak będzie wyglądać w dojrzałej wersji?! I jak będzie wyglądała cała reszta, skoro tego typu rzeczy stają się możliwe?

Wieszane ludzi za upolowanie jelenia faktycznie nie jest przesadnie sympatyczne, tym bardziej, jeśli ci ludzie nie robią tego dla zabawy, tylko np. z głodu. Jednak polowanie na jelenia to nie całkiem to samo, co pedofilia, prawda? A skoro TAKIE właśnie przywileje pragnie sobie zastrzec ta nasza (?) nowa elita (paskudnie fałszywie brzmiące słowo w tym kontekście!), no to mózg staje przy samej próbie wyobrażenia sobie, jak ma wyglądać ten zaplanowany przez nich i wymarzony świat...

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

piątek, marca 11, 2011

Coś prawie jak biężączka (w tym nieco i o pedałach)

Wszyscy, którzy to czytują, wiedzą chyba, że biężączki und aktualności nie ma sensu ode mnie oczekiwać, bo raz - nie nadążam z pisaniem (jak ja nie znoszę pisać!), a dwa - w sumie nie śledzę. Jednak dzisiaj coś, co przy ogromnej dozie dobrej woli można uznać za rodzaj biężączki właśnie. (Słyszę chóralne "ŁAŁ!"? Dobra, to jeszcze parę, a potem przejdźcie na "Alleluja!")

Jednym z moich (obok blogów) b. nielicznych źródeł aktualnych informacji jest tasiemka, a czasem nawet wiadomostki, na francuskiej telewizji państwowej dla zagranicy. Obłęd jakie to lewackie i postępowe! Bo że proojropejskie, to nawet niesposób się bardzo dziwić.

Wciąż dokładnie np. pamiętam, jak kilka miesięcy temu mieli duszoszczipatielnyje kawałki na temat fejsbukowych akcji młodych wykształconych od Tarasa przeciw faszystom i oszołomom zgromadzonym wokół krzyża. Ach - gdybym był Francuzem i takie pierdoły oglądał bez beczki soli (szczypta oczywiście nie starczy) - jakżeż bym tych oszołomów nienawidził! I jak się modlił... Świecko znaczy, za tych odważnych młodych ludzi, którzy mieli odwagę im się przeciwstawić!

Jednak co widzę? Otóż nawet na tej postępowej ojrotelewizji zaczynają się pojawiać ciekawe wiadomostki - i to nie tylko ciekawe jako przykład neo-sowieckiej ojroagitki! Parę dni temu płakali, że "eurosceptycy zwyciężyli w Strassburgu", a chodziło o to, że brytyjscy konserwatyści (tzw. oczywiście, bo prawdziwy konserwatyzm byłby dziś "faszyzmem" co najmniej) chcą gdzieś z tego Strassburga przenieść jakiś rzekomy "Trybunał Sprawiedliwości". Na co francuskie polityczne elity rozgdakały się, że "nie oddamy, będziemy bronić niczym niepodległości..." Może nie dosłownie tak, ale w sumie pojechali jakimś takim dętym bełkotem w stylu Rokity.

To było parę dni temu. A wczoraj co widzę? Na tasiemce lecą naprawdę zabawne rzeczy. Jak to, że Francja uznała libijskich bojowników o wolność, na co wkurzyła się Merkel, bo Niemce chciałyby jeszcze czekać. Dosłownie napisali na tej tasiemce, że Merkel niezadowolona! Choć tam przecież miejsca tyle, co na Twitterze. Wydaje mi się, że Sarkozy z żabojadami się natnie, bo Kadafi się utrzyma... O czym można sobie poczytać np. tutaj: http://www.bibula.com/?p=33961.

Inną "europejską" wiadomostką na tej tasiemce było, też wczoraj, że "Grecja domaga się od Europy, żeby podziałała na agencje ratingowe w sprawie jej notowań". Niezłe! To prawie coś, jak III RP domagająca się od Unii interwencji u Rosji w sprawie naszego (czyjego właściwie, bo nie mojego przecież?) mięsa, czy innych jagódek. Tyle, że Grecja jednak jest nieco (?) ważniejsza. No bo gdzie, że spytam, pojadą na wakacje niemieccy homoseksualiści, jeśli na Mykonos wilki będą włóczyć padłych z głodu Greków? (Bo chyba jeszcze szkopy za swą hojność nie dostali tych wyśnionych wysp egejskich?)

