sobota, października 26, 2019

Imponująca konsekwencja przez te lata... Czy jednak nie?

Linek do naszego kawałka sprzed lat. Dlaczego tylko świeże dzieła miałyby od P.T. Publiczności ignorowane, skoro te sprzed lat także zasługują? (Nawet trochę komętów było, ale ubaw!)


A co będę żyłował! Jeszcze coś specjalnie dla Marysi, która ogromnie docenia nasz talent satyryczny i vis comica, ale za to absolutnie nic innego:


I jeszcze może coś, w końcu pełno tego mamy i tylko się kurzy. (Marysiu, to już nie dla Ciebie, daruj!)


A tu jeszcze coś z cyklu "ani Pl*forma ani Pan T." nie zmieniają centek" (tfu, co za zestawienie!):


To też wiekopomne (jak wszystko, co pisałem przed laty, podczas gdy wy... wiadomo), i też całkiem nie dla Marysi:


triarius

P.S. A teraz uważajcie na ogony i nie wychodzić wszyscy na raz!

poniedziałek, października 21, 2019

Cudna zaiste walka na języki toczy się na naszych ocz... uszach!

Język bojowy
Przeczytałem sobie (ci ja) właśnie w książce takiego szwedzkiego Miod... O, sorry! Ten Szwed chyba jednak nie był agentem komuszej bezpieki... W każdym razie takiego eksperta od ichniego języka i dbacza (!) o jego poprawność... Co przeczytałem? O czym? Już mówię, Mądrasiński. Zaraz się dowiesz! No więc przeczytałem (ci ja) o szwedzkim odpowiedniku zwrotu "ten kraj" - dosłownie to samo, bo "det här landet" albo "detta land" - no i chyba miałem rację, że mnie, we właściwych uściech, ten zwrot przesadnie nie odrzuca...

Facet wspomina wprawdzie, że ten zwrot, mowa tu o jego szwedzkim odpowiedniku, może wyrażać lekceważenie, niechęć i pogardę, i ja się zgadzam, że lewizna, z Platformą na czele, tak właśnie go stosuje... (A może raczej "stosowała", bo jakoś ostatnio mniej tego słyszę, czyżbyśmy ich tutaj nauczyli moresu? Aż nie chce mi się wierzyć.) Jednak ten szwedzki zwrot występuje w ichniej literaturze, także tej naprawdę z górnej półki, i wtedy wcale lekceważenia nie wyraża. Czyli nie słowa same w sobie są najważniejsze, tylko - jak zawsze - kto mówi! Czyli, Leninem jadąc, KADRY!

Tak samo zresztą, jak nawoływania "nie róbmy polityki, uszczęśliwiajmy Polaków budując cośtam, skracając cośtam, dodając tu, odejmując gdzie indziej", to tylko paskudna lewacka demagogia, i kto się na to nabiera, ten głupi. Polityka to właśnie sprawa KADR przede wszystkim - KTO będzie rządził. W demokracji: "w naszym imieniu, za nas, pozbawiając nas konieczności samemu w tym siedzenia".

Np. udawania, że podniecają nas wyniki naszych młocistek... młotniarek... rzucarek młotkowych... Jak takie dziwadło nazwać... Tych tatuowanych i tych piegowatych... Wszystkie te pierdoły, że to niby: "program się liczy, a nie walka", to pierdoły właśnie i syrenie śpiewy. (Z przeproszeniem syren, bo one jednak brzmiały ponoć dużo lepiej.)

Czy zatem język znalazł się znów na marginesie życia politycznego? Czy lewizna naprawdę nie próbuje nas nim zgwałcić? Nie może nam już nim uczynić krzywdy? Czyżby naprawdę odpuścili? A jeśli tak, do dlaczego, i co na to tow. Trocki?! No i czy cykl przenikliwych analiz na tematy językowe właśnie, tak pięknie niegdyś przez nas tu zapoczątkowany - te wszystkie "W oparach języka" (co za tytuł!) - całkiem już nie ma w tym współczesnym świecie zastosowania i może co najwyżej zainteresować zasuszonych archiwistów?

Otóż nie, nie sądzę! Zdziwię się, jeśli ktoś mi powie, że nie zauważył specyficznego zjawiska w języku naszej, polskiej znaczy, kochanej lewizny... U leberałów z Platformy jest tego jakby mniej, choć to też taka sama przecież lewizna, ale inne są zabarwienia i chwilowe taktyki... Zauważyłeś coś Mądrasiński? Nie? Nic?! No to ci zmienię nazwisko, bo nie ma rady. Chodzi mi o to, moi ludkowie rostomili, że ta lewizna nigdy już nie powie "Polacy zasługują na...", tylko zawsze musi być "Polacy i Polki zasługują na...", albo nawet "Polki i Polacy"!

Czyli oni nam tu próbują z języka wywalić to, co się fachowo nazywa "rodzajem męskoosobowym". Chodził ktoś do szkoły? (Teraz to jesteś mądry, Mądrasiński, ale zauważyć cokolwiek własnym okiem i uchem to nie ma!) Ów rodzaj, powtórzę: "męskoosobowy" polega na tym, że brzmi jak rodzaj męski, ale obejmuje wszystkich, bez względu na płeć czy rodzaj. Czyli "Polki" też, bez żadnej absolutnie dyskryminacji! Nie wierzy ktoś, że dyskryminacji nie ma?

