Pokazywanie postów oznaczonych etykietą niejaka Szczuka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą niejaka Szczuka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, marca 27, 2018

Jesień średniowiecza (nareszcie!)

Marat to, czy może Szczuka?
Wszystkim, którzy przez te lata martwili się i/lub mieli jakieś podejrzenia w związku z brakiem tego akurat tytułu dla któregoś wreszcie z moich, nazwijmy to tak, "tekstów", wyjaśniam, że ja książkę Huyzingi czytałem i powyższe pojęcie z niczym takim, jak prostemu ludowi, mi się nie kojarzy. (To było... Co to było, Mądrasiński? No właśnie, brawo!)

* * *

Ja człowiek prosty i Nasi Ukochani Przywódcy z pewnością wiedzą całą masę rzeczy, o których nie mam pojęcia, pewną ręką prowadząc nas do Rajskiej (Choć Świeckiej) Przyszłości... Wierzę w to głęboko. Mimo to, przynaję ze wstydem, odczuwam ostatnio pewien niepokój o losy świata, którego nie potrafię inaczej określić, niż słowem "zajęczy", a ta zajęczość mojego niepokoju niepokoi mnie już naprawdę poważnie, rodząc we mnie niepokój trochę większy...

To zaś z kolei... I tak, skutkiem indukcji (czy może rekursji?) chwilami, w porywach, odczuwam niepokój, który trzeba określić jako "wielorybi", a wieloryb to duże stworzenie i w dodatku jest pod ochroną. Powody? Jest ich trochę. No bo po pierwsze parę dni temu w "naszej" telewizji usłyszałem (i to z wizją!) przemówienie Szczuki, w której obiecywała nam tytułową "jesień średniowiecza", jeśli nie damy się jej do woli skrobać. Konkretnie obiecywała "przyjść do was, do tych waszych pałaców" (!) i zrobić.

Albo też książki nie czytała, albo aż tak bardzo chciała się zbratać z ludem i powieść go na barykady, że udała, iż nie wie o czym to. I faktycznie przypominała mi wtedy mocno samego Marata (którego możecie sobie podziwiać na załączonym obrazku) - też był szpetny i miał podły lewacki charakter wymalowany na obliczu. Trybun, psia mać, ludowy. Szczuka znaczy, bo że Marat to wiadomo. Taki osiemnastowieczny Urban.

Jednak nie mogę ukrywać - we snach bez przerwy widzę od paru dni okrwawione głowy obnoszone na pikach i takie urocze, do Szczuki zresztą dość podobne, panie dziergające sweterki na drewnianych stopniach takiej sporej drewnianej konstrukcji, co stoi sobie na jakimś placu i stwarza wrażenie, że na coś czeka. A te paniusie z nią.

Swoją drogą nie wiem, dlaczego by nie pozwolić lewakom skrobać się do woli. Jeśli ktoś przeleciał lewaczkę, to z pewnością drugi lewak, a nad takimi nienarodzonymi lewakami po mieczu i po kądzieli (po sierpie i po młocie raczej) ja się aż tak przesadnie nie rozczulam. Kiedyś przecież dorosną, o ile ich nie damy im na czas się wyskrobać. I po co nam ten kłopot?  Lewizna bez przerwy opowiada, jak to należało utrupić Hitlera, kiedy był dzieckiem, a tutaj nawet nie trzeba, bo sami się domagają i pragną... Niechże będą przez chwilę szczęśliwi! (Byle nie za długo.)

Mówię poważnie. Rozumiem, że liberalizm nie może ludziom na zbyt wiele pozwolić, bo by przestał być liberalizmem, tyle że ja nie liberał i mam to w dupie. Tak jak kibolom dałbym się naparzać do woli, byle w jakichś zamknietych szrankach, żeby nie było zagrożenia dla spokojnie zeunuszałych obywateli, ani kosztów ratowania ew. ofiar.

Niechby coś tam podpisali, że w razie czego nie roszczą, i niech sobie! Tak samo z lewactwem: ogrodzić, dać im każdemu po niezbyt ostrym koziku, młotek, klapcążki, i - niech już jako podatnik stracę! - po ćwiartce... W ramach, tak to możemy określić, praw człowieka. Niechby i lepiej - trochę benzyny do wąchania. I potem niech sobie jeden drugiego, albo każdy sam siebie, jak tam zapragną, skąd mam znać lewackie radości, skrobią do woli!

