Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Merkele. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Merkele. Pokaż wszystkie posty

niedziela, listopada 15, 2015

Na marginesie ostatnich wydarzeń

Rzucę tu  nieco moich osobistych refleksji na hiper-aktualne tematy. Być może będzie tego nawet parę odcinków

* * * * *

Zaganianie zabłąkanych lemingów z powrotem do zagrody odbywało się już na wielką skalę 10 miesięcy temu, kiedy wszyscy byli Charlie, a ojroprominenci, złączeni braterskim uścisku, maszerowali na czele ojrolemingów, z tym, że od prominentów do lemingów, jak to udało się komuś sfotografować, było tak z poł kilometra, plus gruba warstwa goryli.

To jednak, co widzę teraz na zachodnich telewizjach, przekracza tamtą skalę i to sporo. Łącznie z BBC i CNN, nie tylko te ojro-francuskojęzyczne, całkiem jakby ktoś to koordynował. Oczywiście "nie łączyć terrorystów z uchodźcami", jedność Francuzów, jedność z Francuzami, Pejs... chciałem powiedzieć Fejs... buki... Tweetery... No i sztandarowe: "zwalczajmy ekstremizmy po obu stronach", bo jakby można bez tego!

Niby nic aż tak dziwnego, żeby zaraz robić z tego wpis, ale przyszła mi do głowy taka oto myśl... Do Bożego Narodzenia, czy jak tam oni to teraz w postępowych kręgach określają, nie aż tak wiele czasu, i oni chyba będą próbowali dociągnąć to do tego święta, wykorzystać tę fajną martyrologię do zaćmienia męki Chrystusa, stworzyć nową świecką, a przecie tak nabrzmiałą para-religijnymi treściami (Istota Najwyższa Robespierre'a może się schować!), tradycję.

Tak mi to przyszło do głowy, zobaczymy czy zgadłem, to raz, i jak im się uda, to dwa. A tak zupełnie nawiasem, to powiem, że gdybym miał większe skłonności do paranoicznych teorii, choćby takie jak np. no ten... (chyba wiadomo), to bym naprawdę zaczął podejrzewać, że oni to sami wszystko robią, te Hollandy, Merkele i reszta - właśnie po to by zręcznie zaganiać zbłąkane lemingi z powrotem do zagrody, tworzyć nowe świeckie (a przecież...) tradycje i się jeszcze nieco dodatkowo podlansować.

Na szczęście (dla Hollandów i Merkeli) nie mam takich skłonności, a przede wszystkim sądzę, że to jednak sporo by przekraczało ich możliwości. Zaganianie lemingów, wyprowadzanie kur na siku - to mniej więcej ten poziom, który im pasuje. Choć faktem jest, iż niedługo po zamachu na Charliego wyczytałem gdzieś w sieci, że chyba z 27% młodych we Francji jest przekonana, iż to wszystko od początku do końca ściema. Tak że będzie jeszcze wesoło, kochane ludzie, i to jak!

Swoją drogą super był ten pajac z fortepianem, wygrywający smętny i wyjątkowo wprost, nawet jak na tego komucha, komuszy kawałek Lennona! O nich naprawdę nie da się powiedzieć, że poczucie smaku w jakikolwiek sposób ich ogranicza! Albo poczucie własnej śmieszności. To też, trzeba przyznać, pewnego rodzaju siła, pewnego rodzaju pozbycie się krępujących przesądów, w tym jest'...

W sam raz na miarę dogorywającej Cywilizacji, w dodatku takiej, która za nic nie chce być zapamiętana, jako coś potężnego i wspaniałego, jak choćby Rzym. Wszyscy realizujemy marzenie Blumsztajna: "Chcemy cioty, a nie mężczyzn", tylko jedni bardziej, a inni mniej gorliwie. A potem się dziwią, że tylu woli Państwo Islamskie. Co tu dużo gadać - dno!

triarius

P.S. Miałem jakieś takie fajne Post Scriptum do napisania, alem zapomniał co to miało być. Może i dobrze, wobec tej orgii com ją wam, ludzie, zafundowałem ostatnio. Nespa?

piątek, października 30, 2015

Ja też mogę o imigrantach?

Do Europy codziennie wali tyle egzotycznego luda, że ponoć w rok będzie ich trzy miliony. Potencjalnych chętnych jest tak z 4 - 5 miliardów. Jest to więc zjawisko historyczne - "historiozoficzne" powiedziałbym nawet - o ogromnym znaczeniu i nic już nie będzie takie, jak przedtem. Przyczyna? Jakaś próba interpretacji? Widzę trzy główne możliwości, albo, inaczej na to patrząc - dwie główne, z których jedna też się z kolei rozszczepia na dwie.

