Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agresja antyspołeczna. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą agresja antyspołeczna. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, października 27, 2014

Karły, harcownicy, psychopaci (mały przykład tygrysicznej analizy w działaniu)

Rozmawialiśmy sobie tu parokrotnie o różnych rodzajach agresji i co by z tego miało wynikać. Były przykłady wzięte z najróżniejszych stron, mające służyć po prostu wyjaśnieniu o co chodzi, były też przykłady zastosowania. Konkretnie: napadający nas psychopata - to raz; oraz Tusk jako nasz kochany przywódca - to dwa.

Powiedzieliśmy też sobie, choć nie jestem pewien, czy dość dobitnie i jednoznaczne, że w tego typu konfliktach - gdy jedna strona traktuje drugą niczym bryłę mięcha (agresja aspołeczna), druga zaś cały czas prowadzi z tamtą jakąś, mniej lub bardziej zrytualizowaną i obwarowaną zakazami, "grę o pozycję w stadzie" (agresja społeczna) - niemal zawsze skończy się totalnym zwycięstwem jednej strony i totalną porażką drugiej. Można sobie pozgadywać, która jest która, gdyby to nie było dla kogoś od początku oczywiste.

Wynika to częściowo, ale tylko częściowo, po prostu z tego faktu, że psychopata z reguły nie będzie atakował nie mając praktycznie pewności sukcesu. Są i inne przyczyny, bardziej nawet interesujące, takie jak to, że ktoś stosujący agresję aspołeczną jest po prostu, niemal zawsze, znacznie skuteczniejszy od kogoś, kto dany konflikt traktuje w sumie jako stroszenie piórek i rywalizację w stylu "moje większe niż twoje". Nie ma innej możliwości - koncentrując się na wyniku i ignorując wszelkie ew. głosy sumienia czy zahamowania przed stosowaniem agresji, musi być skuteczniejszy!

Jest tu także istotny aspekt psychologiczny, ponieważ agresja aspołeczna po prostu często paraliżuje psychikę ofiary. O ile ta ofiara rzeczywiście jest "ofiarą" i sama swojej agresji na aż tak wysoki poziom - poziom agresji aspołecznej godnej psychopaty, zawodowego mordercy itp. - nie wzniosła.

Natomiast ktoś, kto wobec agresji aspołecznej nie umie zareagować inaczej, niż agresją społeczną - czyli, powtórzmy, w sumie czymś, co idealnie pasuje do przepychanek "o pozycję w stadzie", awantur o miejsce na parkingu, bijatyk o względy Maryni pod remizą itd. - ale nijak to walki na śmierć i życie, w której dla jednej strony liczy się tylko unicestwienie drugiej.

Tutaj mamy różne ciekawe sprawy, o których warto by było kiedyś szerzej napisać, jak: wszystkie te czarne mundury z trupimi czaszkami... (I nie myślę teraz o SS, tylko o różnych tam ułanach Schwartzenberga, w których zresztą mój pradziad służył przez całą Wielką Wojnę i doszedł do rangi podpułkownika. A potem klęska Austrii go totalnie zrujnowała, bo, jako oficer, miał pono obowiązek trzymać cały majątek w państwowych papierach... Itd.) Zresztą tego było masę. Nasi lisowczycy też mieli tego typu sławę, choć chyba mundurów, czarnych czy innych, jeszcze nie nosili.)

Tego typu sztafaż ma pokazać wrogowi, swoim zresztą też, bo to się odbija jakby w ustawionych naprzeciw siebie lustrach: "My nie bierzemy jeńców i nie oczekujemy żadnej litości dla siebie. To nie są żadne plemienne bitwy w formie rzucania zaostrzonymi patykami na oczach zachwyconych kobiet i dzieci, tylko rzeźnia. Albo my albo wy, więc drżyjcie!")

Oczywiście nie jest to pozbawione kosztów, bo jak ktoś zapracował sobie na tego typu sławę, to naprawdę trudno mu potem oczekiwać litości, gdyby wpadł w ręce wroga, ale widać w większości przypadków rezultat jest zbliżony do oczekiwań, skoro tyle tego było w militarnej historii świata.

Zawsze mi się, kiedy o tym myślę, przypomina taki, niemiecki chyba, rycerz, który jako jedyny został po jednej przesławnej bitwie utrupiony, gdy dostał się do niewoli, a to dlatego, że przed bitwą wykrzykiwał, żeby nie brać jeńców, tylko wszystkich pozabijać. I oczywiście błędnie obstawił wynik. (Chodzi tu o bitwę pod Bouvines w 1214 roku.)

