czwartek, listopada 05, 2015

Czego nikt wam nigdy nie powiedział o ekonomii i nie ma nadziei, żeby kiedyś powiedział

Że uzupełnię pewną b. istotną, a tylko pobocznie poruszoną kwestię ze wrzuconego tu przed chwilą tekstu...

Jak się zatem mają sprawy z ekonomicznymi nierównościami - dobre one są, czy złe? (Spyta ktoś i będzie miał do tego pełne prawo.) Dowcip polega na tym, że tego się nie da w tak prosty sposób rozstrzygnąć - bez szerokiego i konkretnego jednocześnie kontekstu. Przecież tu się wszystko ze wszystkim wiąże, i to nie tylko w samej ekonomii!

A w ogóle to najistotniejsze w tej sprawie jest to, że nie ma dotąd żadnych "obiektywnych" rozstrzygnięć, jeśli istnieją jakieś "niezłomne prawa przyrody" z tym związane (w co serdecznie wątpię), to my ich dotąd nie znamy, a nawet do ich poznania się nie zbliżyliśmy.

Dlaczego nie? I co w takim razie jest? W końcu ciągle się jakieś opinie z tym związane wygłasza. Czym są zatem te opinie, te odpowiedzi - te które "już znamy", które raz po raz słyszymy, które nauczono nas - jedne nienawidzić i z góry odrzucać, a drugie przyjmować jako absolutnie obiektywne PRAWDY? Są to odpowiedzi IDEOLOGICZNE!

Więc z jednej strony przede wszystkim funkcjonuje Marksizm, w przeróżnych swoich avatarach, a z drugiej strony - absolutnie równie ideologiczny i równie wiele mający z "obiektywizmem" wspólnego - zespół tez, serwowanych nam przez Liberalizm, także w różnych avatarach. 

My, "na prawicy", odrzucamy oczywiście Marksizm - z wielu powodów, zarówno obiektywnych i słusznych, jak i dość subiektywnych, ale też słusznych, plus nieco, zgoda niewiele, "wylewania dziecka z kąpielą" - ale Liberalizm, nawet jeśli się do niego nie przyznajemy, jako do wyznawanej ideologii, nauczono nas akceptować jako coś właśnie "obiektywnego i niezmiennego".

Dlaczego tak? A dlatego, że te mądrości sączy się społeczeństwom Zachodu od lat z górą 300 (!), i, poza Marksizmem, który jest dla nas oczywistą ideologią, pseudo-religią itd., a do tego w ewidentny sposób nie sprawdza się w praktycznej ekonomii, jest odbierany - że po raz tysięczny tutaj to powtórzę - jak PRAWDA OBIEKTYWNA. Z powodu długotrwałości sączenia go w nasze umysły, z powodu jednolitego w sumie frontu propagandy ("edukacja", media itd.)...

Oraz, w Polsce i innych ofiarach Jałty, dlatego, że na razie ekonomicznie ludziom przeciętnie żyje się jakby w mniej parciany sposób (dziesięcioletnie samochody na raty zamiast furmanek), niż za rządów ekonomistów mniej lub bardziej marksistowskich. (Nie żebym wzdychał do PRLu, czy kiedykolwiek to paskudztwo akceptował, ale jeszcze się zobaczy, czy za lat kilkanaście naprawdę będzie aż tyle lepiej i tyle mniej parciano. Oby!)

Swoją drogą, wątpię by Liberalizm mógł być w sferze praktycznej ekonomii równie beznadziejny, jak Marksizm w jakiejkolwiek postaci, ale też powodu do orgazmu na jego temat, Liberalizmu znaczy, dostrzegam znacznie mniej, niż wielu po "naszej stronie". No bo np. czy ewidentna finansowa piramida jest ekonomicznie skuteczna, czy też nie?