No dobra, jest, tylko że ja od dzisiaj domagam się, żeby słowo "osoba" nie było rodzaju żeńskiego, bo to mnie dyskryminuje... Nie wolno tego od dziś, 21-10-2019... Godzina powiedzmy 15:00... Używać, bo będę z tym latał do Trybunału w Sztrasburku i innego ONZ! Mówię absolutnie serio - żadna "osoba" od dzisiaj nie ma prawa istnieć... Możecie mówić "osób lub osoba", albo coś w tym stylu!

A całkiem na serio, to dostrzega ktoś z Moich Niezliczonych P.T. Czytelników, że lewizna dokonuje tutaj GWAŁTU NA POLSKIEJ GRAMATYCE - ni mniej ni więcej!? A przyszły wynik tego starcia naprawdę ma znaczenie, zarówno symboliczne, jak i zapewne w sferze całkiem realnych faktów. Byłym ciekaw opinii Moich Niezliczonych, ew. innych podobnych w charakterze obserwacji... I w ogóle. Jak zawsze. (A ty Mądrasiński popraw się, nie tylko z nosem w książkach, na blogach i w dziewczynach trzeba siedzieć, ale też oglądać telewizje tego świata, byle z odpowiednim nastawieniem! No dobra, niektóre są już całkiem dojrzałe. Ale nazywać się np. "Schetynowicz" byś nie chciał?)

triarius

piątek, października 18, 2019

LGB-Wizja


Ponurą groteską wydaje mi się fakt, że PiS i cała nasza (pożal się Boże) "prawica" tak głośno i (excusez le mot) histerycznie wrzeszczy przeciw LGBT (które oczywiście tępić trzeba!), a jednocześnie PiSowska (nie oszukujmy się, choć nic w tym złego) telewizja z zapałem stręczy nam coś niemal równie paskudnego i równie demoralizującego młodzież, czyli tzw. "Junior Eurovision". (Tutaj Kurak ma całkowitą rację co do koszmaru telewizji Kurskiego.)


triarius

czwartek, października 17, 2019

Niech krew nieczysta nawodni nasze pola!

Nie podoba się nasz tytuł? "Hejt", "nawoływanie", "anty... to co zawsze", i w ogóle co najgorsze? Nastojaszcza lewica nie może pozwolić, żeby takie coś kalało sieć? Prokuraturo, obudź się, wizyta o szóstej rano!?

Trochę mnie to wzmożenie z oburzeniem dziwi, bo ja tylko zacytowałem refren dość znanej pieśni, nigdy i przez nikogo chyba nie uznanej za prawicową... Mianowicie "Marsylianki". Przy okazji hymnu tego tam drugiego lidera naszej słodkiej Unii. Nie wiedziało się? Oto zatem oryginał:

Refrain:
Aux armes, citoyens !
Formez vos bataillons !
Marchons ! Marchons !
Qu'un sang impur
Abreuve nos sillons !

 Wiem, że u was, ludzieńki, z braku chłopów folwarcznych, co by wam zapewnili wolny czas na fanaberie, tylko Czaskoski i nieświętej pamięci Geremek coś tam z tego narzecza kojarzyli/kojarzą, a oni mogą być akurat zajęci użyźnianiem Wisły albo coś... (Co, że "nieświętej"? Excusez-moi, ale nie wierzę, byście chcieli uczynić Geremka akurat ŚWIĘTYM! To by dopiero była fopa w lewackich kategoriach, n'est-ce pas?) No dobra, może ktoś z was podłapał gdzieś nieco lengłydża> Jakiś zmywak w Londynie, jakieś stypendium u Sorosa, jakaś Wyższa Szkoła Marketingu i Zarządzania, Wydział Europeistyki...? Więc tu macie przekład tego refrenu, nie mój bynajmniej, na angielski:

Refrain:
Grab your weapons, citizens!
Form your battalions!
Let us march! Let us march!
May impure blood
Water our fields!

Rzeźby z katedry Notre-Dame w Paryżu zniszczone w czasie RewolucjiTeraz już wszystko jasne? No to ja dziękuję za uwagę i postuluję, żeby Zjednoczona (ach!) Lewica do Prezydenta Francji... Jak mu tam Micron, tak? Do Prezydenta słodkiej Francyji w każdym razie.... Monsieur le Président po ichniemu...

Żeby w trybie pilnym (ach, jak ja kocham ten urzędniczy żargon!) zmienił słowa tego refrenu na coś w rodzaju, powiedzmy... "Niech ze strusim piórem w tyłku radośnie maszeruje się nam pod tęczową flagą, dzieci płaczą, staruszki mdleją, mężczyźni wymiotują, a telewizje całego świat radośnie to pokazują..." Czyli coś bardziej na czasie, bardziej comme il faut, po prostu. W końcu użyźnianie jakichś tam durnych pól to CO2, a CO2 to... Wiadomo! Zresztą nie musi być dokładnie to, może być coś innego na podobną nutę...

Czaskoski wam to, jak już uzgodnicie i zatwierdzicie - demokratyczną, ma się rozumieć, większością - na pewno chętnie i w try miga w wolnej od użyźniania Wisły chwili przetłumaczy. (Najpierw zapewne wzniesie oczy ku niebu i przywoła Ducha Profesora Geremka oczywiście, jako Muzę und Inspirację... Ach!) A jak przypadkiem nie, to zgłoście się choćby do mnie. Parę groszy i już będziecie mieli tę bryłę świata, drobny kawałek, ale jednak poruszoną. To tyle na razie, buzi i dobrze, żeście doczytali do końca, bo byłaby w tej prokuraturze spora fopa, gdybyście tak bez czytania i chwili pomyślenia.