Na tym blogu, com tu przed chwilą dał doń linka, sporo innych ciekawych rzeczy, które, niektóre, polecę, a niektóre może nawet skomentuję. Jak to, że obecnie Izrael brata się z wszelkimi neonazistami, ponieważ oni ostatnio mniej kochają muzułmanów, niż Żydów. Oto linek: http://www.bibula.com/?p=30268. Plus masa informacji o postępach postępu, i to takich, że ze trzy pokolenia wstecz za takie rzeczy byłaby po prostu czapa od jakiejś podziemnej armii.

Może nie aż czapa dla byle szeregowego nauczyciela, który, zgodnie z prikazem, naucza trzylatki o urokach homoseksualizmu - może dla tego wystarczyłoby wytarzane w smole i pierzu, czy podobne sprawy - ale na pewno już dla urzędnika, który takie coś wymyśla czy zatwierdza! No, ale nic - my już tak skurwieni, że najlepsi z nas co najwyżej cieszą się, że kiedyś, może całkiem niedługo, za tych zbrodniarzy wezmą się islamiści. Mniejsza już o to, kim wtedy, na tle tych islamistów, będziemy my.

Faktem jest jednak, że taki islamista, choć człowieka Zachodu raczej swymi motywami, wyglądem i zachowaniem nie przekonuje, nie jest czymś tak obrzydliwym i tak zbrodniczym, jak ci, którzy wyczyniają dzisiaj te pedofilnie obrzydliwe rzeczy z naszymi bezbronnymi i oddanymi na ich pastwę państwowym przymusem dziećmi. Poszukajcie sobie tych rzeczy na owym blogu, a potem się głęboko zamyślcie!

Mamy też drugiego bloga, którego też właśnie w ostatnich dniach znalazłem. Pisze go gość, któren pisuje w "NCz!" (zatem poniekąd mój "diachroniczny" kolega), więc trzeba stale brać poprawki na rynkowy bełkot, JOW'y i inne tego typu zboczenia, ale jest tam sporo ciekawych rzeczy. Gość mianowicie zabawia się - nie ma w tym określeniu nic pejoratywnego! - obliczaniem różnych, często istotnych rzeczy.

Jak np. tego, czy rzeczywiście - jak nam głoszą oficjalne media - w Kościele jest masa pedofili, a katolicyzm, szczególnie zaś kler, to jakaś pedofilii specjalna hiper-wylęgarnia. Niezły tekst, wnioski dość jednoczne i istotne, polecam: http://pilaster.blog.onet.pl/Pedofilia-w-sluzbie-Kulturkamp,2,ID415838211,DA2010-10-15,n.

Tytułem komentarza zaś powiem, że sam swego czasu pisałem o tym, że większość pedofili, przynajmniej tych praktykujących, musi być homo. No bo jak? Homo to od 1% do 3% społeczności, zgoda? Takie są oficjalne informacje i to się z grubsza musi zgadzać. Teraz - kiedy robi się wrzask, bo złapali jakiegoś pedofila (na tyle nisko postawionego, że nam o tym mówią, a nie tylko salutują i robią w tył zwrot), to jak często dobiera się on do chłopców? W co najmniej połowie przypadków z tego, co kojarzę.

A więc? Jeśli się napala na chłopców, a nie wzdryga się na samą myśl, to musi pedał, tak? Więc te góra 3% obsługuje z grubsza (bądźmy ostrożni) połowę przypadków pedofilii... Z czego wynika, że jest wśród pedofili homosów znaczna większość! W dodatku, czym się tak istotnie różni pedofilia od homoseksualizmu, żeby jedna była chorobą I JEDNOCZEŚNIE zbrodnią, druga zaś żadną chorobą, a tylko "inną orientacją"?