* * *

1. Tak się po prostu stało, a Nasi Ukochani Przywódcy, Nasze Merkele Umiłowane, nie potrafią sobie z tym poradzić, choć się starają.

(Czyli coś jak "Obóz świętych" J. Raspailla.) Wydaje mi się to dość mało prawdopodobne. No bo:

a. ktoś tę Arabską Wiosnę przecież niedawno pracowicie rozkręcał, prawda?

(W odróżnieniu od Amerykanów, którzy do Iraku i Afganistanu wpakowali się z czystej buty i złego rozpoznania realiów, jak to u nich, inaczej mówiąc z braku Tygrysizmu Stosowanego, tutaj jednak było inaczej, a my się na tym blogu lata temu przecież zastanawialiśmy "kto za tym stoi, komu to służy". Można sprawdzić. No to i mamy! A nawet jeśli by przyjąć, że w tej wiośnie było sporo spontaniczności, to jednak głównie Zachód robił naloty na i później mordował Kadafiego, prawda? Choć z góry było z grubsza wiadomo, co z tego wyniknąć musi.)

b. innym swego rodzaju argumentem przeciw tej tezie jest to, że media - przynajmniej te, które ja oglądam, czyli CNN, BBC, francuska TV24, francuskojęzyczna TV Monde (jest jeszcze Bloomberg, skoncentrowany na ekonomii, który trzyma się od tych spraw na uboczu), stworzyły jeden front i zgodnie częstują odbiorcę rozkosznymi dzieciaczkami imigrantów, ładnymi dziewczynami, emigranckim nieszczęściem, a do tego plują na wszystkich, którzy nie dostają orgazmu na myśl o zetknięciu się z tymi egzotycznymi gośćmi blisko i już na zawsze.

Sporo ludzi, nawet durnych lemingów, musi być przerażonych, lub co najmniej niechętnych, a słyszą oni o sobie jakimi to są "rasistami", jakie to mają "irracjonalne lęki", oraz że są "ofiarami populistycznej propagandy". (Całkiem co innego bezdennie ufać Merkelom tego świata!) Tak że tu nie chodzi o przypodobanie się odbiorcom, tylko ktoś stara się coś przy pomocy owych mediów osiągnąć i to musiało być jakoś zaaranżowane i zorganizowane sporo czasu temu. A jeśli w mediach są już sami lewacy, no to też komuś było to do czegoś potrzebne i musiało być robione od dawna, a co dopiero postanowione!

Tak że ta akurat możliwość wydaje nam się najmniej ze wszystkich prawdopodobna. Przyjrzyjmy się pozostałym.

* * *

2. Ktoś to robi celowo. Po co? Dlaczego? I tutaj widzę dwie zasadnicze opcje:

a. Miłościwie Nam Panujący* stwierdzili, że opór "materii" (czyli nas) jest już dostatecznie słaby, by móc dokonać finalnego aktu. Jakiego aktu? - spyta ktoś. Aktu rozwalenia struktury społecznej i stworzenia nowego społeczeństwa. Po co? - dopytuje się dalej nasz ciekawski. A po to, by stworzyć Nowego Człowieka, o zaletach mrówki skrzyżowanej z pszczołą i termitem, uspołecznionego jak cholera, ale też w całkiem nowym sensie...

Jak mrówka, termit i pszczoła...** Który będzie grzecznie stał na sztorc, zajmując malutką powierznię, żeby ludziom na drugim końcu globu czegoś tam niepotrzebnie nie utrudniać, czy nie generować, oraz żeby Merkelom Tego Świata prowadzenia Ludzkości do Ziemskiego Raju nie daj (świecki) boże nie komplikować... No i oczywiście będzie tyrać jak stachanowiec, nie oglądając się na wulgarne sprawy w rodzaju tej, że co "mi właściwie z tego?" Nowy człowiek, który grzecznie, nawet jeśli nie od razu z entuzjazmem, podda się aborcji i eutanazji... Te rzeczy. Genialny nowy model (a w tle Oda do Radości).

