Spółdzielcza siedmiokolorowa flaga powiewa dziś dumnie - może jeszcze nie nad "całym światem i połową Ameryki", ale na pewno nad całą Ameryką (w sensie US of A) i całą Europą - zaś przedstawiciele różnych fascynujących "orientacji" obrzucają zwykłych hetero-proli pogardliwym spojrzeniem, zamiast dawnych druków L-4 i żółtych papierów, machając im teraz przed nosem certyfikatami zdrowia, szczęścia i wszelkiej pomyślności.
Co więcej, w przedpokoju wieszają już kuse paletka i zaraz wkroczą na salony nekrofile-pedofile, kazirodcy-zoofile i transseksualni kanibale. Po schodach raźno wspina się już jeden czy drugi miłośnik sklonowanych krzyżówek domowej świni i kreta-albinosa, z przemyślnie wszczepionym czytnikiem linii papilarnych, napędzanym transoceanicznym kablem wiodącym od pola ogniw słonecznych gdzieś w Patagonii.
Z kilkoma "orientacjami" jest jeszcze nieco problemów. Jak to ze "zwykłymi" pedofilami. Dawno byliby już awangardą ludzkości, gdyby nie dwa paskudnie komplikujące sprawę czynniki. Raz, że dla części establiszmętu, tej o bardziej ubeckich genach i upodobaniach, wciąż złapanie konkurenta do stołka czy słodkich pierniczków, na pedofilii, mniej lub bardziej autentycznej, to super gratka. Dwa, że, ponieważ oficjalnie wciąż jeszcze mamy "demokrację" i "prawa człowieka", prolom mogłoby się zacząć wydawać, że i oni mają korzystać, a nie tylko dostarczać materiału.
Specjalna też jest sytuacja z poligamią, bo, choć stanowi marzenie i poniekąd cel życia każdego w miarę autentycznego mężczyzny (czyli źle!), to tak czy tak zostanie wkrótce wprowadzona - tyle że nie z inicjatywy tych samych postępowych sił, co reszta, no i nie całkiem ci sami będą się nią cieszyć. Więc to sobie ewentualnie przedyskutujemy jakimś innym razem. Ogólnie jednak na froncie mniejszości jest super, a będzie jeszcze lepiej!
Zgoda, istnieje jednak pewne "ale" - pewna malutka skaza, psująca cały ten prześliczny obraz... Powiem brutalnie: o jednej seksualnej mniejszości całkiem się zapomina! Co?! Jak to możliwe?! A jednak, moi drodzy, a jednak... Jaka to miałaby być mniejszość?! Ci, którzy na samą myśl o Unii Europejskiej dostają drgawek. To by miała być mniejszość?! A co - większość? Być może, jeśli nie teraz, to wkrótce, ale na razie nie mamy danych, żeby twierdzić, że to większość, więc mówmy o mniejszości. Bo ta istnieje na pewno.
Ale ta "mniejszość", gdyby nawet istniała, nie jest w żadnym sensie "seksualna"! Nie ma więc prawa do traktowania takiego, jak wszystkie te słodkie... Jak kanibale-pedofile spod znaku cordon bleu... Czy, powiedzmy, zwolennicy, powiedzmy, miłości (miłość zawsze jest piękna!) ze zwłokami własnego dziadka, który wcześniej był babcią, a jeszcze wcześniej... Ech, co za piękne wizje, a ty mi tu o jakichś zacofanych moherach, które by po prostu należało...
Jak to nie ma z seksem nic wspólnego? A jeśli taki ktoś się, powiedzmy, nigdy nie może... excusez le mot, pieprzyć, bo jak tylko poczuje wolę Bożą, to mu się w wyobraźni jawi facet z naprawdę paskudną mordą, wymachujący do tego unijną flagą - tą niebieską, z tymi...? (O Jezu, ratuj!)