Dobra, zapłodniła mnie ta Szczuka swoim przemówieniem, na wspomnienie którego wciąż podnoszą mi się włosy na plecach, ale najmocniej do mojego uzajęczenia przyczynili się jednak Nasi Ukochani (o których przecie wspomniałem na początku, i nie bez przysłowiowej kozery), mianowicie wywalając tych ruskich szpie... Chciałem rzec dyplomatów. W potwornej zaiste ilości, jeśli się uwzględni, że to Trump... który albo coś bardzo chce udowodnić, albo też... Coś innego, co ja mogę wiedzieć?

W każdym razie jak oni teraz, ci dyplomaci, rzucą się na biura pośrednictwa pracy... Do kolejek po zasiłki... A przecież ruscy odpłacą tym samym, więc i po drugiej stronie... Bosze, bosze! Co to będzie, co to będzie! Do kolejek po darmową zupę też się oczywiście rzucą... No a kogo stać na gotowanie takiej ilości JADALNEJ zupy? Trzeba ją będzie (jeszcze) mocniej rozwodnić... Zapłacą wszyscy, lud w tych kolejkach zacznie się burzyć...

Z tego może być międzygalaktyczna katastrofa, mówię wam ludzie! Jeśli głupi motyl nad Amazonką może tymi marnym skrzydełkami te tam cyklony na Borneo, to co może taka wodnista zupa!? W kolejce po zasiłek pobiją się ambasadorowie z tymi, no... Attaché się na takiego mówi, ale jak to po naszemu odmieniać to nie wie chyba nikt. Potem policja odmówi strzelania, wojsko przejdzie na stronę rewolucjonistów... Na to liczą Nasi Światli? Niewykluczone, to by było chyba bardzo cwane. Choć co ja tam wiem.

W Rosji (jeśli tam, a nie całkiem gdzie indziej, gdzie też przecież będą grasować watachy głodnych ambasadorów, a Szczuki tego świata wisieć i grozić, choć niekoniecznie w tej kolejności) może rzeczywiście wybuchnąć rewolucja i odsunąć Putina od władzy, o czym od niedawna Nasi Światli zdają się marzyć... Jednak to na dwoje babka wróżyła. Mogą dojść do władzy (niby jak?!?) jakieś uwielbiające tolerancję mięczaki, a mogą jacyś hiper-bolszewicy. ("Bolszewik to liberał z jajami", jak mi właśnie przyszło do głowy. Głębokie i jakżesz prawdziwe. Jak to u mnie zresztą.)

Tacy, przy których Putin będzie wyglądał jak bezzębna Szczuka. I tacy bolszewicy mogą już nie chcieć się z Merkelami tego świata układać na temat rurociągów i takich spraw, tylko po prostu od razu pieprzną kogoś jakąś bombą... Albo jakimś... "Nowiczok" to się podobno nazywa... Słodko! Ech, naprawdę - tu Szczuka, tu Marat, tu nowa rasa hiper-bolszewików się nam wykluwa, a po drugiej stronie ja - biedny, słaby i z tym cholernym zajęczym niepokojem, mimo że przecież głęboko wierzę w Świetlaną Przyszłość i kocham Tolerancję, a Oda do radości to mój Wlazkotek...

Nie jest mi się łatwo do tego przyznać, nawet przed samym sobą, ale chyba jednak główną przyczyną mego uzajęczenia jest lęk o to, czy dla mnie w ogóle jeszcze starczy tej smakowitej zupy, a jak nawet starczy, to czy tam będzie cokolwiek poza wodą. Woda zresztą to przecież globalny i strategiczny zasób, którego Ludzkość (ach!) ma o wiele zbyt mało...

Jeśli cała pójdzie do tej zupy dla bezrobotnych dyplomatów... Może mi nie wystarczyć np. dla złotych rybek. Jerum, jerum! - że tak z tego niepokoju zajęczę. (Nie żeby mi na tych rybkach jakoś w tej chwili zależało, ale przecie zajęczy niepokój nie sługa.) Czy ci Nasi Umiłowani Naprawdę tym razem wiedzą co robią? Czy nie żąglują aby beztrosko przyszłością Naszej Wspólnej (ach!) Galaktyki?!

triarius