Acha, jeszcze linek to tego tekstu, żebyście broń Boże nie gadali, że ja tu coś sobie wymyśliłem i was oszukuję:


A bientôt, Citoyens!

triarius

P.S. Tłumaczenie tego refrenu nie jest przesadnie dosłowne - ani moje, ani to angielskie - ale tak to jest z poezją. "Sillon" to oczywiście "rowek" i tu z pewnością chodzi o bruzdy od pługa. Czyli w sumie pola właśnie.

środa, października 16, 2019

Krzyż i kremówka

Wspominałem tu dwa lub może trzy razy podczas życia tego bloga o tym, co uważam za chyba najcenniejsze i najważniejsze stwierdzenie gościa słynnego ze swej analizy biurokracji, będącej także satyrą, czy może raczej odwrotnie. Czyli C.N. Parkinsona. Mówi on to w książce, która po polsku nazywa się "Prawo pani Parkinson", a w oryginale to jest chyba to z b. dowcipnym, słabo jednak przetłumaczalnym, tytułem "In-laws and Out-laws".

Ta jego teza trafiła nawet, jak widać było po komętach, do czytelników tego blogasa, a brzmi ona w wolnym przekładzie tak: "Ojciec nie może być zbyt łagodny, bo jeśli ja się ojca nie boję, to nikt się go nie boi, a jeśli nikt się mojego ojca nie boi, to jest on słaby, nie może mnie przed światem obronić, jestem więc w szarej dupie". (Jeśli to komuś zabrzmiało jak gadka K*wina, to nich mi to w oczy powie, a dostanie kopa, że popamięta! Wirtualnego raczej chyba, ale potężnego.)

Mógłbym tu długo tę kwestię rozwijać, bo w młodości chciałem (gdyby to nie był PRL znaczy) być (m.in) psychologiem, b. te sprawy studiowałem i w duszy swojej analizowałem... Dręczyła mnie taka na przykład kwestia: dlaczego, choć kiedyś dzieci najczęściej wychowywano tak brutalnie, żaden tam dr. Spock, kochały one często jednak swoich rodziców i poczuwały się wobec nich do lojalności, podczas gdy dziś... Każdy wie, prawda? Plus to, jeszcze w sumie ważniejsze, iż wyrastały przeważnie na zdrowych, zrównoważonych ludzi - do czego też dzisiaj można raczej tylko zatęsknić.

Wiadomo! Jeśli ktoś ma w tej dziedzinie niezłe doświadczenia, to gratuluję, zazdroszczę i tak dalej, ale ja niemal żałuję, że nigdy dziecka nie uderzyłem, a historii o tym dawnym wychowywaniu nasłuchałem się takich, np. od pani Antoniewicz - mojej (na pewno już dawno św.p.) nauczycielki francuskiego z Krakowa, kiedy miałem jakieś 10 lat - że włosy mi się na plecach do dziś na samo wspomnienie jeżą.

Nie chcę jednak tutaj zaczynać niekończącej się, płynącej meandrami filozofującej gawędy ślacheckiej, bo mam do powiedzenia coś b. konkretnego. (Choć z pewnością niezbyt miłego dla wielu, także tych miłych memu sercu, ale jak się ma talent do prorokowania i robienia sobie wrogów, to coż... "Excusez-moi, taka jest moja natura", jak rzekł był skorpion do żaby, o czym sobie już wielokrotnie opowiadaliśmy.)

No więc moja teraz z kolei teza jest taka, że owa niezwykle mądra, choć przecież taka prosta i dla niektórych niemal oczywista, teza Parkinsona równie idealnie pasuje także do RELIGII. (Skoro zaś już wspomnieliśmy religię, to muszę jednak wrzucić tu taką oto uwagę, że jeszcze okrutniej prawdziwość owej tezy obchodzi się ze wszelkimi oświeceniowymi bredniami - że to niby człek tym szczęśliwszy, im ma lżejsze, bezpieczniejsze, bardziej syte i pełne "Tańców z Gwiazdami" życie. I że to tak idzie w nieskończoność, aż do Ziemskiego Raju, ach!)

No dobra, więc religia też, zgodnie z tym co teraz ogłaszam, miałaby się kierować zasadą w rodzaju: "Bóg nie może być zbyt łagodny, bo jeśli ja się go nie boję, to nikt się go nie boi..." Itd. W przybliżeniu o to chodzi, to z pewnością nie jest fałsz, ale też nie całkiem to jest tu dla nas najistotniejsze. Najistotniejsze jest...

Tak Mądrasiński? No właśnie - najistotniejsze jest to, iż żyjemy, cieszy nas to czy nie, na padole łez, nasze życie zawsze kończy się śmiercią, i albo przeżyjemy bliskich, albo oni umrą przed nami, pozostawiając nas samotnymi... Cierpienie w tym ziemskim naszym żywocie jest dosłownie wszędzie. Kiedy akurat nie nasze nieszczęście bezpośrednio, to na wyciągnięcie ręki dokoła nas, i możemy je sobie pooglądać i się przygotować...

Każdy to chyba wie, tyle że leberalna, postoświeceniowa wizja świata tego wszystkiego selektywnie nie dostrzec nie raczy. Taka selektywna ślepota po prostu! Jednak nie tylko nasz świat jest łez padołem, ale także nasza psychika - wbrew temu co miało się nawet prawo wydawać osiemnastowiecznym mędrkom, którzy chcieli nas "wyzwolić"... "Okowy przesądu" i te sprawy...