O czym na tym samym blogu tutaj: http://pilaster.blog.onet.pl/Homo-nadal-nie-wiadomo,2,ID405243367,DA2010-04-25,n. Tekst który naprawdę warto przeczytać! Autor ma całkowitą rację, że z nauką te oceny, co jest chorobą, a co nie jest, nie mają absolutnie nic wspólnego. To już jakaś post-nauka, po prostu. Zaczyna się od zakazu badań nad "holocaustem"... Z lokalnymi drobiazgami w rodzaju zakazu badań nad ew. korzyściami z elektrowni atomowych, który wydano w Szwecji na fali czarnobylskiej demagogii.

Potem ustala się, że homoseksualizm "to nie choroba"... Jedni zaczynają od wprowadzania "naukowego" pojęcia "schizofrenii bezobjawowej", inni od jakiegoś innego, ale mamy przecież konwergencję, więc w końcu wszystkie te Naukowe Prawdy będą NAS obowiązywać, spokojna głowa! (Można by to chyba fajnie nazwać "Rewolucją Naukawą".)

Acha, jeszcze coś o tym pedalstwie... Autor przedstawia tam, b. moim zdaniem sensowną, teorię, która wyjaśniałaby jakim cudem pedalstwo utrzymuje się, skoro jest wadą (czy zaletą, jak chcą niektórzy) genetyczną, a przecież znacznie utrudnia pozostawienie potomstwa. B. mi się to podejście tam podoba, ale pragnąłbym uzupełnić. Otóż nie musi być tak, że ktoś noszący w sobie gen pedalstwa, ale utajony i nieaktywny, zyskuje genetyczne punkty za to, że jest, jako metroseksualny, atrakcyjniejszy dla płci pięknej (ale widać bez gustu).

On może zostawiać więcej potomstwa z wielu innych powodów. Że rzucę od ręki: może rzadziej ginie w młodości na wojnie czy w pojedynkach... W końcu kiedyś wielu ginęło (a pewnie niedługo będą znowu)... Albo też ostrzej od normalnych ludzi tyra, więc zostawia swoim (może i nielicznym) dzieciom masę w spadku, dzięki czego jego WNUKI robią karierę u płci nadobnej i zostawiają miliony genów. Wnuki i dalej. To wcale nie musi być atrakcyjność! Pragnę wierzyć, że większość niewiast ma jednak, przez Mamę Naturę dany, nieco lepszy gust, niż upodobanie do metroseksualnych facetów. (Czy jak to nazwać.) To co teraz się nie liczy, to tylko pryszcz na ewolucji i historii - mówię o setkach tysięcy lat.

Jest też na tym blogu interesujący tekst o obecnej "rewolucji" w krajach arabskich, a konkretnie o Egipcie. Ze sporą częścią się zgadzam, ale śmieszy mnie liberalne zadęcie i oburzenie autora, który naprawdę wierzy... Przecież wiem, że oni w to wierzą, ale za każdym razem mnie to jednak dziwi... Naprawdę wierzy, że to nasze (?) tyranie na różowe golarki do kuciapy i możliwość oglądadania Tańca z Gwiazdami w HD i 3D, to takie mecyje, że "Jerum, jerum, pani Popiołkowa!"

A tym cholernym Arabom, widzicie ludzie, się nie chce! Oni lubią tylko zabierać innym, a sami pracować, a już szczególnie usługiwać w śmiesznych czapeczkach hotelowych boyów bogatym turystom z Europy, to już nie! Czy można, droga pani Popiołkowa, wyobrazić sobie większe zboczenie?! Ja na to patrzę całkiem inaczej i śmieszy mnie niepomiernie to oburzanie się, że ktoś wyznaje inne od naszych ideały etyczne i ma inne życiowe ambicje.

Tym bardziej przecież, że MY TAK NAPRAWDĘ WCALE TAKICH AMBICJI NIE MAMY! A przynajmniej nie wszyscy z nas. Ja na przykład nie mam, a jestem pewien, że jeszcze by się nieco takich znalazło. No, ale jak to wyjaśnić liberałowi, skoro on się oburzać po prostu kocha, a człowieka - choćby samego siebie - za przysłowiowe Chiny Ludowe (nasza jedyna nadzieja, swoją drogą!) nie zrozumie. Innego, niż liberalno-oświeceniowy człowieczek z patyczków, pracowicie zmajstrowany przez oświeceniowo-liberalnych mędrców.

