sobota, czerwca 07, 2008

Blogowa prawda nas wyzwoli?

Dobrze jest znać swego przeciwnika! Powiedzmy, że jest nas dziesięciu, dysponujemy czterema końmi, rusznicą p.panc, oraz paroma halabardami... I mamy zamiar podbić imperium X. Wiemy, że ludność trzymająca imperium X. za mordę wierzy religijnie, że pewnego dnia z północnego wschodu nadejdą zezowaci bogowie, którzy obejmą władzę, by nastał złoty wiek.

Czyż nie opłacałoby się nam zaatakować imperium X. akurat z północnego wschodu? Nawet gdyby to oznaczało przedzieranie się przez niedostępne chaszcze, komary, mrówki, anakondy, ludożerców i kibiców piłkarskich? Czyż, gdy dane nam już będzie spotkać się z kimś należącym do elity rządzącej imperium X. - na przykład poselstwem od ich króla, albo strażą graniczną - nie powinniśmy wszyscy zadać sobie ten drobny, ale jakże potrzebny tu, wysiłek i robić zeza?

Powiedzmy, że bitny i dumny lud Y., zdominowany przez imperium X. i nienawidzący swych ciemiężców, wierzy równie głęboko jak tamci w swoje, na przykład w to, że kiedyś pojawi się jedenastu bogów, którzy poprowadzą go do zwycięstwa nad imperium X. Nas jest zaś dziesięciu, czyli prawie, ale jednak nie całkiem... Czyż nie warto nam zadać sobie trud i ubrać w najlepsze szaty wyprodukowanego specjalnie słomianego chochoła? Albo powiedzmy konia? Mimo wszelkich analogii z Neronem?

Te przykłady, co może kogoś zdziwić, są wyimaginowane. Jednak jest cała masa podobnych przykładów uczących, iż warto znać mowę i obyczaje wroga. Weźmy chociaż bitwę pod Legnicą. Gdyby nie ta zgraja renegatów, sprytnie podpuszczona przez Tatarów, by pałętając się wśród naszych rycerzy wołać "bieżajcie, bieżajcie!"... Jak by się potoczyła nasza historia? Nikt nie wie, ale w każdym razie Tatarom byłoby na pewno mniej łatwo.

Wracamy teraz do naszych własnych czasów. (Nie żeby one mi się aż tak podobały, ale jednak w nich, cholera, żyjemy.) I zajmiemy się znajomością wroga przez polską prawicę. Lub, ściśle mówiąc, całkowitym brakiem elementarnego zrozumienia motywów i psychiki tego wroga. Gorzej - wmawianiem sobie na te tematy najbardziej niestworzonych i nieprawdziwych rzeczy!

Polski współczesny prawicowiec gorąco wierzy, iż lewakowi, ojropejskiemu internacjonaliście, pętakowi mającemu w dupie Polskę i pragnącemu jedynie zarobić i poszaleć po klubach, wystarczy wytłumaczyć, że patriotyzm, tradycyjne wartości, idealizm, bezinteresowność - to są wszystko piękne rzeczy. Po prostu trzeba o tym gadać dość długo i dość głośno, niektórzy sądzą jeszcze że z fajnymi stylistycznymi fioriturami. I wtedy ten lewak (ten ojropejs, ten pętak itd.) to zrozumie. A jak zrozumie, to się od razu zmieni. I zostanie patriotą o rozsądnie konserwatywnych przekonaniach, które będzie uczciwie kultywował. I nawet jeszcze zacznie działać w Kółku Różańcowym.

Otóż nie, moi państwo! Jeśli ja cokolwiek wiem o życiu i ludzkich motywach, a sądzę że wiem niemało, to to po prostu tak nie działa. Fakt, rozumienie cnoty (nie mówię o słodkiej błonce między nóżkami, tylko o rzymskiej virtus - tej od Virtuti Militari) jako wiedzy, jest typowe dla takich okresów w historii, jak nasz. Czyli okresów, mówiąc wzgl. optymistycznie - późnych, gdy zdolność racjonalnego myślenia została ogromnie udoskonalona i stała się powszechna, ale także przytłacza już wszystko poza sobą. Zaś mówiąc mniej optymistycznie - w czasach schyłku, bo nie mam cienia wątpliwości, że w takich czasach żyjemy.