Ta nasza psychika jest właśnie na ten świat, ten realny, ten padół łez, nastawiona. Jest do niego dostrojona i wszelkie nieco dłuższe przebywanie w disneyowskim świecie bez bólu, bez śmierci, bez immanentnej na każdym kroku niesprawiedliwości losu, bez cierpienia, bez masy ograniczeń i bolesnych, a często także aksjologicznie obrzydliwych kompromisów... To po prostu nie działa, a te próby kończą się rodzajem schizofrenii, która na dłuższą metę ani nie jest miła (obecna, i wciąż się nasilająca, epidemia depresji z czegoś się bierze), ani zdrowa.

Pomyślcie o tym! A zaraz potem możecie sobie przypomnieć wszelkie te przejawy ascezy, dobrowolnego samoudręczenia związane z różnymi religiami... Azteckie przeciąganie sznura przez dziurę w języku, które stanowiło religijną praktykę, i to nie u proli, tylko u właśnie władcy i arystokracji, zawsze mi się w takich razach przypomina. Religijny PRZYWILEJ azteckiej elity! I wszystkie te autokastracje na cześć Astarte czy Izydy... Wszystkie te ofiary z ludzi, które naprawdę istniały, a w niektórych miejscach, jak Afryka, nawet jeszcze bardzo niedawno...

No i całą masę różnych tabu, z których jedne pozbawiały różnych oczywistych i rozkosznych przyjemności oraz cholernie komplikowały życie, a inne mogły spowodować śmierć i potworne udręczenia nawet komuś, kto je przekroczyć całkiem bezwiednie i bez swojej winy. (Tutaj od razu przychodzi na myśl Edyp, ale w sumie cała przecież antyczna grecka tragedia o tym właśnie traktuje, i z tego przecież przede wszystkim wynika jej nieprzemijająca wielkość.)

Chrześcijaństwo też kiedyś - dzisiaj rzecz praktycznie nie do uwierzenia! - za swój symbol miało krzyż. Co więcej, wtedy jeszcze nie był to taki sobie ornament, dziecię geometrii i "kreatywności" jakiegoś "artysty" - to było narzędzie służące do bardzo, ale naprawdę upiornie koszmarnych egzekucji. Specjalnego rodzaju egzekucji, przeznaczonych dla ludzi najniższego gatunku - takich, jak zbuntowani niewolnicy. Także najobrzydliwsi zbrodniarze, czemu nie! (Powstanie Spartakusa, jak każdy wie, zakończyło się sześcioma tysiącami krzyży wzdłuż Via Appia.) Nie dość że to była koszmarna powolna śmierć, to jeszcze tę formę egzekucji postrzegano jako coś wyjątkowo upadlającego.

To wszystko zastępuje się dzisiaj kremówką, infantylnymi tańcami i naukami moralnymi prosto z arsenału dawniejszych socjaldemokratycznych kółek samokształceniowych dla robotników i pomocy kuchennych. (Nie wspomnę nawet, że to i tak MĄDROŚĆ ETAPU, bo później te nauki będą z jeszcze innego arsenału.) Kościół Katolicki słabł w oczach co najmniej od czasów Rewolucji Francuskiej, jednak do koszmarnego V2 (Vaticanum Secundum, nie szkopskie drony!) jakoś się trzymał i krzyża nie starano się zastąpić kremówką, co w mojej osobistej opinii dzieje się teraz bez cienia zahamowań. Naprawdę do niedawna, przed koszmarnym uzurpatorem Franciszkiem, uważałem się za katolika, choć niewierzącego, bo sceptycyzm to moje trzecie (po "Kassandra") imię.

Przed Franciszkiem, którego lewizna, gwałcąc wszelkie prawa i tradycje, wpakowała w końcu na sam szczyt katolickiej hierarchii (i tu kłania się Machiavelli ze swoją analizą państw takich, jak starożytna Persja i tworów bardziej anarchistycznych, jak współczesne mu Włochy. Gdzie Katolicyzm to oczywiście to pierwsze ze wszystkim, co z tego wynika. Nieuświadomionym wyjaśnię: przejęcie "głowy" przesądza całą sprawę.) Jeśli ktoś nie dostrzega, że ta "emerytura" Benedykta, to był ordynarny PUCZ, to sorry, ale nie jest "pobożny", tylko ślepy i gorzej!

Żaden ze mnie wróg chrześcijaństwa, a kulturowo jestem niemal cały ukształtowany przez PRZEDSOBOROWY, TRYDENCKI Katolicyzm. Jednak Amicus Plato itd. Kto nie chce, niech to zignoruje, kto musi, niech mi nawymyśla... Jednak ludzie myślący i starający się jakoś ten koszmarny lewacki totalitarny walec zatrzymać i, da Bóg, odwrócić, powinni się nad tą moją, i poniekąd także Parkinsona, tezą poważnie zastanowić.

Nie - jasne, mogą sobie wmawiać, że Chrześcijaństwo dzisiaj rozkwita, a JP2 to najwybitniejszy Polak w historii. (To był dość chyba sympatyczny gość, ale ta jego obłędna i suflowana nam przecież przez lewiznę ocena doprowadza mnie do białej gorączki. Dlaczego? A choćby dlatego, że pokazuje dobitnie, jak mało dzisiejszym Polakom, czy jak to stado nazwać, zależy na Polsce.)

Oczywiście, ktoś do szpiku przesiąknięty leberalizmem i "prawami człowieka" może głosić, że Chrześcijaństwo ma się dzisiaj super, bo "kocha człowieka", "otwiera się na niego", "wyrzekło się pompy i blichtru", i co tam jeszcze. I może wybrzydzać się, śmiejąc się do rozpuku, z "prymitywizmu" i zakazów i nakazów islamu, oraz dziwacznych nakazów i zakazów judaizmu.

