Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bolszewicy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bolszewicy. Pokaż wszystkie posty

piątek, września 07, 2018

O pedalstwie z gatunku tych większych

Uroczy Panowie z http://wydawnictwopodziemne.com zapłodnili mnie i natchnęli... W niczym się z nimi nie potrafię zgodzić, nawet Amalryk dość dziwnie się w tamtym środowisku zachowuje, choć Jaszczur na odmianę wciąż gada sensownie... ale rozkosznie jest. Muszę ich cholernie wnerwiać swoimi wielokropkami, "Pzdrwm", "WSIe w Mieście" i erotomańskimi koncepty (na które z nawiązką zapracowują)...

Czemu się w niczym nie zgadzamy? A co mam rzec, kiedy widzę średniej klasy powieściopisarza za całe filozoficzne przygotowanie ambitnej w końcu grupy intelektualistów; miłość do Rosji, "tej prawdziwej, ach! - carskiej", którą tylko bardzo eufemistycznie określiłbym jako "niezrozumiałą"; wydawanie moralnych cenzurek na lewo i prawo, o które nikt nie prosił; kult voodoo, polegający na radosnym nakłuwaniu figurek komunistów na niszowym portalu,  ale także figurek ludzi w opinii tych panów po prostu nie dość niezłomnych, np. głosujących na PiS, czyli wszystkiego poniżej jakiegoś Amedy Coulybaly'ego, choć sami z tym nie do końca... przy czym bezpitul Holland chociaż w to swoje voodoo wierzy, a oni chyba jednak nie całkiem... Że na tym poprzestanę. 

Wszystko tam takie zapięte, eleganckie, Wersal i nastojaszczia prawicowość pod krawatem, ach! Ale słodko jest (już mówiłem?). No więc oto wynik tego zapłodnienia i natchnienia, choć po prawdzie na ten akurat konkretny temat nic tam nie było mówione. Może uda mi się ich fajnie znowu sprowokować i będzie dyskusyja! (Choć może najpierw niech przeczytają Custina, skoro Spengler za trudny.)

Trudno mi sobie tak na zawołanie wyobrazić większe pedalstwo, niż płacz po carskiej rodzinie utrupionej przez bolszewików, w wykonaniu kogoś, kto się głosi Polakiem.

(Nie, stosownego obrazka nie będzie. Te stosowne jednak są już zbyt obrzydliwe na tego uroczego blogasa.)

triarius

P.S. Przypominam: Prawicowość to raczej dać w dupę, niż wziąć. Reszta to w sumie fioritury.

czwartek, listopada 05, 2015

O ewidentnym ocipieniu (przynajmniej części) polskiej (?) prawicy (?)

Na początek krótko o sprawach organizacyjnych i zjadanie własnego ogona... Otóż chętnie bym napisał dalszy ciąg tej głupotki, która mi (sama z siebie) wyszła z całkiem sensownego tekstu, który miałem zamiar wklepać, ale to nie teraz. Na razie nie chce mi się pisać - nie płacą, nie zapraszają do telewizji, mało komętają... Nie mam ciekawszych rzeczy do roboty?

Swoją drogą, widziałem chyba przedwczoraj Michalkiewicza w TV Trwam. Pieprzył takie misesiczno-korwinistyczne pierdoły, w dodatku zgrane do szczętu i banalne jak cholera, że ja bym się wstydził takiego ględzenia po wypiciu duszkiem na pusty brzuch pół litra czystego spirytusu i w samotności. Dixi!

Jeśli TO ma być poziom rodzimej prawicowej (?) debaty, to ja się z tego wyłączam! No ale fakt pozostaje, że do telewizji to on się z Boskiego wyroku nadaje, a nie np. ja. Żeby to jeszcze było jakoś oryginalne, kontrowersyjne, ale nie - stek liberalnych banałów, nudnych jak przysłowiowe flaki z przysłowiowym olejem. (O czym? A o czymże innym, niż o cudownych skutkach ekonomicznych nierówności?)

