Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zachód. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zachód. Pokaż wszystkie posty

niedziela, grudnia 17, 2017

Bonmot historiozoficzny długouchy

Jakoś z nudów rzuciłem ci ja okiem na kolejny w mym długim życiu amerykański film w moim telewizorze, i nagle wszystkie fragmenciki wszystkich tych filmów ułożyły mi się w kompletną układankę... I zrozumiałem! Że...


Ważną rolę, którą od tysiącleci w świecie śródziemnomorskim i bliskowschodnim pełnił osioł, dzisiaj w świecie zachodnim pełni ojciec rodziny.


Mamy mało tekstu (choć głębie przecie niewypowiedziane), to damy sobie aż trzy obrazki. Enjoy!




triarius

P.S. Od drugiej strony też jest to fajne i jakże słuszne: "... którą dziś w zachodnim świecie pełni ojciec rodziny... pełnił od tysięcy lat..."

wtorek, marca 10, 2015

Powrót do magicznej krainy

W Iraku po stronie rządowej walczą doborowe oddziały Irańskie. Walczą z organizacją "Państwa Islamskiego", którą od teraz będziemy sobie nazywać ISIS, bo to krócej. (Tak to nazywają na anglojęzycznych telewizjach i nam to na razie wystarczy.)

Nie aż tak dawno temu Iran toczył z Irakiem bardzo poważne wojny, ale to było za Saddama, a nie po stronie tego, co jedni określają mianem "legalnego i uznawanego przez wspólnotę międzynarodową rządu", inni zaś, nie mniej słusznie, mogliby określić mianem "rządu marionetkowego". (Choć oczywiście wspierany przez Amerykanów i uznawany przez "wspólnotę" z definicji marionetkowym być NIE MOŻE!)

Walczą więc z tym ISIS Irańczycy, walczą też szyickie milicje... ISIS to, jak wiadomo, sunnici... No i walczy armia iracka. Która czas jakiś temu, zgodnie z tym, co całkiem oficjalnie mówią na zachodnich telewizjach, w liczbie około 25 tysięcy uciekła przed ponoć 400 (!) bojownikami tego tam ISIS. I w ten sposób ci ostatni zdobyli półtoramilionowy Mosul, w cztery dni. Teraz ten Mosul ma być odzyskany.

Ta armia - przez Amerykanów wyszkolona i sfinansowana - zwiała nie dlatego przede wszystkim, że oni tam wszyscy tacy tchóżliwi (w tchóżliwości na pewno z dzisiejszymi Europejczykami nijak mierzyć się nie mogą, zresztą nikt chyba nie może), tylko dlatego, że ISIS to sunnici i w tej armii było sporo sunnitów, więc jakoś im się w interesie rządu (o którym można by różne rzeczy powiedzieć, ale poprzestańmy na tym, że składa się głównie z szyitów i szyitów popiera) do walki nie paliło.

Teraz ma być inaczej! Są więc ci Irańczycy - szyici, są milicje szyickie, i jest ta armia... Jak nam próbują telewizje sugerować - mieszana pod względem wyznania. Jednak mówią to tak jakoś półgębkiem, że trudno uwierzyć, by ci sunnici nagle tak zwrot o sto osiemdziesiąt stopni i zaczęli ziać ogniem na, jakby nie było, współwyznawców. (Co by Hollande z Francji w swojej niedawnej błyskotliwej i jakżesz autorytatywnej wykladni islamu nie powiedział. Pewnie tego nawet nie usłyszeli. Jaka szkoda!)

Co my więc tu mamy? Mamy przede wszystkim kolejną radość dla każdego szczerego szpęglerysty. Bowiem nam się tutaj potwierdzają interpretacje Mistrza... "Jakie?" - spyta ktoś. Utrudnimy sobie to trochę i zrobimy zagadkę. Nie chodzi nam w każdym razie o jakiś banalny "Zmierzch Zachodu" - aż tak łatwo tu nie będzie! Zobaczymy w którym momencie sam odkryjesz, co nam tu Mistrza potwierdza. OK?

Weźmy więc te opisane fakty. Dodajmy do tego Kurdów, którzy odwalili większość roboty w walce z ISIS przy tureckiej granicy z Syrią, przez co zwiększył się ich prestiż i ich hardość, a to nie może się podobać Turcji - na razie - a z czasem i paru innym państwom tamtego regionu też z pewnością nie. (Że już pominę międzynarodowe naloty i koalicje, bo to możemy mieć zawsze.) Dodajmy do tego to, co się obecnie dzieje w Afryce, gdzie koalicje wielu państw ganiają za facetami z Boka Haram i paru innymi tego typu organizacji. Na razie tyle!

Co my tu zatem mamy? Czy nie to przypadkiem, że oficjalne i "akceptowane przez wspólnotę międzynarodową, ach!" granice państw tracą na znaczeniu, a rośnie rola innych czynników? Takich jak na przykład religia? No a co, że spytam, mówi nasz Mistrz (a Triarius Prorok jego) na temat magiańskich narodów? Które (chyba nie muszę przypominać) nie opierają się, jak nasze, zachodnie, faustyczne, na terytoriach powstałych w wyniku dawnych dynastycznych przepychanek (oczywiście "wspólna historia i wspólne cele" ZAWSZE pozostają istotne!), tylko na...

No właśnie! Na religii, na świętej księdze, na wspólnocie języka. W tamtej cywilizacji (że to tak potocznie określę, sorry!) "narody" mogą sobie żyć obok siebie, nawet w jednej wiosce, i absolutnie się ignorować, a w każdym razie nie mieszać i unikać kontaktów. Mają natomiast każdy swoją świętą księgę - gdzie każda litera boska jest i na wieki wieków niezmienna... Itd.

I to wcale nie musi być koniecznie Mezopotamia, bo tak samo mamy np. na Bałkanach. (Że już o najważniejszej ze wszystkich tych, i nie tylko tych, nacji nie wspomnę. Choć właściwie to planuję wspomnieć, ale dopiero na końcu, bo to jest dość specyficzny, jak się każdy chyba zgodzi, przypadek.)

Oczywiście naród to nie całkiem to co państwo, a nawet całkiem nie to, ale te sprawy się mocno wiążą i te interpretacje narodu przekładają sie na interpretacje państwa. (Nie na darmo kiedyś Pan Tygrys stwerdził, że dla cywilizacji Magiańskiej jej własne państwo, takie co ona je kocha, lubi wyglądać jak partia komunistyczna. No a jakaś, tfu, wolna Polska to dla nich zupełna anatema. Tak mają.)

Wracając do tego tam Iraku i Afryki... Jak się to wszystko razem weźmie pod uwagę, to wygląda, że te różne ludy, te dzieci, jakby nie było, wielkich cywilizacji (jak w Iraku), czy ich przybrane dziatki (jak muzułmanie w Afryce), zrzucają, mniej lub bardziej odruchowo, narzucone im przez Zachód granice państwowe - a nawet, być może, same te państwa .

I powracają do czegoś o wiele starszego i (jeśli się Spengler nie myli) bardziej zgodnego z ich własną naturą oraz ich wizją świata. I ta wrogość wobec narzuconego przez Zachód (którego, choć go chłoszczę, sam przecież czuję się jak najbadziej częścią, panie Obama, więc prosiłbym wstrzymać te drony i w ogóle!) porządku wydaje mi się bardziej w sumie istotna od samej w sobie religii.

Choć akurat w ten "terrorystyczny" sposób działają, na razie, głównie, jeśli nie jedynie, muzułmanie. Chiny czy Japonia działają całkiem inaczej, zgoda, choć nie dałbym glowy, że w ich działaniach nie ma tej samej głębokiej motywacji. Raczej chyba też, bo nikt nie lubi, jak mu ktoś rządzony przez Środy i Merkele cokolwiek narzuca. Sorry, ale taka jest ludzka natura.

Ja też oczywiście płaczę po tych starożytnych zabytkach, które owi islamistyczni brzydale rozwalili, ale przy okazji tutaj też podejrzewam, że oni to bardziej robią wbrew i na złość Zachodowi, który ma kult i obsesję takich rzeczy (Spengler się znowu kłania, jak to on), niż z powodów czysto religijnych i ikonoklastycznych. Choć mogę się, oczywiście, w tym domyśle mylić. (Czego i tak zresztą nikt nie zweryfikuje.)

Tak więc chyba nam się tutaj znowu potwierdza kolejna genialna intuicja Spenglera... Niechby to on i wyczytał w "Encyclopedia Britannica", ale w końcu on o tym napisał książkę i tę sprawę nagłośnił (?) - prawda? No to właśnie! Tak jak ostatnim razem potwierdził nam się Spengler przy okazji tych "Wodnych igraszek", cośmy je sobie napisali na temat zdobycia Babilonu przez... Medów chyba? Co to opisywał Herodot. Że tam były proste i prostopadłe ulice - jak w jakimś Nowym Jorku, ludność zaś, zajęta Tańcem z Gwiazdami, nawet nie dostrzegła, że miasto już zdobyte przez wroga.

I na tym skończymy. Tych wyjątkowych Magianów - co to ich trzeba koniecznie kochać, i to głośno, bo inaczej będziesz człeku anty, a to najgorsze co może być - zostawimy sobie, z konieczności, na inny raz. Trochę szkoda, bo miałem do napisania na ten temat interesującą rzecz. Też związaną z kwestią państw takich i innych, ale też z paroma innymi ważnymi sprawami. No i dość aktualną. W razie czego wypatrujcie tekstu pod tytułem "O dupie co zawsze z tyłu", bo taki wymyśliłem tytuł.

I to by było, na razie, na tyle. Dzięki za uwagę! (Ktoś uważał?)

triarius

czwartek, stycznia 29, 2015

Lemingi, Merkele i procesy czarownic

Spójrzcie na poczciwe mordki miłościwie nam obecnie panujących! Jak nie przerośnięty prymus z jakiejś marnej szkoły podstawowej; to mało atrakcyjna nudystka, posunięta w latach i stosownie mocniej przygarbiona; jak nie (wprawdzie tylko, z tego co wiem, z wyglądu) dorabiający sobie dopieszczaniem bogatych wdów fryzjerczyk; to w ogóle nie wiadomo co... Mówimy tu tylko o wyglądzie i ogólnym wrażeniu, oczywiście, ale w głębie intelektu, woli i autentycznej charyzmy, wolałbym się tym bardziej nie zapuszczać.