Jednak tamte religie, islam przede wszystkim, trzymają się bardzo dobrze, a islam kwitnie. Nie jest, z punktu widzenia religii, istotne czy lubimy bojowników islamu - istotne jest, że oni nadal wierzą i są gotowi za swą wiarę, tak jak ją pojmują, zginąć. I dla niej żyć także. Kto dzisiaj NAPRAWDĘ zginąłby za dzisiejszy, franciszkowo-kremówkowy Katolicyzm?

Nieistotne? Pierwszy powiem, że nasza religia jest lepsza, ale raczej "była lepsza", bo ich jak najbardziej istnieje ("prawa człowieka" nic do tego nie mają!), a nasza już właściwie nie. Został "religijny rock" i umoralniające kazania gazetowym językiem, wygłaszane przez facetów, którzy nikomu niczym nie mają powodu imponować. (Nawiasem powem, że widok zakonnicy wzrusza mnie niezmiennie.)

Taką mam opinię na temat tego rzekomego "rozkwitu" chrześcijaństwa - inną niż wszyscy ci kremówkowi entuzaści, ale widać, jeśli całkiem się nie zgadzasz, to chyba niepotrzebnie to czytałeś... Przepraszam za twój stracony czas, ale takie rzeczy mogą się zdarzać i w sumie nie moja wina. Naprawdę martwię się o tych wszystkich, którzy dzisiaj jeszcze wciąż wierzą, że jest dobrze i będzie lepiej, a ja wiem, że będzie dużo, dużo gorzej. Choć już teraz jest koszmarnie, tylko że np. nikt, mówiąc o obecnym stanie Katolicyzmu, jakoś dziwnie nie łączy tego z traktowaniem katolików przez te siły, które się naprawdę dziś w świecie liczą. (Dżissus! Chyba naprawdę zostałem niedźwiednikiem.)

Zaś całkiem na inny temat, to muszę się pochwalić, iż znowu okazałem się szczerą Kassandrą, Niby jak, spytacie? A przewidując lata temu, jaki koszmarny kłopot sprawi "tzw. Państwo Islamskie" Stanom ZAP przy pomocy Syrii, Turcji, Kurdów... No i oczywiście Rosji, która rozgrywa ten zdegenerowany Zachód jak stado bezmózgich ciapków bez śladu po gonadach. W końcu co to za przeciwnik dla takiego Putina, ktoś, kto pozwala sobą rządzić takiej Merkeli czy innemu Micronowi!

No dobra, to jeszcze na zakończenie nasza teza na dziś w nieco innej postaci i dużym drukiem...

PRAWDZIWEJ, NAPRAWDĘ ISTOTNEJ DLA LUDZI RELIGII NIE DA SIĘ ZBUDOWAĆ NA KREMÓWKACH. PRAWDZIWA RELIGIA NIE MOŻE ZAMYKAĆ OCZY NA IMMANENTNĄ UŁOMNOŚĆ CZŁOWIEKA I JEGO LOS, KTÓRY ZAWSZE W ZIEMSKIM WYMIARZE JEST TRAGICZNY; NIE MOŻE STWARZAĆ PRZEKONANIA, ŻE OTO DĄŻYMY DO ZIEMSKIEGO RAJU BEZ CIERPIEŃ, NIESPRAWIEDLIWOŚCI I PRZEMOCY; A NIE MOŻE DLATEGO, ŻE ISTOTĄ RELIGII JEST WYJAŚNIANIE SENSU ŻYCIA I SENSU ŚMIERCINADAWANIE IM ZNACZENIA, NIE ZAŚ OBIECYWANIE RYCHŁEGO OSIĄGNIĘCIA RAJU W DOCZESNYM BYTOWANIU PRZEZ CAŁĄ LUDZKOŚĆ, CZY TEŻ PROPAGOWANIE BANALNEJ MIESZCZAŃSKIEJ MORALNOŚCI. TAK WIĘC RELIGIA KREMÓWEK I "ABBA FATHER" NADAJE SIĘ CO NAJWYŻEJ NA REKLAMĘ CUKIERNI LUB "RELIGIJNY" PROGRAM W TELEWIZJI.
DIXI!

triarius

P.S.Ludzie (ci nieliczni, którzy tu jeszcze zaglądają): co tu się dzieje, do q...wy nędzy? Dwa razy ostatnio zaczynam czytać jakiś komęt, nie mój własny, tam w panelu właściciela tego blogasa, a on mi nagle znika, zanim doczytam do końca. Ostatnio stało się to jakieś dwie godziny temu, albo mniej. Bez komętów ten blogas jest jeszcze mniej istotny, niż normalnie.