Na użytek mądrusich chłopiąt spędzających dnie całe pod trzepakiem, na pełnym zapału naprawianiu świata. (Ew. na blogaskach, różnica zupełnie żadna.) Więc tekst jest naprawdę interesujący, ale podstawowe różnice - już w samych założeniach wstępnych - pomiędzy liberalizmem tego autora z jednej, a Spengleryzmem-Tygrysizmem Stosowanym z drugiej, biją tam aż w oczy. Co, oczywiście, dla bystrych czytelników powinno być dodatkową tego (tamtego znaczy) tekstu atrakcją.

I to by było na tyle.

(Chciałem po prawdzie jeszcze przedstawić fajny darmowy serwis internetowy, któren by się mógł wielu przydać, także ew. w podziemiu, ale ich skrypt ma wciąż tyle błędów, że się chwilowo wstrzymam. A zresztą, jeśli ktoś się chce z tym użerać, to oto linek: http://issuu.com/triarius. Stosować mocne hasła, inteligentnie podzielić co prywatne, a co dla friendów, tych też dobierać z rozwagą... To się naprawdę może przydać, szczególnie, jak zacznie lepiej chodzić. A może to ZNOWU tylko u mnie?!)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?

środa, listopada 11, 2009

Przeklęty kraj...

Refleksja związana ze świętem 11 listopada:

Przeklęty kraj, gdzie w czasie państwowych świąt, zamiast prawdziwej armii pokazuje się ludziom gromady przebierańców! Tym bardziej, gdy te gromady przebierańców zdają się być militarnie silniejsze od owej nieszczęsnej armii.

* * * * *

Przeklęty kraj, gdzie fakt, że aresztowanego znaleziono powieszonego, telewizja komentuje w pogodnym tonie: "Taki a taki wymierzył sobie sprawiedliwość", a zidiociały lud łyka to bez słowa protestu! Darujcie, ale fakt, że cela w tymczasowym areszcie nie była monitorowana, nie jest tu żadnym usprawiedliwieniem - po prostu nie należało kogoś, kto mógłby "sobie wymierzyć sprawiedliwość", umieszczać w niemonitorowanej celi. Zakładając nawet, że to było "sobie wymierzenie sprawiedliwości", na co nie ma najmniejszego dowodu.

Ktoś za tę śmierć odpowiada i ktoś powinien za to ponieść konsekwencje - jak w każdym przypadku, gdy umiera więzień czy aresztant. (To samo dotyczy zresztą np. śmierci Miłoszewicza w "europejskim" więzieniu, w której równie "europejskie" władze oczywiście nie znalazły nic podejrzanego. Ja jednak znajduję.)

Najobrzydliwsze jednak jest skurwienie ludu, który to wszystko łyka bez słowa. I aż zabawne widzieć, jak szybko ta dzisiejsza władza może sobie pozwolić, by od pierwszej propagandowej podpuchy dla ubogich duchem - w rodzaju medialnej kampanii przeciw internetowym pedofilom, co to wymieniają się przez sieć choćby RYSUNKAMI przedstawiającymi nieletnich - przechodzić do konkretnych działań - w rodzaju reglamentowania dostępu do internetu dla całości plebsu.

A zresztą, czemu się dziwić, skoro lud, często z rzekomą "prawicą" na czele, łyka to wszystko jak głodny pelikan ryby? Lud zresztą łyka różne brednie - także taką, że mogłoby istnieć imperium (a Europejska Unia JEST imperium, choć pokracznym i na zewnątrz słabym), w którym nie byłoby kary śmierci. Oficjalnie, z tego co kojarzę, nie było jej np. pod koniec istnienia carskiej Rosji, a jednak władza miała sposoby, by uśmiercać tych, których uśmiercić chciała i na których nie wystarczała jej zsyłka. Mówię o knucie.

Tak samo "u nas w Europie" - kara śmierci jest nie do pomyślenia, a jednak, jak twierdzą ci, co czytali lezboński traktat, jest tam dopuszczona w obronie istniejącego porządku politycznego. Do tego mamy "samobójstwa w niemonitorowanych celach", a jak trzeba, to i w monitorowanych. Nie licząc oczywiście nieszczęśliwych wypadków, nagłych ataków serca, nieudanych operacji...