Postawmy naprzeciw tego towarzystwa setki milionów lemingów. Wiadomo kto kim będzie rządził, bo biurokracja to niesamowita potęga, a to doborowe towarzystwo dzisiejszych "polityków" to przecież biurokracja i nic innego; natomiast leming, z definicji, może co najwyżej - jeśli otrzyma odpowiednie transparenty i wsparcie weekendowego samobójcy - sobie podemonstrować.

Wyobraźmy sobie jednak naprzeciw tych naszych (?) polityków kogoś inteligentnego i naprawdę zdeterminowanego. Jaki może być wynik starcia armii złożonej z lemingów, dowodzonej przez Merkele, Hollandy i Obamy, z jakimiś powiedzmy "terrorystami", których sobie tutaj, hipotetycznie, potraktujemy nie jako gromadę durniów w turbanach (nie ma jak bejsbolówka!), którzy bez zasiłku i prowadzenia za rękę przez liberałów własnego tyłka nie zdołaliby znaleźć, tylko facetów, którzy wiedzą czego chcą i potrafią rozpoznać sytuację, że hej!

Oczywiście czysto teoretycznie sobie to rozpatrujemy, a Obama może by się jeszcze wstrzymał z nasyłaniem na mnie drona, bo ja naprawdę wcale nie marzę o życiu w islamskim środowisku, a co dopiero w takim, gdzie oni te sprawy naprawdę poważnie traktują! Jestem katolik - oczywiście PRZEDSOBOROWY, no bo jaki? - i albo ma być przedsoborowy katolicyzm, albo niech się wszyscy najlepiej ode mnie ze swymi religiami łaskawie odwalą! (Łącznie z religią "praw człowieka" zresztą i podobnymi, wymyślonymi przez nie wiadomo kogo - bardzo bym prosił!)

W każdym razie, jeśli się zestawi tych naszych (?) przywódców, oraz ich niezwyciężoną armię lemingów, z jakimś hipotetycznym Alarykiem czy Attilą... Trudno mieć większe wątpliwości co do tego, jak będzie się przedstawiała hipotetyczna mapa zachodnich wpływów na świecie - czyli, innymi słowy, "liberalnej demokracji, państwa prawa i praw człowieka, ach!" za lat... Niechby już nieco optymizmu w szarpane nieuchwytnym niepokojem serduszka lemingów... Powiedzmy pięćdziesiąt.

Natomiast, zakładając, że gdzieś jeszcze wtedy będzie istniał jakiś większy zwarty kawałek tych "praw człowieka, liberalnej, ach, demokracji i państwa prawa (o wolności słowa oczywiście nie zapominając)", nie jest też, jak się chwilę pomyśli (a nie miało się nic do czynienia z min. Hall i temu podobnymi przypadkami), trudno sobie wyobrazić, jaka tam będzie walka o te prawa człowieka, liberalne swobody, oczywiście tolerancję też...

I jakby na takiej mapie ktoś poumieszczał obozy dla tych, którzy śmią wątpić... Albo dla takich, którzy (o zgrozo!) mają czelność pomyśleć o takiej mapie... No to też byłoby interesująco. Ogólne? Mgliste? Pesymistyczne? (?!) Chcecie konkretów? Dobra! Może być o boksie? No więc, jak każdy wie, początkujący bokser ma to do siebie, że się strasznie broni przed lewym prostym... Oczywiście żadna przyjemność dostać takie coś w kinol, zgoda...

Broni się, broni, i zaraz dostaje w mordę o wiele potężniejszym prawym. Albo sierpem. (Oczywiście istnieją bokserzy walczący z "odwrotnej pozycji", wiem, ale każdy wie o co chodzi, albo też nic nigdy nie zrozumie i nadaje się na leminga.) No to weźmy teraz ogromny sukces "koalicji" walczącej z tzw. Państwem Islamskim, czyli zdobycie wreszcie, po czterech miesiącach ciężkich walk, w tym setek nalotów, miasta Kobane.

To, że żadna partyzantka nie będzie bez sensu siedziała pod nalotami, a w starciu z regularną i (wciąż jeszcze) potężną armią Stanów Zjednoczonych AP, rozpłynie się raczej w niebyt, by się pojawić w innym miejscu, chyba wszyscy wiedzą. To są absolutne podstawy. Jeśli przy tym ta partyzantka uzyskała aż tak potężny sukces, jak to, że po zdobyciu tego tam Kobane, Kurdowie, którzy na ziemi mieli w tym niemal wyłączny udział, zhardzieją i będą o wiele bardziej zdecydowanie walczyć o swoje...

Co bezpośrednio uderza w Turcję, która sobie na to nie może pozwolić. Turcja zaś, jak kojarzę, to druga pod względem liczebności i konwencjonalnej siły armia NATO. No to nie wiem, kto w istocie - strategicznie i politycznie - zwyciężył w tej tam walce. A raczej wiem i nie jest to (pro)zachodnia "koalicja". Amerykanie także militarnie zwyciężyli, a w każdym razie mogli zwyciężyć, w Wietnamie, a jednak przegrali. (Że już nie będę wspominał o Korei czy wprost drugiej wojnie światowej.)

Patrząc na to, co ci tam "terroryści" robią, to naprawdę trudno sobie wmawiać (oczywiście, leming potrafi, ten "prawicowy" też), że to jacyś durni kozojebcy w turbanach. Oczywiście - te nasze (?) elity, ci nasi (?) znaczy przywódcy, też nie sroce z pyska, i na przykład to, jak cwanie wykorzystali niedawne zamachy we Francji - do zagonienia lemingów ponownie do zagrody i zamknięcia na czas jakiś twarzy wszystkim nie-do-końca-entuzjastycznie do tego całego ziemskiego raju, który mamy - nastawionych, musi wzbudzić podziw każdego znawcy. Wcale nie żartuję!

Jednak co innego pasienie lemingów, czy trzymanie za mordę nieśmiałych i lękliwych dzisiejszych proli, a co innego powalczyć sobie z Attylą czy Alarykiem. Tutaj sukcesy wydają się naciągane, wirtualne... No, chyba że się od razu przyjmie, że tutaj o wiele ważniejsze jest utrzymanie proli ładnie w zagrodzie i chóralne pochwalne śpiewy leminżerii.

Co by potwierdzały liczne fakty, dochodzące z różnych stron, jak na przykład radośnie w sumie udzielona ludowi informacja, którą dziś usłyszałem na francuskiej TV, że nowa przywódczyni ruchu Pegida w Niemczech - tego przeciw islamizacji - zrezygnowała pod wpływem licznych pogróżek i obawiając się o swoją pracę. Czyli wolność słowa, państwo prawa i ogólnie raj na ziemi, alleluja!

Na te wszystkie egzekucje tych tam dziennikarzy można się oczywiście oburzać - jeśli ktoś się lubi oburzaniem zajmować i nie woli, skoro już, pooburzać się na przykład na temat Jaruzelskiego, co to zdechł był na wolności i został ładnie pochowany - ale z punktu widzenia Alaryka i Attyli, to też wcale nie są głupie działania. To co dzieje się w tej chwili w Jordanii - z tym złapanym przez "Państwo Islamskie" pilotem, który akurat okazuje się być synem ważnego gościa w tamtym klanowym społeczeństwie, więc protesty jak cholera...

Czego oczywiście skutkiem stanie się zaraz odstąpienie Jordanii od tej koalicji, i to z pewnością nie będzie koniec. Japonia też zresztą mięknie. W ogóle to ja od dawna nosiłem się z zamiarem napisania o tym, jak procesy czarownic najpierw się ślicznie rozszerzały, niczym pożar prerii, a potem, "z niewyjaśnionych powodów", zaczynały zanikać. Te "niewyjaśnione powody" ładnie kiedyś rozgryzł pewien historyk, a ja miałem szczęście się o tym dowiedzieć.

Działało to tak, że łapali jedną czarownicę (zresztą głównie protestanci się tym zajmowali, o czym wam, ludzie, jakoś nie lubią mówić), ona sypała inne... Albo jakieś tam kontakty, czarne (albo i nie czarne) koty... (Mówię serio z tymi kotami. Tak to działało i choćby za to bym ich powywieszał na gałęziach.) I to się rozszerzało, a potem nagle zaczynało się rozszczerzać coraz wolniej... Aż nagle oskarżenia zaczynały się okazywać absurdalne itd. I wszystko mijało, jak sen jakiś złoty. (Przy okazji rym do "koty". Trzaby to może kiedyś wierszem.)

No i wyjaśnienie okazało się takie, że one, te procesy, tych czarownic, na ogół zaczynały zanikać, kiedy oskarżenia dochodziły do rodzin ludzi wysoko postawionych. I tak się zastanawiałem nad tym "terroryzmem", co go teraz mamy - czy oni mają szansę na osiągnięcie czegoś takiego, czy też muszą, ze swojego punktu widzenia, koniecznie zdetonować jakąś wielką centralę atomową itd.

Z tymi rodzinami to, jak doszedłem, może być trudno, bo dziś kierownictwo mamy kolegialne i taka Merkel bez trudu zniesie to, że Hollandowi ktoś może ew. utrupić kuzyna. Jednak okazuje się, że naciski ci tam "terroryści" potrafią wywierać i swoje przełożenia mają. Wybory, konkursy na popularność, miłość ludu - na to wszystko nasze (?) elity są łase, i w to "terroryści" mogą skutecznie uderzać, osiągając swoje cele.

Dlaczego "terroryści" w cudzysłowie, spyta ktoś? W sumie bez wielkiego powodu, ale skoro o Alaryku i Attyli nikt nie mówi "terroryści", no to nie dostrzegam powodu, żeby w poważnej analizie - nie jakiejś telewizyjnej propagandzie dla lemingów, choćby nawet "prawicowych", mnożyć byty i powtarzać slogany naszych (?) elit. Terroryści - w sumie zgoda, szczególnie jeśli skoncentrujemy się na metodach walki, ale ja tam wolę szersze spojrzenie, sorry!