"No a jakie jest kryterium tego, czy oni już mogą?", spyta ktoś. Właśnie takie - czy już mogą. Czyli czy wtedy prole się zbuntują i wy... powiedzmy... ślą Umiłowanych w kosmos, czy też grzecznie się podporządkują i pomaszerują do klatek. Proste, ale to jest jedno z absolutnie najażniejszych pytań w całej ludzkiej historii.

W tym celu Umiłowani muszą zniszczyć w ludziach, w prolach znaczy, ale proli jest w końcu chyba ponad 99 procent gatunku homo, wszelką indywidualność - indywidualne wady i zalety, etykę, CAŁĄ... Żeby się chamom przestało @#$% mać wydawać, że coś od ich gównianego sumienia i gównianych prywatnych przekonań może zależeć... Mrówka ma być, termit ma być! Ew. pszczoła, ale to melodia przyszłości. Czemu? Bo może nie do końca się udać i wyjdzie osa. Agresywna i niepozbawiona. Np. charakteru. (Tylko... Zaraz! Czy to nie jest przypadkiem to, co właśnie w telewizjach oglądamy?)

Początkiem czego musiało oczywiście być praktycznie już dokonane (w ziemskich przynajmniej kategoriach, jeśli ktoś taki cholernie teologicznie zasadniczy) zniszczenie Katolicyzmu, czyli jedynej religii mającej na Zachodzie istotny wpływ na ludzkie sumienia i przekonania, mającej także strukturę i hierarchę. (Ta hierarchiczność zresztą, co pośrednio przewidział już choćby Machiavelli, np. analizyjąc klęskę Persji w starciu z Aleksandrem, w końcu musiała się dla katolicyzmu okazać zgubna. Choć to raczej po prostu entropia i ułomność ludzkich tworów, bo brak tej hierarchii uśmierciłby zapewne Katolicyzm wieki wcześniej.)

Katolicyzm i rodzina to były, i są, najwięksi wrogowie tego Nowego Ładu, tej nowej Utopii. Z tym, że rodzina w bardzo szerokim rozumieniu, bo trzeba tu uwzględnić także sprawy tak podstawowe, w samej biologii osadzone, jak płeć. Walka z tym mogłaby się wydawać o wiele trudniejsza, niż walka z samym Katolicyzmem, ale jednak "sukcesy" na tym polu, od czasu pierwszych sufrażystek, okazały się nieprawdopodobne. (Co też poniekąd Machiavelli, w pewnym stopniu, potrafiłby wyjaśnić. Tam ścisła hierarchia, jak w Persji, tutaj z kolei anarchia, jak w klasycznej Grecji.)

Nie chciałbym się koncentrować na równouprawnieniu jako takim, ale fakt, że wszyscy już bez mrugnięcia okiem łykają rzeczy, które naszym dziadom (i babkom) nawet by się w koszmarym śnie nie pokazały, świadczy do jakiego stopnia oni, ze swoimi metodami, są silni, a jak my, bez żadnych metod, słabi.

No więc, hipoteza jest taka, że oni w końcu, po długotrwałym przygotowaniu ogniowym i wojnie podjazdowej, postanowili przejść do ostatecznego szturmu, rozwalić "wszystko co stare", stworzyć nie tyle "nowe" - nie od razu w każdym razie - ale burdel i wojnę każdego z każdym, w którym oni będą sobie spokojnie rządzić, no bo, nie oszukujmy się, takie wielomilionowe społeczeństwa w wielomilionowych miastach bez biurokracji żyć nie potrafi (obiektywnie, a jeszcze bardziej subiektywnie, bo tak zostały te społeczeństwa wychowane, i nie bez przyczyny), więc biurokracja, ta mniej lub bardziej globalna, a o to tu przecie chodzi, będzie sobie rządziła niemal do woli, co najwyżej napuszczając jednych (islamistów) na drugich (biedne post-chrześcijańskie prole, w większości białe, ale tu nie o kolor chodzi).

A te biurokracje to wszystkie te Sorosy, Merkele, Obamy... Z tego co widać, bo nieco z tyłu jest tego jeszcze sporo, narybku, resortowych dzieci różnych fajnych resortów, i po prostu agentów paru specjalnych państw.

*

b. Ktoś to robi celowo, ale wcale nie dlatego, że postanowił sprawę (budowania Nowego Ładu i WYEWOLUOWYWANIE Nowego Człowieka) szybko, wedle własnych pragnień, zakończyć, tylko wręcz przeciwnie - dlatego, że mu się ten projekt zaczął nagle sypać i, nie mając niejako wiele do stracenia, zagrał va banque, gambitowo. Bardzo by to było optymistyczne przypuszczenie, a my tu raczej z optymizmem staramy się nie przesadzać, z założenia, ale teoretycznie nie jest to całkiem niemożliwe, że...

