środa, maja 31, 2006

ks. Isakowicz-Zaleski zakneblowany

Ksiądz Isakowicz-Zaleski został w ostatniej chwili i bardzo spektakularnie zakneblowany przez swoich przełożonych. Rozpętała się niezła medialna awanturka, w której przedstawiciele duchowieństwa, postępowego, bo innych na razie nie słyszałem, z wytrenowaną wprawą ględzą tak, by absolutnie nic nie powiedzieć.

Dla mnie osobiście sprawa wygląda gorzej, niż by się na pierwszy rzut oka wydawało. Pewne poszlaki pozwalają się domyślać, iż zgnilizna w wykonaniu pewnych Światłych i Postępowych duchownych zaszła tak daleko, i tak wysoko, że uczyniła już ogromne szkody całemu polskiemu Kościołowi. A jeśli polskiemu, to i Kościołowi w ogóle. O czym może pośrednio świadczyć choćby ostatnia, dość bezsensowna, wypowiedź Prezydenta, który zapewne wie o wiele więcej od większości Polaków.

Dlaczego konkretnie mam tak daleko idące podejrzenia? Pewne szczegóły całej sprawy są co najmniej dziwne, niewytłumaczalne nawet... jeśli nie ujrzy ich się w pewnym specjalnym kontekście.

Na dzisiejszej konferencji prasowej ks. Isakowicz-Zaleski miał nie uwzględniać żadnych nazwisk. Co do tego, iż by takiego zobowiązania dotrzymał, nie mogło przecież być żadnych wątpliwości, choćby wobec faktu, że podporządkował się przecież znacznie ostrzejszemu dyktatowi. Także nie może być wątpliwości co do tego, że takie ograniczenie zostało wydane - takie lub jeszcze ostrzejsze. I wiemy jak się w końcu stało.

Jeśli NAWET BEZ NAZWISK fakty, które miały zostać ujawnione, były aż tak wybuchowe... To bardzo możliwe, iż NAWET BEZ explicite podanych NAZWISK, z samych funkcji, z samego rodzaju informacji otrzymywanych przez SB od wielebnych agentów, dało by się dojść do tego, kim oni byli. To tylko przypuszczenie, ale z drugiej strony - jeśli sprawa jest aż tak poważna, a jest, skoro zdecydowano ukręcić się jej łeb za wszelką cenę, nie licząc się z fatalnym wrażeniem, jakie to robi - to zaraza musiała zajść bardzo wysoko, tak? A jeśli zaszła wysoko, no to ta przyjajmniej część faktów dotyczy ludzi bardzo znanych i łatwych do zlokalizowania, ponieważ wysokich stanowisk jest o wiele mniej, niż niskich. A zatem, tak czy tak, bardzo wysoko postawieni duchowni muszą być poważnie obciążeni.

Zresztą nawet sam fakt, że ksiądz Isakowicz-Zaleski został powstrzymany dosłownie w ostatniej chwili, w sposób, zdawałoby się, najmniej zręczny i budzący największe wzburzenie, też daje się interpretować zgodnie z moją tezą. Pomyślmy chwilę - jaki mógłby być powód, by księdzu Zaleskiemu nie zakazać ogłaszania swoich odkryć powiedzmy dwa tygodnie temu? Najlepiej oczywiście jeszcze przed tym, jak ogłosił datę ich ujawnienia, ale każda dosłownie data byłaby lepsza od tej, którą wybrano.

Może to paranoja, może to "spiskowa teoria historii", ale nie potrafię teraz znaleźć żadnego innego powodu, by niewątpliwie inteligentni i doświadczeni ludzie, robili coś tak niezręcznego. A w każdym razie powodu innego niż poniższy...

Fakty ujawnione w wyniku prowadzonych badań musiały być tak porażające - czyli zarówno bezsporne, paskudne, jak i dotyczące konkretnych, wysoko postawionych duchownych, że ksiądz Zaleski po prostu "musiał sam zrozumieć, że ujawnić ich nie powinien". (To nie był cytat, tylko mój prywatny domysł na temat tego, jak pewne osoby to widziały.)