Swoją drogą, czy ktoś się kiedyś zastanawiał, o co naprawdę chodzi z tym "fundamentalizmem" i "terroryzmem"? W końcu nawet zabijanie niewinnych cywilów nie jest aż takim ewenementem - vide Hiroszima i Nagasaki; Drezno (nie żebym akurat nad Dreznem płakał); różne tam drony, atakujące co popadnie, bo babci przed ekranem akurat się Coca-Cola na klawiaturę wylała...

W jednym takim nalocie na Tokio zginęło ponad 100 tys. ludzi - cywilów głównie przecie. Pod bombami zapalającymi. Chodzi o to, że islam jest brzydki? Zależy jak się na niego patrzy. Znam parę innych religii, gdzie w świętych księgach można się doczytać strasznych rzeczy, a nikt jakoś tego, z niejasnych dla mnie względów, nie podnosi.

Oczywiście - islam nie jest nasz, mnie to wystarcza. Tym bardziej, że oni naprawdę traktują te swoje przekonania poważnie - niemal tak poważnie jak Środa czy inny Cohn-Bendit. Fakt! Jednak w sumie, z historiozoficznego punktu widzenia, chodzi raczej o to, że ten świat został zorganizowany, poukładany i zdominowany przez Zachód, kiedy ten jeszcze miał siłę, przekonanie o swoich racjach, względnie autentyczne elity, itd. itd. - a teraz, kiedy Zachód już tego nie ma i słabnie dosłownie w oczach - różni tacy, którym ten ich świat ten Zachód zorganizował, chcą sobie go zorganizować po swojemu.

Że bez "praw człowieka"? Fakt. Tylko że żaden dotychczasowy Alaryk z Astolfem, czy Attyla wódz Hunów, nigdy rzymskich autorytetów nie pytał czy mu wolno, więc i tutaj może być podobnie. Jeśli się to Środzie czy Obamie nie podoba, niech zaproponują przywódcom "Państwa Islamskiego" pojedynek, na przykład na kindżały. Lud będzie miał rozrywkę, a tamci, jeśli przegrają, może się na "prawa człowieka" nawrócą. Inaczej marnie to widzę.

Powtarzam - Zachód sparszywiał totalne, co by ktoś o "prawach człowieka", wyprawach na Alfę Centauri i nowych modelach różowych golarek do kuciapy nie sądził, Zachód słabnie w oczach, więc można sobie to, ten "terroryzm" znaczy, widzieć jak kto chce, także na przykład jako robaki wyłażące spod kamieni, ale jojczenie, obelgi i magiczne zaklęcia nic tutaj zmienić nie zdołają.

Z tą obecną "elitą" to się nie ma po prostu jak zmienić, a wiara (jedyna prawdziwa wiara, jaka już została Zachodowi chyba), że  samo nazwanie kogoś "terrorystą", "szaleńcem", czy "zbrodniarzem", choćby i w oglądanej przez miliony lemingów telewizji, jakoś jego nastawienie do Zachodu i zachowanie zmieni, uważam za co najmniej skrajnie naiwne.

Jeśli więc walka z tymi tam, którzy sobie przede wszystkim, ale przy okazji i nam, chcą urządzić życie pod swojemu, ma polegać na wykrzykiwaniu, lub publikowaniu na Facebooku, "Je suis Charlie" - no to łaskawie bawcie się beze mnie! Podobnie z obelgami - szczególnie jeśli ich główną rolą miałoby być wbijanie lemigom do ich durnych łebków, kontrowersyjnego co najmniej, poglądu, że to co teraz mamy, to nie jest wojna, to nie jest także najazd... Niech i będzie - "barbarzyńców"...

Czyli coś, za czego wywołanie, i za którego prowadzenie, do zwycięstwa, ktoś konkretny konkretnie odpowiada - tylko jakieś takie nie-wiadomo-co, jakiś nalot kosmitów, których nie jesteśmy w stanie w ogóle pojąć, więc nie możemy mieć pojęcia co robić... No bez żartów! Oczywiście że lemingi nie wiedzą - bo ostro się na to pracowało, żeby nic nie rozumiały. Oczywiście, że te wszystkie Merkele i Hollandy niewiele też z tego rozumieją - w końcu są dość durne i nie tym się zajmują, bo nie taka ich rola, żeby były mądre.

Ja jednak zgłaszam votum separatum - chcę wiedzieć jak te nasze (?) elity to widzą, jak to zamierzają sprzedać prolom, jak zamierzają walczyć (no bo chyba nie tak jak dotychczas, sądząc po skutkach?), no i, być może przede wszystkim - O CO? Bo jeśli o to, żeby Środy tego świata miały jeszcze więcej wpływu na moje życie, no to serdecznie dziękuję! Od Środy, i całej masy innych tego typu indywidułów, to ja już chyba wolę poczekać na "Państwo Islamskie" i się z nim dogadywać! Żadna tam oczywiście przyjaźń - nawet jakaś "twarda, męska" - ale jednak negocjacje i dbanie o własne, a nie czyjeś tam, interesa.

A swoją drogą - ktoś się chce założyć, że za piętnaście lat "Państwo Islamskie", czy jak ono się będzie wtedy nazywało, będzie szacowne i powszechnie uznawane? A w każdym razie o wiele szacowniejsze i powszechniej uznawane (żeby to eufemistycznie określić) od Polski? 

Ci ludzie wiedzą co robią, absolutnie nie są żadnymi głupcami, a naprzeciw siebie mają te nasze (?) smętne elity i jeszcze smętniejsze tabuny lemingów - więc to w ogóle trudno uznać za wielką walkę. Czyli dokładnie odwrotna sytuacja do tej, którą mamy w naszym nieszczęsnym kraju. Obym się mylił, ale naprawdę nie jestem optymistą.

triarius

sobota, października 25, 2014

Zgłaszam Zachód do Nagrody Darwina

Niniejszym zgłaszam Zachód do Nagrody Darwina. Tej dorocznie przyznawanej za największą głupotę w ciągu minionego roku, ale koniecznie prowadzącą do własnej śmierci i polepszenia puli genów, w wyniku usunięcia z nich genów nagrodzonego.

No więc, żeby najpierw robić to, co się robiło, czyli podbijać cały świat i wyczyniać różne kontrowersyjne rzeczy, wzbogacić się na tym i w ogóle... Nie moralizuję, bo życie to nie piękna bajka, ale nie oszukujmy się - Zachód swoją normę podłości, zdrady, morderstw i rabunków wyrobił z nawiązką... 

A potem nasprowadzać sobie tych samych ludzi, te swoje poniekąd ofiary, a z innego punktu widzenia po prostu ludzi całkiem innej cywilizacji, wyznających całkiem inne wartości i nie poczuwających sie do żadnej "irracjonalnej" miłości do nowej ojczyzny...

A po drodze pracowicie i skutecznie zniszczyć niemal wszystkie wartości własnego społeczeństwa, a także odwagę i zdolność poświęcenia jednostek... Teraz ktoś oczekuje, że ludzie będą narażać życie w obronie POZIOMU KONSUMPCJI? Czy może w imię walki z "homofobią" i "seksizmem"? Sorry, ale te wartości (?) mają to do siebie, że nikt za nie karku w realu nie nadstawi. Inaczej niż np. religia.

Na tę nagrodę w równej mierze zasłużyły zachodnie Elity (?), które to wszystko świadomie zrealizowały, i pospolite Lemingi, które pozwoliły owym Elitom (?) nie tylko na bezkarność, ale nawet na dalsze monopolistyczne rządy. Brawo Lemingi!

Nie - sami widzicie, że Nagroda Darwina to drobiazg przy czymś takim, a w każdym razie Zachód powinien odtąd być jej jedyny, stałym i dorocznym laureatem. Aż do samego końca!

triarius

czwartek, września 11, 2014

Czy AKowcy byli terrorystami? (3)

Widzę, że ten temat jest zbyt obszerny i potencjalnie zbyt ambitny, żeby dało się go w paru blogaskowych tekstach wyczerpać, a do tego... sami wiecie jak jest dziś z tą osławioną "wolnością słowa", więc nie ma co tutaj nadmiernej ilości kropek nad i stawiać, bo te durnie i tak zrozumieją z tego to, co zechcą, a ludzie na poziomie, chciałoby się wierzyć, zrozumieją także i bez wszystkich kropek.

Więc postaram się w miarę szyko pozakańczać co ważniejsze wątki. Po to jednak - choćby z powodu tego faktycznie mocno kontrowersyjnego tytułu - nie powinno pozostać rozbabrane. Byłaby to swego rodzaju nieodpowiedzialność za słowa. No więc, w imię Boże, zaczynajmy...

* * * * * *

Takie pojęcia jak "wojna" znaczą co innego dla różnych ludzi. Dla prawników czy dyplomatów "wojna" to (dopóki ich osobiście nie dotknie) to coś, co się zaczyna od uroczystego wypowiedzenia, kończy uroczystym podpisaniem pokoju, wszystko zaś pomiędzy, to tylko mało w sumie istotne "akcydensy". Czy, w kategoriach teorii sygnałów, "czarna skrzynka".

Kiedy powstają imperia - w tym specyficznym okresie rozwoju jednych cywilizacji, skojarzonym z okresem politycznej niemocy innych miejsc na ziemi (bowiem bez obu tych rzeczy na raz to nie działa, a w każdym razie historia takich przykladów dotąd nie pokazuje) - powstaje też oficjalna imperialna propaganda.

W tej propagandzie w imperium (a także często w jego najbliższym otoczeniu, poddanym jego dobrotliwym wpływom) panuje POKÓJ I POWSZECHNE SZCZĘŚCIE. Co jest dość oczywiste, jak się o tym pomyśli, a jak się człek rozejrzy, to dostrzeże to wokół siebie.  Tę propagandę znaczy i to, mniej lub bardziej wirtualne, szczęście.

Zachód jest dziś bowiem w znacznej mierze amerykańskim imperium, dałoby się jeszcze znaleźć kilka innych, choć o niektórych lepiej i bezpieczniej dziś nie wzpominać. (Każdy i tak wie.) Te imperia są, jak nigdy w historii, "fraktalne" i poniekąd "wirtualne". Długo by było tłumaczyć o co chodzi, ale jednak różnica między Hollywoodem, Mundialem, politpoprawnością, "wolnym rynkiem" z jednej, a tym co robili jacyś Asyryjczycy, Aztekowie, czy inni choćby Rzymianie jest dość wyraźna.