Lud się budzi i otwiera oczy, w których maluje się przerażenie i/lub obrzydzenie, nie-takie partie zdobywają coraz większą popularność, że fakt upadania "kapitalizmu" dotarł nawet do co mniej durnych wśród Miłościwie Nam Panującej Elity, w związku z tym wpadli oni, że dalsze przekupywanie leminga za jego własne (?) ciężko zarobione, może napotykać trudności... Więc, jak się rzekło, zagrali gambitowo, robiąc burdel i (obiecywany już wielokrotnie na tym blogu) Armageddon - wiedząc, że jeśli ktoś, to RZĄD SIĘ WYŻYWI, a na pewno nie nieszczęsne prole. Głodne i bez przerwy w śmiertelnym uścisku z islamistami.

Zresztą nawet przy założeniu - absurdalnym - że wśród tych imigrantów - nie ma ani jednego islamisty (i jeszcze absurdalniejszym), że takich nie będzie w następnych pokoleniach, to same konflikty kulturowe tego "multi-kulti" wygenerują taki burdel, taki syf, że Kochana Elita na pewno będzie robić za stado aniołów, tu przykladając kompresy, tu pouczając, tu łagodnie karcąc... Czasem ktoś bez śladu zniknie, czasem ktoś bez pozostawienia listu skończy z sobą w piątkowy wieczór. Plus oczywiście hunwejbiny - lewaccy harcownicy, bez których żadna totalitarna władza się nie obejdzie.

W każdym razie dla Elity, dla Władzy Naszej Ukochanej, byłaby w tym jakaś nadzieja, a nawet sporo - w porównaniu z sytuacją, ogromnie oczywiście hipotetyczną, że nagle oto Leming przejrzał na oczy i zapałał do Władzy Naszej Ukochanej i ogólnie do Postępu z wizją Ziemskiego Raju niechęcią.


Przedstawiłem wszystkie hipotezy, jakie mi przychodzą w tej chwili do głowy, a gdyby mnie ktoś naciskał, to powiem, że najbardziej prawdopodobna wydaje mi się hipoteza 2a. Najbardziej ponura, najbardziej pesymistyczna, ale takie właśnie jest życie. Mogę się oczywiście w tej kwestii mylić, a jeśli prawdziwą okazałaby się hipoteza 2b, no to mamy jeszcze szansę. Nie wiem czy na pewno Zachodnia Europa, ale Polska. I to się liczy! Tyle że szansę Polska ma jedynie przy absolutnie znakomitym rozgrywaniu tych spraw. (Nic w tym nadzwyczajnego, bo tak jest przeważnie, ale u nas zdarza się to dobre rozgrywanie ostatnio niezwykle rzadko.)

-----------------------------------------
* Swoją drogą, to klasowe podejście wszechobecne  na tym blogu - takie nieprawicowe, prawda? Miłościwie Nam Panujący z jednej strony - Prole, czyli my, z drugiej. Co innego Miliony Rąk, Miliony Serc, Budujących Świetlaną Wolnorynkową Przyszłość, ach!

** Czytać Ardreya, do kurwy nędzy!

triarius

P.S. A tak na boku, to, gdyby Nasi Umiłowani rzeczywiście mieli zawracać tych wszystkich młodych byczków o ewidentnie ekonomicznych motywach do ich domowych pieleszy (w co serdecznie wątpię, bo to by wymagalo m.in. jaj) - do kogo by te byczki wtedy poszły po tym powrocie po pociechę? Uwzględniając ich piekące uczucie zawodu i krzywdy (jak by irrracjonalne poniekąd nie było, bo to nigdy nie ma znaczenia), oraz fakt, że posprzedawali dobytek, zmarnowali masę forsy i przeżyli sporo ciężkich chwil, żeby do tego Raju Mamy Merkeli dotrzeć.

(Amalryk ma oczywiście rację, że partyzantka, niemal z definicji, niemal nigdy nie może CZYSTO MILITARNIE, zwyciężyć regularnej armii, która już zdołała przecież opanować jej kraj itd. - ale z uwzgędnieniem takich właśnie różnych poza-militarnych spraw, to jak najbardziej może, i wiele razy już to mieliśmy w historii.)

wtorek, marca 10, 2015

Powrót do magicznej krainy

W Iraku po stronie rządowej walczą doborowe oddziały Irańskie. Walczą z organizacją "Państwa Islamskiego", którą od teraz będziemy sobie nazywać ISIS, bo to krócej. (Tak to nazywają na anglojęzycznych telewizjach i nam to na razie wystarczy.)