Ogromną różnicą między ekonomią liberalną i marksistowską ("socjalistyczną", jak to lubi się określać) jest to, że ta pierwsza z dzikim upodobaniem posługuje się KREDYTEM, a ta druga nie, uważając, że sobie bez niego poradzi (hłe hłe!), lub (i tu bez hłe hłe!) wystarczająco szybko podbije spedalony liberalny świat i zapędzi go do roboty. Liberalizm dyskontuje też na milion sposobów i na każdym kroku przyszłość. (Co komuchy też robiły, ale w sferze propagandy, nie zaś ekonomii - tzw. "realizm socjalistyczny".)

I kwestia tego NA ILE kredytem należałoby się posługiwać, ile jest zbyt mało, a ile O WIELE ZA DUŻO, i jakie z tego ponure konsekwencje wynikną (oglądał ktoś ostatnio telewizję?)... No więc, to także pozostaje nadal do rozstrzygnięcia i (niestety też) do organoleptycznego zaobserwowania. Więc z tą cudownością "wolnorynkowej" ekonomii to ja bym też nie przesadzał.

No więc ja wam ludzie mówię (znowu): na takie tematy, jak dystrybucja, zakres "wolnego rynku", nierówności ekonomiczne, dziedziczenie, zasiłki, bezpłatna edukacja i/lub leczenie, płace minimalne czy ich brak, cła... Nie ma tu, i raczej nigdy nie będzie, żadnych "absolutnych i wiecznych prawd", poza konkretnym kontekstem z masą imponderabiliów... I w ogóle, nawet na tyle, na ile coś konkretnego i inteligentnego da się o tym powiedzieć, to MY I TAK TEGO NIE WIEMY.

Mamy bowiem dotąd jedynie IDEOLOGICZNE odpowiedzi - na "prawicy" praktycznie wyłącznie liberalizm (jeśli nie liczyć, tu i ówdzie, jakichś b. mało konkretnych, zalatujących anachronizmem, i b. chyba w sumie mocno chciejskich propozycji w duchu katolickim). Tak że, jeśli ktoś te sprawy uważa za ważne, no a trudno uznać, że są całkiem nieistotne, choć ja tu np. staram się tonować powszechną po obu stronach frontu obsesję ekonomii, to TRZEBA TO ZACZĄĆ BADAĆ OD NOWA. Proste!

Bez uprzedzeń, że coś np. jest z Marksizmu; bez łykania (bez patrzenia i bez popitki), "bo już Locke'a w latach 1680' nam to ogłosił", a potem już ciągłość apostolska po Misesy i Korwiny. (Choć to akurat Liberalny Rewizjonizm, "wróćmy do korzeni", a nie główny nurt, ale oni także, i to jak!, gadają "liberalnym Michnikiem".)

Wszystko od nowa, moi państwo! Albo przestać się tym aż tak ostro brenzlować, przestać na każdym kroku wygłaszać płaskie komunały, jakby to było Boskie Objawienie, i zająć się czymś innym. Na ekonomię na razie i tak nie mamy większego wpływu, a jeśli go kiedyś uzyskamy, to będzie się improwizować. No, chyba żebyście woleli nad tym na serio popracować i do jakichś wniosków jednak dojść. Dzięki za uwagę!

triarius

P.S. Mówimy tu oczywiście o MAKROEKONOMII. Jasne, że np. prowadzenie sklepiku jest znacznie bardziej obiektywne i prostsze

O ewidentnym ocipieniu (przynajmniej części) polskiej (?) prawicy (?)

Na początek krótko o sprawach organizacyjnych i zjadanie własnego ogona... Otóż chętnie bym napisał dalszy ciąg tej głupotki, która mi (sama z siebie) wyszła z całkiem sensownego tekstu, który miałem zamiar wklepać, ale to nie teraz. Na razie nie chce mi się pisać - nie płacą, nie zapraszają do telewizji, mało komętają... Nie mam ciekawszych rzeczy do roboty?

Swoją drogą, widziałem chyba przedwczoraj Michalkiewicza w TV Trwam. Pieprzył takie misesiczno-korwinistyczne pierdoły, w dodatku zgrane do szczętu i banalne jak cholera, że ja bym się wstydził takiego ględzenia po wypiciu duszkiem na pusty brzuch pół litra czystego spirytusu i w samotności. Dixi!