Tak że, kiedy atakuje was psychopata, raczej należy tę sytuację na czas rozpoznać i nie traktować tego jako okazji do polemiki, choćby i ostrej, czy nawet jako okazji do sparringu w ulubionej sztuce walki. To nie ta sytuacja, i im szybciej sobie to uświadomimy, tym lepiej dla nas. Oczywiście problemem jest tu także i to, że psychopata potrafi się z reguły świetnie maskować, czym utrudnia nam (nie mówiąc już o przywódcach dzisiejszego Zachodu) sytuacji tej rozpoznanie.

Podobnie z Tuskiem. On traktuje Polskę i Polaków jako bryłę mięcha, a my próbujemy go przekonać lub porazić dowcipami w stylu "najweselszy baraczek". Radości co niemiara, fakt, ale dziwić się potem, że skutek jest żaden, to moim zdaniem skrajna naiwności i brak znajomości podstaw Tygrysizmu. Polacy, niestety, mają tego typu skłonności chyba w genach, bo takie sytuacje powtarzają się u nas co chwilę. Monstrualne oszustwo "Solidarności" (!) i wynikająca z tego klęska, za którą tak boleśnie płacimy (!), wynikły, w mojej opinii, także w znacznej mierze z tego właśnie.

O tych czarnych mundurach chciałem napisać już dość dawno, ale w sumie do napisania tego tekstu skłoniły mnie razgawory na temat Ukrainy w rodzimej sieci, a konkretnie o banderowcach i jak to pięknie zachowali się nasi młodzi zdolni "prawicowcy", a także kibole, dając tym banderowcom odpór w postaci pyskowania im i machania flagą, że "Lwów jest polski".

(Mój dziadek, nawiasem, był orlęciem lwowskim, a brata babci zamordowali, rannego i pozostawionego przez jego oddział w ukraińskiej wiosce w '39, Ukraińcy w potworny, sadystyczny sposób. Więc to nie jest tak, że ja ich po prostu kocham, albo że całkiem nic nie czuję do Lwowa, o którym mi tu matka czasem ckliwe kawałki opowiada.)

Jednak, kiedy ja słyszę o tych "bohaterskich" działaniach, to mi się z ócz sypią ślozy wielkie jak arbuzy, a kiedy czytam na ten temat duszeszczypacielne gadki, to jeszcze większe. No bo, po pierwsze - akurat teraz? Kiedy ludzie tam walczą, co by o tym nie gadać, z agresją Putinów tego świata? I w ogóle walczą, w odróżnieniu od naszych "bohaterów". Po drugie zaś - ludzi przyzwyczajonych do narażania życia i odbierania życia innym raczej nie ma sensu prowokować infantylnymi zaczepkami. Można mieć rację, zgoda, ale...

No właśnie, wracamy do kwestii rodzajów agresji. Ich agresja jest, albo w każdym razie szybko może się przerodzić, w ASPOŁECZNĄ. Czyli w traktowanie nas jak bryły mięcha. Nasza zaś to wciąż przekomarzanki, kibolskie utarczki, pyskowanie sobie wte i wewte z trollami w sieci... W sumie całkiem nieadekwatne i raczej kompromitujące.

W dodatku, jeśli to nie wzbudza w przeciwniku, a może wzbudzać, odruchu linczu, o którym sobie tu też nieraz rozmawialiśmy, to w każdym razie na pewno nie sprawia nań wrażenia, że oto przeciwnik naprawdę niebezpieczny, z którym lepiej nie zaczynać. Choćby dlatego nie niebezpieczny, że nie potrafi właściwie rozpoznać sytuacji, która jest już poważna i "na noże". OK, powie ktoś, ale przecież z obu stron chodziło o kiboli, więc z obu stron były to kibolskie utarczki, czyli agresja społeczna. Tylko. Żadna tam walka na śmierć i życie.

Ja to nie tak widzę. Stwarzamy sobie oto niniejszym pojęcie Harcowników, które, mam nadzieję, sprawę tę nam wyjaśni. Tę, a także, przy okazji, sporo innych, równie istotnych. Kłóciłem się ostatnio na przykład o to z jednym bardzo inteligentnym gościem, który - zanim postanowił zaciągnąć się pod sztandar polskich hydraulików i operatorów zmywaka, by nasz kraj rozsławiać aż po krańce globu, jeśli nie dalej - często delektował nas tutaj swymi błyskotliwymi komęty.