Mamy więc powszechny pokój i szczęście, ale jednak co pewien czas ktoś strzela, podkłada bomby, albo po prostu nie chce śpiewać w zgodnym chórze, czy nawet - o zgrozo! - nie chce się uśmiechać. Kiedyś, na wscześniejszych i prymitywniejszych stadiach rozwoju, sądzono, że takie sprawy są oczywiste, bo ludzie mają różne gusta i walczą o swoje. Inaczej w opoce imperiów!

Wtedy takie rzeczy rozpatruje się - a w każdym razie taką interpretację narzuca się wzystkim, którym może się udać ją narzucić - w kategoriach: a) prawniczych (jakie sobie tu wspomnieliśmy wcześniej); b) psychopatologicznych. To drugie oznacza, że jak komuś coś nie pasuje, to musi chory.

Tutaj i schizofrenia bezobjawowa (a jakże!), i to, jak się nam tłumaczy zachowanie wszystkich, którzy w tym ziemskim raju REALNEGO LIBERALIZMU nie są szczęśliwi i, zamiast grzecznie zgłosić się na leczenie, próbują coś z tym robić. "Cnota to jest w sumie wiedza", głosi i Sokrates i Rousseau i Konfucjusz (że pojadę spengleryzmem), cnota jest ucieleśniona w Pokoju i Powszechnym Szczęściu - czy to będzie Pax Romana, czy Demokracja i Prawa Człowieka...

Z czego wynika, że jak komuś się nie podoba, to dureń, w sumie chory psychicznie. Z definicji! Zresztą - choć nie każdy mówi to wprost, to jednak wszyscy tacy to, mniej lub bardziej explicite, głoszą: wolność to uświadomiona konieczność. A co to jest konieczność? No przecież, że nie takie sprawy, że w końcu wszyscy umrzemy! Na to Ludzkość (ach!) znajdzie przecież wkrótce lekarstwo. (Upowszcechniając eutanazję.)

Nie - konieczność, ta mądra, rozsądna i prowadząca do szczęścia, to jest to, co nam mówią te wszystkie ONZety, komisje od praw człowieka, eksperci od politpoprawności, certyfikowane autorytety moralne... I jak się ktoś z TYM nie zgadza, to oczywiście że z definicji chory. Nie na tyle jednak chory, by nie można na niego było nasłać drona czy jakichś antyterrorystów. Można, a nawet trzeba!

* * *

Za cholerę nie uważam, by Państwo Islamskie było fajne. Ale też nie ja nasprowadzałem tych wszystkich muzułmanów do Europy, a gdyby nie oni, to przecież Zachód o wiele mniej by się przejmował losami Iraku, gdzie najpierw stworzył sobie marionektowe państwo, a teraz słusznie drży, że ludzie którzy tam się oswoją z umieraniem i zabijaniem, wrócą na Zachód, "gdzie ich dom", i dadzą popalić.

Sorry - było mnie spytać! Ja bym ich nie sprowadzał in the first place. Że już o benzynie, Izraelu, Jałtach tego świata, rozporkowej wojnie Clintona z Serbią, i masie podobnych spraw nie wspomnę. Z braku miejsca i czasu choćby.

* * *

Aztecy potrafili w jeden dzień wyrwać (bez znieczulenia) serca 10 tysiącom jeńców, zdobytych w wojnach, które prowadzili WYŁĄCZNIE po to, żeby tych jeńców, na te serca, zdobyć. Tam się krew lała bez przerwy i w ogóle nie było to słodkie czy demokratyczne. Mimo to, kiedy Hiszpanie imperium Azteków zdobywali, a ktoś się tam próbował bronić, to NIE był terroryzm, tylko wojna. Zbrojna inwazja - niezależnie od tego, jak oceniamy moralne zalety obu stron - i obrona własnego kraju.

Dokładnie na tej samej zasadzie Niemcy mogli sobie powiedzmy uważać, że Polska to jest denny kraj - kraj anarchii, bałaganu i w ogóle - ale jeśli nas zbrojnie najechali, a ktoś sie bronił, to nie był żadnym "terrorystą", tylko partyzantem. Niezleżnie od tego jakie stosował metody. Choćby nawet folksdojczęta piekł na rożnie i zjadał, to i tak nie ma wiele do rzeczy - było nie przyłazić!

Jeśli nam się tu ktoś wpieprzy, żeby robić swoje porządki, to też walka z tym nie będzie żadnym "terroryzmem". Oczywiście - inwazja będzie nazwana "bratnią pomocą", a agresor zadba, by znalazło się dość takich, którzy ją powitają z kwiatami chorągiewskami w odpowiednich kolorach. Zawsze tak się robi i dziwne by było, gdyby robiono to inaczej. Nie zmienia to jednak istoty sprawy.

* * *

Co do jest właściwie ten "terroryzm"? Atakowanie miękkich celów? Jak cywile na jarmarkach czy w knajpach? Stosowanie "niedozwolonych" środków - jak miny przeciwpiechotne czy gazy bojowe? Stosowanie broni - nie daj Boże! - jądrowej, jeśli się nie dostało na to pozwolenia od tych, którzy już ją mają i nią sobie groźnie od czasu do czasu potrząsają, ale innym wara?

Mam wątpliwości, czy to jest właśnie istota terorryzmu. Myślę, że terroryzm to metoda walki politycznej, mająca przeważnie doprowadzić do rewolucji czy przewrotu. Stosowana przez np. anarchistów w dziewiętnastowiecznej Hiszpanii, albo przez rosyjskich eserów. Sporadyczne ataki, mordowanie dostojników, przedstawicieli aparatu przemocy, czasem po prostu osoby postronne. We własnym kraju.

Kiedy to nie jest we własnym kraju, sprawa robi sie bardziej skomplikowana. Jeśli taki ktoś uważa, bo ma po temu jakiś powód, że jego kraj jest okupowany i katrupi jakichś gestapowców czy innych kolaborantów - to nie będzie terroryzm. To będzie walka o wolność. Niezależnie od tego, który kraj może nam się bardziej podobać, który jest bardziej demokratyczny i humanitarny. (Swoją drogą - komu o OBIEKTYWNIE oceniać?)

Jeśli czyjś kraj jest okupwany, a ten ktoś atakuje miękkie cele w kraju okupanta... OK, z punktu widzenia władz, policji itd. tego drugiego, jest to może "terroryzm". Nie przestaje to jednak być WOJNA i ze sfery militarnej nie przechodzi nagle do sfery psychopatologii z kryminalistyką. Jak się nam to bez przerwy wmawia.

Dlaczego to ważne? Nie chodzi przecież o to, żeby usprawiedliwiać zamachy w których giną cywile, tylko żeby bronić się także przed ogłupianiem nas przez aktualnie rządzących. Którzy najpierw nasprowadzają nam takich różnych ludzi... Ja ich absolutnie z powodu "koloru skóry" nie wartościuję, ale gdybym to ja np. pojechał do wielu z ich krajów, raczej by mnie tam jako swojaka nie przyjęto, czemu więc się dziwić w drugą stronę?

Do tego dochodzi wściekłe tępienie Katolicyzmu (i, w nieco mniejszym stopniu, całego Chrześcijaństwa). Że na tym poprzestanę. No i oni to wszystko robią, a potem, kiedy im, i nam, wybucha to w twarz, zaczynają zawodzić i wzywać nas do popierania następnych swoich dziwnych zachowań.

Nie mówię tu o walce z radykalnym islamem, tylko o przekonywaniu nas, że to nie jest wojna, że to nie jest czołowe zderzenie dwóch całkiem innych i w sumie wrogich CYWILIZACJI - tylko coś z pogranicza patologii i kryminalistyki, co da się wkrótce naprawić, bo przecież chuligani nic trwałego nigdy nie stworzą. Sorry - ja tych pierdołów nie łykam.

* * *

O co właściwie walczymy? Żeby naszym kobietom za parę lat nie kazano zasłaniać twarzy i nie obcinano im przymusowo różnych szczególików? Żebyśmy mogli żłopać wódę i nie musieli się pięć razy dziennie modlić z twarzą zwróconą w stronę Mekki? Żeby nie obcinali bez powodu głów? A najlepiej wcale? O to można by powalczyć, zgoda! Tylko że raczej nie tak, jak to się dotychczas robiło. (No i nie tak, jak to się właśnie robi w stosunku do rosyjskich zielonych ludków.)

Czy też walczymy o żęder, "tolerancję" dla wszelkich agresywnych zboczeń, "równouprawnienie płci" definiowane niewiadomo przez kogo i na podstawie niewiadomo jakich kryteriów? I o obowiązkową miłość do Izaela? Z uznaniem, że istnieją rasy lepsze i gorsze, i akurat ci tam muzułmanie należą (jak i np. Polacy) do tych gorszych? Otóż nie - ja o to nie będzie dalczył. Na drzewo! Walczcie sobie sami.

* * *

Z jednej strony potępia się dziś wszędzie niemal konkwistę (a nawet hiszpańską rekonkwistę, bo "muzułmanie doprowadzili Andaluzję do rozkwitu i byli tacy, ach, tolerancyjni!"), wyprawy krzyżowe, nawracanie - wszystko to robione przez autentyczną wielką religię, Katolicyzm - a jednocześnie podboje dokonywane w imieniu wymyślonej całkiem niedawno, bez przerwy "udoskonalanej" i ciągle się zmieniającej, religii "demokracji i praw człowieka" mamy traktować jako jakąś...

Nie powiem "wolę Boga", bo to nie dość ateistyczne, ale w sumie coś takiego. Sorry, ale to jest całkiem bez sensu! Poza oglupionym i wystraszonym lemingiem nikt tej nowej religii nie traktuje na tyle poważnie, by mieć ochotę za nią ginąć. Dlatego też z wojowniczym islamem w imię tej pseudo-religii walka jest z góry przegrana.