Jak to nie ma, skoro, kiedy słodkie stworzonko w jego ramionach szepcze mu do ucha rzeczy w stylu: "uwielbiam cię, kiedy tam tak... właśnie... tak delikatnie... tak robisz, ach!", to on zamiast tkliwego szeptu słyszy jerychońskie trąby, rzężące "Odę do radości", z towarzyszeniem piętnastu tysięcy dzieci wszystkich możliwych płci (a jest ich z każdym rokiem więcej!) i kolorów, a wszystkie w błękitnych kapotkach z tymi tam... (Nie, nie mogę!)
Kiedy zaś ukochana, wzruszona jego wcześniejszą intuicją i poczuwająca się do rewanżu, proponuje mu, że podejmie wysiłek, żeby go doprowadzić do jeszcze większej ekstazy niż kiedykolwiek dotąd, i w tym celu proponuje mu... Ach, jakimż słodkim i zakochanym głosem! I nawet sama, bez żadnych nacisków czy sugestii, ma zamiar przekonać do tego tę swoją śliczną, i wciąż niewinną, kuzyneczkę...
To gość propozycji nie słyszy, bo w uszy świdruje go coś jak pisk ćwierć miliona myszy, połapanych (bez dyskryminacji) po piwnicach, pizzeriach i uprawnych polach, a następnie wrzuconych do ogromnej wanny i sadystycznie podgrzewanych na wolnym ogniu. I co mu z tego, że nawet wie, na racjonalny rozum, iż to nie są żadne myszy, tylko po prostu unijni komisarze i europarlamentarzyści z partii Zielonych, radzący nad sposobami dalszego uszczęśliwiania Ludzkości i budową Ziemskiego Raju?
Jego życie seksualne tak czy tak zostało zrujnowane - nie dość że nie usłyszy czarującej propozycji, nie dość że jej nie zrealizuje - to jeszcze został impotentem na kilka tygodni co najmniej, a do tego czasu znowu coś związanego z Unią - jakaś wizja, jakaś informacja, jakiś prominent ze swym nawiedzonym przemówieniem - porazi ten jego biedny mózg i całą resztę...
Ale nie demonizujmy i nie wpadajmy w jakieś sprośne błędy! To nie jest tak, że on ma ten swój umysł nie taki, albo że mu ten tam... Mówimy o facetach, choć u kobiet bywa podobnie, choć oczywiście całkiej inaczej... Analogicznie znaczy. Też to potrafią mieć. No więc mu coś nie funkcjonuje jak należy. Albo orgazm na słodko nie chce nadejść, choć powinien. (To akurat dla obu płci, albo nawet dla wszystkich dotąd rozpoznanych, ale nie znam się.)
To jest po prostu, powiedzmy to sobie otwarcie - kolejna MNIEJSZOŚĆ! W dodatku mniejszość SEKSUALNA! Mniejszość, która nie różni się niczym (z punktu widzenia Praw Człowieka i Europejskich Wartości) od innych seksualnych mniejszości. Prosiłbym wyciągnąć z tego należyte wnioski, wprowadzić w życie należne procedury, zadbać, zainspirować, przypilnować... I żeby mi to było szybko!
Z całym należytym szacunkiem i całą miłością, na jaką P.T. Odbiorca zasługuje
triarius
P.S. Swoją drogą, chyba mnie cichcem zablokowali jako blogera na szalomie, bo, choć niby tam mogę się logować, to kiedy chciałem coś po półtora roku wkleić, a konkretnie powyższe arcydzieło, to się okazało, że nie da rady.
Bratem mi każda ludzka istota, o ile nie przyłożyła ręki do Postępu i Szczęścia Ludzkości. (Triarius the Tiger)
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poligamia. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą poligamia. Pokaż wszystkie posty
niedziela, stycznia 17, 2016
niedziela, września 09, 2012
Zapomniany und zaległy fragment Ardreya (wpis tymczasowy zresztą)
Tutaj, kochane ludzie, macie ten fragment z ostatniego rozdziału naszego ukochanego Ardreya, który przeoczyłem, i który teraz dla was w końcu zrobiłem. Wkleję go oczywiście także i w cały ten trzeci rozdział, ale wklejam i tutaj, żeby, jeśli już ktoś tamto czytał, nie musiał długo szukać, albo koniecznie czytać całości od początku.