Zresztą próbowałem nawet o tym napisać tutaj długawy tekst, tylko chyba nie udało mi się mimo wszystko wyjaśnić o co chodzi. Chodzi o to, że to co robią różni tam indywidualni islamscy... Jak ich tam nazwać, na Zachodzie, to może sobie i być "terroryzm" - zgodzę się, że tę konkretną metodę działania można tak nazwać i będzie OK.

Tylko że ja tu widzę różnicę pomiędzy sytuacją, gdy np. jakaś partia ma taką metodę walki i nic więcej, i sytuacją, gdy jest niemal cały Bliski Wschód wrogi Zachodowi jak cholera, miliony sfrustrowanych na amen potencjalnych bojowników już czeka na okazję... Itd, itd. Jeśli, mimo dronów, nalotów i udziału Turcji, sam Obama mówi, że to zajmie lata - a przecież za parę lat, jeśli tyle ma potrwać, nastawienie tych tam muzułmanów na Zachodzie też się jak cholera zmieni, i w ogóle będzie burdel, o jakim nam się nie śniło - no więc to jest po prostu WOJNA i tyle.

(Ktoś się może dziwi, że ja tak od Ukrainy po islam, ale to ma swoją ciągłość, spokojnie!) To jest wojna, a tacy różni, mało w sumie groźni, choć nieprzyjemni, to są zgodnie z naszą terminologią HARCOWNICY. Harcowników znamy, choćby z Sienkiewicza, prawda? Jednak podejrzewam, że ich funkcja była nieco inna, niż po prostu sobie tam powalczyć dla przyjemności, żeby wojsko się cieszyło. Bo albo się cieszyło, albo wprost przeciwnie przecież - wróg też miał harcowników i wcale nie musieli być z założenia gorsi.

Harcownicy mieli za zadanie, jak sądzę, utrudnić ustawienie szyków, wprowadzić (jak Bóg da) zamieszanie, sprowokować część wojsk wroga do pościgu... Na co odpowiedzią byli harcownicy drugiej strony, w wyniku czego powstał impasse i stało się to już niemal czystą rozrywką dla odważnych facetów. Coś jak czołg, na którego najlepszą odpowiedzią jest drugi czołg, albo pancernik z drugim pancernikiem do kompletu. Też w sumie się niwelowały, w dużym stopniu, choć przecież z początku rola czołgów i pancerników była trochę inna.

U Sienkiewicza tego nie było, bo ci wojownicy (choćby i lekka jazda wołoska) to byli poważni ludzie i wiedzieli, że tylko agresja aspołeczna znajduje miejsce na polu walki. (Agresja prospołeczna sprawdza się kiedy kobieta z dzieckiem przy piersi wali z dachu dachówką jakiegoś Sullę czy Pyrrusa, ale to tylko na bardzo krótko. Choć podnoszenie samochodów przez małe kobietki to właśnie to. Mimo, że agresja wobec samochodu i grawitacji to trochę specjalna sytuacja.)

W szerokim sensie jednak zadaniem harcowników może być także sprowokowanie przeciwnika, żeby traktował całą sprawę jako obustronną agresję społeczną, podczas gdy samemu uprawia się agresję aspołeczną - czyli, powtórzmy, traktowanie przeciwnika jako bryły mięcha. Jest to, jak sądzę, niebylejakie odkrycie!

Cała masa różnych, mniej lub bardziej dziwnych, tekstów i wypowiedzi różnych "naszych" da się tutaj przepięknie wprost wpisać. A także różne inne rozliczne działania, które jednych całkiem nie dziwią, choć powinny, a innych, jak Tygrysistów, też nie, bo oni już nie mają wielu złudzeń co do wielu "naszych". No dobra, a co to w ogóle konkretnie jest ten harcownik? Definicja? Może jakoś tak...
Harcownik jest to ktoś lub coś, stanowiące część znacznie większej siły, mający/mające za zadanie zdezorganizować przeciwnika, wpłynąć (korzystnie dla jedny, niekorzystnie dla drugich, oczywiście) na jego psychikę, lub UTRZYMAĆ GO W PRZEKONANIU, ŻE JEST TO KONFLIKT SPOŁECZNY (oparty na społecznej agresji), kiedy strona konfliktu do której harcownik należy traktuje to jako agresję ASPOŁECZNĄ.
Nie jest to doszlifowane stylistycznie, ale chyba da się zrozumieć. Można by rzec, iż pytanie o godzinę w wykonaniu psychopaty, który ma zamiar nas za chwilę ogłuszyć i wyrwać złote zęby, też jest swego rodzaju "wirtualnym" harcownikiem, czy raczej harcownictwem. (Ludzie - toż to MEMY!) To nam jednak nie ma powodu przeszkadzać.