Oczywiście pomagano mu licznymi ojcowskimi napomnieniami, sugestiami, choćby w mediach... I każdy w miarę myślący człowiek, a co dopiero zdyscyplinowany i poważnie traktujacy swych zwierzchników ksiądz, zrozumiałby, że "nie nada". Próbowano mu to uświadomić na tysiąc sposobów, rzucano aluzje, z pewnością stosowano też przeróżne kościelne kije i marchewki, o których nie możemy nawet mieć pojęcia. A on nic. Nie do uwierzenia, ale nie pojął, a w każdym razie się nie przejął, do samego końca. Nie było rady, w końcu krakowska kuria została zmuszona do gambitowej zagrywki.

Cena będzie wysoka, ale, o ile tylko uda się wmieść wszelkie ubecko-wielebne rewelacje pod dywan na nastepnych, powiedzmy, 50 lat, nie będzie tragedii. Prędzej czy później wszystko wróci do normy, a że Polska zacznie pod względem religijności bardziej przypominać Belgię, czy Szwecję - to przecież żadna tragedia, prawda? Oczywiście trzeba będzie jeszcze trochę (albo sporo) nasilić akcję przeciwko wstecznym katolikom słuchającym "Radia Maryja" i oglądającym "Telewizję Trwam", bo inaczej lud mógłby ulec wstecznemu i anty-europejskiemu, wrażeniu, że to tylko postępowa część kleru tapla się w moralnym i ideowym bagnie. Ale to da się przecież zrobić, są media, jest Platforma Obywatelska, są Żydzi, Niemcy, jest UniaEuropejska.pl. No pasaran!

Nie powiem nic na temat moich osobistych podejrzeń w stosunku do konkretnych osób, opartych wprawdzie tylko na powyższych dedukcjach i paru dodatkowych przesłankach (o których nie powiem, bo to by było konkretne wskazanie na pewne osoby), ale są one naprawdę przerażające. Nie byłoby nic dziwnego, jeśli Prezydent, a nawet Papież, bardzo by byli tą sprawą zaniepokojeni, i wciąż nie wiedzieli, co z nią zrobić.

I tak będzie, o ile "lud", który jest także bardzo istotną częścią kościoła (obok duchownych), nie zacznie domagać się prawdy i uczciwości.

A tak przy okazji, paskudnie mi się nie podoba "wybaczanie" ludziom hurtem, w dodatku takim, którzy nigdy się do winy nie przyznali, ani o wybaczenie nie poprosili. Nie mówiąc już o zadośćuczynieniu. I jest to coraz częstsze, mimo że, o ile wiem, całkowicie sprzeczne z nauką kościoła. A już szczególnie paskudne jest to, kiedy ofiarę się do czegoś takiego zmusza. Tak, jak wyraźnie zostało to zrobione w stosunku do księdza Isakowicza-Zaleskiego.

To były tylko moje prywatne rozważania. Byłoby bardzo zabawne, gdyby nasze prawicowe władze zaczęły się moimi poglądami "poważnie" interesować, zgodnie z teorią, że "to nie może być przypadek". Otóż smród jest, i to nie jest przypadek, po prostu był komunizm, była okupacja, było (i jest) III RP (inaczej II PRL), były zabory, były czasy saskie, było rozbicie dzielnicowe... A ludzie nie są aniołami. Nagromadziło się więc podłości i kłamstwa co niemiara. I to chyba obecna ekipa władzy powinna wiedzieć.

Ale to, kiedy tak wściekle nabrzmiały wrzód pęknie, nie zawsze zależy od czyjejś woli. Oczywiście WSI to paskudna sprawa, wierzę w tym PiS'owi, ale smród na lewicy, także i tej kościelnej, jest dobitnie cuchnącym faktem. Zaś wolność słowa nie została jeszcze chyba oficjalnie odwołana, nawet po wejściu do UE? Tego nigdy nie można być do końca pewnym, bowiem sama Unia prawnie wciąż nie istnieje, co nie przeszkadza jej stosować wobec naszego życia milionów drobiazgowych przepisaów pisanych w jakiejś dzisiejszej ekumenicznej lingua franca, któych nikt, komu nie płacą za to setek euro za godzinę, i kto nie jest specjalnie do tego szkolony przez lat naście, nie przeczyta, a co dopiero zrozumie.