CHYBA TEGO JEDNAK NIE USUNĘ, A TO ZE WZGL. NA TE DWA INTERESUJĄCE KOMENTARZE TOWARZYSZA MĄKI.
Mam jeszcze mały fragment następnego rozdziału przetłumaczony, ale trochę za mało tego, by to na razie na bloga wrzucać. Będzie jednak w ebooku, który z całości zrobionego już tłumaczenia wyprodukuję. (Jak coś, to proszę zapytać o linek do ściągnięcia.)
No i to jest wszystko, do czego zrobienia miałem jakikolwiek powód czuć się zobowiązany. Jeśli jeszcze będzie jakiś Ardrey przeze mnie przetłumaczony, to raczej chyba mało i rzadko. (Albo w ogóle, bo jakoś coraz mniej mam zapału do pisania czegokolwiek. Nie że coś. Po prostu krótkość życia itp.) No, chyba żeby ktoś zasponsorował, w dobrym kapitalistycznym duchu. Ardreya znaczy, bo moje ew. blogowe pisanie, dopóki to tylko na blogu, a nie np. w książce, jest wciąż oczywiście za darmo.
To jest, jakby ktoś nie wiedział, z Rozdziału 3 pt. "Zwierzęce społeczeństwo".
* * * * *
---------------------------------------------------------
CHYBA TEGO JEDNAK NIE USUNĘ, A TO ZE WZGL. NA TE DWA INTERESUJĄCE KOMENTARZE TOWARZYSZA MĄKI.
Mam jeszcze mały fragment następnego rozdziału przetłumaczony, ale trochę za mało tego, by to na razie na bloga wrzucać. Będzie jednak w ebooku, który z całości zrobionego już tłumaczenia wyprodukuję. (Jak coś, to proszę zapytać o linek do ściągnięcia.)
No i to jest wszystko, do czego zrobienia miałem jakikolwiek powód czuć się zobowiązany. Jeśli jeszcze będzie jakiś Ardrey przeze mnie przetłumaczony, to raczej chyba mało i rzadko. (Albo w ogóle, bo jakoś coraz mniej mam zapału do pisania czegokolwiek. Nie że coś. Po prostu krótkość życia itp.) No, chyba żeby ktoś zasponsorował, w dobrym kapitalistycznym duchu. Ardreya znaczy, bo moje ew. blogowe pisanie, dopóki to tylko na blogu, a nie np. w książce, jest wciąż oczywiście za darmo.
To jest, jakby ktoś nie wiedział, z Rozdziału 3 pt. "Zwierzęce społeczeństwo".
* * * * *
3
Człowiek jest kręgowcem –
co oznacza, że ma wyposażony w stawy kręgosłup, coś, co w
ewolucyjnym procesie rozwinęło się zbyt późno, by mogło wpłynąć
na tę gałąź, do której należą owady. Pojawiło się także
zbyt późno, by mogło wpłynąć na losy mątwy i ośmiornicy,
kraba i małży. Tak więc możemy mówić, iż zachowanie małży,
dla przykładu, która nie może się poszczycić kręgosłupem, ma
dla człowieka mniejsze znaczenie, niż zachowanie złotej rybki,
która kręgosłup ma. Jeśli zaś znajdujemy jakąś cechę
dominującą wśród wszystkich gałęzi kręgowców, jak na przykład
instynkt utrzymywania i obrony terytorium, musimy stwierdzić, że
instynkt ten jest naprawdę istotny.
Bardziej konkretnie,
człowiek jest ssakiem. Nie składamy jaj, a nasze ciała są ciepłe.