W aktualnych politycznych wydarzeniach takimi harcownikami byliby zarówno ci tam indywidualni i spontaniczni "terroryści" (w cudzysłowie nie żebym się upierał, że to nie to, tylko sądzę, co się staram właśnie udowodnić, że to o wiele bardziej skomplikowane), jak i różni tam ukraińscy kibole, wymachujący w Przemyślu flagami, że to niby ich miasto.

Nasi traktują to jako zwykłe w sumie kibolskie utarczki - które mogą być nawet całkiem ostre, ale w sumie bitwy na zaostrzone patyki z przerwami na posiłki za obopólną zgodą - a przecież druga strona ma kawałek dalej główny trzon armii, z ludźmi oswojonymi już z realną wojną w stopniu, o jakim naszym kibolom w tej chwili nawet nie może się śnić.

Jest to więc z ich strony ewidentne HARCOWNICTWO, które o tyle jest dla nas niebezpieczne, że utrzymuje nas w paradygmacie agresji obustronnie społecznej - a więc obwarowanej całą masą, biologicznie uwarunkowanych w naszym gatunku, a także mozolnie wyuczonych, zahamowań i z góry powziętych założeń ("ideés préconçues" dla red. Stasińskiego).

No dobra, spyta ktoś, a co należałoby robić na to ich machanie flagami? Nic? Jeśli, mimo że na powierzchni mamy tylko zwykłą kibolską agresję społeczną, to kawałeczek dalej stoi Putin i realna zbrojna siła Ukraińców, no to po pierwsze, moim zdaniem Putin jest jednak groźniejszy, bo ma więcej agentury i bardziej się z nim Zachód liczy, choćby to, więc bez sensu i ważnego powodu szukać teraz z Ukraińcami zwady nie należy.

Po drugie - jesteśmy w stanie odpowiedzieć na ew. agresję aspołeczną, czyli prawdziwą, nieudawaną, nie rytualną, nie potrząsanie szabelką, podkręcanie wąsa, tylko nowe wydłubywanie oczu, topienie w gnojówce, rżnięcie piłą, albo "choćby" strzelanie, czy nawet "tylko" zrywanie polskich napisów? Tak czy nie?

Jeśli tak, to należy "stać z bronią przy nodze" i ew. dodatkowo pokazać tym ichnim kibolom, oraz ew. banderowcom, że ew. agresja źle się dla nich skończy. (Czyli jednak coś "pokazać"? A tak, w tym przypadku to jest OK!) A jeśli NIE jesteśmy na to przygotowani i źle się ona dla nich NIE skończy, no to należy bardzo szybko się postarać, by to się zmieniło. Infantylne przekrzykiwanie się z facetami, którzy może też są infantylni, ale za nimi stoją ludzie naprawdę dla nas groźni, a jeszcze kawałek dalej (nie licząc agentury, która jest bliżej) Putin, to moim zdaniem skrajna głupota.

A w ogóle to mniej pyskowania, stroszenia piórek, odgrażania się bez żadnego przełożenia na rzeczywistość - w tym wymyślania Putinom tego świata od "karłów". Bo nic sensownego nam z tego nie przyjdzie, a takie wymyślania to całkiem nie jest to samo co czarne mundury i obrażanie wroga przed szturmem na mury, tylko właśnie żałosne próby sprowadzania realnego i niebezpiecznego jak skurwysyn konfliktu do rangi byle pyskówki czy innej przepychanki.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo i uważać na ogony!

sobota, września 13, 2014

Jeszcze o rodzajach agresji

Coś mi ostatnio chodzą po głowie wydarzenia związane z panowaniem w Anglii  nieszczęsnego Ryszarda II (1367-1400). Nie wiem, czy to jakiś paralelizm historyczny niespengleryczny, czy tak sobie bez powodu. Na przykład tych pięciu rycerzy, wchodzących trzymając się pod ręce do sali, gdzie Ryszard przebywał, ławą, by przedstawić królowi swe żądania. (Te drzwi musiały być naprawdę szerokie.) Skutkiem czego kilku faworytów i doradców straciło głowy. I nie tylko to.