Naprawdę, ostatnio piszę takie rzeczy, że ktoś mógły mnie posądzić o paranoję, więc nie zacznę podejrzewać hackerów - może jakimś cudem akurat idalnie zsynchronizowałem się z kimś, kto najpierw wpisał, a potem wymazał swój komęt... Ale wtedy ja i tak miałbym po tym ślad! Naprawdę nie rozumiem! Jedni komętują mi na ucho przez telefon, zamiast raczyć tutaj wpisać, a teraz ostatnie komęta umierają w tak przedziwny sposób.

poniedziałek, października 14, 2019

Moja mała teoryjka na temat wczorajszych wyborów

Leming
"Historia to psychologia" rzekł był Jaques Bainville. (Po francusku rzekł był, ale nie będziemy się w tej chwili popisywać naszymi w tym zakresie umiejętnościami, żeby nas nie wzięli za brata-bliźniaka niejakiego Czaskoskiego. Wyrazimy tylko gorące jak lawa przekonanie, że, jako łysy spocony moher z mokrego snu red., jak mu tam... Czuchnowski? Nie, Pacewicz chyba to był... Na pewno znamy to narzecze od Czaskoskiego lepiej, lepsze książki w nim czytaliśmy, i mamy znacznie lepszą wymowę. A Geremek jako historyk był zerem i tyle, wiem bo próbowałem go czytać. Tylko, że to na pewno pisał za niego jakiś głodny doktorant bez cienia talentu.)

A zatem Historia Psychologią est... I takoż Tygrysizm Stosowany! Całkiem tak samo! Zaskoczeni? Ja naprawdę uwielbiam odtwarzać sobie pokrętne ścieżki, jakimi chadza psychika leminga! Z obrzydzeniem, ale też z niekłamaną fascynacją, analizuję sobie (i Tygrysistom Stosowanym, gdzie tylko się takowi ujawnią, polecam) paskudne dusze różnych Urbanów, Jachir i Maleszków. W dodatku uważam, że to nie tylko taka perwersja, jaką na przykład mogłoby być... Nie, to zbyt obrzydliwe! Albo... To też nie, ohyda!

Obrzydliwe czy nie, zresztą nie zawsze obrzydliwe - czasem raczej śmieszne - jednak naprawdę mam przekonanie, że warto, i że to właśnie stanowi jedną z (jakże licznych) przewag Tygrysizmu Stosowanego nad Prawicowością-Pospolita-Odmiana-Ogrodowa, nie mówiąc już o wszelkich leberalnych avatarach, którymi nas od kołyski dziś, nie od dziś zresztą, karmią. No dobra, to była niezbędna w tych podłych czasach autoreklama (jak nie my sami, no to kto?) i Zjadanie-Własnego-Ogona (o którym śmy już przecie pisali - poszukać sobie!), a teraz do rzeczy! Jaka jest ta "teoryjka" zatem?

A taka ona (ci) jest, że lemingi, może szczególnie te młode, zagłosował były na te różne szemrane, kopnięte i nie-całkiem-jak-platfąśy-ale-jednak-moco-skompromitowane partie (nawet te, co nie rządziły i nie urządały Ciamajdanów - wystarczy chwilę posłuchać Guru K*wina!), bo doszło do nich, jak nimi Platfąsy cwanie tymi internetowymi trollami sterowały, jak ich oszukały, jak ich szczuły niczym najgłupsze wiejskie kundle po wylewie w swoich platfąsich brudnych interesach, więc, choć nie chciały już skutkiem tego na Platformę głosować, zbyt urażonymi będąc, to w duszy swojej każdy taki nie chcąc się za nic przyznać, że wyszedł na głupka, oddał swój bezcenny głos na jakąś idiotyczną-łamane-przez-szemraną partię - żeby tylko nie na PiS, na który go przez lata szczuto, ale oczywiście on tej prostej prawdzie w oczy nie spojrzy, bo musiałby się przed sobą przyznać, że dureń.

Da się to zrozumieć? (Zgłoszenia tego zdania powyżej do Księgi Rekordów Guinnessa, ze wzgl. na jego dłuuuuuuuuuuugość, mile widziane! Ja nie mam czasu się tym zajmować, ale pewnie bym się załapał i byłby NASTĘPNY SUKCES DLA POLSKI - większy od Nobla dla tej tam... Jak jej tam. Słuchajcie Szwedzi! To kom-pro-mi-ta-cja! Należało już wieki temu wywalić tę lewacką jaczejkę, udającą znawców literatury, w kosmos. Aż mi wstyd żem sam taki, nie jaczejka, ino Szwed, choć dziś to niemal to samo, aż w 1/16. Nawiasem - ktoś tego szpetnego bezpitula zamierza skutkiem tego Nobla przeczytać?)

A tu macie, w nagrodę, żeście to grzecznie przeczytali, genialne kolumbijskie vallenato. Śpiewa wielka, nieżyjąca już, María Dolores Pradera. (Sytuacja, która zapłodniła powstanie tego klasycznego utworu z roku 1932, i o której ten tekst opowiada, jest b. zabawna, ale to ew. na kiedyś.) Muzyka naprawdę nie musi być filharmonicznie dęta czy piekielnie złożona, nie musi być z nut i po konserwatoriach, żeby była super! Oczywiście Monteverdy tego świata to coś całkiem specjalnego, ale nie tylko one są warte grzechu, a "prosty lud"i "folwarczni chłopi" też swoje potrafią. (No i niech ktoś powie, że akordeon to nie jest fajny instrument! Choć po prawdzie to harmonia guzikowa.)



Tyle!

triarius

P.S. A wiecie wy, że o tej, jak jej tam... Tokarczuce, tak? My tu już kiedyś pisaliśmy? Nawet w tytule była.

Definicje: LIBERALIZM

Liberalizm - w sferze faktów: Państwo opanowane przez Mafię. W świecie sferze ideologii: Ideologia głosząca, że tak właśnie jest git i nic lepszego nie da się wymyślić.


Nieco komentarza:

1. Mógłbym powiedzieć "ekonomiczna mafia", ale w sumie każda mafia jest przecież w znacznej mierze "ekonomiczna", bowiem dąży do zdobywania bogactw i wpływu dla swoich członków.