Wiek ssaków można w przybliżeniu określić jako sto milionów
lat, a zachowanie ssaków musi mieć większe znaczenie dla badacza ludzkiej natury od zachowania kręgowców w ogólności. Tak zatem
zachowanie lwa i wilka, antylopy i myszy, musi oświetlać zachowanie
człowieka z większą intensywnością niż zachowanie dorsza.
Człowiek jest jednak przede
wszystkim naczelnym. Z tego powodu ród nadrzewnych istot, które
wyodrębniły się z
obejmującego wszystkie ssaki tła siedemdziesiąt milionów
lat temu, i w którym, od równie długiego czasu, zawiera się cała
nasza ewolucyjna historia, musi nas dotyczyć nas najbardziej. Gdy
przyglądamy się społecznemu zachowaniu małp, spoglądamy na coś
leżącego bardzo blisko domu. Kiedy zaś spojrzymy, jak to uczynimy
w dalszym toku naszej narracji, na zachowanie naczelnego który
poluje – tej drapieżnej podrodziny, której człowiek jest jedynym
żyjącym przedstawicielem – wtedy, z jedną istotną różnicą,
będziemy patrzeć na samego człowieka.
Co to właściwie jest
naczelny? Ze wszystkich zwierząt jest on najtrudniejszy do
zdefiniowania. Na różnych stadiach ewolucji naczelnych różne
gałęzie tej rodziny stawały się najbardziej widoczne. Raz były
to nadrzewne ryjówki, innym razem wyraki albo lemury. Małpy w
różnych okresach stawały się tymi naczelnymi, które najlepiej
oświetlone zostały niezmożonym punktowym reflektorem ewolucji. W
tej zaś chwili, przynajmniej na razie, naczelnym jest człowiek.
Bardziej szczegółowo przyjrzymy się charakterowi i historii
rodziny naczelnych, kiedy zaczniemy się zajmować pojawieniem się
ludzkiego gatunku. Na razie wystarczy stwierdzić, że naczelne
wyróżniają się jako grupa swym brakiem specjalizacji. Tylko jeden
anatomiczny szczegół mają wszystkie one rozwinięty bardziej niż
inne zwierzęta: mózg. Od ryjówki do człowieka, sekretem siły
naczelnych wydaje się połączenie nadzwyczajnego, przerośniętego
mózgu, ze zwyczajnym, nie za wielkich rozmiarów ciałem.
Jest to ciało zdolne do wykonania każdego zadania, nie ograniczane
jednak ani swą masywnością, ani specjalnymi potrzebami – ani
przez kopyta, ani przez rogi, ani przez monstrualny apetyt. Jesteśmy
jednak tak, jako rodzina, niewyspecjalizowani, iż jeśli ktoś chce
znaleźć szybki sposób na odróżnienie małpy wąskonosej od
szerokonoseji,
można tylko stwierdzić, że szerokonosa huśta się na gałęziach,
po których wąskonosa biega, oraz że wąskonose mają ogony, a
szerokonose nie.
Poza powiększonym mózgiem,
my naczelne mamy jeszcze jedną cechę – fizjologiczną – a u
nas powszechną, a wyjątkową w świecie zwierząt. Jest nią nasza
wolność od seksualnych ograniczeń związanych z sezonową rują i
okresem godowym. Periodyczność u samic jest charakterystyczną
cechą wszystkich żyjących gatunków naczelnych, i nie tylko to,
ale cykl menstruacyjny trwa u wszystkich gatunków w przybliżeniu
tyle samo. U szympansów jest to 34-36 dni, u rezusów 28, u pawiana
30-40. I choć, zgodnie z najlepszą ustanowioną przez Du Chailluii
tradycją, uważano, że brutalny, oszalały z żądzy samiec
małpoluda brał swoją samicę nawet w czasie jej menstruacyjnych
okresów tabu, mamy teraz wyższe mniemanie o jego dobrym smakuiii.