Albo chłopski bunt Wata Tylera, kiedy Ryszard miał czternaście lat. (A zachował się, z tego co mówią, bardzo odważnie i sensownie. I albo potem mu się ostro pogorszyło, albo ktoś nas okłamuje.) Szczególnie zaś jego upadek. Tylera znaczy i buntu - upadek samego Ryszarda mial miejsce sporo później. Szczególnie to w tej chwili mnie pasjonuje, bo tam wyraźnie widać różnice w podejściu u różnych aktorów, które w dużej mierze można sprowadzić do różnic w agresji. Chodzi o agresję ASPOŁECZNĄ, SPOŁECZNĄ, ANTYSPOŁECZNĄ i PROSPOŁECZNĄ. O których już kiedyś rozmawialiśmy, np. w związku z Tusiem i jego nieudolnym zwalczaniem przez naszą opozycję.

I tak mi właśnie chodzi po glowie, że te sprawy musza odgrywać ogromną rolę we wszystkich rewolucjach, powstaniach i chłopskich buntach. Może dałoby się na tym zbudować nowe, rewolucyjne (!) metody analizy takich wydarzeń, na razie przyszła mi do glowy taka oto hipoteza, że być może fakt, iż te rewolucje, które zwyciężyły, mają na sumieniu władców ("wielka" francuska, "chwalebna" angielska, bolszewicka rosyjska itp.), te zaś, które upadły, jak i np. bunty chłopskie, nie mają, da się właśnie tymi czynnikami wytłumaczyć. Rodzajami agresji znaczy, które, w taki czy inny sposób, u niektórych aktorów nie przystają do sytuacji.

Trzeba by jeszcze nad tym sporo pomyśleć, ale na razie, w ramach wstępnej gry i przygotowania ew. gruntu, przedstawimy sobie - ponownie, ale w inny sposób - te rodzaje agresji, które sobie rozróżniliśmy. Przyszedl mi bowiem na myśl taki na to, zabawny jak mi się wydaje, a jednocześnie dydaktycznie, mam nadzieję, skuteczny, sposób.

Proszę jednak pamiętać, że tu NIE chodzi o SKALĘ agresji - o to, czy się kogoś chce zabić, czy też dać mu klapsa, albo odebrać słodki pierniczek! Nie chodzi też skuteczność takich działań - a jedynie o INTENCJĘ. No więc mamy tak...


agresja SPOŁECZNA
  • "kim ty myślisz, że jesteś, bucu?"
  • "myślisz że jesteś lepszy ode mnie?" 
  • "to ci się nie należy!" 
  • "to nie jest sprawiedliwe!"
Czyli w sumie przepychanki o pozycję w stadzie. Obowiązują pewne hamulce, konwencje, przeciwnik jest jednak w sumie "nasz".


agresja ASPOŁECZNA
  • "to coś/ten ktoś ma fajne futro/mięso/złote zęby/kraj i ja mu to zabiorę/zabiję i zjem/obedrę/wykorzystam" 
  • "robactwo trza tępić!"
Przeciwnik/ofiara nie jest "nasz", nie jest z "naszego stada", i w ogóle traktujemy go w sumie użytkowo. A w każdym razie bezosobowo. Dostrzegam tutaj jednak pewne nachodzenie się na siebie z agresją PROSPOŁECZNĄ. To tutaj to jest jednak bardziej postawa doświadczonego żołnierza czy nawet najemnika, w przeciwieństwie do rozedrganej patriotyzmem postawy młodzieńca z butelką na czołgi - co by było agresją PROSPOŁECZNĄ par excellence.

Niektórzy (jak np. chyba Konrad Lorenz, o ile pamiętam) w ogóle głoszą, że ten rodzaj agresji to nie jest żadna agresja - w każdym razie w przypadku zwierząt i ich polowania, albo i polowania ludzi, jeśli to z konieczności. Mnie się jednak wydaje, że to już nieco przesada, i że to jest agresja - po prostu specjalny rodzaj. Tym bardziej, jeśli, tak jak ja, przyjmiemy, że rasowy psychopata robi dokładnie to samo wobec ludzi, co nasz przodek wobec mamutów! I tak samo mu psychika przy tym funkcjonuje.