2. W kwestii brutalności... Mafia młoda, słabo jeszcze zakorzeniona, może być b. brutalna i mniej zajmować się standardową ekonomią, ale mafia zakorzeniona i dojrzała nie musi już często wychodzić poza sferę legalności, bowiem wypracowała sobie już "odpowiednie" możliwości, przewagę na ew. konkurentami, no i sama w jakiejś mierze kontroluje przecież prawo i całe państwo. (No i nie zapominajmy o internetowych trollach, które także potrafią być cudownie użyteczne!)

3. Nasza główna tutaj teza może wydawać się szokująco przesadna i nawet absurdalna, ale zachęcam do zastanowienia się nad tą sprawą, a przede wszystkim nad spróbowaniem "dopasowania" tej tezy do znanych przykładów z historii, także tej najnowszej rodzimej... I w ogóle do potraktowania "na próbę" tej mojej tezy, jako prawdziwej - sporo elementów układanki powinno wskoczyć na swoje miejsce!

triarius

sobota, października 05, 2019

Parę myśli, bonmotów... i co tam się nam napisze

Na początek wyjaśnijmy sobie coś istotnego jak cholera, w kwestii... Jak to tam nazwać. Otóż ja nie jestem w PiS i nie muszę w związku mieć wszystkich poglądów jak JK, ani tym bardziej jak w oficjalnej PiSu doktrynie. Tym bardziej PiS nie odpowiada za moje osobiste poglądy, łącznie z niepohamowanym obrzydzeniem do Unii i daleko posuniętym sceptycyzmem co do cudowności tzw. "liberalnej demokracji". Która zresztą, na ile jeszcze jest w ogóle jakąś "demokracją", to pilnie stara się ten swój "błąd" naprawić.

Głosuję na PiS i mam zamiar to robić jeszcze długo. Tak wiem, że indywidualne głosowanie to, matematycznie rzecz analizując, rzecz mało skuteczna, ale credo quia absurdum est i jakoś się z tym godzę, a także wszystkich do głosowania na PiS zachęcam. Na PiS, a nie na jakichś "nastojaszczich prawicowców" od groźnego kiwania palcem w bucie i "domagania się", co to już dziś wychodzą z Unii pod opiekuńcze skrzydła wujka Putina.

Swoją drogą jak cudnie w końcu mój ukochany K*win się w swoich schizofreniczno-agenturalnych gadkach ujawnił! Teraz już najtępszy "libertarianin" spod osiedlowego trzepaka nie może twierdzić, że to polski patriota i jednocześnie nie gość, który w normalniejszych warunkach byłby już dawno w pokoju o mięciutko obitych ścianach. Bez klamek. No i na stałych psychotropach też, oczywiście. (Nie, żebym takie działania hurtem bezkrytycznie pochwalał, ale Darwin z Herbertem S, mają  swoje racje, zgoda panie K.?)

Tyle że z tych naszych nastojaszczich patriotów on jeden zdaje się ma forsę (nic nie dodam, bo i nie wiem dokładnie skąd, choć istnieją podstawy do różnych przypuszczeń), więc ci ludzie będą się tak kompromitować, i kompromitować prawdziwą prawicowość przy okazji. Nie żeby naprawdę byli jakąś sensowną prawicą, ale fakt, że różne politpoprawne tabu to oni gwałcą że aż miło (jakieś ADHD czy coś, zapewne nic poważniejszego), więc pod trzepakiem, ze swoim żałosnym jednopalcowym fetyszyzmem dla prawiczków, czyli tzw."powszechnym dostępem", i innym podobnie genialnymi pomysłami, robią za esencję i prawicę prawicy. (Podczas gdy naprawdę to...? Zgoda, "skrajna prawica skrajnej lewicy", brawo Mądrasiński!)

* * *

Prawdziwa suwerenność państwa jest wtedy, gdy np. ew. targowice i innych zdrajców można, bez większych międzynarodowych problemów czy pytania kogokolwiek za granicą o zgodę, wsadzić do jakiejś Berezy. (Albo i ostrzej, jeśli potrzeba.)

To co mamy obecnie, to co najwyżej "Suwerenność Na Miarę Naszych Potrzeb und Możliwości" i/lub "Suwerenność Na Miarę XXI Wieku". W tych wszystkich ckliwych nekrologach, co je nam co parę tygodni z takim zapamiętaniem serwują, powinno się otwarcie mówić: "Zmarły był Niezłomnym Bojownikiem o Suwerenność Polski NMNPuM/NMXXIW, ach!" (i tu salut z 21 dział). A nie jakieś mętne kawałki o suwerenności jako takiej, jakbyśmy mieli do czynienia z Kościuszką, Bemem czy Piłsudskim! (Którzy zresztą byli anachronicznymi męskim samcami, bez mrugnięcia okiem gwałcącymi Europejskie Wartości i co się tylko dało.)

*

Zarzut "anachronizmu" w wielu kontekstach może oczywiście być dotkliwy, słuszny itd., ale w tych czasach trudno mi sobie wyobrazić większy komplement, niż stwierdzenie, że "wyznajemy anachroniczne wartości". (Tym bardziej słodkie, że będzie to na pewno komplement mimowolny.)

*

Język to zabawna sprawa! Nazwanie tej naszej (?) dzisiejszej... Niech już będzie: opozycji "targowicą", może być zarówno obelgą, na jaką oni absolutnie i z nawiązką zasługują, albo przeciwnie - niezasłużonym komplementem. Od czego to zależy? Jeśli mówi się DO NICH, to "targowica" jest o wiele za dobra. To słowo wyszukane, trzeba co najmniej znać historię Polski na poziomie którejśtam klasy podstawówki, i to sprzed min. Hall... I to ryzyko, że oni się naprawdę poczują kniaziami i hetmanani, o czym wyraźnie śnią po nocach!