Włazi na nią, fakt, ale nie stara się wejść w nią. Jak
Carpenter kiedyś to określił, to jest jedynie przyjacielski gest.
Modne kiedyś było, jak już
to widzieliśmy, sprowadzanie społeczeństwa naczelnych wyłącznie
do unikalnej możliwości uzyskiwania przez cały rok seksualnej
satysfakcji. Jednak inne unikalne czynniki mają porównywalne
znaczenie. Mamy więc powiększony mózg i jego zwiększoną zdolność
uczenia się. Mamy ciało tak w sumie bezbronne wobec drapieżników,
że brak mu nawet pazurów, którymi mogłoby walczyć. No i jest też
instynkt terytorialny, zapewne najistotniejszy z tego wszystkiego.
Każdy gatunek naczelnych, który dotąd badano – ze znaczącym
wyjątkiem goryla – utrzymuje własne terytorium i broni go.
Wszystkie te cztery czynniki
– seks, terytorium, powiększony mózg i bezbronne ciało –
wniosły swój wkład w ewolucję złożonego społeczeństwa
naczelnych. Piątym czynnikiem, dominacją, zajmiemy się w następnym
rozdziale. Ostatnim zaś czynnikiem był oczywiście życie na sposób
drapieżcy – wkład dokonany przez australopiteka. O tym
porozmawiamy w przyszłości.
Możliwość korzystania
przez okrągły rok z żeńskiego towarzystwa przyczyniła się bez
wątpienia do rozwoju u naczelnych trwałej rodziny, tak
charakterystycznej dla małp szerokonosych. Jednak wśród wielu
gatunków ptaków samiec, z niewielką szansą na seksualną
satysfakcję, także bierze sobie towarzyszkę na całe życie.
Samiec lwa cieszy się posiadaniem stałego haremu, ale jego
przyjemności, choć mnogie, są jednak wciąż sezonowe. Inne więc
czynniki niż seksualna satysfakcja muszą więc skłaniać samce
wielu gatunków, zarówno naczelnych, jak i do naczelnych nie
należących, do zaakceptowania seksualnych układów na całe życie.
Wśród małp zaś, wąsko i szerokonosych, te układy są tak różne,
i czasem tak skomplikowane, że nie daje się z przekonaniem
stwierdzić, iż choćby tylko sama trwała rodzina naczelnych, nie
mówiąc już o ich trwałym społeczeństwie, spoczywa wyłącznie
na seksualnym fundamencie.
Gibbon, najaktywniejszy i
najliczniejszy spośród obecnie żyjących małp szerokonosych, żyje
w południowo-wschodniej Azji. Bierze sobie na głowę żonę i na
tym poprzestaje, jest monogamiczny. Mniej wiadomo o zachowaniu jego
indonezyjskiego sąsiada, orangutana. Ten może być monogamiczny,
albo i nie. Inaczej jednak niż gibbon, dostrzega on, jak się
wydaje, niewiele uroku w ryzyku związanym z damskim towarzystwem.
Choć utrzymuje stałą rodzinę, ucieka od niej ile tylko może,
samotnie rozmyślając na jakimś osobnym drzewie. Dwie afrykańskie
małpy szerokonose, szympans i goryl, nie znajdują w monogamii
żadnych zalet. Każda z nich bierze sobie harem tak duży, jakiemu
tylko potrafi podołać, jednak zazwyczaj nie więcej, niż dwie lub
trzy kobiety. Wiosną roku 1960 nasze oceny dotyczące goryla zostały
jednak gwałtownie zweryfikowane w górę. Kilka tygodni przed moim
przybyciem do Ugandy na stokach góry Mahavura zakończył życie
ogromny samiec. Pozostawił po sobie syna-niedorostka i pięć wdów.