Bo ja też tutaj właśnie widzę (jak i Tim Larkin od TFT, zresztą) rasowego psychopatę. Który w swojej ofierze widzi BRYŁĘ MIĘCHA. I podchodzi do tego bardzo trzeźwo i praktycznie, choć jakąś tam przyjemność z tego też może odczuwać, bo mamy polowanie w genach, a to w końcu jest swego rodzaju polowanie.

Autentyczny sadysta czy desperat-szaleniec to jednak coś całkiem innego, i to będzie najczęściej agresja ANTYSPOŁECZNA, choć dostrzegam i inne możliwości, jako że ludzka dusza ma swoje głębie i zakamarki.


agresja ANTYSPOŁECZNA
  • "to jest dobre/sprawiedliwe/słuszne i DLATEGO ja to zniszczę/opluję" 
  • "to niby jest 'nasze', ale ja mam w dupie taką 'naszość' - ja tu jestem nikim i to mi nie pasuje!"
  • "bezinteresowne" samookaleczenie lub nawet takież samobójstwo (bo "ja sam" to też "własne stado"!)
  • "bezinteresowne" przedstawianie się w złym świetle, mówienie o sobie źle itd. (j.w.)
  • "dobro jest jakieś takie bez smaku i po prostu nudne - niech żyje zło!"

Bezinteresowny wandalizm, niektóre formy rozszerzonego samobójstwa (a nawet i nierozszerzonego, choć rzadko), bezinteresowna zdrada w stylu Maleszka, satanizm (przynajmniej w niektórych postaciach i aspektach).


agresja PROSPOŁECZNA 

(Której skądinąd klasyfikacja stosowana w TNT nie uwzględnia, choć o takim rodzaju agresji czasem się tu i ówdzie słyszy, a ja sądzę, że czasem to rozróżnienie jest istotne, bo to nie całkiem to samo co agresja ASPOŁECZNA, a tym mniej SPOŁECZNA.)
  • "ty skurwielu - chcesz skrzywdzić mojego brata?!" 
  • "nie będzie NAM taki jakiś tutaj..." 
  • "są może w narodzie rachunki krzywd - niech będzie, ale i tak..."
  • "nie będzie nam tu żaden huligan niszczył windy, bo jak takiego dorwę..."
  • "patrz jak ona się ubrała - istne dziwadło!"

Butelki z benzyną na Tygrysy czy inne T-34, ściąganie zardzewiałej szabli ze ściany, żeby bronić Ojczyzny - to jest właśnie to. Albo obrona windy przed wandalami.

* * *

W każdym razie opozycja między agresją SPOŁECZNĄ i jakąkolwiek inną jest wyraźna i, jak sądzę, niesamowicie ważna w polityce i tego typu sprawach!

To powinno w sumie wyjaśnić o co chodzi. Przemyśleć, pojąć i stosować! Jakby coś jeszcze było nie do zrozumienia, proszę pytać.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

czwartek, sierpnia 08, 2013

O nicnierobiącej ekipie Tuska i psychopatycznym polowaniu na mamuty (część 1)

Wiele głupot mówi się na naszej "patriotycznej prawicy", ale mnie wyjątkowo wprost wnerwiają teksty o "nieudolnej i leniwej ekipie Tuska". Czemu? A dlatego, że świadczą albo o kompletnie bezmyślnym powtarzaniu zasłyszanych frazesów, albo też o absolutnym niezrozumieniu przez mówiącego całej tej naszej (jakże paskudnej) sytuacji.

Ale może zacznijmy od początku. Albo może jednak nie od samego początku, by wyszedł by nam filozoficzny wstęp rozmiarów Magnum Opus Spenglera w nieocenzurowanej liberalnie wersji. Więc raczej tak gdzieś od środka, albo i poniżej.

Jakie są rodzaje agresji? Powie ktoś (i powie słusznie), że mamy agresję czynną i bierną, ładną i brzydką, słuszną i wręcz odwrotnie. Choć są i tacy (że tu zrymuję) rodacy, dla których wszelka agresja jest szpetna, a ładne jest tylko nadstawianie drugiego policzka.

W każdym razie agresja w wykonaniu Polaków jest be, a agresja obcych wobec Polaków taka aż straszna nie jest, bowiem ma jedną ogromną zaletę - daje Polakom szansę do nastawiania drugiego policzka (i nie tylko policzka), przez co przeanielają się JESZCZE BARDZIEJ i w ogóle są super, a JP2, siedząc sobie na chmurce, cieszy się tym widokiem! No ale to już jest (moim chamskim i wulgarnym, oczywiście, zdaniem) zupełna psychopatologia, i tym się nie będę szerzej zajmował.