Jeśli TO ma być poziom rodzimej prawicowej (?) debaty, to ja się z tego wyłączam! No ale fakt pozostaje, że do telewizji to on się z Boskiego wyroku nadaje, a nie np. ja. Żeby to jeszcze było jakoś oryginalne, kontrowersyjne, ale nie - stek liberalnych banałów, nudnych jak przysłowiowe flaki z przysłowiowym olejem. (O czym? A o czymże innym, niż o cudownych skutkach ekonomicznych nierówności?)

No ale dobra - jeśli ktoś tu dobrowolnie przychodzi (a też mu chyba za to nie płacą?) to ma plusa, wykazuje się i jestem mu jednak winien nieco wdzięczności oraz względów. (To jest, swoją drogą, jedna z tych rzeczy, które mnie najbardziej męczą w blogaskowaniu. Te implicite zobowiązania. Nie wiem, czy ktoś to rozumie, a tłumaczenie tego nie ma chyba wiele sensu, bo kogo to może aż tak obchodzić?)

* * *

No dobra - żeby coś tu dziś jednak było, choćby b. krótkie, powiem tak... Patrzyłem ci ja przed chwilą na szalomie i dostrzegłem - w związku oczywiście z zejściem Kiszczaka, który niech się smarzy w piekle! - taki oto tytuł, cytuję, a nawet wprost wklejam:

Zmarł Kolejny Zdrajca Polski, Pachołek bolszewi - morderców Carów i Narodów!

Oczy mi na ten widok z czaszki wylazły i teraz pytam magna voce: Czy wyście wszyscy ludzie ocipieli na tej naszej (?) nieszczęsnej (!) "prawicy" (?). "Morderca CARÓW"? TO jest @#$% dla nas problem, że akurat CARÓW utrupili? Nad CARAMI mamy się litować?! Sorry, ale ja tu kompletnie nic nie rozumiem - a ten tekst przecież był anty-kiszczakowy, czyli "nasz", zresztą czytałem parę razy tego autora i (mimo dziwacznego i ryzykownego) pseudo, wydawał się być przy zdrowych zmysłach. A teraz TO.

Nie jest to pierwszy raz, gdy widzę u "naszych" wzruszenie i oburzenie z powodu tego, że bolszewicy utrupili carską rodzinę, więc to jest chyba coś więcej, niż pojedynczy odchył. Zgoda - te duńskie carówny były śliczne i wydają się całkiem miłe, ale w końcu - sam się do tej roboty pchałeś, Grzegorzu Dyndało, no to i masz.

To się nazywa polityka, to się nazywa władza, to się nazywa realne życie. No a jak ktoś własną osobą firmuje coś tak koszmarnego, jak (niech będzie że "ówczesna", żeby nie komplikować) Rosja - no to czego się, że spytam, spodziewa na wypadek, kiedy mu się w końcu nóżka powinie?

Załóżmy na chwilę, że to było możliwe i że w Rosji powstała wtedy b. porządna władza - żadni bolszewicy, którzy oczywiście byli paskudni i co do tego nie ma wątpliwości. I co? Wydaje wam się, ludzieńki, że ten car na pewno by nie dostał czapy? Choćby dlatego, żeby pozbawić symbolu itd. zwolenników dawnych porządków?

Zgoda, że nie carówny, zapewne też nie jego duńska żona - ale sam car? Ja nie postawiłbym na jego długie i szczęśliwe życie złamanej kopiejki - szczególnie gdyby trwała wojna domowa! A co najzabawniejsze, to nie ja domagam się bez przerwy przywrócenia kary śmierci, tylko nasza genialna blogowa "prawica" (pospolita odmiana ogrodowa), prawda?