Stanisław Michalkiewicz pisał o tym parę lat temu bardzo sensownie w tym duchu, że teraz wszelkie tego rodzaju rzeczy tajne służby mogą robić z niewielkim dla siebie ryzykiem WŁAŚNIE DLATEGO, że "nie ma kary śmierci"!

To wszystko naprawdę nie jest wesołe ani miłe, jednak przyznam, że obserwowanie i analizowanie tych spraw do dla spenglerysty niezła zabawa. Nie ma więc tego złego!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

wtorek, maja 06, 2008

Las i drzewa

Włączyłem ci ja dzisiaj telewizor... Nie żebym się po tym jakiejś wielkiej frajdy spodziewał, ale nie można całkiem się odrywać od realu. Tego w skali makro, bo w skali mikro to ja nigdy się nie odrywał. Mimo całego mego obrzydzenia do tego realu (w skali makro) nie mogę przecież ryzykować, że o jakiejś światłej decyzji Władzy się nie dowiem, skutkiem czego stanę się już całkiem oficjalnie i legalnie (?) łownym zwierzęciem.

Bo kto mi w końcu powie, czy np. nie mam obowiązku od 15 maja b.r. mieć na jednym półdupku wytatuowane "Kocham Donalda", a na drugim "Kocham Unię"? Albo może jakieś gwiazdki, czy coś? Kto mi zaręczy, że nie ciąży na mnie np. obowiązek ofiarowania, najdalej do dnia 30 maja, nerki umiłowanemu przez wszystkich porządnych ludzi narodowi, a jeśli - z czystej niewiedzy oczywiście - tego nie zrobię, stanę się anty... No tym... Takim co nie lubi tych, co ich trzeba czule i namiętnie kochać i nie można słowa złego o nich powiedzieć. A wtedy, całkiem słusznie, zaczną na mnie już całkiem oficjalnie polować. Z nagonką i sforą. A ja po prostu ociągałem się z włączeniem telewizora!

No więc włączyłem. O nerkach nic nie było, o tatuażach z Donkiem też nie. Nieco zaskoczony, ale przyjemnie, przełączyłem na francuski kanał TV5. Tam zaś zaczynał się właśnie reportaż na temat dzieci zaczynających profesjonalny trening sportowy w wieku paru lat, oraz ich hiper-ambitnych rodzicach. Na samym początku pokazali fragment, w którym tytan profesjonalnego golfa Tiger Woods, w wieku dwóch lat (dosłownie!) popisuje się w jakimś telewizyjnym szole swymi golfistycznymi umiejętnościami.

Prowadzący powiedział, że coraz więcej rodziców, szczególnie w Stanach, stara się od najmłodszego wieku wychować swe dzieci na przyszłe gwiazdy sportu, poświęcając na to masę czasu, energii i pieniędzy, o energii i czasie tych dzieci już nawet nie wspominając.

Potem było już głównie o tenisie. I okazało się, że nie tylko w Stanach, bo to właśnie we Francji znajduje się słynna (w pewnych przynajmniej sferach) tenisowa szkółka dla dzieci gościa o tureckim nazwisku na -oglu, którą razem z realizatorami programu odwiedzamy. Pokazano nam czterolatka, cudowne dziecko oczywiście i po prostu Mozarta tenisa, jak nas poinformowano. Którego tenisowym talentem, (takąż) pracowitością i w dodatku charyzmą zachwycali się zarówno jego rodzice, jak i ten oglu, co go trenował.

Trenował go nie za darmo, bo kosztowało to 120 tys. dolarów rocznie, ale pieniądze te wyłożył pewien miliarder i jednocześnie fanatyk tenisa (hurra! a więc można być i idiotą i bogaczem!), który jednak, mimo tego fanatyzmu, oczekuje w przyszłości procentu od tenisowych zarobków swego pupila. Dzieciak byłby może sam z siebie dość sympatyczny, ale oczywiście zadbano o to, by był paskudnie zmanierowany - w amerykańskim silikonowo-plastikowo-entuzjastycznym stylu. Co oczywiście na człowieku takim jak ja robi wrażenie żenujące i przykre.