Wracając do tych mniej patologicznych poglądów, to oczywiście: bierna agresja, czyli np. żona leżąca jak kłoda pod sapiącym małżonkiem, żeby mu za coś odpłacić... I czynna agresja, czyli po pysku, albo słowem gładkiem... Czy raczej wulgarnym i po mamusi. (Bo przecież nie o pedałach! Te czasy odeszły wraz z... Wiadomo!)

Brzydka i ładna, słuszna i nie - tośmy sobie, mimochodem, pokrótce też wyjaśnili. Mnie jednak nie o to chodziło. "A o co?" - spyta ktoś. No to ja mu odpowiem, że agresja dzieli się na: Społeczną, Aspołeczną i Antyspołeczną. To nie ja to wymyśliłem, nawet nie jakiś Fromm ze Szkoły Frankfurckiej...

(Tu bym splunął z obrzyczeniem, gdyby to nie było anty. Co jest bardzo, ale to bardzo, be! Bycie anty znaczy.) Może sobie kiedyś wyjaśnili kto tak to podzielił, co jeszcze on sobą reprezentuje, i co z tego wynika, ale na razie jednak nie chcemy się oddalać zbytnio od... O Jezu! Muszę to znowu wymówić... Tuska. I jego wesołej gromadki.

No dobra, mój słodki Czytelniku, skoro jeszcze tu jesteś, to pewnie czujesz gotowość dowiedzenia się co to za rodzaje agresji te Społeczne agresje z przedrostkami i bez. (Zgadłem?) Tak więc, Agresja Społeczna (bez przedrostka) to wszelka agresja (nie dało się tego powtórzenia bez akrobacji słownych uniknąć), która polega na walce o szeroko pojętą "Pozycję w Stadzie". Tutaj "samce alfa", które ostatnio nawet totalna lewizna kocha wrzucać do konwersacji. I takie tam sprawy.

Człek to, jakby nie było, istota społeczna, która przez ogromną część historii swego gatunku żyła w takich czy innych stadach. Czy to były plemiona, czy mniejsze grupy, czy załogi okrętu wikingów, czy jakieś getta w małych średniowiecznych miasteczkach, czy słynne (już nie dzisiaj) dziesięciotysięczne "wędrujące polis" Ksenofon(t)a*. I zawsze kiedy dwóch facetów okłada się po pyskach, albo chociaż postponuje mamusie, w rywalizacji o miejsce na parkingu - to jest właśnie to!

Przykładów na Agresję Społeczną można wszędzie znaleźć masę. Wystarczy zresztą chwilę pomyśleć, przypomnieć sobie jakikolwiek film, czy wydarzenie z własnego życia. Niemal na pewno będzie tam jakaś forma Społecznej Agresji. Dla nas problem leży nie tyle w tym, że ona tam jest, tylko w tym, że wielu ludzi, TAKŻE NA PRAWICY, JEŚLI NIE PRZEDE WSZYSTKIM, całkiem nie rozumie, że Agresja Społeczna nie jest jedynym możliwym, i jedynym występującym w przyrodzie, rodzajem agresji.

I wynika z tego niezrozumienia wiele smutnych rzeczy. Z których niejedna wiąże się z naszym (mało atrakcyjnym, żeby to łagodnie określić) tematem. I nie mówię o mamucie, tylko o tym ryszawym pokurczu, którego wszyscy tak kochamy.

Agresja Antyspołeczna (żeby teraz ją wziąć na warsztat) to będzie np. gość, który już ma całkiem dość (liberalnego raju), więc strzela na oślep do wszystkiego co się rusza. Z zamiarem wykończenia potem siebie, albo i nie. Zresztą tego typu zamiary wobec siebie także często można by widzieć jako przejaw Agresji Antyspołecznej właśnie. W końcu "ja" to część jakiegoś społeczeństwa, itd.

To jednak nie jest jedyny sposób na przejawienie Agresji Antyspołecznej. Nie chciałbym, z wielu powodów, robić tu psychoanalizy różnym Urbanom czy Maleszkom, ale całkiem prawdopodobne, że w ich obrzydliwym postępowaniu (i takimż charakterze) dominuje właśnie ten rodzaj agresji. Choć nie jest to takie znowu pewne, bowiem Agresja Antyspołeczna to agresja skierowana przeciw "swoim", a wcale nie jest powiedziane, że ofiary tych obskurnych indywiduów są dla nich "swoimi".