Nie aż tak dawno temu Iran toczył z Irakiem bardzo poważne wojny, ale to było za Saddama, a nie po stronie tego, co jedni określają mianem "legalnego i uznawanego przez wspólnotę międzynarodową rządu", inni zaś, nie mniej słusznie, mogliby określić mianem "rządu marionetkowego". (Choć oczywiście wspierany przez Amerykanów i uznawany przez "wspólnotę" z definicji marionetkowym być NIE MOŻE!)

Walczą więc z tym ISIS Irańczycy, walczą też szyickie milicje... ISIS to, jak wiadomo, sunnici... No i walczy armia iracka. Która czas jakiś temu, zgodnie z tym, co całkiem oficjalnie mówią na zachodnich telewizjach, w liczbie około 25 tysięcy uciekła przed ponoć 400 (!) bojownikami tego tam ISIS. I w ten sposób ci ostatni zdobyli półtoramilionowy Mosul, w cztery dni. Teraz ten Mosul ma być odzyskany.

Ta armia - przez Amerykanów wyszkolona i sfinansowana - zwiała nie dlatego przede wszystkim, że oni tam wszyscy tacy tchóżliwi (w tchóżliwości na pewno z dzisiejszymi Europejczykami nijak mierzyć się nie mogą, zresztą nikt chyba nie może), tylko dlatego, że ISIS to sunnici i w tej armii było sporo sunnitów, więc jakoś im się w interesie rządu (o którym można by różne rzeczy powiedzieć, ale poprzestańmy na tym, że składa się głównie z szyitów i szyitów popiera) do walki nie paliło.

Teraz ma być inaczej! Są więc ci Irańczycy - szyici, są milicje szyickie, i jest ta armia... Jak nam próbują telewizje sugerować - mieszana pod względem wyznania. Jednak mówią to tak jakoś półgębkiem, że trudno uwierzyć, by ci sunnici nagle tak zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i zaczęli ziać ogniem na, jakby nie było, współwyznawców. (Co by Hollande z Francji w swojej niedawnej błyskotliwej i jakżesz autorytatywnej wykladni islamu nie powiedział. Pewnie tego nawet nie usłyszeli. Jaka szkoda!)

Co my więc tu mamy? Mamy przede wszystkim kolejną radość dla każdego szczerego szpęglerysty. Bowiem nam się tutaj potwierdzają interpretacje Mistrza... "Jakie?" - spyta ktoś. Utrudnimy sobie to trochę i zrobimy zagadkę. Nie chodzi nam w każdym razie o jakiś banalny "Zmierzch Zachodu" - aż tak łatwo tu nie będzie! Zobaczymy w którym momencie sam odkryjesz, co nam tu Mistrza potwierdza. OK?

Weźmy więc te opisane fakty. Dodajmy do tego Kurdów, którzy odwalili większość roboty w walce z ISIS przy tureckiej granicy z Syrią, przez co zwiększył się ich prestiż i ich hardość, a to nie może się podobać Turcji - na razie - a z czasem i paru innym państwom tamtego regionu też z pewnością nie. (Że już pominę międzynarodowe naloty i koalicje, bo to możemy mieć zawsze.) Dodajmy do tego to, co się obecnie dzieje w Afryce, gdzie koalicje wielu państw ganiają za facetami z Boka Haram i paru innymi tego typu organizacji. Na razie tyle!

Co my tu zatem mamy? Czy nie to przypadkiem, że oficjalne i "akceptowane przez wspólnotę międzynarodową, ach!" granice państw tracą na znaczeniu, a rośnie rola innych czynników? Takich jak na przykład religia? No a co, że spytam, mówi nasz Mistrz (a Triarius Prorok jego) na temat magiańskich narodów? Które (chyba nie muszę przypominać) nie opierają się, jak nasze, zachodnie, faustyczne, na terytoriach powstałych w wyniku dawnych dynastycznych przepychanek (oczywiście "wspólna historia i wspólne cele" ZAWSZE pozostają istotne!), tylko na...