Po co jednak ja to wszystko opowiadam? Dlatego ja to opowiadam, że wskoczył mi na swoje miejsce w czasie oglądania tego reportażu kolejny malutki światopoglądowy kamyczek. Naprawdę jestem do szpiku kości przekonany, iż żyjemy w wyjątkowo nieprawdziwym, chorym i obłudnym intelektualnym świecie, zaś w tak dojrzałej (żeby nie powiedzieć mocniej) epoce jak nasza, intelektualny światopogląd dominuje nad psychiką ludzi. Choćby sami z prawdziwym intelektem nie mieli wiele wspólnego, choćby byli idiotami zarykującymi się przy "Szkle Kontaktowym".

Po prostu w tak dojrzałej, miejskiej cywilizacji jak nasza, wszyscy już praktycznie żyjemy tworami tej cywilizacji - zarówno różowymi golarkami, czyli produktami materialnymi, jak i tworami intelektualnymi. (Co nie znaczy na wysokim poziomie, czy dobrze oddającymi prawdę. Chodzi o to, że są tworem myślenia, działania kory mózgowej i przekazywania informacji.)

Dało by się o tym napisać parę książek, i warto by było, ale na razie tylko w ogromnym skrócie. Niemal wszyscy, nawet, w odróżnieniu od tych durniów od "Szkła Kontaktowego", inteligentni i zdrowi ludzie, moim zdaniem widzą drzewa, ale nie dostrzegają lasu. Co wcale nie jest dziwne, ponieważ spojrzeć "z boku" na własną sytuację, choćby sytuację historyczną, jest niezwykle trudno. To zarówno coś, co może wyjść, co w ogóle można próbować osiągnąć, tylko w b. dojrzałej cywilizacji, jak i bardzo niewielu ludziom. Dla mnie oczywiście niedościgłym i niemal niewyobrażalnie genialnym przykładem (i całkiem możliwe, że jedynym, a na następne już za późno) takiego osiągnięcia jest znana (z tytułu głównie) książka Oswalda Spenglera. O czym mówię dość często, by ci, którzy to w ogóle czasem czytają, wiedzieli.

Jednak i poza Spenglerem jest sporo interesujących przykładów na widzenie lasu spoza drzew. Na znacznie mniejszą skalę, ale i tak bardzo imponujących. Wygrzebałem sobie na przykład ostatnio z pudeł z książkami "Management and Magic" Grahama Cleverleya. Cleverley to znany w swoim czasie (książka wyszła w 1971) specjalista od zarządzania. W tej książce gość wykazuje, że dzisiejsza klasa (czy może kasta) menadżerska daje się znakomicie analizować w tych samych kategoriach, jakimi posługują się antropolodzy przy analizowaniu pierwotnych plemion.

I na przykład księgowi znakomicie odpowiadają kapłanom dowolnej religii, zaś dyrektorzy wyznawcom. Niezależni konsultanci od zarządzania to dokładnie to samo, co wędrowni cudotwórcy. Plany dotyczące marketingu nowego produktu, zebrania wyborców, CV, zmiana dyrektorów, umeblowanie biur - wszystko to ma swoje odpowiedniki w prymitywnej, a także nie tak prymitywnej, religijności i magii. Cleverley wcale nie twierdzi, że to źle - on po prostu wykazuje, że taką to rolę pełni i tyle. I nawet przyznaje, że może tak właśnie jest najlepiej, albo po prostu konieczne. Tylko, wracając do naszych drzew i lasu, kto jeszcze takie rzeczy dostrzega?

Innym przykładem czegoś, co jest ewidentne, ale nikt go nie potrafi zauważyć, jest terror prawników w USA. Już dość dawno postawiłem tezę, że w systemie takim, jak mamy obecnie "na Zachodzie", w tym w Polsce, biurokracji nie da się po prostu znacząco zmniejszyć. Chyba że wolimy terror prawników. Fakt, to znacznie bardziej "liberalne". Bo Ameryka, nie oszukujmy się, to kraj liberalny - tak liberalny, jak to jest w ogóle możliwe, przynajmniej w świecie takim jak nasz. (I jak w wymarzonym świecie Korwina zresztą. Nie oszukujcie się ludzie - ten pan w sumie akceptuje ten cały post-oświeceniowy... No wiadomo. I nie chce tutaj żadnych naprawdę poważnych zmian wprowadzać.) Wiec, albo masy biurokracji, albo masy bezczelnych i żerujących na społeczeństwie prawników. Jak w USA. Niektórzy i tak będą się cieszyć, że panują rządy Prawa. Paranoja!