No ale dobra - jeśli ktoś tu dobrowolnie przychodzi (a też mu chyba za to nie płacą?) to ma plusa, wykazuje się i jestem mu jednak winien nieco wdzięczności oraz względów. (To jest, swoją drogą, jedna z tych rzeczy, które mnie najbardziej męczą w blogaskowaniu. Te implicite zobowiązania. Nie wiem, czy ktoś to rozumie, a tłumaczenie tego nie ma chyba wiele sensu, bo kogo to może aż tak obchodzić?)

* * *

No dobra - żeby coś tu dziś jednak było, choćby b. krótkie, powiem tak... Patrzyłem ci ja przed chwilą na szalomie i dostrzegłem - w związku oczywiście z zejściem Kiszczaka, który niech się smarzy w piekle! - taki oto tytuł, cytuję, a nawet wprost wklejam:

Zmarł Kolejny Zdrajca Polski, Pachołek bolszewi - morderców Carów i Narodów!

Oczy mi na ten widok z czaszki wylazły i teraz pytam magna voce: Czy wyście wszyscy ludzie ocipieli na tej naszej (?) nieszczęsnej (!) "prawicy" (?). "Morderca CARÓW"? TO jest @#$% dla nas problem, że akurat CARÓW utrupili? Nad CARAMI mamy się litować?! Sorry, ale ja tu kompletnie nic nie rozumiem - a ten tekst przecież był anty-kiszczakowy, czyli "nasz", zresztą czytałem parę razy tego autora i (mimo dziwacznego i ryzykownego) pseudo, wydawał się być przy zdrowych zmysłach. A teraz TO.

Nie jest to pierwszy raz, gdy widzę u "naszych" wzruszenie i oburzenie z powodu tego, że bolszewicy utrupili carską rodzinę, więc to jest chyba coś więcej, niż pojedynczy odchył. Zgoda - te duńskie carówny były śliczne i wydają się całkiem miłe, ale w końcu - sam się do tej roboty pchałeś, Grzegorzu Dyndało, no to i masz.

To się nazywa polityka, to się nazywa władza, to się nazywa realne życie. No a jak ktoś własną osobą firmuje coś tak koszmarnego, jak (niech będzie że "ówczesna", żeby nie komplikować) Rosja - no to czego się, że spytam, spodziewa na wypadek, kiedy mu się w końcu nóżka powinie?

Załóżmy na chwilę, że to było możliwe i że w Rosji powstała wtedy b. porządna władza - żadni bolszewicy, którzy oczywiście byli paskudni i co do tego nie ma wątpliwości. I co? Wydaje wam się, ludzieńki, że ten car na pewno by nie dostał czapy? Choćby dlatego, żeby pozbawić symbolu itd. zwolenników dawnych porządków?

Zgoda, że nie carówny, zapewne też nie jego duńska żona - ale sam car? Ja nie postawiłbym na jego długie i szczęśliwe życie złamanej kopiejki - szczególnie gdyby trwała wojna domowa! A co najzabawniejsze, to nie ja domagam się bez przerwy przywrócenia kary śmierci, tylko nasza genialna blogowa "prawica" (pospolita odmiana ogrodowa), prawda?

Kto chce, może sobie poszukać co ja mówię o karze śmierci ogólnie, przede wszystkiem zaś w obecnej, światowej i krajowej, sytuacji. I co na ten temat wykrzykuje się w rodzimej "prawicowej" sieci. A tu nagle car niewiniątko, kara śmierci be, a kopnięty monarchizm bierze górę nad nienawiścią do zaborcy. Naprawdę akurat O TO mamy mieć pretensję do bolszewików? Większą, niż o Katyń, Kiszczaka i III RP?! Niewolnicza mentalność, jeśli ktoś chce znać moje zdanie. Rzygać mi się po prostu chce.