Syn wciąż uczepiony był martwego olbrzyma, a dziś znajduje się w
londyńskim zoo. Pięć wdów, porzucając zarówno dziecko, jak i
umierającego partnera, jak jeden mąż wyruszyło na gorączkowe,
trwające dziesięć dni, poszukiwania nowego męża. Znalazły go –
starzejące się stworzenie z jedną samicą i jednym dzieckiem. Tak
więc te wdowy znajdują się dzisiaj gdzieś na stokach wulkanu w
Ugandzie, stanowiąc istotną część sześcioosobowego haremu. Jest
powód by przypuszczać, że w świecie naczelnych rozmiar męskiego
haremu nie zawsze jest zdeterminowany męskim wyborem.
Rodzina naczelnych,
szczególnie wśród małp szerokonosych, może powstać poprzez
trwały seksualny układ pomiędzy samcem i jedną lub większą
ilością samic. Na tym się to jednak nie kończy. Ta grupa
rozszerza się dzięki szczególnej cesze młodych naczelnych –
powolnemu dojrzewaniu. Małpa szerokonosa dojrzewa w tropikach w tym
samym, mniej więcej, tempie, co człowiek. Powolność zaś
fizycznego rozwoju dodatkowo komplikuje inny czynnik, utrzymujący
ich dzieci długo na łonie rodziny. Ich instynkty są słabo
rozwinięte. Muszą się uczyć poprzez doświadczenie.
Marais przeprowadził kiedyś
udany eksperyment, mający przetestować względną siłę instynktów
i doświadczenia u wyższych i niższych zwierząt. Z rodzinnego
gniazda uzyskał malutką wydrę, a z ramion zmarłej matki,
malutkiego pawiana. Wydra, tak jak pies, jest jednym z
najbystrzejszych przedstawicieli zwierzęcego świata poza
naczelnymi. Pawian, największa z małp wąskonosych, jest jedynym
szerokowystępującym naczelnym, który z powodzeniem żyje na ziemi.
Choć fizycznie małpa szerokonosa jest nieco bliżej spokrewniona z
ludzką linią ewolucyjną, to jednak pawian jest najbardziej
znaczącym spośród wszystkich naczelnych. Jego naziemne życie
stwarza mu problemy z przetrwaniem, które bliskie są naszym
własnym.
Maleństwa Maraisa były
nowonarodzone. Wychował je z dala od ich naturalnych środowisk.
Wydra nigdy nie widziała wody, poza wodą do picia. Pawian nigdy nie
widział gór, które były przeznaczonym mu domem. Żadne z nich nie
miało żadnego kontaktu z przedstawicielami własnego gatunku, ani
też nie skosztowało pożywienia, które stanowiłoby część ich
normalnej diety. Po trzech latach Marais przywrócił każde z tych
stworzeń jego naturalnemu środowisku: wydrę uwolnił na brzegu
rzeki, pawiana włączył do stada. I oba zwierzęta były głodne.
Wydra, po raz pierwszy w
życiu została skonfrontowana ze swym naturalnym środowiskiem,
wodą. Zastanawiała się przez może trzydzieści sekund, potem dała
nurka i w ciągu niewielu minut złapała rybę. Instynkt rządził.
Inna była jednak historia biednego pawiana. Pałętał się tu i tam
bez celu. Dla niego zwykłe pozycje z diety pawianów
– korzonki, kolczaste gruszki, kolby
kukurydzy, owoce z sadów – nie znaczyły nic więcej, niż
popękane kamyki albo szczapy drewna. Widok skorpiona – wyjątkowego
przysmaku na stole pawiana – wywołały u niego apetyt wyłącznie
na paniczną ucieczkę. Nieszczęsne głodujące stworzenie, z
beznadziejnym, w wyniku źle spędzonej młodości, życiem,
zakończyło ów smutny eksperyment zjadając trujące jagody,
których normalny pawian by za nic w świecie nie ruszył, i musiało
zostać uratowane przed naturą przez samego przyrodnika.