Wróćmy teraz do naszych młodocianych tenisistów i ich ambitnych rodziców. (Będzie to przecudna formalna klamra, prawda? Wrodzony i rzadko spotykany kunszt pisarski, nic innego!) A więc, jak nas poinformowano w tym reportażu, zresztą z pewnością słusznie, dla tych rodziców jest to inwestycja. Dziecko ma zdobyć sławę, być pokazywane w telewizji, sweterki z... moheru (ale to nie ten moher!), butki od Gucciego, te rzeczy... Ale także, a może przede wszystkim - choć nie każdy o tym aż tak chętnie mówi - ma zapewnić wygodne życie swym rodzicom, którzy tyle kosztów dla jego sukcesu ponieśli.

Mamy więc dość pocieszną sytuację, gdy z jednej strony robi się cyrki z powodu pracy zarobkowej dzieci w różnych dalekich krajach, z drugiej zaś zmusza własne dzieci do poświęcania całego życia co najmniej równie ciężkiej pracy, i tak samo dla zysku. To, że w opinii rodziców ta praca nie jest pracą, tylko przyjemnością, to żaden argument - nikt dotąd nie udowodnił, że dzieci czyszczące buty za pół dolara nie mają z tego znacznie więcej satysfakcji i że nie pozostaje im więcej wolnego czasu na normalne życie.

Gdyby ktoś chciał być bardzo bezkompromisowy, mógłby powiedzieć, że nie udowodniono tego nawet w przypadku kurestwa, które także może być przyjemne - co najmniej tak, jak wstawanie w wieku czterech lat co dzień o czwartej rano, aby potem przez wiele godzin wykonywać setki razy te same odbicia piłki i oglądać stale tę samą mordę trenera. Naprawdę, kiedy dwóch robi to samo, to nie jest to samo, jak mówili Rzymianie. Zaś dary Danaów jakoś mnie nigdy nie zachwycają.

Całe to obecne nagłaśniane do maksimum możliwości polowanie na pedofilii służy wcale, naprawdę i przede wszystkim, nie temu, czemu by powinno w oczach religijnej i naiwnej (jak na prawicę przystało, zdaniem wielu) "prawicy". Służy po prostu usprawiedliwianiu szpiegowania absolutnie wszystkiego i możliwości dziwnie łatwego niszczenia ludzi. Przykład ks. Jankowskiego. A w ogóle to się zastanawiam, czy to z pedofilią nie dlatego tak oburza tych wszystkich miłośników tyłków tej samej płci, że gdyby odebrać dorosłym monopol na seks, to by już naprawdę nic ich dzisiaj od dzieci nie różniło. Na pewno zaś nie wolność osobista czy wpływ na cokolwiek.

To był wtręt, jednak przede wszystkim chodzi mi tutaj o sprawę znacznie ogólniejszą, czyli o to niedostrzeganie lasu spoza drzew, które jest taką integralną częścią naszego życia intelektualnego i debaty publicznej. No bo niech mi ktoś powie - jaka jest w istocie różnica między sześciolatkiem siedzącym sobie na ruchliwej ulicy, w towarzystwie paru kolegów, z którymi sobie gada i w ogóle, a czasem szmatką przetrze komuś buty, z jednej strony, i z drugie czterolatkiem wstającym co dzień o czwartej rano i odbijającym godzinami piłkę? Bo rodzice postanowili akurat w niego i w taki sposób - nie zaś w akcje PGNiG - zainwestować? Jeśli miałbym wybrać, to stanowczo bym wybrał  czyszczenie butów. Nie mówiąc już o tym, że tam chodzi o ludzi naprawdę biednych i te dzieci po prostu zarabiają na chleb dla siebie i rodziny, tutaj zaś to fanaberie przeżartej i z przeżarcia zidiociałej schyłkowej cywilizacji.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

piątek, lipca 27, 2007

"Ojcowie nie poświęcają..." - nie, to naprawdę zbyt obrzydliwe. Czyli dzisiejsza Europa.