* * *

To nie może być "wojna", bo przecież "demokracja i prawa człowieka" zapewniają wieczny pokój i wieczne szczęście, a tutaj nagle takie coś... Nie może to być też "wojna", bo właściwie z kim? Kto jest państwem, ustalają te tam ONZety, gdzie rządzą tacy, którzy mają broń od A do Z - jak mają, to mogą sobie nawet nasyłać na innych zielonych ludków. Więc z kim ta wojna? Przecież nie z Islamem! Skoro mamy już miliony jego przedstawicieli u siebie - a oni przecież tacy słodcy! (Nie mówię, że żaden nie jest słodki, tylko że to nie o to chodzi.)

No więc to musi być kilku psychopatów... Dziesiątki tysięcy? I liczba ich stale rośnie? Mimo że ich bombardujemy i katrupimy? Nieważne - psychopaci i terroryści! Przecież inaczej Obama nie dostałby Pokojowej Nagrody Nobla "na zachętę"! TO NIE MOŻE BYĆ WOJNA!

* * *

Jeśli mam rację i to jest po prostu wojna - nieważne, czy taka, jaką pamiętają i do jakiej się przygotowją nasi, zachodni generałowie - to od razu nasuwa się to, co ktoś kiedyś rzekł... Nie pamiętam, czy to był Gustaw Adolf , czy może marszałek Turenne o Gustawie Adolfie... W każdym razie rzekł, iż: "Wojnę wygra raczej armia jeleni prowadzona przez lwa, niż armia lwów prowadzona przez jelenia".

No i, o ile dzisiejsze społeczeństwa Zachodu na pewno nie przypominają stada lwów, a jelenie tylko też przypominać mogą tylko na potrzeby tego stwierdzenia, to dzisiejsi przywódcy Zachodu nie mają już z lwami absolutnie nic wspólnego. (Nawet co do jeleni miałbym spore wątpliwości, bo to jednak szlachetne zwierzęta.)

Jeśli ten ktoś miał rację, a raczej ją miał, to marnie to nam wróży w starciu z Państwem Islamskim, czy jakimkolwiek badziej zdeterminowanym wrogiem. Dzisiejsi władcy Zachodu, ich propagandziści i inne przydupasy, oczywiście woleliby, by nam tego typu myśli nie zaświtały w głowach.

Nic więc dziwnego, że wroga, z którym Zachód nagle musi prowadzić całkiem po prostu WOJNĘ, starają się swoim własnym poddanym przedstawić jako wyskok gromadki chuliganów, których, z mniejszym lub większym wysiłkiem, ale jednak na pewno będzie można okiełznać metodami policyjnymi, z dodatkiem zamawiania duchów, magicznych zaklęć, obelg i groźnych min.

Inaczej, aby sobie poradzić z tego typu zagrożeniami - których pojawia się, pozornie zniką, coraz więcej i więcej - suwerenny lud musiałby, z konieczności, zmienić tych rządzących na jakichś innych, bardziej odpowiednich na trudne czasy i do odpowiedzialnych zadań. Bo pijar, niestety drodzy ludkowie, już przestaje powoli wystarczać...

* * *

W sumie chodzi o to, że - jak bardzo nie podobałyby się nam zamachy bombowe czy obcinanie głów dziennikarzom - takie rzeczy nie mają powodu sprawiać, byśmy dawali się dalej ogłupiać idiotyczną i kłamliwą propagandą, albo żebyśmy, uciekając przez rzekomym "fundamentalizmem" i "zacofaniem", pakowali się w wymyślone przez czyichś najemnych świrów nowe pseudo-religie. Choćby miały tak dźwięczne nazwy, jak "multi-kulti", "tolerancja", "żęder", czy "wolny rynek". Dixi!

triarius

niedziela, sierpnia 17, 2014

Z ostatniej chwili: Tygrysizm wkracza w XXI wiek

Tym razem będzie audio. (Łał? Jasne że łał!)

To nagranie to takie coś między improwizowanym wykładem, luźną gawędą, i po prostu towarzyską rozmową. (Z psami, stonką, dziećmi i krzykiem mew w tle. Lato w 3Mieście, ach!) Pan Tygrys rzuca aktualne światowe wydarzenia na szerokie historiozoficzne tło i przewiduje przyszłość. Brzmi zachęcająco? Więc proszę się nie ociągać - klikać i słuchać!

Niestety nie da się tego zahotlinkować (i nie dziwię się za bardzo, bo mieliby niesamowite obiążenie serwerów). Trzeba kliknąć tutaj i wysłuchać na ich stronce:

http://www.mediafire.com/view/c29jkndx6d397w9/Piotrek.mp3

A jak już ktoś wysłuchał, albo chociaż szczerze spróbował, to mógłby łaskawie wyrazić swoje na ten temat zdanie. Skomentować znaczy. Interesuje mnie zarówno opinia na temat treści, jak i samego aspektu techniczno-multimedialnego. Oczywiście rozpropagowanie tego linku (czy innych moich linków zresztą), też by było bardzo miłe, jeżeli ktoś by uważał, że zasługuje.

A jak by ktoś był ciekaw bliższych szczgółów tego naszego przedswięwzięcia (doktoraty, lincencjaty, europejskie granty itd.), no to podaję: Dyktafon obsługuje Adaś. (Który, swoją drogą, jest baba, więc spokojnie!) Adaś także zapewnia nieco odświeżającego feedbacku. Nagranie dokonane w czwartek 13.08.2014, w pod parasolem w ogródku takiej knajpki koło plaży w Redłowie.

triarius

czwartek, sierpnia 07, 2014

Niektórzy to są genialni...

Ze trzy tygodnie temu, zaraz po zestrzeleniu przez "ukraińskich separatystów" malezyjskiego samolotu, wklepałem tu tekścik pod tytułem "Putin i pantoflarze", w którym opisałem taktykę, którą Putin z pewnością zastosuje w odpowiedzi na te mikre zachodnie sankcje, które Rosję spotykają.

Linek tutaj: http://bez-owijania.blogspot.com/2014/07/putin-i-pantoflarze.html

W skrócie, żeby ten mój dzisiejszy wpis był zamkniętą całością, powiem, że chodziło mi o taką taktykę (czy może aż "strategię"), jaką stosują od prawieków żony wychowujące sobie potulnych mężów pantoflarzy. Czyli kijeczek i ew. drobna marcheweczka - ale niesamowicie konsekwentnie i w reakcji na każde dosłownie zachowanie drugiej strony...

W taki sposób, żeby ta druga strona szybko nauczyła się, że każde jej "nie takie" zachowanie zostanie surowo ukarane i nieodwołalnie ukarane, natomiast każdy przejaw słabości, czyli w tym konkretnym przypadku brak reakcji na "nasze" nieprzyjazne zachowanie - zostanie nagrodzone, ale tylko odrobinę i niemal na pewno jedynie drobnym złagodzeniem dotychczasowych sankcji.

* * *

Zdziwi się ktoś, że okazanie słabości miałoby być przez Putinów tego świata nagradzane, tak? Zgoda, czujność godna pochwały, ale tutaj mówimy wyłącznie o tym konkretnym ETAPIE. "Mądrość etapu" to się nazywa w leninowskim języku, który będzie aktualny już ZAWSZE, jak długo będzie istniała ludzkość. Potem Putin, i inni, sobie to z nawiązką odbiją, a słabość, zgodnie z odwiecznymi prawami przyrody, zostanie boleśnie ukarana. Jak zawsze!

* * *

No i oczywiście miałem, jak to mam w zwyczaju, rację. Obecne rosyjskie kontr-sankcje, w postaci zakazu importu żywności z "winnych" krajów, są dokładnie tym, o czym mówiłem. Są bardzo precyzyjnie wymierzone w konkretny sektor zachodniego społeczeństwa - jeszcze konkretniej gospodarki, a to zawsze w konsumpcyjnych społeczeństwach jest wyjątkowo bolesne - uderzą nierówno w poszczególne kraje tej "koalicji", przez co stworza rozłamy...

Mistrzowska robota po prostu! Oczywiście, cośmy już sobie przecież dawno powiedzieli, Putin z tą zgrają debilnych degeneratów - zdRadków, Obamów, Merkeli, Ashtonów i czego tam jeszcze - przegrać po prostu nie ma jak. To nie jest problem Rosji - która, wierzę, jest obecnie dość słaba, choć oczywiście te wszystkie guziki i głowice swoje znaczą - tylko zdechnięcia i spedalenia Zachodu.

Z TAKĄ elitą, z takimi przywódcami, Zachód nie wygra dosłownie z nikim. Po prostu niektórzy pomniejsi dyktatorzy nie mają jeszcze odpowiedniego przełożenia, dość dużej skali, by dać Zachodowi w dupę, ale i to się szybko zmienia - vide sukcesy "muzułmańskiego państwa" na północy i zachodzie Iraku! Państwa, o którym dwa miesiące temu nikomu się nawet nie śnilo.

No a co do mojej madrości, to - oczywiście, mam w genach sporo z Kassandry, co zresztą wcale nie zawsze jest przyjemne, ale tutaj chciałbym jednak podnieść zalety Spengleryzmu Stosowanego, takiegoż Ardreyizmu, oraz ewidentne przewagi boksów i grapplingów nad szachami i brydżami, nie mówiąc już nad tym, czym się naprawdę zajmuje większość tych dzisiejszych rodzimych i zachodnich intelektualnych i politycznych "elit".

* * *

Nie ma jednak tego złego, bo przez to bydło niemal już nie przeklinam, po przeczytaniu jakim językiem oni mówią przy swoich ośmiorniczkach z Biedronki! A kląłem od dokladnie pół wieku i nijak nie mogłem znaleźć skutecznego sposobu, by przestać. Powinienem może kiedyś napisąć tekst pod tytułem "Od Tomka na wojennej ścieżce do ośmiorniczek z Biedronki - czyli pół wieku mojej jezykowej wulgarności". Może jeszcze napiszę - szczególnie jeśli nie będzie nawrotów.

* * *

Tak że, drogie ludzie - żeby podsumować, powiem wam tak: Można jednak zrozumieć, a nawet w istotnej mierze przewidzieć, zachowania i reakcje Putina... Można by sobie z nim, i jemu podobnymi, poradzić, ale przecież nie z tymi przywódcami, którymi się obecnie Zachód cieszy...