Sławna historia młodej
lwicy Elsy, tak wspaniale opowiedziana przez Joy Adamson w książce
„Born Free”, jest tu także dobrym przykładem. Zanim Elsa mogła
zostać przywrócona jej naturalnemu buszowi, musiano ją nauczyć
zabijać. Jest to jednak wszystko, czego trzeba nauczyć młodą
lwicę, cała reszta to sprawa instynktu. Stado lwów to polujący
zespół. Starsi biorą na siebie odpowiedzialność za formowanie
zdolności młodych w jedynym społecznym celu całego stada –
zabijaniu. Żadne inne działania nie są podejmowane. W Rezerwacie
Krugera największą przyczyną śmiertelności
lwów jest rywalizacja o pożywienie pomiędzy dojrzałymi i
młodocianymi członkami stada. Od momentu, kiedy przestaje ssać,
lwiątko nie otrzymuje od lwicy żadnej pomocy ani ochrony. Zależy
wyłącznie od siebie i często z tego ginie.
Dla
naczelnych problem ten ma całkiem inną skalę. Elsa miała trzy
lata, kiedy powróciła do dziczy. Szympans, wzrastając w tropikach,
nie dojrzeje zanim nie skończy ośmiu czy dziesięciu lat. I tutaj
powiększony mózg wkracza na scenę naszej społecznej ewolucji.
Choć zapewnia on naczelnym ogromne korzyści z uczenia się, ten sam
mózg osłabia ich instynkty. Młody naczelny nie może być wolno
puszczony w świat, zanim nie zostanie wyedukowany. Tak więc
rodzina, ten podstawowy element konstrukcji społeczeństwa
naczelnych, rozszerzona zostaje o długi szereg młodych, w różnych
rozmiarach i na różnym poziomie głupoty. Samiec orangutana,
rozmyślający na swym osobnym drzewie, być może zaakceptował
stałość związku, odrzucając jednak katastrofalne jego
konsekwencje. Orangutan ma jednak inne przygnębiające powody do
rozmyślań: kurczenie się własnej domeny, która kiedyś
rozciągała się aż do Chin, teraz zaś ogranicza się do kilku
wysp w archipelagu Indonezji; rzadkość występowania swego gatunku
i trudności ze znalezieniem męskiego towarzystwa; stały brak
wystarczającej ilości owoców, by wyżywić własne wątłe ciałko,
z wynikającą z tego koniecznością ciągłych emigracji na stały
ląd, daleko od ulubionych bagnistych brzegów rzek. Nie jest
szczęściem być ewolucyjną porażką, a do tego ojcem!
Jakkolwiek
nie byłby orangutan nastawiony do rodziny, jako instytucji
społecznej, reszta świata naczelnych wita ją z radością. Tak
cenne w niej widzą rozwiązanie swych życiowych problemów, że
niewiele naczelnych zadowala się jedynie towarzystwem własnych
samic i potomstwa. Miast tego rozszerzają tę grupę do hałaśliwej
hordy, stałego i często pomieszanego stowarzyszenia kilku, albo i
wielu, rodzin – prawdziwego społeczeństwa naczelnych.
i Czyli
w oryginale „ape” i „monkey”. (To „ape” nazywa się
także ponoć ostatnio hipernaukowo „małpoludem”, ale to by nam tutaj za
wiele myliło.
ii Paul
Belloni du Chaillu (ur. 31 lipca 1835, zm. 30 kwietnia 1903) -
amerykański podróżnik i antropolog. (Nieco więcej w
Wikipedii, ale raczej nie tej po polsku, bo tam niemal tylko tyle.
Plus portrecik.)
iii
Tego, przyznam, całkiem nie zrozumiałem. Tłumaczę jednak
absolutnie wiernie, bo taka moja rola.
słowa kluczowe:
Afrykański początek,
emigracja,
ewolucyjna porażka,
monogamia,
naczelne,
poligamia,
Robert Ardrey,
rodzina,
społeczeństwo
Subskrybuj:
Posty (Atom)