"Ojcowie nie poświęcają łechtaczce i waginie córki wystarczająco uwagi. Zbyt rzadko ich pieszczoty obejmują te rejony ciała. A tylko w ten sposób dziewczynki mogą rozwinąć poczucie dumy ze swej płci" - czytamy w broszurze "Miłość, ciało i zabawy w doktora" wydanej przez Federalne Centrum Oświaty Zdrowotnej (BZgA). Jest skierowana do rodziców dzieci w wieku od roku do trzech lat.

Według autorów dla zdrowego rozwoju dziewczynki istotne jest, żeby ojciec okazywał jej, jak bardzo jest dumny z tego, że jest dziewczynką. Najlepiej za pomocą rąk: "Dziecko dotyka wszystkich części ciała ojca. Czasami podniecając go. Ojciec powinien robić tak samo".

Z broszury można się dowiedzieć, że matki często nadają penisowi syna pieszczotliwe nazwy. Organy seksualne dziewczynki pozostają jednak bezimienne. W ten sposób dziewczynka ma się czuć gorsza od chłopca. Ojcowie powinni więc z czułością mówić o waginie córki, nazywając ją na przykład "kubeczkiem miodu."

Autorzy broszury radzą rodzicom, aby pozwalali dzieciom na "nieograniczoną masturbację". "Kiedy dziewczynka wkłada sobie przedmioty do waginy, rodzic powinien tylko wtedy interweniować, kiedy istnieje ryzyko, że zrobi sobie krzywdę. Na przykład kiedy jej wargi sromowe są już spuchnięte od ocierania się o fotel. Wtedy trzeba powiedzieć dziecku, że nie powinno się kaleczyć. Tłumacząc równocześnie, że stymulacja genitaliów jest całkowicie w porządku" - czytamy.

Masturbacja i dotykanie genitaliów przez rodziców ma zapobiec zahamowaniom seksualnym dziecka w wieku dorosłym: "Dzieci powinny się nauczyć, że nie ma czegoś takiego jak wstydliwe części ciała. Ciało to dom, z którego trzeba być dumnym".

BZgA ma także dobre rady dla rodziców nieco starszych dzieci. Niedawno urząd wydał poradnik na temat rozwoju seksualnego przedszkolaków. Rodzice dowiadują się, że naśladowanie ruchów kopulacyjnych jest wskazane dla rozwoju czterolatka.

Wraz z poradnikiem urząd rozsyła książeczkę z piosenkami pod tytułem "Nos, brzuch i pupa". Jedna z nich, brzmi następująco: "Kiedy dotykam mego ciała, odkrywam, co mam. Mam waginę, bo jestem dziewczynką. Ona nie tylko służy do siusiania. Kiedy ją dotykam, czuje przyjemne mrowienie".

Broszura BZgA należy do lektur obowiązkowych w dziewięciu landach niemieckich. Stosuje się ją podczas szkolenia wychowawców w żłobkach, przedszkolach oraz szkołach podstawowych. Poleca ją nawet wiele organizacji oficjalnie walczących z pedofilią. Tak jak Niemiecki Związek ds. Ochrony Dzieci (Kinderschutzbund). BZgA, która jest podporządkowana Ministerstwu ds. Rodziny, co roku rozsyła miliony egzemplarzy 40-stronicowej książeczki.

Odmienne opinie można jednak znaleźć na licznych niemieckich forach internetowych. "Przerażające", "perwersyjne" lub "szokujące" - te słowa pojawiają się najczęściej w wypowiedziach internautów.

Podobnego zdania są psycholodzy. - To patologiczne spojrzenie na rzeczywistość. Dzieci nie powinno się uświadamiać w taki sposób. Trzeba mieć perwersyjny umysł, żeby coś takiego napisać - powiedział Rz jeden z wykładowców psychologii klinicznej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.

BZgA odpiera zarzuty. - Dzieci są stworzeniami seksualnymi i szukają ciągle zaspokojenia swych potrzeb - powiedział Rz urzędnik BZgA Eckhardt Scheffer. - Źli nie są rodzice, którzy na to pozwalają, lecz ci, którym się to źle kojarzy.

Oryginał tutaj.

triarius
---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.