Są oczywiście sprawy, na których temat wypowiadać się nie wolno, bo tak jest Słusznie i Postępowo, ale tutaj akurat nie chodziło mi o Lapończyków czy Pigmejów, a w każdym razie nie sugerowałem, że dostojnik X jest w istocie Pigmejem i nazywał się kiedyś M'Bumba-Kohn. Więc pod negowanie czegokolwiek trudn to jeszcze, w tym roku 2006, podciągnąć? (Mam nadzieję.)

Więc może na razie Służby zajęły by się jednak czymś innym? To taka drobna sugestia. A jeśli im brakuje pomysłów, to proszę pytać!

Sorry, ale nie dam moich miliardów!

Przyznam, że byłem całkiem pewien, że pies z kulawą nogą nie przeczyta tego blogu przez pierwszy rok jego istnienia. Może poza paroma znajomymi, których do tego zmuszę, ale co to za czytelnicy?

Jednak okazało się, że po jakimś tygodniu istnienia mam 5 linków do mnie z 3 różnych witryn, i że jestem na 20 miejscu na Technorati spośród blogów mających związek z Polską. (Z których dość duża część to blogi w innych językach prowadzone przez obcokrajowców, ciekawa sprawa, ale świadczy o tym, jak to u nas wciąż mało popularne.)

W sumie chodzi o to, że ktoś jednak czyta, a za niedługi czas będzie czytać sporo ludzi. No więc powiem co myślę...

Cały ten histeryczny wrzask na temat felietonu Stanisława Michalkiewicza o "zachodzących nas od tyłu judejczykach" jest oczywiście żałosny, obrzydliwy i jakże typowy. Ale tego można było oczekiwać. Gorzej, że z naszej strony barykady jakoś nikt, albo prawie nikt, niczego sensownego na ten temat nie powiedział.

A przecież sprawa jest bardzo poważna. Poważny, mniejsza już o to że znakomity, ale starczy, że poważny publicysta zarzuca Premierowi, iż obiecał jeszcze w tym roku "rozwiązać" sprawę zupełnie absurdalnych roszczeń, opiewających na sumę od 60 do być może 65 miliardów dolarów. Z podaniem daty i dokładnej wypowiedzi.

No i nikt, a już najmniej sam Premier, nie raczy dać na ten temat jakiejkolwiek odpowiedzi. Widziałem niedawno Premiera Marcinkiewicza w wywiadzie dla Telewizji Trwam, miałem nawet ochotę zadzwonić, choć nigdy tego nie robię, i spytać o tę sprawę, ale na pewno bym się i tak nie dodzwonił. (A może to była karygodna słabość z mojej strony?)

A więc, jeśli ktokolwiek to przeczyta, to niech wie, że tę sprawę uważam za niezwykle ważną i cały czas otwartą. I trudno mi sobie wyobrazić, że jakikolwiek dobrowolny czytelnik tego bloga mógłby ją uznać za błahą. Nie mam tu możliwości podać wszystkich szczegółów, ale TO BYŁY KONKRETY!

Gdyby Stanisław Michalkiewicz skłamał, to nie byłoby wrzasku o antysemityźmie, tylko prokuratura, procesy i tego rodzaju działania. Nic takiego nie było. To oczywiście samo w sobie dobrze, ale JAKA JEST PRAWDA?!

Co z naszymi miliardami? Czy mamy ich za dużo? A poza tym, ja akurat nie mam ochoty dawać Żydom z USA nie tylko miliardów, ani nawet złotówki, tylko dlatego, że Niemcy wymordowali polskich w końcu obywateli, a tamci poczuwają się do pokrewieństwa z ich majątkiem. Sorry, ale aż tak Światły i Postępowy nie jestem i być nie zamierzam.

PANIE PREMIERZE - JAK TO BYŁO Z TĄ PAŃSKĄ OBIETNICĄ? PODTRZYMUJE JĄ PAN? BRONI SIĘ PAN NIEPOCZYTALNOŚCIĄ? CZY ODPIERA PAN OFICJALNIE I PUBLICZNIE ZARZUT STANISŁAWA MICHALKIEWICZA JAKO OSZCZERSTWO I ZDRADĘ? KIEDY USŁYSZMY TĘ PAŃSKĄ ODPOWIEDŹ? I DLACZEGO TAK PÓŹNO?