Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Yorrick. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Yorrick. Pokaż wszystkie posty

wtorek, stycznia 26, 2016

Rozmyślania nad czaszką słonia (1)

Moje #$%^ życie to już taki @#$%^ mess (po polsku "burdel"), że najchętniej bym z tym wszystkim po prostu skończył... Czyli ze sobą... Tylko, @#$#% mać, co będzie, jeśli naprawdę tam zaraz jakiś @#$% diabeł wbije mi widły w dupę? Bo do kotła z wrzącą smołą, to mi się, @#$%^, mimo wszystko nie spieszy!
To nie ja mówię (nie ciesz się lewizno!), tylko młody i nie potrafiący odnaleźć swej drogi książę, będący głównym bohaterem pewnej bardzo znanej sztuki. Mówił to, trzymając w dłoni zbielałą czaszkę, podobno swego dawnego znajomka, a z zawodu błazna (pacz pan, już wtedy!) Yorricka.

Nie są to zresztą dokładne jego słowa, bowiem w tamtych czasach panowała dęto-pokrętna konwencja, i tego typu sceniczne gadki musiały, zgodnie z nią, być dęto-pokrętne. Taki jest jednak sens owego monologu. (Zresztą jak możliwości na Autora owej sztuki, ten akurat fragment był całkiem krótki i zrozumiały.)

Od czasu pierwszego wystawienia owego dramatu, ów neurotyczno-asteniczny  królewicz o przedziwnym imieniu "Przysiółek" (i to po angielsku, bo z duńskim to to już całkiem nie ma nic wspólnego; ciekawe o co Autorowi tutaj chodziło?) stał się ważnym elementem pejzażu kulturowego (jak to cudnie brzmi, prawda?) Zachodu, choć o co w sumie chodzi w owym dramacie mało kto umiałby dokładniej opowiedzieć.

Jest to od stuleci przede wszystkim wdzięczny motyw dla karykaturzystów i stand-up komediantów, bo i cóż może być wdzięczniejszego, niż facet z fryzurą na pazia i w obcisłych rajtuzach, przemawiającego do trzymanej w dłoni czaszki? Czaszka tego Yorricka, tak czy tak, jest zapewne najważniejszą czaszką w mentalnym świecie kulturalnych ludzi. (Ludzi Zachodu oczywiście, bo też innych kulturalnych ludzi już dawno nie ma. Dla mnie mogliby oczywiście być, ale nie ma i tyle.)

Są jednak w tym świecie, i inne czaszki. Albo przynajmniej były. Na przykład ludzka czaszka stanowiła przecież, wraz z kilkoma innymi, starannie dobranymi rekwizytami, główny atrybut melancholii - tej rzadkiej, i przez to fascynującej, co najmniej artystów, choroby duszy, atakującej emerytowanych alchemików.

Siedzi taki alchemik przy stole, poradlone czoło oparł na dłoni, przed nim wielka księga, klepsydra, gdzieś tam z boku na szafie sowa... No i na poczesnym miejscu oczywiście bielutka, sardonicznie wyszczerzona, ludzka czaszka... Wtedy, w tamtych ponurych czasach, to było naprawdę rzadkie i rozkosznie przerażające.

Potem liberalizm zbudował nam raj na ziemi i melancholia, zwana także depresją, stała się dostępna praktycznie wszystkim, a lobotomie, elektrowstrząsy i Prozac to od dawna dynamicznie się rozwijające gałęzie gospodarki.

(Dobra - żeby nie było, że uprawiam propagandę, przyznam, że lobotomia i elektrowstrząsy to raczej kiedyś, a Prozac i podobne środki dziś, tyle że nikt nie wie, kiedy i tamte mogą w chwale powrócić... W ramach np. udoskonalania ziemskiego raju. Czy czego tam.)

Coś jeszcze dałoby się tu dodać, na temat kulturowej roli czaszek? Oczywiście, jeśli cofniemy się do prehistorii, albo do japońskich Ajnów, no to mamy tego jeszcze sporo. Z czaszkami niedźwiedzi poniekąd na czele, choć i ludzkich by się sporo znalazło.

Poza tym oczywiście mamy też grzechotki różnych "tubylców" (fajna nazwa na "tambylców"!) zrobione z  małpich czaszek. No jasne - Attyla i jego puchar z oprawionej w srebro czaszki jakiegoś jego wroga... Czy to może nie był Attyla? Bywały w każdym razie takie puchary i jest o tym sporo w historii.

Ja, po tym ogólnym kulturowym wstępie (który po prawdzie do mojego poważnego tematu ma się nijak, jak to u nas bywa, albo prawie, bo tam jednak też ma być o czaszce, ale nie mogłem sobie napisania tego tutaj błyskotliwego szkicu odmówić, bo w końcu ktoś musi mieć z tego jakąś przyjemność, a skoro nikt ani mi nie płaci, nie klepie po plecach, nie umawia ze swoją siostrą... itd.) zrobimy sobie krótką (lub długą, wedle woli Boskiej) przerwę...

A potem opowiem wam, ludkowie rostomili (b. lubię to określenie, chyba spod Góry Kalwarii, i was do niego mam zamiar przekonać, tak mi dopomóż Bóg!) o jeszcze jednej całkiem już zbielałej i martwej czaszce, która do mojego mentalnego świata całkiem ostatnio dotarła, a która władna jest zainspirować bardzo interesujące i głębokie rozważania. O czym? A o życiu, ludkowie moi, o życiu!

triarius