Rozumiem bez wielkiej trudności wzruszanie się losem np. Ludwika XVI. Jeśli kogoś kręcą takie klimaty, oczywiście. W sensie, że lubi się romantycznie wzruszać w wyższych sferach. (Co mnie osobiście nieco zalatuje Mniszkówną, sorry!) Ludwik XVI był w sumie porządny gość, choć oferma, i nie był bezpośrednio winien np. temu, co Ludwik XIV, po pokonaniu Frondy, uczynił z francuską szlachtą i z francuskiej szlachty.

(Która skutkiem tego zraziła się do monarchii na amen, nawet jeśli to mogło komuś wyglądać inaczej. Wykazując tym, że zachowała jeszcze w tej trudnej sytuacji jakieś tam resztki jaj. W odróżnieniu od np. "polskiej prawicy" XXI w.)

Ani jak ten sam Ludwik XIV przez swój nieprawdopodobny egotyzm, przede wszystkim zaś ciągłe wojny, zrujnował Francję. Ani też tego, że cała energia i co tam było rozumu jego następcy szła w rozpasaną erotomanię. Chciał dobrze, ale znalazł się na niewłaściwym miejscu w fatalnym czasie. Zdarza się i faktycznie dość to smutne, choć przecież każde ludzkie życie zawiera smutki, dramaty i tragedie, więc dlaczego akurat to ma nas aż tak wzruszać?

Bardziej może smutny był los jego królewskiej małżonki - jako matki, jako naprawdę głupiutkiej, nic chyba z tego wszyskiego nie rozumiejącej, ale za to kobiecej i łagodnej kobietki, itd. Ale wzruszać się akurat CARAMI?! Cesarzem Maksymilianem z Meksyku też ew. można - jeśli ktoś lubi się wzruszać - proszę bardzo! Młody był, nic złego chyba nie robił... Tak czy tak będzie w tych żalach nieco z Mniszkówny. Czyli z panny pokojówki z maturą i dzikim snobizmem na arystokrację. (Minus ew. jej przezabawny styl. "Tłusty Apollo przysiadł na zadzie", ach!)

No jak car utrupił drugiego cara, albo własnego cesarskiego syna, to jak mam do tego podejść? Że już o pomordowanych polskich patriotów nie zapytam, bo to oczywiście zbyt trudne pytanie dla tej części "naszej prawicy".

Jeśli powyższe do kogoś całkiem nie trafiło, no to sorry, ale widać on najpierw niewłaściwie trafił - na ten blog. Jeśli zaś trafiło, choć częściowo, to radziłbym sobie poszukać tutaj tekst "O naszym narodowym kalectwie", i w ogóle wszystko to, co pisałem na temat rodzajów agresji. To było w większości w ciągu ostatniego roku. Piłka jest teraz po waszej stronie kortu - ja tam na tym stracić w żaden sposób i tak nie mogę.

(Tak przy okazji - tekstu o który tu mówimy nawet nie próbowałem czytać, sam tytuł mi zupełnie wystarczył, i to z nadmiarem. Mam jednak zbyt dużo dobrego smaku, by się móc delektować pluciem na Kiszczaka, jakże słusznym, przemieszanym z płaczem nad biednym zamordowanym Carem Wszechrosji. Który dla mnie może iść tam, gdzie i Kiszczak. Monarchizm, psia mać!)

Dzięki za uwagę!

triarius


P.S. No i wcale nie wyszło takie krótkie.

sobota, lipca 30, 2011

Biężączka? Chyba jednak biężączka... Choć nietypowa

Po każdym wydarzeniu w rodzaju tej niedawnej masakry w Norwegii (o czym, swoją drogą, planuję nieco napisać, z głębi swego syntetycznego umysłu i kompletnego braku jakichkolwiek wiarygodnych faktów) na "prawicy" (trudno to słowo dzisiaj pisać bez cudzysłowu!) od razu rozlega się jazgot na temat kary śmierci i dostępu do broni palnej.