Nieistotne, że niektóre rzeczy są jeszcze na poziomie (jak telewizyjny kanał Mezzo), albo nawet się rozwijają (np. różowe golarki do części intymnych) - cała nasza zachodnia cywilizacja (której Polska jest peryferią) jedzie już na wstecznym biegu. Co nie znaczy że od razu musi się zawalić, choć wielu się o to stara. Np. w Brukseli. I nie da się chyba zrozumieć tego co głoszę i do czego nawołuję, jeśli się całkiem odrzuci ten pogląd o schyłkowości naszych czasów. Jeśli się W TYM mylę, mylę się też w całej masie innych rzeczy!

Co do tego widzenia cnoty - a w istocie to wszystkiego co tylko da się w ogóle w ten sposób pojąć, choćby to wymagało niesamowitych myślowych akrobacji - jako pewnej wiedzy... U nas to trwa od Oświecenia, tak jak w antyku trwało od sofistów i Sokratesa. (Spengler o tym oczywiście b. interesująco i przekonująco mówi, ale kogo to może zainteresować, prawda?)

Było tu trochę filozofowania i abstrakcji, było nawet nieco fantazji - mówię o imperium X. Ale ta sprawa ma całkiem konkretne zastosowanie. Otóż polska prawica naprawdę uważa, iż wszystkim tym schyłkowym, antymetafizycznym, mającym wszystko poza konsumpcją i zabawą w... excusez le mot - dupie, wystarczy WYTŁUMACZYĆ. Potęga mediów i te rzeczy. Skoro lewackie i postkomunistyczne media robią nam tyle krzywdy (Polsce, wartościom, prawicy, katolicyzmowi itd.), to NASZE media (na początek choćby blogi) zrobią tyle samo krzywdy im. Ergo zrobią dobrze nam i naszym wartościom! Hurra i alleluja!

Tylko że to tak nie działa. Tamci ludzie kierują się wprawdzie dość różnymi motywami - bo fakt, że nie każdy kto się z nami nie zgadza to bezmyślny hunwejbin, choć te subtelniejsze przypadki lewactwa i ojropejskiego totalitaryzmu wcale na ogół nie są lepsze. Weźmy z jednej strony Michnika, a z drugiej np. ojroprofesora Sadurskiego. Kierują się różnymi motywami, ale to całkiem nie są nasze motywy! W tym rzecz. Dla nich jesteśmy zgrają głupich, niezaradnych gadających pierdoły fanatyków. Z naszą Polską, z naszym katolicyzmem, z naszymi wartościami.

Oni wiedzą, gdzie jest chleb posmarowany, i dla nich TO jest argument. Ja się z tym oczywiście nie zgadzam, nie zgadzam się, że to o wszystkim przesądza, nie mogę jednak twierdzić, że kwestia tego, czy się odnosi w realnie istniejącym świecie sukces czy też porażkę... Albo chociaż gada i szlocha bez żadnych dla siebie czy swojej sprawy korzyści - potrafię uznać za kwestię bez znaczenia.

Jasne, należy czcić swoich poległych bohaterów, ale oni nie dlatego zasługują na cześć, że są polegli, tylko dlatego że byli bohaterami. Mógłbym to precyzyjniej, ale chyba każdy rozumie. Motto mojego bloga, to cytat z (podobno) gen. Pattona: "Nie chodzi o to, by zginąć za ojczyznę. Chodzi o to, by to tamten skurwysyn zginął za swoją ojczyznę". I o to właśnie naprawdę chodzi! O sukces - nie o pozowanie od razu do nagrobkowego zdjęcia na porcelanie.

Zrozumcie wreszcie ludzie, że dla większości będziemy zawsze głupcami - niezaradnymi (bo nie potrafią sobie załatwić grantu z Brukseli), fanatycznymi, wierzącymi w różne "nienaukowe" sprawy. Ja potrafię z tym żyć, wy też powinniście spróbować. Zamiast, jak dotychczas, wierzyć w "przekonywanie", w "potęgę wolnych mediów" i podobne dyrdymały. Zgoda, warto niektórych poprzekonywać, bo do tej zgrai dołączyło się z niewiedzy nieco sensownych potencjalnie ludzi. Zgoda, warto mieć wolne media, choćby po to, by nie zatruwać samych siebie mediami niewolnymi, a jeszcze, w miarę możności, innych od tego uchronić.