To jest po prostu, ta "opozycja" znaczy - i tu wypada podziękować naszym wschodnim (w tej chwili raczej północno-wschodnim, nieprzyjemnie blisko mnie, ale to się może zmienić i nie w dobrą stronę bynajmniej) sąsiadom za ich język, z którego zapożyczenia są dla polszczyzny tak bezcenne! Jak by można inaczej określić tę "opozycję" spod znaku "ulicy" (nie wyszło, biedaki!) i "zagranicy" (też szkopom nieco kita nieco ostatnio zwisła, ale spokojnie!), jeśli nie "swołocz"?! 

Lub jakimś innym, podobnie ruskim do szpiku kości słowem. Przecież tej komuszej "arystokracji" nawet ze Szczęsnym Potockim szkoda porównywać, bo im się w tych ich, odziedziczonych po handlarzach śledzi z Nalewek i nafaszerowanych GWybem łbach do reszty z dumy poprzewraca! Jednak między nami, potomkami folwarcznych chłopów (i być może Ottona III w niektórych przypadkach, a co najmniej takich, co figurują w dokumencie jako szlachta, fakt że w jakiejś Meklemburgii, już w roku 1170), "targowica" to b. dobre i adekwatne na tę swołocz określenie. Polski trudna język, a nasza historia i nasza (?) "opozycja", to już całkiem obłęd!

*

Miałem (ci ja) jeszcze przed chwilą w głowie parę innych niezłych i całkiem nowych bąmotów, ale się mi zapomniały. Cóż, Ludzkość chyba jakoś to przeżyje. Może kiedyś wrócą, może kiedyś zechcę je rzucić... Gdzie? Na stos, na stos, na stos! Gdzież by indziej, Napieska?

O cholera! Właśnie wymyśliłem nowego bąmota, co za forma! Specjalnie dla Sztura tym razem, czy jak mu tam... Idzie tak:

Może to i prawda, że potomkowie chłopów folwarcznych głosują na PiS i wyznają PiSowską ideologię - ci z bardziej herbowym rodowodem (nie żebym ja się uważał za arysto, bo wcale nie wszyscy moi przodkowie tacy byli, ale przodkowie tego Sztura słabo mi imponują) bywają nieco bardziej radykalni.

Tacy jak Sztur (czy jak mu tam) powinni się modlić, żeby to PiS, a nie tamci rządzili (na tyle na ile "rządzili" chwilowo, ale ponoć takie mamy czasy) w Polsce, bo w przeciwnym przypadku pieszczoty mogą się skończyć, a tacy jak ów Sztur mogliby się co najmniej zapoznać z uczciwą, ciężką pracą w "Biedronkach" tego świata... W końcu z hojności i filmowo-teatralnych pasji samych czytelników GWyba to oni się długo na swoim ulubionym poziomie konsumpcji nie utrzymają. Cóż, zemsta za folwarki to nic wobec tlącej się w sercach szlachty, niechby i szaraczkowej, niechby i z wyboru, żądzy zemsty za wszystko, co te ubeckie mendy Polsce - i nam, porządnym Polakom - od '39 czyniły i nadal próbują!

triarius

P.S. Nie żebym coś miał do św.p. pana Morawieckiego! Wierzę, że był porządniejszy od znacznej większości, naprawdę próbował, i że może nawet coś tam dla Polski uczynił. Zasługuje na państwowy pogrzeb i nieco pompy funebris, a jako ojciec obecnego Premiera jeszcze dodatkowo. Jednak gdzie tu jakaś miara, jakaś proporcja? Nie mówiąc już o trzeźwej, brutalnej z konieczności analizie celów, metod i rezultatów? Wyraźnie chcą nam powiedzieć, że "Morawiecki to taki Kościuszko na nasze czasy". Może i. Słodko nawet, tylko jak to, do q,,,wy nędzy, świadczy o tych "naszych czasach"?

Kobuszewski był wspaniały i mu się należały wszystkie te zaszczyty, niezbyt zresztą wielkie, ale dość niedawno czciliśmy jakiegoś "artystę", którego chyba tylko pan Prezydent i paru platfąsów mogło naprawdę szczerze opłakiwać, a ja nawet nie pamiętam, kto to był. Niedługo przedtem jakiś inny taki, wcześniej inny, równie wybitny i równie nasz... I kolejny... Nasz, ale nic nadzwyczajnego... PiSowska Polska, którą tak kocham, staje się powoli taką osiemnastowieczną husarią. Której skrzydła rosły i rosły, bo ona służyła tylko do dekorowania pogrzebów. 

Może kogoś to nawet i cieszy, ale mnie niespecjalnie. Rozumiem leminga, którego to razi. Lemingów trzeba przekonywać SUKCESAMI, SIŁĄ i SKUTECZNOŚCIĄ BEZ PRZESADNEGO ZADĘCIA - dęte i nudne obchody, nie mówiąc już o próbach przekonywania czy wprost skamleniu, leminga tylko śmieszą, budząc w nim dodatkowo sadystyczną agresję. Może to kogoś okrutnie razić, ale to po prostu biologia i tyle zdrowia, ile w ogóle jest w lemingu. Nigdy nikt tego nie zmieni, więc może nieco jednak by odpuścić?