Byłym teraz w stanie przewidzieć z kolei reakcję Zachodu na te reakcje Putina (będące reakcjami na reakcje, itd.) i to naprawdę nie będzie ładny widok... Wiem, że to rozkrwawia wasze wrażliwe serduszka, ale TEN Zachód, z tymi "elitami", z tymi przywódcami, z tymi priorytetami - nie ma po prostu cienia szansy nie tylko z Rosją Putina, ale naewet z jakiś "islamskim państwem", które się lada rok może pojawić w dowolnym niemal z krajów Zachodu.

Wnioski? Konkretne zalecenia? A co ja jestem - niedźwiednik, żebym na zadnich łapach uczył chodzić?! Osiem lat pisania na tym blogu, to możecie sobie, w razie czego, poczytać. Ardreya ze Spenglerem też zresztą. Że już o pomyśleniu własną głową - po wstępnym, oczywiście, wydaleniu z organizmu wszystkich tych smętnych pierdołów, którymi was durnie, świry i agenci od lat karmili - nie wspomnę.

triarius

P.S. A teraz wychodzimy pojedynczo. I uważać na ogony!

sobota, lipca 19, 2014

Zachód zmiażdży, zniszczy i ośmieszy Putina!

Nie może być ławiejszego przeciwnika dla kogoś naprawdę zdeterminowanego, niż cyniczny tchórz, a więc porzućcie wszelkie nadzieje, że to niby "Putin właśnie przegrał", "teraz Zachód da Putinowi popalić", albo "będzie zimna wojna, którą Rosja musi przegrać (bo ilość różowch golarek do damskich części intymnych na głowię jest tam stanowczo zbyt niska)". To nie ta metoda!

Uwzględniając to, że psychopata, kiedy już ruszy do ataku, jest wprost niesamowicie zdeterminowany; Putina można uznać z psychopatę, ale to nie jest żaden głupek, ani niewiedzący co czyni szaleniec; a nawet Rosję jako całość można uznać, od wieków, za państwo w pewnym sensie psychopatyczne... Z drugiej zaś strony wystarczy rzucić okiem na tych, którzy dzisiaj rządzą Zachodem - wynik tego starcia jest z góry oczywisty. (Nie żeby mnie to cieszyło, absolutnie nie!)

Putin mógł się być może lekko naciąć atakując w jednym konkretnym kierunku - wykonując jeden konkretny ruch. Mianowicie tak, że jego najemnicy, wysłani na wschodnią Ukrainę i udający jakichś mitycznych "separatystów" - zaczęli, jak się wydaje, brać w dupę od przegrupowanych i jakoś tam doprowadzonych do porządku sił ukraińskich.

A co do "separatystów", to całkiem niedawno jakieś dziwne zielone ludziki w bardzo profesjonalnie wyglądających mundurach, rosłe chłop w chłopa i ewidentnie w formie, w dodatku z super sprzętem zakupionym pono w sklepach survivalowych, ale chyba jakichś nieco elitarnych, robiły w naszych zachodnich przekaziorach za "krymskich nacjonalistów".

Świat zaś, z tymi cynicznymi tchórzami, o których myśmy tu sobie na początku, na czele, pilnie udawał, że nie potrafi do tego zjawiska przypasować żadnej adekwatnej etykietki. No bo co jak co, ale przecież żadni tam "terroryści" toto być nie mogą! Choć po prawdzie wszystkie terrorystów cechy posiadali z nawiązką, i niczym innym po prostu być nie mogli.

Teraz jest jeszcze fajniej, bo już przed chwilą na francuskim kanale (tym pro-"europejskim") usłyszałem, jak to "naukowcy Republiki Donieckiej" zajęli się dochodzeniem przyczyn rozbicia się samolotu". Mogą fundamentalistyczni sunnici w Iraku (niedługo "byłym Iraku") - mogą i chłopcy Putina, czemu nie? "Polityka faktów dokonanych" to się nazywa. Zachód, owładnięty cynicznym tchórzostwem i kierowany przez absolutnych mistrzów w tym fachu, z całą pewnością łyknie to bez popitki.

No dobra - ktoś się może domyślił, jak miała się kończyć ta myśl, że Putinowi być może jego jeden ruch się nie całkiem udał... Inni się pewnie nie domyślili, więc dokończę explicite. No więc Putin zagrał teraz tym samolotem, atakując na kolejnym froncie, waląc przeciwnika (czyli w sumie nas, "Zachód") w bardziej czułe miejsce...

I nieźle mu to oczywiście wyszło. Już teraz. I już teraz różne Merkele łączą się z nim w przecudnie harmonijnym chórze, wołając o zawieszenie broni - żeby tam bez krwi rozlewu, oczywiście, jak zawsze, no i żeby dojść kto ten samolot tak brzydko - no bo przecie tyle różnych hipotez i człowiek nie ma pojęcia, nie tylko co właściwie się stało, ale także KTO winien. I tak to się kręci już teraz, a poczekajcie ludzie jeszcze trochę i zobaczycie, że będzie o wiele jeszcze weselej!

Putin nie ma już problemu z tymi tam najemnikami, którzy giną, a on im w sumie niezbyt pomaga, na co lud, rosyjski znaczy, może nieprzychylnie patrzeć, skoro nieco wcześniej mu pracowicie rozkręcono histerię, jak to nasi dzielni chłopcy z tym koszmarnym faszyzmem i ludobójstwem biednych Rosjan na tej Ukrainie walczą, a cała Rosja stoi uzbrojona po zęby na granicy, żeby tym zbrodniom w odpowiedniej chwili przywalić. A potem ci "nasi" dostają w dupę, a Putin z Rosją nic.

Jednak na głupotę, a przede wszystkim to wyrafinowane połączenie tchórzliwości z cynizmem, dzisiejszego Zachodu, z jego przywódcami na czele... Wspartymi oczywiście na grzbietach niemal równie tchóżliwie-cynicznych lemingów - tacy jak Putin zawsze będą mogli liczyć. To znaczy tak długo, aż ktoś tego Zachodu kopniakami w końcu nie rozwali, co nie będzie aż tak trudne - nawet przy tej zaiste ogromnej, wciąż, mimo kryzysu, ilości różowych golarek na głowę (i nie tylko głowę), w czym żadna Rosja nie może się nawet z Zachodem równać.

No ale gdyby zrobiono Mistrzostwa Świata w Cynicznym Tchórzostwie (najlepiej oczywiście podlanym jeszcze Głupotą), to na pewno Zachód wziąłby wszystkie medale, a Rosja dostałaby okrutne baty. (W gołym cyniźmie byłoby inaczej, oczywiście, ale kto by chciał robić TAKIE mistrzostwa?!) W dodatku nie byloby trudności z wyłonieniem zwycięskiej ekipy - nikt inny, niż dzisiejsi przywódcy Zachodu nie dałby tak znakomitych gwarancji sukcesu.

Niniejszym domagam się, żeby takie Mistrzostwa zostały zorganizowane! A co najmnej, na razie, żeby Cyniczne Tchórzostwo zostało uznane za dyscyplinę olimpijską. Nie żartuję! W kategoriach "pań" i "panów" oczywiście - żeby było równouprawnienie, no i żeby Angela Merkel też swój złoty medal zasłużenie dostała. Z łezką w oku wprawdzie, bo jej ukochany Putek sromotnie przegra, ale Radek ją zaraz pocieszy, oddając jej Polskę, albo coś takiego.

No, tośmy sobie chyba wyjaśnili sprawy bieżące, a nawet poniekąd sporo spraw przyszłych. Dzięki za uwagę. Pieprzcie realny liberalizm i korzystajcie z życia, dopóki jeszcze jakieś wam zostało.

triarius

P.S. Wychodzimy pojedynczo, albo po dwóch. Uważać na ogony.

piątek, lipca 18, 2014

Putin i pantoflarze

W którejś historii Sherlock Holmes mówi Watsonowi coś w tym stylu, że kiedy zbrodniarzem jest człowiek inteligentny, nie jest trudno go rozgryźć, bo wszyscy inteligentni ludzie myślą podobnie. (No i złapał mordercę, którym był akurat lokaj. Faktycznie niegłupi.)

W związku z czym ja się chyba nie muszę obawiać, że coś tu Putinowi podpowiem, choć wejść z Rosji mam dziwnie dużo. Z drugiej zaś strony jest spora szansa, że jednak naprawdę coś z jego postępowania rozumiem.

Kiedy sobie dzisiaj wlączyłem te tam zagraniczne telewizje, co je mam w pakiecie, jedna francuska poinformowała mnie, że nad Ukrainą został właśnie przez rosyjski samolot zestrzelony ukraiński myśliwiec. Moment potem poinformowano mnie o sankcjach na Rosję, za brak troski o pokój na Ukrainie, czy jak to tam określono.

Sankcje te (to wiem z amerykańskiego kanału ekonomicznego, gdzie omawiano to dość obficie) polegają na tym, że dwie rosyjskie firmy nie będą mogły w USA zaciągać kredytów, choć poza tym, co wymownie podkreślano, nadal będą mogły działać na amerykańskim rynku i sobie z amerykańskimi firmami współpracować. Plus sankcje wobec dwóch konkretnych osób w Rosji.

Tyle! Putin jednak, czy jakiś inny wysoki rosyjski dostojnik, oczywiście, bardzo te sankcje skrytykował, zgrzytając przy tym, jak oni mają zwyczaj, zębami i rzucając wokół wściekłe spojrzenia. A ja tak sobie od razu te dwie rzeczy skojarzyłem. Czy nawet trzy rzeczy, uwzględniając reakcję Rosji, choć ta przecie była od razu do przewidzenia.

Moje myśli poszły takim tropem, że oto Putin (szeroko oczywiście pojęty) wychowuje sobie tych zachodnich... Jak by ich eufemistycznie określić... Poprzestańmy na "degeneratach"... Wychowuje sobie więc tych zachodnich degeneratów, którzy nam łaskawie, na rasowych pantoflarzy. Metodą dokładnie taką, jaką to robią od wieków żony. Ktoś jeszcze nie wie jak one to robią?

Czy ludzie zostają pantoflarzami dlatego, że się boją swoich żon? Może z czasem faktycznie się zaczynają bać, ale w większości przypadków to się wcale tak nie zaczyna. Gdyby żona miała takiego - jeszcze nie wychowanego na pantoflarza - wałkiem, to on by jej w końcu też mógł przylać i byłby co najmniej remis. I co ona by mu mogła w końcu takiego strasznego zrobić? Zupę przesolić? Zgoda, ale przecież on także mógłby zapewne zastosować bolesne dla niej retorsje.