Ale na przekonywaniu nie da się naprawdę nic wielkiego dzisiaj zbudować! Nie mówiąc już o budowaniu czegokolwiek na programowym samooszukiwaniu. Bo czymże innym jest wmawianie sobie, że zwycięstwo będzie łatwe i wymaga tylko nieco głośniejszego i obfitszego gadania? Gadania, w dodatku, całkiem tych samych, po raz stutysięczny, rzeczy? Które już od dawna spływają po ogromnej części swych adresatów jak przysłowiowa woda po gęsi (nie powiem "kaczce", wiadomo dlaczego).

Myśleniem się wszystkiego nie załatwi, konieczne jest jeszcze działanie. Ale myślenie naprawdę jest niezbędne do skutecznego działania. I nie mówię mędrkowanie w oświeceniowo-mózgowym stylu, którego tak wiele niestety również na prawicy, tylko o sensownym planowaniu swych działań. "Prawda cię wyzwoli", zgoda, ale prawda to nie jest chyba tylko wybrana część prawdziwej prawdy? Bo prawdziwa prawda polega, o ile ja cokolwiek z tego rozumiem, na tym, by zrozumieć, nie bać się dać świadectwa, oraz zrobić to, co jest do zrobienia.

Więc proszę mnie raczej Janem Pawłem II tutaj nie walić po głowie, bo On na pewno nie mówił o jakiejś gnostyckiej wiedzy załatwiającej samą swą siłą wszystko. W PRL, zgoda, nie było łatwo działać, więc dla wielu ludzi samo poznanie prawdy i odrzucenie kłamstwa stanowiło wielką rzecz. Jednak tylko działanie może cokolwiek zmienić. Prawda, jak i myśl zresztą, która nie prowadzi - bezpośrednio czy pośrednio - do konkretnych działań, nie jest całą prawdą. No niech będzie - jest może prawdą, ale w jakiś sposób ewidentnie chorą i kaleką.

Nie wmawiajmy sobie zatem, że - skoro akurat pisanie na blogach nam najłatwiej przychodzi - to wszystkim, czego potrzeba do zwycięstwa będzie więcej tego pisania i docieranie z tym do większej ilości ludzi. Tak łatwo to nigdy nie jest!

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.

Prawicowe zęby w przedpokoju

Prawicę mamy w tym naszym nieszczęsnym kraju dziwną. Albo wywrzaskuje ona "rynkowe" hasła, ciągnące się od Johna Locke i Voltaire'a, którzy byli raczej lewakami niż prawicą... I żadnych innych kryteriów ta "prawica" nie uznaje. Ubek ma mieć emeryturę 10 x wyższą od uczciwego opozycjonisty, bo liczy się tylko rynek i "Prawo". Polskę można praktycznie rozbroić i wydać na pastwę praktycznie każdego ew. napastnika - liczą się bowiem tylko liberalne dogmaty. Jak "armia w pełni zawodowa". Cóż, skoro nie można jeszcze ogłosić zniesienia armii w całości, to trzeba tak. Mądrość etapu. Ale w istocie leberały armii nie znoszą, m.in. dlatego, iż wierzą we wszechświatową, globalną, leberalną utopię. Jak komuniści czy inna lewacka zgraja mózgowców. Tylko kto to dzisiaj rozumie?

Dla mnie chociaż sprawa jest prosta - to nie jest żadna prawica. Powtarzam - leberały i anarchiści nazywający się (jedyną prawdziwą) prawicą to żadna prawica, to utopijne lewactwo! I różne prześmieszne anachroniczne rojenia w rodzaju monarchizmu nic tu nie zmienią. Też mogę mieć negatywne zdanie na temat np. tzw. "równouprawnienia", ale to są sprawy w sumie w stosunku do ideologii wtórne. Choć ważne, zgoda.

No to tych mamy odfajkowanych. Żeby jeszcze w realu z sekciarzami było tak łatwo! Druga część naszej - pożal się Boże! - prawicy (i "pożal się Boże" jest tu wyjątkowo wprost na miejscu!) stanowi cięższy orzech do zgryzienia. Nie dla lewactwa, ojropejsów, cieniasów i totalitarystów oczywiście - krótko mówiąc wrogów - tylko dla kogoś, kto chce to jakoś zrozumieć. A nawet współdziałać, ale właśnie z naciskiem na "działać". Czyli skutecznie. Bo nieskuteczne działanie to z definicji żadne działania - to bicie piany. Czy jak to sobie chcemy w aktualnym młodzieżowym żargonie określić.