Co do kary śmierci, to trudno mi byłoby znaleźć coś równie idiotycznego, skoro cała ta "prawica" (pomijając oczywiście agenturę!) jest obecnie w sytuacji proletariatu (Marksa czy Toynbee'ego),  proletów (Orwella), humiliores z okresu późnego Rzymu, itp., itd. Domaganie się zniesienia jednego z niewielu funkcjonujących jeszcze skrupułów tej (światowej) władzy/elity, które mimo wszystko jakoś podludzi chronią, to naprawdę skrajny idiotyzm, w dodatku samobójczy.

Te skrupuły oczywiście, w mojej opinii, wynikają znacznie mniej z jakichś intelektualno-moralnych przyczyn, a w znacznie większym stopniu z tego, że owe elity (jak zgrzytliwie by to słowo w ich przypadku nie brzmiało) odrobiły prostą lekcję historii i wiedzą, iż wszelki terror, choć rozpocznie się, jak Bóg (świecki albo co najmniej łagiewnicki) przykazał, od hołoty, ale prędzej czy później uderzy i w samą elitę. Przykłady są w historii naprawdę liczne, ale im zapewne wystarczyło jedynie drobne przemyślenie kariery Robespierre'a czy Stalina na stosownych kursach Marksizmu Leninizmu, czy w innych Uniwersytetach Postępu i Szczęścia Ludzkości. Dlatego też oni się do stosowania terroru zupełnie nie palą, a dotychczas po prostu nie musieli.

Dlaczego nie musieli? Liberalna gospodarka - mówimy tu o realnym liberaliźmie, nie o jakichś utopiach czy rewizjonizmach! - funkcjonowała... Powie ktoś, że marnie. OK, jednak znowu chyba nie do końca się zgadzamy w kwestii tego, jaki jest w sumie cel realnego liberalizmu, wraz z jego gospodarką, i co jest w tym przypadku sukcesem. Ktoś powie, że jest to stałe "zwiększanie dostępu do dóbr" (w sumie konsumpcja, mało co, moim zdaniem, jest równie mało prawicowe!) i wtedy będzie miał poniekąd rację. Ja jednak nie wypuszczam się na tego typu wody wzniosłych (?) abstrakcji i dla mnie celem jest trzymanie hołoty (ludu, lemingów, proletów itd.) za twarz - raczej metodą niewielkiego kijka i sporej, choć w dużym stopniu jedyne wyimaginowanej, marchewki, zamiast masowego terroru.

I tutaj liberalna gospodarka dotychczas sprawdzała się naprawdę dobrze. Od zakończenia drugiej wojny światowej. Oczywiście nie na całym świecie, ale kto by się przejmował takimi krajami jak Polska czy Czechy, no a Rosjan nie było trudno (i nadal nie jest) wygodnie utożsamić z ich władzą i raczej zazdrościć im sukcesów - a konkretnie skutecznego podbijania świata, plus "braku bezrobocia", "równości płci" (miłość mych uczniowskich lat  traktaristka Frosia!) i czego tam jeszcze.

Ten stan - miły poniekąd dla obu stron, poza już całkiem tygrysią prawicą, której nie pasuje ów powolny i łagodny w sumie przecież postęp mrówczego i "humanitarnego" (z założenia) globalnego totalitaryzmu... W dodatku owa tygrysia prawica nie chce uwierzyć, żeby zawsze to miało już być jedynie mrówczo i humanitarnie (tutaj, swoją drogą, fajna sprzeczność), bo to się ich zdaniem musi prędzej czy później, z takich czy innych bezpośrednich przyczyn, zmienić. (Na co zmienić? Trza pomyśleć!)

Ten stan, jako rzekłem, dotychczas w sumie działał zadowalająco. Jednako ostatnio jakby przestawał. Przestawał zadowalająco działać, znaczy. A nawet ten i ów - bardzo zły człowiek, albo alternatywnie skrajny pesymista - zaczyna w tym genialnym systemie dostrzegać sprzeczności nie do pogodzenia, wraz ze zjawiskami wróżącymi rychłe się tego systemu zatarcie, aż po totalny kolaps. (Słowo "kolaps" nie wydaje mi się przesadnie polskie, ale w tym kontekście fajnie brzmi i sobie je zapożyczymy.)