Tylko że to się nie tak robi i kobiety wiedzą to od zarania wieków. Mądra żona (a która w tej dziedzinie nie jest mądra?) stosuje metodę kija i marchewki - początkowo małego kijka i malutkiej marchewki, tyle że super-konsekwentnie i natychmiast. W końcu każdy ekspert od prawa powie wam, że nie dotkliwość kary się liczy, tylko jej natychmiastowość i pewność.

W tym akurat przypadku eksperci, wyjątkowo mają co najmniej połowę racji, a kłamią tylko częściowo. Dodatkowo taka mądra żona nie działa na nieszczęsnego meża strachem - takim czystym, zwierzęcym - tylko atakuje jego wygodę, wykorzystuje lenistwo, wygodnictwo, zmęczenie, pragnienie świętego spokoju...

Gość nie to, że się żony wprost boi - on by wreszcie chciał mieć święty spokój, a uzyskać go może, z trudem się tego w końcu nauczy, jeśli zrobi dokładnie to, co mu małżonka, mniej lub bardziej wprost, zasugeruje. Jak się ten proces zacznie, to już potem idzie i idzie, coraz łatwiej. To jak z przeciąganiem liny na przykład.

Sam miałem co najmniej jeden ogromny sukces tego typu, kiedy metodą malutkich patyczków i malutkich marcheweczek - praktycznie symbolicznych i ograniczających się do mniej lub bardziej entuzjastycznych min - wychowałem sobie w krótkim czasie bardzo uroczą teściową. Osoba ta, dziś już niestety nieżyjąca, przez wielu uważana była za oschłą i obdarzoną dość trudnym charakterem.

Dla mnie jednak była fantastyczną teściową, której wybaczałem nawet czytanie Gazety Wyborczej, choć oczywiście dzieliłem się z nią czasem uwagami na ten temat, Delikatnie jednak. Wszystko to osiągnąłem dzięki przesubtelnemu reagowaniu na każde jej zagranie - głaskanie jej, w przenośni oczywiście, kiedy była akurat miła, i wyniosła oziębłość, kiedy próbowała na mnie swych zwyklych dotychczas sztuczek.

Naprawdę nie chciałbym jakoś głębiej porównywać tego smętnego towarzystwa, które dzisiaj milościwie nam panuje na tzw. Zachodzie, z moją, naprawdę słodką, teściową, ale metoda Putina jest taka sama jak była moja, a skutki też z pewnością nie okażą się byle jakie.

* * *

Potem (żeby od mojej teściowej wrócić do Ukrainy i Putina) miałem różne sprawy w tzw. realu i na śledzenie wydarzeń w telewizji nie było czasu. Kiedy wieczorem wróciłem, okazało się, że ktoś - absolutnie nie wiadomo kto - zestrzelił malezyjski samolot pasażerski z 295 osobami na pokładzie.

I tak sobie myślę, że z tym wychowaniem Merkeli i Obam na rasowych pantoflarzy przez (szeroko pojętego) Putina, to jednak musi być tak, jak mi się w tym genialnym przebłysku intuicji wydało. No to teraz czekajmy na dalszy ciąg.

triarius

sobota, grudnia 21, 2013

Clito, mały braciszek ubeka

Na Facebooku ostatnio ktoś związany z rodzimymi tzw. katolickimi mediami podniósł straszny krzyk, że "150 tysiącom kobiet w Afryce dzieje się krzywda, bo im różne tam rzeczy obcinają, czego one oczywiście okropnie nie lubią..." Nie dosłownie tymi słowami, oczywiście, bo słowa były odpowiednio namaszczone i tchnące humanizmem, ale treść była właśnie taka. Chodzi, jeśli ktoś z mojego ezopowego języka nie zrozumiał, o sprawę tzw. "kobiecego obrzezania".

No i ja z przekonaniem uważam podnoszenie takiego krzyku przez te tzw. katolickie media za coś skrajnie dennego. Cóż bowiem może być bardziej pokracznego od zachowań w zamiarze cwanych jak cholera, makiawelicznych po prostu, które jednak, o dziwo, szkodzą bardziej samemu cwaniakowi, niż reszcie świata? Historia zna wiele przypadków, kiedy ktoś był "zbyt cwany dla własnego dobra", czy "głupio mądry"... I to jest, moim zdaniem, kolejny na to przykład.

Zanim (Deo volente) zagłębimy się razem w subtelną analizę tej konkretnej sprawy i obszernej problematyki, którą ona jest wyrazem - coś na przystawkę. Dla co mniej filozoficznie nastawionych czytelników, szczególnie tych z dysleksją (jak choćby Adaś, o mnie samym uprzejmie zapominając), to powinno właściwie wystarczyć. Choć to wcale nie byłby mój główny argument przeciw tym, jak ja to widzę, szkodliwym bredniom wygłaszanym przez tzw. "katolickie" media. (Jakby dzisiaj coś mogło jeszcze być tak po prostu "katolickie". Po V2 i w atmosferze lewackiego totalitarnego terroru rosnącego z każdym dniem.)

Dwa pytania zatem:

1. Dlaczego ten czuły na kobiecą krzywdę mówi o Afryce, nie wspominając, że w wielu innych krajach w Afryce nie leżacych, robi się to samo, albo coś w sumie całkiem podobnego? Przeciw czemu, z jakichś dziwnych względów, nikt nie protestuje. O czym konkretnie mówię? A na przykład o Arabii Saudyjskiej. Gdzie wystarczy, że nieobrzezana kobieta znajdzie się w szpitalu, żeby jej (kulturalnie i pod znieczuleniem) przymusowo i znienacka różne te tam szczególiki poobcinali.

Bywały takie przypadki, nawet chyba dość mnogie. Oczywiście trudno mi zrozumieć te zachodnie kobiety, które wychodzą za ichnich obywateli, przechodzą na islam i tam się osiedlają... Ale my nie o tym. My o protestach i podnoszeniu dzikiego rabanu z powodu takich praktyk. Faktycznie dość odległych od praktyk w każdym sensie "katolickich", a także od praktyk które my tu, w zachodnim (w szerokim pojęciu) świecie uznalibyśmy za normalne.

Ale raban dotyczy Afryki, a nie wielu innych krajów, które się "oszczędza". Z tchórzostwa i/lub z cwanego "politycznego" powodu, że to niby "sojusznik w walce z laicyzacją". Nie twierdzę tu, że na pewno nie sojusznik w tej walce - po prostu zauważam pewien brak konsekwencji.

2. Kiedy sprawa dotyczy kobiet i dziewcząt, oraz czarnej Afryki, jest dla naszych humanizmem przepełnionych uszczęśliwiaczy ludzkości jasna i jednoznaczna. Co jednak mówią oni o obcinaniu różnych podobnego typu szczególików niemowlętom płci męskiej? Proszę teraz o zupełną ciszę, nadsłuchujemy... Słuchamy, słuchamy... I nic nie słyszymy, prawda? Trochę to dziwne.

Pomyśli ktoś, że ja jestem jakimś obrońcą tego typu praktyk i chciałbym, żeby Kościół Katolicki je zaakceptował. I może jeszcze przyjął je jako swoje. Co za bzdura! Kompletnie nie o to chodzi. Chodzi mi o obrzydliwą obłudę, która w dodatku wcale nie sprzyja interesom obłudnika, tylko wali go w tę cwaną mordę niczym nadepnięte odpowiednio grabie.

Zgodzę się, że w wielu przypadkach - szczególnie u ludzi do których te słowicze apele "katolickich" mediów i innych naprawiaczy świata dotarły i roznieciły im w sercach pożar świętego oburzenia i potop wspólczucia dla bliźniego swego - to nie jest głupie cwaniactwo, tylko szczere przekonanie, mające dobro brata... Siostry raczej w tym przypadku, na względzie.

Ale i tak opiera się to na umysłowej płyciźnie i musi wynikać w znacznej mierze z tego, co z ludzi umysłami robią współczesne tzw. edukacja. I oczywiście współczesne media. I w co Kościół, niestety, dość gładko się w tych czasach wpisuje.

Można protestować przeciw obrzezaniu kobiet? Można być gorąco i zdecydowanie przeciw takim obyczajom? Można. Oczywiście że można - chodzi jednak o to, z jakich pozycji. I o to, że jeśli się mówi A, to należy być także przygotowanym na powiedzenie B. Jeśli zaś ma się zamiar powiedzieć B, to raczej powiedzenia A się nie uniknie. W sensie oczywiście metaforycznym, ale każdy powinien chyba zrozumieć o co chodzi.

Jeśli uważamy, że mamy prawo zwalczać takie pradawne zwyczaje, jak obrzezanie kobiet w Afryce, to po pierwsze - powinniśmy je zwalczać także gdzie indziej. Po prostu wszędzie. Albo (zaiste program minimum!) przynajmniej o nich otwarcie mówić. Jeśli obrzezanie kobiet jest be, a obrzezanie męskich niemowląt jest cacy, no to chyba wypadałoby powiedzieć ludziom DLACZEGO? To może mieć jakieś fajne wyjaśnienie, ale ja np. go nie znam i chętnie bym je poznał.

Jeśli już spełnimy te wstępne warunki, to możemy, jak ja to widzę, zwalczać obrzezanie kobiet w takich oto przypadkach:

1. Jeśli uważamy, że wszyscy ludzie na świecie powinni być katolikami. W znacznie (ale to znacznie) skromniejszej wersji - wszyscy ludzie na świecie powinni się stosować do katolickich norm społecznych i katolickiej moralności. Uważano tak kiedyś i postępowano zgodnie z tym przekonaniem - krucjaty, konkwista... Językiem bardziej... well, marksistowskim, będzie to niewątpliwie "katolicki imperializm kulturowy". I albo nam on pasuje, albo nam on nie pasuje. Ze wszystkiego co widzę i słyszę, posoborowy Kościół jest od takiego  imperializmu jak najdalszy. Ja, przyznaję, nie rozumiem tego, ale tak właśnie chyba jest.