Tej drugiej kategorii nie potrafiłbym odmówić miana prawicy. Nie potrafiłbym także odmówić im uczciwych zamiarów, szczerości, głębi przekonań. Problem w tym, że to prawica bezzębna. Z definicji bezzębna, co gorsze, ponieważ dla tych ludzi esencję samą prawicowości stanowi bezzębność. Czyli nieagresywność. Czyli nadstawianie drugiego półdupka, kiedy dostało się kopa w dupę. Czyli bycie "pokoleniem JP2", które to pokolenie zdefiniował jednak, przypominam, nie Św. Paweł w Liście do Koryntian, tylko rodzime media. Takie, jakie one są. Czyli niespecjalnie uczciwe, niespecjalnie bezinteresowne, rzadko do głębi polskie...

Ta "prawdziwa" prawica jest, krótko mówiąc, bezzębna. I to nie dlatego, że zęby jej jeszcze nie wyrosły. Nawet nie dlatego, że te zęby ma w szklance na stoliku w przedpokoju, a ktoś zamknął drzwi na klucz i wyszedł z tym kluczem. Nie! - ona taka jest z samej zasady. Inaczej, jak sądzić się zdaje większość jej najbardziej wpływowych przedstawicieli - prawicą od razu by być przestała.

Przyznam, że dla mnie jest to idiotyzm. I to zarówno z czysto teoretycznego punktu widzenia, bo prawicowości na przestrzeni wieków można słusznie zarzucić masę rzeczy, jednak raczej nie bezzębność. W dodatku nasi wrogowie świetnie to wiedzą, bez przerwy nakręcając się wzajemnie przypominaniem "naszych" dawnych win. Całkiem anachronicznie i najczęściej bardzo fałszywie. Jednak fakt, że "prawica" to nigdy w historii nie znaczyło "zgraja aniołków, które nigdy by muszki nie skrzywdziły".

Ani nawet "słodkich, z lekka (?) eunuchoidalnych, ministrancików o ślicznie przylizanych przez mamusię włoskach, którzy by muszki nie skrzywdzili". (Nie żebym odczuwał aż taką wrogość akurat do muszek. Faktycznie dostrzegam wielu pilniejszych kandydatów do zrobienia im kęsim.)

To było o historii i teorii. Na temat praktyki, realu i teraźniejszości, powiem tylko na zakończenie, iż "prawica" z założenia nieskuteczna nie jest w mojej opinii żadną prawicą. Z założenia nią nie jest! Nieskuteczne z założenia może być lewactwo. Niestety, o dziwo, w rozkładaniu prawicy i normalnej, zdrowej tkanki społecznej, oraz normalnych, zdrowych wartości, lewactwo okazuje się zadziwiająco skuteczne. Nieskuteczne z założenia mogą też być "realne" partie (?) polityczne (?). Ale na temat folkloru politycznego powiedziałem już chyba dość na początku. Mnie interesuje polska prawica, nie skanseny i tabuny niedouków wmawiających sobie, że stają się intelektualną elitą powtarzając wygłupy swego guru.

Czas chyba by - jeśli powrócić do tamtej mojej metafory - ktoś wreszcie wyważył te drzwi i przyniósł sklerotykowi te jego zęby. Sklerotyk to oczywiście polska prawica. Że zęby sztuczne? A co zrobić, skoro prawdziwe jakoś nie wyrastają? Może jakimś cudem ten tknięty już wyraźnie Alzheimerem geront odmłodnieje? I przynajmniej przestanie bez sensu bełkotać. Wmawiając sobie i innym, że jest ślicznym nieletnim ministrantem. Który, w nagrodę za swój niezrównany wdzięk i takąż niewinność, ma przed sobą ogromną przyszłość, zagwarantowaną przez Niebiosa.

Szatan nie śpi, przypominam to wszystkim bardziej ode mnie religijnym rodzimym prawicowcom. I albo trzeba poświęcić życie, by go zwalczyć modlitwą i postem, albo jednak przeciw Złu działać ziemskimi metodami. Ale skutecznie. Z zębami.

triarius

---------------------------------------------------
Caeterum lewactwo delendum esse censeo.