No właśnie! Na religii, na świętej księdze, na wspólnocie języka. W tamtej cywilizacji (że to tak potocznie określę, sorry!) "narody" mogą sobie żyć obok siebie, nawet w jednej wiosce, i absolutnie się ignorować, a w każdym razie nie mieszać i unikać kontaktów. Mają natomiast każdy swoją świętą księgę - gdzie każda litera boska jest i na wieki wieków niezmienna... Itd.

I to wcale nie musi być koniecznie Mezopotamia, bo tak samo mamy np. na Bałkanach. (Że już o najważniejszej ze wszystkich tych, i nie tylko tych, nacji nie wspomnę. Choć właściwie to planuję wspomnieć, ale dopiero na końcu, bo to jest dość specyficzny, jak się każdy chyba zgodzi, przypadek.)

Oczywiście naród to nie całkiem to co państwo, a nawet całkiem nie to, ale te sprawy się mocno wiążą i te interpretacje narodu przekładają sie na interpretacje państwa. (Nie na darmo kiedyś Pan Tygrys stwerdził, że dla cywilizacji Magiańskiej jej własne państwo, takie co ona je kocha, lubi wyglądać jak partia komunistyczna. No a jakaś, tfu, wolna Polska to dla nich zupełna anatema. Tak mają.)

Wracając do tego tam Iraku i Afryki... Jak się to wszystko razem weźmie pod uwagę, to wygląda, że te różne ludy, te dzieci, jakby nie było, wielkich cywilizacji (jak w Iraku), czy ich przybrane dziatki (jak muzułmanie w Afryce), zrzucają, mniej lub bardziej odruchowo, narzucone im przez Zachód granice państwowe - a nawet, być może, same te państwa .

I powracają do czegoś o wiele starszego i (jeśli się Spengler nie myli) bardziej zgodnego z ich własną naturą oraz ich wizją świata. I ta wrogość wobec narzuconego przez Zachód (którego, choć go chłoszczę, sam przecież czuję się jak najbadziej częścią, panie Obama, więc prosiłbym wstrzymać te drony i w ogóle!) porządku wydaje mi się bardziej w sumie istotna od samej w sobie religii.

Choć akurat w ten "terrorystyczny" sposób działają, na razie, głównie, jeśli nie jedynie, muzułmanie. Chiny czy Japonia działają całkiem inaczej, zgoda, choć nie dałbym glowy, że w ich działaniach nie ma tej samej głębokiej motywacji. Raczej chyba też, bo nikt nie lubi, jak mu ktoś rządzony przez Środy i Merkele cokolwiek narzuca. Sorry, ale taka jest ludzka natura.

Ja też oczywiście płaczę po tych starożytnych zabytkach, które owi islamistyczni brzydale rozwalili, ale przy okazji tutaj też podejrzewam, że oni to bardziej robią wbrew i na złość Zachodowi, który ma kult i obsesję takich rzeczy (Spengler się znowu kłania, jak to on), niż z powodów czysto religijnych i ikonoklastycznych. Choć mogę się, oczywiście, w tym domyśle mylić. (Czego i tak zresztą nikt nie zweryfikuje.)

Tak więc chyba nam się tutaj znowu potwierdza kolejna genialna intuicja Spenglera... Niechby to on i wyczytał w "Encyclopedia Britannica", ale w końcu on o tym napisał książkę i tę sprawę nagłośnił (?) - prawda? No to właśnie! Tak jak ostatnim razem potwierdził nam się Spengler przy okazji tych "Wodnych igraszek", cośmy je sobie napisali na temat zdobycia Babilonu przez... Medów chyba? Co to opisywał Herodot. Że tam były proste i prostopadłe ulice - jak w jakimś Nowym Jorku, ludność zaś, zajęta Tańcem z Gwiazdami, nawet nie dostrzegła, że miasto już zdobyte przez wroga.

I na tym skończymy. Tych wyjątkowych Magianów - co to ich trzeba koniecznie kochać, i to głośno, bo inaczej będziesz człeku anty, a to najgorsze co może być - zostawimy sobie, z konieczności, na inny raz. Trochę szkoda, bo miałem do napisania na ten temat interesującą rzecz. Też związaną z kwestią państw takich i innych, ale też z paroma innymi ważnymi sprawami. No i dość aktualną. W razie czego wypatrujcie tekstu pod tytułem "O dupie co zawsze z tyłu", bo taki wymyśliłem tytuł.

I to by było, na razie, na tyle. Dzięki za uwagę! (Ktoś uważał?)

triarius