Co nas, z kolei, zbliża do trzeciego, i najbardziej dla nas tutaj interesującego, rodzaju agresji - Agresji Aspołecznej. Przedrostek "A" oznacza tutaj "brak związku z".

Ale jeszcze dorzućmy coś do tematu Agresji Antyspołecznej, mówiąc, że ten rodzaj agresji przejawiałby każdy bezinteresowny zdrajca. Czyli taki zdrajca, który czuje się częścią tej grupy, którą zdradza, i którego cieszy fakt, że tej właśnie grupie szkodzi. (O co akurat podejrzewam Maleszkę.) Tutaj fascynacja złem, diabolizm i te rzeczy.

OK, teraz Agresja Aspołeczna. Jest to taka, w której aspekt społeczny nie odgrywa roli. W tym sensie, że przejawiający (czy tam choćby odczuwający) ten rodzaj agresji po prostu NIE CZUJE SIĘ członkiem "tego samego stada", co jej, faktyczna czy zamierzona, ofiara. W każdym razie nie czuje się w danym momencie, kiedy tę agresję przejawia, czy tam ją odczuwa.

Jak to w ogóle możliwe i o co tutaj miałoby chodzić? Oczywiście - można się spierać, czy kiedy pasterz podrzyna owcy gardło, to jest to "agresja", czy też coś całkiem innego. Trochę to dla mnie byłoby śmieszne, gdyby ktoś tam potrafił całkiem agresji nie dostrzec, ale zgoda, że ten podrzynający wcale nie musi odczuwać przy tym nienawiści do swej (nie bójmy się tego słowa!) ofiary. Ani w ogóle żadnych "agresywnych uczuć". Co, zdaniem wielu, przesądza o braku agresji w tej sytuacji.

Jest tu jednak, jak sądzę, spore pomieszanie pojęć, tak niestety częste na naszej "patriotycznej prawicy". Agresja to miałyby być jednocześnie czyny, i uczucia. Kiedy ktoś kopnie staruszkę w kostkę, zamiast ją przeprowadzić przez ulicę, każdy powie, że to agresja. Nie domagając się (o ile nie jest postmodernistycznym literatem, oczywiście), żeby mu najpierw - zanim zdoła ocenić, czy to agresja - dokładnie opisano stan uczuciowy i umysłowy kopiącego. Prawda?

Kiedy nas w końcu najadą przyjaciele zza Odry, dla jednych będzie to wymarzona bratnia pomoc, dla drugich jednak agresja - niezależnie od tego, co się tam w duszy każdego z owych szkopów dzieje. Prawda? Nie ma więc sensu mówić, że agresja bez "agresywnych uczuć" to nie agresja. Czyny w końcu też się, nawet i w sądach, jeśli wyższe okoliczności nie wchodzą w grę, liczą. A nawet jakby przede wszystkim.

Tym bardziej, że czymże się owa agresja/nie-agresja wobec owcy różni od:

1. agresji naszych przodkow (wcale nie tak odległych) wobec mamuta, niedźwiedzia (ładnie opisane w "Panu Tadeuszu", "Krzyżakach"), wilczycy z wilczętami, itd.?

2. agresji PSYCHOPATY, który, z takiego czy innego powodu, morduje swą ofiarę - nie rywalizując z nią ani o miejsce na parkingu, ani o tytuł Mistrza Takiej-Czy-Innej-Organizacji w Wadze Półśredniej - tylko po prostu... traktując ją, tę ofiarę, jak bryłę mięcha, którą należy odpowiednio spreparować?

W obu tych punktach agresor - aspołeczny - może odczuwać, i często z pewnością odczuwa, lube podniecenie, ale całkiem niekoniecznie, o ile w ogóle, "agresję" taką, jakiej się spodziewamy przy szarpaninie o miejsce na parkingu... I jaką, w naszym (w dużej mierze odgórnie generowanym!) intelektualnym pomieszaniu, zwykliśmy uznawać "po prostu za agresję".

c.d.n. (albo i nie, Deo et Triario volente)

triarius

* Piszę tak, bo mnie wkurza, że w oryginale jest Ksenofon, a u nas dodaje się to niepotrzebne "t". To tak, jak robienie z Alkibiadesa "Alcybiadesa". Tylko gorsze. Pewnie jestem pedant i/lub snob, ale nie lubię.