Z jednej strony mamy europejską Unię, która, niesyta, wciąż, mimo wszystko, trwającą sytością swoich poddanych (co nie jest Unii zasługą!), oraz tym, że potulnie jak dotąd łykają oni wszystkie postępowe nauki i grzecznie wcielają je w życie - pakuje się w ryzykowne (mniejsza już, że wątpliwe moralnie, a nawet prawnie) awantury w rodzaju interwencji w Libii... Jednocześnie zaś ekonomia jej się wali, z ukochanym jej projektem wspólnej waluty. Który to projekt w oczach coraz większej ilości ludzi musi wyglądać jak coś motywowanego całkiem innymi niż zdrowo-i-uczciwie-ekonomiczne (dobro i konsumpcja poddanych) przyczynami. Przyczynami, które temu i owemu mogą się zacząć nawet wydawać przewrotne. (Żeby jedynie przy tym słowie pozostać.)

Oczywiście, tak samo jak w Rosji po zwycięstwie bolszewickiej "rewolucji" (przed też zresztą), były różne skrzydła i frakcje. Na przykład "prawicowa", która miała ochotę ograniczyć podbijanie świata na czas jakiś, aby zająć się uszczęśliwieniem i przekonaniem miejscowej ludności... Oraz "lewicowa", która za wszelką cenę chciała nieść tę rewolucję gdzie się da. (I, jak się zdaje, właśnie późne pociotki tej ostatniej nam tu w Unii miłościwie teraz panują.)

Tak samo w Unii, gdzie rozlegają się bojowe pohukiwania, że "obecny kryzys, oczywiście nie ojro, tylko krajów, które nie dość Unii się słuchały i chciały coś bez niej", to "znakomita okazja do przyspieszenia dalszej integracji", bo unijny minister finansów od razu rozwiązałby wszystkie te problemy. A jednocześnie ci spośród unijnej biurokracji i nowej nomenklatury (niniejszym wprowadziliśmy to pojęcie, to precedens!), którzy mniej w młodości palili marychy i mają jeszcze nieco czynnych zwojów kory mózgowej, plus odrobinę instynktu samozachowawczego, muszą już mieć portki pełne ze strachu. Przy czym zawartość strachu w tych portkach zapewne zwiększa się z dnia na dzień.

Sprawa, która sobie tak wolniutko, bez wstrząsów i prawie niezauważalnie podążała do szczęśliwego (dla niektórych, inni nie mają i tak nic do gadania) celu, nagle zaczęła się sypać. Konflikty - klasowe, nie bójmy się tego słowa! - zaczęły się zaostrzać. Tu i ówdzie upiorne widmo kontrrewolucji zaczęło podnosić swój paskudny łeb, a nawet w samej elicie (jak należy sądzić) zaostrzają się różnice zdań... Wkrótce (tutaj stosowny wykrzyknik, do wyboru) może tam dojść do konfliktów - ba, nawet powstania frakcji!

Liberalizm realny się nie sprawdził - nie tylko w oczach oszołomów w rodzaju Pana Tygrysa, ale nawet w oczach elit. Dla jednych to zbyt mało - i zawsze tak było, po prostu zmuszono ich, by siedzieli cicho i co najwyżej publikowali sobie Lenina w jakichś "Krytykach Politycznych"... Dla innych, skoro nie ma już dla wszystkich marchewek, a hołota podnosi łby... Albo wkrótce może zacząć je podnosić - to trzeba zdjąć aksamitne rękawiczki i użyć bardziej szorstkich środków.