Kto chce, może sobie poszukać co ja mówię o karze śmierci ogólnie, przede wszystkiem zaś w obecnej, światowej i krajowej, sytuacji. I co na ten temat wykrzykuje się w rodzimej "prawicowej" sieci. A tu nagle car niewiniątko, kara śmierci be, a kopnięty monarchizm bierze górę nad nienawiścią do zaborcy. Naprawdę akurat O TO mamy mieć pretensję do bolszewików? Większą, niż o Katyń, Kiszczaka i III RP?! Niewolnicza mentalność, jeśli ktoś chce znać moje zdanie. Rzygać mi się po prostu chce.

Rozumiem bez wielkiej trudności wzruszanie się losem np. Ludwika XVI. Jeśli kogoś kręcą takie klimaty, oczywiście. W sensie, że lubi się romantycznie wzruszać w wyższych sferach. (Co mnie osobiście nieco zalatuje Mniszkówną, sorry!) Ludwik XVI był w sumie porządny gość, choć oferma, i nie był bezpośrednio winien np. temu, co Ludwik XIV, po pokonaniu Frondy, uczynił z francuską szlachtą i z francuskiej szlachty.

(Która skutkiem tego zraziła się do monarchii na amen, nawet jeśli to mogło komuś wyglądać inaczej. Wykazując tym, że zachowała jeszcze w tej trudnej sytuacji jakieś tam resztki jaj. W odróżnieniu od np. "polskiej prawicy" XXI w.)

Ani jak ten sam Ludwik XIV przez swój nieprawdopodobny egotyzm, przede wszystkim zaś ciągłe wojny, zrujnował Francję. Ani też tego, że cała energia i co tam było rozumu jego następcy szła w rozpasaną erotomanię. Chciał dobrze, ale znalazł się na niewłaściwym miejscu w fatalnym czasie. Zdarza się i faktycznie dość to smutne, choć przecież każde ludzkie życie zawiera smutki, dramaty i tragedie, więc dlaczego akurat to ma nas aż tak wzruszać?

Bardziej może smutny był los jego królewskiej małżonki - jako matki, jako naprawdę głupiutkiej, nic chyba z tego wszyskiego nie rozumiejącej, ale za to kobiecej i łagodnej kobietki, itd. Ale wzruszać się akurat CARAMI?! Cesarzem Maksymilianem z Meksyku też ew. można - jeśli ktoś lubi się wzruszać - proszę bardzo! Młody był, nic złego chyba nie robił... Tak czy tak będzie w tych żalach nieco z Mniszkówny. Czyli z panny pokojówki z maturą i dzikim snobizmem na arystokrację. (Minus ew. jej przezabawny styl. "Tłusty Apollo przysiadł na zadzie", ach!)

No jak car utrupił drugiego cara, albo własnego cesarskiego syna, to jak mam do tego podejść? Że już o pomordowanych polskich patriotów nie zapytam, bo to oczywiście zbyt trudne pytanie dla tej części "naszej prawicy".

Jeśli powyższe do kogoś całkiem nie trafiło, no to sorry, ale widać on najpierw niewłaściwie trafił - na ten blog. Jeśli zaś trafiło, choć częściowo, to radziłbym sobie poszukać tutaj tekst "O naszym narodowym kalectwie", i w ogóle wszystko to, co pisałem na temat rodzajów agresji. To było w większości w ciągu ostatniego roku. Piłka jest teraz po waszej stronie kortu - ja tam na tym stracić w żaden sposób i tak nie mogę.

(Tak przy okazji - tekstu o który tu mówimy nawet nie próbowałem czytać, sam tytuł mi zupełnie wystarczył, i to z nadmiarem. Mam jednak zbyt dużo dobrego smaku, by się móc delektować pluciem na Kiszczaka, jakże słusznym, przemieszanym z płaczem nad biednym zamordowanym Carem Wszechrosji. Który dla mnie może iść tam, gdzie i Kiszczak. Monarchizm, psia mać!)

Dzięki za uwagę!

triarius


P.S. No i wcale nie wyszło takie krótkie.