2. Jeśli uważamy, że wszyscy ludzie na świecie muszą sie stosować do tego, co obecnie głoszone jest jako "uniwersalna moralność" i (nie bójmy się tego słowa!) "PRAWA CZŁOWIEKA". To absolutnie nie jest to samo co w punkcie 1! "Prawa człowieka" nie dość, że z choćby z tym, co się określa jako "moralność dekalogu", związek mają taki sobie, to jeszcze wciąż "ewoluują" i wyraźnie są dyktowane przez, trudne wprawdzie do precyzyjnego umiejscowienia, ale jednak całkiem konkretne siły.

Siły nie będące bynajmniej Kościołem Katolickim, a nawet w istocie Kościołowi Katolickiemu zdecydowanie wrogie. Wpisywanie się w kampanie podboju świata przez te siły - a czymże innym jest ów przejmujący zew, o którym sobie tutaj rozmawiamy? - jest to coś takiego, jak swego czasu pewna ulubiona rozrywka dziatwy z ubeckich rodzin...

Czyli zaczepianie starszych chłopaków przez ubecką dziatwę, a potem bieganie z krzykiem do braciszka ubeka albo ubeka tatusia. (Dzisiaj robi się to w garniturach marki Armani, choć oczywiście takie obyczaje trwają przez stulecia i przeżyją nas ze szczętem. Jak i obrzezanie kobiet zresztą.) Dla ułatwienia, tego cwanego braciszka nazwiemy sobie... Niech będzie na przykład... "Clito". W końcu musi mieć jakieś imię, więc czemu nie to właśnie? Zostawmy jednak Clita i wróćmy do naszych mutonów.

Tak samo jak w przypadku hipotetycznego "imperializmu katolickiego" - będzie to ewidentny przykład imperializmu. Tym razem "zachodniego", W dodatku całkiem już nie hipotetyczny. Nie mówię, że ten imperializm jest koniecznie złą rzeczą, ale jednak słabo on przystaje do wielu innych haseł, którymi się nas bez przerwy częstuje. Nie mówiąc już o praktykach, stosowanych stale i których skutki my, zwykli normalni nielewaccy ludzie, musimy łykać na codzień.

3. Jeśli jesteśmy autentycznie częścią którejś z tamtych kultur, które te rzeczy praktykują. I nie chodzi tu o takie bycie częścią, jak np. częścią polskiego narodu jest Adam Michnik, tylko naprawdę. Czyli musi być tak, że my jesteśmy tym przesiąknięci, a oni nas jako swoich bez zastrzeżeń akceptują. (Czyli "może być Żyd, byle chodził w krakusce", jak to błyskotliwie wyraziła niedawno Krytyka Polityczna. Brawo!)

Ten ostatni przypadek jest oczywiście czysto abstrakcyjny i nie ma powodu nas dzisiaj zaprzątać. Przypadkiem pokrewnym jest korumpowanie i przewerbowywanie elit innych kultur i cywilizacji - np. afrykańskich (ale także przecież w nieszczęsnej Polsce, może nawet w większym stopniu). Nie ma tutaj, i nie będzie nigdy ścisłych, jednoznacznych kryteriów, które by pozwalały na algorytmiczną ocenę etyczności działań. Takie coś to jednynie odwieczne marzenie świrów i fanatyków.

W sumie to by było jądro mojego wywodu. Na zakończenie chciałbym rzucić jeszcze dwoma drobiazgami. (Drobiazgami? Zależy od optyki!) Otóż twierdzenia, że te tam kobiety i dziewczęta, w tej Afryce znaczy, tak potwornie się tego boją i tak tego nienawidzą, są, z tego co kojarzę, prostą naiwną i głupią projekcja ludzi, którzy nic o tym naprawdę nie wiedzą. "Tak przecież po prostu musi być!" myślą sobie. No i rzeczywiście - gdyby ich samych tak nagle złapali i chcieli im coś obciąć... Jerum, jerum!

Ale to nie tak działa. Ten lewak, który domaga się odszkodowania za ostatnie namaszczenie w szpitalu, nie da oczywiście naszym humanistycznie nastawionym katolikom do myślenia, ale powinien. Dla jednych pierwsza komunia to gwałt na ciele i duszy - dla innych przejście w dorosłość i stanie się kobietą to powód do dumy i sprawa radosna.

Dotyczy to nie tylko obrzezania i wąsko pojetego seksu - jest masa innych "pierwotnych" społeczności, gdzie wyczynia się z ciałem najdziwniejsze rzeczy. Przeważnie właśnie, albo przynajmnej często, oznaczające dojście do pełni dorosłości.

Można sobie tego poszukać: spiłowywanie zębów kamykiem (cholernie bolesne!), zniekształcanie głowy, wyciąganie szyi, rozcinanie penisa żeby się sikało w poprzek (Australia, to faktycznie seksualne, ale tak słodkie, że nie można pominąć), robienie blizn, tatuaży, praktyki opisywane choćby w książce Mały Bizon (wcale nie wyssane z palca jednak)...

Jest tego ogromna masa, a w zachodnim świecie też, jeśli spojrzeć na sprawę antropologicznie, dałoby się takie rzeczy do niedawna znaleźć. Może nawet i dziś by się dało, tylko że to już skrajna degeneracja zdrowej antropologii, i np. aby w składaniu CV dostrzec krewniaka spiłowywania zębów, trzeba nieco więcej intelektu, niż pozwolono zachować przeciętnemu człowiekowi.

Z tego co widziałem, to większość tych dziewczyn przed taką operacją, o jakich sobie tu luźno rozmawiamy, a także po niej, była szczęśliwa jak stado skowronków. Dałoby się to chyba porównać z radością i dumą z powodu pierwszej komunii. (Mam nadzieję, że to nikogo nie obrazi, bo nie to było moim zamiarem i nie widzę do obrazy powodu.) Co jest logiczne i sensowne.

Oczywiście - w samym trakcie mogły być mniej tym wszystkim zachwycone. No i mamy tu odwieczną sprawę narzucania przez Zachód swoich kryteriów i przewerbowywanie - zarówno elit, jak i młodzieży. Nie mówię teraz, że to jest koniecznie złe, ale trzeba się w końcu zdecydować jakie to jest. Bo na razie rządząca światem (zgoda że w sposób dość "fraktalny", ale jednak) klika, robi dokładnie to, co jej pasuje, o żadną konsekwencję, o moralności nawet nie wspominajmy, nie dbając.

Albo przyjmujemy, że zachodnie normy są jedyne i najlepsze, a potem narzucamy je światu, albo każda kultura jest fajna, każda religia też, ekumenizm itd., a wtedy nic nam do tego, jak ci Murzyni w Afryce się zabawiają! Oczywiście pozostanie jeszcze istotna jak cholera kwestia - CO to są te "zachodnie normy". Bo to co teraz się nam "z Zachodu" serwuje, ewoluuje i zdaje sie nie mieć nic wspólnego z tym, o co choćby walczyli nasi zachodni przodkowie przez stulecia. Choćby jeszcze 50 lat temu, a nawet, z rzadka, później.

No i jeszcze, skoro wspomnieliśmy iż świat jest obecnie ("fraktalnie" poniekąd) rządzony przez zgraję degeneratów, to przypomnijmy może od czego zaczął się ruch Mau Mau... Od którego z kolei rozpoczęło się wywalanie Zachodu z Afryki, ze wszystkimi tego skutkami, nierzadko, jakby na nie nie patrzyć, niezbyt budującymi. Otóż zaczęło się właśnie od tego, że Anglicy chcieli zabronić owych praktyk, o których my tu sobie luźno rozmawialiśmy. Tak one tam tego nienawidziły, że aż... Jest to drobne ostrzeżenie dla nas na przyszłość. Już parę takich szpasów nam te obecne szemrane "elity" wycięły.

Swoją drogą, czy w społeczeństwach nie mających telewizorów i nie czytających tygodników (a takie przecież były te afrykańskie w czasach przed Mau Mau), w ogóle możliwe jest, by jakieś praktyki dotyczące kobiet trwały przez długi czas, gdyby matki - zarówno dziewcząt, jak i chłopiąt przecie - były mu jednoznacznie przeciwne?

No bo przecież je to też spotkało, prawda? I to nie mężczyźni się tym zajmują, tylko właśnie te kobiety. Więc z tą ich nieszczęśliwością, nie jest raczej tak prosto, jak sie naszym posoborowym wrażliwym duszyczkom wydaje. Reszta zaś też tego całego rozumowania, jak mam nadzieję wykazałem, wali sie w pył.

Naprawdę nie chodzi mi o to, że te praktyki koniecznie są super i muszą być stosowane. No i na pewno nie chcę, żeby były stosowane u nas i na nas. (Chyba że ktoś akurat prywatnie lubi.) Mam nadzieję, że nikt tego tak nie odczytał. Naprawdę nie wiem nawet, czy Zachód powinien narzucać swoją moralność światu. Jednak nie będąc nawet małym braciszkiem ubeka dawać się wciągać w jego zabawy, to moim skromnym skrajna głupota, i wcale nie tak jednoznacznie moralna, jak się niektórym wydaje.

triarius

sobota, lipca 23, 2011

Bonmoty międzynarodowe (lato 2011)

Z Rosją można się dogadać jedynie za pomocą grubego kija. (Którego ew. uzupełnieniem może być marcheweczka - ale wyłącznie karotka!)

* * *

Rosja świetnie rozumie spedalenie dzisiejszego Zachodu i gra na nim jak na bałałajce.

(To jedynie proste stwierdzenie faktu, ale ładnie sformułowane i łatwe do zapamiętania. I to właśnie jego cała ew. wartość.)

* * *

Dla mnie osobiście to żaden problem, że Obama jest "kolorowy".  Smutne jest tylko to, że miałby to być najlepszy "kolorowy", jakiego udało się znaleźć.

* * *

No i na koniec to, co akurat stoi teraz jako motto tego blogasa, ale gdybyśmy je kiedyś mieli zmienić, to żeby się nie zmarnowało. Oczywiście to nie ja od siebie mówię - to taki Pathé Marconi (jeśli rozumiecie, o co mi chodzi).


Do roboty chamy! Władza powie, kiedy możecie przestać. (Językiem eutanazji.)

triarius
---------------------------------------------------
Czy odstawiłeś już leminga od piersi?