Problem tylko - kim to zrobić? W istocie, jeśli się teraz ktoś wśród owej elity, z tych, co mają jeszcze parę aktywnych zwojów, zastanowi, to zacznie się zastanawiać i zastanawiać... Coraz intensywniej... Że przecież elita też nie jest monolitem. Że taki na przykład unijny biurokrata (oczywiście to się tak tam nie nazywa, ale, że nie wiemy jak, to sobie tak go roboczo określiliśmy) ma samochód, komórkę, mieszkanie z widokiem, diety, kotlety, przeloty, dzieci na studiach i z zapewnioną karierą... Ale, jakby tak to cynicznie wszystko wycisnąć, to co on naprawdę ma? Na czym opiera się jego władza? Na czym opiera się właściwie posłuszeństwo tego ludu - suwerennego, a jakże! I w ogóle celu wszystkich tych uszczęśliwiająco-umoralniających zabiegów - ale jednak w sumie to przecież bydło, prolety i hołota!

I tak sobie ten hipotetyczny myślący przedstawiciel tej dzisiejszej światowo-europejskiej elity rozmyśla. A nie są to myśli wesołe. My zaś możemy się w tym akurat przypadku z ową elitą - normalnie od nas, szaraczków, o lata świetlne odległą, wyniosłą i niedostępną - o tyle zrównać, że też możemy sobie pomyśleć. Nawet na te same tematy! Czyż to nie jest rewolucyjna okoliczność?

Na początku wspomnieliśmy o pistoletach, a raczej, durnych naszym zdaniem, wrzaskach wszelkiej "prawicy" za ich pełną dostępnością po każdym tego rodzaju wydarzeniu, jak niedawna masakra. Nie jest to, naszym tygrysim zdaniem, aż tak durne i tak samobójcze, jak domaganie się kary śmierci, ale durne jest. Jednak tekst wyszedł nam i tak długi, bo nie dało się wyjaśnić kwestii tej kary śmierci bez poruszenia nieba i ziemi - jako że wszystko się ze wszystkim w tym świecie łączy, a niektóre rzeczy łączą się nawet bardziej - więc o pistoletach już tym razem nie będzie. Może tylko bonmot na pociechę: "Pistolet to kobieca broń - jak trucizna albo czary". (Wymyśliłem to parę dni temu i zadedykowałem, znowu, hajduczkowi Iwonie Jareckiej.)

Mam nadzieję, że powyższe moje rozważania nie są całkiem nieinteresujące, że kogoś zapłodnią (zanim uczyni to, uzbrojony w stosowny nakaz, któryś z działaczy gejowskich), i że, jeśli się ostro pomyśli, daje się tu nawet znaleźć związek tego wszystkiego z karą śmierci i postulatami w jej sprawie, które uważam (jak większość z tego, co robi czy gada, dzisiejsza "prawica") za równie głupie, co samobójcze! Jasne - tradycyjne wartości, normalne zdrowe społeczeństwo... Wszystko to racja. Jednak stanowczo krytykowanie obecnego syfa i całej tej rzekomo "humanitarnej" ideologii, która za nim stoi, ja bym zaczynał od całkiem innych spraw. A już szczególnie w tak rewolucyjnych i nabrzmiałych gwałtownymi wydarzeniami czasach, jak te, które nam właśnie nadchodzą. Dixi!

* * *

Zaraz, byłbym zapomniał o bonmocie, który przed chwilą do mnie przyszedł. Trochę się wiąże z powyższym. Oto i on:

Jedyną znaną mi i w miarę sensowną alternatywą dla wizji niezależnych od siebie cywilizacji, proponowaną przez Spenglera, jest ortodoksyjna wizja ciągłego rozwoju jednej ogólnoludzkiej cywilizacji - czyli w największym skrócie: "Od Sargona do Magdaleny Środy", albo może: "Od udomowienia owcy do letnich skoków narciarskich w telewizji HD".

(Być może jednak zapomniałem o Konecznym. No więc proszę - dla jego zwolenników to może być: "Od Romulusa do Bronisława Komorowskiego".)

Tak czy tak, bardzo budujące i wzniosłe wizje, prawda?

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?